środa, 8 lipca 2015

Detektyw i różowa dziwka

 I. ŁAPACZ SNÓW I KRUK


 Uwaga. Opowiadanie zawiera sporo przekleństw.


            Brzeg tego ranka był niezwykły, unosiła się nad nim gęsta mgiełka oświetlana przez wschodzące słońce. Niebo mieniło się pomarańczowymi barwami, a w powietrzu dało się wyczuć świeżą bryzę i zdrowy dla organizmu jod. Co za ironia.
            Odpoczynek, z tym właśnie mi się kojarzą takie miejsca. Kolejna ironia. Co noc śni mi się to samo. Moja podświadomość chyba próbuje mi powiedzieć, że tęsknie za odpoczynkiem, ale takiego urlopu już nigdy nie spędzę. Nie w tym życiu. Od śmierci mojego brata minął rok, a ja wciąż dławię się wyrzutami sumienia, czasem je wypluwam wraz z wymiocinami i żółcią, a czasem zalęgają w żołądku znacznie dłużej, niż bym chciał. Wiem tylko, że one zawsze wracają. Człowiek nie wyzbywa się takiego poczucia po takiej wielkiej stracie. Zakręcam do przeszłości. Gdybym teraz odpoczywał, choć każdy mięsień mojego ciała tego potrzebuje, czułbym się, jakbym go zdradził. Wbił mu nóż w martwe, pewnie wyżarte przez larwy i robaki, plecy i z każdą minioną minutą go przekręcał. Takie wieczne męczarnie w braterskim wydaniu. Najpierw chwila odpoczynku, a gdy już mózg pomyśli, że najgorsze minęło, kolejny raz ostrze wędruje głębiej, potem odpuszcza i tak w kółko.
            Fale nieco się wzburzyły. Chyba usłyszały moje myśli. Mimowolnie zmarszczyłem czoło. Z dna morza wysunęły się kamienie, coraz wyżej i wyżej. Pomarańcz nieba przechodził w fiolet, w granat i czerń. Nastała noc.
            Moje nagie stopy zamiast czuć ciepło nagrzanego przez słońce piasku, zapadły się w lodowatą nicość. Dolne kończyny mrowiły, szczypały, krzyczały o pomoc.
            Coś zaszczebiotało za moimi plecami. Pojedynczy dźwięk rozpętał natłok innych. Kruki. Boże… Znowu to samo. Odwróciłem głowę, bo tylko tym zdołałem poruszyć.
            Chmara ciemniejszych od smoły ptaków zerwała się z wielkiego drzewa, udała się ku skarpie i…
            Wlatując we mnie raniły moje ciało, a gdy skończyły bezwładnie wpadłem do wody. Granatowo-czarne morze przeszyła gęsta czerwień krwi. Mojej krwi.

            Obudził się w łóżku, kaszląc niczym człowiek, który cudem uniknął utopienia. Bardzo szybkimi i chaotycznymi ruchami obejrzał odkryte części ciała. Na torsie, ramionach i nogach nie znalazł śladów podziobania. Zero krwi, choć ból fantomowy został. Dałby sobie rękę uciąć, że wydarzenie z koszmaru było prawdziwe. Teraz ręki, by nie miał.
            Położył głowę z powrotem na poduszkę. Ręką wybadał miejsce obok siebie. Puste. W sumie nie chciałby, aby ktokolwiek oglądał go w tym stanie, ale liczył na to, że dzisiaj znajdzie kogoś, kto zostanie z nim na dłużej. A może sam ją wyprosił? Niewiele pamiętał, bo był tak zmęczony, że bierze pod ewentualność zaśnięcie w trakcie stosunku. A może nikogo nie było? Może wrócił do domu sam?
            Przetarł zmęczone powieki i zerknął w górę. Z sufitu zwisał czarny łapacz snów, ponoć z Indonezji, tak mu powiedział sprzedawca na targowisku. Uwierzył, bo musiał uwierzyć. Co za ścierwo. Przez pewien czas naprawdę był skory uwierzyć, że to dyndające koło z siecią w środku mogło służyć za filtr jego snów, przesyłając mu wyłącznie te dobre. Może to jego sceptycyzm zabił moc tego badziewia. Nie wiedział.
            W życiu nauczył się ufać dwóm rzeczom. Własnej intuicji i broni, z którą się nie rozstawał. Nawet teraz leżała na szafce nocnej obok łóżka, co było dla niego podejrzane, bo zawsze chował ją pod poduszkę. Poczucie bezpieczeństwa stanowiło dla niego bardzo ważną sprawę. W końcu bycie detektywem w tym zasranym świecie nie należało do najłatwiejszych.
            Przeszedł kilka skomplikowanych terapii, zanim trafił na odpowiedniego terapeutę. Ten zalecił mu kupienie łapacza snów, mówiąc: Musisz w coś wierzyć, Itachi. Musisz, bo inaczej brak sensu życia cię przytłoczy i zabije. Palant jeden. Łapacz snów gówno dawał, koszmary nie mijały, a nudna gadanina z psychologiem kradła mu czas, który mógłby przeznaczyć na rozwiązanie sprawy morderstwa brata. W sumie tliła się w nim mała iskierka nadziei, że brat jednak żyje.
            Na miejscu zbrodni znaleziono sporą plamę krwi, około półtora litra. To wszystko. Brat przepadł jak kamień rzucony w wodę. W mieszkaniu znaleziono ślady bijatyki i włamania. Najprawdopodobniej brat się bronił, bo w pokoju nienaruszona przetrwała wyłącznie lampa zwisająca z sufitu. Resztą zawładnął chaos.
Nie znaleziono świadków. Nikt nie widział, ani nie słyszał nic podejrzanego, co było dość dziwne, gdyż Sasuke mieszkał w pięciopiętrowym bloku z setką sąsiadów obok. Liczne przesłuchania niestety w niczym nie pomogły. Niektórzy powtarzali, że niczego nie słyszeli, inni byli w tym czasie poza miastem, pozostałych to nie interesowało, albo machali ręką, twierdząc, że u sąsiada to zawsze tak było, głośno i rozrywkowo. Itachi sprawdził, większość mieszkańców składała skargi do dozorcy. W co on się wplątał?
            Ciała nie odnaleziono, sprawę umorzono. Komendant policji, przyjaciel rodziny, zezwolił Itachiemu na potajemne, nadgodzinowe śledztwo, które w aktach oficjalnie jest zamknięte. Nie mógł liczyć na wsparcie. Został porzucony na pastwę losu.
            Kiedyś był blisko z bratem. On i Sasuke spędzali ze sobą dużo czasu, przez pewien okres czasu Itachi zastępował mu rodziców, był dla niego autorytetem. Później pojawiła się akademia policyjna i kariera. Ratowanie ludzi naprawdę pochłaniało czas. To nie jest typowa praca ośmiogodzinna, odpukać i do domu. Policjantem zostaje się na całe życie, dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Nie ma litości. To właśnie ich od siebie odsunęło.
Sasuke odbił w drugą stronę, jak się okazało bardzo przeciwną od niego. Narkotyki, przemyt broni, ludzi i kobiet. Gdy to usłyszał omal nie przytknął lufy do skroni i nacisnął spustu. Nie winił za to brata, w końcu w życiu zabrakło mu autorytetów. Ojciec odszedł dość wcześnie, nawet on ledwo go pamiętał, bo miał siedem lat, gdy ten wyzwał matkę od nic nie wartej szmaty i kurwy. Trzasnął za sobą drzwiami i koniec. Rozdział zamknięty. Odchodząc nie pożegnał się, nie obiecał, że wróci. Nie mógł patrzeć na swoje bękarty z nieprawego łoża. Matka przeszła krótkie załamanie nerwowe, naprawdę krótkie, za co nie mógł przestać jej podziwiać. Szybko dźwignęła się z dna. Zajęło jej to dwa miesiące. W tym czasie mieszkali u babci. Jak zamknął oczy wciąż widział ten uśmiech na twarzy matki, gdy po nich wróciła. Zabrała ich do domu. Prawdziwego domu.
Życie ich nie oszczędzało. Po takich ciosach niewielu się podnosi. Itachi też się nie podniósł, choć z perspektywy obcych mu ludzi tak właśnie jest. Robi karierę w zawrotnym tempie, ma kilku przyjaciół, choć i wrogów, dużo kobiet, ma dobrą intuicję i oko. Szkoda, że to się nie sprawdza w przypadku rozwiązania najważniejszej dla niego sprawy.
Zadzwonił telefon. Burknął pod nosem przekleństwo i odebrał, wpatrując się nieustannie w łapacza snów. Głupie dziadostwo. Czwarta nad ranem. Czy przestępcy nigdy nie śpią?
- Mamy sprawę, wciągaj spodnie, napisz kartkę dla dziwki i zapierdalaj do samochodu, bo już dojeżdżam.
- Jestem sam.
- Nie stanął ci? – W słuchawce rozbrzmiał śmiech. – Kurwa, stary, zainwestuj w niebieskie tabletki, jeśli już nie dajesz rady postawić żołnierza na zawołanie.
- Spierdalaj.
Za oknem, jak i w telefonie usłyszał klakson. Jęknął pod nosem, rozłączył się i przeszedł do szykowania się do pracy. Minuta. Wyjął z szafki dżinsy, założył białą koszulę, która wisiała na wieszaku, wciągnął buty, na pasek zawiesił odznakę, a przez ręce przełożył skórzane pasy z kaburami. W nich oczywiście spoczywały jego dwie niezawodne dziewczynki, dużego kalibru samopowtarzalne pistolety. Zanim trzasnął za sobą drzwiami sięgnął jeszcze po skórzaną kurtkę.

W samochodzie oprócz cichej muzyki i pomrukiwania partnera, szumiało radio policyjne, nadające kolejne komunikaty o popełnionych przestępstwach. Itachi ucieszył się, że nie tylko on ma ciężką noc, bo najwyraźniej całe Tokio zwariowało. Po przejechaniu kilku przecznic wyłączył radio. Miał dość słuchania zachrypniętego głosu z centrali.
- Muszę przyznać, że jak nie zaruchasz jesteś strasznie wyciszony – przemówił Nara, podśmiewując się pod nosem. – Kupić ci dmuchaną pizdę?
- Zajebałbym ci, gdybyś nie miał tyle na liczniku.
Sunęli zatłoczonymi ulicami Tokio ponad sto kilometrów na godzinę na sygnałach. Itachi musiał przyznać, że Shikamaru, choć w wielu przypadkach wybrakowany i niedouczony potrafił dobrze prowadzić. Czasem wydawało się, że minął się z powołaniem, bo zamiast w policji powinien spędzać czas na torach wyścigowych. Niestety życie układa się tak, a nie inaczej. Jedni wstępują w szeregi mundurowych z powołania, inni z konieczności.
- Powiesz mi dokąd jedziemy?
- Jak ci powiem to pewnie się wkurwisz.
- Ile razy mam ci powtarzać, że lubię konkretne odpowiedzi? Gdybym nie chciał znać odpowiedzi to bym nie pytał.
- Verda – zerknął na Itachiego, aby sprawdzić jego reakcję. – Mówiłem? Już się wkurwiłeś.
Verda, tokijski klub dziwek, narkotyków i pranego szmalu. Miejsce, które zdarzało im się odwiedzać, jako klienci, albo szturmować, jako jedni z zamaskowanych w oddziałach specjalnych. Ani razu nie udało im się złapać ich na gorącym uczynku, więc kręcili się w pobliżu, aby wiedzieli, że tacy, jak oni nie odpuszczają.
- O której stamtąd wyszliśmy?
- Nie pamiętasz? – Samochód dynamicznie przyhamował, przez palanta wyjeżdzającego z parkingu bez upewnienia. Itachi trzasnął rękoma w deskę rozdzielczą, aby nie walnąć w szybę. – Ostrzegałem, zapinaj pasy dziecinko.
- Jak się z tobą rozbiję, to pasy i tak w niczym nie pomogą.
- Co racja, to racja – zaśmiał się dumny z siebie.
Dalej jechali w ciszy. Itachi próbował sobie przypomnieć wydarzenia z zeszłej nocy. Pamiętał, gdy tam wchodzili, jak pili i pozwalali się zabawiać przez półnagie laski. Tyle pamiętał. Później piwo połączyło się ze zmęczeniem i tak obudził się we własnym łóżku. Bez kaca, ale z dużą dziurą w pamięci. A może jednak to kac?

Zaparkowali wśród radiowozów i niebieskich świateł. Itachi wysiadł, jako pierwszy rozglądając się po okolicy. Zauważył wielki czerwony szyld z nazwą klubu, a potem jakąś skąpo ubraną laskę na schodach, która najwyraźniej płakała, choć nie mógł tego stwierdzić na pewno, bo rękoma zasłaniała twarz. Reszta skulonej postawy pasowała do człowieka pogrążonego w rozpaczy.
- Detektywie Uchiha. – Jeden z posterunkowych rozbieganych na miejscu zasłonił mu widok. Nie zauważył grymasu na twarzy Itachiego, bo wbijał wzrok w notatnik. – Mamy morderstwo. Młoda, czarnowłosa kobieta została znaleziona w kałuży krwi.
- Kto nadał wezwanie?
- Niejaka Sakura Haruno, współpracowniczka i jak mniemam przyjaciółka.
- Mniemam? – zapytał z niedowierzaniem Itachi. – Co ty mi tu mniemasz? Przypuszczenia sobie wsadź w dupę. Nie potrafisz przeprowadzić porządnie przesłuchania? Fakty się liczą. Teoretycznie. Czy mam cię cofnąć do akademii?
- Okej – przemówił Nara, widząc przerażenie na twarzy policjanta. – Dziękujemy za informację. Zajmiemy się resztą.
- Jak to zajmiemy? – Itachi rzucił mu gniewne spojrzenie. – Shino dojechał? Techniczni?
- Wszyscy na miejscu – odchrząknął, cały mokry od potu, wyglądając jak puszysty kot po kąpieli. – Przyjechali trochę przed panem.
Itachi przewrócił oczami i ominął go obojętnie.
- Dziękuję – odezwał się Nara, podbiegając do partnera. – Mógłbyś być milszy dla nowych. On jest świeżo po akademii i nie zna twojego zjebanego charakteru.
- Jeb się, Nara – zatrzymali się przy różowowłosej. – Pani Haruno?
Zanim dziewczyna uniosła wzrok Itachi zdołał pomyśleć, że jej dziwaczna fryzura wzbudza w nim odrazę i mdłości. A może mdłości są spowodowane czymś innym? Czy coś jadł wczoraj wieczorem? Niestrawność?
- Tak? – odpowiedziała głosem, który mu nie pasował do jej twarzy.
- Pani miejsce pracy jest teraz miejscem zbrodni, więc czy mogłaby pani iść ryczeć gdzie indziej? Takie babskie sceny strasznie mnie irytują i zakłócają mi pracę.
- Itachi!!! – Nara przybrał przepraszający uśmiech.
- Nic nie szkodzi. – Dziewczyna otarła rozmazany tusz pod oczami. – I tak nie jestem już tutaj potrzebna.
- Jesteś – odparł na odchodnym. – Ale nie na schodach i nie ubrana, jak dziwka.
- Itachi!!! – krzyknął drugi raz partner, tym razem zacieklej. Wbiegł za nim do budynku. – Czyś ty oszalał?! Dziewczyna jest w szoku. Znalazła przyjaciółkę w kałuży krwi!
- Domniemaną przyjaciółkę – odpowiedział kąśliwie Itachi. – I daj spokój, przecież użyłem zwrotu grzecznościowego, więc byłem miły. Zresztą, najwyżej złoży skargę. I tak dziwek nikt nie słucha.
- Czasem się zastanawiam, czy masz w sobie jeszcze trochę empatii i zrozumienia.
- Mam – powiedział pewnie. - Gdy chcę zaruchać – mrugnął do partnera.

Miejsce zbrodni zaludniło stado technicznych zbierających ślady, z czym Itachi w duchu życzył im powodzenia, i koronera, który przyjechał tylko po to, aby stwierdzić oficjalny zgon. Bez sekcji nie ma informacji, stary dobry Shino, do krzty służbista. Gdy ich zobaczył odsunął się od ciała i zastąpił im drogę.
- Co jest? – Itachi uniósł brwi. Tak się nie zachowywał nigdy.
- Przepiszę sprawę komuś innemu. Zadzwoniłem do komendanta. Nie odesłał was?
- Co ty pierdolisz, Shino? Wiem, że jesteśmy w burdelu pełnym substancji nielegalnych, ale kurwa, musiałeś je testować na sobie?
- Z tobą inaczej się nie da wytrzymać, jak tylko z dopalaczami – odparował Shino. Nara się zaśmiał.
- Obaj się pierdolcie.
Wyminął koronera i o mało nie upadł na kolana. Nogi się pod nim ugięły, a w żołądku rozpętała się burza. Zawrócił na piętach i pobiegł do kibla. Tam zwymiotował całą zawartość, która ciążyła mu od dłuższego czasu. Wypłukał usta wodą z kranu i wrócił do sali wypełnionej rurami do tańca, sofami i stolikami dla klientów. Shikamaru wyciągnął miętówkę, nie omieszkał nie wziąć.
Czarnowłosa dziewczyna leżała na podłodze w kałuży krwi. To nie przez widok zwłok zwymiotował, i nikt tego nie podejrzewał, w swoim życiu widział już wiele ciał i to w bardziej zaawansowanym rozkładzie. Dziewczyna wyglądała, jakby położyła się spać, tyle że w ubraniach i niekoniecznie w dobrym miejscu. Kałuża krwi przestała się powiększać.
Zrozumiał, dlaczego Shino chciał zmienić ekipę dochodzeniową. Wcześniej zapomniał wspomnieć, że w mieszkaniu brata w kałuży jego krwi leżał kruk ze skręconym karkiem. Właśnie, dlatego od tamtego czasu ptaki te prześladowały go w koszmarach. Tym razem czarny ptak leżał na klatce piersiowej nieboszczki.
Nara podszedł do niego i chrząknął. Itachi zacisnął pięści. Śmierć tej dziewczyny to może jedyna szansa na zbliżenie się do odpowiedzi, której tak bardzo pragnął. Może uda mu się znaleźć brata, żywego bądź martwego.
- Shino podał wstępny powód śmierci. Otrzymała strzał w mostek, kula dużego kalibru najprawdopodobniej roztrzaskała serce, stąd tyle krwi, bo przeszła na wylot. Więcej powie dopiero po sekcji zwłok.
Itachi posłuchał wewnętrznego głosu. Przykucnął przy ciele i odsłonił włosy z twarzy.
- Myślę, że powinniśmy przekazać to Kibie i Irukie. Są dobrzy, poza tym nie są związani ze sprawą, jak ty. Itachi?
- Nie oddam sprawy tym błaznom. Pierwsza zasada przetrwania, kto pierwszy ten lepszy. Podejdź…
- Itachi, Shino ma rację. Ta sprawa może nas pogrążyć.
- Podejdź!
Zwrócił uwagę wszystkich zebranych. Nara kiwnął ręką zmieszany i westchnął z ulgą, gdy wrócili do swoich zajęć. Ten wybuch mógł być ostrzeżeniem przed początkiem agresywnych zachowań Itachiego. Już było z nim trudno wytrzymać, a teraz może być znacznie trudniej. Za jakie grzechy trafił mu się taki partner? Co prawda uzyskiwał dobre wyniki, ale był nieznośny, trudny i… był prawdziwym chujem. Tak, to określenie bardzo dobrze odzwierciedlało charakter Itachiego, prawdziwy chuj.
- O ja pierdolę… - wymsknęło mu się po ujrzeniu twarzy dziewczyny. Była lekko opuchnięta i zasiniona, ale zdecydowanie ją rozpoznał.
- Teraz już na pewno nie oddamy sprawy – wstał z klęczek i odwrócił się do dwóch detektywów wchodzących do środka, Iruka i Kiba we własnej osobie. – Sorry chłopaki, ale spierdolę wam plany. Sprawa zostaje w naszych rączkach.
- No proszę, proszę. – Kiba zaklaskał. – Skąd myśl, że taka łajza jak ty może o tym decydować? Szczerze miałem nadzieję, że w końcu zdechłeś.
- Vice versa psojebie – wysłał mu wyzywający uśmieszek, Kiba zrobił krok do przodu, ale Iruka go powstrzymał.
- Nie marnuj czasu na tego ćwoka. Jeszcze cię zarazi, jakimś syfilisem, bo nie wiadomo, co płynie w jego żyłach.
- Mądrość cieciu, mądrość – popukał się pięścią po klatce piersiowej. -  Bo w przeciwieństwie do ciebie wiem, do czego służy to, co trzymam w bokserkach, mówiąc bardziej obrazowo kutas. Nie służy tylko do sikania. Wiedziałeś o tym? Czy może dałem ci pierwszą lekcję z anatomii?
- Wykupujesz dziwki, nie lada wyczyn.
- Ale mam zniżki – powiedział Itachi z szerokim uśmiechem. – Ty musiałbyś płacić podwójnie.
Iruka zmrużył oczy. Jako starszy i mądrzejszy musiał świecić przykładem dla Kiby. Parsknął i oboje zawrócili.
Shikamaru trzasnął się otwartą dłonią w czoło. Wszędzie wrogowie, nawet w miejscu pracy. Przez Itachiego nikt go nie lubił. Czasem się zastanawiał, czy kiedykolwiek mogłoby być gorzej. Czy powinien napisać wniosek z prośbą o przeniesienie? Zerknął kątem oka na Itachiego, który powrócił do zwłok, jakby nigdy nic. W głębi siebie naprawdę lubił tego palanta. Był skurwielem, ale dobrym skurwielem.

________

Zaszalałam :)! Zdarzyła się wolna chwila, naprawdę wolna, to zabrałam się za pisanie. A fakt, że ostatnio karmię się niesamowicie wielką ilością kryminałów sprawił, że sama zapragnęłam spróbować napisać swój własny. Mam zamiar pisać to jedynie z perspektywy Itachiego i ewentualnie jego partnera. Jakoś tak dla odmiany.

No, więc jakby ktoś miał jakieś ale, to zwale winę na...
Wasze zdrowie :)
Poza tym chce się ktoś pochwalić, jak spędza wakacje? Tak. Bardzo mnie to interesuję :). (To nie sarkazm!)
Ja ogólnie, albo dużo pracuję, co w wakacje oznacza całkowite wyczerpanie, albo próbuję naprawić to cacko:
Ode mnie to tyle. Spróbuję dalszą część napisać w najbliższej przyszłości. Specjalnie to opublikowałam, aby kontynuować, bo koncepcja całkiem mi się podoba :). Trening czyni mistrza.

Pozdrawiam :)!

4 komentarze:

  1. Wow! Zaskakujesz mnie jeszcze bardziej. ^^
    Tak szczerze to nie wiem co napisać, bo nadal jestem w szoku. Takiego Itachiego się nie spodziewałam. Ale szczerze mówiąc podoba mi sie taka wersja. ^^ I nawet tak ilość przekleństw mi nie przeszkadza. Itachi w parze Shikamaru? NIE! To do siebie nie pasuje. Jak oni mogą być partnerami? No, ale Nara z nim wytrzymuję, więc nie jest źle.
    Zgaduje, że ta zabita dziwka to jakaś, z którą Itaś miał do czynienia. :D
    Cóż, co do pytania o wakacje to nie powiem Ci nic co by Cię mogło zaciekawić. Zero planów na wyjazd, zostaje w domu i noł lajfuje. Miałam w planach pisać cokolwiek, ale wczoraj zastrajkował mi program o pisania >.< Wszystko jest przeciwko mnie :(
    W najbliższej przyszłości? Trzymam za słowo! :)
    Weny ;3
    ~Kaori Chan

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne o: Szukałam po internecie jakichś opowiadań itasaku i myślałam, że nie znajdę żadnego dobrego, a tu proszę :> tylko naprawdę, nie urywaj w połowie. To gorsze niż nie napisanie pierwszej notki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się wszystko kontynuować, z wyjątkiem takim, że w Agonii trochę ugrzęzłam, bo pamięć mnie zawodzi, ale i tak postaram się to dopracować. To opowiadanie będzie dokończone.

      Dziękuję za pozostawienie komentarza.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Witam! Trafiłam na twój blog i przyznam, że trochę się na początku pogubiłam, dopiero potem ogarnęłam, że jest tu wiele jednoparówek i po prostu jest to zbiór twoich opowiadań. Spostrzegawcza jestem, nie powiem, że nie xD
    Przeczytałam ten rozdział z Detektyw i różowa dziwka i już cię polubiłam! Wulgaryzmy, zagadki, krew i Itachi! <3 Więcej nie potrzebuje do szczęścia :3
    Gdy znajdę chwile w pewnością przeczytam twoje inne opowiadania.
    Życzę dużo weny i czasu! Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń