środa, 4 marca 2015

ODEJŚCIE (CZ. VIII)

CZ. VIII

             Pein przygryzał filtr nieodpalonego papierosa i bacznie obserwował milczącego towarzysza siedzącego naprzeciw niego. Od czasu wyjazdu ze szpitala nie odezwał się ani słowem, nie raczył również odpowiedzieć na dociekliwe pytania detektywa. Martwił go ten stan rzeczy, bo przeczuwał duże kłopoty. Po chwili do stolika podeszła kelnerka i przysłoniła mu widok. Westchnął zmęczony myślą o kolejnych wypowiadanych monologach, ale nie mógł przestać. Wyjął z ust zmiętolonego już papierosa i zapytał:
- Na pewno nie chcesz nic mocniejszego? – wskazał palcem na sok pomarańczowy.
- Nie mam powodu do opijania. – Itachi rzucił mu zimne spojrzenie znad szklanki, którą przysunął do warg. – Kiedy skończysz bawić się w niańkę? Wolałabym już, abyś mnie zamknął i rozpoczął poszukiwania tego palanta.

Pein nie był usatysfakcjonowany odpowiedzią, ale cieszył się, że mimo wszystko ponownie usłyszał jego głos. Zachrypnięty i poważny, jednak i tak zrobili progres. 
- Uważaj, czego sobie życzysz.  – Smak zimnego chmielowego piwa dał mu chwilę ukojenia. – Zapewniam cię, że moi ludzie robią wszystko, co w ich mocy, aby znaleźć Hidana.
- To za mało!
Pięść z hukiem uderzyła o blat stołu, naczynia podskoczyły w górę, po czym opadły na swoje miejsca. Itachi zasłonił rękoma twarz, a Pein głupkowato się uśmiechnął, widząc zwrócone w ich stronę twarze. Na szczęście bardzo szybko zrezygnowali, a ciekawość z ich oczu ponownie zamieniła się w znudzenie.
            - Nie jesteśmy sami – zmarszczył czoło. – Co mam ci powiedzieć? Każdy policjant w mieście otrzymał zdjęcie Hidana, patrole go szukają. Nie możemy przecież nadać komunikatu do mediów.
            - Bo? – zapytał, nie oczekując odpowiedzi. – Zbyt mała szkoda? Tylko seryjni mordercy mają swoje pięć minut w telewizji!? – wziął głęboki oddech. – Pein, do jasnej cholery. Ten człowiek pobił kobietę, którą… Pobił Sakurę i przez niego leży w szpitalu w ciężkim stanie. Co jeszcze musi się stać, abyś odpowiednio zareagował? Ma zagrozić wysadzeniem centrum handlowego? Dobrze wiesz, że tego nie zrobi.
            - Wszczęliśmy dochodzenie…
            - Pein, czy ty mnie słuchasz? – wszedł mu w zdanie. Jego noga zaczęła nerwowo stukać o podłogę. – Tu chodzi o Sakurę na litość boską! – nachylił się do niego. – Słuchaj, wiem, co kiedyś do niej czułeś. Udawałem, że nie wiem, nie chciałem stracić twojej przyjaźni, zawsze była dla mnie cenna. Nie możesz czegoś zrobić ze względu na stare czasy?
            - Nie pogrywaj tą kartą – spuścił wzrok i wlepił go w krople wody spływające po kuflu. Nagle ogarnął go wstyd, chociaż nie zrobił nic złego. Wiedział, że nad miłością nie da się panować.
            - Zapłacę każdą kwotę.
            - Nie chodzi o pieniądze! – poirytował się i tym razem zajrzał Itachiemu głęboko w oczy. Widział w nich desperata tonącego w oceanie. – Nie mogę nic więcej zrobić. Przede mną stos procedur, raportów i innych zgodnych z prawem zawiłych ruchów. Nie mogę ich ominąć! Jeśli popełnimy błąd, on się nam wyślizgnie! Zapomniałeś, z kim mamy do czynienia? W przeciwieństwie do ciebie Hidan ma tutaj znajomości, zna nawet mojego komendanta! Jeśli nie udowodnimy mu winy, jeśli Sakura po przebudzeniu nie zezna przeciwko niemu, nic nie będziemy mogli zrobić. Przykro mi, ale tak działa prawo.
            - Oszukałeś mnie?! – Itachi odczuł silny skurcz żołądka.
            - Ciszej – machnął ręką, gdy ponownie poczuł wzrok ciekawskich.
            - Powiedziałeś, że wszczęliście dochodzenie! To nieprawda?
            - Bez dowodów…
            - Mówiłeś mi, co chciałem usłyszeć?!
            - Itachi, bez dowodów…
            - Odpowiedź!
            - Twoje zeznania to zaledwie przypuszczenia! – pękł, niczym bańka mydlana. Przestały go obchodzić gapie. – Nie mogę ściągnąć go na posterunek, bo twierdzisz, że jest za to odpowiedzialny. Widziałeś coś?! Nie widziałeś! – odpowiedział za niego. – Rozumiem twoje zdenerwowanie, a nawet zazdrość, że Sakura jest z innym mężczyzną…
            - Nie chodzi o zazdrość!
            - To mógł zrobić każdy! Musimy poczekać, aż Sakura się obudzi.
            - To śmieszne! – Głos mu się załamał, ze wściekłości napłynęły mu do oczu łzy. – To jakiś pieprzony absurd! A zeznania Kaori? Ona może poświadczyć, że to on jest za to odpowiedzialny.
            - To jedynie dziecko. Porozmawiamy z nią, jeśli zeznania Sakury nie wystarczą. Na razie nie chcę jej męczyć, bo przeżyła duży szok.
            - Ile ci zapłacił? – zagadnął zrezygnowany. Nagle ogarnęło go wielkie zmęczenie, stał się niezwykle ospały i musiał walczyć, aby utrzymać szeroko rozwarte powieki.
            - Co? – przybrał maskę zdziwienia.
Na pierwszy rzut oka Itachi uwierzył, że to zdziwienie nie było udawane, postanowił jednak dalej wiercić dziurę w całym.
            - Ile ci zapłacił? – powtórzył pewniej i wolniej.
            - Czy ty mi insynuujesz…
            - Dobrze wiesz, co insynuuję!
            - Posłuchaj, nie pozwolę, abyś rzucał w moją stronę, jakieś wyimaginowane oszczerstwa! – postukał palcem w stół.
            - Jestem o coś podejrzany? – ponownie zmienił temat rozmowy.
            - Nie – odpowiedział zmieszany, nie bardzo wiedząc, dlaczego tak pomyślał.
            - Więc spierdalaj! – odszedł od stolika.
            - Itachi, nie każ… - wypuścił powietrze z płuc i przewrócił oczami.
Wstał powoli, uprzedniej zostawiając na stoliku pieniądze plus napiwek za niedopite piwo i dość ordynarne zachowanie. Później ruszył za Itachim. Przed wyjściem z baru sięgnął za plecy, po kajdanki przypięte do paska.
Itachi stał jeszcze na chodniku, brakowało mu planu działania, nie wiedział, dokąd pójść i od czego zacząć.
            - Itachi Uchiha – przemówił urzędowym tonem, w jego rękach zaświeciła stal.
            - Chyba żartujesz! – cofnął się.
            - Jesteś aresztowany za obrazę funkcjonariusza na służbie.
Podszedł bliżej, aby złapać go za nadgarstek i zakuć w kajdanki. Niestety Itachi stawił opór i odepchnął go od siebie.
            - Odpierz się.
            - I stawianie oporu podczas aresztowania.
            - Nie możesz!
Mógł. Pein błyskawicznie go przechytrzył, gdy ten ponownie próbował go odepchnąć schwycił go za nadgarstek i mocno wykręcił. Nim Itachi się obejrzał leżał już na ziemi. Strasznie bolało go ramię i kręgosłup od wbijanego kolana.
            - A mogło być inaczej.
            - To nadużycie władzy! Robisz to specjalnie!
            - Możesz zachować milczenie… - kontynuował wykutą na pamięć regułkę, podstawowe przedstawienie praw aresztowanemu.
            - Pein! Muszę go znaleźć! Nie mam czasu na siedzenie w areszcie!!!
            - Jeśli nie stać cię na adwokata, zostanie ci on przydzielony z urzędu… - szeptał bardziej do siebie, niż do niego.
            - Pein, idioto! – Z pomocą silnej ręki detektywa uniósł się z powrotem na nogi. Szedł grzecznie przed nim, prowadzony niczym pies na smyczy. – To nie mnie powinieneś skuwać! Czyś ty całkowicie oszalał?!
            - Zgodnie z prawem mogę zamknąć cię na cztery osiem. Mam zamiar to wykorzystać.
            - Pein, posłuchaj – zatrzymali się przy samochodzie, Pein otworzył drzwi. – Dobra, przepraszam! Posłuchaj… Muszę wrócić do Kaori. Do Kaori, rozumiesz? Ona mnie potrzebuje! Nie zrobię nic głupiego tylko mnie rozkuj. – Detektyw złapał go za głowę i pomógł mu wsiąść do samochodu. – Zapomnijmy o sprawie, Pein! To moja córka! – zatrzasnął drzwi. – Cholera jasna, ty pajacu! Dlaczego do kurwy nędzy mnie nie słuchasz! Załatwmy to inaczej!
Rikudo zerknął na niego i wyciągnął niepostrzeżenie telefon. Obchodząc samochód napisał smsa:

„Zatrzymałem go. Masz około pięciu godzin, zanim jego adwokat go wyciągnie.
Powodzenia.”

Wcisnął wyślij i schował telefon do kieszeni. Wreszcie wsiadł do środka.
            - Pein! – Itachi nie odpuszczał.
Otrzymał wiadomość powrotną, ale nie zajrzał do jej zawartości. Przewidział, że otrzymał podziękowanie.
            - Do kogo pisałeś?! – kopnął kolanem w ściankę dzielącą go do przednich siedzeń. – Do kogo pisałeś do cholery?! Zdradziłeś mnie?! Wykupił cię?! Przyznaj się!
Pein włączył radio, poszukał stacji, a gdy natrafił na odpowiednią nutę pogłośnił tak, aby krzyki Uchihy zniknęły w tle. Teraz pozostało mu pojechać okrężną drogą na posterunek policji.

###

            Kakashi zmienił ciężar ciała z prawej nogi na lewą i poprawił lekko pozycję, ponieważ klamka od samochodu zaczęła wwiercać mu się boleśnie w plecy. Stał tak od kilku minut przed rezydencją Yugakure, widział krzątających się mieszkańców i służbę w oknach. Czekał. Cierpliwie czekał, aż zostanie zauważony przez odpowiednią osobę, która ku jego zdziwieniu siedziała spokojnie na wygodnym fotelu i popijała, za pewne, kawę w drogiej porcelanowej filiżance. Tak naprawdę znudziło go stanie w jednym miejscu, ale nie odpuszczał, wiedział, że wyciągnięcie Hidana z jego królestwa będzie najodpowiedniejszą taktyką. Czekał tak, żywiąc lekką nadzieję, że w którymś z okien zobaczy uśmiechniętą buźkę dziecka. Nic takiego jednak nie miało miejsca. Kaori zdecydowanie nie było w środku, bo gdyby tam była, dawno przemknęłaby mu gdzieś w tle. Ten fakt delikatnie go zmartwił.
Hidan zerknął w stronę Kakashiego, czuł niemalże na sobie jego spojrzenie. Niestety znowu powrócił do gazety. Widocznie go nie rozpoznał i nie domyślił się, że to właśnie na niego czeka. Dla podkreślenia wagi własnej osoby i przykucia większej uwagi wyciągnął z kieszeni wymiętoloną kartkę, kierując ją w kierunku okien, aby była dobrze widoczna. Udał, że czyta jej zawartość z zainteresowaniem.

„Czy nie nadszedł czas na wcześniejszą emeryturę?
Wiesz ile przeciętny człowiek skrywa tajemnic?”

Interesujący dobór słów, pomyślał Kakashi. Gdy tym razem podniósł wzrok, Hidana nie było już na fotelu, wyłonił się za to z wielkich frontowych drzwi i obrał jego kierunek. Przeszedł przez wielki chodnik, robiący również za podjazd, minął tryskającą wodą fontannę i w końcu opuścił terytorium rezydencji. Rozejrzał się uważnie na boki.
            - Przyznam, że nie ciebie się spodziewałem. Przysłał adwokata? Od razu wypełniamy papierki? – posłał mu pewny siebie uśmiech.
Kakashi poczuł jeszcze większe obrzydzenie. Od razu go nie lubił, ale tym razem antypatia osiągnęła niebezpieczny poziom. Musiał się pilnować, aby nie władować pięści w jego szczękę i nie wyłamać tych idealnie ułożonych, śnieżnobiałych ząbków. To było trudniejsze, niż przypuszczał, bo musiał użyć całej silnej woli, aby tego nie zrobić.
            - Masz tupet, szantażując jednego z najpotężniejszych osób w kraju. – Kakashi patrzył mu w oczy. Hidan wytrzymywał jego spojrzenie, nie wykazał najmniejszych oznak strachu.
            - Szantażując? – zaśmiał się. – Nie wiem, o czym mówisz. Doszły mnie po prostu słuchy, że prezes Akatsuki Technologies chce odejść na wcześniejszą emeryturę. Jak nie trudno zauważyć jestem najlepszym kandydatem na jego miejsce.
            - Gdzie Kaori? – Nie miał najmniejszej ochoty brać udziału w jego gierkach.
            - Kaori? Dziecko Sakury?
            - Nie zgrywaj głupka. Nie mam podsłuchu, jeśli chcesz możesz mnie przeszukać.
            - Hipotetycznie rzecz biorąc, gdybym maczał palce w zniknięciu Kaori schowałbym ją tam, gdzie nikt jej nie znajdzie.
            - Nie jest rzeczą.
            - Co? – uniósł jedną brew.
            - Chowa się rzeczy, ludzi się po prostu porywa i przetrzymuje wbrew ich woli – odpowiedział chłodno. – Co masz na Sakurę?
            - Ależ ty ciekawski. Może najpierw zrezygnowałbyś z tego impertynenckiego tonu, jak ze mną rozmawiasz, a wtedy zadawał mądrzejsze pytania?
Kakashi wstrzymał oddech, włożył ręce do kieszeni i zacisnął je w pięści. W jednej z nich dzierżył karteczkę.
            - Czego chcesz? – stłumił wściekłość.
            - Czy nie wyraziłem się jasno? – przechylił głowę. Zaczynał się nudzić, gdyż poziom intelektualny rozmówcy nagle wydał mu się wyjątkowo niski. – Umieścić podpis w rubryce, która spełni moje marzenia.
            - Nic jej nie jest? – postanowił ponownie poruszyć temat Kaori.
            - Rubryce? Mam nadzieję, że nie – zakpił. - O ile się orientuje, gdy ostatnio ją widziałem była cała i zdrowa.
            - Wrócę – odsunął się od samochodu, sięgnął do klamki. – Wrócę, ale lepiej byłoby, gdyby Kaori wróciła do domu – mówił zwrócony tyłem do niego. – Nie chciałbym być w skórze osoby odpowiedzialnej za porwanie.
            - Czy to groźba panie Hatake? – Kakashi się wzdrygnął, nie umknęło to uwadze Hidana. – Tak panie Kakashi Hatake, znam pana. Kontroluję całe miasto, po cichu, ale jednak nic nie przemknie niepostrzeżenie na mój teren. Radziłbym uważać, do kogo kieruje pan groźby, bo zdziwiłby się pan, jak często wypadki chodzą po ludziach. Życie jest takie nieprzewidywalne.
            - Ja kontroluję swoje życie – otworzył w końcu drzwiczki od auta. – Jeśli naprawdę mnie znasz, to wiesz, z czym igrasz. I hipotetycznie rzecz biorąc – przybrał ostry ton – gdybym wiedział, kto jest odpowiedzialny za porwanie małego i niewinnego dziecka przy następnym spotkaniu błagałby o litość. A litość mój drogi okazuje wyłącznie Bóg.
Usiadł na skórzanym fotelu, ale nie zamknął drzwi. Posłał Hidanowi ostatnie złowrogie spojrzenie, wydawało mu się, że przez moment zauważył w jego oczach strach, lecz później rozbłysło w nich szaleństwo.
            - Być może to miasto należy do ciebie – kontynuował. – Ale do mnie należy cała reszta świata.
Trzasnął drzwiami. Przekręcił kluczyk, a następnie zaryczał silnikiem. Widział w Hidanie przejaw wysokiego ilorazu inteligencji, wierzył, że odpowiednio odczyta ten dźwięk i odbierze to, jako kolejną ukrytą pomiędzy wierszami groźbę. Odjechał, zostawiając po sobie chmarę unoszącego się kurzu. To spotkanie potwierdziło jego obawy. Został zmuszony do stoczenia walki z psychopatą i o ile zdołał się zorientować nie wystarczy wygrana słowna bitwa. Yugakure nie jest typem, który da się zastraszyć czczym gadaniem. Musiał tylko znaleźć sposób, aby utrzymać z dala Itachiego.

###

Pokoik był przytulny. Pomalowany na różowo, z pięknymi zasłonami z nadrukami księżniczek z Disneya i fikuśnym kloszem zwisającym z sufitu, nadawał się idealnie dla małej dziewczynki. W swoim wnętrzu skrywał dużo niespodzianek – lalki Barbie, drogie figurki postaci z ulubionych bajek Kaori i mnóstwo innych gadżetów do zabawy. Raj na ziemi. Nawet łóżko, idealnie pościelone, pochodziło z najwyższej półki. Wszystko to, aby odciągnąć mały umysł od sedna sprawy. Hidan zaplanował, to całkiem nieźle. Sam się dziwił, że udało mu się w tę starą ruderę pchnąć trochę życia.
Kaori klękała na dywanie, od dłuższego czasu zaabsorbowana zabawą, ani przez moment nie pomyślała o matce. Można powiedzieć, że z powrotem zaczynała lubić Hidana, przestała się go bać i bardzo chciała spędzić u niego więcej czasu.
Towarzyszką i jej opiekunką okazała się niebiesko włosa kobieta podchodząca wiekiem pod trzydziestkę. Bardzo często do niej zaglądała i pilnowała, aby niczego jej nie brakowało. Przynosiła ciasteczka i gorącą czekoladę, pomagała jej niekiedy w wymyślaniu zabaw, a czasami wcielała się w niewymagającą szczególnych umiejętności rolę księcia, partnera lalki Barbie. Całkiem fajnie się przy tym bawiła. Nigdy wcześniej nie patrzyła na siebie z tej perspektywy, nie osądzała siebie o posiadanie matczynego instynktu, bo zawsze w lustrze widziała wyłącznie lód. Jednak to dziecko rozgrzewało jej serce, sprawiało, że Konan zmieniała spojrzenie na świat. Była z nią zaledwie kilka godzin, a tak mocno się przywiązała.
            - Potrzebujesz czegoś? – przemówiła miękkim głosem.
            - Nie. – Lalka poszybowała w górę. – Patrz! Ona lata!
            - Widzę – zaśmiała się na widok prawdziwej radości na twarzy dziecka. Wyglądała na bardzo szczęśliwą. – A dokąd leci? Daleko?
            - Na księżyc, zdobyć lekarstwo dla mamusi – posmutniała.
            - A gdybym ci powiedziała – podeszła do niej bliżej, przykucnęła – że mamusia wcale nie potrzebuje lekarstwa i czuje się dobrze?
            - Naprawdę? – Ponownie rozpromieniała.
            - Jest caaała i zdrowa – przytaknęła głową, robiąc przy tym śmieszną minę.
            - To znaczy, że nie długo ją zobaczę? – niemalże piszczała.
            - Oczywiście.
            - Ale super! – Kaori wpadła w jej ramiona.
Konan pomyślała, że dzieci to dziwne stworzenia. Bardzo szybko zmieniają nie tylko nastroje, ale również tok myśli. Z romantycznej historii potrafią błyskawicznie zrobić tragedię. Na szczęście charakteryzują się również wielką naiwnością.

###

            Pani Haruno nerwowo pocierała rękoma, co jakiś czas zerkała to na maszynę i drgania zielonej linii, to na bladą i delikatnie zasinioną miejscami twarzyczkę córeczki. Pierwszy raz w życiu pożałowała swoich decyzji, zauważyła błąd leżący po jej stronie. Gdyby pozwoliła Sakurze wyjechać, nie powstrzymałaby jej przed dokonywaniem własnych wyborów, nic z tych rzeczy nie miałoby miejsca. Tak naprawdę nigdy nie lubiła Itachiego, nawet tego nie ukrywała, ale wiedziała, że mimo tego, jak bardzo go nie trawi nie skrzywdziłby jej córeczki. Nie pozwoliłby Sakurze cierpieć. Dlaczego była taka samolubna? Nie potrafiła sobie tego wybaczyć. Znowu się rozpłakała. Dzisiaj płacze, jak nigdy dotąd, najprawdopodobniej nadrabia wszystkie momenty, w których nie wylewała łez, a powinna.
Przeprosi ją. Postanowiła złożyć najszczersze przeprosiny i stanąć przy jej boku. Pomóc Sakurze, pozbywając się jakichkolwiek uprzedzeń i obiekcji. Skoro kochała Itachiego, niech i tak będzie. Dla jej i Kaori dobra zagra przeciwko sobie.
Bolało ją serce, co jakiś czas mocno się zaciskało, odbierało dech w piersiach, a później puszczało, jakby nigdy nic. Potem znowu wracało z zwiększoną siłą. Próbowała złapać oddech, ale płuca zamknęły do siebie dopływ i nie przyjmowały pożywienia, jakim chciała je nakarmić. Poruszyła nogą, z trudem uniosła ją w górę, po czym rozluźniła mięśnie – opadła niczym kamień wrzucony do wody. Odczuła mdłości. Mdłości i duszności. Złapała się za klatkę piersiową, skurcz serca tym razem nie odpuszczał. Ból poszerzał swoje terytorium. Zakręciło się jej w głowie, wszystko wirowało, a ona siedziała. Siedziała? Opadała.
Ciało przestało należeć do niej.
Nie czuła już bólu.
Czy w mroku nadszedł jej koniec?

1 komentarz:

  1. O jaaaa dobre to bylo piszesz coraz lepiej, widac ze uczysz sie na wlasnych bledach nie to co ja 😜 Troche minelo zanim nadrobilam ale wisz egzaminy i te sprawy. a co do ipowiadania to o ja cie ile zagadek i tego wszystkiego sakura w szpitalu nieszczesny pain i zdruzgotany Itachi. Dobrze ze w miare szybjo dodajesz nowe posty bo juz nie moge doczekac sie co bedzie dalej. Pozdrawiam 😊

    OdpowiedzUsuń