wtorek, 24 marca 2015

ODEJŚCIE (CZ IX)


CZ. IX

            Świat nie uległ transformacji. Miała nadzieję, że w chwili przebudzenia wszystko magicznym sposobem zostanie naprawione, zmieni się na lepsze. Znikną problemy, a ona będzie szczęśliwa. Nic takiego nie miało miejsca. Leżała sama w pokoju. Pamiętała, że od czasu do czasu, gdy była nieprzytomna dochodziły do niej głosy, ciężko jej było dopasować je do twarzy. Z trudem nacisnęła przycisk wzywający pielęgniarkę. Nie chciała być dłużej sama. Miała nadzieję, że za chwilę pojawią się w progu, będą się do niej uśmiechać. Wszyscy. Itachi, Kaori, mama. Zadowoleni z jej przebudzenia.

Zamiast tego w drzwiach pojawił się lekarz. Czarnowłosy młodziak z wielkimi wyłupiastymi oczami schowanymi za okularami. Po jej plecach przebiegły ciarki. Próbowała się podnieść, ale ból szybko kazał zrezygnować. Leżała tak ze łzami w oczach. Przeczuwała najgorsze.
            - Gdzie Kaori?! – próbowała krzyknąć, ale zamiast tego z jej ust wydobył się cichy, zachrypnięty szept.
Lekarz podszedł bliżej, podał jej plastikowy kubeczek z wodą. Szybko opróżniła jego zawartość, czując przyjemny chłód w przełyku.
            - Gdzie moja córka? – powtórzyła spokojniej.
Sakura znowu próbowała się podnieść, ale lekarz położył rękę na jej barku i pokręcił głową. Odniosła wrażenie, że zamknęli ją w ciasnym pudełku, które się nieustannie zacieśnia, łamie jej kości i wykręca wnętrzności. Czuła się fatalnie.
            - Pani Haruno, proszę odpoczywać – powiedział profesjonalnym, zdecydowanie wyćwiczonym tonem. – Pani córka jest bezpieczna z ojcem. Nic jej nie jest. Zaleciliśmy, aby odpoczywała w domu, dopóki się pani nie wybudzi.
            - Chcę zadzwonić – zmarszczyła czoło, skóra na czole się naciągnęła i przeszył ją silny ból prawej strony twarzy. Dopiero do niej doszło, że nie widzi za dobrze na prawe oko. Było całe opuchnięte i zasinione. – Chcę porozmawiać z moją córką!
            - Najpierw powinniśmy przeprowadzić kilka kontrolnych badań.
Do pokoju weszła pielęgniarka, stanęła z drugiej strony łóżka.
            - Telefon… - Głos jej się zmienił niemalże w pisk. Pociągnęła nosem. – Proszę… Chcę usłyszeć moją córkę.
Lekarz rzucił porozumiewawcze spojrzenie pielęgniarce. Ta wzruszyła ramionami.
            - A gdzie moja mama? – Sakura z trudem poruszyła ręką, aby poprawić kosmyk włosów opadający na opuchnięte oko. Czuła łomotanie w żebrach. – Gdzie ona jest?
Pielęgniarka mocno spochmurniała, a lekarz odwrócił głowę.
            - Pani mama musiała na chwilę wyjść, z tego, co pamiętam wspominała coś o ciepłej kąpieli i czystych ubraniach – wyjął z kieszeni komórkę. – Proszę zadzwonić z mojego telefonu. Damy pani chwilę.
Oboje opuścili pomieszczenie. Sakura uniosła drżącą rękę z komórką. Dłuższą chwilę męczyła się z odblokowaniem i wystukaniem numeru, po piątej cyfrze się zatrzymała, musiała przeszukać pamięć. Omal się nie popłakała ze złości, ale w końcu znalazła. Dokończyła wpisywanie numeru i przystawiła telefon do ucha. Bolało. Wszystko ją bolało, ale musiała usłyszeć Kaori. Dowiedzieć się od niej, że jest cała i zdrowa. Po szóstym sygnale włączyła się poczta głosowa. Przeklęła pod nosem. Spróbowała jeszcze raz. Znowu nic. Spróbowała i trzeci. Rozpłakała się. Itachi nigdy nie odbierał, gdy był potrzebny. Zdenerwowała się, ale uparcie spróbowała czwarty raz. Postanowiła się nagrać.
            - Itachi, gdzie ty jesteś? – pociągnęła nosem, cały czas mówiła głosem stłumionym przez płacz. Starała się go opanować, ale zbyt mocno się bała. – Obudziłam się, lekarz pozwolił mi zadzwonić. Dlaczego nie odbierasz? Chcę zobaczyć Kaori. Przyprowadź ją do mnie i najlepiej oddzwoń, gdy tego odsłuchasz… - przerwała, aby wziąć głębszy wdech, w międzyczasie nagrał się jej szloch. – Itachi… Potrzebuję cię.
Wiedziała, że nie powinna do niego dzwonić, ale w momentach zagrożenia potrzebowała właśnie jego.

###

            Hidan leżał rozłożony na hamaku, ekscytował się promieniami słońca, śpiewem ptaków i zapachem świeżo koszonej trawy. Wygrywał, dzięki czemu był teraz niesamowicie spokojny, wyluzowany i szczęśliwy. Być może nie wszystko szło zgodnie z planem, bo spodziewał się szybszych efektów, ale i tak był z siebie dumny. Spędzanie czasu z Sakurą było tego warte. Cieszył się, że wcześniej ją spotkał i, że z taką łatwością wytropił Itachiego w stolicy. Głupiec dał się wciągnąć w jego grę, a teraz tańczy, jak mu zagra. Oczywiście, że od samego początku był świadomy, kim jest prezes Akatsuki Technologies. Nikt się niczego nie domyślał. Nawet Kakashi z łatwością uległ jego grze aktorskiej. Pałał z dumy. Uśmiechał się. Jeszcze trochę i wszystko będzie jego – zasłużył na to.
Z domu wychylił się ojciec Hidana. Lekko otyły i przygarbiony mężczyzna niósł w rękach dwa drinki, dla siebie i dla swojego dziecka. Także uśmiech nie schodził mu z twarzy, choć miał do przekazania smutną wiadomość. Nie przejmował się tym zbytnio. Obejrzał się na dom. Westchnął z tęsknotą. Już nie długo będzie mógł się wyprowadzić i opuści tę ruderę raz na zawsze.
            - Proszę – przeszkodził synowi w popołudniowym odpoczynku. Ten bez najmniejszych pretensji z radością odebrał od ojca drinka. – Jak idą postępy? – zapytał, siadając na ogrodowym krześle nieopodal niego.
            - Niedługo się ugną. Oczywiście Kakashi udaje, że jest twardy, ale pęknie, jeśli pokażę mu nagranie.
            - Uważaj na niego. Jego reputacja nie wzięła się z powietrza.
            - Daj spokój, tato – wyturlał się z hamaka i spuścił nogi na trawę. – To tylko historyjki. Poza tym Kakashi od czasu poznania Itachiego zmiękł. Już nie jest taki, jak kiedyś. Wyszedł z wprawy.
            - Nie jestem tego taki pewien – zwrócił uwagę na ogrodnika przycinającego kwiaty, wszystko robił nie tak. – Kakashi to twardy zawodnik. Nie spieprz tego, bo wszyscy wylądujemy na ulicy. Dobrze wiesz, że mamy coraz mniej czasu na spłacenie długów. Nie długo zajmą nasz dom i co ja powiem matce? – popatrzył na niego z wyrzutem. – Zamiast się wylegiwać w słońcu mógłbyś już przejąć jego firmę. Pomogłem ci znaleźć słaby punkt. Nie spieprz tego.
            - Dobrze, tato – schylił nisko głowę, jakby oddawał ojcu pokłon. – Zrobię wszystko, co w mojej mocy.
            - Jeśli trzeba zabij małą – odparł beznamiętnie. Hidan zerknął na niego z przerażeniem. Ojciec nawet nie drgnął. – I tak nie jest nam potrzebna, a może wtedy zrozumieją, że nie żartujemy.
            - Mam zabić… - przełknął ciężko ślinę. – Kaori?
Co prawda był w stanie pobić Sakurę, porwać dzieciaka, ale myśl, że miałby ją skrzywdzić, albo zabić go sparaliżowała. Nie był dzieciobójcą, a przy okazji mocno się przywiązał do Kaori. Nie przyznawał się, ale pokochał ją, jak własną córkę.
            - Jeśli będzie trzeba. Może odetnij jej palec, jak w filmach akcji i wyślij do Sakury? – zaśmiał się.
            - Ciebie to bawi? – zmarszczył czoło. Pierwszy raz widział w ojcu czyste zło. Ten zgromił go wzrokiem.
            - Pamiętaj, z kim rozmawiasz – pogroził mu palcem, dopił drinka. – Ja dla ciebie poświęciłem całe swoje życie. Ciężko pracowałem, abyś ty mógł żyć w dostatku, bzykać puste lalunie i kończyć te swoje najdroższe szkoły, a później zaszaleć i wziąć ślub. Nie po to się zażynałem, abyś teraz niewdzięczniku wszystko spieprzył. Masz odebrać Itachiemu firmę i nie obchodzi mnie, jak to zrobisz. Zasługujemy na szczęście, rozumiesz? – odstawił szklankę z brzdękiem. – Nasze miejsce jest wśród elity, wśród najlepszych z najlepszych, a nie na ulicy. Weź się do roboty i pokaż, że nie żartujemy.
Hidan nic nie odpowiedział. Przerażenie wzięło nad nim górę. Mógł grać czarny charakter, ale nadal nie dopuszczał do siebie myśli skrzywdzenia Kaori.
            - A przy okazji – wstał z krzesła i ruszył w kierunku ogrodnika. – Dzwonili ze szpitala. Matka Sakury zmarła na zawał, jakiś czas temu – powiedział to tak lekko, jakby przekazywał komuś dobre nowiny. Bardziej interesowały go źle przycięte kwiaty, niż życie drugiego człowieka.
W Hidanie coś pękło. Rozpadło się na kilka części. Ojciec wymagał od niego zbyt wiele. Złapały go wyrzuty sumienia. Żałował, że wplątał w to wszystko Sakurę i Kaori. To była walka z Itachim. Dopił do końca drinka. Nie może być, aż takim bydlakiem, jak jego ojciec. Złapał za komórkę, po trzecim sygnale usłyszał znajomy kobiecy głos i śmiech dziecka, gdzieś w oddali.
            - Mała zmiana planów – obserwował ojca, który energicznie machał rękoma nad klęczącym ogrodnikiem. Chyba się hamował przed uderzeniem go w głowę. Krzyczał. – Przygotuj Kaori, za chwilę wyślę ci wiadomość z miejscem spotkania.
Nastała chwila ciszy. Myślał już, że stracił połączenie, gdy kobieta w końcu przemówiła stanowczym głosem:
            - Nie – zaoponowała. – Nie oddam ci Kaori.
            - Co? – zaśmiał się ze złości, śmiech był krótki, ale wystarczający, aby ciało Konan zaatakowała gęsia skórka. – Jak to… Nie oddasz mi Kaori? – Gdy powtórzył to na głos zabrzmiało jeszcze bardziej absurdalnie.
            - Zostaje ze mną. Nie pozwolę ci jej skrzywdzić.
            - Nie chcę jej skrzywdzić, a zwrócić ją Sakurze.
            - Widzisz, w tym problem. Cały czas wypowiadasz się o niej, jak o przedmiocie. Nie wierzę ci – słyszał w tle trzaski, pakowała się. – Chcesz ją skrzywdzić.
            - Nie waż się wyjeżdżać! – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Nie chcę jej skrzywdzić.
            - Mała zostaję ze mną.
            - Słuchaj, ty posrana suko… Masz ją w tej chwili oddać! – krzyknął na próżno, słyszał sygnał zerwanego połączenia. Ojciec odwrócił się w jego stronę. Hidan uśmiechnął się i pomachał pustą szklanką od drinka. Zrobiło mu się niedobrze. Po cudownym nastroju nie zostało śladu.

###

            Pein zapukał niepewnie w drewnianą ościeżnice. Sakura zwróciła się w jego stronę z wielkim uśmiechem, który szybko znikł i znów zastąpiło go blade zmęczenie. Wróciła do starej pozycji, spoglądała tępo w ścianę.
            -Cześć – zagaił niepewnie, skrzywił się, gdy zrozumiał, jak głupio to zabrzmiało. - Przyszedłem...
            -Gdzie moja córka? - Była zimna, nie taka, jaką ją zapamiętał.
            -W domu, z Sasuke – chrząknął. Czuł się przy niej niepewnie, coś w jego wnętrzu sprawiało, że sobie nie ufał. - Nie wiem, czy wiesz, ale zostałem detektywem i...
            -Wiem – wtrąciła gniewnym tonem, już miała go dość. - I gówno mnie to obchodzi. Chcę zobaczyć moją córkę.
            -Zobaczysz... - stanął w zasięgu jej wzroku. - Jednak, czy możesz najpierw ze mną porozmawiać? Wiem, że to ciężkie, ale muszę cię przesłuchać. Rozmawiałem z twoim lekarzem i pozwolił mi chwilę z tobą porozmawiać.
Próbował nie wzdrygnąć się na widok jej obrażeń, po przebudzeniu wyglądała znacznie gorzej. Siniaki nabrały intensywniejszych barw, niektóre się rozlały pod skórą, a opuchlizna przybrała na sile. Ledwo się panował, aby jej nie przytulić. Zdał sobie sprawę, że uczucia do niej wcale nie ucichły, stłumił je, ale nie na długo. Odsunął się od niej, stanął twarzą do okna. Serce waliło mu, jak szalone.
            - A Itachiego widziałeś? - Sama nie wierzyła, że zadała to pytanie.
            - Niestety – odpowiedział szybko i pewnie. - Z tego, co się orientuję planował wyjechać.
Żałowała, że zapytała. Nienawidziła tego słuchać. Wiedziała, jakim uciekinierem jest Itachi, a mimo to za każdym razem cierpiała tak samo.
            - Widziałaś napastnika? - przeszedł do sedna, przerywając tę krępującą ciszę.
Ale ona milczała. Obejrzał się przez ramię, widział łzę spływającą po opuchniętym policzku. Schował ręce do kieszeni i zacisnął w pięści.
            - Porozmawiaj ze mną. Wiedz, że mi też nie jest łatwo cię przesłuchiwać i traktować to, jak kolejną zwyczajną sprawę. Naprawdę, Sakuro. Jeśli widziałaś, kto ci to zrobił powiedz mi. Mogę ci pomóc i sprawić, że już nigdy cię nie skrzywdzi.
Otworzyła usta. Zamknęła. Znowu otworzyła. Westchnęła przemęczona tym wszystkim. To ją przerosło. Pragnęła tylko wziąć córkę i uciec, jak najdalej.
            - Nie widziałam. Mężczyzna miał założoną maskę – zacisnęła mocnej powieki, skłamała, ale tak właśnie postawiła to rozegrać. - Czy mojej córce nic się nie stało?
            - Zapisaliśmy ją na obowiązkowe spotkania z psychologiem, musi chodzić na terapię, ale poza tym fizycznie nic jej się nie stało. Gdy policjanci z nią rozmawiali chciała zostać z Sasuke i Itachim. Miałem ją przesłuchać, ale wolałem poczekać, aż odzyskasz przytomność. Nie jestem dobry w przesłuchiwaniu dzieci. – Nie wiedział, czemu jej to mówi. Słowa po prostu z niego uciekały.
            - Dziękuję – powiedziała nieco milszym głosem.
            - Na pewno nie widziałaś napastnika? Cokolwiek, co mogłoby nam pomóc w jego identyfikacji? To ważne, bo twierdzimy, że zrobił to ktoś z wewnątrz.
            - Wewnątrz?
            - Technicy sprawdzili wasze mieszkanie i nie znaleźli żadnych śladów włamania, dodatkowo na miejscu były tylko wasze odciski palców. Żadne rzeczy nie zginęły, więc to nie rabunek. No i Kaori. Nie ruszył jej.
Rozpłakała się na dobre. Nagle wszystko wróciło. Tamten wieczór. Pas. Straszny ból. Strach o córkę. Ta bezradność i bezsilność. Myśli o śmierci.
            -Koniec przesłuchania! - Lekarz wbiegł do pokoju przywołany przez pisk maszyny. Puls Sakury wzrósł niebezpiecznie. - Powiedziałem koniec!!! - ponaglił go.
Pein posłuchał. Opuścił pokój na drżących nogach, oparł się o ścianę i wziął kilka uspakajających wdechów. Widział sporo zmasakrowanych kobiet, ale widok Sakury, jej płaczu i strachu... To złamało jemu sercu, wstrząsnęło nim do szpiku kości. Nagle równie mocno, jak Itachi pragnął zemsty. Nie zasługiwała na taki los.
Wychodząc ze szpitala wpadł na Itachiego. Nie wyglądał na zadowolonego i śmierdział, jakby dopiero opuścił areszt i wybrał się od razu tutaj.
            - Zejdź mi z drogi, bo nie ręczę za siebie – zagroził.
Pein poczuł suchość w gardle i zimny pot spływający po kręgosłupie, ale nie zszedł mu z drogi.
            - Naprawdę chcesz zarobić? - popchnął go do tyłu. Pein wrócił na miejsce. - ZEJDŹ MI Z DROGI! - Przy kolejnym popchnięciu użył większej siły.
            - To nie jest dobry pomysł, abyś tam wszedł.
Itachi się zaśmiał. Przesunął dłonią po zdruzgotanej bladej twarzy. W oczach detektywa wyglądał gorzej, niż gówno. Rozsypywał się.
            - Chcesz mi mówić, co jest dobrym pomysłem?! Przez ciebie spędziłem noc w areszcie, straciłem telefon, bo ktoś od was rzekomo go zgubił i teraz zabraniasz mi wejść do środka, aby zobaczyć Sakurę? Liczę do pięciu i masz stąd spierdalać.
            - Bo co? - zapytał, choć znał odpowiedź.
            - Zmuszę cię, abyś zszedł mi z drogi i uwierz – wycelował w niego palcem, przybrał wściekłą minę, taką, jaką Pein ujrzał pierwszy raz w życiu. - Nie będę się cackał i już nie pozwolę się złapać. Ta odznaka, którą nosisz? Wsadź ją sobie w dupę.
Rikudo rozejrzał się po okolicy. Miał szczęście, że wpadł na Itachiego w garażu. Nie zauważył żywej duszy, tylko kilka kamer. Zawiesił wzrok na jednej z nich.
            - Zejdź mi z drogi!
            - Nie mogę ci pozwolić wejść do środka – wzruszył ramionami. - Zrozum, rozkazy.
            - Rozkazy? - Itachi oniemiał. - Jakie rozkazy?!
Pein otrzymał wiadomość. Odczytał. Nagle poprawił mu się humor.
            - Znowu smsy? - wzburzył się Itachi. - W co ty do kurwy nędzy pogrywasz, Pein? Kim ty jesteś?
            - Detektywem – orzekł z dumą. - A im mniej wiesz, tym lepiej żyjesz.
Wyciągnął broń z kabury i wycelował w Itachiego. Ten cofnął się o kilka kroków. Kolejny raz został wciągnięty w zasadzkę.
            - Zabijesz mnie? Wszędzie są kamery.
            - Awaria systemu – wyszczerzył zęby. - Patrz w ziemię i się odwróć – rozkazał, równie pewny siebie.
Itachi, czując niemalże zapach prochu w nozdrzach i ustach, wykonał polecenie. Przed oczami zobaczył znajome sportowe buty, później poczuł powalający go ból głowy.
            - Kiedy przestaniemy mu to robić?
Przytrzymał Itachiego za nogi. Oboje wspólnymi siłami szybko zapakowali go na pakę czarnego Vana.
            - Zwiąż go, zaknebluj i zasłoń oczy.
            - Jasne – zasunął za sobą drzwi.
Mężczyzna usiadł z przodu, zerknął na tablet leżący na miejscu pasażera. Mieli jeszcze pięć sekund do włączenia kamer. Wcisnął pedał gazu, odjeżdżając z piskiem opon. Przed opuszczeniem podziemnego garażu zrobił ostatni rekonesans, nikt ich nie widział.

###

            Konan zabrała ostatnią walizeczkę z zabawkami dla Kaori i włożyła ją do bagażnika. Przed odjazdem upewniła się, że mała zapięła dobrze pasy. Szybko wsiadła na miejsce kierowcy, odpaliła silnik. Położyła ręce na kierownicę i pozwoliła sobie na chwilę zwolnić. Musiała odetchnąć, aby ustabilizować puls. Zbyt mocno się zdenerwowała, ale igrała z niebezpiecznym zawodnikiem. Zerknęła w lusterko wsteczne. Kaori bawiła się lalkami.
            - Zabierzesz mnie do mamy i taty? - Dziewczynka przemówiła, gdy wyjechały z posesji.
            - Oczywiście kochanie, że cię zawiozę.
Postanowiła zaryzykować dla niej wszystko. Nawet własne życie. Przy małej poczuła, że żyje i miała zamiar to utrzymać, jak najdłużej. Nigdy nie pozwoli jej skrzywdzić.

1 komentarz:

  1. Ciewe gdzie konan wywiezie córkę sakury, i co znow zrobili z itachim ten to ma pecha jak nie w pudla go zamkną to zwiąrzą, zakneblują i gdzies wywiozą. Współczuje mu. Ciekawe dla czego Sakura nie chce wydac hidana

    OdpowiedzUsuń