Część druga: KLIK
Część trzecia: KLIK
CZ IV
Itachi
zdenerwowany krążył po gabinecie. Od ściany do ściany, nerwowo spoglądając, co
jakiś czas na zegarek. Czas się dłużył, a Madara nadal się nie zjawił. Czasami
miał dość swojego dziadka, który uważał się za najważniejszą, wschodzącą
gwiazdę – nigdy nie przychodził na czas. Itachi był już gotowy zrezygnować i
odejść, gdy w końcu w progu stanął Madara. Jeden z współwłaścicieli firmy.
Wysoki, dobrze zbudowany, z długimi już siwiejącymi włosami.
-
Czego się tak stresujesz? – pokiwał otwartą kopertą do wnuka. Uśmiech nie
schodził mu z ust. Miał naprawdę dobrą wiadomość i nie mógł ukrywać swojego
entuzjazmu. – Zgadnij, co jest w środku?
-
Nie mam nastroju na takie zabawy, dziadku.
-
Wstałeś lewą nogą? – pokręcił głową, kierując się do biurka. Po chwili już
zasiadał na swoim wielkim, skórzanym fotelu. Madara nigdy nie szczędził pieniędzy
na realizowanie swoich zachcianek. Większość inwestował w gabinet, spędzał tutaj
większość czasu, dlatego wszystko pochodziło z najwyższych półek.
-
Niespokojna noc, pokręcony poranek i czeka mnie nieciekawa kolacja. Czy muszę
zagłębiać się w szczegóły i tracić czas, czy powiesz mi, o co chodzi?
-
Psujesz mi całą zabawę. Tak bardzo lubię się z tobą przekomarzać i budować
napięcie, gdy wiadomość jest naprawdę dobra. – Itachi tracił cierpliwość, więc
chrząknął, aby delikatnie przyspieszyć przebieg wydarzeń i skierować dziadka do
sedna sprawy. – Dostałem odpowiedź w sprawie wyjazdu do Waszyngtonu.
Itachi błyskawicznie rozpromieniał. W
jego oczach zaiskrzyła wyjątkowa radość, nie mógł powstrzymać szerokiego
uśmiechu, który nagle wyrysował się na jego twarzy. Zapomniał o wszystkich
problemach i skupił się na tym jednym momencie. Momencie, na który tak długo
czekał. Być może przez natłok spraw zrzucił to na dalszy plan, ale gdy sprawa
wypłynęła już wiedział, co to oznacza. Pokiwał do dziadka głową, aby się
upewnić, że się nie myli, a gdy dziadek odwzajemnił gest, ten zachichotał jak
małe dziecko. Nie wierzył w swoje własne szczęście. Pierwsza dobra wiadomość od
kilku dni.
-
Jeszcze nie koniec dobrych wiadomości – zaśmiał się, gdy zobaczył tę stronę
swojego wnuka, którą dawno zakopał pod maską powagi i profesjonalizmu. Od razu
wyglądał młodziej. – Chcą ciebie na dowódcę. Masz kierować jednostkami podczas
całej podróży, wraz z momentem podpisywania traktatu. Sam Cesarz się pod tym
podpisał. Wybierzemy najlepszych i najbardziej zaufanych ludzi. Pomogę ci.
Podskoczył. Nie wytrzymał dłużej w
jednym miejscu, gdy zebrało w nim się tyle pozytywnej energii. Był szczęśliwy.
Wreszcie spełnił swoje marzenie. Wykona pierwsze bardzo ważne zadanie, które
otworzy mu furtkę do wyższych sfer. Jeśli wszystko pójdzie z płatka jego życie
nie będzie już takie samo. Nigdy. Podskoczył drugi raz i zamarł. Nagle
opanowało go przytłaczające uczucie stresu. Jego serce na moment przestało bić.
Musiał usiąść. Musiał odpocząć, dać sobie chwilę na odsapnięcie. Przed nim
najważniejsze zadanie w całej karierze, od tego zależy jego przyszłość.
Najważniejsze wydarzenia będą się rozgrywać właśnie w Waszyngtonie.
-
Wody? – Szybko złapał za dzbanek i napełnił obok stojącą szklankę. Podał ją
Itachiemu. – Wypij, pomoże. – Dziadek pomógł mu się napić. Trochę śmieszyła go
nagła panika, która przysłoniła radość długowłosemu, jednak rozumiał jego
obawy. Przed nim naprawdę ważne zadanie.
-
Dzięki – głos mu drżał. Nie panował nad swoim ciałem, ręce trzęsły się mu jak
staremu alkoholikowi.
-
To bardzo ważne zadanie...
-
Nie pomagasz – wtrącił. Znał przemowy dziadka, nie potrafił pocieszać, ani
motywować.
-
Oj, przestań – machnął ręką i odebrał wnukowi szklankę, aby przypadkiem jej nie
stłukł. – Wszystko będzie dobrze. Poradzisz sobie, bo jak nie ty, to kto?
-
Mówimy o samym Cesarzu Akihito, prawda? Umrę – przytaknął głową, w końcu
dynamicznie nią pokręcił. – Nie dam rady. Ja nie dam rady. Umrę. To mnie zabije.
Nie poradzę sobie, dziadku. Nie dam rady – zwątpił w siebie, dał się ponieść
swoim słabością. Po prostu spanikował. – Nie mogę tego zrobić. Co jeśli coś mu
się stanie? Jeśli coś przegapię? Nie wezmę czegoś pod uwagę? Nie mogę tego
zrobić.
-
Masz najlepsze osiągnięcia, a kulka przyjęta za samego kongresmena przyniosła
ci sławę. Dobrą sławę.
-
Nie wierzyłem, że się uda. Pragnąłem tego, ale nie sądziłem, że do tego
dojdzie. Jestem za młody. Spieprzę sprawę. Na pewno coś przegapię.
-
Będziemy ci pomagać. Pod tobą będzie kilka wyszkolonych i doświadczonych
agentów. Uda ci się.
-
Kiedy wyjazd?
-
Za dwa tygodnie. Wyjeżdżasz w piątek po południu.
-
Za dwa tygodnie?! – wstał, nie zapanował nad krzykiem. – Dwa?! Przecież to za
mało czasu. Nic nie jest gotowe. Nic!
-
Żartowałem! – zaśmiał się ochryple. – Mamy miesiąc na przygotowanie
wszystkiego, a półtora do wyjazdu. Spokojnie. Zdążymy ze wszystkim na czas.
To nie było miłe. Itachi prawie dostał
zawału przez dziwaczne pomysły własnego dziadka. Lekkomyślnie uwierzył w
niewykonalne zadanie. W dwa tygodnie nigdy by się nie wyrobili. Zbyt mało czasu
na dopracowanie szczegółów. Odetchnął z ulgą. Przez miesiąc zdoła się uporać z
tą dobrą wiadomością, zaakceptuje ją i da z siebie wszystko. Będzie dobrze,
pocieszał się w myślach, będzie dobrze.
Stroiła
się od samego rana. Nie potrafiła spokojnie usiedzieć na miejscu, wiedząc, że
nie długo dojdzie do kolejnego spotkania. Chciała wyglądać dla niego, jak
najpiękniej, więc przyszykowała najlepszą sukienkę, jaką miała i zabrała się za
czesanie włosów. Co prawda do momentu spotkania jeszcze kilka godzin, ale już
nie wytrzymywała. Im prędzej się przyszykuje, tym będzie spokojniejsza. Bo, co
jeśli przyjdzie wcześniej? Albo będzie musiała gdzieś niespodziewanie wyjść i
sama przyjdzie spóźniona, dodatkowo niewystrojona? Musi zadbać o wszelkie
szczegóły. Mężczyźni są wzrokowcami. Zaimponuje mu dzisiaj. Tego właśnie
pragnie.
- Czy mi się wydaję, czy zapomniałeś o
dzisiejszej kolacji? – Sasori kręcił się na obrotowym krześle, które zabrał ze
swojego biura.
-
Nie zapomniałem – wzruszył ramionami, trzymając cały czas ręce przed sobą, aby
asekurować bratu, który aktualnie wyciskał siedemdziesiąt kilo na klatkę
piersiową. W razie, gdyby nie podołał, zatrzymałby sztangę, żeby nie zrobiła mu
krzywdy. – Dajesz radę?
-
Daję! – wykrzyknął przez zaciśnięte zęby. Spocony, lekko zaczerwieniony Sasuke
z całych sił próbował pobić swój ostatni rekord. Obiecał sobie, że uda mu się
zrobić dwadzieścia pięć rund, zamiast dwudziestu i choć powoli tracił moc, a na
czole wyskoczyły mu żyły z wysiłku, dalej uparcie podnosił ciężary.
-
Ale domyślasz się, że jak odwalisz kawał dobrej roboty przeniosą cię do
stolicy? Być może otworzycie tam nową siedzibę firmy i w końcu zostaniesz
prezesem?
-
Nie wybiegam tak daleko z planami, Sasori. Na razie wiem tyle, że za tydzień
mam jechać do stolicy spotkać się z Cesarzem i porozmawiać z szefem jego
teraźniejszej ochrony. Nawet nie wiem, dlaczego zwrócili na mnie uwagę.
-
Dwadzieścia…. – wypuścił powietrze, parł w górę, ale sztanga ledwo drgnęła. W
końcu krzyknął, co dodało mu trochę energii i wyprostował łokcie. – Dwa!
-
Stary, przemęczasz się. – Itachi opuścił głowę. W oczach brata zauważył iskrę
wściekłości i od razu zrozumiał, że niepotrzebnie próbuje mu przemówić do
rozsądku. – Dowiedziałeś się, coś o tej czerwonej chmurze? – zwrócił się do
Sasoriego, mając nadzieję, że Sasuke nie skomentuje jego uwagi.
-
Na razie nic szczególnego. Popytałem trochę wśród stałych klientów siłowni i
dowiedziałem się jedynie tego, że z tymi ludźmi nie można zadzierać. To, jakaś
organizacja działająca przeciwko Cesarzowi. Sądzą, że nie jest godną głową
państwa. Z tego, co wiem są wyjątkowo anonimowi, mają swoich ludzi ustawionych
na różnych, w tym wysokich stanowiskach i nikt nie zna ich prawdziwej
tożsamości. Próbowałem ustalić cokolwiek, ale się nie dało. Każdy błyskawicznie
zmieniał temat. Dowiedziałem się jeszcze tylko, że zwą się Aka… - pomyślał
przez chwilę, przykładając palec wskazujący do ust. – Akatsuki.
-
Dwa… - zatrzymał sztangę w połowie. Miał wrażenie, że za chwilę mięśnie mu
pękną, tak bardzo go bolały. - …dzieścia – zebrał w sobie maksimum sił, ale
wciąż nie mógł wyprostować łokci. Sztanga poruszyła się niebezpiecznie. Itachi
objął ją dłońmi i pomógł bratu unieść w górę. Wspólnymi siłami odłożyli ją na
miejsce. – Dwa i pół – zaśmiał się, choć tak naprawdę był na siebie zły. Usiadł
i przetarł potówką założoną na nadgarstku czoło.
-
Dobra robota – poklepał młodszego brata po barku, chciał mu okazać wsparcie i
tym małym gestem spróbować go odwieźć od frustracji, z jaką na pewno się
borykał. Sasuke od zawsze mierzył wysoko, a każdą porażkę brał do siebie.
-
Popytam jeszcze trochę. – Sasori wrócił do tematu.
-
Nie – pokręcił głową i podszedł do parapetu, na którym leżał ręcznik dla brata.
Podał mu go. – Nie pytaj, bo zrobi się za dużo szumu. Nie chcę, aby czuli
zagrożenie, bo skoro są tak bardzo niebezpieczni, nie wiemy jak zagrają, gdy
ich przyciśniemy do muru. Masz za dużo do stracenia, bo w końcu, gdzie będziemy
trenować, jeśli stracisz siłownie? – pogroził mu palcem.
-
To beznadziejne. Skoro są przeciwko Cesarzowi, to czego chcą od rodziny Haruno?
Przecież to płotki w porównaniu z Cesarzem. – Sasuke próbował uregulować
oddech, po ciężkim treningu.
W powietrzu zawisnęła cisza. Itachi w
głębi duszy domyślał się, czego mogą chcieć. Był przekonany, że każdy ich ruch
jest przemyślany i niekoniecznie może im chodzić o rodzinę Haruno. Jeśli Sasori
miał rację i mają ustawionych ludzi na wysokich stanowiskach domyślił się, na
kogo mogą polować. Był bardziej, niż pewien, że w tym przypadku intuicja i
intelekt nie wyprowadzają go w pole – przed nimi trudny okres.
Kolacja
dłużyła się w nieskończoność. Trwała od może dwudziestu minut, a Itachi wciąż
nie umiał wdrożyć się w dyskusję. Głosy przy stole były wyjątkowo ożywione, gdy
on zaledwie wydukał z siebie może dwa, trzy zdania. Nie miał ochoty rozmawiać,
nie mógł nawet jeść. W większości przypadków bawił się jedzeniem i przyglądał
sztućcom, jakby szukał w nich czegoś niesamowitego, najlepiej odpowiedzi na nurtujące
go pytania. Spodziewał się niezadowolenia ze strony burmistrza, ale nie potrafił
się zmusić do uśmiechu. Zbyt wiele problemów go trapiło, zbyt dużo, aby móc z radością
flirtować z Sakurą. Czuł na sobie jej baczny wzrok. Nie mógł tego odwzajemnić.
Dziewczyna całkowicie się zgubiła. Dziś
rano była pewna, że ich relacja nabrała barw, a teraz nie wiedziała już nic. Z
całych sił pragnęła poznać powód jego zachowania. Brała pod uwagę wpływ
krępującej obecności ich rodziców, jednak nigdy nie wyobrażała sobie takich
skutków. Itachi ewidentnie jej unikał. Nie patrzył na nią, nie uśmiechał się,
siedział nadąsany, przysłuchiwał się dyskusji i czasami kiwał głową. To dziwne
zachowanie zbyt mocno ją zdenerwowało. Nie ominęła również faktu, że zignorował
jej dzisiejszy wygląd. Naprawdę dużo energii włożyła w makijaż, w układanie
fryzury i dobranie ubrań. Dwadzieścia minut poświęciła samym butom. Nie
zauważył tego. Przeprosiła gości, po czym opuściła pomieszczenie. Wyszła na
taras, czekając na Itachiego. Liczyła, że przyjdzie. Jeśli ta znajomość
cokolwiek dla niego znaczy, przyjdzie.
Zauważył odejście Sakury, ale nie spieszył
się do pójścia za nią. Dalej beznamiętnie wpatrywał się w widelec obracany w
dłoni. Matka zaskoczona dziwnym, niezrozumiałym zachowaniem własnego syna
kopnęła go w kostkę. Gdy na nią zerknął, dyskretnie kiwnęła mu głową w stronę
Sakury. Zmarszczył czoło i ponownie wrócił wzrokiem na zabawkę w ręce. Kopnęła
go ponownie. Przekręcił oczami, przeprosił i wyszedł do Sakury. Musiał tam iść,
bo nie przestałaby go kopać.
-
Możesz powiedzieć, co się dzieje? – położyła dłoń na jego klatce piersiowej,
odsunął się. Ręka została, opierając się o niewidzialną ścianę. – Itachi, co
się zmieniło? Stało się coś?
-
Nie możemy się spotykać. To koniec – wypowiedział te słowa wyjątkowo chłodno,
zachowując przy tym kamienny wyraz twarzy. Skrył ból, jaki bił jego serce.
Obiecał, że nie pozwoli jej skrzywdzić i musiał dotrzymać słowa. Nawet, jeśli
uczucie miłości było niezadowolone i zrobiło z jego serca worek treningowy.
-
Co? – Jej oczy natychmiastowo nasiąknęły łzami. Widział w nich odbicie blasku
księżyca. – Żartujesz sobie, prawda?
-
Wyglądam, jakbym żartował?
Nigdy wcześniej nie widziała go takiego.
Owszem często chował się pod maską profesjonalizmu, ale dzisiaj przeszedł
samego siebie – oziębły, arogancki drań. Czy nie zdawał sobie sprawy z tego,
jak bardzo ją rani? Jak jego obojętność i chłodne słowa odbierały jej chęć do
życia? Rozkruszał jej serce.
On wiedział, co robi. Jego dzisiejsze
zachowanie miało mu ułatwić zerwanie z dziewczyną, zanim było za późno. Już
miał gotowe zdania, z którymi zwolni się z pracy u pana Haruno. Nie mógł tutaj
pracować. Odchodząc zapewni jej bezpieczeństwo.
-
Przestań!
Zadziałała impulsywnie, być może zbyt
odważnie, ale nie wiedziała, w jaki sposób go zatrzymać, zanim powie za dużo.
Ta rozmowa nie równała się z żadną, jaką jej było w życiu przeżyć. Zadziałała
jedyną bronią, której teraz mogła użyć. Jedyną, która mogła wpłynąć na jego
decyzję.
Itachi nie mógł w to uwierzyć.
Dziewczyna go pocałowała. Zdobyła się na odwagę, rzuciła się mu na szyję i
wargami szybko przyszpiliła jego usta, zanim zdołał to zakończyć. Wszystko
skomplikowała, namieszała mu niepotrzebnie w głowie, zadała więcej bólu. Musiał
od niej odejść, ale teraz, gdy ją całował, gdy ponownie byli tak blisko siebie,
znowu odczuł tę energię. Tę magię, jakiej zaprzeczał tak długo. Dlaczego ona to
zrobiła? Dlaczego tak bardzo utrudniła to rozstanie?
-
Powiem wprost i szybko. – Ich pocałunek zastygł, choć nadal nie odsunęli się od
siebie. Itachi usłyszał znajomy głos burmistrza. - Chcę, abyś rozwalił ich
związek. Zapłacę ci. Jesteś jedyną osobą, na którą moja córka zwróciła uwagę i
jeśli jesteś moją jedyną nadzieją na pozbycie się tego kretyna, zaryzykuje.
Nagle cały jego świat się zatrzymał.
Zrozumiał, że to rozmowa odtwarzana z nagrania.
-
Nie interesują mnie pieniądze, sir. – Chwila przerwy. – Dobra, więc czego
chcesz? – Miał ochotę zniknąć, przerwać tę szopkę. Jakimś cudem nie dopuścić do
kolejnej kwestii wypowiedzianej przez niego. - Jak to mawiał mój ojciec?
Przysługi od potężnych ludzi zawsze się przydają, sir.
Sakurą miotały mieszane uczucia, bo
właśnie złamano jej serce. Była zażenowana, zawstydzona i rozwścieczona. Bez
zbędnych krzyków i niepotrzebnych scen, odsunęła się od Itachiego i wymierzyła
mu mocny cios w policzek. Trafiła. Uderzenie było naprawdę mocne, bo przez
kolejne sekundy piekła ją wewnętrzna strona dłoni. Zaraz po tym uciekła. Miała
ochotę zapaść się pod ziemię. Pobiegła do swojego pokoju.
-
Zadowolony? – blondyn schował dyktafon do kieszeni. – Nawet sobie nie
wyobrażasz, jak tanio można kupić informacje, jeśli się źle płaci sekretarce.
Jakież to jest proste.
Deidara, narzeczony Sakury, chełpił się
swoim wyczynem. Był z siebie niezwykle dumny, gdyż od dłuższego czasu czuł się
zagrożony ze strony Itachiego, a teraz w końcu go usunął. Znalazł jego słaby
punkt i uderzył z wielką mocą. Niespodziewaną mocą. Znalazł wyjątkowo prosty,
ale skuteczny sposób. Tyle razy pisano, o takich chwytach w powieściach, a mimo
to sam z łatwością dokonał takiej intrygi.
Starszy Uchiha zamknął oczy, próbował
wyrównać oddech i stłumić swój gniew. Miał ochotę rzucić się na Deidarę, złamać
mu nos, wybić szczękę, pozbawić zębów – całego go oszpecić. Panował nad sobą,
choć z każdą minioną sekundą szło mu coraz gorzej. Chciał odejść od Sakury, ale
nie w ten sposób. Nie musiała wiedzieć o umowie.
-
I wcale nie gadam, jak rusek po szesnastu piwach.
Koniec. Przegrał ze swoimi słabościami.
Odniósł sromotną klęskę. Zrobił szybki krok w kierunku Deidary i zaatakował go,
zanim ten zdołał się czegokolwiek domyślić. Pierwsza pięść trafiła w twarz,
druga dwa razy w żebra, a później, aby dokończyć swoje dzieło, złapał blondyna
za włosy i nadział go na własne kolano – złamanie nosa murowane. Deidara
krzyknął, po czym padł na podłogę. Zasłonił ręką cieknącą krew z nosa, ale czuł
jej gorzki smak w ustach, przez moment nawet się nią zakrztusił.
-
Co tu się dzieje?! – Burmistrz stanął w progu. Zatrzymał publikę za swoimi
plecami. Z przerażeniem spoglądał na Deidarę, który plamił jego dywan. Zwijał
się w kłębek, próbując stłumić ból.
-
Co w ciebie wstąpiło?! – Matka przemknęła pod ręką pana Haruno. Podeszła
bliżej.
Sasuke stanął obok niej. Swoją pełną
uwagę poświęcił bratu. Wiedział doskonale, co zrobił Itachi. Bił się w pierś,
że tak późno na to wpadł, powinien połączyć kropki znacznie wcześniej, w tym
samym czasie, co brat. Zdenerwował się, gdy jego spostrzegawczość i
inteligencja przegrała z genialnym umysłem brata. Zawsze był krok za nim.
-
Panienka Haruno! – wzrok wszystkich skupił się na ochroniarzu stojącym na
schodach prowadzących na górę, do pokoju Sakury. Sapał. – Uciekła. Wymknęła się
nam!
-
Co?! – Zapomnieli o Deidarze. – Jak to wymknęła?! Mieliście zwiększyć ochronę!
Jakim cudem wam uciekła?! – Burmistrz się wściekł. Nie wyobrażał sobie, co
zrobi, jak nie zapanuje nad emocjami.
Starszego Uchihę skręciło w żołądku,
odczuł tak silny skurcz, że z trudem pokonał odruchy wymiotne. Wziął duży
oddech i wyszedł na taras. Musiał odetchnąć świeżym powietrzem, powstrzymać ten
przerażający władający nim strach. Sakura Haruno uciekła. Wyszła bez ochrony na
ulice miasta, zanim on zdołał zakomunikować im o swoim odejściu. Księżniczka ze
Szklanego Domu jest w wielkim niebezpieczeństwie. Nie może jej pomóc. To przez
niego uciekła. Dlaczego nie rozegrał tego inaczej? Jeśli coś jej się stanie,
umrze. Nagle wszystko straciło sens, przybrało czarno białe barwy. Oby wróciła
do domu. Oby ją znaleźli, zanim dokona tego Akatsuki. Oby się mylił.
Sakura
wykorzystała porę na kąpiel i okno w łazience do ucieczki. Zadziałała szybko,
wykorzystała lekkie zamieszanie na dole, spodziewała się, że Itachi tego w ten
sposób nie zostawi. Znała Deidarę bardzo dobrze, on nigdy nie wiedział, kiedy
skończyć. Po hałasie, jaki dobiegł z dołu domyśliła się, że się doigrał, a
wtedy czmychnęła jedyną dla niej drogą ucieczki. Wsiadła do swojego Mercedesa,
kluczyki zawsze kładła na oponie, i odjechała. Gdy zauważyli jej zniknięcie
była poza murami rezydencji. Teraz mogli rzucić się w pościg, ale wiedziała, że
jej tak łatwo nie znajdą. A nawet jeśli wszystko jej było jedno. Potrzebowała
odskoczni, ucieczki od domu, od zdradzieckiego ojca i przeklętego drania, jakim
okazał się Itachi. Jak mogła w niego pokładać tak dużo nadziei? Jak mogła
obdarzyć go ślepym zaufaniem? Sama się o to prosiła.
Zatrzymała się na czerwonym świetle.
Palcami wystukiwała rytm piosenki. Światło zmieniło się na pomarańczowe,
później na zielone. Ruszyła do przodu. Z prawej strony zauważyła ciężarówkę
pędzącą z dużą prędkością. Wcisnęła hamulec, zapominając o sprzęgle. Samochód
zgasł. Mało brakowało, dosłownie milimetry, a straciłaby maskę auta. Patrzyła
na znikającą przyczepę ciężarówki, a później, gdy zniknęła z zasięgu jej wzroku
położyła głowę na kierownicy. Odetchnęła z ulgą. Na szczęście miała chwilę dla
siebie, bo o tej porze ulice w tym rejonie zazwyczaj świeciły pustkami.
Odpaliła na nowo silnik i przejechała bezpiecznie przez skrzyżowanie. Musiała
się uspokoić, nienawidziła prowadzić samochodu, gdy wewnątrz niej odbywała się
wojna. Była zbyt mocno zdekoncentrowana, roztrzęsiona.
Uśmiech nie znikał mu z twarzy.
Przestraszona Sakura skupiła całą uwagę na ciężarówce. Tak mocno pozwoliła
pochłonąć swoją uwagę, że nie zauważyła, gdy drzwi od strony pasażera z tyłu
się otwierają, a do środka wkrada się mężczyzna ubrany na czarno. Noc pomogła
mu zamaskować swoją obecność. Przez moment, gdy dziewczyna zastygła ze
skierowanymi oczami w lusterko wsteczne, myślał, że go zauważyła. Odetchnął,
gdy ruszyła dalej. Wyciągnął z kieszeni mały pilocik i przycisnął guzik.
Sygnalizacja ponownie zmieniła się na czerwono, zatrzymując wóz ochrony na
skrzyżowaniu. Daleko za nimi. Miał czas. Był bezpieczny. Poczeka na najlepszą
okazję i się ujawni. Jeszcze trochę, a Sakura Haruno będzie jego. Nie Itachiego
Uchihy. Jego. To on będzie rozdawał karty.
heee i co nie ma dalej ????😔😔😔😔😔 jak to. Boze ciekawe kto wlazl jej do tego samochodu i ciekawe co sie dalej stanie. Deidara to ciota i do tego ma dluzsze wlosy niz sama sakura w anime od samej ino ma dluzsze mexa ktory ma dluzsze wlosy niz ja to i ja bym nir chciala.
OdpowiedzUsuńNo ale co dalej?! Ej no weź napisz dalsze opko. Plisssss... A.tak ogólnie to świetnie piszesz. 😉
OdpowiedzUsuń