IV. PRZESZŁOŚĆ I SEKS
Sakura
siedziała skulona na schodach, bujając się jak dziecko potrzebujące specjalnej
troski. Nadal zamknięta w bańce szoku nie utrzymywała kontaktu z otoczeniem. Itachiemu
zrobiło się jej żal. Jako dziewczyna w ostatnich godzinach przeżyła dużo, jako
agentka FBI go zawiodła, bo brakowało jej charakteru.
Itachi
przykucnął przy niej. Nalał wodę utlenioną na watę jałową i przytknął do czoła.
Syknęła, ale nie uciekła. Z oka poleciała łza. Jedna jedyna, która utorowała
sobie drogę poprzez zaschniętą krew. Patrząc na nią ścisnęło się mu serce.
Światła
reflektorów oświetliły ich sylwetki. Zamyślił się na tyle, aby nie usłyszeć
nadjeżdżającego samochodu. Kierowca został w środku.
Itachi
wziął na ręce poobijaną Sakurę samemu ledwo trzymając na nogach. Na szczęście adrenalina
dodawała mu kopa. Pomógł jej wsiąść, ta od razu rozłożyła się na tylnej kanapie,
jakby zemdlała. Upewnił się, że wszystko gra i usiadł z przodu. Gdy tylko
poczuł miękkość fotela chwyciło go zmęczenie. Duże. Był bliski utraty
przytomności.
W
umyśle, gdzieś daleko, zdecydowanie echem, odbijał się głos partnera. Czuł, jak
odpływa. Coraz bliżej ciemności. Spokoju.
Plask.
Shikamaru zdzielił go otwartą dłonią w policzek. Ze snu nici.
-
Gdzie, kurwa, mamy jechać? Trzy tysiące razy mam pytać? – zniecierpliwiony
dudnił palcami w kierownice. Stali na pustym skrzyżowaniu. – Do szpitala? Do
mnie?
-
Do… - jęknął z bólu. Mówienie było trudniejsze niż zazwyczaj. – Do moich
rodziców.
Stracił
przytomność. Emocje, ból, brak snu, wypadek i różowa laska wyrżnęły jego
ciałem, jak dłonie wyżymają mokrą szmatę. Musiał odpocząć. Liczył, że Shikamaru
zrozumiał przekaz. Chce wrócić do rodziców. Do domu, w którym nie pojawiał się
od wielu lat. Do tych rodziców, którzy choć żywi, dla niego byli martwi.
Obudził
się w przeszłości. W pokoju sprzed lat nic się nie zmieniło. Wszystko stało w
tym samym miejscu, którym to zostawił, choć widać było, że matka regularnie
tutaj sprzątała i zmieniała pościel. Uśmiechnął się smutno. Oprócz tępego bólu
brakowało mu jeszcze wyrzutów sumienia. Powinien zabrać ją ze sobą, walczyć o
nią, albo porwać, aby tylko wyciągnąć ją z tego piekła. Wybrała jednak męża.
Kobieta godna podziwu. Zapierała się, że słowa przysięgi „na dobre i na złe”
nakazują jej zostać. Ciągle go to bolało, ale uszanował jej wybór.
Po
kilku krokach przyzwyczaił się do bólu i nieco przyspieszył. Z czasem doczołgał
się na dół do kuchni. Tutaj też bez zmian. Wielki bukowy stół, w koło krzesła,
te same meble i sprzęty kuchenne. Mimo starości lśniły czystością.
Przy
stole siedział Nara wyraźnie zmieszany, obok niego nieco poobijana, ale
zdecydowanie w lepszym stanie Sakura, a naprzeciwko nich ojciec. Matka stała
przy zlewie. Pomywała. Ojciec, gdy go zauważył zerwał się z krzesła i podszedł
do niego krokami tyrana. Zatrzymał się tuż przed jego twarzą. Itachi nie
drgnął, przyjmując zimny wyraz twarzy.
-
Jak śmiesz tu przychodzić?! – krzyknął. – Zjawiasz się z jakimiś przybłędami,
cały poobijany i żądasz od nas pomocy?! Po tym, co nam zrobiłeś?!
-
Fugaku – upomniała go mama. Niepotrzebnie.
-
Jesteście mi to winni – odparł bez większego namysłu, tonem, który poraził
Narę. Nigdy nie słyszał, aby Itachi potrafił wykrztusić z siebie taki głos.
-
Jesteśmy ci coś winni?! Tobie?! Chyba kpisz. Zabierz swoje przybłędy i
wypierdalaj stąd, dopóki jeszcze możesz wyjść o własnych siłach.
-
To są moi przyjaciele, a nie przybłędy. Żądam szacunku.
-
Żądasz?! Ty coś żądasz?! Wynoś się, bo…
-
Bo co? – spytał z tą samą obojętnością. Grał niewzruszonego, choć w środku
rozsadzało go z wściekłości. Pohamowywał się dla mamy. Tylko jej obecność
trzymała go w ryzach. – Stłuczesz mnie, jak wtedy, gdy niechcący zbiłem twoją
ulubioną szklankę? A może tak, jak wtedy, kiedy pękła mi dętka w rowerze,
wylądowałem w rowie i wróciłem do domu poobijany? Czy właśnie to chciałeś
powiedzieć? – wygiął jeden kącik wargi w górę. – Życzę powodzenia, bo teraz
masz marne szanse. Nawet poobijany jestem w stanie cię pokonać, a nawet jeśli
nie, to od razu zaznaczę, że będę walczył do samego końca. I tym razem może nie
skończyć się wizytą na ostrym dyżurze, a w kostnicy. I uwierz, to nie ja będę
odwiedzającym.
Ojciec
patrzył na niego gniewnym wzrokiem. W kuchni zapadła mroźna cisza pełna
napięcia. Itachi nie miał zamiaru odpuścić. Nie jemu, nie teraz i zdecydowanie
nie kiedykolwiek indziej. Był we własnym domu, miał do niego takie same prawa,
jak on. Cokolwiek zadecyduje stary takiej decyzji się odda. Pójdzie z wiatrem,
albo pod wiatr.
-
Będę w garażu – wycedził przez zaciśnięte zęby, po czym wyszedł trzaskając za
sobą drzwiami. Bezskutecznie. Nic tym nie wskórał.
Itachi
usiadł przy stole. Przy siadaniu strasznie bolały go żebra, ale później
rozluźnił mięśnie i ból zelżał. Matka postawiła przed nim kawę rozpuszczalną i cukier
w kostkach. Itachi wrzucił dwie kostki do kubka i zamieszał.
Nara
z Haruno spojrzeli po sobie.
-
Dziękuję za pomoc – odparł w przerwach siorpania kawy. – Wiedziałem, że będę
mógł na ciebie liczyć, mamo. – W jego głosie rozbrzmiała czułość, taka, jakiej znowu
inni nigdy wcześniej nie doświadczyli. Nara stwierdził, że Itachi przypomina mu
człowieka z kilkoma duszami. Haruno porównała go do żywiołów, raz woda, raz
ogień, a czasem i ziemia.
-
Zawsze możesz na mnie liczyć kochanie – odparła z uśmiechem. Także nie przejęła
się zbytnio zachowaniem ojca, bynajmniej nie z zewnątrz.
-
Ile spałem?
-
Dzień. Caluutki dzień. – Nara powiedział to ze słyszalnym wyrzutem.
-
W laboratorium powinni już coś mieć. Musimy się dowiedzieć, jaki pocisk tkwił w
klatce piersiowej Hinaty i co zdołał ustalić Shino. Być może zbadali już moją
krew, więc to także trzeba sprawdzić – mówił szybko, przypominając sobie własne
zadania do zrealizowania. – Warto też zajrzeć na komisariat i dowiedzieć się,
czy odnaleźli Nejiego. Jakby nie było idiota jest nam potrzebny.
-
Jasne – odparł Nara chętny do pracy.
-
Chciałbym, żeby Haruno tutaj została – odparł, wlepiając w mamę błagalne
spojrzenie. Sakura chciała zaoponować, ale przemilczała. – Może?
-
Jasne. Twój pokój jest wolny. Może zostać ile będzie chciała. Ma kilka
poważniejszych obrażeń także odpoczynek jej się przyda. Tobie także.
-
Dzięki – odsunął krzesło, zostawiając niedopitą kawę. – Będziemy w takim razie
w kontakcie. Dopilnuj, aby ojciec jej nie tknął, bo jak tylko coś jej zrobi, to
zabiję skurwiela. To ci mogę obiecać.
-
Oczywiście. – Mama przytaknęła, jakby takie groźby słyszała codziennie. – Nie
pozwolę mu jej tknąć. Tylko ty także uważaj na siebie.
-
Ale… - wybąknęła Sakura, gdy zbliżyli się do wyjścia.
-
Ścigają ciebie, nie mnie. Będziesz tutaj bezpieczniejsza i do tego odpoczniesz.
Jeśli cokolwiek się stanie – wysunął do Nary dłoń, tamten bez słów, ale
przewracając za to niezadowolony oczami, podał mu broń. – Masz tutaj
zabezpieczenie. Dobrze strzelasz, więc sobie poradzisz. Ojciec jest byłym
wojskowym. W razie czego będzie walczył do upadłego. Zostawiam cię w
bezpiecznych rękach – pokuśtykał do stolika i położył na nim broń. – Uważaj na
siebie. I na moją mamę. Ojca możesz zabić, jeśli poczujesz taką potrzebę.
Opuścili
dom. Przed wejściem do samochodu Itachi rzucił spojrzenie na garaż. Dochodziło
z niego głośne stukanie.
-
Daj telefon – Nara rzucił mu komórkę przez dach samochodu. Itachi złapał, ale
przy okazji się wygiął i zapowietrzył. Żebra zapiekły i ścisnęły mu żołądek. –
Kurwa. Nie mogłeś przesunąć?
-
Lubię patrzeć jak cierpisz.
Wsiedli
do samochodu. Itachi już dzwonił do Shino, liczył w głowie sygnały. Shikamaru
włożył kluczyki do stacyjki i poczekał.
-
Shino, to ja Itachi – przemówił, gdy usłyszał zbawienny głos rozmówcy. – Masz
coś?
-
Same złe wiadomości – odburknął, widocznie zmartwiony. Barwa głosu nie
przepowiadała niczego dobrego. – Hinata została zastrzelona z bliskiej
odległości, o czym świadczą między innymi ślady prochu na skórze i ubraniach.
Kula przeszła na wylot. Techniczni zdołali ją znaleźć w ścianie.
-
I?
Samochód
zatoczył się na jedynce.
-
Cokolwiek planujesz nie wracaj na komisariat. – Itachi w tej samej chwili
wysunął w górę dwa palce. Nara wcisnął hamulec. Sakura przyglądała się temu z
okna.
-
Czemu?
-
Chłopacy z balistyki wyrobili się szybko, bo wiesz, jak to wygląda, gdy ginie
jedna z nas. Próbowałem się do ciebie dodzwonić, ale miałeś wyłączony telefon.
-
Rozładował się – skłamał, nie wspominając nic o pościgu i dziwce.
-
Nie ważne, dobrze, że cię złapałem. Słuchaj nie mamy za dużo czasu, muszę się
streszczać. Porównali pociski z bazą danych i znaleźli pozytywny wynik.
-
Nie gadaj – zrobiło mu się gorąco. Już wiedział, co Shino chce mu przekazać.
-
Właśnie. A jeszcze gorsza wiadomość to taka, że Neji się o tym dowiedział.
Itachi on wpadł w szał. Nie wiem, co zrobi, gdy cię złapie. I nie wiem, w co
się wpakowałeś, ale musisz znaleźć sposób, aby się z tego wyplątać. Wysłali za
tobą list gończy. Jesteś poszukiwany przez całą policję w Tokio, aż do
wyjaśnienia sprawy.
-
Shino…
-
Wiem, dlatego sam także wiesz, co musisz zrobić. Powodzenia.
Odsunął
słuchawkę od ucha, jakby zobaczył ducha. Cały blady na twarzy oddał aparat
partnerowi.
-
W razie czego rozmawiałeś z Shino i pytałeś o postępy w sprawie. Musisz jechać
na posterunek i dowiedzieć się, jak najwięcej. Ja kontaktuję się z tobą, nie ty
ze mną. Jakby, co nie wiesz, gdzie jestem.
-
Co ty pierdolisz?
-
Pocisk pasował do mojego pistoletu.
-
Kurwa. – Shikamaru ścisnął w ręce telefon, zatrzeszczał pod naciskiem. – Kurwa,
kurwa, kurwa. Neji wie? – Przytaknął. – Ja pierdole. Ale bagno.
-
Zostaję tutaj. Na razie będę najbezpieczniejszy, bo wszyscy myślą, że moi
rodzice nie żyją. Nikt nie będzie mnie tutaj szukał. Ty jedziesz na komisariat.
Nikt nie będzie podejrzewał ciebie o współpracę ze mną. Znamy się dopiero od
roku i do tego każdy wie, że jestem skurwielem. Nie domyślą się, że mógłbyś
mnie kryć.
-
Wiesz, co robisz?
-
Wiara w ciebie musi mi wystarczyć.
Wysiadł.
Ledwo zamknął drzwi, a koła zatoczyły się do przodu. Po samochodzie pozostała
wyłącznie chmara dymu. Czy wiedział, co robi? Czy mógł być pewien, że Nara nie
wbije mu noża w plecy? Nie ma w życiu rzeczy pewnych, a zaufanie jest ulotne,
przypomina płomień na knocie świeczki. Można go zdmuchnąć, bądź poczekać, aż
sama się wypali.
Zacisnął
pięści. Zazwyczaj miał wyjście awaryjne, ale teraz pozostał z niczym. Cały znany
jemu świat odwrócił się przeciwko niemu. Cała nadzieja w różowej dziwce.
Musiała coś wiedzieć.
Ona
widząc jego baczne spojrzenie zasłoniła firanki i schowała się w środku.
Pieprzony flaming. Tak, flaming brzmi lepiej od kucyka Ponny.
Przebywali
u niego w pokoju. On na starym fotelu biurowym, ona na wygodnej kanapie
naprzeciwko niego. Zamiast patrzeć mu w oczy obserwowała pokój. Jak na faceta,
który dla niej wydawał się być pozbawiony duszy, pokój miał całkiem czarujący.
Pełno plakatów bokserów i karateków, kilka postaci ze znanych anime, statuetek
szkolnych i medali. Na półkach nie brakowało książek, ani zdjęć z dziewczynami.
Widać ta jedna rzecz się nie zmieniła. Nadal uwielbiał zmieniać kobiety, jak
rękawiczki.
-
Przestaniesz bałamucić moją prywatność i zaczniesz gadać?
-
Kurwa.
-
Co?
-
Zabrakło przekleństw. Jakbym rozmawiała z kimś innym.
-
Nie pierdol, kurwa, a gadaj.
-
O – uśmiechnęła się.
-
Ciebie to bawi? Serio? Jak możesz się jeszcze uśmiechać? – mówił coraz
głośniej. – Próbowali nas zabić. Dwa razy. Prawie im się udało. Teraz ściągają
i ciebie i mnie, przez Bóg wie co. Wiesz, co się dzieje z zabójcami
policjantów? Wiesz, co się stanie, jeśli mnie złapią, a ja nie udowodnię im
swojej niewinności? To będzie egzekucja! Pieprzona egzekucja!
-
Mafia nazywa się Konoha – powiedziała, licząc, że jej wybaczy ten uśmiech.
-
Brzmi, jak nazwa wiochy.
-
Bo wywodzi się od wiochy, ale teraz nią nie jest. Boss szajki pochodził z tej
wioski, dopóki nie spalono jej na jego oczach. Powiadają, że tylko dzieci
przetrwały, bo tamci chcieli ich wychować na swoich żołnierzy. Boss, choć nie
udało mi się ustalić jego imienia, a zaledwie część wyglądu, uciekł. Po tamtych
wydarzeniach miał pamiątkę, pół zdeformowanej twarzy. Nie widziałam go nigdy z
bliska. Wiem, że ma czarne włosy i połowę twarzy w bliznach.
-
Ile lat byłaś pod przykrywką? Tylko tyle zdołałaś się dowiedzieć?
-
Ponoć Hinata miała dowiedzieć się więcej, bo umówiła się z nim na… no wiesz –
odparła zawstydzona. – Ale nie wróciła z tego cało.
-
Czy, jak mnie odprowadzałaś miałem przy sobie broń?
Sakura
spojrzała w górę. Chwilę to trwało.
-
Nie. Nie przypominam sobie, abyś ją miał.
-
Kurwa.
-
Do czego zmierzasz?
-
Zastrzelono ją z mojej broni, czy to nie wystarczy?
-
Ja już dawno wiedziałam, że ciebie wrobiono. Dowiedziałam się tego, gdy
zniknęłam na jakiś czas. Chciałam ci powiedzieć po kąpieli, ale nam
przeszkodzono. Nie ty ją zabiłeś. Ktoś inny pociągał za spust.
-
Kurwa, no wiem! – klepnął się w czoło. – Wiem, że nie ja ją zabiłem, ale czy
mamy jakiś dowód, że zrobił to ktoś inny? Myśl. Neji mnie dorwie i skończę jak
parszywy pies. Obedrze mnie ze skóry, obetnie palce, obrzeza, wyrwie paznokcie,
albo kurwa wszystko na raz! Jest nieobliczalny, jak coś pójdzie nie po jego
myśli. A zginęła jego siostra!
-
Moje słowo.
-
Słowo dziwki nie przejdzie.
-
Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, a ci zdzielę nie zważywszy na własne uszczerbki
na zdrowiu.
-
Oddałbym ci z procentem.
-
Nie uderzyłbyś mnie.
-
Zdarzało mi się bić kobiety – zmrużył oczy.
-
Kłamiesz.
-
Spierdalaj.
Faktycznie
nigdy nie bił kobiet, nie wyobrażał sobie skrzywdzić płeć piękną. Wystarczyło
mu, że wykorzystywał je seksualnie, a później porzucał na poczet innych. Takie
cierpienie zastępowało fizyczne siniaki.
Próbował
wyjść z pokoju. Chciał się przewietrzyć, przemyśleć sprawę, być może znaleźć
jakieś wyjście. Dlaczego go wrabiali i co Hinata miała z tym wspólnego?
Dlaczego musiała zginąć? Czego, do jasnej cholery, się dowiedziała?
Sakura
go zatrzymała. Zasłoniła drzwi swoim przygarbionym z bólu ciałem. Patrzyła na
niego zielonkawymi oczami pełnymi współczucia. Komu współczuła? Sobie? Jemu?
Tego nie wiedział. Ustalić też nie potrafił. Sakura przybliżyła się do niego,
jakby próbowała go pocałować. Odsunął się.
-
Co ty wyprawiasz? – uniósł brwi. – Zwariowałaś?
-
Myślałam…
-
Proszę, nie myśl więcej. Zdania nie zmieniłem. Nie dotknę cię nawet kijem od
miotły.
Wymierzyła
policzek i trafiła. Kolejny raz w ostatnich dniach oberwał w twarz.
Zdecydowanie za często mu się to zdarzało. Wściekł się. Naparł całym ciałem na
Sakurę, przywarł ją do drzwi nie zważywszy na ból mięśni. Złapał ją za szyję,
zacisnął, a potem złożył na jej ustach pocałunek. Pełen zwierzęcej dzikości,
wkładając w to całego siebie, jak nigdy dotychczas. Musiał wyrzucić z siebie
ten stres. Wypalić rozpalający go ogień. Różowa dziwka mogła mieć rację. Seks
jest lekarstwem na wszystko.
Zła kobieto. Rzuciłaś na mnje urok czy jak? Miałam czytać ,,Krzyżaków'', a nie bloga... Tona pewno jakiś urok. Ale fajnie, fajnie.... W sumie to jestem zaskoczona, bo niespodziewałam się takiego obrotu akcji. No, że Sakura jest z Fbi... Itachi, lol. Jak już wspominałam, ogranicz przekleństwa, plissss. Jesteś starsza ode mnie i no...demoralizujesz mnie.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za brak logiczbych zdań, ale się nie wysypiam i myśle już o łóżku, poduszce.
Dobranoc, weny i pozdrawiam. 👍
Musze Ci powiedzieć ze w tym opowiadaniu niestety beda przeklenstwa, bo taki charakter ma Itachi. Usuniecie ich mogloby jakos zmienic jego osobe, zbyt radykalnie. W innych oposach staram sie trzymac zdala od przeklenstw ;).
UsuńA co do czytania... moja kochana moglas zostawic to na pozniej ;). To stad nie zniknie ;) Agonia nigdzie sie nie wybiera ;)