V. TAJEMNICE I RODZINNE ROZTERKI
Sakura
po ostrym seksie zasnęła. Na początku miał problem, aby uwolnić ramię, aby jej
nie zbudzić. Kombinował, aż w końcu mrucząc coś pod nosem zwróciła się w drugą
stronę. Po uzyskaniu pewności, że usnęła opuścił nogi na podłogę i oddał się
zadumie.
Ciuchy
leżały wszędzie, porozrzucane w nieładzie. Złamał swoją zasadę. Bzyknął się z
dziewczyną, która odbiegała od jego norm i… musiał przyznać, że nie czuł się źle.
Seks z nią był czymś, na co nie liczył. Patrzył na nią, jak na dziwkę, ale w
łóżku tak naprawdę była niedoświadczona i nieco wstydliwa. Musiał wydawać
polecenia, sterować pozycjami i narzucać własne tempo. Był tym, kim dawno nie
był – panem sytuacji.
Poruszyła
się. Zerknął na nią przez ramię. Dalej smacznie spała.
Nie
wiedział, co mógłby jej powiedzieć, jak się obudzi. Miło było, ale się
skończyło? Już podgryzały go wyrzuty sumienia. Miał wielkiego kaca moralnego i
nie widział dla siebie wyjścia z tej sytuacji. Chciał z nią kontynuować
znajomość, ale co będzie, gdy się w nim zakocha? W człowieku niezdolnym do
uczuć, pozbawionym umiejętności tworzenia zdrowych relacji międzyludzkich...
Nie jest taki, jak większość kobiet chciałaby go widzieć. Ułożony, pozbawiony z
ran nie do zagojenia, na każde skinienie ich palca. Kiedyś próbował taki być,
dla Hinaty, ale nie wyszło. Po prostu jest człowiekiem, który musi czuć wolność
i chodzić własnymi ścieżkami. Prychnął rozdrażniony.
Powinien
ją zranić? Powiedzieć coś, co ją do niego zrazi? To potrafi robić. Ale pytanie
brzmiało, czy chce to robić? Dużo problemów nałożyło się na siebie, jak to w
życiu bywa, i czy na pewno chce do niego dołożyć jeszcze cierpienie tej
dziewczyny?
Niech
to wszystko diabli wezmą.
Zadzwonił
telefon. W popłochu rzucił się do spodni, złapał komórkę i wyciszył dzwonek.
Przestraszony popatrzył na łóżko. Sakura spała dalej. Ulżyło mu. Odebrał
połączenie, zanim zostało przerwane i bezszelestnie opuścił pokój. Dziwiło go,
że w tej adrenalinie słabo odczuwa ból.
-
Co jest, kurwa? Nie powiedziałem, że to ja będę dzwonił do ciebie jełopie?
-
Nie mam dużo czasu – mówił konspiracyjnym szeptem. – Na budzie zrobiło się
piekło. Wpadli federalni, orzekli, że przejmują sprawę i zajęli konferencyjną.
Rozkładają sprzęt. Twierdzą, że szukają jednej ze swoich, zaginionej agentki.
A
więc to prawda, pomyślał Itachi, ale nie przerywał partnerowi. Słychać było po
głosie, że dużo ryzykuje wykonując ten telefon w tajemnicy przed nimi.
-
Chodzi im o Sakurę, Itachi. – W tle dało się słyszeć dźwięk otwieranych i
zamykanych drzwi. – Cholera, idą do mnie, bo ciebie także szukają. Chcą mnie
włączyć do sprawy. Muszę kończyć. Uważaj na nią, Itachi. Ona potrafi być
przebiegła, ponoć ich zdradziła, bo ją przekupili w Verdzie. Jest poszukiwana
tak samo, jak… - połączenie zostało zerwane.
Jak
ja, dokończył w myślach. Gdy się odwrócił Sakura stała w progu wpatrując się w
niego podejrzliwym wzrokiem. Jej oczy zajęły się intensywniejszą zielenią,
pierwszy raz taką widział. Zmarszczył czoło, ale ulżyło mu, gdy na jej
pociemniałej twarzy rozbłysnął uśmiech. Raczej wymuszony, jednak uśmiechem był.
-
Kto dzwonił? – zapytała bez ogródek. Mogła chociaż udawać, że ją to nie
interesuje, ta jego prywatność. – Nara?
Patrzył
na nią i myślał. Nie wiedział, co powiedzieć. Prawdę? Jak zareaguje zbiegły
agent FBI, kiedy powie jej, że zna prawdę? W końcu zaprowadził ją do swojego
domu. O siebie się nie martwił, o ojca także nie, ale za żadne skarby nie może
pozwolić skrzywdzić mamy.
-
Wyspałaś się? – po kilku krokach był przy niej i z przemiłym wyrazem twarzy
złożył pocałunek na jej ustach. Nigdy tak nie robił. Nienawidził ostatnich dni,
które zmuszały go do zmiany przyzwyczajeń. Zazwyczaj laski znikały zaraz po
seksie, albo on im umykał pod pretekstem spraw służbowych. Nie odepchnęła go,
choć widział jej niezadowolenie.
-
Zbywasz mnie, czymś takim? Spałam może piętnaście minut.
Przemyślał
i przeanalizował sprawę. Na szybko. Musiał zapomnieć o długich rozważaniach i
komfortowej strefie. Wepchnął Sakurę do pokoju, po czym zamknął drzwi.
-
Twoi przyjaciele z FBI potrząsnęli całym komisariatem i usadowili się w
konferencyjnej. Stworzyli grupę specjalną, aby nas wytropić i złapać. Przez
ciebie polują i na mnie, bo zachciało ci się brać w łapę.
Buchnęła
głośnym śmiechem. Nie brzmiał, jak wymuszony, albo histeryczny. Zachowywała
się, jakby opowiedział wyjątkowo śmieszny kawał.
-
Co cię, do kurwy nędzy, śmieszy? To, że nas zapierdolą, czy to, że mnie
okłamałaś?
-
To, że jesteś taki naiwny – spoważniała. – Sądzisz, że zdradziłam swoich i
zaprzepaściłam kilkuletnią akcję dla pieniędzy? Nie wiem, co wam powiedzieli
moi „przyjaciele”, ale nie potrzebuję pieniędzy. Nie robię tego dla kasy, bo
mam jej sporo.
-
Tak, pewnie jesteś milionerką – powiedział ironicznie.
-
Tak – przytaknęła ochoczo, z wciąż wyrysowaną powagą na twarzy. Nawet zieleń
jej oczu nieco zbledła, przypominając teraz kolor zgnitej trawy. – Wstąpiłam do
policji kilka lat po śmierci moich rodziców. Wychowywała mnie babcia. Moi
rodzice byli milionerami, ale w życiu nie tylko kasa się liczy. Wychowali mnie,
wedle mojej subiektywnej opinii, na dobrego człowieka. Czasem musiałam zrobić
coś, z czego dumna nie jestem, ale w życiu nie zaprzepaściłabym tego zadania.
Ci ludzie, których… - urwała. Itachi poczuł znany ścisk za mostkiem, pragnął ją
przytulić, bo wiedział, co nastąpi dalej. – Ci ludzie są odpowiedzialni za
śmierć moich rodziców – do kącików jej oczu napłynęły łzy. – Nie pozwolę im
łazić po tym świecie, jakby nic się nie stało, bo mają plecy. Mam w dupie, kto
ich chroni i co będę musiała zrobić, aby go dopaść. Myślałam, że ty mnie zrozumiesz,
dlatego właśnie przyszłam do ciebie. Postanowiłam ci zaufać. Hinata zapewniała,
że będziesz najlepszym wyborem, bo nie da się ciebie spławić kasą.
-
Dlaczego myślisz, że cię rozumiem? – znowu zadał banalne pytanie, na które znał
odpowiedź. Dlaczego przy niej zachowuje się, jak idiota?
-
Przechodzisz przez coś podobnego z bratem. Poza tym mimo twojej wielkiej
skorupy jesteś uczciwy i wierzysz w sprawiedliwość.
Tym
razem on się roześmiał.
-
Wierzysz w bajki księżniczko. Mogłaś powiedzieć prawdę na wstępie, a teraz, gdy
dowiedziałem się takich rzeczy, skąd mam wiedzieć, że mną nie manipulujesz?
-
Wiesz to.
-
Wiem? – zapytał, wciąż rozbawiony. W jej oczach zniknęły łzy, bo zastąpiła je rosnąca
wściekłość. – Skąd ja to niby wiem?
-
Czujesz to – przystanęła bliżej i położyła dłoń na klatce piersiowej, blisko
walącego serca. Prychnął i odsunął jej rękę od siebie.
-
Będą nas szukać, więc się rozdzielamy. Daję ci chwilę, abyś przemyślała, dokąd
chcesz się udać, a za dziesięć minut ma cię tu nie być. Ja również stąd
uciekam, bo skoro tak narozrabiałaś, że fedsy wkraczają w akcję znajdą moich
rodziców bardzo szybko.
-
Pomóż mi, Itachi – mówiła do jego pleców. – Potrzebuję twojej pomocy. Sama
sobie nie poradzę. Jestem świeżo po akademii, dostałam to zadanie, dzięki
sznurkom, za które pociągnęła moja babcia, ale dłużej nie dam rady. Brakuje mi
twojego doświadczenia.
-
Nie ma mowy pokrako. Nie zrobię tego, po tym jak mnie oszukałaś. Masz
wypierdalać w ciągu dziesięciu minut i nie chcę cię więcej widzieć. Lepiej,
abyśmy się więcej nie spotkali, bo nie będę taki łaskawy.
-
Zrobię wszystko, co tylko będziesz chciał. Naprawdę wszystko. Jesteś moją
ostatnią deską ratunku, Itachi. Myślisz, że gdyby tak nie było już dawno bym od
ciebie nie odeszła? Jesteś obrzydliwy, ale nie mam wyboru. Potrzebuję właśnie
ciebie.
- Jesteś
niezwykle czarująca, jak coś chcesz – prychnął sarkastycznie. – Wypierdalaj mi
stąd! – złapał za klamkę i uchylił drzwi. Zmienił zdanie. Wyrzuci ją od razu.
Wskazał palcem na wyjście. Cholera. Pierwszy raz od kilkunastu lat zakuło go
serce. Czy zabolały go jej słowa?
-
Posłuchaj mnie – złożyła przed sobą ręce, jak do modlitwy. – Potrzebuję cię.
Ten człowiek musi zapłacić za swoje czyny. Nie mogę pozwolić, aby uszło mu to
na sucho. Szczególnie teraz, gdy… jeśli kiedykolwiek zależało ci na Hinacie
powinieneś, a raczej musisz mi pomóc. Nie chcesz, aby osoba odpowiedzialna za
jej śmierć została ukarana?
Zadała
cios poniżej pasa. Kiedyś myślał, że kochał Hinatę, ale co to ma za znaczenie? Już
jej nie ma.
-
Jeśli przeżyje starcie z Nejim, to znajdę tego, który odważył się odebrać jej
życie, ale zrobię to sam. Nie potrzebuję dziwki, która będzie się plątała
pomiędzy nogami.
-
Nie jestem dziwką…
-
Udowodniłaś to kilka kwadransów temu – rzucił znaczące spojrzenie na łóżko.
-
Nie zrobiłam tego z tego powodu! – podniosła głos i cofnęła się, jakby właśnie
ją spoliczkował.
-
Chciałaś przez seks osiągnąć cel? Nie ze mną takie numery. Jesteś jedną z wielu
i już niedługo zastąpię cię inną. Nie przywiązuję wagi do tego, co rucham.
Kolejny
niewidzialny policzek ją zapiekł. Spojrzała na podłogę, zawiesiła na niej wzrok
i otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale zrezygnowała. Rzuciła jeszcze
wzrokiem na niego i na drzwi. Zabrakło jej sił na kolejne kontrargumenty.
Niczego nie rozumiał i rozumieć nie chciał. Nie da się zmusić człowieka do
zmiany perspektywy, gdy ten nie zmienia nastawienia do sprawy. Wyszła z
przerażającą myślą, która krążyła jej w głowie. Bez Itachiego zginie, a zabójca
jej rodziców będzie dalej mordował, handlował ludźmi i żył spokojnie, jak
pączek w maśle. Opuszczając progi rodzinnego domu Uchiha wydała na siebie wyrok
śmierci. Ile jej zostało? Dwie godziny życia, nim ją zlokalizują i zabiją? Nie
ważne. Jeśli miała przypłacić życiem za sprawiedliwość zrobi to.
Na
ścieżce odwróciła się za siebie i spojrzała na jednorodzinny domek. Liczyła, że
za nią pójdzie, że tam gdzieś wewnątrz niego odezwie się głos sumienia, który
nakaże mu ją zatrzymać. Ale on nie wyszedł. Był skurwielem w stu procentach,
bez nadziei na przyszłość.
-
Pokłóciliście się? – Głos mamy wyrwał go z emocjonalnego letargu.
Siedział
na schodkach ganku, patrząc na drogę. Robił właśnie rachunek sumienia i skazał
się jednoznacznie na piekło. Umrze w męczarniach za to, że porzucił dziewczynę
z powodu jej niewinnego kłamstewka, a raczej zatajenia kilku informacji,
których wciąż nie ułożył sobie w głowie. W tej decyzji i tak szalę przeważyło
coś innego. Poczuł coś do niej, a dla niego nie było nic gorszego od uczuć,
których nie umiał kontrolować. Brak kontroli go skuwało w kajdanach przerażenia.
Zrobił z Sakurą to samo, co wcześniej z Hinatą. Czy ona skończy tak samo?
Powinien ją chronić?
-
Gdzie tata? – zmienił temat, chcąc uniknąć moralizatorskiej gadki. Zdawał sobie
sprawę ze swojego błędu tylko nie miał sił, aby go naprawić.
-
Pojechał do miasta, do motelu, powiedział, że mam zadzwonić, gdy już łaskawie
opuścisz jego dom. – Itachi się uśmiechnął, tata dał za wygraną. – Wiem, że
przez większość życia patrzyłeś na nas i zabrakło ci autorytetu – przybrała
smutny ton, popatrzył na nią zaintrygowany i zdezorientowany jednocześnie. –
Pozwoliłam ci odejść, bo nie chciałam, abyś skończył tak samo, jak ja, a jak
się okazuje skończyłeś jeszcze gorzej.
-
Radzę sobie mamo. Nawet całkiem dobrze. Tylko ostatnio wynikło kilka
komplikacji, ale to nic wielkiego. W życiu czasem tak bywa.
-
Podjęłam wtedy złą decyzję i teraz za nią płacę. Wybrałam ojca, chociaż
powinnam was zabrać i uciec jak najdalej od niego. Przeze mnie wasze spojrzenie
na wartości rodzinne uległy spaczeniu, a to wcale tak nie wygląda. Każdy jest
kowalem swojego losu.
-
Wiem mamo i nie mam ci tego za złe – położył dłoń na jej drżącej dłoni. Miała
wyjątkowo zimną skórę i bardzo szczupłą rękę.
-
Nie o to chodzi – pokręciła energicznie głową. – Ja nie mogę już naprawić
swoich błędów, bo jest za późno. Wyrośliście na dorosłych mężczyzn i nie mogę
już nic naprawić, ale ty… - przełknęła ciężko ślinę. – Ta dziewczyna nie jest
ci obojętna, więc czemu pozwalasz jej odejść? Słyszałam waszą rozmowę… Tak
wiem, przepraszam – uśmiechnęła się lekko. – Nie chciałam podsłuchiwać, ale
jakoś tak wyszło.
-
To długa historia, mamo.
-
Czasem nie długość historii się liczy, a jej zakończenie. Jakby to powiedział
mój ojciec, iskra to iskra.
Popatrzył
na nią zmrużonymi oczami. Czy miała rację?
-
Jeśli to ma dla ciebie jakiekolwiek znaczenie, to muszę powiedzieć, że ją
polubiłam. To przemiła dziewczyna, choć widać po oczach, że coś ją gnębi. Po
waszej rozmowie wiem już co…
-
To nie tak, mamo – westchnął i wyciągnął jedną nogę na schodku poniżej. – Ona
potrafi dobrze grać. Jest agentką FBI i ma swoje doświadczenie w manipulowaniu
ludźmi. Nie można jej ufać.
-
Nawet najlepszy aktor nie zagra tak dobrze. To były prawdziwe uczucia.
-
Bo wypuściła kilka smutnych zdań? Mamo, proszę. Bez obrazy, ale chyba zbyt
długo mieszkasz na tym odludziu. Nie znasz jej.
-
Nie chodzi, o to co powiedziała, a jak wyglądała, gdy opuszczała dom. Wychodząc
na drogę obejrzała się za siebie. Czekała na ciebie.
-
To się nie doczekała i się nie doczeka.
-
Itachi! Jak możesz tak mówić i ją zostawiać samą?
-
Nie znasz mnie, mamo.
-
Znam tego chłopaka, który postawił wszystko na jedną kartę i zabrał brata z
domu. Który pracował w warsztacie, kończył akademię policyjną i opiekował się dzieciakiem,
bo wasza matka popełniła błąd. Cokolwiek się teraz z tobą stało zaledwie uśpiło
w tobie prawdziwego ciebie. Ta dziewczyna cię kocha, naprawdę jesteś aż tak
ślepy?
-
Bzdury opowiadasz, mamo. Przestań, dobra? Życie to nie są pieprzone miłosne
opowiastki. Nie da się pokochać w ciągu kilku sekund. Tu chodzi o prawdziwe
życie. Mam poświęcić wszystko, bo wyzwoliłem w niej jakieś uczucia? Mam dać się
zabić dla drugiego człowieka? W imię czego, do cholery? Bo na pewno nie,
dlatego że twierdzisz, że ona mnie kocha. Przecież znam ją od dwóch dni!
-
Czasem naprawdę wystarczy sekunda – zerknęła na niego ze smutkiem. – I nie masz
robić tego w imię jej uczuć, a w imię własnych. Człowiek może uratować swoją
duszę tylko dzięki tym prawdziwym, dobrym uczuciom.
-
Skończyłem gadać – zerwał się ze schodów. – Idę się położyć. Może drzemka
oczyści mój umysł i znajdę sposób, jak nie pozwolić się zabić i jak wrócić do
policji tak, aby nie posądzili mnie o współpracę z tą różową dziwką. A tobie
mamo życzę powodzenia ze snuciem romantycznych historii.
-
Nie tak cię wychowałam.
-
Masz rację. Tak uformowało mnie życie.
Pobiegł
na górę, nim oboje powiedzieliby za dużo i zadali sobie niepotrzebny ból. Matka
nie wychowywała go w ogóle. W wieku osiemnastu lat, w tym najbardziej istotnym
dla niego czasie, uciekł z bratem z domu. Nie pojawiał się tu od tamtego czasu,
aż po wczorajszy dzień. Zrobił błąd wracając do matki? Powinien nadal uważać
rodziców za zmarłych?
Obudził
się zlany potem. Nie przez Sakurę i ostatnie słowa matki, a przez fakt, że nie
wyznał prawdy. Kobieta, która nosiła go przez dziewięć miesięcy pod sercem nie
ma najmniejszego pojęcia o tym, co przytrafiło się Sasuke, jego młodszemu
bratu.
Na
zegarkach wybiła dwudziesta. Miał nadzieję, że matka jeszcze nie śpi. Powinien
to załatwić, jak najszybciej i zobaczyć, co będzie się działo dalej. Nie miał
pomysłu na siebie i na swoje dalsze życie. Skoro ostatnio często wpadał w pułapki
zaskoczenia, przez co improwizował, teraz też pójdzie na żywioł. Im więcej by
myślał, tym gorzej było by mu się z tym zmierzyć.
Matkę
zastał w fotelu przed telewizorem. Sączyła herbatę, oglądając jakiś telewizyjny
chłam. Przyglądał się jej przez chwilę. Zdawała się go wyczuć, bo oderwała
wzrok do ekranu i zawiesiła go na nim.
-
Jesteś głodny? – zapytała ze spokojem w głosie.
-
Nie za bardzo – podszedł do niej i usiadł na stoliku postawionym przed kanapą.
Musiał zapewnić sobie dobry dostęp do matki, gdy przekaże jej tak tragiczną
wiadomość.
-
Wyjeżdżasz? Jedziesz ją poszukać?
-
Mamo… - rozmasował dwoma palcami skronie, rozbolała go głowa. – Muszę ci coś
powiedzieć i to nie dotyczy mnie, a… - wyrysowane zmartwienie na twarzy matki
zatkało mu głos w gardle. – O Sasuke – wykrztusił wreszcie.
-
O Sasuke? – uśmiechnęła się, niczego nie świadoma. – Dzwonił do ciebie?
Przyjedzie ci pomóc? W końcu zawsze się wspieraliście. Powinnam przygotować dla
niego coś specjalnego?
-
Mamo… - Jej radość utrudniała mu sprawę. – Sasuke… on… - znowu się pocił. –
Cholera jasna. On zaginął.
Radość
z twarzy momentalnie zniknęła. Zmarszczyła czoło, widocznie czekając na ciąg
dalszy.
-
Bezskutecznie szukam go od… - nachyliła się bliżej niego. – Mamo? – Bał się, że
zaraz mu zemdleje, albo co gorsza dostanie zawału. – Mam wezwać pogotowie?
-
Nie – odparła spokojnie, za spokojnie, jak na okoliczności. – Kiedy zaginął?
Przecież całkiem niedawno z nim rozmawiałam.
-
Co? – Ta wiadomość nim wstrząsnęła. – Jak to niedawno?
-
Jakoś przed waszym przyjazdem? – Intensywnie myślała. – Dzwonił do mnie, że nie
może wpaść na weekend, ale nie mam się martwić, bo ty go zastąpisz.
-
Co takiego?
-
Kazał ci coś przekazać. Poczekaj. Całkiem wypadło mi to z głowy przez
zamieszanie z twoją dziewczyną.
Zniknęła
w przedpokoju. Itachi siedział na stole, jak skamieniały. Nie mógł się ruszyć.
Czy to możliwe, aby matka cały czas utrzymywała kontakt z bratem?
-
Powiedział, że zrozumiesz – wręczyła mu zmiętoloną kartkę papieru.
Przeczytał
wiadomość i aż zabrakło mu tchu. Taki sam napis widniał na dnie wanny. „Zostaw
to”. Co to ma znaczyć?
-
Przekazał ci to? Jesteś pewna, że to był on?
-
Oczywiście, że tak. Dzwoni regularnie. W zeszłym tygodniu mnie odwiedził, jak
tata był na rybach. Rozmawiałam z nim. Był cały i zdrowy, stąd nie rozumiem, co
mogło się stać, że zaginął?
Nie
znał odpowiedzi na to pytanie, ani sposobu, jak się z tego wykaraskać. W co
Sasuke pogrywał i co go łączyło ze śmiercią Hinaty? Dlaczego tak bardzo chce,
aby zostawił tę sprawę? Co to za gra?
-
Zostawił swoje namiary?
-
Nie – pokręciła głową. – Zawsze sam dzwoni, a mi nigdy nie przyszło do głowy,
aby prosić go o numer. Nie chciałam przeciągnąć struny zważywszy na naszą
delikatną… sytuację. Cieszyłam się, że chce ze mną rozmawiać.
-
Widział się z tatą?
-
Nie.
-
Dzięki, mamo – pocałował ją w czoło.
-
Dokąd idziesz?
-
Odnaleźć Sakurę. Muszę ją znaleźć, jak najprędzej.
-
Powodzenia! – westchnęła. – Co ja mam za dziwne dzieci… - szepnęła i wróciła do
oglądania telewizji. Już dawno przestała się orientować w ich losach. Pogodziła
się, że nie ma wpływu na ich różne życia, więc puściła ich wolno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz