CZ. I
-
Dlaczego nigdy się nie poddajesz? Dlaczego nie odpuszczasz?
Chciała mu powiedzieć prawdę, wyznać
dozgonną miłość, zrzucić to na niego jak bombę spuszczoną z samolotu, ale nie
mogła wykrztusić z siebie, ani jednego słowa. Zatkało ją, głos ugrzązł jej w
gardle, w oczach zakręciła się łza. Powstrzymała się przed płaczem, bo
wiedziała, że jeśli zdecydował odejść, nic go nie zatrzyma. Dlaczego miałby
zmienić zdanie przez jej łzy? Wszystko by skomplikowała, poplątała i na zawsze
zapamiętałby ją taką – płaczącą beksę. Przemilczała prawdę. Spuściła głowę,
wyglądając jak skazaniec wysłany na śmierć. Różowe włosy przysłoniły jej twarz,
miała nadzieje, że nie zawiesi na niej długo wzroku. Skoro chce odejść, niech
idzie. On natomiast złapał jej podbródek, z powrotem wyprostował głowę i
poczęstował najlepszym, najbardziej namiętnym pocałunkiem, jaki umiał z siebie
w tej chwili wydobyć. Nie chciał odchodzić. Jednak musiał. Czasami trzeba
podejmować trudne decyzję. Życie to nie bajka. To wielki koszmar, z którego
ciężko się obudzić.
-
Żegnaj – szepnął z zamkniętymi oczami. Bał się je otworzyć, tak jakby widok jej
niewinnej, pięknej twarzyczki miał zmienić jego zdanie. Wiedział, jakie ma obowiązki.
Musiał je wypełnić. Po chwili pragnął dodać, wrócę, ale zatrzymał to dla siebie. Bo co się stanie, jeśli nie
wróci i złoży jej pustą obietnice? Tak nie postępują mężczyźni z honorem. Tak
nie postępuje on.
Odwrócił się i dopiero wtedy otworzył oczy.
Rozpoczął chód ku nieznanemu, ku nowej przygodzie z dala od dziewczyny, której
oddał swoje serce. Czasami tak właśnie musi być. Nie spoglądał za siebie. Nie
mógł tego zrobić.
###
Obudził
go budzik. Włączył drzemkę. Te pięć minut o piątej rano zawsze wygląda lepiej.
Ziewnął, wyciągnął się i zrozumiał, że nie jest sam w pokoju. Otworzył jedno
oko. Nie pomylił się.
-
Co tutaj robisz? – uśmiechnął się, przechylając w stronę gościa. – Dlaczego nie
śpisz?
-
Nie mogłam spać, tato.
Przed nim stała mała dziewczynka w wieku
trzech lat. W rękach trzymała misia, który prawie dorównywał jej wzrostem.
Kaori, tak miała na imię jego córeczka, odziedziczyła włosy po mamie, a oczy po
ojcu. Wyciągnął w jej kierunku rękę. Dziewczynka błyskawicznie wskoczyła do niego
pod kołdrę.
-
Co się stało, kochanie? Dlaczego nie spałaś? Myślałem, że zdążę pójść pobiegać
zanim wstaniesz – przetarł leniwie twarz i potargał swoje rozczochrane włosy.
-
Tęsknie za mamą – wtuliła się w mężną klatkę piersiową ojca.
-
Kochanie – pocałował ją w czółko. – Zobaczysz się z mamą dzisiaj. Już nie
długo. Chcesz powiedzieć, że źle ci u taty?
-
Nie, ale mama pozwala mi ze sobą spać.
-
Też mogłaś ze mną spać – zmarszczył czoło. – Dlaczego nie przyszłaś?
Córka nie odpowiedziała. Zasłoniła
twarzyczkę misiem i odpłynęła do świata snów.
Jedyna sprawa, jaką Itachi w swoim życiu
żałował, to odejście od matki dziewczynki. Nigdy sobie nie wybaczył tego
zaniedbania i porzucenia. Zostawił ją, choć ona prosiła go, aby został.
Specjalnie nie powiedziała mu o ciąży, aby pozwolić mu wybrać. Nie chciała go
zmuszać, szanowała jego decyzję, był jej za to wdzięczny, choć nie było dnia, w
którym nie chciałby cofnąć czasu. Zrobić wszystko inaczej.
Poczekał, aż porządnie zasnęła i
wyślizgnął się z łóżka. Przebrał się w sportowe ubranie. Przez moment zawiesił
na sobie wzrok w lustrze. Nie wyglądał rześko jak kiedyś. Życie z niego
uciekało, przeciekało pomiędzy palcami. Brakowało mu szczęścia, celu, nadziei
na lepsze jutro. Przeszedł do pokoju gościnnego, zapukał przed wejściem.
-
Popilnujesz Kaori, gdyby się obudziła przed moim powrotem?
-
Jasne – odburknął przez sen. Tyle wystarczyło.
Jego młodszy brat, Sasuke, mieszkał u
niego zamiast w akademiku. Dał mu własny kąt i możliwość walki o swoje życie.
Nigdy na niego nie naciskał po śmierci rodziców. Był dla niego jedynym
oparciem, ale nie ukrywał, że wielokrotnie sam znajdywał w nim przyjaciela.
Wyszedł
na ulicę. Wzdrygnął się, gdy chłodny wiatr w niego uderzył. Włożył słuchawki do
uszu, odpalił swój ulubiony kawałek i pobiegł. Biegł przed siebie, wyładowując
całą złą energię, jaka w nim narastała. Kochał ją, więc dlaczego o nią nie
walczył? Czy dlatego, bo podczas jego nieobecności ułożyła sobie życie z innym?
Mógł ją za to winić? W końcu pierwszy odszedł. Odwrócił się od niej, odrzucił
jej walkę, wyrzucił ich związek do śmietnika. Wrócił dla niej, ale nigdy nie
powiedział tego głośno. Nie widział w tym sensu. Nie może żądać, aby porzuciła
dotychczasowe życie dla niego.
###
- Mamo!!! –
Kaori tuptała w kierunku matki. Biegła najszybciej, jak potrafiła, niczym struś
pędziwiatr w bajce. Czasami plątały jej się nóżki, Itachi wtedy zaciskał zęby i
marszczył czoło, bo wyobraźnia popychała go w złą stronę, już przed oczami
widział jej upadek. Ulżyło mu, gdy córka znalazła się w objęciach Sakury.
Zatrzymał się na moment. Pragnął
zapamiętać ten piękny obrazek. Sakura wyglądała na szczęśliwą, rozkwitała.
Macierzyństwo jej służyło.
-
Dzięki, że ją przyprowadziłeś – spoważniała, gdy zwróciła na niego uwagę. Co
prawda nie wyczuł w jej głosie sarkazmu, ani niechęci, ale odniósł wrażenie, że
nie jest mile przez nią widziany.
-
Będę mógł ją wziąć w następny weekend?
Pocałowała córeczkę w policzek i
postawiła ją na ziemię. Szepnęła jej coś do ucha, a później dziewczynka, machając
do Itachiego potruchtała do mężczyzny w czarnym płaszczu. Itachi nigdy go nie
widział z bliska. Słyszał o nim, ale osobiście jeszcze go nie poznał.
-
Posłuchaj. – Nienawidził, gdy rozmowy zaczynały się w ten sposób. – Rodzice
Hidana zaprosili nas na długi weekend. Nie pogniewasz się, jeśli zobaczysz
Kaori za dwa tygodnie? Przywiozę ją do ciebie. Zależy mi, aby z nami pojechała.
Niezadowolony pokiwał głową, przy okazji
wciągnął wargi i delikatnie zacisnął je zębami. Jego nastrój właśnie spadł do
minimum, był zawiedziony tempem rozkwitu ich związku. Chciał to zatrzymać. Ale
jak?
-
Nie gniewasz się? – odnalazł w niej współczucie. – Wiem, że lubisz spędzać z
nią czas – zatrzepotała rzęsami. Pamiętał to, tak bardzo miło to wspominał.
Zawsze tak robiła, gdy próbowała go udobruchać. Uśmiechnął się. Butem zaczął kopać
kamień. Był stary, a jej uroda, zielone spojrzenie oraz wdzięk nadal go
onieśmielał. Zachowywał się wtedy, jak pięciolatek.
Reszta odbyła się bez słów. Sakura
pogłaskała go po ramieniu, a potem odeszła. Wróciła do swojej rodziny, do
rodziny, która powinna być również i jego. On powinien być na miejscu Hidana.
Szczęściarza z wygranym kuponem. Westchnął zawiedziony. Nadal bił się w pierś.
Może powinien poprosić ją, aby została? Dlaczego nic nie mówi? Nie próbuje
czegoś zrobić? Dlaczego… Pokręcił głową, zawracając do domu. Zadawał zbyt dużo
pytań bez odpowiedzi.
###
Wszedł
niezapowiedziany do pokoju brata. Ten rzucił na niego krótkie spojrzenie,
odrywając wzrok od książki, gdy zauważył irytację z powrotem zajrzał do tekstu.
- Jedzie z nim
na weekend. Jakiś pieprzony, romantyczny weekend u jego rodziców. Stary jestem
w czarnej dupie.
- Znajdź
włącznik.
- Co? – nie
zrozumiał aluzji.
- Ojej –
mlasnął, komunikując w ten sposób swój zawód. – Skoro jesteś w czarnej dupie,
znajdź włącznik i zapal światło. Może znajdziesz drogę wyjścia?
- Będziesz mi
tu sypał, jakimś tanim syfem? Co z ciebie za…
- Dobra –
zamknął książkę. – Nie wiem, czego ty chcesz? Nie wyznałeś jej swoich uczuć,
nawet nie próbowałeś jej odzyskać, a teraz szczekasz, choć w rzeczywistości na
okrągło masz podkulony ogon. Czego ty człowieku chcesz? Odszedłeś, jako
pierwszy. Zostawiłeś ją samą i wybrałeś inne życie. Dopiero po czasie
zrozumiałeś, że ci jej brakuje, ale gdy wróciłeś było już za późno. A może nie
jest za późno, tylko ona czeka na twój pierwszy krok? Macie razem dziecko.
Chodziliście ze sobą od niepamiętnych czasów. Pamiętam, jak do nas
przychodziła, jeszcze za życia rodziców. Itachi, weź się w garść, dobra? Mam
dość twojego skomlenia. Zachowujesz się, jak baba w romantycznych filmach.
Jeśli coś chcesz, to spróbuj to zdobyć. A nie stój i nie pieprz.
Wyszedł. Itachi wyszedł z pokoju,
trzaskając za sobą drzwiami. Nie mógł dłużej słuchać swojego brata. Jak on to
robił, że choć młodszy, wiedział więcej od niego?
###
Kiedyś
myślała, że jest w stanie pokochać wyłącznie jednego mężczyznę i przed nikim
innym nie otworzy swojego serca. Wtedy pojawił się Hidan. Swoim urokiem,
poczuciem humoru i upartością wyzwolił w niej pozytywne emocje, wręcz pomógł
jej poskładać się w pozorną całość po odejściu Itachiego. Pozorną, bo tak
naprawdę nigdy nie przestała myśleć o swoim byłym chłopaku, z którym miała
dziecko. Ciągle żywiła do niego uczucia. A czy kochała Hidana? Nie wiedziała.
Pragnęła dać mu szansę, była gotowa na skok do głębokiej wody, ale wtedy wrócił
Itachi. Pokrzyżował jej nie tylko plany, ale także wszystkie myśli. Cofnęła się
o krok w związku z siwowłosym wybrankiem, aby dać szansę Itachiemu. Nadal na
niego czekała, choć coraz bardziej wątpiła w to, że kiedykolwiek o nią
zawalczy. Widocznie wszystko zostało skreślone.
Postanowiła zaangażować się w inny
związek, dlatego zaplanowała wyjazd. To ona zaproponowała krótkie wakacje. Nie
mogła być dłużej w tym mieście, wiecznie rozglądać się po ludziach, czy
przypadkiem nie zobaczy w nich twarzy Itachiego. Musiała odetchnąć,
zdystansować się. Jedynie inne środowisko jej w tym pomoże. A nuż stanie się
coś nieoczekiwanego? Może Hidan poprosi ją o rękę? Wyrzuciła szybko tę myśl z
głowy. Bo czy byłaby w stanie się zgodzić? Przecież ona jest szaleńczo
zakochana w Itachim. Od zawsze był dla niej całym światem. Nie ważne, gdzie
byli, jakie momenty w swoim związku przeżywali, zawsze była szczęśliwa
wyłącznie przy nim.
Tak, jak dzisiaj, gdy złapała córeczkę
na ręce i zerknęła w kierunku Itachiego. W tamtej chwili się rozmarzyła –
widziała ich razem, we wspólnym mieszkaniu, jedzących kolację, robiących rzeczy
zwykłe, przyziemne. Te małe, które nadają życiu największego sensu.
Błyskawicznie musiała ukryć swoje fantazje i wrócić do rzeczywistości. Gdy na
niego popatrzyła widziała w nim smutek. Znała go bardzo długo, mimo upływu
prawie czterech lat, jego reakcję wciąż pozostawały takie same. Nic się nie
zmienił. Czy mogła liczyć, że żałuje swojego odejścia? Pragnie ją odzyskać?
Znowu pochłaniają ją marzenia. Człowiek, który kocha nigdy nie rezygnuje. Nie
akceptuje rozłąki. Itachi akceptował każdą jej decyzję.
-
Na pewno tego chcesz? – stanął za nią, odgarnął jej włosy i pocałował w szyję.
Stali wspólnie przed lustrem, wyglądając na szczęśliwą, idealną parę.
-
Czego chcę? – objął ją w pasie, ona głaskała jego skórę. Czasem chwyciła w
palce włosy na jego rękach i je ciągnęła.
-
Jechać na weekend do moich rodziców?
Fioletowe oczy mężczyzny pociemniały.
-
Oczywiście, że chcę głuptasie – uśmiechnęła się. – Sama to zaproponowałam.
-
I to mnie właśnie zdziwiło.
Pomiędzy nich wbiegła Kaori. Rozdzieliła
ich i podniosła w górę ręce, aby zwrócić na siebie uwagę Hidana. Zaśmiał się,
po czym wedle życzenia wziął ją do góry. Dziewczynka darzyła go wielką
sympatią, niejednokrotnie się myliła i nazywała go tatą. Sakurze nie odpowiadał
taki obrót sprawy, więc prosiła, aby zwracała się do niego po imieniu. Wszyscy
na to przystali.
-
Namalowałaś już coś dla mnie? – Zamknięci w swoim świecie poszli do salonu,
gdzie zazwyczaj Kaori spędzała czas wolny.
Sakura została sama. Oblizała górną
wargę z niesmakiem. Wszystko się skomplikowało, powędrowało w ślepą uliczkę, z
jakiej nie mogła znaleźć wyjścia. Rozum podpowiadał jej, że dobrze robi,
inwestując w znajomość z Hidanem. Ale skoro tak było, to dlaczego tak mocno
kuło ją serce? Dlaczego drżało na samą myśl, że zawsze tak będzie? Dlaczego
krzyczało imię innego mężczyzny, gdy obok siebie miało całkiem dobrą partię?
Przytknęła czoło do lustra. Ten stan zaprowadzi ją do grobu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz