Music:
CZ.
3
Na
drugi dzień rozniosło się charakterystyczne pukanie do drzwi, najpierw dwa
uderzenia, przerwa i trzy szybkie powtórzenia. Itachi zawołał Sakurę, nie
zareagowała, później krzyknął za matką, ale ta najwidoczniej urządziła sobie
popołudniową sjestę, bo też nie raczyła odpowiedzieć. Nie miał wyboru, więc
wstał z kanapy i otworzył drzwi. Na widok blondynki się uśmiechnął, ale ani
przez chwilę nie przeszło mu przez myśl, aby ją pocałować. Jego serce nie
drgnęło. Zaczął się zastanawiać, dlaczego ciągnie go do Sakury, a na widok Ino
cały sztywnieje, nie ze strachu, z innego powodu, jakiego nie mógł konkretnie określić.
-
Sakura gotowa? – spytała, przekrzywiając śmiesznie głowę.
-
Nie wiem – wzruszył ramionami i zaprosił ją do środka.
Sam poszedł do
kuchni po sok pomarańczowy. Nie był spragniony, po prostu chciał się od niej
uwolnić, zwiększyć dystans. Złapał za karton i skierował go w kierunku gościa,
przytaknęła. Nalał także jej.
-
Wiesz pomyślałam… - zaczęła niepewnie. – W sobotę, jak zwykle wybieramy się do
baru. Nie chciałbyś pójść z nami?
-
Do baru? – wydymał usta. – Na imprezę?
-
Raczej kameralne spotkanie.
-
W sumie – zastanowił się przez chwilę. – Pewnie, czemu nie.
-
Super. Powiem Sakurze, że z nami idziesz. Na pewno powie ci, co i jak.
-
Dobra, a teraz wybacz, ale idę się walnąć na kanapę.
Zniknął, zanim
wymyśliła powód, aby go zatrzymać. Gdy schował się za ścianą, westchnęła, jak
zakochana nastolatka. W brzuchu latały motylki. Od kiedy pamiętała miała
słabość do Itachiego, szanowała jednak instytucje małżeństwa i Sakurę, ale
skoro ona zdecydowała go odrzucić Ino zobaczyła dla siebie zielone światło.
Pragnęła go zdobyć, szybko, nim odzyska pamięć i pozna prawdę.
-
I co? Jak wyglądam?
Sakura stanęła
w progu, oparła łokieć o futrynę, a drugą rękę położyła na biodrze. Przybrała
lekko kokieteryjną pozę. Ino uśmiechnęła się szeroko, szczerze.
-
Pięknie – wyrzucił z siebie mimowolnie. Znacznie lepiej zabrzmiało to w jego
myślach. – Wybaczcie, zabrakło mi soku.
Szybkim
krokiem, niemalże truchtem, podszedł do lodówki. Zanurzył się w niej i wykrzywił
twarz, żałując swojego wyskoku. Wręcz na siebie klną. A potem, tak samo jak się
pojawił, tak samo się ulotnił.
Sakura się
zarumieniła. Nieśmiały uśmiech nie schodził jej z ust. Po otrzymaniu od niego
komplementu poczuła przypływ pozytywnej energii. W środku skakała z radości.
-
Zaprosiłam go na sobotnią imprezę.
-
Co? – oprzytomniała, tak jakby ktoś wylał jej na twarz kubeł zimnej wody.
-
Pomyślałam, że to mu dobrze zrobi.
-
Zaprosiłaś go na imprezę gdzie będzie także Deidara?
-
Chcę mu tylko pomóc się odnaleźć – uniosła ręce w geście niemych przeprosin.
Sakura stanęła
bliżej niej i zajrzała głęboko w oczy. Zapierała się, aby nie wybuchnąć i nie
powiedzieć zbyt wielu słów, których nie mogłaby cofnąć.
-
Pomóc, zapraszając mojego męża na imprezę, gdzie będę i ja?! – wycedziła. – Nie
mam ochoty oglądać, jak się do mojego męża – podkreśliła to drugi raz – przyklejają
inne laski. A co jak sprowadzi jakąś do domu?! Pomyślałaś, o tym?! Jeszcze się
nie wyprowadzam.
-
Sakura daj spokój – zaskomlała, jak bity szczeniak. – Przecież sama wybrałaś tę
drogę. On też potrzebuje towarzystwa.
-
Ale nie po to, aby robić śniadanie, jakieś dupie, która fikała w łóżku z moim
mężem…
Potrzęsła
głową. Trzymanie nerwów na wodzy wychodziło jej coraz trudniej, więc skierowała
się do wyjścia. Straciła humor. Ochotę na wszystko. Zawsze tak było, gdy na
myśl przychodziła jej jakaś długonoga laska opleciona wokół szyi Itachiego.
Zdawała sobie sprawę, że sama się o to prosiła, ale w głębi duszy liczyła na
inne zakończenie. Zapragnęła się wyprowadzić, jak najszybciej – zniknąć z tego
domu jeszcze przed sobotą.
###
-
Pomogę mamie. – Temari zaszyła się z teściową w kuchni.
Sasuke
przysiadł się na kanapę do brata. Przyjrzał się mu uważniej. Oprócz
zmniejszonej opuchlizny na policzku i już pożółkłych siniaków, nic się w nim
nie zmieniło – na jego twarzy, wciąż krył się smutek.
-
Pijemy?
Nie czekał na
odpowiedź. Sięgnął do barku, nalał im szkockiej i postawił szklanki na stoliku przed
nimi. Itachi wpatrywał się w rozpuszczające kostki lodu. Sasuke złapał
szklankę, ale widząc niechęć na twarzy brata momentalnie ją odstawił.
-
Więc nie pijemy?
-
Wybiła trzecia po południu. Nie za wcześnie?
-
Na zabijanie zmartwień nigdy nie jest za wcześnie.
-
A ty nie powinieneś być w pracy?
Po słowach
Sasuke skusił się na szkocką. Skrzywił się po jednym łyku, ale na nim nie
zaprzestał.
-
Powoli, nie miałem namyśli, że masz się od razu zalać w trupa.
-
Moje życie ostatnio wymaga dużego znieczulenia, a skoro przestałem brać leki
nie widzę już przeciwskazań. Dzięki, że nalałeś. Jednak było mi to potrzebne –
odstawił pustą szklankę.
-
Spoko – powiedział bez przekonania.
-
Więc, jak w pracy?
-
Nie martw się pracą. Zapewniam, że wszystko pod kontrolą. Udało mi się dzisiaj
sfinalizować do końca umowę wyremontowania domu, na dobrych warunkach, więc
jest, co opijać.
Itachi zagapił
się na kominek, a dokładnie na małą półeczkę nad nim. Wydawała mu się pusta,
zbyt pusta. Stały tam wyłącznie dwie ramki, fotografia przedstawiająca jego z
bratem z czasów dzieciństwa i osobna z matką. Wrażenie nabrało na sile – czegoś
ewidentnie brakowało. Zmarszczył czoło. Znowu poczuł gniew, bo nie mógł
odszukać czego.
-
Ej, brachu – szturchnął go łokciem. – Pytałem, nad czym tak dumasz?
-
Czegoś mi brakuje na kominku i nie wiem czego – zmrużył oczy, jakby miało mu to
pomóc w wyczytaniu emocji z twarzy Sasuke. – A ty wiesz?
-
Nikt niczego nie ruszał – zapewnił. – Dom wygląda tak, jak przed twoim
wypadkiem.
-
A co z Sakurą?
-
Co z nią? – upił szybko kilka łyków szkockiej, wykręciło go, ale musiał jakoś
uspokoić nerwy, które dawały o sobie znać za każdym razem, gdy wychodził temat
jego bratowej.
-
Ona na pewno jest naszą kuzynką?
-
Daleką kuzynką.
Sasuke poczuł
się okropnie. Okłamywanie brata nie przychodziło mu z łatwością, poza tym
wiedział, że ich plan ma dużo luk. Nie zaplanowali tego odpowiednio.
-
A czemu pytasz? – dopytał.
-
Nie wiem – uśmiechnął się. – To głupie.
-
Nie, no wal – zachęcił go. – Zawsze gadałeś, co ci ślina na język przyniesie.
-
Widziałem ją wczoraj z jakimś blondynem przed domem.
Młodszy brat
niemal zakrztusił się trunkiem, opluł bluzę i się rozkaszlał.
-
Co tam się dzieje? – Temari wychyliła się zza progu.
-
Wszystko gra – tłumił łzy w oczach, ale zdołał uśmiechnąć się do żony.
Poklepywał się w tors, kaszląc. – Wleciało nie w tę dziurkę, co trzeba.
Temari
pokręciła głową przyzwyczajona do takich wpadek i czmychnęła z powrotem do
kuchni.
-
Jak to widziałeś ją z blondynem? – ściągnął brwi. – Jakim blondynem?
-
Długowłosym. Podejrzewam, że biegali razem.
-
Biegali razem!? – coraz gorzej ukrywał zaskoczenie. – Przecież…
-
Przecież? – Itachi zaintrygowany czekał na ciąg dalszy.
-
Nie, nic – zaśmiał się sztucznie. – Myślałem tylko, że Sakura się z nikim nie
spotyka.
-
Czemu by nie? Jest młoda, piękna i jak przypuszczam wolna? – Zastanawiał się,
czy pytanie nie jest zbyt oczywiste.
-
Tak, wolna – potwierdził. – Ale nie dawno się z kimś rozstała, dlatego tutaj
przyjechała. Myślałem, że nie zacznie się tak szybko umawiać.
-
Wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze? – Sasuke spojrzał na brata kątem oka.
– Dziwnie się poczułem, gdy ich zobaczyłem razem. W pewnym momencie chyba się
zezłościłem i nie mam pojęcia dlaczego.
Sasuke uniósł
w rozbawieniu brwi. Ucieszyła go ta informacja. Itachi był wciąż zagubiony, ale
uczucia dokopywały się do jego wnętrza. Brawo oni. Amnezja ustępowała.
-
Z czego jarzysz puchę? – zapytał niewiele myśląc, później zastanawiał się, czy
powinien w ten sposób sformułować pytanie. Nie pamiętał, jak zazwyczaj
rozmawiał ze swoim bratem. Formalnie? Żartobliwie? Otwarcie?
-
Naleje nam jeszcze jedną kolejkę. Oj, dziś jest dobry dzień.
Itachi
nie podzielał jego optymizmu. Ścisk w sercu nabierał na sile. No i ta suknia
Sakury. Wystroiła się. Dokąd? Dla kogo? Co go to w ogóle obchodzi?
###
Sakura
powoli odczuwała znużenie i zmęczenie. Miała dość przebieranek, zmian makijażu
i całego tego sztucznego pozowania do aparatu. Robiła wszystko, o co prosił ją
Deidara. W pewnym momencie zauważyła, że wydawanie poleceń bardzo mu się
podoba. W jakimś stopniu ten fakt zniechęcił ją do niego. Wolała, gdy mężczyzna
nie jest zbyt władczy i woli obopólne decyzje. Przeważnie. W zależności od
sytuacji.
-
Jeszcze kilka ujęć. – Deidara zdawał się zauważyć jej zmęczenie.
-
Jasne. – Nie miała sił na uśmiech, więc go sobie darowała.
Blondyn
wytłumaczył jej, jaką pozę ma przyjąć. Naprawdę kochał swoją pracę, każdy jego
ruch skrywał w sobie pasje. Sakura westchnęła przeciągle. Marzyła wyłącznie o
gorącej kąpieli. Przechyliła się do przodu, silniej eksponując swój biust. Już
chciała powiedzieć, że chce skończyć, gdy rozbrzmiał jej telefon.
-
Uratowana przez dźwięk komórki? – Deidara zdjął aparat ze statywu. – Dobra, dam
ci już dzisiaj spokój.
-
Dzięki – wyszukała w torebce telefon, odebrała. – Tak słucham?
Rozmowa nie
trwała długo. Otrzymała dobrą wiadomość od swojego pośrednika nieruchomości. Najemcy
oficjalnie opuścili jej rodzinny dom. Wiadomość, że może się jutro wprowadzić
ją skonfundowała. Zamknęła w klatce, z której nie mogła znaleźć wyjścia. Z
jednej strony cieszyła ją myśl o przeprowadzce, jeszcze przed sobotą zniknie z
życia Itachiego, właśnie tego sobie życzyła przed sesją. Z drugiej bardzo mocno
nie chciała go zostawiać, najlepiej przylgnęłaby do niego i się rozpłakała.
Marzyła o jego ciepłych ramionach. Wątpliwości lgnęły do niej, jak ćma do
światła. Miłość ją przerastała. Nie pierwszy raz. Bóg zbyt mocno skomplikował
tę sferę ludzkiego żywota.
-
Kto to był? – Ino zauważyła jej nietęgą minę.
-
Agent nieruchomości. Mogę się jutro wprowadzić, oczywiście dom wymaga lekkiego
odświeżenia, ale wystarczy malowanie i po kłopocie.
-
Więc się jutro wyprowadzasz? – podekscytowana cicho zarechotała.
-
Co cię bawi?
-
Przecież chciałaś się wyprowadzić, czyż nie? – Ino zauważyła gniewny i
podejrzliwy wzrok przyjaciółki. – Przestaniesz? Przecież sama tego chciałaś.
Jeny, ja już cię nie rozumiem. Ani trochę.
-
Przepraszam – przetarła zmęczone oczy, rozmazując tusz do rzęs. – Pójdę się
przebrać i zmyje z siebie ten makijaż. Mam dość na dzisiaj.
Z nisko
opuszczoną głową ruszyła do łazienki. Tam zaczęła doprowadzać się do porządku,
do swojej starej i co najważniejsze oryginalnej wersji. Sakura nigdy nie
przesadzała z makijażem. Pamiętała, że Itachi wolał naturalne kobiety, więc
nauczyła się używać wyłącznie kremu z pudrem i ewentualnie tuszu do rzęs.
Wystarczyło, aby podkreślić jej piękno i go nie zakłócić.
Dopiero teraz
zdała sobie sprawę, że w większości przypadków żyła dla Itachiego. Próbowała go
uszczęśliwić, siebie stawiając na drugim miejscu. Nie miała mu tego za złe,
lepiej się czuła, gdy sprawiała mu przyjemność, chociaż niejednokrotnie żałowała,
że on mało kiedy to doceniał. Być może jej nie zaniedbywał, ale i tak skupiał
się więcej na pracy. Jej uległość traktował jak normalność. Zaczęła się
zastanawiać, czy jeszcze się kochali, czy pozostało wyłącznie ślepe
przyzwyczajenie, które teraz zakłócone domagało się swojego.
Posmutniała.
Zdecydowała się na jutrzejszą wyprowadzkę, Dystans zapewni jej czas na
przemyślenie kilku spraw. Być może powinna skorzystać z oferty Konami i
wyjechać. Czy oby nie jest na to za późno?
###
Itachi
został nareszcie sam. Mama pojechała na noc do Sasuke i Temari. Poszedł do
kuchni po piwo, otworzył je i z jakiejś niewytłumaczalnej przyczyny popatrzył
przez okno na miejsce, gdzie wcześniej zobaczył blondyna z Sakurą. Zaczął
rozmyślać. Starał się znaleźć racjonalne wytłumaczenie na własne szczeniackie
zachowanie. Nie wiedział, dlaczego ogarnęła go złość. Sakura była wolna, co
najważniejsze należała do jego rodziny, dalszej, ale jednak w ich żyłach
płynęła wspólna krew.
Poczuł nowy,
silniejszy przypływ wściekłości. Zacisnął dłoń na butelce, aż zbielały mu palce.
Pod furtkę podjechał samochód. Blondyn z długimi włosami obszedł samochód, jak
dżentelmen otworzył drzwi i wyciągnął dłoń, aby pomóc Sakurze wysiąść. Itachi zacisnął
mocniej szczękę, zęby zazgrzytały. Sakura przytuliła się do blondyna. Ona
zainicjowała to głupie pożegnanie, najprawdopodobniej pocałowała go również w
policzek.
-
Oddychaj, Itachi. To twoja kuzynka – wziął kilka uspakajających oddechów. Bez
rezultatu. Zazdrość, jak strzelała błyskawicami, tak strzelała. – Jasna cholera.
Co się z tobą dzieje, Itachi?
Obserwował
Sakurę idącą w kierunku domu. Widział pożerający wzrok blondyna, który ją nim odprowadzał.
Chyba tylko ciśnięcie mu butelką w twarz zmniejszyłoby ciśnienie w żyłach.
Stłumiło to pożerające go uczucie. Zazdrość. Zazdrość… Skąd ta zazdrość?
-
Mówisz o sobie w trzeciej osobie, Itachi. Powinieneś iść się leczyć. Naprawdę.
-
Cześć. – Sakura weszła do domu. Odpinała płaszczyk, jakby nigdy nic.
Z
trudem ujarzmił chęć wszczęcia awantury. Miał ochotę krzyczeć. Dużo krzyczeć.
Wykrzyczeć jej wszystko w twarz.
-
Cześć – odpowiedział z opóźnieniem i nieco zbyt głośno. Skrzywił się. – Napijesz
się? - Ratował się z opresji, bo Sakura najwidoczniej zauważyła jego dziwny ton,
o czym świadczyła jej niepewna mina.
-
Jasne – wzruszyła ramionami. – Czemu nie.
Otworzył nową
butelkę i postawił przed nią na blacie w kuchni. Przez moment oboje stali w
dłużącej się w nieskończoność ciszy. Popijali piwo, patrząc na wszystko tylko
nie na siebie. Pierwszy raz od wypadku zostali sami. Całkiem sami. Niezręcznie.
-
Więc… – wziął dla siebie nową kolejkę. Sakura jeszcze swojej nie skończyła. – Miałem
zamiar oglądać film w salonie. Przyłączysz się?
Ruszył do
salonu. Sakura zsiadła z wysokiego stołka i poszła za nim.
-
A co oglądasz? – zagaiła. – Bo ja lubię…
-
Horrory, wiem – odparł z automatu i zastygł. Świat się zatrzymał. Zimna kropla
potu popłynęła wzdłuż kręgosłupa.
Sakura wpatrywała
się w jego plecy z otwartymi ustami. Wydała z siebie cichy jęk. Oczywiście
niekontrolowany.
-
Bo lubisz horrory? – potrząsł głową i zasiadł na kanapie. Rozłożył się
wygodnie, uprzednio łapiąc za pilot.
-
Owszem.
Nie drgnęła. W
głowie przemknęło milion myśli. Jedna z nich, ta najbardziej optymistyczna,
przejawiała się najczęściej - Itachi odzyskiwał pamięć. Brawo oni!
-
Przeglądałem nie dawno bibliotekę filmów – nie wiedział, jak z tego wybrnąć,
więc zaczął zaplątywać się w kłamstwa. – Zauważyłem, że przeważają horrory, a
jakoś nie przypominam sobie, abym je lubił. Tak jakoś wywnioskowałem, że muszą
należeć do ciebie. Bo na pewno nie do mojej mamy.
Odważył się na
nią spojrzeć. Nawiązali kontakt wzrokowy i wtedy Sakura przypomniała sobie, że
żyje, oddycha i musi się ruszyć. Uśmiechnęła się i trochę dziko, jak poparzona,
przysiadła się do niego. Za pierwszym razem usiadła zbyt blisko, więc z
automatu zwiększyła dzielący ich dystans. Ręce jej drżały. Serce łomotało za
mostkiem. Pragnęła go dotknąć. Opuszkami palców pogładzić jego skórę. Złapała
się na tym, że zagapiła się na jego wargi. Cienkie, kochane wargi. On wydawał
się tego nie zauważyć.
-
Więc to twoje? – spytał, kładąc rękę na oparciu kanapy. Powstrzymywał się, aby
nie pogłaskać włosów Sakury. Zacisnął dłoń w pięść.
-
I Temari – skrępowana przełamała swoją nieśmiałość. Z niewiadomych powodów
czuła się, jak na pierwszej randce z Itachim. – Jutro je zabiorę. Obiecuję, że
już nie będą zajmowały miejsca w twoim domu.
-
Jutro? – uniósł pytająco brew. - Czemu?
-
Zadzwonił do mnie dzisiaj koleś z agencji nieruchomości. Mój dom jest gotowy na
moje przyjście, na mój wielki come back.
Jutro się wyprowadzam.
-
Naprawdę? – Jego oczy posmutniały. Sakura myślała, że bardziej posmutnieć nie
mogą. Jednak w życiu nie ma rzeczy niemożliwych.
-
Tak. Muszę jeszcze tylko zadzwonić do Sasuke, aby mi pomógł z klamotami. Sama
bym z tym zginęła.
-
Też pomogę – wyrwał się z ofertą pomocy. Za szybko. Zbyt szybko.
-
Nie trzeba – zaoponowała też zbyt szybko.
-
To nie było pytanie, ani propozycja do przedyskutowania – mrugnął do niej. –
Dobra, to co oglądamy? Wybierz coś, a ja skoczę zrobić popcorn.
-
Skoczysz zrobić popcorn? – śledziła go wzrokiem.
-
A wcześniej nie jadłem popcornu do filmu?
-
Jadłeś.
-
Więc nie rozumiem skąd to pytanie. Jeszcze jeden browar?
-
Pewnie.
Itachi zaszył
się w kuchni. Sakura włączyła opcję „wypożyczanie na życzenie” i znalazła jeden
z ulubionych filmów akcji własnego męża. Była zaskoczona jego zachowaniem, bo
zazwyczaj to ona szykowała popcorn, a on wybierał repertuar na wieczór. Ta
zmiana nawet jej się spodobała, chociaż świadomość, że może to być ich ostatni raz,
gdy robią coś wspólnie zgasiła przebłysk radości. Dopiła swoje piwo.
Denerwowała
się. Przypomniała sobie, jak trudno było jej powstrzymać się przed wtuleniem w
jego klatkę piersiową, w szczególności, gdy położył rękę na oparciu kanapy.
Uwielbiała z nim tak siedzieć, blisko, z wielkim poczuciem bezpieczeństwa.
Westchnęła rozmarzona. Na język cisnęły się wielkie wyzwania, smak ryzyka, ale ostatecznie
to zwalczyła. Jeszcze nie teraz…
-
I co wybrałaś? – postawił piwa na stoliku, a miskę z popcornem oparł na swoim
udzie, po jej stronie. – Tylko nie tul się do mnie, jak będziesz się bała –
żart wyszedł drętwo, znowu nie tak, jak zamierzał. Wszystko wychodziło dziś na
opak.
-
To nie horror – mimowolnie się zaczerwieniła. – To Niezniszczalni.
-
Niezniszczalni? – wykręcił twarz w zadumie. – Brzmi jakoś znajomo.
-
Trzecia część twojej ulubionej serii – wrzuciła popcorn do ust, przeżuwając
spokojnie.
-
To ile tu mieszkałaś?
-
Słucham? – zmarszczyła czoło. – Kilka dni. Już ci mówiliśmy.
-
Byliśmy blisko?
-
Co? – zaśmiała się zdezorientowana. Kopała pod sobą dołek. Czuła, jak usuwa się
pod nią gleba.
-
Dziwne, że znasz mój ulubiony film, a raczej ulubioną serię.
-
Rozmawialiśmy kiedyś o filmach – wydukała zmieszana. – Powiedziałeś mi.
Pokiwał głową,
odebrał jej pilot i włączył film. Znowu zarzucił rękę na oparcie. Sakura tym
razem przechyliła się bliżej niego. Z każdą sekundą lód, który sami pomiędzy
sobą umieścili, tężał. Oboje nie zauważyli momentu, w którym oparła głowę na
jego torsie. Po dziesięciu minutach seansu Itachi przestał walczyć z
wewnętrznymi pragnieniami, zsunął rękę z kanapy i położył ją na Sakurze.
Kciukiem gładził jej ramię.
Tak wyglądało
szczęście.
###
Stoję przed ołtarzem ubrany w
czarny garnitur. Denerwuję się. O Boże! Jak ja się denerwuję. Czuję, jak pocą
mi się dłonie, więc od czasu do czasu wycieram je o spodnie. Pary oczu
wszystkich zebranych wlepione są we mnie. Uciążliwe. Kapłan chrząknął, wydaje
się być zdenerwowany, chociaż nie jestem pewny, czy to ja nie spostrzegam tego
w ten sposób. A może słyszy walenie mojego serca? Może zna moje myśli? Jeny,
strasznie się denerwuję. Zaraz chyba padnę na zawał. Czekam niecierpliwie, aż
do mnie przyjdzie, a czas stoi uparcie w miejscu. Dłuży się, jakby jego misją
było utrudnienie mi tej, i tak trudnej, chwili. Czy wszechświat robi mi na
złość? Ciągle zmieniam ciężar nogi z prawej na lewą i odwrotnie. W końcu
nachyla się do mnie Sasuke, ubrany także w garnitur, prosi mnie o zachowanie
spokoju. Uspakajam się, ale nie na długo, bo znowu w żołądku wybucha druga
wojna światowa. Stanie przed ołtarzem z nadzieją, że ukochana zaraz do ciebie
przyjdzie jest okropne. A co jak mnie porzuci? Nie przyjdzie? Ile było już
takich historii? Potrząsam głową. Wyrzucam z siebie czarne myśli. To nasz
moment, piękny, niepowtarzalny i jedyny w swoim rodzaju. Oboje tego chcemy.
Drzwi się otwierają, zaczyna grać
muzyka i zauważam ją. Przestaję się denerwować. Co to w ogóle jest
zdenerwowanie? W mgnieniu oka zamieniam się w oazę spokoju. Nic już się nie
liczy oprócz niej. Jej nieskazitelna uroda, piękna biała suknia i ten uśmiech
wystarczą, abym zapomniał o bożym świecie. Wiem, że wszystko będzie dobrze.
Podchodzi do mnie. Nie, ona mknie, jak na księżniczkę przystało. Zatrzymuje się
przede mną. W dłoniach dzierży biały bukiet małych róż. Uśmiech nie schodzi mi
z ust. Czuję się, jak naćpany. Czy ona jest moją heroiną? Nie! Nie jestem
naćpany, jestem szczęśliwy.
Wybija czas na wypowiedzenie
przysięg. Zaczynam wypowiadać słowa. Mam wrażenie, że nie należą do mnie, ale
jednak nie są mi całkowicie obce.
- Od samego początku zamierzałem powiedzieć,
że kocham ciebie za wszystko, ale brat uświadomił mi, że to troszkę za mało na
przysięgę.
Sakura się zaśmiała! Tak! Właśnie
o to mi chodziło. Chcę słyszeć jej śmiech. Tę najpiękniejszą melodię dla mych
uszu. Ona także zaczyna się uspakajać, bo widzę, jak jej barki opadają.
Rozluźnia spięte mięśnie.
- Także Sakuro Haruno –
kontynuuję. – Kocham cię za to, że oglądasz ze mną mecze i dotrzymujesz tempa
podczas wspólnego biegania – znowu się zaśmiała, za nią chyba więcej osób. – Za
to, że lubisz to samo piwo, potrafisz mi przywalić w klejnoty, jak cię wkurzę –
śmiech, tak znowu się uśmiecha. – No i za to, że ze mną wytrzymujesz, chociaż
umiem być wrzodem na tyłku.
- Tak, umiesz, wyjątkowo mocno. –
Tym razem i ja się śmieje.
- Ale najbardziej Sakuro kocham
cię za to, czego nie da się zobaczyć gołym okiem. Za to, że jesteś dobrą i
wspaniałą kobietą. Za twój piękny śmiech i melodyjny głos. Obiecuję ci, że nigdy
nie pozwolę cię skrzywdzić. Zawsze będę ciebie chronić, a gdy zajdzie taka
potrzeba bez najmniejszego zawahania oddam za ciebie życie. Sakuro Haruno
jesteś całym moim światem i nawet nie wiesz, jak bardzo uszczęśliwiasz mnie,
zgadzając się na ten ślub.
Obudził
się w nocy, zlany potem, z silnym bólem głowy. Niczego nie rozumiał. Pamiętał,
że miło spędzili wieczór, ale nie mógł uwierzyć, że jeden seans naprowadził go
na myśli o ślubie. Czy to był tylko sen? Taki realistyczny? Coś było z nim nie
tak i on to czuł. Poszedł pod zimny prysznic. Nie wychodził spod niego, aż nie ochłonął,
aż ostatnia myśl o niej nie zniknęła z jego głowy.
Gdy skończył, obwinął się w pasie ręcznikiem i
zszedł na dół. Myśli o Sakurze ponownie wróciły. Były gorsze niż bumerang.
Zanurzył się w lodówce i wyjął sok pomarańczowy. Chciał już się cofnąć do
pokoju, gdy zauważył Sakurę. Siedziała przy biurku w pokoju gościnnym, rysowała
coś za pomocą tabletu graficznego. Przyglądał się jej z zainteresowaniem. Nie
potrafił teraz odejść. Zauważył, że praca pochłonęła ją całkowicie. Napajał się
tym. Widokiem jej pięknego ciała. Twarzy. Jej samą obecnością.
Ten ostatni
raz… Ten ostatni raz…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz