środa, 10 czerwca 2015

Amnezja - 3


Music:

  1.  Hold U.
  2.  Let U go.

 CZ. 3

            Na drugi dzień rozniosło się charakterystyczne pukanie do drzwi, najpierw dwa uderzenia, przerwa i trzy szybkie powtórzenia. Itachi zawołał Sakurę, nie zareagowała, później krzyknął za matką, ale ta najwidoczniej urządziła sobie popołudniową sjestę, bo też nie raczyła odpowiedzieć. Nie miał wyboru, więc wstał z kanapy i otworzył drzwi. Na widok blondynki się uśmiechnął, ale ani przez chwilę nie przeszło mu przez myśl, aby ją pocałować. Jego serce nie drgnęło. Zaczął się zastanawiać, dlaczego ciągnie go do Sakury, a na widok Ino cały sztywnieje, nie ze strachu, z innego powodu, jakiego nie mógł konkretnie określić.
            - Sakura gotowa? – spytała, przekrzywiając śmiesznie głowę.
            - Nie wiem – wzruszył ramionami i zaprosił ją do środka.

Sam poszedł do kuchni po sok pomarańczowy. Nie był spragniony, po prostu chciał się od niej uwolnić, zwiększyć dystans. Złapał za karton i skierował go w kierunku gościa, przytaknęła. Nalał także jej.
            - Wiesz pomyślałam… - zaczęła niepewnie. – W sobotę, jak zwykle wybieramy się do baru. Nie chciałbyś pójść z nami?
            - Do baru? – wydymał usta. – Na imprezę?
            - Raczej kameralne spotkanie.
            - W sumie – zastanowił się przez chwilę. – Pewnie, czemu nie.
            - Super. Powiem Sakurze, że z nami idziesz. Na pewno powie ci, co i jak.
            - Dobra, a teraz wybacz, ale idę się walnąć na kanapę.
Zniknął, zanim wymyśliła powód, aby go zatrzymać. Gdy schował się za ścianą, westchnęła, jak zakochana nastolatka. W brzuchu latały motylki. Od kiedy pamiętała miała słabość do Itachiego, szanowała jednak instytucje małżeństwa i Sakurę, ale skoro ona zdecydowała go odrzucić Ino zobaczyła dla siebie zielone światło. Pragnęła go zdobyć, szybko, nim odzyska pamięć i pozna prawdę.
            - I co? Jak wyglądam?
Sakura stanęła w progu, oparła łokieć o futrynę, a drugą rękę położyła na biodrze. Przybrała lekko kokieteryjną pozę. Ino uśmiechnęła się szeroko, szczerze.
            - Pięknie – wyrzucił z siebie mimowolnie. Znacznie lepiej zabrzmiało to w jego myślach. – Wybaczcie, zabrakło mi soku.
Szybkim krokiem, niemalże truchtem, podszedł do lodówki. Zanurzył się w niej i wykrzywił twarz, żałując swojego wyskoku. Wręcz na siebie klną. A potem, tak samo jak się pojawił, tak samo się ulotnił.
Sakura się zarumieniła. Nieśmiały uśmiech nie schodził jej z ust. Po otrzymaniu od niego komplementu poczuła przypływ pozytywnej energii. W środku skakała z radości.
            - Zaprosiłam go na sobotnią imprezę.
            - Co? – oprzytomniała, tak jakby ktoś wylał jej na twarz kubeł zimnej wody.
            - Pomyślałam, że to mu dobrze zrobi.
            - Zaprosiłaś go na imprezę gdzie będzie także Deidara?
            - Chcę mu tylko pomóc się odnaleźć – uniosła ręce w geście niemych przeprosin.
Sakura stanęła bliżej niej i zajrzała głęboko w oczy. Zapierała się, aby nie wybuchnąć i nie powiedzieć zbyt wielu słów, których nie mogłaby cofnąć.
            - Pomóc, zapraszając mojego męża na imprezę, gdzie będę i ja?! – wycedziła. – Nie mam ochoty oglądać, jak się do mojego męża – podkreśliła to drugi raz – przyklejają inne laski. A co jak sprowadzi jakąś do domu?! Pomyślałaś, o tym?! Jeszcze się nie wyprowadzam.
            - Sakura daj spokój – zaskomlała, jak bity szczeniak. – Przecież sama wybrałaś tę drogę. On też potrzebuje towarzystwa.
            - Ale nie po to, aby robić śniadanie, jakieś dupie, która fikała w łóżku z moim mężem…
Potrzęsła głową. Trzymanie nerwów na wodzy wychodziło jej coraz trudniej, więc skierowała się do wyjścia. Straciła humor. Ochotę na wszystko. Zawsze tak było, gdy na myśl przychodziła jej jakaś długonoga laska opleciona wokół szyi Itachiego. Zdawała sobie sprawę, że sama się o to prosiła, ale w głębi duszy liczyła na inne zakończenie. Zapragnęła się wyprowadzić, jak najszybciej – zniknąć z tego domu jeszcze przed sobotą.

###

            - Pomogę mamie. – Temari zaszyła się z teściową w kuchni.
Sasuke przysiadł się na kanapę do brata. Przyjrzał się mu uważniej. Oprócz zmniejszonej opuchlizny na policzku i już pożółkłych siniaków, nic się w nim nie zmieniło – na jego twarzy, wciąż krył się smutek.
            - Pijemy?
Nie czekał na odpowiedź. Sięgnął do barku, nalał im szkockiej i postawił szklanki na stoliku przed nimi. Itachi wpatrywał się w rozpuszczające kostki lodu. Sasuke złapał szklankę, ale widząc niechęć na twarzy brata momentalnie ją odstawił.
            - Więc nie pijemy?
            - Wybiła trzecia po południu. Nie za wcześnie?
            - Na zabijanie zmartwień nigdy nie jest za wcześnie.
            - A ty nie powinieneś być w pracy?
Po słowach Sasuke skusił się na szkocką. Skrzywił się po jednym łyku, ale na nim nie zaprzestał.
            - Powoli, nie miałem namyśli, że masz się od razu zalać w trupa.
            - Moje życie ostatnio wymaga dużego znieczulenia, a skoro przestałem brać leki nie widzę już przeciwskazań. Dzięki, że nalałeś. Jednak było mi to potrzebne – odstawił pustą szklankę.
            - Spoko – powiedział bez przekonania.
            - Więc, jak w pracy?
            - Nie martw się pracą. Zapewniam, że wszystko pod kontrolą. Udało mi się dzisiaj sfinalizować do końca umowę wyremontowania domu, na dobrych warunkach, więc jest, co opijać.
Itachi zagapił się na kominek, a dokładnie na małą półeczkę nad nim. Wydawała mu się pusta, zbyt pusta. Stały tam wyłącznie dwie ramki, fotografia przedstawiająca jego z bratem z czasów dzieciństwa i osobna z matką. Wrażenie nabrało na sile – czegoś ewidentnie brakowało. Zmarszczył czoło. Znowu poczuł gniew, bo nie mógł odszukać czego.
            - Ej, brachu – szturchnął go łokciem. – Pytałem, nad czym tak dumasz?
            - Czegoś mi brakuje na kominku i nie wiem czego – zmrużył oczy, jakby miało mu to pomóc w wyczytaniu emocji z twarzy Sasuke. – A ty wiesz?
            - Nikt niczego nie ruszał – zapewnił. – Dom wygląda tak, jak przed twoim wypadkiem.
            - A co z Sakurą?
            - Co z nią? – upił szybko kilka łyków szkockiej, wykręciło go, ale musiał jakoś uspokoić nerwy, które dawały o sobie znać za każdym razem, gdy wychodził temat jego bratowej.
            - Ona na pewno jest naszą kuzynką?
            - Daleką kuzynką.
Sasuke poczuł się okropnie. Okłamywanie brata nie przychodziło mu z łatwością, poza tym wiedział, że ich plan ma dużo luk. Nie zaplanowali tego odpowiednio.
            - A czemu pytasz? – dopytał.
            - Nie wiem – uśmiechnął się. – To głupie.
            - Nie, no wal – zachęcił go. – Zawsze gadałeś, co ci ślina na język przyniesie.
            - Widziałem ją wczoraj z jakimś blondynem przed domem.
Młodszy brat niemal zakrztusił się trunkiem, opluł bluzę i się rozkaszlał.
            - Co tam się dzieje? – Temari wychyliła się zza progu.
            - Wszystko gra – tłumił łzy w oczach, ale zdołał uśmiechnąć się do żony. Poklepywał się w tors, kaszląc. – Wleciało nie w tę dziurkę, co trzeba.
Temari pokręciła głową przyzwyczajona do takich wpadek i czmychnęła z powrotem do kuchni.
            - Jak to widziałeś ją z blondynem? – ściągnął brwi. – Jakim blondynem?
            - Długowłosym. Podejrzewam, że biegali razem.
            - Biegali razem!? – coraz gorzej ukrywał zaskoczenie. – Przecież…
            - Przecież? – Itachi zaintrygowany czekał na ciąg dalszy.
            - Nie, nic – zaśmiał się sztucznie. – Myślałem tylko, że Sakura się z nikim nie spotyka.
            - Czemu by nie? Jest młoda, piękna i jak przypuszczam wolna? – Zastanawiał się, czy pytanie nie jest zbyt oczywiste.
            - Tak, wolna – potwierdził. – Ale nie dawno się z kimś rozstała, dlatego tutaj przyjechała. Myślałem, że nie zacznie się tak szybko umawiać.
            - Wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze? – Sasuke spojrzał na brata kątem oka. – Dziwnie się poczułem, gdy ich zobaczyłem razem. W pewnym momencie chyba się zezłościłem i nie mam pojęcia dlaczego.
Sasuke uniósł w rozbawieniu brwi. Ucieszyła go ta informacja. Itachi był wciąż zagubiony, ale uczucia dokopywały się do jego wnętrza. Brawo oni. Amnezja ustępowała.
            - Z czego jarzysz puchę? – zapytał niewiele myśląc, później zastanawiał się, czy powinien w ten sposób sformułować pytanie. Nie pamiętał, jak zazwyczaj rozmawiał ze swoim bratem. Formalnie? Żartobliwie? Otwarcie?
            - Naleje nam jeszcze jedną kolejkę. Oj, dziś jest dobry dzień.
            Itachi nie podzielał jego optymizmu. Ścisk w sercu nabierał na sile. No i ta suknia Sakury. Wystroiła się. Dokąd? Dla kogo? Co go to w ogóle obchodzi?

###

            Sakura powoli odczuwała znużenie i zmęczenie. Miała dość przebieranek, zmian makijażu i całego tego sztucznego pozowania do aparatu. Robiła wszystko, o co prosił ją Deidara. W pewnym momencie zauważyła, że wydawanie poleceń bardzo mu się podoba. W jakimś stopniu ten fakt zniechęcił ją do niego. Wolała, gdy mężczyzna nie jest zbyt władczy i woli obopólne decyzje. Przeważnie. W zależności od sytuacji.
            - Jeszcze kilka ujęć. – Deidara zdawał się zauważyć jej zmęczenie.
            - Jasne. – Nie miała sił na uśmiech, więc go sobie darowała.
Blondyn wytłumaczył jej, jaką pozę ma przyjąć. Naprawdę kochał swoją pracę, każdy jego ruch skrywał w sobie pasje. Sakura westchnęła przeciągle. Marzyła wyłącznie o gorącej kąpieli. Przechyliła się do przodu, silniej eksponując swój biust. Już chciała powiedzieć, że chce skończyć, gdy rozbrzmiał jej telefon.
            - Uratowana przez dźwięk komórki? – Deidara zdjął aparat ze statywu. – Dobra, dam ci już dzisiaj spokój.
            - Dzięki – wyszukała w torebce telefon, odebrała. – Tak słucham?
Rozmowa nie trwała długo. Otrzymała dobrą wiadomość od swojego pośrednika nieruchomości. Najemcy oficjalnie opuścili jej rodzinny dom. Wiadomość, że może się jutro wprowadzić ją skonfundowała. Zamknęła w klatce, z której nie mogła znaleźć wyjścia. Z jednej strony cieszyła ją myśl o przeprowadzce, jeszcze przed sobotą zniknie z życia Itachiego, właśnie tego sobie życzyła przed sesją. Z drugiej bardzo mocno nie chciała go zostawiać, najlepiej przylgnęłaby do niego i się rozpłakała. Marzyła o jego ciepłych ramionach. Wątpliwości lgnęły do niej, jak ćma do światła. Miłość ją przerastała. Nie pierwszy raz. Bóg zbyt mocno skomplikował tę sferę ludzkiego żywota.
            - Kto to był? – Ino zauważyła jej nietęgą minę.
            - Agent nieruchomości. Mogę się jutro wprowadzić, oczywiście dom wymaga lekkiego odświeżenia, ale wystarczy malowanie i po kłopocie.
            - Więc się jutro wyprowadzasz? – podekscytowana cicho zarechotała.
            - Co cię bawi?
            - Przecież chciałaś się wyprowadzić, czyż nie? – Ino zauważyła gniewny i podejrzliwy wzrok przyjaciółki. – Przestaniesz? Przecież sama tego chciałaś. Jeny, ja już cię nie rozumiem. Ani trochę.
            - Przepraszam – przetarła zmęczone oczy, rozmazując tusz do rzęs. – Pójdę się przebrać i zmyje z siebie ten makijaż. Mam dość na dzisiaj.
Z nisko opuszczoną głową ruszyła do łazienki. Tam zaczęła doprowadzać się do porządku, do swojej starej i co najważniejsze oryginalnej wersji. Sakura nigdy nie przesadzała z makijażem. Pamiętała, że Itachi wolał naturalne kobiety, więc nauczyła się używać wyłącznie kremu z pudrem i ewentualnie tuszu do rzęs. Wystarczyło, aby podkreślić jej piękno i go nie zakłócić.
Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że w większości przypadków żyła dla Itachiego. Próbowała go uszczęśliwić, siebie stawiając na drugim miejscu. Nie miała mu tego za złe, lepiej się czuła, gdy sprawiała mu przyjemność, chociaż niejednokrotnie żałowała, że on mało kiedy to doceniał. Być może jej nie zaniedbywał, ale i tak skupiał się więcej na pracy. Jej uległość traktował jak normalność. Zaczęła się zastanawiać, czy jeszcze się kochali, czy pozostało wyłącznie ślepe przyzwyczajenie, które teraz zakłócone domagało się swojego.
Posmutniała. Zdecydowała się na jutrzejszą wyprowadzkę, Dystans zapewni jej czas na przemyślenie kilku spraw. Być może powinna skorzystać z oferty Konami i wyjechać. Czy oby nie jest na to za późno?

###

            Itachi został nareszcie sam. Mama pojechała na noc do Sasuke i Temari. Poszedł do kuchni po piwo, otworzył je i z jakiejś niewytłumaczalnej przyczyny popatrzył przez okno na miejsce, gdzie wcześniej zobaczył blondyna z Sakurą. Zaczął rozmyślać. Starał się znaleźć racjonalne wytłumaczenie na własne szczeniackie zachowanie. Nie wiedział, dlaczego ogarnęła go złość. Sakura była wolna, co najważniejsze należała do jego rodziny, dalszej, ale jednak w ich żyłach płynęła wspólna krew.
Poczuł nowy, silniejszy przypływ wściekłości. Zacisnął dłoń na butelce, aż zbielały mu palce. Pod furtkę podjechał samochód. Blondyn z długimi włosami obszedł samochód, jak dżentelmen otworzył drzwi i wyciągnął dłoń, aby pomóc Sakurze wysiąść. Itachi zacisnął mocniej szczękę, zęby zazgrzytały. Sakura przytuliła się do blondyna. Ona zainicjowała to głupie pożegnanie, najprawdopodobniej pocałowała go również w policzek.
            - Oddychaj, Itachi. To twoja kuzynka – wziął kilka uspakajających oddechów. Bez rezultatu. Zazdrość, jak strzelała błyskawicami, tak strzelała. – Jasna cholera. Co się z tobą dzieje, Itachi?
Obserwował Sakurę idącą w kierunku domu. Widział pożerający wzrok blondyna, który ją nim odprowadzał. Chyba tylko ciśnięcie mu butelką w twarz zmniejszyłoby ciśnienie w żyłach. Stłumiło to pożerające go uczucie. Zazdrość. Zazdrość… Skąd ta zazdrość?
            - Mówisz o sobie w trzeciej osobie, Itachi. Powinieneś iść się leczyć. Naprawdę.
            - Cześć. – Sakura weszła do domu. Odpinała płaszczyk, jakby nigdy nic.
            Z trudem ujarzmił chęć wszczęcia awantury. Miał ochotę krzyczeć. Dużo krzyczeć. Wykrzyczeć jej wszystko w twarz.
            - Cześć – odpowiedział z opóźnieniem i nieco zbyt głośno. Skrzywił się. – Napijesz się? - Ratował się z opresji, bo Sakura najwidoczniej zauważyła jego dziwny ton, o czym świadczyła jej niepewna mina.
            - Jasne – wzruszyła ramionami. – Czemu nie.
Otworzył nową butelkę i postawił przed nią na blacie w kuchni. Przez moment oboje stali w dłużącej się w nieskończoność ciszy. Popijali piwo, patrząc na wszystko tylko nie na siebie. Pierwszy raz od wypadku zostali sami. Całkiem sami. Niezręcznie.
            - Więc… – wziął dla siebie nową kolejkę. Sakura jeszcze swojej nie skończyła. – Miałem zamiar oglądać film w salonie. Przyłączysz się?
Ruszył do salonu. Sakura zsiadła z wysokiego stołka i poszła za nim.
            - A co oglądasz? – zagaiła. – Bo ja lubię…
            - Horrory, wiem – odparł z automatu i zastygł. Świat się zatrzymał. Zimna kropla potu popłynęła wzdłuż kręgosłupa.
Sakura wpatrywała się w jego plecy z otwartymi ustami. Wydała z siebie cichy jęk. Oczywiście niekontrolowany.
            - Bo lubisz horrory? – potrząsł głową i zasiadł na kanapie. Rozłożył się wygodnie, uprzednio łapiąc za pilot.
            - Owszem.
Nie drgnęła. W głowie przemknęło milion myśli. Jedna z nich, ta najbardziej optymistyczna, przejawiała się najczęściej - Itachi odzyskiwał pamięć. Brawo oni!
            - Przeglądałem nie dawno bibliotekę filmów – nie wiedział, jak z tego wybrnąć, więc zaczął zaplątywać się w kłamstwa. – Zauważyłem, że przeważają horrory, a jakoś nie przypominam sobie, abym je lubił. Tak jakoś wywnioskowałem, że muszą należeć do ciebie. Bo na pewno nie do mojej mamy.
Odważył się na nią spojrzeć. Nawiązali kontakt wzrokowy i wtedy Sakura przypomniała sobie, że żyje, oddycha i musi się ruszyć. Uśmiechnęła się i trochę dziko, jak poparzona, przysiadła się do niego. Za pierwszym razem usiadła zbyt blisko, więc z automatu zwiększyła dzielący ich dystans. Ręce jej drżały. Serce łomotało za mostkiem. Pragnęła go dotknąć. Opuszkami palców pogładzić jego skórę. Złapała się na tym, że zagapiła się na jego wargi. Cienkie, kochane wargi. On wydawał się tego nie zauważyć.
            - Więc to twoje? – spytał, kładąc rękę na oparciu kanapy. Powstrzymywał się, aby nie pogłaskać włosów Sakury. Zacisnął dłoń w pięść.
            - I Temari – skrępowana przełamała swoją nieśmiałość. Z niewiadomych powodów czuła się, jak na pierwszej randce z Itachim. – Jutro je zabiorę. Obiecuję, że już nie będą zajmowały miejsca w twoim domu.
            - Jutro? – uniósł pytająco brew. - Czemu?
            - Zadzwonił do mnie dzisiaj koleś z agencji nieruchomości. Mój dom jest gotowy na moje przyjście, na mój wielki come back. Jutro się wyprowadzam.
            - Naprawdę? – Jego oczy posmutniały. Sakura myślała, że bardziej posmutnieć nie mogą. Jednak w życiu nie ma rzeczy niemożliwych.
            - Tak. Muszę jeszcze tylko zadzwonić do Sasuke, aby mi pomógł z klamotami. Sama bym z tym zginęła.
            - Też pomogę – wyrwał się z ofertą pomocy. Za szybko. Zbyt szybko.
            - Nie trzeba – zaoponowała też zbyt szybko.
            - To nie było pytanie, ani propozycja do przedyskutowania – mrugnął do niej. – Dobra, to co oglądamy? Wybierz coś, a ja skoczę zrobić popcorn.
            - Skoczysz zrobić popcorn? – śledziła go wzrokiem.
            - A wcześniej nie jadłem popcornu do filmu?
            - Jadłeś.
            - Więc nie rozumiem skąd to pytanie. Jeszcze jeden browar?
            - Pewnie.
Itachi zaszył się w kuchni. Sakura włączyła opcję „wypożyczanie na życzenie” i znalazła jeden z ulubionych filmów akcji własnego męża. Była zaskoczona jego zachowaniem, bo zazwyczaj to ona szykowała popcorn, a on wybierał repertuar na wieczór. Ta zmiana nawet jej się spodobała, chociaż świadomość, że może to być ich ostatni raz, gdy robią coś wspólnie zgasiła przebłysk radości. Dopiła swoje piwo.
Denerwowała się. Przypomniała sobie, jak trudno było jej powstrzymać się przed wtuleniem w jego klatkę piersiową, w szczególności, gdy położył rękę na oparciu kanapy. Uwielbiała z nim tak siedzieć, blisko, z wielkim poczuciem bezpieczeństwa. Westchnęła rozmarzona. Na język cisnęły się wielkie wyzwania, smak ryzyka, ale ostatecznie to zwalczyła. Jeszcze nie teraz…
            - I co wybrałaś? – postawił piwa na stoliku, a miskę z popcornem oparł na swoim udzie, po jej stronie. – Tylko nie tul się do mnie, jak będziesz się bała – żart wyszedł drętwo, znowu nie tak, jak zamierzał. Wszystko wychodziło dziś na opak.
            - To nie horror – mimowolnie się zaczerwieniła. – To Niezniszczalni.
            - Niezniszczalni? – wykręcił twarz w zadumie. – Brzmi jakoś znajomo.
            - Trzecia część twojej ulubionej serii – wrzuciła popcorn do ust, przeżuwając spokojnie.
            - To ile tu mieszkałaś?
            - Słucham? – zmarszczyła czoło. – Kilka dni. Już ci mówiliśmy.
            - Byliśmy blisko?
            - Co? – zaśmiała się zdezorientowana. Kopała pod sobą dołek. Czuła, jak usuwa się pod nią gleba.
            - Dziwne, że znasz mój ulubiony film, a raczej ulubioną serię.
            - Rozmawialiśmy kiedyś o filmach – wydukała zmieszana. – Powiedziałeś mi.
Pokiwał głową, odebrał jej pilot i włączył film. Znowu zarzucił rękę na oparcie. Sakura tym razem przechyliła się bliżej niego. Z każdą sekundą lód, który sami pomiędzy sobą umieścili, tężał. Oboje nie zauważyli momentu, w którym oparła głowę na jego torsie. Po dziesięciu minutach seansu Itachi przestał walczyć z wewnętrznymi pragnieniami, zsunął rękę z kanapy i położył ją na Sakurze. Kciukiem gładził jej ramię.
Tak wyglądało szczęście.

###

Stoję przed ołtarzem ubrany w czarny garnitur. Denerwuję się. O Boże! Jak ja się denerwuję. Czuję, jak pocą mi się dłonie, więc od czasu do czasu wycieram je o spodnie. Pary oczu wszystkich zebranych wlepione są we mnie. Uciążliwe. Kapłan chrząknął, wydaje się być zdenerwowany, chociaż nie jestem pewny, czy to ja nie spostrzegam tego w ten sposób. A może słyszy walenie mojego serca? Może zna moje myśli? Jeny, strasznie się denerwuję. Zaraz chyba padnę na zawał. Czekam niecierpliwie, aż do mnie przyjdzie, a czas stoi uparcie w miejscu. Dłuży się, jakby jego misją było utrudnienie mi tej, i tak trudnej, chwili. Czy wszechświat robi mi na złość? Ciągle zmieniam ciężar nogi z prawej na lewą i odwrotnie. W końcu nachyla się do mnie Sasuke, ubrany także w garnitur, prosi mnie o zachowanie spokoju. Uspakajam się, ale nie na długo, bo znowu w żołądku wybucha druga wojna światowa. Stanie przed ołtarzem z nadzieją, że ukochana zaraz do ciebie przyjdzie jest okropne. A co jak mnie porzuci? Nie przyjdzie? Ile było już takich historii? Potrząsam głową. Wyrzucam z siebie czarne myśli. To nasz moment, piękny, niepowtarzalny i jedyny w swoim rodzaju. Oboje tego chcemy.
Drzwi się otwierają, zaczyna grać muzyka i zauważam ją. Przestaję się denerwować. Co to w ogóle jest zdenerwowanie? W mgnieniu oka zamieniam się w oazę spokoju. Nic już się nie liczy oprócz niej. Jej nieskazitelna uroda, piękna biała suknia i ten uśmiech wystarczą, abym zapomniał o bożym świecie. Wiem, że wszystko będzie dobrze. Podchodzi do mnie. Nie, ona mknie, jak na księżniczkę przystało. Zatrzymuje się przede mną. W dłoniach dzierży biały bukiet małych róż. Uśmiech nie schodzi mi z ust. Czuję się, jak naćpany. Czy ona jest moją heroiną? Nie! Nie jestem naćpany, jestem szczęśliwy.
Wybija czas na wypowiedzenie przysięg. Zaczynam wypowiadać słowa. Mam wrażenie, że nie należą do mnie, ale jednak nie są mi całkowicie obce.
- Od samego początku zamierzałem powiedzieć, że kocham ciebie za wszystko, ale brat uświadomił mi, że to troszkę za mało na przysięgę.
Sakura się zaśmiała! Tak! Właśnie o to mi chodziło. Chcę słyszeć jej śmiech. Tę najpiękniejszą melodię dla mych uszu. Ona także zaczyna się uspakajać, bo widzę, jak jej barki opadają. Rozluźnia spięte mięśnie.
- Także Sakuro Haruno – kontynuuję. – Kocham cię za to, że oglądasz ze mną mecze i dotrzymujesz tempa podczas wspólnego biegania – znowu się zaśmiała, za nią chyba więcej osób. – Za to, że lubisz to samo piwo, potrafisz mi przywalić w klejnoty, jak cię wkurzę – śmiech, tak znowu się uśmiecha. – No i za to, że ze mną wytrzymujesz, chociaż umiem być wrzodem na tyłku.
- Tak, umiesz, wyjątkowo mocno. – Tym razem i ja się śmieje.
- Ale najbardziej Sakuro kocham cię za to, czego nie da się zobaczyć gołym okiem. Za to, że jesteś dobrą i wspaniałą kobietą. Za twój piękny śmiech i melodyjny głos. Obiecuję ci, że nigdy nie pozwolę cię skrzywdzić. Zawsze będę ciebie chronić, a gdy zajdzie taka potrzeba bez najmniejszego zawahania oddam za ciebie życie. Sakuro Haruno jesteś całym moim światem i nawet nie wiesz, jak bardzo uszczęśliwiasz mnie, zgadzając się na ten ślub.

            Obudził się w nocy, zlany potem, z silnym bólem głowy. Niczego nie rozumiał. Pamiętał, że miło spędzili wieczór, ale nie mógł uwierzyć, że jeden seans naprowadził go na myśli o ślubie. Czy to był tylko sen? Taki realistyczny? Coś było z nim nie tak i on to czuł. Poszedł pod zimny prysznic. Nie wychodził spod niego, aż nie ochłonął, aż ostatnia myśl o niej nie zniknęła z jego głowy.
 Gdy skończył, obwinął się w pasie ręcznikiem i zszedł na dół. Myśli o Sakurze ponownie wróciły. Były gorsze niż bumerang. Zanurzył się w lodówce i wyjął sok pomarańczowy. Chciał już się cofnąć do pokoju, gdy zauważył Sakurę. Siedziała przy biurku w pokoju gościnnym, rysowała coś za pomocą tabletu graficznego. Przyglądał się jej z zainteresowaniem. Nie potrafił teraz odejść. Zauważył, że praca pochłonęła ją całkowicie. Napajał się tym. Widokiem jej pięknego ciała. Twarzy. Jej samą obecnością.
Ten ostatni raz… Ten ostatni raz…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz