I. ŁAPACZ SNÓW I KRUK
Uwaga. Opowiadanie zawiera sporo przekleństw.
Brzeg tego ranka był niezwykły, unosiła się
nad nim gęsta mgiełka oświetlana przez wschodzące słońce. Niebo mieniło się
pomarańczowymi barwami, a w powietrzu dało się wyczuć świeżą bryzę i zdrowy dla
organizmu jod. Co za ironia.
Odpoczynek, z tym właśnie mi się
kojarzą takie miejsca. Kolejna ironia. Co noc śni mi się to samo. Moja
podświadomość chyba próbuje mi powiedzieć, że tęsknie za odpoczynkiem, ale
takiego urlopu już nigdy nie spędzę. Nie w tym życiu. Od śmierci mojego brata
minął rok, a ja wciąż dławię się wyrzutami sumienia, czasem je wypluwam wraz z
wymiocinami i żółcią, a czasem zalęgają w żołądku znacznie dłużej, niż bym
chciał. Wiem tylko, że one zawsze wracają. Człowiek nie wyzbywa się takiego
poczucia po takiej wielkiej stracie. Zakręcam do przeszłości. Gdybym teraz
odpoczywał, choć każdy mięsień mojego ciała tego potrzebuje, czułbym się,
jakbym go zdradził. Wbił mu nóż w martwe, pewnie wyżarte przez larwy i robaki,
plecy i z każdą minioną minutą go przekręcał. Takie wieczne męczarnie w
braterskim wydaniu. Najpierw chwila odpoczynku, a gdy już mózg pomyśli, że
najgorsze minęło, kolejny raz ostrze wędruje głębiej, potem odpuszcza i tak w
kółko.
Fale nieco się wzburzyły. Chyba
usłyszały moje myśli. Mimowolnie zmarszczyłem czoło. Z dna morza wysunęły się
kamienie, coraz wyżej i wyżej. Pomarańcz nieba przechodził w fiolet, w granat i
czerń. Nastała noc.
Moje nagie stopy zamiast czuć ciepło
nagrzanego przez słońce piasku, zapadły się w lodowatą nicość. Dolne kończyny
mrowiły, szczypały, krzyczały o pomoc.
Coś zaszczebiotało za moimi plecami.
Pojedynczy dźwięk rozpętał natłok innych. Kruki. Boże… Znowu to samo.
Odwróciłem głowę, bo tylko tym zdołałem poruszyć.
Chmara ciemniejszych od smoły ptaków
zerwała się z wielkiego drzewa, udała się ku skarpie i…
Wlatując we mnie raniły moje ciało,
a gdy skończyły bezwładnie wpadłem do wody. Granatowo-czarne morze przeszyła
gęsta czerwień krwi. Mojej krwi.
Obudził
się w łóżku, kaszląc niczym człowiek, który cudem uniknął utopienia. Bardzo
szybkimi i chaotycznymi ruchami obejrzał odkryte części ciała. Na torsie,
ramionach i nogach nie znalazł śladów podziobania. Zero krwi, choć ból fantomowy
został. Dałby sobie rękę uciąć, że wydarzenie z koszmaru było prawdziwe. Teraz
ręki, by nie miał.
Położył
głowę z powrotem na poduszkę. Ręką wybadał miejsce obok siebie. Puste. W sumie
nie chciałby, aby ktokolwiek oglądał go w tym stanie, ale liczył na to, że
dzisiaj znajdzie kogoś, kto zostanie z nim na dłużej. A może sam ją wyprosił?
Niewiele pamiętał, bo był tak zmęczony, że bierze pod ewentualność zaśnięcie w
trakcie stosunku. A może nikogo nie było? Może wrócił do domu sam?
Przetarł
zmęczone powieki i zerknął w górę. Z sufitu zwisał czarny łapacz snów, ponoć z Indonezji,
tak mu powiedział sprzedawca na targowisku. Uwierzył, bo musiał uwierzyć. Co za
ścierwo. Przez pewien czas naprawdę był skory uwierzyć, że to dyndające koło z
siecią w środku mogło służyć za filtr jego snów, przesyłając mu
wyłącznie te dobre. Może to jego sceptycyzm zabił moc tego badziewia. Nie wiedział.
W
życiu nauczył się ufać dwóm rzeczom. Własnej intuicji i broni, z którą się nie
rozstawał. Nawet teraz leżała na szafce nocnej obok łóżka, co było dla niego
podejrzane, bo zawsze chował ją pod poduszkę. Poczucie bezpieczeństwa stanowiło
dla niego bardzo ważną sprawę. W końcu bycie detektywem w tym zasranym świecie
nie należało do najłatwiejszych.
Przeszedł
kilka skomplikowanych terapii, zanim trafił na odpowiedniego terapeutę. Ten
zalecił mu kupienie łapacza snów, mówiąc: Musisz w coś wierzyć, Itachi. Musisz,
bo inaczej brak sensu życia cię przytłoczy i zabije. Palant jeden. Łapacz snów gówno
dawał, koszmary nie mijały, a nudna gadanina z psychologiem kradła mu czas,
który mógłby przeznaczyć na rozwiązanie sprawy morderstwa brata. W sumie tliła
się w nim mała iskierka nadziei, że brat jednak żyje.
Na
miejscu zbrodni znaleziono sporą plamę krwi, około półtora litra. To wszystko. Brat
przepadł jak kamień rzucony w wodę. W mieszkaniu znaleziono ślady bijatyki i
włamania. Najprawdopodobniej brat się bronił, bo w pokoju nienaruszona przetrwała
wyłącznie lampa zwisająca z sufitu. Resztą zawładnął chaos.
Nie znaleziono
świadków. Nikt nie widział, ani nie słyszał nic podejrzanego, co było dość
dziwne, gdyż Sasuke mieszkał w pięciopiętrowym bloku z setką sąsiadów obok.
Liczne przesłuchania niestety w niczym nie pomogły. Niektórzy powtarzali, że
niczego nie słyszeli, inni byli w tym czasie poza miastem, pozostałych to nie
interesowało, albo machali ręką, twierdząc, że u sąsiada to zawsze tak było, głośno
i rozrywkowo. Itachi sprawdził, większość mieszkańców składała skargi do
dozorcy. W co on się wplątał?
Ciała
nie odnaleziono, sprawę umorzono. Komendant policji, przyjaciel rodziny, zezwolił
Itachiemu na potajemne, nadgodzinowe śledztwo, które w aktach oficjalnie jest
zamknięte. Nie mógł liczyć na wsparcie. Został porzucony na pastwę losu.
Kiedyś
był blisko z bratem. On i Sasuke spędzali ze sobą dużo czasu, przez pewien
okres czasu Itachi zastępował mu rodziców, był dla niego autorytetem. Później
pojawiła się akademia policyjna i kariera. Ratowanie ludzi naprawdę pochłaniało
czas. To nie jest typowa praca ośmiogodzinna, odpukać i do domu. Policjantem
zostaje się na całe życie, dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w
tygodniu. Nie ma litości. To właśnie ich od siebie odsunęło.
Sasuke odbił w
drugą stronę, jak się okazało bardzo przeciwną od niego. Narkotyki, przemyt
broni, ludzi i kobiet. Gdy to usłyszał omal nie przytknął lufy do skroni i
nacisnął spustu. Nie winił za to brata, w końcu w życiu zabrakło mu
autorytetów. Ojciec odszedł dość wcześnie, nawet on ledwo go pamiętał, bo miał
siedem lat, gdy ten wyzwał matkę od nic nie wartej szmaty i kurwy. Trzasnął za
sobą drzwiami i koniec. Rozdział zamknięty. Odchodząc nie pożegnał się, nie
obiecał, że wróci. Nie mógł patrzeć na swoje bękarty z nieprawego łoża. Matka
przeszła krótkie załamanie nerwowe, naprawdę krótkie, za co nie mógł przestać
jej podziwiać. Szybko dźwignęła się z dna. Zajęło jej to dwa miesiące. W tym
czasie mieszkali u babci. Jak zamknął oczy wciąż widział ten uśmiech na twarzy
matki, gdy po nich wróciła. Zabrała ich do domu. Prawdziwego domu.
Życie ich nie
oszczędzało. Po takich ciosach niewielu się podnosi. Itachi też się nie
podniósł, choć z perspektywy obcych mu ludzi tak właśnie jest. Robi karierę w
zawrotnym tempie, ma kilku przyjaciół, choć i wrogów, dużo kobiet, ma dobrą intuicję
i oko. Szkoda, że to się nie sprawdza w przypadku rozwiązania najważniejszej
dla niego sprawy.
Zadzwonił
telefon. Burknął pod nosem przekleństwo i odebrał, wpatrując się nieustannie w
łapacza snów. Głupie dziadostwo. Czwarta nad ranem. Czy przestępcy nigdy nie
śpią?
- Mamy sprawę,
wciągaj spodnie, napisz kartkę dla dziwki i zapierdalaj do samochodu, bo już dojeżdżam.
- Jestem sam.
- Nie stanął
ci? – W słuchawce rozbrzmiał śmiech. – Kurwa, stary, zainwestuj w niebieskie
tabletki, jeśli już nie dajesz rady postawić żołnierza na zawołanie.
- Spierdalaj.
Za oknem, jak
i w telefonie usłyszał klakson. Jęknął pod nosem, rozłączył się i przeszedł do
szykowania się do pracy. Minuta. Wyjął z szafki dżinsy, założył białą koszulę,
która wisiała na wieszaku, wciągnął buty, na pasek zawiesił odznakę, a przez
ręce przełożył skórzane pasy z kaburami. W nich oczywiście spoczywały jego dwie
niezawodne dziewczynki, dużego kalibru samopowtarzalne pistolety. Zanim
trzasnął za sobą drzwiami sięgnął jeszcze po skórzaną kurtkę.
W
samochodzie oprócz cichej muzyki i pomrukiwania partnera, szumiało radio
policyjne, nadające kolejne komunikaty o popełnionych przestępstwach. Itachi
ucieszył się, że nie tylko on ma ciężką noc, bo najwyraźniej całe Tokio
zwariowało. Po przejechaniu kilku przecznic wyłączył radio. Miał dość słuchania
zachrypniętego głosu z centrali.
- Muszę
przyznać, że jak nie zaruchasz jesteś strasznie wyciszony – przemówił Nara,
podśmiewując się pod nosem. – Kupić ci dmuchaną pizdę?
- Zajebałbym
ci, gdybyś nie miał tyle na liczniku.
Sunęli
zatłoczonymi ulicami Tokio ponad sto kilometrów na godzinę na sygnałach. Itachi
musiał przyznać, że Shikamaru, choć w wielu przypadkach wybrakowany i
niedouczony potrafił dobrze prowadzić. Czasem wydawało się, że minął się z
powołaniem, bo zamiast w policji powinien spędzać czas na torach wyścigowych.
Niestety życie układa się tak, a nie inaczej. Jedni wstępują w szeregi
mundurowych z powołania, inni z konieczności.
- Powiesz mi
dokąd jedziemy?
- Jak ci
powiem to pewnie się wkurwisz.
- Ile razy mam
ci powtarzać, że lubię konkretne odpowiedzi? Gdybym nie chciał znać odpowiedzi
to bym nie pytał.
- Verda –
zerknął na Itachiego, aby sprawdzić jego reakcję. – Mówiłem? Już się wkurwiłeś.
Verda,
tokijski klub dziwek, narkotyków i pranego szmalu. Miejsce, które zdarzało im
się odwiedzać, jako klienci, albo szturmować, jako jedni z zamaskowanych w
oddziałach specjalnych. Ani razu nie udało im się złapać ich na gorącym
uczynku, więc kręcili się w pobliżu, aby wiedzieli, że tacy, jak oni nie
odpuszczają.
- O której
stamtąd wyszliśmy?
- Nie
pamiętasz? – Samochód dynamicznie przyhamował, przez palanta wyjeżdzającego z
parkingu bez upewnienia. Itachi trzasnął rękoma w deskę rozdzielczą, aby nie
walnąć w szybę. – Ostrzegałem, zapinaj pasy dziecinko.
- Jak się z
tobą rozbiję, to pasy i tak w niczym nie pomogą.
- Co racja, to
racja – zaśmiał się dumny z siebie.
Dalej jechali
w ciszy. Itachi próbował sobie przypomnieć wydarzenia z zeszłej nocy. Pamiętał,
gdy tam wchodzili, jak pili i pozwalali się zabawiać przez półnagie laski. Tyle
pamiętał. Później piwo połączyło się ze zmęczeniem i tak obudził się we własnym
łóżku. Bez kaca, ale z dużą dziurą w pamięci. A może jednak to kac?
Zaparkowali
wśród radiowozów i niebieskich świateł. Itachi wysiadł, jako pierwszy
rozglądając się po okolicy. Zauważył wielki czerwony szyld z nazwą klubu, a
potem jakąś skąpo ubraną laskę na schodach, która najwyraźniej płakała, choć
nie mógł tego stwierdzić na pewno, bo rękoma zasłaniała twarz. Reszta skulonej
postawy pasowała do człowieka pogrążonego w rozpaczy.
- Detektywie
Uchiha. – Jeden z posterunkowych rozbieganych na miejscu zasłonił mu widok. Nie
zauważył grymasu na twarzy Itachiego, bo wbijał wzrok w notatnik. – Mamy morderstwo.
Młoda, czarnowłosa kobieta została znaleziona w kałuży krwi.
- Kto nadał
wezwanie?
- Niejaka
Sakura Haruno, współpracowniczka i jak mniemam przyjaciółka.
- Mniemam? –
zapytał z niedowierzaniem Itachi. – Co ty mi tu mniemasz? Przypuszczenia sobie
wsadź w dupę. Nie potrafisz przeprowadzić porządnie przesłuchania? Fakty się
liczą. Teoretycznie. Czy mam cię cofnąć do akademii?
- Okej –
przemówił Nara, widząc przerażenie na twarzy policjanta. – Dziękujemy za
informację. Zajmiemy się resztą.
- Jak to
zajmiemy? – Itachi rzucił mu gniewne spojrzenie. – Shino dojechał? Techniczni?
- Wszyscy na
miejscu – odchrząknął, cały mokry od potu, wyglądając jak puszysty kot po
kąpieli. – Przyjechali trochę przed panem.
Itachi
przewrócił oczami i ominął go obojętnie.
- Dziękuję –
odezwał się Nara, podbiegając do partnera. – Mógłbyś być milszy dla nowych. On
jest świeżo po akademii i nie zna twojego zjebanego charakteru.
- Jeb się,
Nara – zatrzymali się przy różowowłosej. – Pani Haruno?
Zanim
dziewczyna uniosła wzrok Itachi zdołał pomyśleć, że jej dziwaczna fryzura wzbudza
w nim odrazę i mdłości. A może mdłości są spowodowane czymś innym? Czy coś jadł
wczoraj wieczorem? Niestrawność?
- Tak? –
odpowiedziała głosem, który mu nie pasował do jej twarzy.
- Pani miejsce
pracy jest teraz miejscem zbrodni, więc czy mogłaby pani iść ryczeć gdzie
indziej? Takie babskie sceny strasznie mnie irytują i zakłócają mi pracę.
- Itachi!!! –
Nara przybrał przepraszający uśmiech.
- Nic nie
szkodzi. – Dziewczyna otarła rozmazany tusz pod oczami. – I tak nie jestem już
tutaj potrzebna.
- Jesteś –
odparł na odchodnym. – Ale nie na schodach i nie ubrana, jak dziwka.
- Itachi!!! –
krzyknął drugi raz partner, tym razem zacieklej. Wbiegł za nim do budynku. –
Czyś ty oszalał?! Dziewczyna jest w szoku. Znalazła przyjaciółkę w kałuży krwi!
- Domniemaną
przyjaciółkę – odpowiedział kąśliwie Itachi. – I daj spokój, przecież użyłem
zwrotu grzecznościowego, więc byłem miły. Zresztą, najwyżej złoży skargę. I tak
dziwek nikt nie słucha.
- Czasem się
zastanawiam, czy masz w sobie jeszcze trochę empatii i zrozumienia.
- Mam –
powiedział pewnie. - Gdy chcę zaruchać – mrugnął do partnera.
Miejsce
zbrodni zaludniło stado technicznych zbierających ślady, z czym Itachi w duchu
życzył im powodzenia, i koronera, który przyjechał tylko po to, aby stwierdzić
oficjalny zgon. Bez sekcji nie ma informacji, stary dobry Shino, do krzty
służbista. Gdy ich zobaczył odsunął się od ciała i zastąpił im drogę.
- Co jest? –
Itachi uniósł brwi. Tak się nie zachowywał nigdy.
- Przepiszę
sprawę komuś innemu. Zadzwoniłem do komendanta. Nie odesłał was?
- Co ty
pierdolisz, Shino? Wiem, że jesteśmy w burdelu pełnym substancji nielegalnych,
ale kurwa, musiałeś je testować na sobie?
- Z tobą
inaczej się nie da wytrzymać, jak tylko z dopalaczami – odparował Shino. Nara
się zaśmiał.
- Obaj się
pierdolcie.
Wyminął
koronera i o mało nie upadł na kolana. Nogi się pod nim ugięły, a w żołądku rozpętała
się burza. Zawrócił na piętach i pobiegł do kibla. Tam zwymiotował całą
zawartość, która ciążyła mu od dłuższego czasu. Wypłukał usta wodą z kranu i
wrócił do sali wypełnionej rurami do tańca, sofami i stolikami dla klientów.
Shikamaru wyciągnął miętówkę, nie omieszkał nie wziąć.
Czarnowłosa
dziewczyna leżała na podłodze w kałuży krwi. To nie przez widok zwłok
zwymiotował, i nikt tego nie podejrzewał, w swoim życiu widział już wiele ciał
i to w bardziej zaawansowanym rozkładzie. Dziewczyna wyglądała, jakby położyła
się spać, tyle że w ubraniach i niekoniecznie w dobrym miejscu. Kałuża krwi
przestała się powiększać.
Zrozumiał,
dlaczego Shino chciał zmienić ekipę dochodzeniową. Wcześniej zapomniał wspomnieć,
że w mieszkaniu brata w kałuży jego krwi leżał kruk ze skręconym karkiem. Właśnie,
dlatego od tamtego czasu ptaki te prześladowały go w koszmarach. Tym razem czarny
ptak leżał na klatce piersiowej nieboszczki.
Nara podszedł
do niego i chrząknął. Itachi zacisnął pięści. Śmierć tej dziewczyny to może
jedyna szansa na zbliżenie się do odpowiedzi, której tak bardzo pragnął. Może
uda mu się znaleźć brata, żywego bądź martwego.
- Shino podał wstępny
powód śmierci. Otrzymała strzał w mostek, kula dużego kalibru najprawdopodobniej
roztrzaskała serce, stąd tyle krwi, bo przeszła na wylot. Więcej powie dopiero po
sekcji zwłok.
Itachi
posłuchał wewnętrznego głosu. Przykucnął przy ciele i odsłonił włosy z twarzy.
- Myślę, że
powinniśmy przekazać to Kibie i Irukie. Są dobrzy, poza tym nie są związani ze
sprawą, jak ty. Itachi?
- Nie oddam
sprawy tym błaznom. Pierwsza zasada przetrwania, kto pierwszy ten lepszy.
Podejdź…
- Itachi,
Shino ma rację. Ta sprawa może nas pogrążyć.
- Podejdź!
Zwrócił uwagę
wszystkich zebranych. Nara kiwnął ręką zmieszany i westchnął z ulgą, gdy
wrócili do swoich zajęć. Ten wybuch mógł być ostrzeżeniem przed początkiem
agresywnych zachowań Itachiego. Już było z nim trudno wytrzymać, a teraz może
być znacznie trudniej. Za jakie grzechy trafił mu się taki partner? Co prawda
uzyskiwał dobre wyniki, ale był nieznośny, trudny i… był prawdziwym chujem. Tak,
to określenie bardzo dobrze odzwierciedlało charakter Itachiego, prawdziwy
chuj.
- O ja
pierdolę… - wymsknęło mu się po ujrzeniu twarzy dziewczyny. Była lekko
opuchnięta i zasiniona, ale zdecydowanie ją rozpoznał.
- Teraz już na
pewno nie oddamy sprawy – wstał z klęczek i odwrócił się do dwóch detektywów
wchodzących do środka, Iruka i Kiba we własnej osobie. – Sorry chłopaki, ale
spierdolę wam plany. Sprawa zostaje w naszych rączkach.
- No proszę,
proszę. – Kiba zaklaskał. – Skąd myśl, że taka łajza jak ty może o tym
decydować? Szczerze miałem nadzieję, że w końcu zdechłeś.
- Vice versa
psojebie – wysłał mu wyzywający uśmieszek, Kiba zrobił krok do przodu, ale
Iruka go powstrzymał.
- Nie marnuj
czasu na tego ćwoka. Jeszcze cię zarazi, jakimś syfilisem, bo nie wiadomo, co
płynie w jego żyłach.
- Mądrość
cieciu, mądrość – popukał się pięścią po klatce piersiowej. - Bo w przeciwieństwie do ciebie wiem, do czego
służy to, co trzymam w bokserkach, mówiąc bardziej obrazowo kutas. Nie służy
tylko do sikania. Wiedziałeś o tym? Czy może dałem ci pierwszą lekcję z anatomii?
- Wykupujesz
dziwki, nie lada wyczyn.
- Ale mam
zniżki – powiedział Itachi z szerokim uśmiechem. – Ty musiałbyś płacić
podwójnie.
Iruka zmrużył
oczy. Jako starszy i mądrzejszy musiał świecić przykładem dla Kiby. Parsknął i
oboje zawrócili.
Shikamaru
trzasnął się otwartą dłonią w czoło. Wszędzie wrogowie, nawet w miejscu pracy.
Przez Itachiego nikt go nie lubił. Czasem się zastanawiał, czy kiedykolwiek mogłoby
być gorzej. Czy powinien napisać wniosek z prośbą o przeniesienie? Zerknął
kątem oka na Itachiego, który powrócił do zwłok, jakby nigdy nic. W głębi
siebie naprawdę lubił tego palanta. Był skurwielem, ale dobrym skurwielem.
________
Zaszalałam :)! Zdarzyła się wolna chwila, naprawdę wolna, to zabrałam się za pisanie. A fakt, że ostatnio karmię się niesamowicie wielką ilością kryminałów sprawił, że sama zapragnęłam spróbować napisać swój własny. Mam zamiar pisać to jedynie z perspektywy Itachiego i ewentualnie jego partnera. Jakoś tak dla odmiany.
No, więc jakby ktoś miał jakieś ale, to zwale winę na...
Wasze zdrowie :) |
Poza tym chce się ktoś pochwalić, jak spędza wakacje? Tak. Bardzo mnie to interesuję :). (To nie sarkazm!)
Ja ogólnie, albo dużo pracuję, co w wakacje oznacza całkowite wyczerpanie, albo próbuję naprawić to cacko:
Ode mnie to tyle. Spróbuję dalszą część napisać w najbliższej przyszłości. Specjalnie to opublikowałam, aby kontynuować, bo koncepcja całkiem mi się podoba :). Trening czyni mistrza.
Pozdrawiam :)!
Wow! Zaskakujesz mnie jeszcze bardziej. ^^
OdpowiedzUsuńTak szczerze to nie wiem co napisać, bo nadal jestem w szoku. Takiego Itachiego się nie spodziewałam. Ale szczerze mówiąc podoba mi sie taka wersja. ^^ I nawet tak ilość przekleństw mi nie przeszkadza. Itachi w parze Shikamaru? NIE! To do siebie nie pasuje. Jak oni mogą być partnerami? No, ale Nara z nim wytrzymuję, więc nie jest źle.
Zgaduje, że ta zabita dziwka to jakaś, z którą Itaś miał do czynienia. :D
Cóż, co do pytania o wakacje to nie powiem Ci nic co by Cię mogło zaciekawić. Zero planów na wyjazd, zostaje w domu i noł lajfuje. Miałam w planach pisać cokolwiek, ale wczoraj zastrajkował mi program o pisania >.< Wszystko jest przeciwko mnie :(
W najbliższej przyszłości? Trzymam za słowo! :)
Weny ;3
~Kaori Chan
Świetne o: Szukałam po internecie jakichś opowiadań itasaku i myślałam, że nie znajdę żadnego dobrego, a tu proszę :> tylko naprawdę, nie urywaj w połowie. To gorsze niż nie napisanie pierwszej notki.
OdpowiedzUsuńStaram się wszystko kontynuować, z wyjątkiem takim, że w Agonii trochę ugrzęzłam, bo pamięć mnie zawodzi, ale i tak postaram się to dopracować. To opowiadanie będzie dokończone.
UsuńDziękuję za pozostawienie komentarza.
Pozdrawiam :)
Witam! Trafiłam na twój blog i przyznam, że trochę się na początku pogubiłam, dopiero potem ogarnęłam, że jest tu wiele jednoparówek i po prostu jest to zbiór twoich opowiadań. Spostrzegawcza jestem, nie powiem, że nie xD
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam ten rozdział z Detektyw i różowa dziwka i już cię polubiłam! Wulgaryzmy, zagadki, krew i Itachi! <3 Więcej nie potrzebuje do szczęścia :3
Gdy znajdę chwile w pewnością przeczytam twoje inne opowiadania.
Życzę dużo weny i czasu! Pozdrawiam ;)