piątek, 26 czerwca 2015

Amnezja - 4


CZ. 4

            // Elz Brettley dziękuję za wszystko.


            Karton wylądował na podłodze obok innych zamkniętych na przezroczystą taśmę pudeł. Itachi rzucił na nie okiem, było ich zdecydowanie więcej, niż przypuszczał. Więcej, niż osoba, która pomieszkiwała u niego tymczasowo mogłaby zebrać. Wzruszył ramionami. Nie był w stanie przypomnieć sobie szczegółów tamtego życia, ale Sakura robiła na nim dobre wrażenie – pewnie się zgodził, aby przechować jej wszystkie rzeczy, przynajmniej tak to sobie tłumaczył.
Z dworu dochodziły podniesione, zdecydowanie wzburzone głosy. To Temari krzyczała na Sasuke. Chociaż nie wsłuchiwał się za bardzo w słowa i tak je rozumiał. Bardziej od tych wrzasków zainteresował go dom.

Wchodził powoli na górę. Opuszkami palców dotykał to poręczy, to ściany, to gwoździa, który wystawał ze ściany. Miejsce wydawało mu się niezwykle znajome. Wskoczył na piętro i wychylił się przez barierkę. Tym sposobem patrzył na stertę kartonów z góry, jakby miało mu to pomóc zrozumieć własne przeczucia. Był zmęczony domysłami, tym wszystkim, co balansowało pomiędzy logicznymi, a nierzeczywistymi wrażeniami. Oddał się zadumie. Zastanawiał się, czy teraz każdy dom będzie dla niego dziwnie znajomy, czy w każdej napotkanej osobie będzie próbował odnaleźć znajomą twarz, postać dla niego ważną. Nie wiedział, co ze sobą począć. Minęło trochę czasu, od wypadku ponad tydzień i nic się nie zmieniło, nic nie zapowiadało pewniejszej przyszłości. Nie pamiętał Sasuke, Temari, własnej matki. Nie pamiętał Sakury, choć w jej obecności czuł się inaczej, jakoś tak lepiej.
Jego życie się skomplikowało.
Zmierzył do sypialni, a raczej pomieszczenia, które miało być sypialnią, bo wylądowały w niej kartony z podpisem „sypialnia”. Wiedział, że powinien pomagać, ale stracił już na wszystko ochotę. Nawet oddychanie przychodziło mu z trudem. Tak bardzo chciał sobie przypomnieć, odzyskać brakującą część siebie. Przystanął przy oknie. Zauważył Sasuke wyskakującego z furgonetki z kolejnym kartonem.
            - Co robisz? – Sakura odnalazła go szybciej, niż sobie tego życzył. – Wszystko w porządku?
            - Mam wrażenie, że znam ten dom – powiedział Itachi. – Cholerne wrażenie, że kiedyś w nim byłem. Zastanawiam się, czy teraz z każdym domem będę miał takie schizy? Może powinienem iść do lekarza? Zobaczyć, czy w głowie mi się nie poprzewracało?
Nie był pewien, dlaczego zdradzał jej swoje myśli. Po prostu wyrzucił je z siebie.
            - Itachi, nie musisz iść do lekarza. Byłeś tutaj kilka razy. To dom mojej matki, pomagałeś mi kiedyś w przeprowadzce.
            - W przeprowadzce powiadasz? – spytał z sarkazmem wyczuwalnym w głosie. – Tak, jak teraz pomagam ci się wprowadzać?
            - Tak, ale… - wstrzymała oddech. – O co ci chodzi? Dlaczego to mówisz z takim… bo ja wiem… wyrzutem? Cynizmem? Nie wiem, jak to określić.
            - Nie ważne. Pójdę zobaczyć, co trzeba jeszcze wnieść. Nie będę się obijał.
Zawrócił na pięcie i ruszył. Przy mijaniu Sakury poczuł zapach wanilii, znowu dziwnie znajomy. W mostku zapłonęło ciepło.
            - Poczekaj…
Schwyciła go w nadgarstku. W momencie, gdy to zrobiła przeszył go dziwny prąd, a ciepło w środku nabrało na sile. Zamknął oczy. Wtem oczami wyobraźni ujrzał Sakurę leżącą w wannie, opatulona pianą, uśmiechającą się szeroko i wysuwającą przed siebie tubkę żelu pod prysznic.
            - Daj mi spokój – wyrwał się.
Uciekł. Nie żałował tego. Cieszył się również z jej przeprowadzki, bo może przestanie wyobrażać ją sobie nagą, w niekomfortowych sytuacjach. W końcu była jego kuzynką. Poczuł się jak zboczeniec. Marzył o zakazanym owocu. Z ta myślą zabrał się za przenoszenie kolejnych kartonów.

###

            Włożył najlepszą koszulę, jaką znalazł w stosie ciuchów, do tego podarte na kolanach dżinsy i wygodne, stylowe półbuty, których mu nie brakowało w szafie. Włosy, jak zwykle, zaczesał do tyłu i spiął w kitka. Nie wiedział, czy jest to odpowiedni strój na tego typu wypad, ale po otrzymaniu aprobaty od Sasuke zdecydował zaryzykować. Jego młodszy brat był ubrany podobnie, choć zamiast czarnej koszuli miał na sobie jasny, luźny T-shirt. Różnica niby wielka, ale na szczęście oboje szybko wtopili się w tłum. Teraz przesiadywali przy barze, popijając piwo.
W pewnej chwili podeszła do nich długonoga blondynka w obcisłej, podkreślającej jej kształty granatowej sukience. Poprawiła kosmyk włosów, biorąc go za ucho i zaglądając Itachiemu głęboko w oczy, powiedziała:
            - Może postawiłbyś mi drinka, przystojniaczku?
A ten bez zastanowienia, jakby wystrzeliwał magazynek w karabinie maszynowym, odpowiedział:
            - Wybacz, jestem zajęty.
Dziewczyna pochmurniała, przybrała maskę nie tylko niezadowolenia, ale również oburzenia i odeszła, prychając na do widzenia. Itachi obserwował, jak chowa się w roztańczonym i spoconym tłumie. Po kilku sekundach zwrócił się do brata:
            - Na jaką cholerę to powiedziałem? – zmarszczył czoło. – Przyrzekam, że jak podeszła od razu miałem ochotę przekręcić obrączką. Co się tutaj do cholery dzieje? Ile jestem po rozwodzie?
Sasuke wyglądał na przestraszonego. Napuścił powietrza w usta.
            - Ile jestem po rozwodzie, Sasuke? – powtórzył głośniej.
            - Długo – uciekł wzrokiem na piwo.
            - Ile?
            - Dwa lata – odwrócił głowę z nadzieją, że jego słowa umknęły gdzieś pomiędzy głośną muzyką, a gaworzeniem tłumu.
            - Dwa? – przybliżył się. – Dlaczego mama powiedziała, że trzy?
Na horyzoncie pojawiła się Sakura, Itachi przestał interesować się tematem rozwodu. Słyszał, że Sasuke produkuje się obok niego, pomimo tego całą uwagę skupił na niej. Miała na sobie czarną sukienkę z odsłoniętymi plecami. Uśmiechnął się niemrawo, ale szybko spoważniał, gdy po skórze Sakury pobłądziła męska dłoń. Ona sięgnęła po nią, i chwytając ją w nadgarstku odsunęła od siebie. Blondyn nie odpuszczał i zrobił drugie podejście.
            - Sakura jest przyjaciółką rodziny? – spytał Itachi, przerywając brata męczarnie.
            - Ile razy mamy ci mówić, że tak?
            - Łączyło mnie z nią coś?
            - Skąd to pytanie? – nie udało mu się zagrać zaskoczenia, wyszło zbyt sztywno. - Przecież to twoja kuzynka.
            - Bo nie wiem dlaczego – odłożył kufel piwa na ladę – ale mam straszną ochotę oklepać blondynowi ryj.
Sasuke otworzył szeroko usta. Jego uspakajające słowa zniknęły gdzieś daleko. Itachi przemknął przez tłum niezauważony. Ani Sakura, ani blondyn go nie spostrzegli. Wykorzystał to, jako przewagę. Doszedł do nich i odepchnął blondyna od Sakury. Bezmyślnie, nie zastanawiając się, jak zareagują na to inni – po prostu zadziałał. Pięść trafiła w policzek zaskoczonego nieznajomego, przekręcił się o sto osiemdziesiąt stopni i opadł na ziemię.
            - Co w ciebie wstąpiło?! – Sakura zastawiła mu drogę. – Co ty robisz?!
Itachi nie miał bladego pojęcia, jak odpowiedzieć. Poddał się wewnętrznym uczuciom, które w końcu wzięły nad nim górę. Podejrzewał, że zmanipulowała go zazdrość, lecz nie był w stanie przekazać tego Sakurze. Potrząsł delikatnie głową. Na zewnątrz udawał zszokowanego i skruszonego, wewnątrz pałał z dumy.
            - Idziemy. – Sasuke złapał go pod ramię i pociągnął w stronę wyjścia.
Cały czas patrzył jej głęboko w oczy, tak długo, aż inni ludzie mu ją zasłonili. Był pewien, że coś poczuła, jakby odwzajemniała jego uczucia. Naprawdę mu ulżyło, bo zauważył w jej zielonych oczach radość. Tylko udawała wściekłą. Uśmiechnął się szeroko. Nagle zachciało mu się śmiać, więc się roześmiał.
            - Oszalałeś?! – Sasuke wypchnął go na zewnątrz. – Miałeś szczęście, że żaden z ochroniarzy tego nie widział! Co ci odbiło?!
            - Nie wiem – rozłożył ręce. – Ale czuję się fantastycznie. Chodźmy gdzieś indziej to opić.
            Odniósł wrażenie, że mgła opadała. Niewyraźnie kontury zamieniały się w postaci z krwi i kości. Myśli układały się w spójną całość. Jeden gest, jedno spojrzenie – tyle mu na dziś wystarczyło.

###

            Rano nie pałał pozytywną energią. Sakura nie odbierała telefonu. Już snuł czarne scenariusze, że spędziła noc z tamtym kretynem. Wściekły postanowił rozładować emocje. Włożył na siebie dres i pobiegł pobliską ścieżką do lasu. Biegł długo, nieustannie utrzymując szybkie tempo. Pot przemoczył jego bluzę, przykleił ją do poczerwieniałej skóry. Po skończonych kilkunastu kilometrach dobiegł do domu. Przed bramą zauważył znajomy srebrny samochód. Należał do Ino. Siedziała na schodach ganku, bawiąc się telefonem.
            - Co tutaj robisz? – Wydyszał, pomiędzy ciężkimi oddechami.
            - Możemy porozmawiać? – zamrugała kilkukrotnie, jakby próbowała go poderwać na ładne rzęsy.
            - Jasne.
Nie widział powodu, aby jej odmówić.
            - Twojej mamy nie ma?
            - Nadal jest u Temari – od kluczył drzwi, zaprosił Ino pierwszą do środka. – A chciałaś coś od niej?
            - Nie. Chciałam porozmawiać tylko z tobą.
            - Spoko.
Zdjął bluzę przez głowę, odsłaniając na moment swoją umięśnioną klatkę piersiową. Po rzuceniu jej na pobliskie krzesło poprawił mokry T-shirt. Zauważył na twarzy Ino niewielkie, aczkolwiek dostrzegalne rumieńce.
            - Więc co się stało? – wyjął z lodówki butelkę wody. – Chcesz coś?
            - Nie dzięki.
            - Więc o co chodzi?
Ledwo powstrzymywał się, aby wylać zawartość butelki sobie na głowę. Musiał zadowolić się jej orzeźwiającym smakiem w ustach.
            - Chciałam porozmawiać o twoim wczorajszym wybryku w barze – wyciągnęła do przodu rękę, próbując powstrzymać Itachiego przed wejściem jej w słowo. – Proszę, posłuchaj mnie. Chcę ci tylko coś wyjaśnić, bo nie mogę tego dłużej znieść.
            - Słucham… - uniósł brwi, zaciekawiony.
            - Ty i Sakura byliście małżeństwem.
Plunął przed siebie wodą, którą miał w ustach. Wytarł resztki z kącików warg ręką.
            - Co? – powiedział zdezorientowany.
Zabrał się za ścieranie z blatu kropel wody za pomocą dwóch listków papieru kuchennego.
            - Przed twoim wypadkiem Sakura umawiała się z tym blondynem, Deidarą, którego wczoraj widziałeś. Kiedy straciłeś pamięć postanowiła to wykorzystać na swoją korzyść.
            - Sakura jest moją kuzynką.
            - Gówno prawda – poirytowała się. – Nie jest wcale twoją kuzynką, jest twoją żoną, do tego aktualną, bo nadal nie macie rozwodu.
            - Pleciesz głupoty, Ino.
Tak naprawdę nie wiedział, w co ma wierzyć. To tłumaczyłoby jego zazdrość, uczucia, wszystko.
            - Dlaczego mi nie wierzysz? Sam też chciałeś z nią wziąć rozwód, bo mieliśmy razem wyjechać. Planowaliśmy wspólną podróż.
            - Co? – ledwo stłumił śmiech. – My? Ino, co ty wygadujesz. Nie dość, że chcesz mi wcisnąć, że jestem mężem Sakury, to teraz insynuujesz mi, że zdradzałem ją z tobą?
            - Bo tak było!
            - Wyjdź – powiedział ze spokojem, choć nerwy ledwo trzymał na wodzy. Świadczyły o tym między innymi pociemniałe oczy.
            - Itachi, proszę cię. To prawda!
            - Wyjdź.
            - Itachi, byliśmy razem!
            - Wyjdź, Ino!
            - Dobrze! – Załzawiona poszła w kierunku drzwi frontowych. – Nie wierzysz mi, w porządku, ale dowód masz na strychu. Idź sobie zobacz, kto mówi prawdę.
Trzasnęła drzwiami. Kątem oka obserwował jej szybki trucht do samochodu. Trzasnęła drugimi drzwiami i odjechała z piskiem opon.
Postanowił skorzystać z jej propozycji i pobiegł na górę, im bliżej wejścia na strych, tym wolniejsze kroki stawiał. Nim doszedł do celu złapały go mdłości. Rozum obezwładniła frustracja. Zatrzymał się przed bukowymi drzwiami. Rozważał za i przeciw tejże sytuacji. Ino wydawała się być szczera, ale jeśli wejdzie do góry może mu się zawalić cały świat. Otworzył drzwi. Zapalił światło i zaczął wspinać się po drewnianych schodach. Oddychał coraz ciężej. Od samego początku walczył ze sobą przy Sakurze. To był fakt niezaprzeczalny. Ale na widok Ino nic nie czuł. Wszedł na górę. Rozejrzał się. Blisko okna dachowego leżały kartony. Wyglądały na nowe, niezakurzone i świeżo zapakowane.

###

            Wbiegła po schodach, przeszła przez wielkie drzwi i zniknęła w ciemnym korytarzu. Przemknęła przez mrok. Znalazła się w pomieszczeniu studyjnym. Wszyscy byli na swoich miejscach, tak jak przypuszczała. Deidara za aparatem, dwie modelki przed zielonym tłem, Naruto obok lamp, a Hinata z Ino na krzesłach, bacznie obserwując fotografa. Sakura zapukała w ścianę. Oczy zebranych zwróciły się w ich stronę.
Deidara nie wyglądał na zadowolonego. Skrzywił się, jakby zjadł kwaśną cytrynę. Odszedł od aparatu, ówcześnie zarządzając krótką przerwę. Sakura patrzyła wszędzie, byleby nie na sine oko blondyna.
            - Co się stało?
            - Możemy porozmawiać? – zasugerowała. – W cztery oczy?
Wskazał ręką drogę do swojej pracowni, w której w samotności obrabiał zdjęcia. Zamknął za sobą drzwi.
            - Musimy to skończyć – powiedziała Sakura.
            - Skończyć? Jeśli myślisz, że się gniewam za wczoraj, to nie musisz się tym martwić. Rozumiem. Gościu za dużo wypił, coś sobie ubzdurał i mnie zaatakował.
Podszedł bliżej, ale dziewczyna sukcesywnie zwiększyła odległość. Schowała się za biurkiem.
            - Nie chodzi o niego. Niepotrzebnie dawałam ci nadzieje. Przepraszam.
            - Przepraszam?
Znów zrobił kilka kroków w przód. Sakura uciekła na drugą stronę biurka, w wyniku czego zamienili się miejscami.
            - Czemu przede mną uciekasz? Zrobiłem ci coś? Przecież wiesz, że nigdy bym cię nie skrzywdził.
            - Nie boję się ciebie.
            - Więc o co chodzi?
Wypuściła powietrze, gubiąc z oczu Deidarę. Kiedy uniosła wzrok stał przed nią. Położył dłonie na jej ramionach, tym razem nie miała już sił się odsunąć.
            - Proszę cię, nie utrudniaj tego. I tak mam wyrzuty sumienia, bo czuję, jakbym cię wykorzystała.
            - Nie wykorzystałaś.
Przysunął ją do siebie, nim się zorientowała jego wargi musnęły jej. Położyła ręce na jego klatce piersiowej. On wsunął język pomiędzy wargi. Siłą próbowała go odepchnąć, ale stawiał opór. Oplótł rękoma jej głowę i nie pozwolił odejść. Zdenerwowana i lekko przestraszona nadepnęła mu na buta. Poskutkowało.
            - Myślałem, że tego chcesz! Ino powiedziała mi, że między tobą a Itachim wszystko skończone. Ponoć ciebie nie chce, więc dlaczego stawiasz opór? Znudziła mi się już ta zabawa. To twoje granie niedostępnej. Nie sądzisz, że czas zrobić krok naprzód?
            - Ja jestem dostępna, Deidara – wycofała się ku drzwiom. – Naprawdę jestem, ale nie dla ciebie. Nie mogę tego zrobić. Między nami nic nie było i nigdy nie będzie.
            - Sakura, daj spokój. Wiem, że mnie pragniesz. Jesteśmy sobie przeznaczeni.
            - Nieźle. Naprawdę nieźle.
Z szerokim uśmiechem wyszła. Zostawiła Deidarę z jego wyolbrzymionymi wyobrażeniami na temat życia i przeznaczenia. Sama wierzyła w przeznaczenie. Tylko nie szło ono w parze z nim.

6 komentarzy:


  1. Rozdział CUD! Itachi cóż to za myśli? Deidara znokautowany! Itachi dobrze zrobiłeś. Nikt nie będzie Sakury dotykał! Swoją drogą ja coś czuję że w następnym rozdziale Sakura i Itachi odbędą rozmowę. Aczkolwiek mogę się mylić.^^
    Nom nom nom to czekam na next^^.
    Dziękuję...bardzo mi miło^^, tylko mój móżdżek nie bardzo wie za co te podziękowania.
    Dan: Wszystko. Tam się pojawiło słowo WSZYSTKO, aż tak ciemna jesteś Elz?
    Oj cicho -,-
    Pozdrawiam^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Między innymi za +1 i za to, że mnie czytasz :). Sama obecność wystarcza :D

      Usuń
  2. Uwielbiam to opowiadanie :) Tylko wkurwia mnie Ino, błagam oby go nie omotała , najlepiej jakby wszystko sobie Itachi i Sakira wyjaśnili :) Jak połączysz go z Ino to cie zamorduje :p Czekam na nexta :* A tak w ogóle ile części mniej więcej przewidujesz jeszcze ? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze miałam w planach jeszcze jedną.... Ale już nie wiem :D

      Usuń
  3. Cześć ~
    Cuda się nie zdarzają, a ja mimo wszystko w końcu ruszyłam dupę i zabrałam się za Agonię, to nie jest cud, ani trochę. ^^ Nie mam ochoty na ten komentarz, ale jeśli to choć trochę Cię zmotywuje to jestem w stanie się poświęcić. ^x^
    Zacznijmy od tego, że spodziewałam się więcej nadrabiania po roku... kilkunastu miesiącach nieczytania? Trochę szkoda, ale z drugiej strony fajnie, że nie będę miała aż takich zaległości. Zaczęłam sobie od partówek, i tak:
    - ,,Bez polotu'' - jestem w dużym szoku. Wszystkie części pochłonęłam w jeden dzień. Możliwe, że to przez ta partówke zdecydowała się czytać dalej cokolwiek tutaj, bo ja jestem LEŃ. Jak nie czytam na bieżąco to potem nie chce mi się nadrabiać wszystkiego. Ale uczciwość zwyciężyła. Jak zaczęłam czytać bloga to dokończę! Wszystko mi się w Bez polotu podobało. Akcja była zaskakująca i dobrze opisana. Wszyscy bohaterowie mieli swoje role i świetnie je odegrali. Nic dodać, nic ująć.
    - ,,Odejście'' - To zajęło mi dwa dni, ale wciągnęło równie mocno jak poprzednia partówka. Nie spodziewałam się, że połączysz Hidana z Sakurą, ale zdecydowanie najmocniej zaskoczyło mnie otrucie matki Haruno. Nawet nie wiesz jak mnie to zszokowało. Chyba tylko Ty mogłabyś wpaść na taki pomysł. I byl tez Kakashi! Uuu.. Kakashi i Itachi.. Dwóch przystojniaków w jednej partówce to za dużo *o* Akcja toczyła się całkiem fajnie, ale w pewnym momencie zaczęłam się gubić. Kto jest dobry, a kto zły, kto co wiedział, kto kogo przejrzał. Ale w sumie to byłam trochę ospała w trakcie czytania, czy tylko mnie usypiają białe literki na czarnym tle? I jeszcze Kaori. Normalnie za każdym razem ja czytałam to imię to czułam się jakbym była córka Itachiego i Sakury. xD
    - Amnezja - Zdecydowanie mi się podoba. Biedny Itachi stracił pamięć. To takie dziwne jak nic nie pamięta i śmieszy mnie to, że błądzi po omacku, ciągle nie wie kto jest kim i w ogóle nie orientuje się w sytuacji. Zastanawia mnie czemu tak nagle chciał rozwodu, mam nadzieję, że to wyjaśnisz. Ino Ty Świno! XD Tak, moje reakcje są genialne. Jak to powiedziałam to brat się przyczepił i musiałam mu w skrócie tłumaczyć historię.
    Jeśli chodzi o partówki to tyle w temacie, nie mam siły pisać więcej. Może jeszcze dziś lub w przeciągu kilku dni pochłonę Akt II. Nie wiem czy napisze komentarz, może się skusze, może mi się nie będzie chciało, ale na pewno przeczytam.
    Pisz szybko kolejną część amnezji, bo Cię znajdę i nakopię ;p
    Weny ;3
    ~Kaori Chan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeny, Kaori, dziękuję za tak długi i wyczerpujący komentarz. Muszę powiedzieć, że czytałam go, jak miałam akurat zły dzień w pracy i sprawił, że nieco się poprawił. Dziękuję za miłe słowa, nawet te od niechcenia. Jak zobaczyłam taką ilość tekstu, to już myślałam, że będziesz na mnie krzyczeć.

      Dziękuję ci za komentarz :) Naprawdę. Miło :)

      Usuń