CZ. IV
-
Wiedziałem, że wrócisz – złapał jej twarz, wbił palce w policzki. – Wiedziałem,
że zmądrzejesz. Zobaczyłaś, jaki jest naprawdę? Ponownie cię olał, prawda?
Walczyła z chęcią naplucia mu w twarz.
Tak bardzo powstrzymywała się przed okazaniem dumy, schowała ją najgłębiej w
swoim wnętrzu i zamurowała, ale mur wciąż nie zdołał wyschnąć na tyle, aby się
przez niego nie przebić. Pomyślała o córce, o tym, że może ją bezpowrotnie
stracić, jeśli nie weźmie się w garść.
-
Przepraszam – odparła spokojnie. – Naprawdę przepraszam za wczoraj. Nie chciałam
cię zostawiać, spanikowałam – skłamała.
-
Rozumiem – puścił ją, podszedł do okna. – Myślisz, że przyjmę cię z powrotem?
-
Mam taką nadzieję – szepnęła, wlepiając wzrok w podłogę. Wciąż czuła strach.
-
Słucham? – zapytał kpiąco. – Możesz powiedzieć głośniej?
-
Mam taką nadzieję, że mnie przyjmiesz – powtórzyła pewniej.
-
Rozumiem.
Hidan syknął i zmrużył oczy obserwując
bawiącą się Kaori na podwórku. Widział jej radość i teraz zrozumiał, jak dużo
dzięki niej zyskał. Właśnie ta mała dziewczynka pomogła mu uzyskać władzę nad
drugim człowiekiem. Nigdy nie zaufa Sakurze, ale ukarze ją w sposób odpowiedni.
-
Jeśli chcesz wrócić to na moich warunkach – przerwał długą chwilę niepewności.
– Co ty na to?
-
Jakich warunkach? – przerzuciła ciężar ciała z prawej na lewą nogę.
-
Pozwolę ci zostać w mieszkaniu i z nami mieszkać, ale nigdy ci nie dam tego, co
już raz odrzuciłaś dla jakiegoś palanta. Nie wierzę, że twoje uczucia miałyby
być teraz szczere, więc odpłacę ci się pięknym za nadobne.
-
Czyli? – przełknęła niepewnie ślinę, jej serce zaczęło szybciej bić.
-
Będziesz sprzątała w mieszkaniu, chodziła ze mną na imprezy biurowe, kiedy będę
chciał, będziesz mi gotowała i spełniała każde moje zachcianki. Dodatkowo nie
będziesz mogła nic powiedzieć, gdy zobaczysz mnie z inną kobietą, bo nie sądzę,
abyś mogła mnie jeszcze kiedykolwiek zaspokoić. Co ty na to?
Sakura wybałuszyła oczy, ta wizja
całkowicie ją poskromiła. Nie wyobrażała sobie siebie w roli służącej. Spodziewała
się trudności w odzyskaniu zaufania Hidana, ale takiego rozwoju akcji nie
przewidziała. Czy on mówi to na poważnie?
-
Chcesz zrobić ze mnie niewolnicę?
-
Cóż – westchnął. – Zawsze możesz iść do Itachiego i u niego mieszkać, a z Kaori
spotykać się raz na jakiś czas. Nie sądzę, abyście znaleźli wystarczające
fundusze, aby stawić czoło moim prawnikom, w szczególności, jeśli kaseta ujrzy
światło dzienne. Prawo zawsze będzie po mojej stronie. Widziałaś ile mam forsy?
Kilka łapówek w prawo, kilka w lewo, zeznanie fałszywych świadków, kaseta i
zostanę pełnoprawnym ojcem Kaori. Tego właśnie chcesz? Możesz o nią walczyć,
daję ci wybór. Jednak jesteś pewna, że Itachi będzie gotowy, aby stanąć u
twojego boku? W końcu jest parszywym tchórzem.
Kaseta. Wiedziała, że nadejdzie moment,
w którym użyje jej przeciwko niej. Właśnie z tego powodu skulała ogon.
-
Nie możesz tego zrobić.
-
Sprawdź mnie – uśmiechnął się, zadzierając nosa. Już czuł zapach wygranej.
-
To śmieszne – powstrzymywała płacz. – To jakiś koszmar.
-
Koszmar, który sobie sama zgotowałaś moja droga. Mogłaś przyjąć moje zaręczyny,
a miałabyś wszystko, czego byś tylko zapragnęła. Myślałem, że jesteś wyjątkowa,
zupełnie inna, że okażesz, choć trochę wdzięczności za to, co dla ciebie
zrobiłem. Ale jesteś jak każda inna suka. Wykorzystujesz i odchodzisz tam gdzie
ci lepiej. Teraz ja ci pokaże, kto tu rządzi i wykorzystam cię w każdy możliwy
sposób. Pożałujesz, że złamałaś mi serce.
###
DWA DNI PÓŹNIEJ
Z
powrotem w swoim wielkim, wymeblowanym drogimi rzeczami apartamentowcu czuł tę
samą pustkę, jaka nawiedzała go przed wyjazdem do rodzinnego miasta.
Nienawidził tego wielkiego, przepełnionego bogactwem lokalu. Nikt na niego nie
czekał, większość spraw związanych z pracą załatwiał w firmie, a później wracał
do bezdusznych pomieszczeń. Już żałował swojego odejścia, zastanawiał się, czy
być może na pewno nie zareagował zbyt pochopnie. Zawsze szybko odchodził, to
Sakura walczyła o uczucia za ich dwoje. Kochał ją, ale nie umiał jej tego
pokazać.
-
I tak wszystko przepadło – popatrzył na swoje odbicie w lustrze. Przyjrzał się
czarnym tęczówką, które połykały źrenice. Nic nie można było z nich wyczytać.
Czasem żałował, że dostał od Boga właśnie takie oczy, które skrywały wszelkie
tajemnice. Oczy pozostałych były otwartą księgą, gdy jego błądziły w
zakamarkach nieodgadnionego mroku.
Usłyszał pukanie, mruknął niezadowolony.
Pragnął zostać dzisiaj sam, potrzebował czasu, aby posklejać popękane kawałki
serca. Wyjeżdżał z wielkimi nadziejami, wrócił z jeszcze większymi porażkami i
wyrzutami sumienia. Próbował o niej zapomnieć, o swojej ukochanej i pięknej
małej dziewczynce, która skradła mu oczy. Usilnie pragnął iść do przodu.
-
Panie Uchiha – usłyszał głos Troja, swojego kierowcy. Hamując wybuch gniewu
oparł czoło o lustro i wziął kilka długich oddechów. Para na lustrze z każdym
wydechem się powiększała. – Panie Uchiha, jest pan tam? Musimy jechać do biura
na zebranie zarządu. Obiecał pan, że się pojawi.
-
Zaraz, Troj.
Brutalna, pusta rzeczywistość powróciła.
Itachi ponownie wcielał się w rolę multimilionera i prezesa najlepiej
prosperującej firmy w kraju. Próbował zakopać gdzieś głęboko własne
człowieczeństwo, oraz uczucia, jakimi darzył dwie najpiękniejsze kobiety na
świecie. Nienawidził tego, gdy zamykał oczy, a ich uśmiechy zapełniały jego
myśli. Wypełniały pełny kadr i pokonywały ciemność, jakiej tak bardzo teraz
pragnął. Nie chciał widzieć, czuć, oddychać.
-
Panie Uchiha, jeśli zaraz nie wyjedziemy to się spóźnimy. Są godziny szczytu.
-
Masakra – przekręcił oczami. – Już idę – wyszedł z łazienki.
Przed opuszczeniem apartamentu złapał za
swoją marynarkę i poszedł za Trojem do windy. Gdy tylko drzwi się zamknęły
odczuł potężne kucie w sercu – właśnie ponownie zamknął się w bezpiecznym
pudełku, obrał łatwiejszą drogę, stał się maszyną. Nie walczył, więc czy
rozumiał sedno miłości? Zaczął się zastanawiać, czy nie zadzwonić do Sakury,
może gdyby zaoferował jej płacenie za alimenty pozwoliłaby mu zobaczyć jeszcze
Kaori. W końcu to ona go nienawidziła, a nie córeczka, w której żyłach płynęła
jego krew. Jego krew, a nie jakiegoś palanta z wygranym losem z loterii w ręce.
###
Hidan, niezadowolony smakiem obiadu,
odsunął talerz i odszedł od stołu. Sakura ze złożonymi rękoma na klatce
piersiowej czekała na dalszy rozwój wydarzeń. Od dwóch dni zachowywała się, jak
nic nie warta gosposia. Zrezygnowała z pracy, ponieważ właśnie tego pragnął
Hidan, odseparowała się od ludzi, przestała odbierać telefony od matki i
przyjaciółki, bo nie umiała dłużej udawać szczęśliwej. Za każdym razem musiała
wymuszać śmiech i ukrywać swoje cierpienie. Gdyby tylko mogłaby z kimś
porozmawiać. Nawet nie wiedziała, gdzie szukać pomocy. W słabszych momentach, takich
jak ten, zerkała na niewinną buźkę córki. Kaori dodawała jej sił.
-
Pozwól na chwilę do drugiego pokoju, Sakuro – otworzył drzwi do ich sypialni. –
Zaczekaj chwilę dobrze? – posłał Kaori buziaczka, ta pokiwała głową i wróciła
do konsumowania deseru.
Sakura grzecznie wstała od stołu, z
trzęsącymi się nogami pomaszerowała do ciemnej sypialni. Już czuła suchość w
gardle i zimny pot na czole. W mieszkaniu była odpowiednia temperatura, ale ją
przechodziły zimne dreszcze – znała zakończenie tej historii.
Hidan uderzył w jeden policzek, po
chwili w drugi. Sakura próbowała nie jęczeć, aby nie przyciągać uwagi Kaori.
Wolała, aby córeczka o niczym nie wiedziała.
-
Kiedy zaczniesz gotować dobre żarcie, suko? Siedzisz teraz całymi dniami w
domu, nie możesz się nauczyć robić, choć jednej rzeczy dobrze? Wy kobiety macie
w genach dobre gotowanie. Więc dlaczego twoje jedzenie smakuje, jak gówno?
-
Przepraszam. – Nie płakała. Obiecała sobie, że za nic w świecie nie wyleje przy
nim łzy. – Następnym razem będzie lepiej.
-
Mam taką nadzieję. Wychodzę do biura, jak wrócę chcę mieć dobrą kolację na
stole. Jasne? Wymyśl, coś co lubię i upewnij się, że będzie mi smakowało.
Dobrze? – uniósł brwi w oczekiwaniu na odpowiedź, skinęła posłusznie głową. –
Będę koło siódmej w domu.
###
-
Uchiha, słucham? – pomylił telefon prywatny ze służbowym i odebrał w oficjalny
sposób.
-
Z Sakurą chyba coś nie tak – rozpoznał głos Sasuke, włączył na głośnomówiący i
rzucił telefon na biurko, dalej przekopując się przez stertę umów do
podpisania.
-
Sasuke, nie teraz. Zadzwonię do ciebie później.
-
Mówisz tak od trzech dni i nadal nie znajdujesz czasu. Wiesz, że już prawie
północ? Jak to się dzieje, że w domu się obijałeś, a teraz ciągle pracujesz?
-
Właśnie w ten sposób stworzyłem tę firmę. Miałem urlop i się skończył, więc
trzeba nadrabiać. Zadzwonię później. – Trzeci raz czytał ten sam punkt na
umowie.
-
Gdy ja mówię poważnie. Z Sakurą dzieje się coś niedobrego. Byłem u niej
dzisiaj, wyrzuciła mnie za drzwi.
-
Przejdzie jej nie długo złość i sama do ciebie zadzwoni.
Nie miał głowy do zmagania się z
przeszłością, przez cały czas próbował o niej zapomnieć, a Sasuke popsuł mu
wszystkie plany. Już był na dobrej drodze, już wdrażał się w nurt ciężkiej
pracy i znowu będzie zaczynał od początku. Podjechał z krzesłem do barku i
wyciągnął z niego Jacka Danielsa. Nalał sobie do szklanki i wrzucił lód.
Usłyszał znajome pękanie, gdy kostki lodu trafiły do brązowej cieczy.
Zastanawiał się, czy wciąż jest połączony z bratem, bo nastała dłuższa cisza. Gdy
się skupił wyłapał jego ciężki oddech.
-
Ja nie żartuję Itachi. Chyba powinieneś wrócić.
-
Nie mogę jeździć tam i z powrotem, bo ona ma zły humor. Wybrała Hidana. Sprawa
dla mnie jest zakończona – wypił jednym haustem zawartość szklanki. Ostry smak
rozpalił jego gardło i wykrzywił twarz. Nalał sobie drugą kolejkę.
-
To nie tak, widziałem siniaki na jej twarzy.
-
Co widziałeś? – odłożył szklankę, wyłączył głośnomówiący i przystawił słuchawkę
do ucha. Musiał wiedzieć, że się nie przesłyszał. – Jakie siniaki?
-
Znaczy się, tak mi się wydaję. Nie jestem pewny, czy to nie cienie zrobiły
swoje, ale gdy mnie wyrzucała byłem pewien, że dostrzegłem siniaki na jej
twarzy.
-
Wydaje ci się? – zaśmiał się i rozłożył wygodniej na fotelu, kładąc nogi na
biurko. Obracał szklanką, aby zaobserwować tor ruchu rozpuszczających się
kostek lodu.
-
Nie wiem, Itachi – odparł niepewnie. – Chciałem zobaczyć Kaori i sprawdzić, jak
się czuje Sakura, a ona wyrzuciła mnie, jakby…
-
Jakby? – przyłożył szklankę do ust, poczekał cierpliwie na ciąg dalszy.
-
Jakby się czegoś bała.
-
Sakura? – Jego głos przemknął echem przez wnętrze szklanki, zagubił się gdzieś
w odmętach alkoholu. – Nie bądź śmieszny.
-
Znowu pijesz?
-
Panie Uchiha, pan Yugakure przesłał wstępne analizy – rozbrzmiał biurowy
telefon. Głos sekretarki utknął gdzieś pomiędzy papierami, ale i tak można go
było usłyszeć wyraźnie. – Czy mam je panu przynieść?
-
Czy to twoja sekretarka? – zapytał Sasuke. – Pracuje do tak późnej pory?
-
Dużo jej płace – przycisnął barkiem komórkę do ucha, aby odkopać telefon
stacjonarny i nadać wiadomość sekretarce. – Przynieś mi je, a wtedy idź do
domu. Powiadomię Troja, aby cię odwiózł.
Nastała chwila ciszy, piękna rudowłosa
dziewczyna z długimi nogami i twarzą modelki, weszła do pokoju, położyła na
biurku zamkniętą teczkę.
-
Do widzenia, panie Uchiha – ukłoniła się.
-
Poczekaj na Troja przy wyjściu. Podjedzie po ciebie. Do widzenia i dziękuje za
pomoc.
Wybrał numer kierowcy i wydał mu szybkie
polecenie. Itachi nigdy nie szczędził na wynagrodzeniu dla pracowników, w każdy
możliwy sposób próbował odpłacać im się za lojalność, ciężką pracę i
zaangażowanie.
-
Słyszysz mnie, ośle? – przypomniał sobie o rozmowie z bratem, gdy nalał kolejną
porcję czystej do szklanki.
-
Jeszcze tu jesteś? Sasuke, mam bardzo dużo pracy, a jeśli nie będę pracował, ty
nie będziesz mógł studiować i szaleć, więc pozwolisz mi się skupić na tym, co
robię najlepiej?
-
Czyli na ucieczce? – chrząknął, gdy zrozumiał swój błąd. – Itachi…
-
Muszę kończyć. Zadzwonię, jak będę wolny – rozłączył połączenie i wyłączył
komórkę.
Był zmęczony, przepracowany i lekko
poddenerwowany. Wziął więc butelkę Jacka, po czym ułożył się wygodnie na swojej
skórzanej kanapie, która stała mniej więcej na środku jego biura. Często
rozmawiał na niej z nieznajomymi oferującymi mu nowe szanse na rozwój własnej
firmy. Uwielbiał wspierać innowacyjne pomysły. Zawieranie takich współprac
owocowało w lepszą przyszłość, nie tylko jego, ale często i innych ludzi. Kilka
lat temu on był na miejscu tych nieznajomych, co pukali do jego drzwi i prosili
o wsparcie finansowe. Znalazł inwestora, teraz sam wyciągał pomocną dłoń.
Pomagał im, bo chociaż w ten sposób chciał się odwdzięczyć losowi za sukces,
jaki odniósł.
Rozmyślając o przyszłości, której mieć
nie mógł, zasnął. Odpłynął tam, gdzie wszystko układało się wedle jego myśli.
###
Tak
upływały dni.
Sakura żyła w poniżeniu, wielokrotnie
poniewierana i obnażana z resztek dumy. Wykonywała wszystkie rozkazy Hidana,
ani razu nie zaskomlała, choć coraz bardziej gardziła sobą. Myślała o ucieczce,
czasami układała plan i wyobrażała sobie szczęśliwe zakończenie. Niestety za
każdym razem wracała do brutalnej rzeczywistości, gdzie musiała poświęcić
siebie dla własnego dziecka. Nie wyobrażała sobie życia bez Kaorii, tak jak
niegdyś nie wyobrażała go sobie bez Itachiego. Żałowała, że nie była
wystarczająco dobra, aby zatrzymać przy sobie pierwszą miłość, Uchihę. Przy
Hidanie traciła na własnej wartości, pogrążała się we własnych kłamstwach,
którymi karmiła znajomych. Wszystkich od siebie odsunęła. Zbyt mocno się
wstydziła, aby pozwolić im zobaczyć tę wersję siebie, którą stworzył Hidan.
Itachi codziennie ciężko pracował
kosztem kontaktów ze swoim bratem. Od tamtej chwili, gdy wyłączył telefon
minęły dwa tygodnie, a on wciąż nie czuł potrzeby, aby z nim porozmawiać.
Lepiej mu było, gdy nic nie przypominało mu o jego ludzkiej stronie, tej
przepełnionej uczuciami. Wolał skupić się na rozwoju firmy i jej placówek.
Podróżował, czasami zasypiał przy biurku, ale ani na chwilę nie zwalniał. Nie
pozwalał sobie na słabości. Wszystko kręciło się wokół świata finansów, nowych
inwestycji i wielkich odkryć w dziale technologii. To była jego teraźniejszość
i nie miał zamiaru wychylać z niej nosa. Nie zniósłby kolejnego zawodu
miłosnego, więc postanowił zapomnieć. Raz na zawsze.
Itachi ty swinio wes sie za siebie w koncu! Biedak ma kasy jak lodu a szczedzi na corce zadnych alimentow ani prezentow nic o ja to i przed sakuro ulrywa to ze jest bogaty? Wkurzamnie czasami ten jego brak zainteresowania ale dzieki temu opowiadanie ma to cos w sobie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń