CZĘŚĆ 2
Zmiotła
wspólne fotografie, z wielkim trudem i ciężarem w sercu włożyła je do kartonu.
Przestała płakać, bo skoro powiedziała a, musiała powiedzieć i b. Itachi po przebudzeniu
poznał ich wspólną wersję, oficjalnie jest po rozwodzie od kilku lat. Ten
pomysł nie był w pełni dopracowany, ale w głębi siebie Sakura wierzyła, że
odzyska szybko pamięć i wszystko jakoś się ułoży. Do tego czasu postanowiła ogrywać
swoją rolę.
Usłyszała pukanie.
-
Otwarte! – krzyknęła.
Tylko jedna osoba miała zapowiedzianą
wizytę. Była to Ino, jej najwierniejsza przyjaciółka. Kolejna blondynka w życiu
Sakury.
-
Zobacz, co mam – pomachała do przyjaciółki butelką wina. – Przyniosłam, aby się
trochę znieczulić. Naleje nam i już lecę ci pomóc.
Wróciła po chwili z pełnymi kieliszkami.
Podała Sakurze jeden, ta niechętnie się napiła. Wcześniej uwielbiała pić wino z
Ino, był ich najwierniejszym przyjacielem do babskich pogaduch, ale teraz, gdy
życie zdawało się ją przygniatać, takie sceny straciły na wartości.
-
Dzięki – wskazała palcem na oszklony regał wypełniony po same brzegi płytami
cd. – Trzeba je wrzucić do kartonu.
-
Jezu. – Ino wybałuszyła oczy. – Pamiętam, jak mówiłaś, że Itachi lubi wszystko
dokumentować i filmować, ale że aż tyle?
-
Owszem. Całe sześć lat wspólnego życia, rok randkowania i pięć lat ślubu.
-
Nadal nie mogę zrozumieć – zabrała się za pakowanie płyt do kartonów. – Tyle
zachodu, tyle za tobą szalał, a potem nagle oznajmił, że to koniec. Jesteś
pewna, że chcesz się w ten sposób bawić? Z miłością nie powinno się igrać.
-
Powiadają, że prawdziwa miłość przetrwa wszystko. Zobaczymy Ino, co z tego
wyjdzie, ale to z czasem. Teraz trzeba to szybko ogarnąć, bo za godzinę
wypisują Itachiego ze szpitala. Wolę, aby nie zastał niczego, co może zdradzić
nasze kłamstwo.
-
Robicie z niego idiotę. Jak odzyska pamięć, to nie chciałabym być w twojej
skórze.
-
To mój mąż – zamamrotała, chętniej napiła się wina. – Nie boję się go. Nic
gorszego od rozwodu, którego i tak zażądał, stać się nie może.
-
A powiesz mi, o co tak naprawdę chodzi? – Zamknęła pierwszy karton, zakleiła go
taśmą klejącą. – Przecież to mogłaby być twoja szansa na normalne życie. Co,
jak sobie nigdy nie przypomni? Mogłabyś swobodnie z nim żyć.
-
A jak sobie przypomni? – zerknęła na nią nieco rozgniewana. – Mam dość wałkowania
tego tematu. Właśnie rozsypuje się moje życie i być może nie pomagam, ale
raczej też nie utrudniam. Wolę pójść z nurtem, niż przeciw niemu. Niech się
dzieje, co chce.
-
Zależy ci jeszcze na nim?
-
Co to za absurdalne pytanie? – Znowu cisnęło ją na płacz. – Oczywiście, że mi
zależy, Ino. Zależy mi i chcę jego szczęścia. Właśnie po to robię tę całą
szopkę. Niech zobaczy, jak jest żyć beze mnie. Może będzie mu lepiej? Może zbyt
mocno go tłamsiłam? Nie wiem, co mu odbiło, ale skoro tego chciał, to mu dam
wolną rękę.
-
Więc jesteś teraz przyjaciółką rodziny? – spytała z niezadowoloną miną.
-
Daleką kuzynką – sprecyzowała. – I tej wersji się trzymamy. Ty też, jak
przypadkiem na niego wpadniesz.
-
Nie podoba mi się to.
-
Zaniosę już część na strych, potem wrócę po albumy z szuflad.
-
Jeny. – Ino przełknęła gulę zazdrości. - On naprawdę miał obsesję na twoim
punkcie.
Sakura pobiegła na górę i ułożyła na
strychu kartony. Pozwoliła sobie na chwilę przysiąść, aby dać upust dręczącym
ją emocjom. Rozpłakała się. Obiecała sobie, że już więcej łez nie wyleje, a
jednak nadal ją to dusiło od środka. Serce z minuty na minutę pękało coraz
bardziej. Czasem miała wrażenie, że ktoś rozrywa je na równe pół, potem zakłada
prowizoryczne szwy i znowu rozrywa, upajając się jej bólem. Przetarła łzy i przejrzała
się w lustrze. Kilka razy pomachała dłońmi przed twarzą, aby oczy przestały być
tak szkliste.
###
Przeżywanie
jednego z najtrudniejszych momentów w życiu właśnie się rozpoczęło. Samochód
zaparkował pod domem, Sasuke wysiadł i skierował swoje kroki do tyłu, aby pomóc
wysiąść matce. W tym samym momencie auto opuścił Itachi. Nieco poturbowany od
wypadku, ale wyglądał znacznie lepiej, niż w dniu, w którym widziała go w
szpitalu.
Itachi nie
mógł uwierzyć, że to jego dom. Patrzył na wielką dwupiętrową budowlę, z dużym
ogródkiem przed nim i niedowierzał. Za pochyłym, szarym dachem rozpościerały
swe potężne gałęzie drzewa. Dom mieścił się na obrzeżach miasta przy lesie.
Kiedyś razem wybrali to miejsce, aby Sakura mogła w spokoju pracować nad swoimi
projektami. Itachi przeprowadził się dla niej, choć teraz o tym nie wiedział. Niczego
nie pamiętał. Wszedł po schodach, opuszkami palców przejechał po drewnianej
poręczy. Lekarz powiedział mu, że przyjazd do domu może przywrócić jego pamięć.
Znajome zapachy, ludzie, miejsca, materiały – on jednak nadal tkwił w
połykającej go czarnej dziurze. Przyjechał do nieznanego domu z kompletnie
obcymi ludźmi, ale nie czuł się źle. Wręcz przeciwnie. Dziwił go spokój ducha.
Być może jego ciało rozpoznało to miejsce, albo coś zaświeciło mu w umyśle, a
on potrzebował czasu, aby się z tym uporać. Przed wejściem do środka zwrócił
uwagę na bujaną ławkę stojącą na werandzie. Próbował odszukać związane z nią
wspomnienia. Zacisnął pięść. Nic z tego. Zmuszanie siebie do odzyskania pamięci
sprawiało, że zaczynał się denerwować.
-
Chodź. – Sasuke się po niego cofnął. – To twój dom.
-
Mój dom – wzruszył obojętnie ramionami na znak, że wcale nie widzi w nim
swojego domu.
Zamknął za sobą drzwi i wtedy to poczuł.
Uderzył w niego zapach słodkich perfum, nie intensywny, ale delikatny i
wyczuwalny. Zmarszczył czoło. Miał wrażenie, że bardzo dobrze zna ten zapach, a
przez to coś w jego wnętrzu się poruszyło, serce zabiło szybciej. Uniósł wzrok.
Stała w progu pokoju gościnnego.
Trzymała ręce za plecami i nisko spuszczoną głowę. Wyglądała niewinnie, ale
zarazem pięknie. Zamroziło go. Serce znowu zabiło mu szybciej. Ich spojrzenia
się spotkały. Ona uśmiechnęła się delikatnie, jakoś tak nieśmiało. Sama jej
obecność zatkała mu głos w gardle. Chciał się przedstawić, powiedzieć
cokolwiek, ale nie dał rady.
-
Itachi? – Sasuke szturchnął go w ramię. – To twoja daleka kuzynka, Sakura.
Mówiłem ci o niej w samochodzie.
Na te słowa oprzytomniał. Serce wciąż
biło niesamowicie szybko, ale zdołał już odzyskać panowanie nad ciałem i
głosem.
-
Sakura, tak? – Skinął głową. – Wybacz, że cię nie poznaję. Pewnie powinienem,
ale wiesz… Wypadek – ręką rozczochrał włosy z tyłu głowy, uważając na świeżą
ranę. Czuł się, jak nastolatek. Dosłownie. Nagle nie widział siebie, jako
dorosłego mężczyznę, lecz jako nastolatka, który próbuje zaprosić na randkę szkolną
sympatię. Zrobiło mu się podwójnie głupio, gdy Sasuke uświadomił mu, kim ona
jest - daleka kuzynka. Już żałował, że są rodziną.
-
Nic nie szkodzi.
Przeszył go zimny dreszcz. Nie do końca
rozumiał, co się z nim dzieje, ale sam jej głos zadziałał na niego w
niekonwencjonalny sposób. Poczuł silne pragnienie przytulenia się do niej,
wzięcia jej w ramiona i po prostu trwania tak przy niej w błogiej
nieświadomości. Chciał chłonąć ciepło jej ciała. Pragnął jej, jak narkoman
kolejną dawkę hery na głodzie.
-
Pokażesz mi mój pokój? – otrząsnął się, mając nadzieję, że nikt nie zauważył
jego dziwnego zachowania.
-
Jasne.
Ogłupiony swoim dziwnym zachowaniem tuptał za Sasuke.
Miał silną ochotę się odwrócić i zobaczyć czy na niego patrzy, ale się
powstrzymał. Nie rozumiał skąd w nim taki pociąg do kuzynki, do osoby
bliskiej rodzinie. Zaczynał się zastanawiać, czy chce odzyskać pamięć, bo już
widział niepokojące znaki. Nie powinna na niego tak działać. Zrobiło mu się niedobrze
i zakręciło w głowie. Przystanął na schodach.
-
Wszystko w porządku? – Sakura stanęła u dołu schodów.
Zacisnął mocniej zęby i zamknął oczy.
Jednak cały czas go obserwowała. Już wyobrażał sobie, co musiałaby o nim
pomyśleć, gdyby wyznał jej prawdę o swoich uczuciach. Zacisnął dłoń na poręczy.
Znowu walczył z tą silną chęcią wzięcia jej w ramiona. Powtórzył w myślach
kilka razy, że jest jego daleką kuzynką.
-
Wszystko gra – odpowiedział lodowatym tonem. – Tylko trochę zakręciło mi się w
głowie, więc lepiej pójdę się położyć.
Gdy zniknął na górze Sakura osunęła się po
ścianie, podkuliła nogi i ostatnimi siłami zahamowała wybuch płaczu. Nigdy
wcześniej nie przeżyła czegoś takiego, ale mogła przysiąc, że gdy ją zobaczył w
pewien sposób rozpromieniał. Bardzo dobrze znała to jego spojrzenie, pełne
miłości i radości. Teraz jednak zwątpiła. Być może sobie to wmawiała, bo
pragnęła, aby ją kochał. Gdy wszedł do domu ledwo powstrzymała się przed wskoczeniem
mu w ramiona. Potrzebowała jego bliskości. Bardzo potrzebowała go całego.
###
Usiadła
na wygodnej kanapie, zapadła się i dopiero potem odebrała od przyjaciółki kieliszek
wina. Założyła nogę na nogę i rozejrzała się po klubie. Na parkiecie szalało
kilka młodych ludzi, za pewne młodszych od niej. Sakura miała zaledwie dwadzieścia
sześć lat, ale czasami czuła się, jak pięćdziesięciolatka. To wszystko przez śmierć
matki, która osierociła ją w dniu dziewiętnastych urodzin. Ojca straciła dawno
temu, nawet go nie pamiętała, więc najsilniej uderzyła w nią śmierć matki. Od
tamtej pory, gdy została sierotą, musiała pracować i samodzielnie finansować swoje
studia graficzne. Tworzyła, dorabiała w kawiarni, wynajmowała studentom pokoje
w rodzinnym domu. Dzięki temu przetrwała, ale za to i szybko dorosła.
-
I co z Itachim? – Ino zapytała zaciekawiona.
- Nic. Nie
rozpoznał mnie.
-
Może daj mu czas?
-
Dzwoniłam dziś do pośrednika nieruchomości. Nie chciałam odbierać domu rodziców
rodzinie, która tam zamieszkała, ale okazało się, że on sam miał zamiar do mnie
zadzwonić i powiadomić mnie, że umowa najmu się skończyła, a rodzina, która tam
zamieszkuje wyprowadzi się w ciągu kilku dni. Niby już zaczęli wyprowadzkę, bo
ktoś z nich otrzymał lepszą pracę za granicą i spadają tam.
-
Dziwny zbieg okoliczności – upiła łyk drinka. – Ale naprawdę chcesz się
wyprowadzić?
-
Owszem – przytaknęła bez entuzjazmu. – To nie żadna ściema. Może właśnie tego z
Itachim potrzebujemy. Przerwy, która pozwoli nam zrozumieć swoje uczucia.
Cholera wie, o co w tym wszystkim chodzi.
-
A co z Konami? Nie chcesz wyjechać do stolicy?
-
Przestań – przewróciła oczami. – Nie chcę słuchać o Konami. Nie przyjmę tej
posady, chociaż przyznam, że ucieszyła mnie ich propozycja.
-
Odrzuciłaś ją ze względu na Itachiego, ale skoro nie jesteście już razem, to
może powinnaś ją rozważyć ponownie?
-
Nie pieprz głupot, Ino. Nie wyjadę. Zbyt dużo mnie tu trzyma.
Ino nerwowo zerknęła na zegarek.
-
Czekamy na kogoś? – Sakurze nie umknął ten fakt.
-
Tak – przybrała minę niewiniątka. – Zdecydowałam zaprosić znajomych ze studia.
Pomyślałam, że dobrze nam zrobi mieszane towarzystwo. W szczególności tobie. Co
ty na to? Chyba się nie złościsz?
Sakura wzruszyła ramionami, za wszelką
cenę utrzymywała na twarzy zadowoloną maskę. Tak naprawdę nie miała najmniejszej
ochoty na poznawanie ludzi z kręgów towarzyskich Ino. Wolała po użalać się nad
sobą, może się upić i wrócić do domu. Ale nie była w stanie gniewać się na
przyjaciółkę. Często ufała jej osądom, być może takie rozwiązanie też wyjdzie
jej na dobre – naprowadzała się na pozytywne myślenie.
Do baru weszła trzyosobowa grupka.
Blondyn w rozpiętym czarnym płaszczu, wyglądał trochę na szychę, samym sposobem
chodzenia obrał siebie za przywódcę stada. Za nim chowała się niska czarnowłosa
dziewczyna, trzymała za rękę drugiego blondyna, choć ten w przeciwieństwie do
pierwszego, miał krótkie włosy zwichrowane na wszystkie strony świata i sposobem
chodzenia przypominał błazna.
Ino zerwała się z kanapy i energicznie do
nich pomachała. Sakura zastanawiała się, czy czasem nie wyrwie sobie ręki, tak
mocno nią wymachiwała. Po chwili jednak zasiedli na fotelach przy ich stoliku.
Ino przedstawiła ich sobie błyskawicznie. Długowłosy blondyn to Deidara, główny
fotograf, niższy blondyn to Naruto, jeden z oświetleniowców w studiu. Hinata,
jak się okazało miała nietypowe ciemno granatowe włosy, była odpowiedzialna za
wizaż, choć grała drugoplanowe skrzypce, bo to Ino ją zatrudniła i jej słowo
przodowało w każdym ewentualnym sporze.
-
Miło mi was poznać. – Sakura się zaczerwieniła, gdy zauważyła śmiały i odważny
wzrok Deidary, który szczerzył się do niej, jakby była losem wygranym na
loterii.
-
Mi również. Ino dużo o tobie mówiła, zaproponowała, abym zrobił ci sesję zdjęciową.
Powiem, że na początku byłem przeciwny, ale teraz, jak na ciebie patrzę
zaczynam zmieniać zdanie.
Sakura złapała do ręki kieliszek wina i
uciekła wzrokiem. Miała nadzieję, że słabe oświetlenie maskuje jej
zawstydzenie. Nie wiedziała, jak odeprzeć jego komplementy, bo od sześciu lat
nie flirtowała. Nawet z Itachim na początku kiepsko jej wychodziło. To on
inicjował większość randek, aż w końcu przebił jej nieśmiałą skorupkę.
Kelnerka przybiegła z kartą menu,
najwięcej uwagi poświęciła Deidarze. Dzięki jemu urokowi osobistemu szybko
zrealizowała zamówienie i przez większość wieczoru nastawiła się na obsługę z
najwyższej półki. Obserwowała ich, w momencie, gdy kończyli swoje alkoholowe
przystawki, podlatywała, sprzątała i proponowała kolejne. Sakura często
przychodziła do tego lokalu, ale nigdy wcześniej nie spotkała się z tak miłą,
czasem lekko nachalną obsługą.
Wieczór minął szybko. Rozmawiali,
opowiadali śmieszne historyjki ze studia. Naruto okazał się całkiem zabawnym
gościem, który bardzo szybko się otworzył. Dzięki niemu i Sakura poczuła
swobodę. Przełamała się i zdradziła im trochę o sobie, podzieliła się własnymi
sukcesami w pracy, choć o Itachim nic nie wspomniała. Wolała nie psuć nastroju.
W głębi duszy dziękowała Ino za pomysł z dodatkowym towarzystwem.
-
Posłuchaj. – Deidara pomógł Sakurze założyć kurtkę, dżentelmen. – Chciałbym
zaoferować pewien układ.
-
Układ?
Wyszli pierwsi, zyskując wolną chwilę
dla siebie.
-
Proponuję darmową, profesjonalną sesję u mnie w studiu.
-
W zamian za? – zaintrygowana uniosła brew.
-
Za jedną randkę – obserwował ją, zauważył jej skrępowanie, bo aż cała
zesztywniała. – Dobra, kolację. Niezobowiązującą kolację – dodał pospiesznie.
-
Zastanowię się – odparła, patrząc w ziemię.
-
Nad czym? – zapytała zaciekawiona Ino, zachwiało ją, więc zarechotała
rozbawiona. – Odprowadzacie mnie do domu! – zapomniała o pytaniu. – Nie ma
mowy, abym szła sama. Nawaliłam się najbardziej z was wszystkich.
###
Obudził
się po środku wielkiego łoża małżeńskiego. Złapało go dziwne uczucie, czegoś
zdecydowanie mu brakowało. Z wielką niechęcią wstał i poszedł do łazienki.
Poranny prysznic zabrał mu około dziesięciu minut. Opuszczając kabinę zatrzymał
się przy lustrze. Wycierał ciało z kropel wody i w międzyczasie przyglądał się
ranom i nieco już pożółkłym siniakom. Wzdrygnął się. Niemalże w uszach słyszał
pisk hamowanych opon. Zamrugał kilkakrotnie i przyjrzał się wyraźniej własnemu odbiciu.
-
Kim ty jesteś? – Miał nadzieję, że wypowiedzenie tego na głos obudzi w nim
wspomnienia. Nic z tego.
Zmarnowany, ale ubrany i pachnący zbiegł
na dół. Poczuł zapach naleśników, aż zaburczało mu w brzuchu. Nie musiał czuć
ich smaku, aby wiedział, że je uwielbia. W drodze do kuchni zdołał pomyśleć, że
ludzki umysł jest skomplikowany i naprawdę pełny tajemnic. Wiedział, co lubi
jeść, ale nie mógł sobie przypomnieć, co robił przed wypadkiem i jakich ludzi
wtedy obdarzał szacunkiem.
-
Wyspałeś się? – Staruszka dobijająca osiemdziesiątki, podająca się za jego
matkę krzątała się po kuchni. Na sam jej widok miał ochotę się uśmiechnąć. Nie
walczył z tym.
-
Nie bardzo – skrzywił się. Popatrzył na swoje dłonie, zauważył nieopalony ślad
po obrączce. – Smakowicie pachnie.
-
Twoje ulubione. Zawsze uwielbiałeś je jeść z czekoladą i bananami, choć nie ja
jestem mistrzem w ich przyrządzaniu – zaśmiała się pod nosem, jakby do siebie.
– A czemu się nie wyspałeś? Koszmary?
-
Nie wiem – zmarszczył czoło.
Mama postawiła obok niego szklankę z
sokiem pomarańczowym. Wziął łyka, i nie kontrolując tego zerknął w kierunku
drzwi do pokoju gościnnego. Były zamknięte.
-
Gdzie Sakura? – spytał, choć znowu nie wiedział, dlaczego tak bardzo go to
interesowało. Po prostu poczuł, że jak nie zapyta, to nigdy nie da mu spokoju.
-
Wyszła pobiegać, jak zawsze rano – postawiła przy nim talerzyk z naleśnikiem w
kształcie myszki miki, sos czekoladowy, miseczkę z ubitą śmietaną i pokrojone
banany. – Smacznego kochanie.
-
Jak zawsze? – Odniósł wrażenie, że doszukuje się dziury w całym.
-
Od czasu, kiedy tutaj jest – poprawiła się, usiadła naprzeciwko syna. – Jedź,
bo będzie zimne – konsumowała już swój posiłek.
-
Mamo, kiedy dokładnie się rozwiodłem? – rzucił jej podejrzliwe spojrzenie.
-
Trzy lata temu – odpowiedziała błyskawicznie. Chrząknęła i popiła jedzenie
sokiem.
-
Dziwne.
-
Co jest dziwne, kochanie? – Cały czas się uśmiechała szczęśliwa, że nie
straciła syna. Nie ma nic gorszego, niż pochowanie własnego dziecka.
-
Ślad na palcu – skierował go w stronę matki. – Jest nieopalony i wygląda na
świeży.
-
Ślad? – uniosła pytająco brew. – Yyy… Z tego, co wiem długo nosiłeś obrączkę.
-
Aż tak kochałem swoją żonę, że po rozwodzie nosiłem obrączkę? – odparował sarkastycznie.
Notorycznie łapały go wątpliwości.
Widząc reakcję matki złagodniał. Poczuł się, jak wariat szukający we wszystkim
spisku.
-
Nie wiem, kochanie. Nie rozmawiałeś ze mną na ten temat. Jestem pewna, że nie
długo sobie przypomnisz i wszystko ci się rozjaśni. Cierpliwości.
-
Cierpliwości… - powtórzył, jakby w otępieniu. – Czy nie powinienem teraz iść do
pracy? W końcu ten dom sam z siebie się nie utrzymuje.
-
Prowadzisz z bratem firmę budowlaną i nie, nie musisz iść do pracy. Sasuke
obiecał, że do czasu aż wydobrzejesz wszystkim się zajmie. Nie martw się
finansami.
-
Firmę budowlaną? – zdziwił się, nie mógł sobie siebie wyobrazić w takiej roli.
-
Jedz, kochanie – włożyła kolejny kęs do ust.
-
Nie jestem głodny – opróżnił do końca szklankę z sokiem. – Ale dziękuję.
Naprawdę doceniam gest.
Odszedł od stołu. Mama nie próbowała go zatrzymać.
Sama nagle straciła apetyt. Zaczęła żałować, że dała się wciągnąć w plan
Sakury. Zawsze chciała najlepiej dla syna, ale od czasu powrotu do domu zdawał
się być bardziej zgaszony, niż kiedykolwiek wcześniej. Widać było, że jest
zagubiony.
###
Nabierała
prędkości, przeskoczyła przez kałużę. Zaczynała czuć znajomy ścisk mięśni ud i
ciężar w płucach. Pot zalał jej plecy, niesforna koszulka przywarła do skóry.
Mimo tego nie mogła przestać biec. Od czasu, gdy opuściła dom i wbiegła do lasu
poczuła się wolna. Wiatr rozwiewał jej włosy, ze słuchawek płynęła ulubiona muzyka,
a do nozdrzy dobijał znajomy, przyjemny zapach sosnowego lasu – idealna
atmosfera do odreagowania. Wciągała powietrze nosem, wypuszczała ustami, dzięki
temu nie łapała ją kolka, ale i tak zmęczenie dawało się we znaki. Minęła kilka
zakrętów, aż znalazła się na moście. Na barierkach, sięgających jej do piersi,
zaczęła rozciągać spięte mięśnie nóg. Zrobiła kilka serii, przy którymś z kolei
skinieniu do podłoża zauważyła znajomą sylwetkę, męską. Zmrużyła oczy.
-
Cześć! – zatrzymał się przy niej, machnął do niej dłonią, jakby chciał
podkreślić swoje powitanie.
-
Co ty tu robisz? – powiedziała zaskoczona. – Skąd wiedziałeś, że tutaj będę?
-
Nie wierzysz w przeznaczenie? – wyszczerzył białe zęby, zaczesał za ucho kosmyk
blond włosów.
Deidara nie wyglądał na typ sportowca. Nawet
nie był spocony, choć na pewno ubrał się, jakby wyszedł pobiegać. Miał na sobie
szare dresy i czarną rozpinaną bluzę z kapturem. Na nadgarstki założył potówki.
Sakurze od razu zapaliła się czerwona żarówka sugerująca, że obecność Deidary
nie jest przypadkowa.
-
Nigdy cię tu nie widziałam, a biegam codziennie – odparła spokojnie. – Więc
skąd wiedziałeś, że tu będę?
-
Zmieniłem trasę do biegania. To naprawdę przypadek – uparcie bronił swego.
-
Nie jesteś spocony – uniosła brew, i nie czekając na odpowiedź zaczęła robić
przysiady.
-
No dobra – podniósł ręce i przybrał głupkowatą minę. – Złapałaś mnie. Ino mi
powiedziała gdzie mogę cię znaleźć. Nie mogłem się doczekać, aż ciebie zobaczę.
Chciałem się upewnić czy podjęłaś decyzję odnośnie sesji i naszej randki.
Wybacz – przybrał przepraszający uśmieszek. – Nie lubię czekać.
-
Więc chcesz poznać moją odpowiedź? Teraz? – Robiła wymachy nogą w bok. – Dobra,
powiem ci, ale najpierw musisz odprowadzić mnie do domu.
-
Bułka z masłem – zachłysnął się pewnością siebie.
-
Powiedziałam odprowadzić? – wygięła prawy kącik wargi w górę. – Przepraszam, nie
sprecyzowałam. Musisz dotrzymać mi kroku, aż do domu.
Pobiegła. Na początku wyrwała sprintem,
próbowała zniechęcić w ten sposób Deidarę, ale ten nie dał za wygraną. Z
kilkoma metrami odpuściła, zwolniła i trzymała stałe, swoje i kiedyś Itachiego tempo.
Przypomniała sobie chwile, gdy razem próbowali ustalić wspólny rytm, taki,
który odpowiadał im obojga – musieli się sporo napracować, aby je odkryć.
Poczuła znajome ciepło za klatką piersiową. Nadal kochała tego idiotę.
###
Itachi
otworzył drzwi. Zdziwił się na widok nieznajomej, aczkolwiek pięknej blondynki.
Zmarszczył czoło, gdyż poczuł się niepewnie. Wpatrywała się w niego, jak w
obrazek umieszczony w ramce na wernisażu. Po niezręcznej chwili roześmiała się,
zbyt dziko i szorstko, jak dla Itachiego.
-
Wybacz – przybrała rumieńców. – Zapomniałam, że straciłeś pamięć. Jestem Ino,
znajoma Sakury. Zastałam ją w domu?
-
Wyszła ponoć pobiegać – otworzył szerzej drzwi, Ino zrozumiała aluzję i wślizgnęła
się do środka. – Wybacz, że cię nie poznaję. Mam nadzieję, że szybko się to
zmieni. Jeśli chcesz możesz poczekać na Sakurę – zaproponował. Znowu widział
siebie, jako idiotę, który proponuje nieznajomej przebywanie w jego domu. Nie
znał jej, a i tak uwierzył na słowo.
-
Wiesz, cieszę się, że jej nie ma – posłała mu nieśmiały uśmieszek, podeszła
bliżej, zbyt blisko. Itachi automatycznie zrobił krok w tył. – Wybacz –
zaśmiała się. – Myślałam, że jak się do ciebie zbliżę, to będziesz pamiętał –
położyła dłoń na jego klatce piersiowej. Wzdrygnął się, nieznacznie, ale Ino
wyczuła te wibracje.
-
Czy my…? – zabrakło mu słów. Na dotyk obcej, choć naprawdę pięknej kobiety zareagował
w dość nietypowy sposób. Na pewno nie taki, który sugerowałby pociąg
emocjonalny, bądź fizyczny. Dziewczyna była mu kompletnie obojętna.
-
Tak, ale spokojnie – pocałowała go w policzek. – Mam nadzieję, że niedługo
sobie przypomnisz – mrugnęła do niego. – Nie będę czekała na Sakurę,
zastanawiałam się tylko, czy mnie pamiętasz.
-
Przepraszam – ogarnął go wstyd. Ino wyglądała na strapioną, gdy on pragnął, aby
sobie jak najszybciej poszła.
-
Nic się nie stało. Tylko pamiętaj, że nasz związek trzymaliśmy w tajemnicy. Nie
chcę, aby Sakura o tym wiedziała.
-
Jasne? – odpowiedział w formie pytania i skrzywił się. Ten natłok nieustannie aktualizowanych informacji go
wykańczał. – Nic nikomu nie powiem. Masz moje słowo.
-
Wiem.
Zbliżyła się do niego, tym razem Itachi
utrzymał się w miejscu. Musnęła wargami jego usta, nie całowała namiętnie,
chciała jedynie zostawić po sobie posmak. Pomachała i wyszła. Ten stanął przed
oknem, jak wryty. Był w szoku i w pewnym sensie czuł się winny, choć nie wiedział
czemu. Rozwód wziął trzy lata temu, miał prawo ułożyć sobie ponownie życie.
###
-
Poczekaj! – sapał wykończony. Nie trenował od wieków. W zasięgu wzroku pojawił
się dom Sakury.
-
Stracisz!
-
Cholera – szepnął, ponownie nabierając prędkości.
Deidara miał wrażenie, że za chwilę
wypluje płuca, ale na szczęście udało mu się dobiec. Sakura zatrzymała się
przed furtką i poczekała na niego z uśmiechem od ucha do ucha. Bawiła ją ta
sytuacja. Deidara poczuł się głupio, przegrywając z kobietą. Jednak smak
porażki szybko zniknął, gdy spojrzała na niego wzrokiem pełnym politowania.
-
Odprowadziłem… - dyszał. – Odprowadziłem cię – złapał się za żebra. – O kurde,
wykończyłaś mnie.
-
Brawo, jestem pod wrażeniem – zmniejszyła odległość między nimi, poklepała go
po plecach, gdy się schylał. – Wdech nosem, wydech ustami. W ten sposób
ustabilizujesz oddech i utrzymasz płynność. Nie sap, jak wściekły pies.
-
Łatwo ci mówić – wyprostował się. – Jesteś w tym dobra i przebiegle szybka.
-
Itachi był dobrym trenerem – chrząknęła. – Więc kiedy chcesz iść na sesję
zdjęciową? – zdziwiło ją, że wypowiada te słowa, ale tylko to przyszło jej do
głowy, aby odciągnąć Deidarę od zadawania pytań o Itachiego.
-
Więc się zgadzasz? – rozpromieniał, zmęczenie nie stanowiło już problemu,
wysiłek okazał się wart świeczki.
-
Aleś się napuszył – zarechotała. – Umówimy się telefonicznie? Zadzwonię?
-
Spoko – zamrugał, pot szczypał go w oczy.
-
Wezmę twój numer od Ino, na pewno mi da. Ale… - przeszła przez furtkę,
odwróciła się na moment. – Tylko kolacja. Nic więcej.
-
Oczywiście. Tylko kolacja.
-
To do zobaczenia.
Weszła do domu ze skromnym uśmiechem na
twarzy. Dziwnie się czuła adorowana przez przystojnego, przede wszystkim
znanego fotografa. Deidara miał liczne osiągnięcia, chyba większe niż ona w
swojej dziedzinie. Robił zdjęcia na okładki większości popularnych czasopism
dla kobiet. Usłyszała odkaszlnięcie, podążyła za dźwiękiem i zamarła na widok
Itachiego. Miała wrażenie, że w jego oczach wyczytała zawód, a może nawet
przebłysk zazdrości. Wyglądał podejrzanie i choć znała go długo nie umiała
stwierdzić, co może teraz myśleć. Kiwnął do niej głową, odkiwnęła i pobiegła do
łazienki. Serce za klatką piersiową łomotało i już czuła wyrzuty sumienia –
zgodziła się na randkę z obcym facetem, gdy powinna postarać się o odzyskanie
męża. A może nie powinna?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz