środa, 8 lipca 2015

Amnezja - 5


CZ. 5

            Podeszwa stukała nerwowo o drewniany, wykrzywiony schodek. Poprawił się i zasunął pod samą szyję suwak kurtki. Minęła godzina, od kiedy postanowił usiąść i poczekać na Sakurę, zdążył zmarznąć. W dłoniach trzymał zgiętą fotografię, robił to przede wszystkim, dlatego aby nie spuścić jej z oczu. Bał się, że włożenie jej do kieszeni będzie się równało wyparowaniu zdjęcia i pozostanie z niczym.
Od kilkunastu minut rozmyślał nad nienawiścią – nie wiedział, w jakim kierunku ją skierować. Został oszukany przez wszystkich. Sakurę, tę, którą przyrzekała mu wierność i miłość małżeńską do końca ich dni, Sasuke, brata z krwi i kości, a co najgorsze przez własną matkę, tę, która go urodziła. Wszyscy pograli w dziwną grę. Uwierzył im. Właśnie tak zapłacił za naiwność i kartę zaufania, jaką dla nich wyłożył.

Sakura podjechała autem na podjazd, zaparkowała. Bardzo dobrze znała Itachiego, od razu przeczuła kłopoty. Jego pojawienie się nie zapowiadało niczego dobrego. Zgasiła silnik, ale nie wysiadła z auta. Nagle zaschło jej w gardle i oblazł ją strach. On czekał dalej, bacznie się w nią wpatrując. Wysiadła. Obserwował każdy krok. Zadrżała. Miała już dość po spotkaniu z Deidarą. Z pewnej strony czuła się zraniona przez najlepszą przyjaciółkę, Ino. W jednej chwili zapragnęła uciec, albo stać się niewidzialną, albo wyparować. Było jej wszystko jedno. Ważne, aby nie musiała pić piwa, które sama naważyła.
            - Itachi, co za niespodzianka. Nie spodziewałam się ciebie tutaj – uśmiechnęła się najszerzej, jak potrafiła. Miała nadzieję, że nie zauważy jej zapłakanych i zaczerwienionych oczu. Na szczęście dziś był słoneczny dzień, zimny, ale słoneczny, więc skryła je pod przeciwsłonecznymi okularami. – Miło cię widzieć.
            - Oj, nie pieprz.
Bił od niego chłód, a w czarnych oczach zapłonęła wściekłość. Tylko raz widziała taki wyraz twarzy i wtedy cieszyła się, że złość była skierowana w innym kierunku. Dzisiaj stanęła oko w oko z rozwścieczonym drapieżnikiem.
            - Więc jesteś moją kuzynką? – spytał z nutką wyrzutu. Trzymał ręce za plecami.
            - Owszem – odpowiedziała szybko. Wcześniej ćwiczyła to przed lustrem, w razie gdyby zbyt często padało to pytanie. Nie chciała zdradzać swoich uczuć. Na pewno nie od razu.
            - Kocham cię za to, że oglądasz ze mną meczę – zaczął spokojnie – i dotrzymujesz tempa podczas wspólnego biegania.
Zielonkawe oczy Sakury rozbłysły. Zaiskrzył w niej dziwny płomień. Nie tylko przerażenia, ale również płomień nadziei, jedyny w swym rodzaju.
            - Ble, ble, ble – zmienił zabarwienie głosu na bardziej sztywny i sarkastyczny. - Obiecuję ci, że nigdy nie pozwolę cię skrzywdzić, zawsze będę ciebie chronić, a gdy zajdzie taka potrzeba bez najmniejszego zawahania oddam za ciebie życie.
            - Wytłumaczę! – uniosła palec wskazujący. Pragnęła go zatrzymać, za wszelką cenę, ale prawda była inna, nie wiedziała jak się wytłumaczyć.
            - Wytłumaczysz? – zaskoczony i nadal oburzony wysunął pod jej nos fotografię. Byli na niej oboje, ona w pięknej białej sukni, on w smokingu. Szczęśliwi, zakochani, oddani.
            - Posłuchaj… - szła za nim do bramy. – Ja ci wszystko wytłumaczę! Tylko mi pozwól!
            - Chodziło o Deidarę? Odeszłaś ode mnie, bo znalazłaś okazję, aby być ze swoim kochankiem?! Dlatego się uchlałem i wsiadłem do auta podpity, bo dawałaś dupy jakiemuś blondynowi?!
            - Dawałam dupy? – oniemiała. Oskarżenie mocno ją zabolało. – Czekaj… Co?!
            - Ciężko jest powiedzieć, że się z kimś nie chce być, gdy ten ledwo pamięta kim jest, prawda? Trudno przyznać, że ma się go w dupie, nie?!
            - Itachi, nie wiesz, co mówisz. Mnie i Deidarę nic nie łączy. Nigdy nie łączyło. Raz zrobił mi zdjęcia…
            - Nie kłam!!! – naskoczył na nią. – Teraz świecisz oczami i próbujesz mnie omamić, ale się nie dam. Miałaś swoją szansę. Wolałaś mi powiedzieć, że jesteś moją kuzynką, a ja jak jakiś kretyn biłem się z uczuciami do ciebie! Myślałem, że jestem jakimś psycholem!
            - Uczuciami do mnie?
            - To nie jest teraz istotne! Zepsułaś wszystko.
            - Nie rozumiesz! Itachi, czekaj.
Złapała go za rękę, ale on sukcesywnie ją odepchnął. Niezdarnie potknęła się o własne nogi i runęła na chodnik. Jęknęła. Największy ból skumulował się w łokciach i kości ogonowej, później odczuła dziwne mrowienie w okolicach karku, gdy jej głowa zbyt gwałtownie cofnęła się, po czym odskoczyła do przodu.
            - Itachi, to wcale nie tak – przechyliła się na bok.
Zacisnął pięść. Walczył z tą częścią siebie, która kazała mu pomóc jej wstać. Był na nią wściekły, jednak nigdy nie chciał jej skrzywdzić. Moment, w którym poleciała na ziemie sparaliżował jego serce, ale wytrzymał to.
Sakurze przypomniała się pierwsza kłótnia. Dzień, w którym go straciła. Wtedy również żegnała go, patrząc na niego z ziemi. Podniosła się, nie zważając na ból. Modliła się w duchu, aby nie odszedł. Przeszłość uwielbia robić koła.
            - Proszę – zaskomlała.
            - Mój adwokat skontaktuje się z tobą w sprawie rozwodu. Da ci wszystkie potrzebne papiery do podpisania. Nie chcę cię więcej widzieć. Nigdy więcej.
            - Nie, nie, nie – złapała go za nadgarstek. – Błagam, tylko nie to – rozpłakała się. – Zrobiłam źle, ale miałam dobre intencję. Chciałam cię zadowolić. Ty mnie zostawiłeś. W dzień wypadku zażądałeś rozwodu. Odjechałeś. Później usłyszałam o twoim wypadku. Proszę cię, Itachi. Tylko nie to…
            - Szkoda, że ci nie wierzę – wyrwał się. – Lepiej trzymaj się ode mnie z daleka. Nie lubię zdzir, które nie tylko kłamią, ale również zdradzają.
            - To nie moja wina! – urażona i tak postanowiła walczyć. – Nic mnie z Deidarą nie łączy. Nie zdradziłam cię! Nigdy! Itachi, proszę…
Trzasnął drzwiami i odjechał. Nawet na nią nie spojrzał. Bał się, że nie wytrzyma i pęknie. Niby był na nią wściekły, ale stojąc przy niej ledwo się hamował, aby wziąć ją w ramiona. Serce biło mu szybciej, tak jak nie powinno bić serce śmiertelnika. Nadal ją kochał. Mocno. Całym sobą pragnął zmienić bieg wydarzeń. Tak, aby jego serce nie zostało złamane. Nie mógł nic poradzić – pozostało mu zachować się tak, jak na mężczyznę przystało. Wziąć rozwód i ułożyć sobie na nowo życie. Bez niej. Nieodwracalnie.

###

            Zapukała w drzwi. Najpierw spokojnie, po chwili stukanie zamieniło się w nieprzyjemne i nerwowe walenie. Ze stresu przygryzała górną wargę. Przetarła mokre od łez oczy. Pięść ponownie walnęła w drzwi.
            - No gdzie ty jesteś… - szepnęła pod nosem.
W przedpokoju rozniosły się kroki. Sakura odetchnęła z ulgą. Wszystko, czego potrzebowała to właśnie przyjacielskiej rozmowy, może jakiejś złotej rady, lekarstwa na złamane serce, wehikułu czasu. Po namyśle doszła do wniosku, że potrzebuje wyłącznie jednego, czego może w życiu już nie odzyskać, Itachiego.
Temari otworzyła drzwi. Stała w progu z roztarganymi włosami i mocno zmrużonymi oczami.
            - Która godzina? – westchnęła, ziewając.
            - Piętnasta? – wprosiła się do środka. – Dlaczego ty zawsze śpisz po południu?
            - No wiesz – przeciągnęła się. – Teściowa dała mi dzisiaj w kość. Całe szczęście Sasuke zawiózł ją do Itachiego. Kocham ją, ale zbyt długo pod jednym dachem i mam ochotę ją udusić – poszła do kuchni, słychać było trzaski szkła. – Podziwiam cię, że z nią tyle wytrzymywałaś. Nie miałaś kiedyś ochoty zepchnąć jej ze schodów? Udusić poduszką? – spojrzała na roztrzęsioną szwagierkę. – Nie? To chyba czyni ze mnie złą osobę, ale pieprzyć to. Ona czasem jest prawdziwym wrzodem na tyłku. Upierdliwy babsztyl.
Bez pytania wyjęła z barku wino i rozlała do kieliszków. Zanim zdołała napełnić swoje szkło, Sakura upoiła własną porcję, podsunęła kieliszek po dolewkę. Temari uniosła brwi, jednak nie śmiała odmawiać potrzebującej procentów.
            - Spokojnie, byczku – musnęła wargami wytrawny napój. – Co cię tak roznosi?
            - Itachi o wszystkim wie.
            - Co?! – zakaszlała, alkohol wleciał nie tam, gdzie powinien. – O w mordę – zasłoniła usta rękawem. – Nie mogłaś od tego zacząć? Posłałam tam Sasuke. O w mordę. Ale wyjdzie kocioł. Oni się nie pozabijają, prawda? Najwyżej jeden drugiemu przywali i będzie po sprawie, nie? Jak zawsze?
Szukała w oczach Sakury poparcia – nie znalazła go.
            - Ja pierdole – wyczyściła wino z kieliszka, gdy się skończyło próbowała nalać dolewkę, ale stwierdziła, że leci zbyt wolno, więc napiła się z butelki. – Że też się zgodziłam na to wszystko i jeszcze cię poparłam. Teraz Sasuke wróci z tym swoim „a nie mówiłem”? Przereklamowane, ale jego to nie będzie interesować i będzie mi smęcił nad uchem. Wszystko zwali na mnie.
            - Spokojnie. Myślę, że Itachi całą złość wyleje na mnie. Poza tym ktoś mu powiedział, że miałam romans przed jego wypadkiem. On myśli, że zrobiłam to przez innego faceta i właśnie, dlatego się do niego nie przyznaję.
            - O wiele łatwiej byłoby, gdybyś mu wyznała prawdę. Albo, gdyby skurczybyk odzyskał pamięć. Co z jego głową do cholery? Nie powinny już mu tam świtać ptaszki i inne werble? Myślisz, że ma uszkodzenie na stałe? Zawsze będzie taki… zepsuty?
            - Co ty wygadujesz? – klepnęła się w czoło. – Itachi nie jest zepsuty, a zagubiony. Odnajdzie się.
            - Jasne, ale najpierw od nas ucieknie? Jeny. Wplątałyśmy w to teściową. Ona nas zje. O masakra!!! – krzyknęła, wzięła głęboki wdech. – Wiesz, co się stanie, jak się pokłóci z Itachim?! Czy ty wiesz, co za tragedia się stanie?!
            - Nie bardzo – zmieszana, ściągnęła brwi. Śledziła kroki Temari.
            - Ona się wprowadzi do nas! Na stałe! Będę z nią! Już zawsze. Moja przyszłość jest skończona… Zabiję ją i skończę w psychiatryku, albo w więzieniu. Nie wiem, co lepsze. Może od razu zapisze się na jakiś oddział? Powiem, że przeczuwam załamanie nerwowe.
            - Oj, daj spokój. Nic ci się nie stanie, a Itachi nie odwróci się od rodziny.
            - Oby – pogroziła jej palcem. – Oby! Bo jak coś będziesz winna całej tej tragedii i spróbuj nie przesyłać mi paczek do więzienia. Dużo fajek, to może będę bossem i znajdę jakieś dziwki za fajki, co będą mnie chronić.
            - O czym ty w ogóle mówisz? – Siłą rzeczy się uśmiechnęła. – Nie potrzebujesz dziwek albo fajek. Mikoto zostaje na swoim miejscu. Razem z Itachim.
            - Co ty taka pewna? Zdradziła go, jak my wszyscy.
            - To pójdzie na mnie i szczerze, to ja powinnam panikować, ale dziwnym sposobem mnie przebiłaś. Zawsze to umiałaś.
            - Bo Mikoto przebija wszystko – zaśmiała się. – Jak się dowiedział?
            - Nie mam pojęcia. Przyszedł ze zdjęciem ze ślubu i w trakcie rozmowy wypowiedział tę swoją denną przemowę.
            - Była dobra.
            - Denna.
            - Masz chujową perspektywę i słaby gust.
            - Wybrałam Itachiego.
            - No właśnie – mrugnęła do niej. – Młodsza wersja jest lepsza. Masz chujowy gust.
            - Temari!
            - Pomóż mi z obiadem. Wolę udobruchać męża żarciem. Może nie będzie, aż tak wściekły. A nam też się przyda na dobry początek burzy mózgów.
Razem zabrały się za zrobienie obiadu. W trakcie rozmawiały i wymyślały możliwości, z jakich Sakura powinna skorzystać. Ku jej zdziwieniu już nie czuła paniki. Emocje z niej zeszły. W pewnym sensie odczuła ulgę – Itachi poznał prawdę. Była mu to winna od samego początku. Każda gra ma swoją stawkę.
            - I co teraz zamierzasz? – zagaiła Temari, nakrywając do stołu. – Coś postanowione?
            - Nie wiem. Czuję, że nie ma tu już dla mnie miejsca. Myślałam, że to kwestia dni, ale teraz skoro Itachi dalej trzyma się wersji rozwodu…
            - Wyjedź – zaproponowała.
            - Wyjedź? – niedowierzała. – Jak to cholera wyjedź? Czy tylko tchórze nie uciekają? Albo osoby, które chcą być gonione?
            - A ty nie chciałabyś być goniona? – przyjrzała się jej z ciekawością małego dziecka.
            - Nie ma szans – pokręciła głową, wprawiła w ruch rozpuszczone różowe włosy. – Nie ma szans, aby Itachi próbował mnie powstrzymać. Wiesz, co mu zrobiłam.
            - A co on ci zrobił? Dostałaś szansę w Konami. Jedź, pracuj, żyj. Przestań żywić się jego życiem. Być może jest przystojny, choć ja mam wersję przystojniejszą. – Sakura przewróciła oczami. – Dobra, dobra. Po prostu jestem zdania, że facet, który ciebie nie chce nie jest wart poświęcenia. Daj mu kosza. Może, jak przestaniesz za nim biegać i kręcić się w koło niego, to mu coś w tej bani zaświta. Zbyt mocno go rozpieściłaś.
            - Rozpieściłam?
            - A nie?
Odpowiedź zawisła w powietrzu. Zbędna odpowiedź.

###

            Zatrzymał ujęcie. Przyglądał się Sakurze, uśmiechniętej, choć potarganej z samego rana. Nieumalowana, z powykręcanymi we wszystkie strony włosami i tak była nieskazitelnie piękna. Zakuło go serce. Od chwili, gdy odjechał od niej przytłaczało go poczucie winy oraz przygnębienie. Zażądał rozwodu, jeśli mówiła prawdę, już drugi raz zakończył ich związek i wciąż nie mógł pojąć, co nim sterowało. Za pierwszym razem, ten przypadek doskonale pamiętał.
Przez kilka godzin przejrzał kilkanaście kaset, a było ich naprawdę sporo. Większość swojej uwagi poświęcał jej. Zwykłe domowe obowiązki, wycieczki, przebieżki w lesie. Wszystko, dosłownie cały świat kręcił się wokół niej. Był święcie przekonany, że ona podzielała jego zaangażowanie i co najważniejsze odwzajemniała uczucie.
Zdenerwowany czarną dziurą w mózgu poklepał się po czole. Znowu się złościł. Pamięć wracała, w szczególności po obejrzeniu nagrań i zdjęć, ale i tak to za mało. Nie mógł wrócić do momentu przed wypadkiem. Starał się, jednak za każdym razem wygrywał mrok.
            - Jak samopoczucie?
Na głos matki podskoczył. Pochłonięty własnymi myślami odpłynął i nie usłyszał jej nadejścia.
            - Czego się boisz? – powiedziała w nieco żartobliwym zabarwieniu. – Chciałam tylko sprawdzić, jak się czujesz, bo nie odezwałeś się do mnie od mojego powrotu. Zignorowałeś nawet brata, co się nie zdarzało.
            - A co mam mu wystawić czerwony dywan i oddać pokłon? Okłamaliście mnie.
Mikoto usiadła obok niego na sofie. Zadyszała zmęczona. Z wiekiem coraz trudniej było jej pokonać schody i kilka metrów – strasznie ją wykańczały.
            - Zrobiliśmy to dla twojego dobra.
            - Co to za tłumaczenie, mamo? – westchnął, starając się trzymać nerwy na wodzy. Nie chciał wyładowywać na niej swojej złości. – Nie mogę… - schował twarz w dłoniach.
            - Wiem jedno kochanie. Nie powinieneś od niej odchodzić, ani teraz, ani wcześniej. Nie wiem, co tobą kierowało, ale każdego zszokowała twoja decyzja. Wybuchnąłeś nagle, bez wcześniejszych ostrzeżeń.
            - Nie wiem, mamo. – Głos zniekształciły dłonie.
            - Co teraz czujesz?
            - Oprócz frustracji? – zerknął na nią krzywo. – Proszę cię. Nie mam pojęcia, co czuję. Ledwo się odnajduję.
            - Spróbuj odrzucić gniew i pomyśl, co czujesz do niej – wskazała palcem na ekran telewizora. – Dzwoniła do mnie nie dawno.
            - Sakura? – ściągnął brwi. – Na jaką cholerę?
            - Z prośbą – syknęła. Zastanawiała się, czy dobrze zrobiła, zaczynając ten temat.
            - Jaką prośbą? Nie powinnaś z nią rozmawiać za to, że wciągnęła cię w swoją intrygę. Powinnaś się na nią wypiąć.
            - Oj, przestań. Jest dla mnie, jak córka i nie będę jej odrzucać.
            - No dobrze – parsknął rozgniewany. – To powiedz mi, co ta twoja córka od ciebie chciała? Może poprosić cię, abyś mi coś jeszcze wkręciła?
            - Miałam ci powiedzieć jutro rano, ale nie wiem, czy nie zasługujesz na kolejną szansę. Nie chcę, abyś ją wypuścił przez własną dumę. To nie jest tego warte.
            - Powiedz mi, a ja ci powiem, czy masz racje.
Matka pokręciła nosem. Jego ton był wrogi, powoli zaczynał pluć jadem, więc zdecydowała urwać temat. W niczym mu nie pomoże, jeśli gniew założył mu klapki na oczy. Wszystko odbierze opatrznie i negatywnie.
            - Idę się przespać – poklepała go po udzie. – Jakbyś mógł nie zachowuj się głośno. W moim wieku sen to dobra sprawa.
            - Od długiego spania szybciej się umiera.
            - Przestań czytać gazety.
            - To nie powiesz mi, o co chodziło?
Oparł się o oparcie, śledząc matkę wzrokiem. Pomachała mu na do widzenia. Wrócił wzrokiem na telewizor. Zawiedziony skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Teraz zastanawiał się, co takiego znowu kombinuje Sakura. Aby wyprzeć tę myśl z pamięci wznowił odtwarzanie filmu. Nie przyznawał się, ale naprawdę podobało mu się, że miał takiego bzika na punkcie filmowania.

###

            Wrzuciła ostatnią koszulkę do walizki, zamknęła ją i z wielkim wysiłkiem zapięła zamek. Przetarła pot z czoła, po czym oklapła pośladkami na walizce. Ogarnęła ją wielka pustka. Ponownie się przeprowadzała, tym razem do Tokio, aby podjąć się pracy, której wcale nie pragnęła. Przekręciła złotą obrączką na palcu. Od czasu kłótni z Itachim założyła ją z powrotem. Natomiast jego obrączkę nałożyła na łańcuszek i schowała za koszulką. Miała szczerą nadzieję, że pozwoli jej je zatrzymać. Jak będzie musiała to mu za nie zapłaci – ich wartość dla niej była bezcenna.
Nagle złapał ją napad wściekłości. Bliska amoku zerwała się z miejsca, i zabierając ze sobą kluczyki pobiegła do samochodu. Odjechała z piskiem opon. Przez całą trasę nie szczędziła na gazie, nie obchodziły ją zakazy – złamała sporo przepisów. Dopiero, gdy zgasiła silnik na podjeździe negatywne emocje zelżały i mogła wziąć swobodny, spokojniejszy oddech. Nie trwało to jednak długo. Na parkingu przy chodniku zauważyła znany jej samochód. Przeklęła pod nosem i opuściła auto.
Wparowała do środka, jak do siebie. Tak, jakby miała jeszcze coś do powiedzenia. Amok całkowicie przysłonił jej trzeźwe myślenie i sądziła, że bardziej wkurzyć się nie może, ale grubo się pomyliła. Przed oczami Sakury zamigotał obrazek z najgorszych koszmarów. Itachi obejmował inną dziewczynę, blondynkę. Krew w żyłach przyspieszyła.
Ino na dźwięk huku drzwi wyjściowych odskoczyła od niego. Ręką przysłoniła usta, będąc w autentycznym szoku. Takiego zdziwienia nawet najlepszy aktor nie umiałby zagrać. Zdawała sobie sprawę, że Itachi ma prawo ułożyć sobie życie z inną, ale nie z Ino i nie tak szybko. Widok ich całujących się w jej starym domu otumanił ją całkowicie.
            - Sakura? – spytała, przybierając minę niewiniątka. Była ostatnią osobą, której się spodziewała.
Ruszyła pewnie, jak taran. W trakcie pokonywania tak małego dystansu rozważała w myślach: „Zamknięta? Otwarta?”. Gdy dzielił ją od Ino niecały metr zacisnęła pięść i cisnęła nią z całej siły, z dużym rozmachem, w policzek dziewczyny. Jednak zamknięta dłoń. Ino pisnęła głośno. Sakura odczuła ulgę, choć wciąż miała nieodpartą ochotę przyłożyć Ino ponownie.
            - Co ty wyprawiasz?!
Itachi złapał Sakurę za ramię i konsekwentnie, uważając na siłę uścisku, wyprowadził ją na zewnątrz. Zamknął za sobą drzwi. Na wszelki wypadek stanął przed nimi, aby odciąć jej drogę i pozbawić możliwości doprawienia i tak zaostrzonej sytuacji. Przybrał groźną maskę, ale w środku się śmiał. Widok tamtej sceny długo będzie przemykał mu przed oczami.
            - Ochłoń.
            - Zdzira – prychnęła Sakura. – Przyszłam tu, aby spróbować o nas zawalczyć, bo nie potrafię się od tak poddać! Myślałam, że jak nie będziesz nic pamiętać, to jakoś łatwiej zniosę to rozstanie. Nie wiem, dlaczego tak myślałam, bo daleko mi od łatwiej! A do tego wszystkiego przyjeżdżam, a ty liżesz się z moją najlepszą przyjaciółką. Chyba zwymiotuję. Nie dobrze mi.
Pochyliła się do przodu. Itachi trzymał twardą postawę. Postanowił nie pęknąć, bez względu na to, co mu powie.
            - Dobrze, że wyjeżdżam – przetarła oczy. – Jeny, ten widok będzie mnie nawiedzał w najgorszych koszmarach. Nawet nie wiesz, jak się teraz cieszę z pieprzonego wyjazdu i tej oferty pracy. Siedź sobie w tej pieprzonej dziurze z Ino, bo ja oficjalnie z nas rezygnuję.
Przed odejściem zmierzyła go od stóp do głów, a później pobiegła do samochodu. Uciekła szybko, bo nie chciała, aby przyglądał się jej łzom.
W głowie Itachiego śmignęła myśl, niezwykle żywa. Nagle powróciły do niego wszystkie wspomnienia i uczucia – klarownie widział powód, dla którego zażądał rozwodu. Poczuł się, jak skończony idiota. Wrócił do środka. Wbiegł do kuchni po kluczyki do samochodu. Zgarnął je z blatu.
            - Pogoniłeś tę wariatkę? – Ino odebrała od Mikoto chusteczkę i zatamowała nią krew cieknącą z nosa.
Nie przejął się tym widokiem, poniekąd przypomniało mu to jego występ w klubie, gdy sam pokiereszował Deidarę. Wzruszył ramionami, rzucając jednocześnie mamie przepraszające spojrzenie. Pokiwała głową, jakby telepatycznie zrozumiała, co ma na myśli. Sam wybiegł w pośpiechu z domu. Wsiadł do swojego auta i odjechał. Nie oglądał się za siebie, nie zerkał także na licznik. Pędził z nadzieją, że dogoni Sakurę. W oddali zobaczył czerwone światła osobówki. Zredukował bieg, aby zwiększyć obroty silnika. Dzięki temu dogonił ją w mgnieniu oka, zajechał jej drogę, wciskając hamulec. Niemal doprowadził do wypadku, ale na szczęście Sakura zdołała wyhamować. Maskownica jej wozu stanęła milimetr od drzwi pasażera.
            - Czego jeszcze chcesz?! – wysiadła rozgniewana.
            - Wyjazd! – krzyknął z ekscytacją małego dziecka. Szedł w jej kierunku. – Wiem, dlaczego to zrobiłem. Zrozumiałem, o co mi wtedy chodziło. Przypomniałem sobie wszystko. Dosłownie wszystko.
            - I co? Mam ci bić brawo, a może ucałować stópki? – prychnęła. – Zjeżdżaj z drogi, bo muszę jeszcze zdążyć na samolot.
            - Właśnie! – Wciąż tryskał niezrozumiałą dla Sakury radością. – Od zawsze marzyłaś o wyjeździe, o pracy w Konami. Od kiedy pamiętam zawsze się nakręcałaś, jak wbijaliśmy na ten temat. Konami, Konami, Konami!
            - Wyjazd – szepnęła do siebie olśniona. – Zrobiłeś to, bo chciałeś, abym wyjechała!?
            - Zawsze wszystko dla mnie poświęcałaś – zgarbił się. – Zawsze. Nie miałaś rodziny, więc strasznie zakręciłaś się wokół mnie i mojej rodziny. Nie zrozum mnie źle, kochałem to w tobie, ale raz w życiu chciałem, abyś zrobiła coś dla ciebie. To wielka szansa. Jedna na milion, jak wygrana w totka. Wiedziałem, że nie mogłem z tobą pojechać, bo zbyt dużo mnie tutaj trzyma, ale tobie chciałem dać tę szansę. Chciałem pozwolić ci być szczęśliwą.
            - Ale z ciebie idiota…
            - To fakt – przestał się spinać, chociaż nie do końca takiej odpowiedzi się spodziewał.
            - Jesteś idiotą! Największym idiotą na świecie!
            - Wiem, ale nie przeciągaj struny, dobra?
            - Myślisz, że praca w Konami mogła być więcej warta, niż nasze małżeństwo? –Zarechotała nerwowo. – Robiliśmy tę całą szopkę ze względu na twoje urojenia. Boże! Ale mam ochotę ci przywalić.
            - Lepiej nie – cofnął się. – Widziałem, co potrafisz i lepiej tego nie powtarzaj.
Sakura spojrzała w pociemniałe niebo, odszukała najjaśniejszą gwiazdę i właśnie na niej skupiła swoją uwagę. Potrzebowała chwili, aby opanować emocje.
            - W życiu – zaczęła już spokojniej – ani przez sekundę, nie przeszło mi przez myśl, aby rezygnować z ciebie dla pracy. Owszem, praca w Konami była kiedyś moim wielkim marzeniem, ale tylko, dlatego że nie miałam nic innego w życiu. Rodzice odeszli stosunkowo szybko, zostawili mnie samą, więc coś musiałam ze sobą zrobić! Ale od czasu małżeństwa z tobą… - wypuściła ciężko powietrze z płuc, postanowiła zwolnić, gdyż znowuż się nakręcała. – Nie interesuje mnie posada w Konami, Itachi. Nie interesuje mnie, jeśli przez to miałabym stracić ciebie. W życiu nie chodzi tylko o kasę i wysoki stołek. Jestem zadowolona z teraźniejszej pracy i sądziłam, że o tym wiesz. Myślałam, że wiesz, co do ciebie czuję…
            - I nie będziesz tego żałować? Wypominać mi, że zamknąłem cię w tej dziurze, bo chciałem zatrzymać cię przy sobie?
            - Czy ja ci kiedykolwiek coś wypomniałam?
            - No wiesz – podrapał się po czole – aż tak dobrze wszystkiego nie pamiętam.
Sakura się roześmiała, on do niej dołączył. Zauważył opadnięcie napięcia i ucieszył się z tego. W murze, jaki między nimi powstał właśnie dobudowywali furtkę.
            - Więc, co z naszym małżeństwem? – zapytał niepewnie, bojąc się usłyszeć złą odpowiedź.
Różowowłosa zawróciła do samochodu. Przeszukała ręką siedzenie pasażera, później wycieraczkę, gdy nic nie wyczuła, sięgnęła pod siedzenie. Złapała kocówkę łańcuszka, odszukała drugą i wyjęła je spod fotela.
            - Już myślałem, że chcesz odjechać, albo mnie przejechać – powiedział skruszony.
            - Proponuję zawołać Sasuke do pomocy przy kolejnej przeprowadzce.
Rozłożyła przed nim dłoń. Itachi uśmiechnął się na widok obrączki. Tęsknił za nią i z radością wsunął ją ponownie na palec.
            - Więc wybaczasz mi pocałunek z Ino? – Wolał wybadać grunt.
            - Za to jestem ci jeszcze winna strzała.
            - Serio? – rozszerzył powieki w zdziwieniu.
            - Zamknij oczy.
            - Sakura? Nie bij.
            - Zamknij – nakazała ostrzej.
Nie tylko je zamknął, ale także mocno zacisnął. Nie mógł się doczekać, kiedy nastąpi punkt kulminacyjny i trzaśnie go w twarz. Nie bał się ciosu, po prostu nienawidził tej dłużącej się chwili oczekiwania. Rozluźnił się, gdy poczuł miękkie, smakujące malinami usta Sakury.
            - Pocałunku z Ino i tak jeszcze pożałujesz – odparła w krótkiej przerwie pomiędzy pocałunkami. – Ale na zadręczanie ciebie zostało mi sporo lat.
Zawiesiła mu ręce na szyi, po czym ponownie zainicjowała pocałunek. Itachi oplótł ją w pasie i przycisnął do siebie, tak, jakby nigdy nie zamierzał już jej wypuścić.

1 komentarz:

  1. Nie! Nie mówicie, że to koniec TT^TT Znowu jest mi smutno, a jeszcze przed chwilą jarałam się rozdziałem jak głupia. Eh, wahania nastroju. >.<
    Dziś tez mi się nie chce pisać komentarza, ale jak wczoraj się zebrałam w sobie to dziś też dam radę!
    Ym... Zaskakujące zakończenie. W sumie to nie sądziłam, że Itachi będzie się całować z Ino. Czyżby się kompletnie pogubił? ale wybaczone mu to zostaje ze względu na powód rozwodu. Tak się chciał poświęcić biedaczek. I jak to go nie kochać? <3
    Aish... Ino się musiało nieźle oberwać, ale to nic w porównaniu z tym jak się cieszyłam czytając rozmowę Sakura - Temari. ( nie daj się zwieść słowu cieszyłam, bo to było coś więcej . :) ). Ale mimo wszystko szkoda, ze Itachi nie pobił sie z Saskiem. Może by mu się cos w tej główce pomiesza... Nie ważne! Po prostu mam ochotę na bójkę i tyle >.<
    Zakończenie zaskakujące, ale fajne. I ten całus. ^^
    Weny ;3
    ~Kaori Chan

    OdpowiedzUsuń