sobota, 27 grudnia 2014

Odejście (Cz. VI)


CZ. VI

Dopijał drugą szklankę whisky. Leżał na kanapie, patrząc ślepo w sufit. W głowie szukał racjonalnego wytłumaczenia na zachowanie Sakury. Skoro Sasuke twierdził, że coś było nie tak, to ewidentnie coś musiało być na rzeczy. Rzadko kiedy się mylił i szybko osądzał ludzi, wypowiadał się, gdy był czegoś pewien. Jego brat posiadał dar, rzadki dar, był dobrym przykładem pasującym do roli mentalisty.
            - Siemasz przyjacielu. – Sufit zasłoniła mu uśmiechnięta twarz kolejnego siwowłosego mężczyzny w jego życiu. Odwzajemnił uśmiech, gdy zdał sobie sprawę, że przyciąga do siebie charakterystyczne osoby. – Nie wstawaj. Nie musisz się wysilać.

Wziął butelkę i sam się obsłużył. Kakashi Hatake, najlepszy detektyw w stolicy i zarazem najlepszy przyjaciel, nigdy nie czuł przy nim skrępowania. Zachowywał się, jakby był u siebie.
            - To, z czym się zmagamy tym razem? – zmierzył go czarnymi oczami, jedną z nielicznych cech, jaka ich łączyła.
            - Musisz dla mnie kogoś sprawdzić – wysunął szklankę, aby dostać dolewkę. Kakashi z rozbawieniem napełnił ją do połowy.
            - Uwielbiam twoje zlecenia – nie ukrywał ekscytacji. Itachi zawsze miał nosa do ciekawych, niekiedy trudnych spraw. – Jak problemowi na imię?
            - Pamiętasz Sakurę? – uniósł w zaciekawieniu prawą brew, tym razem jego wyraz twarzy przybrał maskę zwątpienia. – Nie, nie chcę, abyś ją śledził.
            - Ulżyło mi – odetchnął z ulgą.
            - Nie zupełnie ją. – Kakashi spoważniał. – Nie bądź zaraz tak sceptycznie nastawiony. Jeszcze ci nie powiedziałem, co masz robić, a już przybrałeś tę swoją odmowną mordkę.
            - Za dobrze mnie chyba znasz.
            - Chodzi o jej faceta.
            - Ale telenowela – zaśmiał się. – Chcesz nabruździć w jej związku, aby znaleźć dla siebie miejsce? Wiesz, że to nie jest dobry sposób na odzyskanie miłości, co nie? Nie można nikogo zmusić do związku, a w ten sposób możesz jedynie zakłócić jej szczęście.
            - I w tym właśnie problem – usiadł, aby lepiej patrzeć na rozmówce. – Sasuke twierdzi, że nie jest z nim szczęśliwa. Dodatkowo ten człowiek jest moim pracownikiem, jednym z lepszych, więc poniekąd po spotkaniu z nim czuję, że Sasuke może mieć rację.
            - Brazylijska telenowela – dodał, upijając ostatniego łyka, który wykręcił mu twarz. Nigdy nie przyzwyczai się do ostrego smaku whisky.
            - Jaśniej proszę? – posłał mu pytające spojrzenie.
            - No wiesz, laska kogoś chce, ale jest z kimś innym, tamten też chce, ale nie potrafi zawalczyć, więc szuka cichego rozwiązania, później się okazuje – urwał, gdy Itachi syknął niezadowolony. – Dobra, co mam zrobić? Wyszukać wszystkie brudy i sprzedać je prasie?
            - Nie – niemalże krzyknął. – Nie chcę żadnych skandali, bo odbije się to na całej firmie. Jedyne, czego chce, to abyś sprawdził, czy jest z nim szczęśliwa. Jeśli odkryjesz jakieś podejrzane sprawy. – Kakashi przechylił głowę. – No wiesz, znęcanie się, wykorzystywanie, szantaż? Jeśli nic z tego nie wyczaisz daję spokój i będę mógł spokojnie zorganizować spotkanie z zarządem, aby rozpocząć jego projekt. Nie chcę popełnić błędu, a wiem, że ty pomożesz mi to zrozumieć. Nie wiem, czy przypadkiem zazdrość nie mąci mi w bani.
            - Mieszkasz, w tym biurze? – zapytał w sarkastycznym zabarwieniu. Zastanawiał się, czy odpowiedź jest istotna.
            - Gubisz wątek – pomachał przed nim niechlujnie ręką.
            - A więc mieszkasz – wysunął do przodu dolną wargę i nakrył nią górną. W jego oczach pojawiło się współczucie.
            - Nie zachowuj się, jak mój ojciec – pogroził mu palcem. – Nie chcę kazań na temat mojego stylu życia. Jest mi dobrze.
            - Czyżby? – zakpił.
            - Sprawdzisz Hidana? Sekretarka da ci wszystkie dane – położył się z powrotem na łóżku, dając w ten sposób znać o skończonej rozmowie. Miał nadzieję, że Kakashi zrozumie, w końcu znali się bardzo długo.
            - Pamiętasz, co powiedziałeś, gdy pomagałem ci tworzyć tę firmę? – wstał. Poprawiał nogawki spodni.
            - Co wy z tym pamiętasz? Nie mam dziury w mózgu.
            - Przyjechałeś do tego miasta pewny siebie, ale jednak trochę przestraszony, bo nigdy wcześniej nie wskakiwałeś na głęboką wodę. Widziałem w tobie szczeniackie podniecenie, widziałem iskrę w twoich oczach, dlatego właśnie ci pomogłem. Nie pożałowałem tego i chyba nigdy nie pożałuję, ale pamiętasz, co odpowiedziałeś, gdy cię zapytałem, po co to robisz?
Itachi znał kolejne słowa przyjaciela. Próbował o nich zapomnieć przez długi czas.
            - Powiedziałeś, że robisz to dla najpiękniejszej dziewczyny, jaką znasz. Powiedziałeś, że wierzysz w waszą miłość i to, że ci wybaczy, jak tylko zobaczy ile dla niej zrobiłeś. Stworzyłeś dobry zespół, szanowałeś od zawsze swoich pracowników i nigdy nie gardziłeś innymi ludźmi. Byłeś taki, bo napędzało cię uczucie do niej. Gdzie to się podziało, Itachi? Gdzie w tobie ta wielka miłość, za którą tak długo tęskniłeś? Nie pozwól mi myśleć, że się pomyliłem, bo brakuje ci odwagi, aby spojrzeć prawdzie w oczy. Czasami zamiast urządzania brazylijskiej telenoweli wystarczy iść i porozmawiać. Wystarczy zawalczyć, stanąć naprzeciw własnym pragnieniom, wyciągnąć po nie rękę. Jak to się stało, że wleciałeś na tak wysoką wyżynę dla pieniędzy, a dla miłości zakopałeś się w ziemi? Kim jesteś Itachi Uchiha? Czy tym samym chłopcem, który przyszedł do mnie niecałe cztery lata temu i poprosił mnie o przysługę? Miałeś wtedy mniej strachu w oczach, niż teraz, gdy chodzi o Sakurę. Czego się boisz, Itachi? – zawiedziony pokręcił głową. - Wezmę namiary od Miyu.
Zamiast głosu wypuścił ociężałe powietrze z płuc. Kakashi wyszedł. Bardzo dobrze pamiętał tamte dni, gdy codziennie mierzył się z niepewnością, gdy codziennie musiał udowadniać każdemu swoją wartość, a i tak często zamykano mu drzwi przed nosem. W najgorszych chwilach własnego życia myślał o Sakurze i wtedy, jakoś dziwnym sposobem uzyskiwał dodatkową ilość energii. Nie poddawał się, bo ona na niego czekała, wiedział, że czekała. Łączyła ich zbyt wyjątkowa więź, aby potrafiła z nim skończyć.
            - Odwołaj wszystkie spotkania – zatrzymał się przy biurku Miyu. – Zadzwoń do Eizo niech się przygotuje na objęcie moich obowiązków przez kilka dni. Ostatnio bardzo dobrze sobie poradził. Dodaj, że projekt Hidana Yugakure na razie zostaje pod znakiem zapytania.
Dostrzegł wyraźny, bardzo szeroki uśmiech na ustach sekretarki. Zaczął się zastanawiać, czy powiedział coś śmiesznego lub przekręcił jakieś słowo i wyszedł zupełnie inny sens, niż przewidywał.
            - Co? – zapytał zaciekawiony jej radością.
            - Nic – wzruszyła ramionami, nadal wyraźnie rozbawiona. Zmrużył oczy, jakby próbował ją wyraźniej zobaczyć. Niestety nie był swoim bratem, aby odnieść sukces w czytaniu z ludzkich reakcji.
            - Zadzwoń do Kakashiego, niech zaprzestanie wszelkich działań do odwołania – wskazała palcem na teczkę, na której leżała kartka. – Co to?
            - Chyba ktoś zna pana lepiej, niż może pan przypuszczać.
Na karteczce pochyłym pismem napisano jedno słowo. Itachi się zaśmiał.
            - Powodzenia, co? – zerknął kątem oka na sekretarkę. – Co za stary buc.
W dobrym humorze, z wyjątkowo walecznym nastawieniem, ruszył odebrać szczęśliwy los człowiekowi, który na niego nie zasługiwał.

###

            - Co za skurwysyn! – Rzucił talerz z jedzeniem w ścianę.
Sakura podskoczyła i zerknęła w stronę Kaorii. Przerażona dziewczynka skuliła się i przybrała minę, która rozpoczynała jej przygodę z płaczem.
            - Idź do pokoju – skierowała prośbę do córki, ale ona zahipnotyzowana wybuchem Hidana, nie zareagowała.
            - Niech zostanie! – złapał tym razem dzbanek z sokiem i również roztrzaskał go o ścianę. – Skurwysyn.
Hidan wrócił w niezwykle złym humorze, od samego przejścia przez próg przeklinał pod nosem. Sakura starała się go unikać, więc skupiła swoją uwagę na gotowaniu. W kuchni nic jej nie groziło, ale przy wspólnym posiłku Hidan całkowicie stracił nad sobą kontrolę. Potrzebował usunąć ten przerażający obrazek z przed oczu, ciągle widział Uchihę w roli prezesa, ubranego w drogi garnitur z przyklejonym uśmiechem do twarzy. Taki pewny siebie, czujący władzę. Nienawidził tego dnia, ponownie poczuł się bezwartościowy.
            - Do pokoju! – Sakura krzyknęła. Hidan pociągnął za obrus, zrzucił całą porcelanową zastawę na podłogę.
Kaori z przerażeniem pobiegła do swojego pokoju, zapłakana schowała się w róg pokoju, za kanapę. W momencie, gdy ujrzała tę stronę Hidana, pragnęła przytulić się do Itachiego, swojego ojca, za którym bardzo mocno tęskniła, ale bała się o tym wspominać smutnej mamie. Kaori tęskniła za wszystkimi, również za Sasuke, z którym się nie pożegnała.
            - Tatusiu – szepnęła, słysząc krzyki matki dobiegające zza drzwi.
Sakura próbowała się wyrwać, ale nie potrafiła wygrać z rozwścieczonym Hidanem. Szarpiąc ją za włosy, zaciągnął do ciemnej sypialni i pchnął na łóżko. Zapalił światło, aby pokazać Sakurze, co ją czeka. Odpiął pasek, stopniowo wysuwał go ze szlufek. Specjalnie budował napięcie, by zobaczyć zapłakaną twarz dziwki, która odważyła się od niego odejść. Jako pierwsza sponiewierała jego dumę, drugą osobą był Itachi Uchiha. Tak naprawdę, gdyby się nad nią nie zlitował, gdyby ją zostawił, byłby szczęśliwszy. Zniszczyła mu życie i miał zamiar wymierzyć sprawiedliwość. Wyłącznie w ten sposób ulży swoim koszmarom.
            - Hidan – cofnęła się na łokciach. Podszedł do rogu łóżka. – Nie rób tego. Nie wiem, co się stało, ale nie musisz tego robić…
            - Mogę cię zostawić w spokoju – wygiął jeden kącik wargi w górę. – Mogę to zrobić, ale wtedy pójdę z tym pasem do pokoju obok – spojrzał na nią spod zmarszczonych brwi. Teraz pokazywał całe idealne uzębienie.
Delikatnie potrząsała głową, łzy spływały po policzkach.
Pierwszy cios zabolał najbardziej, trafił w kręgosłup, fala impulsu zapierającego dech w piersiach zatrzymała krzyk w gardle. Drugi raz celował wyżej, z powodu pieczącego rozbieganego strumienia zagryzła w ustach kołdrę, jęknęła. Uderzał szybciej i szybciej, używał więcej siły, mniej precyzji. Nie celował, po prostu wyładowywał swoją frustrację. Skórzany pas po raz ostatni, rozpędzony niczym samochód na torze wyścigowym, trafił w głowę, powędrował przez policzek rozdzielając skórę na pół. Sakura straciła siły, czuła krew zalewającą nos, ale zmęczenie kazało jej o tym zapomnieć. Zamrugała, świat wirował własnym tempem, wszystko było takie odległe, skryte za mgłą. Miała wrażenie, że ktoś wlał jej do żył kwas, który palił ją od środka. Serce zawyło ciężko. Nie umiała nawet kiwnąć palcem. Czuła ból. Wszędzie królował ból ubrany w czarny płaszcz. 
            - Nie musisz na mnie czekać.
Głos, uwięziony w szklanym pudełku, owiał ją lodowatymi ciarkami strachu.

###

Wszedł na klatkę schodową, już z daleka słyszał muzykę, domyślał się skąd dobiegają dźwięki. Sasuke często puszczał głośną muzykę podczas nauki. Twierdził, że odpowiednie nuty rozruszają mózg i pomagają mu zaabsorbować wiedzę. Tego Itachi nigdy nie podzielał. Wyciągnął z kieszeni klucze, po chwili już był w środku. Wszędzie panowała ciemność, jedynie w pokoju gościnnym paliło się niewielkie źródło światła. Najprawdopodobniej lampka stojąca na biurku. Przystanął w progu, przyglądając się bratu. Spoglądał na zegarek odliczając sekundy. Po minucie zaczął się śmiać, ale zagłuszył go rozwrzeszczany IPod.
            - Ty zapchlona łajzo – powiedział w normalnym tonie. Sasuke nadal nie wyczuł jego obecności, niczego nie podejrzewał. – Mógłbym cię teraz zabić i umarłbyś przy książkach. Ciekawi mnie, kiedy spostrzeżesz moją obecność?! – krzyknął, lecz nadal zachrypnięty głos wokalisty go przebijał.
Wpadł na głupi pomysł, był stary, jednak dalej przejawiał infantylnymi przebłyskami. Pobiegł do swojego pokoju, zdjął z kanapy narzutę i nałożył ją na siebie, zasłaniając głowę. Zostawił maleńkie otwory na oczy. Przykucnął w progu, aby sprawdzić czy brat nie zmienił pozycji. Następnie nieustannie zgięty w pół zakradł się do krzesła. Postanowił poczekać na zmianę utworu. Nastała długo oczekiwana cisza. Nie przyszło mu nic mądrego do głowy, więc wydał z siebie gardłowy warkot. Sasuke zastygł. Kolejny utwór nabierał tempa.
            - Zabiję cię! – zagroził blisko ucha brata.
Sasuke krzyknął, po czym niezdarnym ruchem zrywając się z krzesła, potknął się i upadł na podłogę. Przerażony wyciągnął przed siebie rękę w kierunku nieznanego napastnika. Itachi wybuchł śmiechem, śmiał się tak długo i intensywnie, że rozbolał go brzuch i z kącików oczu wypłynęły łzy. Z wrażenia usiadł na ziemie. Tarzał się zawinięty w narzucie.
            - Pojebało cię?! – Młodszy Uchiha wyłączył muzykę.
            - Sorry, wybacz – pomachał ręką, następnie chwycił się za brzuch. – Mogłeś widzieć swoją minę. Wyglądałeś jak mała, przestraszona dziewczynka. A ten krzyk! – parsknął kolejnym śmiechem. – Aaaa! – próbował go naśladować. – Nigdy tego nie zapomnę! Epicka mina, stary.
            - Spadaj – kopnął go w kostkę, wychodząc z pokoju.
Jego serce nadal biło w niesamowitej częstotliwości. Waliło, jakby chciało wyskoczyć z klatki piersiowej. Dopiero po kilku sekundach zaczął trzeźwo myśleć i ta sytuacja rozbawiła jego również.
            - Już ze mną rozmawiasz? – zacisnął usta, bo brat ciągle go rozśmieszał. Aby zwiększyć efekt wypchał poliki powietrzem, przypominając chomika z zapełnioną jedzeniem buzią.
            - Powinieneś iść się leczyć – popukał palcem w czoło. – Jesteś stary i pojebany, jak pęk słomy. I zmień wyraz twojej mordy, bo i tak wiem, że długo będziesz się z tego śmiał.
            - Mówiłem do ciebie, gdy przyszedłem. Dałem ci szansę. Nie wiń mnie za wykorzystanie okazji – uciekł wzrokiem.
            - Pierdol się – pokazał mu środkowy palec. – Co skłoniło księciunia do niezapowiedzianego powrotu?
Spoważniał. Przypomniał sobie o celu, jaki go tutaj sprowadza. Naprawdę denerwował się przed spotkaniem z Sakurą, przez całą podróż układał zdania, zastanawiał się, od czego zacząć, stworzył kilka możliwych dróg, ale ciągle tkwił w impasie. Sasuke zaobserwował w niej widoczne zmiany, a skoro ich dokonała wszystkie jego słowa mogą odbić się od muru. Zdecydował pójść za intuicją i zaimprowizować.
            - Postanowiłem cię odwiedzić. W końcu nie widzieliśmy się sporo czasu.
            - Nie ściemniaj – spiął mięśnie policzków. – Oblazł cię strach?
            - Gdyby tylko – przystanął przy kapanie i przechylił się do tyłu. Opadł na nią z dużym impetem, utrzymując przed sobą wyprostowane nogi. – Jest źle. Co mam jej powiedzieć? Czy nie zmarnowałem szansy? Bez sensu. Jakby chciała mnie widzieć, to przecież by zadzwoniła, prawda? Ale ten jej gościu, Hidan, faktycznie coś w nim siedzi. Bez sensu – uderzał dłońmi w uda, wyklaskiwał rytm ostatnio słyszanej piosenki. - Potem rozmawiałem z Kakashim, a ten stary pierdziel zawsze ma racje. Nienawidzę, gdy wszyscy w koło mnie są mądrzejsi. Łatwiej się mówi, niż się robi. Przejechałem tyle kilometrów, ciągle ściska mnie w żołądku i gówno z tego mam. Co mam zrobić? Zapukać do jej drzwi i wyznać jej miłość? Przecież to głupie. Trzaśnie drzwiami i zostanę sam – rozgadał się. – Powinienem przynieść kwiaty? Misia? Słonia na smyczy? To wszystko jest bez sensu!
            - Bez sensu – pokiwał głową. – Weź ty się jebnij w ten twój pusty czerep. Idź się wykąp i pojadę z tobą. Ale wykąpać się musisz, bo śmierdzisz. I przebierz się w coś normalnego, a nie łachmany od Gucciego. No chyba, że zmieniłeś zdanie i chcesz jej powiedzieć prawdę, ale nie radziłbym ci zasypywać ją tyloma nowinkami na dzień dobry. Więc kąpiel, szmaty i jedziemy.
Ponownie zaatakował go skurcz żołądka, silniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Było tyle tajemnic do odkrycia, że sama ich ilość odpychała go od Sakury. Precyzyjniej: czuł, że właśnie przez to wszystko, co udało mu się osiągnąć i co przed nią zataił, ją straci. Bezpowrotnie ją straci.
            - Kąpiel, szmaty i jedziemy!
Zmotywował go do ruchu.

###

Dlaczego się nie budzisz mamusiu? Jestem głodna. Mamusiu powinnaś mnie zawieźć do przedszkola. Dlaczego się nie budzisz skoro już czas wstać? Mamusiu, proszę.

###

Zapukali, odpowiedziała im cisza, zadzwonili, ponownie zero reakcji.
            - Może wyszła? – Sasuke zerknął na zegarek. – Jest prawie dziewiąta. Może odwoziła Kaori do przedszkola i gdzieś zabłądziła?
            - Dziś sobota, kołku – rzucił mu spojrzenie pełne politowania. To on powinien tracić głowę, a nie jego młodszy brat.
            - Spróbuj jeszcze raz i spadamy.
Nabrał powietrza, przystawił pięść do drzwi, lecz zrezygnował z kolejnej bezsensownej czynności. Zamiast tego złapał za klamkę.
            - Otwarte – uchylił je. – Wchodzimy?
Sasuke wzruszył ramionami. Weszli do środka w całkowitą ciemność, jak na tę godzinę było to nietypowe. Dopiero później zauważyli zasłonięte rolety. Szli ostrożnie, przypominając włamywaczy, szukających łupów. W oddali przemknęła niska postać, tuptanie ucichło w pokoju dziecięcym. Dało się również usłyszeć ciche szlochanie. Zerknęli na siebie porozumiewawczo, Sasuke ponownie skwitował tę dziwną irracjonalną sytuację, wzruszeniem ramion.
            - Kaori? – wyprostował się, sięgnął do włącznika zapalając światło.
Wszędzie panował nieład, na podłodze walały się pozbijane naczynia zakryte pobrudzonym obrusem. Wyglądało, jakby przez jadalnie przebrnęło stado dzików.
            - Co tutaj się stało?
            - Kaori?! – zawołał głośniej, z nadzieją, że córka wciąż pamięta jego głos.
            - Tata? – zapłakana twarzyczka wychyliła się zza progu. – Tata! – kucnął, a córka trzymając w ręce misia, którego podarował jej na trzecie urodziny, wbiegła mu w ramiona. Przytulił ją mocno, dopiero wtedy dziewczynka rozpłakała się na dobre.
            - Hej, wszystko dobrze maleńka – gładził jej włosy. – Co się stało? Gdzie mamusia?
            - Mówiłem, że coś jest nie tak.
Niestety Kaori była bardzo mocno roztrzęsiona, wyglądała na zmęczoną i przestraszoną. Nie odpowiedziała, wyłącznie płakała, wtulając się to coraz mocniej w ramiona ojca. W pewnym momencie opuściła miśka i obiema rączkami objęła go w szyi.
            - Itachi – szepnął wyjątkowo cicho, przez moment zastanawiał się, czy w ogóle powiedział jego imię, czy utknęły mu w gardle i w zamroczonym umyśle.
Stał, z ręką zawieszoną na włączniku, wpatrzony w blade, nieporuszające się ciało Sakury. Przełknął ociężale ślinę i wtedy wszystko działo się, jakby w odległym świecie. Pamiętał brata, który z krzykiem przekazał mu córkę, a później sam przysiadł na łóżko obok różowowłosej kobiety. Sprawdzał jej puls, w panice sięgnął po telefon, z drżącymi rękoma wybierał numer pogotowia. Sasuke wiedział, że nigdy nie zapomni tego obrazka, tego uczucia, jakie nagle oderwało go od rzeczywistości. Później otaczało go więcej stłumionego krzyku. Brat krzyczał, tak sądził, po wyrazie jego twarzy i szeroko otwieranych ustach.
            - Wyprowadź Kaori! – zdołał wyróżnić słowa z otępiającej próżni.
Wyszedł. Na miękkich nogach, jakby ważył trzysta kilo, albo świat zdecydował zwiększyć siłę grawitacji. Szurał barkiem po ścianie, od czasu do czasu się od niego odbijał. Kaori płakała, głośno, choć dla niego cała ta scena była sekwencją klatek filmowych odtwarzanych w kinie, a jej płacz znikał w czeluściach wciśniętego przycisku mute.

3 komentarze:

  1. Po pierwsze, tak się nie robi, w sensie nie bije się kobiet!!! Co się tyczy Hidana rzecz jasna. A po drugie nie zaczyna się od końca co tyczy się oczywiście mnie, bo jakrze by inaczej :D
    Jak byłam okropnie rozstrojona, tak teraz mi przeszło po przeczytaniu nowych rozdziałów, tak teraz więcej ogarniam i zaczynam się zastanawiać czy przyjdzie taki dzień, gdy Kiruś przejdzie na ciemną stronę mocy i napisze choć jeden socysty romansik ^^ pomimo twojego krwistego usposobienia, wierze i czekam na owy dzień ;)
    No a jeśli chodzi o rozdział tak konkretnie, ten oraz poprzedni to powiem ci że ten mały dzieciak... boże jak ona sie nazywała... Kaori! Tak a więc Kaori (pomińmy fakt że musiałam zerknąć do rozdziału) zaczyna jak na swoje latka myśleć i dochodzić do poprawnych wniosków, Itachi dobry, Hidan be. Sakura prędko sie raczej nie pozbiera patrząc na jej aktualny stan zdrowia, a Itachi no wreszcie, WRESZCIE się opamiętał, łajza jedna lubująca się w alkoholach, w rozdziale zawarłąś wszystko co mnie nękało od tamtego pamiętnego rozdziału, wiem że lubisz się nademną znęcać ale na razie to chyba koniec tak? Poznęcaj się przy następnym opowiadaniu, nawet ci pozwalam ale teraz, jedyne co mnie interesting to to, co ta podła siwa kreatura zwana Hidanem ma na Sakurę. Bez łądu i składu komentarz ale teraz liczy się dla mnie jeden ważny szczegół, że mamy prawie południe a ja nie jadłam śniadania!!!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, że się staram kurde napisać coś normalnego, w sensie taki żywy ROMANS, ale zawsze gdzieś zabłądzę... Będę walczyć ze swoim KRWISTYM USPOSOBIENIEM xD

      Usuń
  2. No super ! Napisałam w chuj długi komentarz,w którym analizowałam dosłownie wszystko !
    Nie chce mi sie go pisać drugi raz,ale wiem,że jeden komentarz może poprawic nastrój blogera o 100 pro.
    A więc. Początek czytam i czytam . Widzę,że piją whishey . Włączam sobie więc odpowiednią nutkę (https://www.youtube.com/watch?v=6ZgtxrgER4g ) .
    Jedziemy dalej. Pochłaniam,pochłaniam.
    Moment Hidana z Sakura - moje nowo naklejone,czarno -czerwone paznokcie znów leżą oderwane na biurku . Jak można bić kobietę ? A ja płakałam jak tata mnie lał pasem po dupie,kiedy byłam niegrzeczna .
    W pewnym momencie pomyślałam - dlaczego Hidan nie tknął Kaori ? Może coś przeoczyłam ? Nie wiem. Być może to moja wina . Ostatnio pochłaniam krymianały jak gąbka wodę ( polecam 'Kamieniarza ' !! ) .
    Tak więc,komentarz krótszy niz jego pierwowzór,no ale coż xD
    Czekam na nn ^^ !
    Pozdrawiam,Shana .


    / aitakunaru-no-shoudou.blogspot.com -------> nowa notka .

    OdpowiedzUsuń