niedziela, 14 grudnia 2014

Odejście (Cz. II)


CZ II

            Czas szybko ucieka, w szczególności, gdy czegoś nie chcesz i przed czymś uciekasz. Nim się obejrzysz przychodzi pora na zmierzenie się z własnymi słabościami. Itachi od samego rana był nerwowy, wystarczyło krzywo na niego spojrzeć, a już podnosił głos i wychodził z siebie. Miał wyjątkowo słabą cierpliwość, nie zapominając o wyrozumiałości. Większość poranka wisiał na telefonie, dając reprymendy swoim pracownikom. Wyżywał się na nich, jakby byli czemuś winni. W końcu ochłonął, pozwolił zdrowemu rozsądkowi przemówić do rozumu i zlecił te zadanie swojemu zastępcy. Później usiadł na fotel, włączył telewizję i odpłynął, patrząc tępo w ekran.

Itachi był prezesem jednej z najlepiej prosperujących firm w kraju. Nigdy, o tym nikomu nie mówił, starał się mieszkać skromnie, aby nie zwracać na siebie uwagi. Nie miał zamiaru otaczać się fałszywymi ludźmi, którzy są z nim ze względu na pozycje. Wolał to ukrywać i całkiem dobrze mu szło. Nikt z tego miasta nie wiedział, czym się zajmuje. Właśnie z tego powodu wcześniejszej uciekł od Sakury - znalazł inwestorów i wspólników, a następnie wdrożył w życie długo rozkwitający w jego głowie plan. Odniósł sukces.
Nigdy nie pałał sympatią do ckliwych i wylewnych wyznań. Większość emocji chował w swoim wnętrzu, aby zachować twarz. Nie lubił obnażać się z uczuciami i przez to najbardziej cierpiał. Zastanawiał się, czy zmiana nastawienia mogłaby mu pomóc odzyskać Sakurę. Może gdyby był lepszy, podobny do jej teraźniejszego wybranka, miałby u niej racjonalne szanse. Teraz w to nie wierzył. Człowiek nie może zmienić się z dnia na dzień, tym bardziej dla nierealnych pobudek. Skąd pewność, że jego zmiana i miłosne słowa, cokolwiek by naprawiły? Kochał tę dziewczynę. Kochał ich dziecko.
A ona wyjechała z innym na weekend. Weekend, gdzie może stać się wszystko. Itachi brał pod uwagę oświadczyny. To zdenerwowało go jeszcze bardziej. Przebrał się w sportowe ubranie i znowu wybiegł na ulicę. Nie wytrzyma w miejscu. Nie teraz, gdy przegrywa walkę walkowerem.

###

            Kaori szybko zaaklimatyzowała się w nowym miejscu. Sakura odniosła wrażenie, że traktuje rodziców Hidana, jak swoich dziadków. Trochę martwił ją ten fakt, bo jedynie utrudniało jej sprawę z podjęciem decyzji. Tak, Sakura wciąż nie widziała siebie u boku Hidana, jako wybranka do końca życia. Owszem darzyła go uczuciami, ale sporo brakowało do – na dobre i na złe, aż śmierć nas nie rozłączy. Pomógł jej, wsparł ją finansowo, zaoferował wspólne mieszkanie, dzięki czemu wyprowadziła się od rodziców i udzielał wskazówek dotyczących kariery. Właśnie Hidan pomógł jej wrócić do pracy i nigdy nie żałował na nią pieniędzy. Czy wykupił jej lojalność? W pewnym sensie takie odniosła wrażenie. Nie może go porzucić, bo jak sobie poradzi? Miała dobrą pracę, ale dopiero zaczynała piąć się w górę i dużo brakowało, aby utrzymać siebie i dziecko, plus znaleźć inne mieszkanie i opłacić rachunki, nie wspominając o wyżywieniu. Czy mogła liczyć na wsparcie finansowe Itachiego? Nie wyobrażała sobie tej rozmowy, w której poprosi go o alimenty. Z prawnego punktu widzenia mogła żądać pieniędzy, ale z moralnego wolała stracić rękę. To mogłoby zranić Itachiego. Widziała, że sam ledwo wiąże koniec z końcem skoro ma jeszcze studiującego brata na głowie. Nie może go wykorzystać dla swoich własnych przyjemności. Czy to oznaczało przyszłość z Hidanem?
Została osaczona przez rzeczywistość, przysunięta do muru. Wszystko byłoby łatwiejsze, gdyby Itachi wykazał zainteresowanie i chciałby naprawić ich relację. Gdyby tylko wciąż ją kochał…
            - Gotowa na kolację? – przystanął w progu. Popatrzył na wybrankę swojego życia. Tak, Hidan był pewny swoich uczuć i zamiarów. Dokładnie zaplanował ten wieczór, ułożył już nawet słowa. Po jej minie stracił pewność siebie, ale i tak postanowił to zrobić. Musi, zanim będzie za późno.
            - Jasne – posłała mu niemrawy uśmiech. Wymusiła go specjalnie dla niego. Nie zasługiwał na cierpienie, był dobrym człowiekiem.
Podszedł do niej, aby ją pocałować. Zamknęła oczy, czując ciarki błądzące za klatką piersiową. Siwowłosy zauważył stojącą w rogu nierozpakowaną torbę. Wyjęła najpotrzebniejsze rzeczy, reszta nadal leżała złożona w środku. Ten widok ścisnął jego serce. Jednak skoro tu jest nadal ma szanse. Jeszcze jej nie stracił.
            - Gdzie Kaori? – zapytała po pocałunku. Wyglądała trochę lepiej, nabrała delikatnych rumieńców, choć jej oczy wciąż nie odzyskały blasku, które zgubiły po powrocie Itachiego.
            - Z mamą – puścił jej oczko i złapał za dłoń. – Chodźmy na dół. Pewnie już na nas czekają.
Zeszła, choć w środku trzęsła się jak galareta. Przerażała ją sama myśl o zakończeniu tego wieczoru. Weekend miał jej pomóc się zdystansować. Osiągnęła zupełnie inny efekt. Zrozumiała, że czasami to serce wybiera, a rozum nie ma nic do gadania. Z niektórymi uczuciami nie można wygrać. A skoro nie można, to trzeba do nich dołączyć.
            Kolacja przebiegła wedle planu Hidana, na spokojnie. Rodzice akceptowali jego wybrankę życia, nawet pokochali Kaori. Widać było, że patrzą na nią z miłością. Ten fakt go radował. Pierwszy raz zobaczył w oczach własnych rodziców aprobatę, błogosławieństwo na dalsze życie. Sakura naprawdę była wyjątkowa, miała wszystko, czego pragnął od kobiety. Niewinna, czasami nieśmiała, niekiedy waleczna, miała duszę romantyczki, znała wartości rodzinne i je szanowała. Jej miłość stanowiła dla niego bardzo dużą wartość, choć obawiał się, że karmi się złudzeniami. Sakura kochała, ale chyba nie jego.
Poszedł za ciosem.
Klęknął przed dziewczyną, wyciągnął pierścionek i łapiąc ją za dłoń wyznał swoją miłość. Później zadał pytanie, najważniejsze pytanie swojego życia. Czy zostaniesz moją żoną? Po tych słowa nastała grobowa cisza. Dziewczyna nie odrywała wzroku od pierścionka z brylantem, na którego wydał kilkanaście tysięcy. Nie żałował jej niczego.
Zaschło jej w gardle, czuła nieprzyjemne pieczenie w żołądku, później zaatakowały ją zawroty głowy. Próbowała znaleźć w sobie odwagę, aby odmówić, gdy w koło niej zebrała się najbliższa rodzina Hidana i Kaorii, która nie do końca rozumiała, co się dzieje. Osaczył ją. Wybrał najgorszy z możliwych sposobów na oświadczyny. Jak można kogoś poprosić o rękę przy rodzicach? To był cios poniżej pasa. Tym bardziej, że czuła jego niepewność.
Cisza ciągnęła się w nieskończoność, zegar przestał tykać. W końcu Sakura zareagowała i delikatnie potrząsnęła przecząco głową. Naprawdę na krótką chwilę, ale wystarczyło, aby Hidan to zauważył. Wściekły wstał i wyszedł z jadalni, skierował swe kroki na górę, do ich sypialni. Sakura bez zastanowienia, przybita wstydem, pobiegła za nim. Kaori została z dziadkami. Każdy wiedział, że potrzebują teraz chwili dla siebie.
            - Czyś ty zwariowała?! – rzucił pudełko z pierścionkiem na łóżko. Sakura zamknęła za sobą drzwi. – Kompletnie zwariowałaś?! Oszalałaś?! Oświadczam ci się przy rodzicach, a ty robisz ze mnie głupka?! Sama wymyśliłaś ten wyjazd! Myślałem, że tego chcesz! Owszem miałem wątpliwości, ale nie sądziłem, że odwalisz taki numer!
            - Nie powinieneś tego robić przy Kaori i rodzicach! Nie mogłeś zabrać mnie na jakąś romantyczną kolację?!
            - Abyś mnie tam upokorzyła?! – podszedł do spakowanej torby, złapał ją i rzucił dziewczynie pod nogi. – Skoro chcesz Itachiego, to idź! Droga wolna!
            - Przestań! – próbowała go uspokoić, ale nie znalazła lepszego słowa. Była w szoku, sama nie wierzyła w to, co zrobiła. Naprawdę wybrała Itachiego. Człowieka, który już raz ją porzucił.
            - Nie pozwolę ci dłużej wodzić mnie za nos! Wpuściłaś mnie do swojego życia, to dzięki mnie wyszłaś na prostą! Tyle ci dałem! A ty mnie tak po prostu odrzucasz? Odrzucasz moje oświadczyny przez jakiegoś palanta, który ma cię w dupie?! Zostawił cię! Odszedł! Nawet się tobą nie zainteresował! Ani tobą, ani twoim dzieckiem! To ja ci pomogłem! Ja!!!
Miał prawo do bycia wściekłym i szanowała jego decyzję. Złapała za torbę.
            - Masz się wyprowadzić z mieszkania – dodał, gdy wychodziła. – W poniedziałek ma cię nie być.
Nie skomentowała tego. Spodziewała się takiego obrotu sprawy. Musiała wyjechać, zapomnieć o Hidanie i pozwolić mu wyleczyć złamane serce. Porzuciła go w wyjątkowo brutalny sposób, ale nie potrafiła dłużej go okłamywać. Bardziej by żałowała, gdyby wyraziła zgodę na ślub.
Zabolało. Cholernie go to zabolało. Właśnie cały świat runął mu na głowę. Nie sądził, że kiedykolwiek będzie mógł tak cierpieć.

###

            - Co robisz? – Sasuke zapalił w pokoju lampę. Itachi jęknął. Światło zgasło. – Śpisz?
            - Nic nie robię. Wypieprzaj z mojego pokoju. – Wrogość do całego świata nadal w nim tkwiła. Nie miał ochoty rozmawiać, a tym bardziej wysłuchiwać mądrych rad od dzieciaka.
            - Nadal się nad sobą użalasz?
            - Powiedziałem wypieprzaj z pokoju.
            - Zrobisz, coś w końcu z sobą?
            - Wypieprzaj, bo cię dorwę i ci nakopie.
            - Najpierw musiałbyś mnie złapać – powiedział, wkładając ręce do kieszeni.
            - Wypieprzaj – zachowywał pozorny spokój. Chował twarz w poduszce, przez co jego głos był lekko zniekształcony i przyciszony.
            - Wygrałeś.
            - Super. To wypieprzaj.
            - Nie zrozumiałeś – pokręcił głową w razie, gdyby brat na niego patrzył. Sam niestety go nie widział. – Naprawdę wygrałeś.
Otworzył szeroko powieki i wstał z łóżka. Spojrzał na Sasuke, a raczej na kontury jego ciała podkreślane przez moc światła za jego plecami. Na moment przymrużył oczy.
            - Skąd wiesz? – Sasuke się zaśmiał i wyszedł. – Skąd wiesz debilu? – powędrował za nim.
            - Czary mary – skomentował, wymijając sedno sprawy. Na jego twarzy widniał głupkowaty uśmieszek. Czuł swoją przewagę i sprawiało mu to radość.
            - Skąd wiesz?
            - Gdybyś się nie zamknął w pokoju i nie wyłączył telefonu wiedziałbyś, jako pierwszy. Zadzwoniła do mnie. Jedzie tutaj, więc weź się ogarnij, dobra? Jeśli zobaczy cię w takim stanie na pewno ucieknie.
Prysznic, prysznic, prysznic! Pobiegł do łazienki i szybko odkręcił kurek gorącej wody. Już nie może się doczekać spotkania.

####

            Sakura rozglądała się nerwowo po okolicy. Nacisnęła sprzęgło, później wcisnęła hamulec. Samochód zatrzymał się na opustoszałym skrzyżowaniu, nie daleko znaku stopu. Spojrzała w prawo, w lewo i wrzuciła na luz. Odetchnęła przez chwilę, jakby dopiero teraz zdecydowała się złapać pierwszy oddech. Przypominało jej to narodziny córki, gdy wzięła głęboki wdech bez pomocy jej pępowiny, gdy zaczęła płakać zaznaczając tym samym swoje przyjście na świat. Piękny moment, bolesny, ale wyjątkowo piękny.
            - Gdzie jedziemy, mamo?
            - Do taty – odpowiedziała bez namysłu. Zerknęła na lusterko wsteczne, gdzie zobaczyła lekko przestraszoną minę córeczki.
            - A Hidan nie jedzie?
            - Nie kochanie. Hidan został w domu – odwróciła się, ręką pogłaskała nóżkę córki siedzącej w foteliku.
            - Hidan był na mnie zły?
            - Nie – wyrzuciła ze smutkiem. – Skąd taki pomysł? – rozejrzała się, aby sprawdzić czy nadal są same na ulicy. Wszędzie panował gęsty półmrok.
            - Nie pożegnał się ze mną. – Kaori była bardzo przejęta. – Hidan zawsze się ze mną żegna.
            - Hidan jest zły na mamusie, dlatego nie zszedł na dół. Nie przejmuj się. On nadal cię kocha – posłała jej szczery uśmiech. Wiedziała, że jej oczy są smutne, ale liczyła na to, że córeczka tego nie zauważy.
            - Mamusiu, kto to? – Dziewczynka wskazała palcem przed siebie.
Sakura się odwróciła.
Nastąpił głośny huk, pierwszy z wielu, który przyczynił się do wybicia przedniej szyby.


1 komentarz:

  1. O ja pierdole mily wypadek. Biedny hidan ale sie zalamal jak odmowila szkoda go ale tylko troche. Sakura jeszcze mogla troche powodzic za nos itasia, ale to nic 😃 czytam dalej

    OdpowiedzUsuń