czwartek, 11 grudnia 2014

Odejście (CZ. I)

Kolejną mini przygodę czas zacząć....

CZ. I

            - Dlaczego nigdy się nie poddajesz? Dlaczego nie odpuszczasz?
Chciała mu powiedzieć prawdę, wyznać dozgonną miłość, zrzucić to na niego jak bombę spuszczoną z samolotu, ale nie mogła wykrztusić z siebie, ani jednego słowa. Zatkało ją, głos ugrzązł jej w gardle, w oczach zakręciła się łza. Powstrzymała się przed płaczem, bo wiedziała, że jeśli zdecydował odejść, nic go nie zatrzyma. Dlaczego miałby zmienić zdanie przez jej łzy? Wszystko by skomplikowała, poplątała i na zawsze zapamiętałby ją taką – płaczącą beksę. Przemilczała prawdę. Spuściła głowę, wyglądając jak skazaniec wysłany na śmierć. Różowe włosy przysłoniły jej twarz, miała nadzieje, że nie zawiesi na niej długo wzroku. Skoro chce odejść, niech idzie. On natomiast złapał jej podbródek, z powrotem wyprostował głowę i poczęstował najlepszym, najbardziej namiętnym pocałunkiem, jaki umiał z siebie w tej chwili wydobyć. Nie chciał odchodzić. Jednak musiał. Czasami trzeba podejmować trudne decyzję. Życie to nie bajka. To wielki koszmar, z którego ciężko się obudzić.

            - Żegnaj – szepnął z zamkniętymi oczami. Bał się je otworzyć, tak jakby widok jej niewinnej, pięknej twarzyczki miał zmienić jego zdanie. Wiedział, jakie ma obowiązki. Musiał je wypełnić. Po chwili pragnął dodać, wrócę, ale zatrzymał to dla siebie. Bo co się stanie, jeśli nie wróci i złoży jej pustą obietnice? Tak nie postępują mężczyźni z honorem. Tak nie postępuje on.
Odwrócił się i dopiero wtedy otworzył oczy. Rozpoczął chód ku nieznanemu, ku nowej przygodzie z dala od dziewczyny, której oddał swoje serce. Czasami tak właśnie musi być. Nie spoglądał za siebie. Nie mógł tego zrobić.

###

            Obudził go budzik. Włączył drzemkę. Te pięć minut o piątej rano zawsze wygląda lepiej. Ziewnął, wyciągnął się i zrozumiał, że nie jest sam w pokoju. Otworzył jedno oko. Nie pomylił się.
            - Co tutaj robisz? – uśmiechnął się, przechylając w stronę gościa. – Dlaczego nie śpisz?
            - Nie mogłam spać, tato.
Przed nim stała mała dziewczynka w wieku trzech lat. W rękach trzymała misia, który prawie dorównywał jej wzrostem. Kaori, tak miała na imię jego córeczka, odziedziczyła włosy po mamie, a oczy po ojcu. Wyciągnął w jej kierunku rękę. Dziewczynka błyskawicznie wskoczyła do niego pod kołdrę.
            - Co się stało, kochanie? Dlaczego nie spałaś? Myślałem, że zdążę pójść pobiegać zanim wstaniesz – przetarł leniwie twarz i potargał swoje rozczochrane włosy.
            - Tęsknie za mamą – wtuliła się w mężną klatkę piersiową ojca.
            - Kochanie – pocałował ją w czółko. – Zobaczysz się z mamą dzisiaj. Już nie długo. Chcesz powiedzieć, że źle ci u taty?
            - Nie, ale mama pozwala mi ze sobą spać.
            - Też mogłaś ze mną spać – zmarszczył czoło. – Dlaczego nie przyszłaś?
Córka nie odpowiedziała. Zasłoniła twarzyczkę misiem i odpłynęła do świata snów.
Jedyna sprawa, jaką Itachi w swoim życiu żałował, to odejście od matki dziewczynki. Nigdy sobie nie wybaczył tego zaniedbania i porzucenia. Zostawił ją, choć ona prosiła go, aby został. Specjalnie nie powiedziała mu o ciąży, aby pozwolić mu wybrać. Nie chciała go zmuszać, szanowała jego decyzję, był jej za to wdzięczny, choć nie było dnia, w którym nie chciałby cofnąć czasu. Zrobić wszystko inaczej.
Poczekał, aż porządnie zasnęła i wyślizgnął się z łóżka. Przebrał się w sportowe ubranie. Przez moment zawiesił na sobie wzrok w lustrze. Nie wyglądał rześko jak kiedyś. Życie z niego uciekało, przeciekało pomiędzy palcami. Brakowało mu szczęścia, celu, nadziei na lepsze jutro. Przeszedł do pokoju gościnnego, zapukał przed wejściem.
            - Popilnujesz Kaori, gdyby się obudziła przed moim powrotem?
            - Jasne – odburknął przez sen. Tyle wystarczyło.
Jego młodszy brat, Sasuke, mieszkał u niego zamiast w akademiku. Dał mu własny kąt i możliwość walki o swoje życie. Nigdy na niego nie naciskał po śmierci rodziców. Był dla niego jedynym oparciem, ale nie ukrywał, że wielokrotnie sam znajdywał w nim przyjaciela.
            Wyszedł na ulicę. Wzdrygnął się, gdy chłodny wiatr w niego uderzył. Włożył słuchawki do uszu, odpalił swój ulubiony kawałek i pobiegł. Biegł przed siebie, wyładowując całą złą energię, jaka w nim narastała. Kochał ją, więc dlaczego o nią nie walczył? Czy dlatego, bo podczas jego nieobecności ułożyła sobie życie z innym? Mógł ją za to winić? W końcu pierwszy odszedł. Odwrócił się od niej, odrzucił jej walkę, wyrzucił ich związek do śmietnika. Wrócił dla niej, ale nigdy nie powiedział tego głośno. Nie widział w tym sensu. Nie może żądać, aby porzuciła dotychczasowe życie dla niego.

###

- Mamo!!! – Kaori tuptała w kierunku matki. Biegła najszybciej, jak potrafiła, niczym struś pędziwiatr w bajce. Czasami plątały jej się nóżki, Itachi wtedy zaciskał zęby i marszczył czoło, bo wyobraźnia popychała go w złą stronę, już przed oczami widział jej upadek. Ulżyło mu, gdy córka znalazła się w objęciach Sakury.
Zatrzymał się na moment. Pragnął zapamiętać ten piękny obrazek. Sakura wyglądała na szczęśliwą, rozkwitała. Macierzyństwo jej służyło.
            - Dzięki, że ją przyprowadziłeś – spoważniała, gdy zwróciła na niego uwagę. Co prawda nie wyczuł w jej głosie sarkazmu, ani niechęci, ale odniósł wrażenie, że nie jest mile przez nią widziany.
            - Będę mógł ją wziąć w następny weekend?
Pocałowała córeczkę w policzek i postawiła ją na ziemię. Szepnęła jej coś do ucha, a później dziewczynka, machając do Itachiego potruchtała do mężczyzny w czarnym płaszczu. Itachi nigdy go nie widział z bliska. Słyszał o nim, ale osobiście jeszcze go nie poznał.
            - Posłuchaj. – Nienawidził, gdy rozmowy zaczynały się w ten sposób. – Rodzice Hidana zaprosili nas na długi weekend. Nie pogniewasz się, jeśli zobaczysz Kaori za dwa tygodnie? Przywiozę ją do ciebie. Zależy mi, aby z nami pojechała.
Niezadowolony pokiwał głową, przy okazji wciągnął wargi i delikatnie zacisnął je zębami. Jego nastrój właśnie spadł do minimum, był zawiedziony tempem rozkwitu ich związku. Chciał to zatrzymać. Ale jak?
            - Nie gniewasz się? – odnalazł w niej współczucie. – Wiem, że lubisz spędzać z nią czas – zatrzepotała rzęsami. Pamiętał to, tak bardzo miło to wspominał. Zawsze tak robiła, gdy próbowała go udobruchać. Uśmiechnął się. Butem zaczął kopać kamień. Był stary, a jej uroda, zielone spojrzenie oraz wdzięk nadal go onieśmielał. Zachowywał się wtedy, jak pięciolatek.
Reszta odbyła się bez słów. Sakura pogłaskała go po ramieniu, a potem odeszła. Wróciła do swojej rodziny, do rodziny, która powinna być również i jego. On powinien być na miejscu Hidana. Szczęściarza z wygranym kuponem. Westchnął zawiedziony. Nadal bił się w pierś. Może powinien poprosić ją, aby została? Dlaczego nic nie mówi? Nie próbuje czegoś zrobić? Dlaczego… Pokręcił głową, zawracając do domu. Zadawał zbyt dużo pytań bez odpowiedzi.

###

Wszedł niezapowiedziany do pokoju brata. Ten rzucił na niego krótkie spojrzenie, odrywając wzrok od książki, gdy zauważył irytację z powrotem zajrzał do tekstu.
- Jedzie z nim na weekend. Jakiś pieprzony, romantyczny weekend u jego rodziców. Stary jestem w czarnej dupie.
- Znajdź włącznik.
- Co? – nie zrozumiał aluzji.
- Ojej – mlasnął, komunikując w ten sposób swój zawód. – Skoro jesteś w czarnej dupie, znajdź włącznik i zapal światło. Może znajdziesz drogę wyjścia?
- Będziesz mi tu sypał, jakimś tanim syfem? Co z ciebie za…
- Dobra – zamknął książkę. – Nie wiem, czego ty chcesz? Nie wyznałeś jej swoich uczuć, nawet nie próbowałeś jej odzyskać, a teraz szczekasz, choć w rzeczywistości na okrągło masz podkulony ogon. Czego ty człowieku chcesz? Odszedłeś, jako pierwszy. Zostawiłeś ją samą i wybrałeś inne życie. Dopiero po czasie zrozumiałeś, że ci jej brakuje, ale gdy wróciłeś było już za późno. A może nie jest za późno, tylko ona czeka na twój pierwszy krok? Macie razem dziecko. Chodziliście ze sobą od niepamiętnych czasów. Pamiętam, jak do nas przychodziła, jeszcze za życia rodziców. Itachi, weź się w garść, dobra? Mam dość twojego skomlenia. Zachowujesz się, jak baba w romantycznych filmach. Jeśli coś chcesz, to spróbuj to zdobyć. A nie stój i nie pieprz.
Wyszedł. Itachi wyszedł z pokoju, trzaskając za sobą drzwiami. Nie mógł dłużej słuchać swojego brata. Jak on to robił, że choć młodszy, wiedział więcej od niego?

###

Kiedyś myślała, że jest w stanie pokochać wyłącznie jednego mężczyznę i przed nikim innym nie otworzy swojego serca. Wtedy pojawił się Hidan. Swoim urokiem, poczuciem humoru i upartością wyzwolił w niej pozytywne emocje, wręcz pomógł jej poskładać się w pozorną całość po odejściu Itachiego. Pozorną, bo tak naprawdę nigdy nie przestała myśleć o swoim byłym chłopaku, z którym miała dziecko. Ciągle żywiła do niego uczucia. A czy kochała Hidana? Nie wiedziała. Pragnęła dać mu szansę, była gotowa na skok do głębokiej wody, ale wtedy wrócił Itachi. Pokrzyżował jej nie tylko plany, ale także wszystkie myśli. Cofnęła się o krok w związku z siwowłosym wybrankiem, aby dać szansę Itachiemu. Nadal na niego czekała, choć coraz bardziej wątpiła w to, że kiedykolwiek o nią zawalczy. Widocznie wszystko zostało skreślone.
Postanowiła zaangażować się w inny związek, dlatego zaplanowała wyjazd. To ona zaproponowała krótkie wakacje. Nie mogła być dłużej w tym mieście, wiecznie rozglądać się po ludziach, czy przypadkiem nie zobaczy w nich twarzy Itachiego. Musiała odetchnąć, zdystansować się. Jedynie inne środowisko jej w tym pomoże. A nuż stanie się coś nieoczekiwanego? Może Hidan poprosi ją o rękę? Wyrzuciła szybko tę myśl z głowy. Bo czy byłaby w stanie się zgodzić? Przecież ona jest szaleńczo zakochana w Itachim. Od zawsze był dla niej całym światem. Nie ważne, gdzie byli, jakie momenty w swoim związku przeżywali, zawsze była szczęśliwa wyłącznie przy nim.
Tak, jak dzisiaj, gdy złapała córeczkę na ręce i zerknęła w kierunku Itachiego. W tamtej chwili się rozmarzyła – widziała ich razem, we wspólnym mieszkaniu, jedzących kolację, robiących rzeczy zwykłe, przyziemne. Te małe, które nadają życiu największego sensu. Błyskawicznie musiała ukryć swoje fantazje i wrócić do rzeczywistości. Gdy na niego popatrzyła widziała w nim smutek. Znała go bardzo długo, mimo upływu prawie czterech lat, jego reakcję wciąż pozostawały takie same. Nic się nie zmienił. Czy mogła liczyć, że żałuje swojego odejścia? Pragnie ją odzyskać? Znowu pochłaniają ją marzenia. Człowiek, który kocha nigdy nie rezygnuje. Nie akceptuje rozłąki. Itachi akceptował każdą jej decyzję.
            - Na pewno tego chcesz? – stanął za nią, odgarnął jej włosy i pocałował w szyję. Stali wspólnie przed lustrem, wyglądając na szczęśliwą, idealną parę.
            - Czego chcę? – objął ją w pasie, ona głaskała jego skórę. Czasem chwyciła w palce włosy na jego rękach i je ciągnęła.
            - Jechać na weekend do moich rodziców?
Fioletowe oczy mężczyzny pociemniały.
            - Oczywiście, że chcę głuptasie – uśmiechnęła się. – Sama to zaproponowałam.
            - I to mnie właśnie zdziwiło.
Pomiędzy nich wbiegła Kaori. Rozdzieliła ich i podniosła w górę ręce, aby zwrócić na siebie uwagę Hidana. Zaśmiał się, po czym wedle życzenia wziął ją do góry. Dziewczynka darzyła go wielką sympatią, niejednokrotnie się myliła i nazywała go tatą. Sakurze nie odpowiadał taki obrót sprawy, więc prosiła, aby zwracała się do niego po imieniu. Wszyscy na to przystali.
            - Namalowałaś już coś dla mnie? – Zamknięci w swoim świecie poszli do salonu, gdzie zazwyczaj Kaori spędzała czas wolny.
Sakura została sama. Oblizała górną wargę z niesmakiem. Wszystko się skomplikowało, powędrowało w ślepą uliczkę, z jakiej nie mogła znaleźć wyjścia. Rozum podpowiadał jej, że dobrze robi, inwestując w znajomość z Hidanem. Ale skoro tak było, to dlaczego tak mocno kuło ją serce? Dlaczego drżało na samą myśl, że zawsze tak będzie? Dlaczego krzyczało imię innego mężczyzny, gdy obok siebie miało całkiem dobrą partię? Przytknęła czoło do lustra. Ten stan zaprowadzi ją do grobu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz