sobota, 6 grudnia 2014

2#12 PIECZĘĆ

O tym też nie zapomniałam :)
Ps - duże - Jakby, ktoś był ciekawy, co mam ciekawego do powiedzenia w wywiadzie (a zapewniam, że nie mam nic;p) ZAPRASZAM - KLIK


ITACHI

     Wokół otaczała mnie nieprześcigniona szarość. Nie widziałem chmur, horyzontu, niczego poza niekończącą się gammą szarości. Przejęty tym dziwnym miejscem opuściłem wzrok. Czułem, że powinienem tak zrobić. Przed sobą zobaczyłem nagrobek, również w szarych odcieniach, lecz znacznie ciemniejszych, wyróżniających się pośród otaczającego mnie świata. Klęknąłem, aby się do niego zbliżyć. Ujrzałem na nim wygrawerowany napis, Sakura Haruno, linijkę niżej, spoczywaj w pokoju. Przestraszony zamrugałem kilkukrotnie, napis powoli się rozpływał. Znikał wraz z nienaturalnie białymi kroplami deszczu, które nagle spadały z nieba.

     - Przyszedłeś. – Jej cichy głos wyróżnił się wśród bębnienia uderzających o ziemię kropli wody. – Wiedziałam, że przyjdziesz.
Stała przede mną, w całej okazałości, lekko niemrawa, jakby przezroczysta. Wyprostowałem się, aby wyrównać nasz poziom, aby ujrzeć jej twarz z bliska. Zapłakana bawiła się niewinnie palcami. Przypominała mi małą dziewczynkę. Zupełnie inną, jakby żaden z tych koszmarów jej się nie przydarzył, a cała pełnia życia i rozkwitające marzenia, wciąż w niej tkwiły. Nie za bardzo wiedziałem, jak zachować się w takiej sytuacji. Czy to możliwe, abym ją zabił? Abym odebrał jej nieświadomie ostatnie tchnienie?
     - Nigdy nie przestanę cię kochać, Itachi. Chciałam, abyś o tym wiedział – przytuliła się do mnie. Krucha, wyjątkowo czysta dusza przywarła do mojego ciała. Czułem ciepło, jakie z niej biło, ale gdy próbowałem ją objąć moje ręce przez nią przelatywały. Opuściłem je więc wzdłuż ciała i spuściłem głowę, udawałem, że opieram ją o jej ramie.
Co takiego się wydarzyło? Niczego nie pamiętałem. Wypełniało mnie wyłącznie uczucie do niej. Wielkie, nieposkromione uczucie miłości, którego nie chciałem utracić. Żałowałem, że nie mogłem jej dotknąć, poczuć zapachu jej włosów. Jeśli mogłem cokolwiek zrobić, aby odmienić jej los, schowało się to przede mną bardzo głęboko. Niczego nie wymyśliłem. Chłonąłem tę spokojną aurę, jakby miała być ostatnim szczęściem, jakie doznam w swym marnym żywocie.
Minęło kilka chwil zanim zorientowałem się, że odleciałem. Straciłem nie tylko poczucie czasu, ale również rozeznanie w sytuacji. Z nagrobka i duszy mojej ukochanej pozostała jedynie ta sama szarość, jaką widziałem na początku. Jedyną różnicą, jaka dzieliła mnie od pierwotnego stanu rzeczy, była biała róża dzierżona w mojej dłoni. Jeden z jej kolców wbił się pod skórę. Poruszyłem nią i wtedy kropla krwi wyleciała z rany, pokręciła się wśród linii papilarnych i opadła na podłoże. Cały czas obserwowałem jej tor. W momencie, gdy zderzyła się z celem wdrożyła piasek w ruch. Z małej kropli utworzyła się wielka fala czerwieni, połykającej otoczenie. Zabierała ze sobą wszystko, co napotkała na swojej drodze, z wyjątkiem mnie. Zamknąłem odruchowo oczy.
Szukałem nadziei, jakiegoś światełka w swoim wnętrzu. Spotkałem wyłącznie ciemność, tak mroczną, że sam przestraszyłem się jej głębi. Od dłuższego czasu byłem złym człowiekiem, hodowałem w sobie demona, jakbym zapomniał o tych dobrych chwilach. Oddałem się w jego ręce. Zbyt łatwo zrezygnowałem z dobrej strony świata. Zwątpiłem w przyszłość, tak bardzo zatraciłem się we własnym bólu i żalu z przeżytych dni, że zapomniałem o nadziei. Byłem tym, kim nigdy nie chciałem być. Tchórzem i nieudacznikiem. Nikt nie powinien tak łatwo rezygnować. Dlaczego nie wybrałem innej drogi?
Silny podmuch wiatru wydarł mnie z łap wewnętrznego głosu. Popchnął mnie do tyłu, zamachnąłem rękoma, aby odzyskać równowagę. Z trudem się udało. Odniosłem wrażenie, że moje nogi są przybite do podłoża. Podłoża, którego jak się okazało wiele nie było. Stałem nad przepaścią, odwrócony do niej tyłem. Przede mną rosło drzewo, jeszcze małe, w trakcie rozkwitania. Resztę wzburzonego krajobrazu pokrywał niezwykle biały śnieg, delikatnie kujący mnie w oczy. Zajęło mi chwilę zanim pojąłem resztę otaczającego mnie nowego świata. Kawałek ziemi unosił się wysoko wśród chmur, a ja miałem zaszczyt przebywać na najwyższym krańcu. Nie widziałem, gdzie prowadzi droga, bo biel śniegu mieszała się z chmurami podróżującymi swoimi ścieżkami. Sunęły przed siebie, tak dziko i spokojnie zarazem. Wyciągnąłem przed siebie rękę, pragnąłem ich dotknąć palcem. Próbowałem, wysilałem się, jednak nic nie wskórałem. Były za daleko.
     - Co się dzieje? – Tak, jak się spodziewałem, głos echem przemknął przez nieograniczoną przestrzeń. Wrócił do mnie trzy razy.
     - Chodź do mnie, Itachi. – A to nowość. Nigdy wcześniej nie słyszałem, tak dziwnego, lekko dziecinnego tonu głosu. Od razu dopasowałem je do niewinnej buźki dziecka, które próbuje wyprosić u matki cukierka. – Chodź do mnie, Itachi – powtórzył bardziej dojrzale. – Cofnij się i chodź. Nie walcz ze mną.
Uświadomiłem sobie, że nie spojrzałem w dół. Skupiłem się na tym, co jest w zasięgu mojego wzroku, ale nie pomyślałem, aby zerknąć przez ramię w otchłań na mnie czekającą. W przepaści przestało być już tak biało. Tkwiła tam nieodgadniona czerwień, niekiedy przebijana przez smugi pomarańczy. Jakby fale błądzące po wodzie.
     - Chodź. Chodź. Chodź – Każde kolejne słowo stawało się bardziej odległe, mi obce. Zamknąłem oczy i wsłuchałem się w ich rytm. Był taki spokojny, melodyjny, jak kołysanka śpiewana przez matkę.
Odczułem niewyobrażalną chęć do skoku. Ten głos wywarł na mnie piorunujące wrażenie. Chciałem go spotkać. Naprawdę pragnąłem tam iść. Spaść. Pozwolić się porwać nieznanemu.

SAKURA

     Nie pierwszy raz znalazłam się w innej rzeczywistości. Piekło Kakashiego, później mój własny półświatek chroniony przez Gaarę. Miałam doświadczenie, niewielkie, ale jednak wystarczające, aby nie zwariować. Podążałam przed siebie od dłuższego czasu, na okrągło szłam pod górę w śniegu sięgającym mi do kolan. Ta wyprawa była niezwykle męcząca, ale na szczęście nie odczuwałam zimna. Śnieg, choć biały jak na ziemi, nie obniżał temperatury. Trochę przypominał mi rozkruszony styropian.
Kto by pomyślał, że osoba władająca ogniem może mieć tak smutny i ciemny świat w swoim wnętrzu? Domyślałam się, co to mogło oznaczać. Itachi od dawna był zagubiony, zbyt mocno, aby odkryć w sobie to ciepło, jakie w nim odnalazłam. Nigdy nie zapomnę naszych wspólnie spędzonych dni. Jeszcze przed tym, zanim pochłonęła nas walka dobra ze złem, zanim zostaliśmy ofiarami przeznaczenia. Czy kiedykolwiek istniała szansa na inny los? Czy, gdybym mogła cofnąć czas zrobiłabym cokolwiek inaczej? Tak bardzo pragnęłam mu pomóc, odciągnąć go od mrocznych drzwi, zaciągnąć na tę dobrą stronę.
     - Chodź, chodź, chodź. – Dziwny, piskliwy głosik przyprawił mnie o dreszcze.
Przyspieszyłam, miałam nadzieję, że jestem blisko. Przed moimi oczami wyrosło drzewo, z każdym krokiem wyraźniejsze.
     - Sakura? – przyglądał mi się z zainteresowaniem. W oczach wyróżniłam nie tylko zaskoczenie, ale również intensywny strach.
     - Co ty wyprawiasz? – zauważyłam, jak jego noga niebezpiecznie lewituje nad przepaścią. – Cofnij nogę – zagroziłam. Nie wiedziałam, że potrafię przemówić w tak poważny sposób. – Cofnij nogę!
Zareagował na mój krzyk. Postawił stopę w śniegu. Tym razem dziwnie mi się przyglądał, jakby nie wierzył w moją obecność, coś w jego oczach wyglądało podejrzanie. Czerń jego tęczówek poszarzała, przez co dostrzegłam rozszerzone źrenice. Nawet kolor skóry zbladł, choć zawsze mi się wydawało, że już bardziej blady być nie może. Bał się? Spięte w kitek czarne włosy podróżowały w powietrzu, ciągnęły go ku przepaści.
     - Posłuchaj mnie uważnie. Zrób krok do przodu i chodź do mnie.
     - Nie, chodź do mnie. – Piskliwy głosik wrócił, przebił moje słowa.
     - Ty nie żyjesz – odrzekł z łzami w oczach. – Widziałem twój grób. Nie żyjesz.
To stąd jego dziwne zachowanie. Zaczynałam rozumieć, co się dzieje. To wcale nie była rzeczywistość przypisana do Itachiego. Pomyliłam się. Znajdowaliśmy się właśnie w pułapce, w pieczęci, która została na niego założona w dniu wstąpienia w szeregi Akatsuki. Ta myśl podniosła mi ciśnienie. Zrozumiałam, że jeśli skoczy stracę go na zawsze. Przegram z Akatsuki, pozwolę, aby jego duszę połknęło zło. Nie będzie odwrotu. Żałowałam, że nie mogę wstrzymać czasu. Potrzebowałam pomyśleć.
     - Nie jesteś prawdziwa! Nie mogę cię dotknąć! Jesteś martwa! To ja cię zabiłem! Powinienem skoczyć i definitywnie zakończyć to wszystko.
Myśl! Myśl! Myśl! Obezwładniły mnie przerażające emocje, te towarzyszące człowiekowi stojącemu przy łóżku bliskiej osoby, widząc jak porywa ją agonia. Jak wysysa z niej życie i zabiera ją do siebie. Musze obudzić w nim nadzieję. Dobić się do jego serca.
     - Pamiętasz, jak oblałam cię płatkami? Jak później mnie goniłeś i wrzuciłeś mnie pod zimną wodę pod prysznicem? Jak się wtedy kochaliśmy zauroczeni daną chwilą? Pamiętasz to uczucie, Itachi? To, które się pojawia, gdy jesteśmy razem. Mówiłeś, że jesteś ze mną szczęśliwy. Pamiętasz to? – Mogłabym przysiąc, że zauważyłam w jego oczach blask, a ich szarość ponownie przesiąkała czernią, powoli, ale przesiąkała. – Pamiętasz, jak oglądałam twoje walki? Jak byłam zazdrosna o Guren, choć wiedziałam, kogo naprawdę kochasz? Pamiętasz nasze wspólne chwile?
     - To tylko twoja pamięć płata ci figle, Itachi. Jej nie ma. Ona nie istnieje.
Szarość powracała.
     - Jeśli skoczysz, skoczę za tobą. Zabijesz nas obu. Jesteś pewny, że nie istnieję?
Oderwał nogę od podłoża. Śnieg spadł w przepaść.
     - Zabijesz nas!
Odnosiłam sromotną porażkę. Każde moje słowo, nawet to bardziej zaakcentowane, z wyjątkowo czystą dykcją, motywowało go do skoku. Zwątpił we mnie, uwierzył głosowi z nicości. Nerwowo podrapałam się w głowę, opuszczając wzrok.
     - Nie jesteś prawdziwa – spojrzał przez ramię, widziałam jedną stronę twarzy, tą bardziej mroczną. – Chcę do ciebie dołączyć. Wiem, że tam będziemy razem.
Przechylał się. Wzięłam głęboki oddech i zrobiłam to, co powinnam od samego początku. Od razu powinnam przypomnieć sobie, dlaczego naprawdę się we mnie zakochał. Nie za słowa, za wygląd, a za mój charakter – nieprzewidywalny, często narwany, ale także delikatny. Złapałam do ręki śnieg, uformowałam kulkę i rzuciłam. Trafiła go w skroń, poczochrała jego włosy, ale zatrzymała go. Przestał się przechylać, zamarł, jakby to zagranie go obudziło.

ITACHI

     Jeśli to wytwór mojej wyobraźni, to musiałem naprawdę wyjść poza ramy swojego umysłu. Nigdy w życiu nie stworzyłbym Sakury, która rzuciłaby we mnie kulką. Nie w takim kryzysowym momencie. Wykreowana przeze mnie Sakura pozwoliłaby mi odejść, a ona nieustępliwie o mnie walczyła. Czy się pomyliłem? Czy ten grób był wyłącznie pułapką? Czy zbyt szybko przekreśliłem naszą miłość?
Zajrzałem w jej oczy, dopiero teraz posłała mi uśmiech, pokazując swoje zadbane białe zęby. Zobaczyłem tę dziewczynę, w której zakochałem się bardzo dawno temu. Dzięki, której przeżyłem niesamowite chwilę. Ona odnalazła we mnie dobroć, pomogła odkryć sens mojego życia. To właśnie ta wyjątkowa różowowłosa dziewczyna uczyniła mnie szczęśliwym.
Nie skoczę. Nie potrafię zrezygnować z miłości. Z jej miłości.

SAKURA

     Radość przepełniała me serce. Odzyskałam go. Widziałam to w tych czarnych oczach. Szedł do mnie. Jeszcze chwila, a w końcu będę w jego ramionach. Odpocznę, odetchnę z ulgą, ponownie poczuję miłość. Tak bardzo go kocham, aż nie mogę uwierzyć, że tak długo czekałam na to spotkanie. Od razu powinnam odnaleźć Itachiego. Dlaczego tyle czasu zwlekałam?
Dużo spraw wygląda przerażająco dopóki nie wejdziesz w ich wir.
Wyszłam mu naprzeciw. Zbyt dużo nadziei wyzwolił we mnie ten moment. Odzyskałam go! Nadal nie mogę uwierzyć, że udało mi się z nim zjednoczyć. Tyle uciekania, przeciwności, tyle zmarnowanego czasu. Wiecznie coś stawało nam na drodze, a teraz miałam go przed sobą, dzieliło nas kilka kroków do bycia razem. Już nigdy nie pozwolę mu odejść. Będę robić wszystko, aby już nigdy nas nie rozdzielono.
Wpadłam mu w ramiona. Tak! Pogrążona w ekscytacji i ekstazie zarechotałam, po chwili i on śmiał się ze mną. Chyba oboje postradaliśmy zmysły, bo zbyt długo czekaliśmy na ponowne spotkanie. Odsunąwszy się ode mnie na niewielką odległość pogłaskał mnie po policzku. Wyglądał, jak mój Itachi. Przystojny, szczęśliwy, z wielkim sercem. Nigdy nie zapomniałam tego jego oblicza, dlatego walczyłam. Dlatego się nie poddałam.
Próbował mnie pocałować.
     - Nie! – rozgniewany głos powrócił. Moc jego krzyku zbudziła ziemię do życia. Zrobiliśmy krok w tył, próbując utrzymać równowagę. Nadal trzymaliśmy się za ręce.
     - I co teraz? – obejrzał się przez ramię.
Z przepaści wyleciała czerwona, niezwykle gęsta ciecz. Pomarańczowe smugi błądzące po niej, niczym rozszalałe promyki słońca łączyły się w jedność. Z biegiem chwil zbudowały ogromną maskę. Pomarańczową, dzieloną na kilka zaokrąglonych pasów, od razu przywołała mi na myśl kręgi drzewa. Po prawej stronie widniała czarna dziura, w której ukazało się ludzkie oko - czerwone oko - Sharingan.
     - Nigdy nie odpuszczą, co nie? – Itachi wygiął wargi w niewielkim uśmiechu. Położył rękę na moim brzuchu i popchnął mnie za siebie. Próbował osłonić mnie swoim ciałem.
     - Nie pozwolę wam być razem! Nigdy!
Z cieczy uformowały się dłonie.
     - Powstrzymam go, a ty znajdź pieczęć – zaskoczony Itachi lekko się wzdrygnął. Podejrzewam, że przestraszyła go myśl ponownego rozdzielenia, jak mnie.
     - Nie – odparł wyjątkowo twardo. Nie spuszczał wzroku z dziwactwa przed nami.
     - Musimy znaleźć pieczęć, a tylko ty jesteś w stanie ją złamać. Powstrzymam go do tego czasu.
     - Powiedziałem nie, Sakura.
     - Posłuchaj, nie mamy czasu na zabawę. Poradzę sobie. Jestem wystarczająco silna, aby go czymś zająć.
Tak naprawdę lekko naginałam prawdę. Aktualnie nie przychodził mi żaden pomysł do głowy, w jaki sposób powstrzymać taką ilość czerwieni. Nawet nie wiedziałam, z czym mam do czynienia.
     - Jeśli mamy go powstrzymać to tylko razem. R a z e m, rozumiesz? – zaakcentował mocno pytanie. – Nie pozwolę, abyśmy znowu się zgubili i błądzili w nieskończoność. Nie tym razem, Sakura. Mamy szanse, ale tylko wtedy, gdy jesteśmy razem. Rozumiesz, co mówię?
Pokiwałam głową, choć chyba tego nie zauważył. Załapałam go za dłoń, która nadal opierała się o mój brzuch. Wielki stwór, kimkolwiek był, zamachnął rękoma w tył.
     - Jeśli chcesz to zrobić razem, to trzeba wiać.
     - Co? – pociągnęłam go za sobą.
     - Stojąc nie przeżyjemy.
Pobiegłam przodem, po kilku sekundach zrównał ze mną krok.
Wielkie łapy uderzyły w podłoże. Ponowne trzęsienie ziemi lekko nami zahuśtało, ale nie poddaliśmy się tak łatwo. Sunęliśmy w dół, jak najszybciej potrafiliśmy.
Drzewo, które wcześniej ledwo zakwitło, w tamtej chwili, gdy wielkie dłonie rozpętały pędzące na nas piekło, rozrosło się w mgnieniu oka. Przytrzymało na moment czerwoną lawę, która próbowała nas zgładzić.
     - To kupiło nam trochę czasu. Nie zatrzymuj się. Biegnij – zacisnął moją dłoń.
Mimo, że sytuacja naprawdę była nieciekawa, czułam się w pewnym sensie bezpiecznie. Skupiłam się na tym, co zdobyłam, a nie na tym, co za moment mogę stracić. Długo błagałam Kakashiego o śmierć, a on nie wysłuchiwał moich próśb. Wiecznie mnie popychał w różne strony, próbował wyzwolić we mnie wściekłość, przygotować mnie do najgorszego. Dziś byłam mu za to wdzięczna.
Rozległ się chrzęst łamanego drzewa. Czerwona moc zła przedarła się przez zaporę.
     - Nie zwalniaj – przyciągnął mnie do siebie. Lekko zaplątały mi się nogi, więc prawie się potknęłam. Na szczęście szybko pomógł mi wrócić do poprzedniego tempa.
Nigdy nie wyobrażałam sobie, jak trudno jest biec w tak wysokim śniegu. Wysysało ze mnie moc, było gorsze niż trening po plaży. Czułam, że stopniowo łapie mnie kolka. Nie umiałam poprawnie oddychać – wdychać przez nos i wypuszczać powietrze ustami. Zbyt ciężko się biegało, zbyt wiele emocji towarzyszyło tej ucieczce. Miałam go przy sobie, ale energia nieubłaganie wyciekała z mojego ciała. Słabłam. Na niedomiar złego robiło się strasznie zimno.

ITACHI

     - Zbliżamy się.
Najmniejsza cząsteczka w moim ciele powiadamiała mnie o zbliżającym się wyzwaniu. Byliśmy blisko, jeszcze kilka metrów i trafimy do wyjścia – do pieczęci przytrzymującej nas w tym ponurym miejscu. Nie pocieszał mnie fakt goniącej nas śmierci. Drzewo kupiło nam trochę czasu, jednak nadal mogło być go za mało.
Przedarliśmy się przez kolejną warstwę śniegu. Teraz sięgał Sakurze do pasa, mi mniej więcej do połowy ud. Trafiliśmy. Nasza wędrówka skończyła u mety.
Przed nami rozpinała się wielka pieczęć. Złotawy pentagram, namalowany jakby sprejem na niewidzialnej ścianie. W jego wnętrzu drgała mała czerwona chmura – Akatsuki. Cały znak był ogromny, znikał gdzieś wysoko w niebie.
     - Jakiś pomysł? – Sakura się schyliła, oparła ręce o kolana, które znikały w czystej bieli. Próbowała złapać oddech. Widziałem, jak mruży oczy, gdy pot przedzierał się przez rzęsy.
Puściłem jej dłoń, aby dotknąć pieczęci. Zawibrowała, a ja poczułem lekkie elektrowstrząsy kujące moją skórę. Cofnąłem się. Trzęsienie ziemi się wzmagało. Gdzieś niedaleko powędrował truchtem złowieszczy śmiech.
Uderzyłem pięścią w pieczęć, ponownie zawibrowała, lecz teraz poraził mnie silniejszy prąd. Potrząsałem ręką.
     - Coś wymyślę – zerknąłem na Sakurę, której uwagę pochłaniał czysty stok, gdzie niedługo pojawi się nasz kat.
Później kopałem i kontrowałem pięściami – nic. Za każdym razem paraliżował mnie coraz większy ból, a prąd wstrzymywał bicie mojego serca. Przyklęknąłem na jedno kolano.
     - Dobra, inaczej.
Gdy odnalazłem w sobie wystarczająco dużo sił, aby na nowo normalnie funkcjonować pobiegłem w kierunku lawiny. Nie omieszkałem zapomnieć o Sakurze.
     - Co ty wyprawiasz?
Zza horyzontu wychyliła się chmara czerwono-pomarańczowego niebezpieczeństwa.
     - Ufasz mi? – zatrzymaliśmy się. Zawróciłem.
     - Zawsze – odpowiedziała bez namysłu, bez najmniejszego mrugnięcia, bez żadnego zawahania i zwątpienia.
     - To chodź.
W dwójkę ruszyliśmy na pieczęć. Lawina była tuż za naszymi plecami, wyjątkowo blisko, deptała nas po cieniu.
     - Skacz – w jej oczach rozbłysnął strach.
Złapałem ją oburącz w pasie, w momencie oderwania się od ziemi, gdzie wyskok wcale nie był taki prosty i skuteczny, wśród powstrzymujących kilogramów śniegu, i zasłoniłem jej delikatnie ciało własnym. Plecami uderzyłem w pieczęć. Elektryczność odbyła paradę w moim ciele, ale wreszcie odpuściła – usłyszałem głośny huk pękającej szyby.

SAKURA

     Nabrałam powietrze w płuca, moje ciało wygięło się w łuk. Miałam wrażenie, że coś miażdży mi żołądek, po chwili to wrażenie zamieniło się w nieprzyjemny pochód miliona robaków żywiących się mną od środka.
     - Jak się czujesz? – pomrugałam kilka razy, z rozmazanego, wyjątkowo nieostrego obrazu, wydostała się biała czupryna Ino. Uśmiechała się szeroko.
     - Lepiej – złapałam się za brzuch. Wyczułam zaschniętą plamę krwi.
     - Podtrzymywaliśmy was przy życiu. – Ino zaprzestała leczenie. – Musieliśmy zadbać, abyście do nas wrócili.
     - Skąd wy… - skierowałam wzrok na wciąż nieprzytomnego Itachiego. Nagle zapomniałam o swoim pytaniu i wewnętrznej ciekawości. Całą uwagę poświęciłam jemu. Przeczołgałam się do niego, złapałam go pod pachę i położyłam na swoich udach. Rękoma gładziłam jego policzki.
     - Jego stan jest stabilny…
Syknęłam, przerywając wypowiedź Ino. Nie chciałam, aby nam teraz przeszkadzano. Czułam jego niemiarowe, choć silne, bicie serca.
     - No chodź… - W oku zakręciła mi się łza. Nie rozumiałam, dlaczego to tak długo trwa. – Wracaj!!! – krzyknęłam z wściekłości, jaka naruszyła we mnie ścianę niepewności.
Zakaszlał. Najpierw powoli, później intensywniej. Pomogłam mu przechylić się na bok. Z ust wyleciała krew zmieszana z pomarańczową substancją. Szybko wsiąknęła w ziemię.
To koniec walki z pieczęcią. Jedna z otwartych bram została zamknięta na klucz, a potem nieodwracalnie zniszczona. To nasze pierwsze z niewielu zwycięstw ostatnich czasów. Na reszcie RAZEM.
     - Razem… - szepnął, delikatnie muskając palcami mój nadgarstek. Nadal leżał na boku, osłabiony przygodami.
     - Razem – powtórzyłam szczęśliwa.

1 komentarz:

  1. Nareszcie są razem! :D Nawet nie wiem co napisać. Rozdział bardzo mi się podobał, zresztą jak wszystkie, ale przez to, że tak się wciągnęłam, oczywiście zapominałam o komentarzach. Wybacz. :(
    Nie mogłam się oderwać od twojego bloga, tak się wciągnęłam, że masakra.
    Chyba na tym skończę, bo serio nie wiem co mogłabym jeszcze napisać. :/ Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń