poniedziałek, 18 maja 2015

Amnezja - 2


CZĘŚĆ 2

            Zmiotła wspólne fotografie, z wielkim trudem i ciężarem w sercu włożyła je do kartonu. Przestała płakać, bo skoro powiedziała a, musiała powiedzieć i b. Itachi po przebudzeniu poznał ich wspólną wersję, oficjalnie jest po rozwodzie od kilku lat. Ten pomysł nie był w pełni dopracowany, ale w głębi siebie Sakura wierzyła, że odzyska szybko pamięć i wszystko jakoś się ułoży. Do tego czasu postanowiła ogrywać swoją rolę.
Usłyszała pukanie.
            - Otwarte! – krzyknęła.

Tylko jedna osoba miała zapowiedzianą wizytę. Była to Ino, jej najwierniejsza przyjaciółka. Kolejna blondynka w życiu Sakury.
            - Zobacz, co mam – pomachała do przyjaciółki butelką wina. – Przyniosłam, aby się trochę znieczulić. Naleje nam i już lecę ci pomóc.
Wróciła po chwili z pełnymi kieliszkami. Podała Sakurze jeden, ta niechętnie się napiła. Wcześniej uwielbiała pić wino z Ino, był ich najwierniejszym przyjacielem do babskich pogaduch, ale teraz, gdy życie zdawało się ją przygniatać, takie sceny straciły na wartości.
            - Dzięki – wskazała palcem na oszklony regał wypełniony po same brzegi płytami cd. – Trzeba je wrzucić do kartonu.
            - Jezu. – Ino wybałuszyła oczy. – Pamiętam, jak mówiłaś, że Itachi lubi wszystko dokumentować i filmować, ale że aż tyle?
            - Owszem. Całe sześć lat wspólnego życia, rok randkowania i pięć lat ślubu.
            - Nadal nie mogę zrozumieć – zabrała się za pakowanie płyt do kartonów. – Tyle zachodu, tyle za tobą szalał, a potem nagle oznajmił, że to koniec. Jesteś pewna, że chcesz się w ten sposób bawić? Z miłością nie powinno się igrać.
            - Powiadają, że prawdziwa miłość przetrwa wszystko. Zobaczymy Ino, co z tego wyjdzie, ale to z czasem. Teraz trzeba to szybko ogarnąć, bo za godzinę wypisują Itachiego ze szpitala. Wolę, aby nie zastał niczego, co może zdradzić nasze kłamstwo.
            - Robicie z niego idiotę. Jak odzyska pamięć, to nie chciałabym być w twojej skórze.
            - To mój mąż – zamamrotała, chętniej napiła się wina. – Nie boję się go. Nic gorszego od rozwodu, którego i tak zażądał, stać się nie może.
            - A powiesz mi, o co tak naprawdę chodzi? – Zamknęła pierwszy karton, zakleiła go taśmą klejącą. – Przecież to mogłaby być twoja szansa na normalne życie. Co, jak sobie nigdy nie przypomni? Mogłabyś swobodnie z nim żyć.
            - A jak sobie przypomni? – zerknęła na nią nieco rozgniewana. – Mam dość wałkowania tego tematu. Właśnie rozsypuje się moje życie i być może nie pomagam, ale raczej też nie utrudniam. Wolę pójść z nurtem, niż przeciw niemu. Niech się dzieje, co chce.
            - Zależy ci jeszcze na nim?
            - Co to za absurdalne pytanie? – Znowu cisnęło ją na płacz. – Oczywiście, że mi zależy, Ino. Zależy mi i chcę jego szczęścia. Właśnie po to robię tę całą szopkę. Niech zobaczy, jak jest żyć beze mnie. Może będzie mu lepiej? Może zbyt mocno go tłamsiłam? Nie wiem, co mu odbiło, ale skoro tego chciał, to mu dam wolną rękę.
            - Więc jesteś teraz przyjaciółką rodziny? – spytała z niezadowoloną miną.
            - Daleką kuzynką – sprecyzowała. – I tej wersji się trzymamy. Ty też, jak przypadkiem na niego wpadniesz.
            - Nie podoba mi się to.
            - Zaniosę już część na strych, potem wrócę po albumy z szuflad.
            - Jeny. – Ino przełknęła gulę zazdrości. - On naprawdę miał obsesję na twoim punkcie.
Sakura pobiegła na górę i ułożyła na strychu kartony. Pozwoliła sobie na chwilę przysiąść, aby dać upust dręczącym ją emocjom. Rozpłakała się. Obiecała sobie, że już więcej łez nie wyleje, a jednak nadal ją to dusiło od środka. Serce z minuty na minutę pękało coraz bardziej. Czasem miała wrażenie, że ktoś rozrywa je na równe pół, potem zakłada prowizoryczne szwy i znowu rozrywa, upajając się jej bólem. Przetarła łzy i przejrzała się w lustrze. Kilka razy pomachała dłońmi przed twarzą, aby oczy przestały być tak szkliste.

###

            Przeżywanie jednego z najtrudniejszych momentów w życiu właśnie się rozpoczęło. Samochód zaparkował pod domem, Sasuke wysiadł i skierował swoje kroki do tyłu, aby pomóc wysiąść matce. W tym samym momencie auto opuścił Itachi. Nieco poturbowany od wypadku, ale wyglądał znacznie lepiej, niż w dniu, w którym widziała go w szpitalu.
Itachi nie mógł uwierzyć, że to jego dom. Patrzył na wielką dwupiętrową budowlę, z dużym ogródkiem przed nim i niedowierzał. Za pochyłym, szarym dachem rozpościerały swe potężne gałęzie drzewa. Dom mieścił się na obrzeżach miasta przy lesie. Kiedyś razem wybrali to miejsce, aby Sakura mogła w spokoju pracować nad swoimi projektami. Itachi przeprowadził się dla niej, choć teraz o tym nie wiedział. Niczego nie pamiętał. Wszedł po schodach, opuszkami palców przejechał po drewnianej poręczy. Lekarz powiedział mu, że przyjazd do domu może przywrócić jego pamięć. Znajome zapachy, ludzie, miejsca, materiały – on jednak nadal tkwił w połykającej go czarnej dziurze. Przyjechał do nieznanego domu z kompletnie obcymi ludźmi, ale nie czuł się źle. Wręcz przeciwnie. Dziwił go spokój ducha. Być może jego ciało rozpoznało to miejsce, albo coś zaświeciło mu w umyśle, a on potrzebował czasu, aby się z tym uporać. Przed wejściem do środka zwrócił uwagę na bujaną ławkę stojącą na werandzie. Próbował odszukać związane z nią wspomnienia. Zacisnął pięść. Nic z tego. Zmuszanie siebie do odzyskania pamięci sprawiało, że zaczynał się denerwować.
            - Chodź. – Sasuke się po niego cofnął. – To twój dom.
            - Mój dom – wzruszył obojętnie ramionami na znak, że wcale nie widzi w nim swojego domu.
Zamknął za sobą drzwi i wtedy to poczuł. Uderzył w niego zapach słodkich perfum, nie intensywny, ale delikatny i wyczuwalny. Zmarszczył czoło. Miał wrażenie, że bardzo dobrze zna ten zapach, a przez to coś w jego wnętrzu się poruszyło, serce zabiło szybciej. Uniósł wzrok.
Stała w progu pokoju gościnnego. Trzymała ręce za plecami i nisko spuszczoną głowę. Wyglądała niewinnie, ale zarazem pięknie. Zamroziło go. Serce znowu zabiło mu szybciej. Ich spojrzenia się spotkały. Ona uśmiechnęła się delikatnie, jakoś tak nieśmiało. Sama jej obecność zatkała mu głos w gardle. Chciał się przedstawić, powiedzieć cokolwiek, ale nie dał rady.
            - Itachi? – Sasuke szturchnął go w ramię. – To twoja daleka kuzynka, Sakura. Mówiłem ci o niej w samochodzie.
Na te słowa oprzytomniał. Serce wciąż biło niesamowicie szybko, ale zdołał już odzyskać panowanie nad ciałem i głosem.
            - Sakura, tak? – Skinął głową. – Wybacz, że cię nie poznaję. Pewnie powinienem, ale wiesz… Wypadek – ręką rozczochrał włosy z tyłu głowy, uważając na świeżą ranę. Czuł się, jak nastolatek. Dosłownie. Nagle nie widział siebie, jako dorosłego mężczyznę, lecz jako nastolatka, który próbuje zaprosić na randkę szkolną sympatię. Zrobiło mu się podwójnie głupio, gdy Sasuke uświadomił mu, kim ona jest - daleka kuzynka. Już żałował, że są rodziną.
            - Nic nie szkodzi.
Przeszył go zimny dreszcz. Nie do końca rozumiał, co się z nim dzieje, ale sam jej głos zadziałał na niego w niekonwencjonalny sposób. Poczuł silne pragnienie przytulenia się do niej, wzięcia jej w ramiona i po prostu trwania tak przy niej w błogiej nieświadomości. Chciał chłonąć ciepło jej ciała. Pragnął jej, jak narkoman kolejną dawkę hery na głodzie.
            - Pokażesz mi mój pokój? – otrząsnął się, mając nadzieję, że nikt nie zauważył jego dziwnego zachowania.
            - Jasne.
Ogłupiony swoim dziwnym zachowaniem tuptał za Sasuke. Miał silną ochotę się odwrócić i zobaczyć czy na niego patrzy, ale się powstrzymał. Nie rozumiał skąd w nim taki pociąg do kuzynki, do osoby bliskiej rodzinie. Zaczynał się zastanawiać, czy chce odzyskać pamięć, bo już widział niepokojące znaki. Nie powinna na niego tak działać. Zrobiło mu się niedobrze i zakręciło w głowie. Przystanął na schodach.
            - Wszystko w porządku? – Sakura stanęła u dołu schodów.
Zacisnął mocniej zęby i zamknął oczy. Jednak cały czas go obserwowała. Już wyobrażał sobie, co musiałaby o nim pomyśleć, gdyby wyznał jej prawdę o swoich uczuciach. Zacisnął dłoń na poręczy. Znowu walczył z tą silną chęcią wzięcia jej w ramiona. Powtórzył w myślach kilka razy, że jest jego daleką kuzynką.
            - Wszystko gra – odpowiedział lodowatym tonem. – Tylko trochę zakręciło mi się w głowie, więc lepiej pójdę się położyć.
Gdy zniknął na górze Sakura osunęła się po ścianie, podkuliła nogi i ostatnimi siłami zahamowała wybuch płaczu. Nigdy wcześniej nie przeżyła czegoś takiego, ale mogła przysiąc, że gdy ją zobaczył w pewien sposób rozpromieniał. Bardzo dobrze znała to jego spojrzenie, pełne miłości i radości. Teraz jednak zwątpiła. Być może sobie to wmawiała, bo pragnęła, aby ją kochał. Gdy wszedł do domu ledwo powstrzymała się przed wskoczeniem mu w ramiona. Potrzebowała jego bliskości. Bardzo potrzebowała go całego.

###

            Usiadła na wygodnej kanapie, zapadła się i dopiero potem odebrała od przyjaciółki kieliszek wina. Założyła nogę na nogę i rozejrzała się po klubie. Na parkiecie szalało kilka młodych ludzi, za pewne młodszych od niej. Sakura miała zaledwie dwadzieścia sześć lat, ale czasami czuła się, jak pięćdziesięciolatka. To wszystko przez śmierć matki, która osierociła ją w dniu dziewiętnastych urodzin. Ojca straciła dawno temu, nawet go nie pamiętała, więc najsilniej uderzyła w nią śmierć matki. Od tamtej pory, gdy została sierotą, musiała pracować i samodzielnie finansować swoje studia graficzne. Tworzyła, dorabiała w kawiarni, wynajmowała studentom pokoje w rodzinnym domu. Dzięki temu przetrwała, ale za to i szybko dorosła.
            - I co z Itachim? – Ino zapytała zaciekawiona.
- Nic. Nie rozpoznał mnie.
            - Może daj mu czas?
            - Dzwoniłam dziś do pośrednika nieruchomości. Nie chciałam odbierać domu rodziców rodzinie, która tam zamieszkała, ale okazało się, że on sam miał zamiar do mnie zadzwonić i powiadomić mnie, że umowa najmu się skończyła, a rodzina, która tam zamieszkuje wyprowadzi się w ciągu kilku dni. Niby już zaczęli wyprowadzkę, bo ktoś z nich otrzymał lepszą pracę za granicą i spadają tam.
            - Dziwny zbieg okoliczności – upiła łyk drinka. – Ale naprawdę chcesz się wyprowadzić?
            - Owszem – przytaknęła bez entuzjazmu. – To nie żadna ściema. Może właśnie tego z Itachim potrzebujemy. Przerwy, która pozwoli nam zrozumieć swoje uczucia. Cholera wie, o co w tym wszystkim chodzi.
            - A co z Konami? Nie chcesz wyjechać do stolicy?
            - Przestań – przewróciła oczami. – Nie chcę słuchać o Konami. Nie przyjmę tej posady, chociaż przyznam, że ucieszyła mnie ich propozycja.
            - Odrzuciłaś ją ze względu na Itachiego, ale skoro nie jesteście już razem, to może powinnaś ją rozważyć ponownie?
            - Nie pieprz głupot, Ino. Nie wyjadę. Zbyt dużo mnie tu trzyma.
Ino nerwowo zerknęła na zegarek.
            - Czekamy na kogoś? – Sakurze nie umknął ten fakt.
            - Tak – przybrała minę niewiniątka. – Zdecydowałam zaprosić znajomych ze studia. Pomyślałam, że dobrze nam zrobi mieszane towarzystwo. W szczególności tobie. Co ty na to? Chyba się nie złościsz?
Sakura wzruszyła ramionami, za wszelką cenę utrzymywała na twarzy zadowoloną maskę. Tak naprawdę nie miała najmniejszej ochoty na poznawanie ludzi z kręgów towarzyskich Ino. Wolała po użalać się nad sobą, może się upić i wrócić do domu. Ale nie była w stanie gniewać się na przyjaciółkę. Często ufała jej osądom, być może takie rozwiązanie też wyjdzie jej na dobre – naprowadzała się na pozytywne myślenie.
Do baru weszła trzyosobowa grupka. Blondyn w rozpiętym czarnym płaszczu, wyglądał trochę na szychę, samym sposobem chodzenia obrał siebie za przywódcę stada. Za nim chowała się niska czarnowłosa dziewczyna, trzymała za rękę drugiego blondyna, choć ten w przeciwieństwie do pierwszego, miał krótkie włosy zwichrowane na wszystkie strony świata i sposobem chodzenia przypominał błazna.
Ino zerwała się z kanapy i energicznie do nich pomachała. Sakura zastanawiała się, czy czasem nie wyrwie sobie ręki, tak mocno nią wymachiwała. Po chwili jednak zasiedli na fotelach przy ich stoliku. Ino przedstawiła ich sobie błyskawicznie. Długowłosy blondyn to Deidara, główny fotograf, niższy blondyn to Naruto, jeden z oświetleniowców w studiu. Hinata, jak się okazało miała nietypowe ciemno granatowe włosy, była odpowiedzialna za wizaż, choć grała drugoplanowe skrzypce, bo to Ino ją zatrudniła i jej słowo przodowało w każdym ewentualnym sporze.
            - Miło mi was poznać. – Sakura się zaczerwieniła, gdy zauważyła śmiały i odważny wzrok Deidary, który szczerzył się do niej, jakby była losem wygranym na loterii.
            - Mi również. Ino dużo o tobie mówiła, zaproponowała, abym zrobił ci sesję zdjęciową. Powiem, że na początku byłem przeciwny, ale teraz, jak na ciebie patrzę zaczynam zmieniać zdanie.
Sakura złapała do ręki kieliszek wina i uciekła wzrokiem. Miała nadzieję, że słabe oświetlenie maskuje jej zawstydzenie. Nie wiedziała, jak odeprzeć jego komplementy, bo od sześciu lat nie flirtowała. Nawet z Itachim na początku kiepsko jej wychodziło. To on inicjował większość randek, aż w końcu przebił jej nieśmiałą skorupkę.
Kelnerka przybiegła z kartą menu, najwięcej uwagi poświęciła Deidarze. Dzięki jemu urokowi osobistemu szybko zrealizowała zamówienie i przez większość wieczoru nastawiła się na obsługę z najwyższej półki. Obserwowała ich, w momencie, gdy kończyli swoje alkoholowe przystawki, podlatywała, sprzątała i proponowała kolejne. Sakura często przychodziła do tego lokalu, ale nigdy wcześniej nie spotkała się z tak miłą, czasem lekko nachalną obsługą.
Wieczór minął szybko. Rozmawiali, opowiadali śmieszne historyjki ze studia. Naruto okazał się całkiem zabawnym gościem, który bardzo szybko się otworzył. Dzięki niemu i Sakura poczuła swobodę. Przełamała się i zdradziła im trochę o sobie, podzieliła się własnymi sukcesami w pracy, choć o Itachim nic nie wspomniała. Wolała nie psuć nastroju. W głębi duszy dziękowała Ino za pomysł z dodatkowym towarzystwem.
            - Posłuchaj. – Deidara pomógł Sakurze założyć kurtkę, dżentelmen. – Chciałbym zaoferować pewien układ.
            - Układ?
Wyszli pierwsi, zyskując wolną chwilę dla siebie.
            - Proponuję darmową, profesjonalną sesję u mnie w studiu.
            - W zamian za? – zaintrygowana uniosła brew.
            - Za jedną randkę – obserwował ją, zauważył jej skrępowanie, bo aż cała zesztywniała. – Dobra, kolację. Niezobowiązującą kolację – dodał pospiesznie.
            - Zastanowię się – odparła, patrząc w ziemię.
            - Nad czym? – zapytała zaciekawiona Ino, zachwiało ją, więc zarechotała rozbawiona. – Odprowadzacie mnie do domu! – zapomniała o pytaniu. – Nie ma mowy, abym szła sama. Nawaliłam się najbardziej z was wszystkich.

###

            Obudził się po środku wielkiego łoża małżeńskiego. Złapało go dziwne uczucie, czegoś zdecydowanie mu brakowało. Z wielką niechęcią wstał i poszedł do łazienki. Poranny prysznic zabrał mu około dziesięciu minut. Opuszczając kabinę zatrzymał się przy lustrze. Wycierał ciało z kropel wody i w międzyczasie przyglądał się ranom i nieco już pożółkłym siniakom. Wzdrygnął się. Niemalże w uszach słyszał pisk hamowanych opon. Zamrugał kilkakrotnie i przyjrzał się wyraźniej własnemu odbiciu.
            - Kim ty jesteś? – Miał nadzieję, że wypowiedzenie tego na głos obudzi w nim wspomnienia. Nic z tego.
Zmarnowany, ale ubrany i pachnący zbiegł na dół. Poczuł zapach naleśników, aż zaburczało mu w brzuchu. Nie musiał czuć ich smaku, aby wiedział, że je uwielbia. W drodze do kuchni zdołał pomyśleć, że ludzki umysł jest skomplikowany i naprawdę pełny tajemnic. Wiedział, co lubi jeść, ale nie mógł sobie przypomnieć, co robił przed wypadkiem i jakich ludzi wtedy obdarzał szacunkiem.
            - Wyspałeś się? – Staruszka dobijająca osiemdziesiątki, podająca się za jego matkę krzątała się po kuchni. Na sam jej widok miał ochotę się uśmiechnąć. Nie walczył z tym.
            - Nie bardzo – skrzywił się. Popatrzył na swoje dłonie, zauważył nieopalony ślad po obrączce. – Smakowicie pachnie.
            - Twoje ulubione. Zawsze uwielbiałeś je jeść z czekoladą i bananami, choć nie ja jestem mistrzem w ich przyrządzaniu – zaśmiała się pod nosem, jakby do siebie. – A czemu się nie wyspałeś? Koszmary?
            - Nie wiem – zmarszczył czoło.
Mama postawiła obok niego szklankę z sokiem pomarańczowym. Wziął łyka, i nie kontrolując tego zerknął w kierunku drzwi do pokoju gościnnego. Były zamknięte.
            - Gdzie Sakura? – spytał, choć znowu nie wiedział, dlaczego tak bardzo go to interesowało. Po prostu poczuł, że jak nie zapyta, to nigdy nie da mu spokoju.
            - Wyszła pobiegać, jak zawsze rano – postawiła przy nim talerzyk z naleśnikiem w kształcie myszki miki, sos czekoladowy, miseczkę z ubitą śmietaną i pokrojone banany. – Smacznego kochanie.
            - Jak zawsze? – Odniósł wrażenie, że doszukuje się dziury w całym.
            - Od czasu, kiedy tutaj jest – poprawiła się, usiadła naprzeciwko syna. – Jedź, bo będzie zimne – konsumowała już swój posiłek.
            - Mamo, kiedy dokładnie się rozwiodłem? – rzucił jej podejrzliwe spojrzenie.
            - Trzy lata temu – odpowiedziała błyskawicznie. Chrząknęła i popiła jedzenie sokiem.
            - Dziwne.
            - Co jest dziwne, kochanie? – Cały czas się uśmiechała szczęśliwa, że nie straciła syna. Nie ma nic gorszego, niż pochowanie własnego dziecka.
            - Ślad na palcu – skierował go w stronę matki. – Jest nieopalony i wygląda na świeży.
            - Ślad? – uniosła pytająco brew. – Yyy… Z tego, co wiem długo nosiłeś obrączkę.
            - Aż tak kochałem swoją żonę, że po rozwodzie nosiłem obrączkę? – odparował sarkastycznie.
Notorycznie łapały go wątpliwości. Widząc reakcję matki złagodniał. Poczuł się, jak wariat szukający we wszystkim spisku.
            - Nie wiem, kochanie. Nie rozmawiałeś ze mną na ten temat. Jestem pewna, że nie długo sobie przypomnisz i wszystko ci się rozjaśni. Cierpliwości.
            - Cierpliwości… - powtórzył, jakby w otępieniu. – Czy nie powinienem teraz iść do pracy? W końcu ten dom sam z siebie się nie utrzymuje.
            - Prowadzisz z bratem firmę budowlaną i nie, nie musisz iść do pracy. Sasuke obiecał, że do czasu aż wydobrzejesz wszystkim się zajmie. Nie martw się finansami.
            - Firmę budowlaną? – zdziwił się, nie mógł sobie siebie wyobrazić w takiej roli.
            - Jedz, kochanie – włożyła kolejny kęs do ust.
            - Nie jestem głodny – opróżnił do końca szklankę z sokiem. – Ale dziękuję. Naprawdę doceniam gest.
Odszedł od stołu. Mama nie próbowała go zatrzymać. Sama nagle straciła apetyt. Zaczęła żałować, że dała się wciągnąć w plan Sakury. Zawsze chciała najlepiej dla syna, ale od czasu powrotu do domu zdawał się być bardziej zgaszony, niż kiedykolwiek wcześniej. Widać było, że jest zagubiony.

###

            Nabierała prędkości, przeskoczyła przez kałużę. Zaczynała czuć znajomy ścisk mięśni ud i ciężar w płucach. Pot zalał jej plecy, niesforna koszulka przywarła do skóry. Mimo tego nie mogła przestać biec. Od czasu, gdy opuściła dom i wbiegła do lasu poczuła się wolna. Wiatr rozwiewał jej włosy, ze słuchawek płynęła ulubiona muzyka, a do nozdrzy dobijał znajomy, przyjemny zapach sosnowego lasu – idealna atmosfera do odreagowania. Wciągała powietrze nosem, wypuszczała ustami, dzięki temu nie łapała ją kolka, ale i tak zmęczenie dawało się we znaki. Minęła kilka zakrętów, aż znalazła się na moście. Na barierkach, sięgających jej do piersi, zaczęła rozciągać spięte mięśnie nóg. Zrobiła kilka serii, przy którymś z kolei skinieniu do podłoża zauważyła znajomą sylwetkę, męską. Zmrużyła oczy.
            - Cześć! – zatrzymał się przy niej, machnął do niej dłonią, jakby chciał podkreślić swoje powitanie.
            - Co ty tu robisz? – powiedziała zaskoczona. – Skąd wiedziałeś, że tutaj będę?
            - Nie wierzysz w przeznaczenie? – wyszczerzył białe zęby, zaczesał za ucho kosmyk blond włosów.
Deidara nie wyglądał na typ sportowca. Nawet nie był spocony, choć na pewno ubrał się, jakby wyszedł pobiegać. Miał na sobie szare dresy i czarną rozpinaną bluzę z kapturem. Na nadgarstki założył potówki. Sakurze od razu zapaliła się czerwona żarówka sugerująca, że obecność Deidary nie jest przypadkowa.
            - Nigdy cię tu nie widziałam, a biegam codziennie – odparła spokojnie. – Więc skąd wiedziałeś, że tu będę?
            - Zmieniłem trasę do biegania. To naprawdę przypadek – uparcie bronił swego.
            - Nie jesteś spocony – uniosła brew, i nie czekając na odpowiedź zaczęła robić przysiady.
            - No dobra – podniósł ręce i przybrał głupkowatą minę. – Złapałaś mnie. Ino mi powiedziała gdzie mogę cię znaleźć. Nie mogłem się doczekać, aż ciebie zobaczę. Chciałem się upewnić czy podjęłaś decyzję odnośnie sesji i naszej randki. Wybacz – przybrał przepraszający uśmieszek. – Nie lubię czekać.
            - Więc chcesz poznać moją odpowiedź? Teraz? – Robiła wymachy nogą w bok. – Dobra, powiem ci, ale najpierw musisz odprowadzić mnie do domu.
            - Bułka z masłem – zachłysnął się pewnością siebie.
            - Powiedziałam odprowadzić? – wygięła prawy kącik wargi w górę. – Przepraszam, nie sprecyzowałam. Musisz dotrzymać mi kroku, aż do domu.
Pobiegła. Na początku wyrwała sprintem, próbowała zniechęcić w ten sposób Deidarę, ale ten nie dał za wygraną. Z kilkoma metrami odpuściła, zwolniła i trzymała stałe, swoje i kiedyś Itachiego tempo. Przypomniała sobie chwile, gdy razem próbowali ustalić wspólny rytm, taki, który odpowiadał im obojga – musieli się sporo napracować, aby je odkryć. Poczuła znajome ciepło za klatką piersiową. Nadal kochała tego idiotę.

###
            Itachi otworzył drzwi. Zdziwił się na widok nieznajomej, aczkolwiek pięknej blondynki. Zmarszczył czoło, gdyż poczuł się niepewnie. Wpatrywała się w niego, jak w obrazek umieszczony w ramce na wernisażu. Po niezręcznej chwili roześmiała się, zbyt dziko i szorstko, jak dla Itachiego.
            - Wybacz – przybrała rumieńców. – Zapomniałam, że straciłeś pamięć. Jestem Ino, znajoma Sakury. Zastałam ją w domu?
            - Wyszła ponoć pobiegać – otworzył szerzej drzwi, Ino zrozumiała aluzję i wślizgnęła się do środka. – Wybacz, że cię nie poznaję. Mam nadzieję, że szybko się to zmieni. Jeśli chcesz możesz poczekać na Sakurę – zaproponował. Znowu widział siebie, jako idiotę, który proponuje nieznajomej przebywanie w jego domu. Nie znał jej, a i tak uwierzył na słowo.
            - Wiesz, cieszę się, że jej nie ma – posłała mu nieśmiały uśmieszek, podeszła bliżej, zbyt blisko. Itachi automatycznie zrobił krok w tył. – Wybacz – zaśmiała się. – Myślałam, że jak się do ciebie zbliżę, to będziesz pamiętał – położyła dłoń na jego klatce piersiowej. Wzdrygnął się, nieznacznie, ale Ino wyczuła te wibracje.
            - Czy my…? – zabrakło mu słów. Na dotyk obcej, choć naprawdę pięknej kobiety zareagował w dość nietypowy sposób. Na pewno nie taki, który sugerowałby pociąg emocjonalny, bądź fizyczny. Dziewczyna była mu kompletnie obojętna.
            - Tak, ale spokojnie – pocałowała go w policzek. – Mam nadzieję, że niedługo sobie przypomnisz – mrugnęła do niego. – Nie będę czekała na Sakurę, zastanawiałam się tylko, czy mnie pamiętasz.
            - Przepraszam – ogarnął go wstyd. Ino wyglądała na strapioną, gdy on pragnął, aby sobie jak najszybciej poszła.
            - Nic się nie stało. Tylko pamiętaj, że nasz związek trzymaliśmy w tajemnicy. Nie chcę, aby Sakura o tym wiedziała.
            - Jasne? – odpowiedział w formie pytania i skrzywił się. Ten natłok nieustannie aktualizowanych informacji go wykańczał. – Nic nikomu nie powiem. Masz moje słowo.
            - Wiem.
Zbliżyła się do niego, tym razem Itachi utrzymał się w miejscu. Musnęła wargami jego usta, nie całowała namiętnie, chciała jedynie zostawić po sobie posmak. Pomachała i wyszła. Ten stanął przed oknem, jak wryty. Był w szoku i w pewnym sensie czuł się winny, choć nie wiedział czemu. Rozwód wziął trzy lata temu, miał prawo ułożyć sobie ponownie życie.

###

            - Poczekaj! – sapał wykończony. Nie trenował od wieków. W zasięgu wzroku pojawił się dom Sakury.
            - Stracisz!
            - Cholera – szepnął, ponownie nabierając prędkości.
Deidara miał wrażenie, że za chwilę wypluje płuca, ale na szczęście udało mu się dobiec. Sakura zatrzymała się przed furtką i poczekała na niego z uśmiechem od ucha do ucha. Bawiła ją ta sytuacja. Deidara poczuł się głupio, przegrywając z kobietą. Jednak smak porażki szybko zniknął, gdy spojrzała na niego wzrokiem pełnym politowania.
            - Odprowadziłem… - dyszał. – Odprowadziłem cię – złapał się za żebra. – O kurde, wykończyłaś mnie.
            - Brawo, jestem pod wrażeniem – zmniejszyła odległość między nimi, poklepała go po plecach, gdy się schylał. – Wdech nosem, wydech ustami. W ten sposób ustabilizujesz oddech i utrzymasz płynność. Nie sap, jak wściekły pies.
            - Łatwo ci mówić – wyprostował się. – Jesteś w tym dobra i przebiegle szybka.
            - Itachi był dobrym trenerem – chrząknęła. – Więc kiedy chcesz iść na sesję zdjęciową? – zdziwiło ją, że wypowiada te słowa, ale tylko to przyszło jej do głowy, aby odciągnąć Deidarę od zadawania pytań o Itachiego.
            - Więc się zgadzasz? – rozpromieniał, zmęczenie nie stanowiło już problemu, wysiłek okazał się wart świeczki.
            - Aleś się napuszył – zarechotała. – Umówimy się telefonicznie? Zadzwonię?
            - Spoko – zamrugał, pot szczypał go w oczy.
            - Wezmę twój numer od Ino, na pewno mi da. Ale… - przeszła przez furtkę, odwróciła się na moment. – Tylko kolacja. Nic więcej.
            - Oczywiście. Tylko kolacja.
            - To do zobaczenia.
Weszła do domu ze skromnym uśmiechem na twarzy. Dziwnie się czuła adorowana przez przystojnego, przede wszystkim znanego fotografa. Deidara miał liczne osiągnięcia, chyba większe niż ona w swojej dziedzinie. Robił zdjęcia na okładki większości popularnych czasopism dla kobiet. Usłyszała odkaszlnięcie, podążyła za dźwiękiem i zamarła na widok Itachiego. Miała wrażenie, że w jego oczach wyczytała zawód, a może nawet przebłysk zazdrości. Wyglądał podejrzanie i choć znała go długo nie umiała stwierdzić, co może teraz myśleć. Kiwnął do niej głową, odkiwnęła i pobiegła do łazienki. Serce za klatką piersiową łomotało i już czuła wyrzuty sumienia – zgodziła się na randkę z obcym facetem, gdy powinna postarać się o odzyskanie męża. A może nie powinna?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz