wtorek, 28 października 2014

2#8 ŚMIERĆ

RETROSPEKCJA - SAKURA

Od dłuższego czasu prowadziliśmy ożywioną rozmowę. Nie pamiętam, od czego rozpoczął się ten spór, ale nie mogłam przestać na niego krzyczeć. Jeszcze bardziej denerwował mnie fakt, że mój oskarżycielski, poważny ton odbijał się od muru. Ignorował mnie, choć może tak naprawdę z uwagą słuchał moich pisków i wrzasków. Doprowadzał mnie dzisiaj do szału. Podejrzewam, że ta reakcja powstała z bardzo prostego powodu – hormony buzowały przed okresem. Każde jedno słowo, jakie wypowiedział podwyższało moje ciśnienie. Pewnie, dlatego milczał. Jednak to też mnie denerwowało.
     - Jesteś chamem, Itachi! – odsunęłam się od stołu, przy którym dalej spokojnie spożywał posiłek. Właśnie odkrajał kawałek piersi z kurczaka.

Dlaczego nie podnosił na mnie głosu? Reagował apatycznie, jakby mu nie zależało. Jego obojętność i chłód czasem sprawiało mi dużo bólu, a mimo tego nie mogłam przestać go kochać. Znaczył dla mnie zbyt wiele, abym wyobrażała sobie życie bez niego.
     - To cham, czy Itachi? – przełknął jedzenie, a później zerknął na mnie z rozbawieniem.
     - Przestań! – pogroziłam mu palcem. – Przysięgam, że zrobię ci krzywdę, jeśli nie przestaniesz stroić sobie żartów.
Westchnął, odkładając sztućce na bok. Ze znudzeniem zrobił kilka kroków w moją stronę. Oczywiście się cofnęłam, nie miałam ochoty na jego pieszczoty. Zbyt mocno mnie denerwował, abym miała chęci na dotyk.
     - Chcę być na ciebie zła! Choć raz!
W gruncie rzeczy często odnosiłam klęskę. Zawsze rozładowywał moje napięcia, działał na mnie w sposób rozbrajający. Czasami złość znikała, zanim zdołałam cokolwiek powiedzieć. Był taki… idealny. Dla mnie zaskakująco idealny.
     - Pięć minut? – zerkał na zegarek, na mnie, na zegarek.
Sekundy wolno leciały. Tak naprawdę już byłam spokojniejsza, jakoś niezbyt myślałam o tym, aby dalej krzyczeć. Po prostu chciałam postawić na swoim, z wielkim przytupem. Czułam, że moje policzki, wciąż są purpurowe ze złości.
     - Tak! – niepotrzebnie znowu podniosłam głos. Moja odpowiedź minęła się o trzysta stopni z tonem, który zamierzałam użyć – ze spokojnym, melancholijnym tonem.
     - To masz dwie – kąciki jego ust uniosły się w uśmiechu. Szczerym, lekko ironicznym uśmiechu.
     - Jaki ty jesteś głupi! – klepnęłam go w ramię i się do niego przytuliłam. Znowu mu się udało. Drań jeden…

TERAZ - ITACHI

Nieznajomy zacisnął dłoń na moim nadgarstku i pokierował moją ręką w trakcie zamachu. Ostrze uderzyło w asfalt, ugrzęzło w pęknięciu blisko twarzy TenTen. Zaskoczony zerknąłem na mężczyznę, który powstrzymał mnie przed zabiciem przyjaciółki. Nawet z tej odległości chronił swoje prawdziwe oblicze przed moją ciekawością.
Dzisiaj oboje zachowywali się karygodnie, jak na członków Akatsuki – z każdą sekundą podkreślali wartość absurdalnych decyzji.
Żyje? Zabij! Nie, jednak nie. – Pogubiłem się.

     - Teraz. – Jego głos wydał mi się znajomy, ale i tak nie mogłem dopasować go do twarzy.
     - Co wy wyprawiacie? – Kisame wyciągnął mi te słowa z ust.

Z wielkim zdziwieniem zaobserwowałem jak Samehada wraz z trzymającą ją dłonią opada na ziemię. Atak był tak szybki, że nie zdołałem zaobserwować cięć. Kisame zrobił krok w tył i wtedy Deidara, wybijając się w górę wleciał stopami w jego klatkę piersiową. Odbił się od niej i zaraz po zetknięciu z podłożem ruszył do kolejnego ataku. Uderzał pięściami bardzo dynamicznie, towarzyszył temu jego szaleńczy śmiech. Deidara w niczym nie przypominał mi tego człowieka, którego znałem lata temu. Dodatkowo nic nie wskazywało na przewidywalność technik i Kisame to zrozumiał. Próbował się bronić, ale za każdym razem Deidara przechytrzał jego zamiary i dalej popychał go w wybranym przez siebie kierunku.

     - Czy wy…
     - Taaaaa – odebrał mi sztylet i ruszył pewnym krokiem do Samehady.

Wróciłem wzrokiem na TenTen. W pewnym sensie odczułem ulgę.

     - Trzymaj się – zauważyłem krew wylatującą z jej kącika ust. – Wytrzymaj.

Przypomniała mi się tania scena filmowa, gdzie główny bohater zapewnia konającego, że wszystko będzie dobrze. Każdy wie, czym w większości kończą się takie momenty. Jeśli postać jest ważna przeżyje, jeśli nie jest skazana na zejście z kadru. Nie chciałem, aby TenTen należała do drugoplanowych postaci w tym przedstawieniu.

Zmarznięta kobieca dłoń dotknęła mojego nadgarstka. Jej uścisk był bardzo delikatny, ledwo wyczuwalny. Czy to możliwe, abym mógł naprawić swoje błędy? Wciąż czuję mroczną część w swoim wnętrzu, tę wołającą o potęgę. Mam mętlik w głowie i nie umiem się pozbierać. Może na początku ją oszczędziłem, aby dać im czas na przygotowanie? Na to, aby dowiedzieli się o moich zamiarach i drżeli ze strachu na samą myśl o moim imieniu? Może tak naprawdę nie chcę wracać do Shoji?

Kisame wpadł w wykopaną dziurę, o której nie miałem pojęcia. Błyskawicznie obmyślili plan i wszczęli go w życie. Nie doceniałem ich intelektu i sprytu.

Deidara odskoczył, zatykając uszy.

     - Fire in the hole!*

Za jego plecami doszło do eksplozji. Płomienie poprowadziły ze sobą wielką chmarę kurzu. Potężny podmuch leciał w naszą stronę, więc przysłoniłem TenTen swoim ciałem. Gdy sytuacja lekko się uspokoiła poszukiwałem wzrokiem partnera Deidary, ale nigdzie go nie widziałem. Nawet nie wyczuwałem jego czakry. Dopiero później zrozumiałem, że razem z nim zniknęła Samehada.

- Musimy iść – wziął na ręce nieprzytomną TenTen i ruszył przodem.

Ostatni raz popatrzyłem na miejsce, gdzie unosiła się chmara dymu. Najprawdopodobniej straciłem partnera, i choć ten fakt niezmiernie mnie cieszył, nie byłem zadowolony z współpracy z Deidarą i jego przyjacielem. Wciąż pamiętam tego Deidarę przed moim wstąpieniem do Akatsuki, gdy wraz z Sasorim wprowadził mnie do piekła. Teraz nie miałem jednak wyjścia, więc podążyłem jego ścieżkami. Miałem nadzieję, że w jakiś sposób się to ułoży.

Krążyliśmy między drzewami, przemieszczaliśmy się z dużą prędkością. Deidara ani razu nie spojrzał za siebie, gdy ja nieustannie spoglądałem za plecy. Emanował od niego dziwny spokój, tak jakby wszystko szło zgodnie z wymyślonym przez nich planem. Czyżby zdradzili Akatsuki? Zastanawiało mnie również zniknięcie nieznajomego i to, kim tak naprawdę jest.

W końcu znaleźliśmy się przed małą drewnianą chatką, która na pierwszy rzut oka wyglądała na zaniedbaną. Oczywiście domyśliłem się, że nieskoszona trawa, powybijane okna, zżółkniałe firanki, powybijane deski i inne skazy na dachu były celowe. Nie chcieli wzbudzać zainteresowania. Deidara kopnął w niską, ledwo trzymającą się w zawiasach bramkę, która na siłę uderzenia zareagowała prawie, jak drzwi obrotowe. Zatrzeszczała, obiła się z jednej i drugiej strony o płot, po czym z pomocą jego stopy zatrzymała się otwarta na oścież. Blondyn poprawił TenTen na rękach i poszedł przodem.

Zawahałem się, bo nagle ścisnęło mnie w żołądku. Miałem złe przeczucia i to niezwiązane z Deidarą. Bałem się siebie. W jednej chwili poczułem, że ta ogromna chęć znalezienia potęgi i zmiany świata nagle do mnie wróciła. Przykucnąłem na jedno kolano, złapałem się ręką za brzuch. Drugą pomachałem przed swoją twarzą i zacząłem się zastanawiać czy naprawdę należy do mnie.

- Ej, Itachi! Co ty wyprawiasz?

Gdybym wiedział za pewne udzieliłbym mu odpowiedzi. Niestety pogrążony w dezorientacji i dziwnym wrażeniu, że krew w żyłach buzuje z niesamowicie wielką prędkością, po prostu milczałem. Nie wydobyłem z siebie nawet jęku.

- Eee... - Głos Deidary w pełni odzwierciedlił zdziwienie, które jako ostatnie ujrzałem w tym dniu na jego twarzy. - Zamierzasz go powstrzymać?

Silne uderzenie w kark mnie znokautowało.

RETROSPEKCJA – SAKURA

Mimo wszystko, nadajemy na tych samych falach.

     - Powiedziałem umyj to! – wściekły, wbijał we mnie czarne oczy.
Wiedziałam, że moja reakcja mu nie odpowiadała, ale tylko tak mogłam się odpłacić. Udawałam wyluzowaną i obojętną, jak to on ma w zwyczaju. W środku trochę mną trzęsło, ponieważ nie mogłam rozszyfrować, jak głęboka jest ta wściekłość i jakie będzie miała konsekwencje.
     - Nie – wycelowałam w niego łyżeczką, która jeszcze przed chwilą była zamoczona w mleku w misce z płatkami.
     - Sakuro Haruno, wyczyść to natychmiast, powiedziałem!
     - Krzyknąłeś, nie powiedziałeś. – Czułam się bezpiecznie po drugiej stronie stołu, więc dalej stosowałam sarkastyczny i drwiący ton. Jego złość zaczynała mnie bawić. Zakryłam na chwilę usta dłonią, aby nie zauważył mojego uśmiechu.
     - Sakura, jeśli zaraz tego nie wyczyścisz… - Rękoma pobłądził po obcisłej koszuli wymazanej czekoladą.
Historia tego zdarzenia była dość krótka, mało skomplikowana. Itachi miał dziś ważną kolację z rodzicami i kimś z firmy jego ojca. Oczywiście żyliśmy w cieniu, więc musiał iść na nią sam. Przed wyjściem dwa razy obiecał, że do mnie zadzwoni. W trakcie kolacji i zaraz po. Niestety milczał, jak grób, co automatycznie podniosło mi ciśnienie. Martwiłam się o niego. Po powrocie oznajmił z wielkim uśmiechem, że na kolacji był z Guren i nie mógł jej spławić. Chciał wzbudzić we mnie zazdrość. Odniósł sukces, ale zapomniał o mojej impulsywności. Akurat robiłam sobie mały przysmak – naleśniki, z czekoladą i banami w środku, moje ulubione. Trochę żałowałam ich zmarnowania, ale dopiero po fakcie dokonanym. Rzuciłam w niego zrolowany naleśnik dość niechlujnie, ten otworzył się i upaćkał go czekoladą. Stąd ten cały pokaz złości, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę, jak działa na mnie Guren.
     - To, co? Zasłużyłeś sobie – wzruszyłam obojętnie ramionami. Nadal byłam bezpieczna.
     - To moja ulubiona koszula.
     - Mam się tym przejąć? Lepiej będzie, jak ją wyrzucisz skoro Guren miała na niej swoje łapska – zerknął na mnie. Nigdy nie sądziłam, że jego oczy mogą jeszcze bardziej stracić blask. Zawładnęła nim wściekłość. – Masz szczęście, że nie skorzystałam z płatków.
Wzięłam łyżkę z płatkami do ust. Skrzywiłam się w niesmaku, mleko było zdecydowanie zważone. Przełknęłam to niechętnie, nie chcąc robić sceny i dać okazję Itachiemu, aby mnie złapał. Musiałam pilnować dystansu. Nonszalancko zanurzyłam łyżeczkę w mleku, po czym odsunęłam bardzo szybkim ruchem. On ponownie był zajęty lepką masą.
     - Jesteś nienormalna – burknął.
     - Nie prowokuj mnie! – krzyknęłam dla podkreślenia atmosfery. Ta zabawa całkiem mi się podobała. W końcu rolę się odwróciły.
     - Ooooo! – zwrócił na mnie uwagę. – Ktoś tu udaje naburmuszoną? To ja jestem tu pokrzywdzony i mam prawo się gniewać.
     - Nie masz.
     - Mam!
     - Nie…e – powoli pokręciłam głową.
     - Umyj to. Masz to wyprać. To ma zniknąć. Nie obchodzi mnie, jak to zrobisz – powiedział stanowczo, choć tym razem zdecydowanie łagodniej. Chyba lekko wyluzował.
     - Dobra – rzuciłam lekko, z intrygującym uśmieszkiem.
     - Nie waż się! – przymrużył oczy i wycelował we mnie palcem wysmarowanym czekoladą. – Sakura!
Zawartość miski z płatkami wylądowała na jego twarzy, głowie, szyi, torsie. Mleko ściekało z włosów, do niesfornych kosmyków przykleiły się kakaowe kuleczki. Wybuchłam śmiechem, ten widok był komiczny.
     - Marnujesz jedzenie – warknął, stojąc w bezruchu. Wyglądał na mocno zszokowanego.
     - Nie. Akurat to mleko było nie dobre i chciałam to wylać – obroniłam się z łatwością. Ponownie zmrużył oczy. Tym razem przypominał mi jastrzębia przygotowującego się do ataku.
     - Zabije cię – odrzekł z ledwo słyszalną irytacją w głosie. Z chichotem uciekłam do sypialni. – Zaraz nie będzie ci do śmiechu, jak karzę ci zjeść płatki z moich włosów! – pobiegł za mną.
Atmosfera ponownie się rozluźniła.

TERAZ - SAKURA

Wyjazd poza granice Shoji zmniejszył moją chęć rozmowy. Hinata przez cały ten czas nieustannie opowiadała historie z ubiegłego roku, przekazywała dziwne opowieści, dzieliła się wątpliwościami, nawet dwa razy zdołała pokłócić się z Saiem, z czego on chyba nie zdawał sobie sprawy. Ich radość i spokój wywiercały dziurę w moim sercu. Nie rozumiałam, jakim cudem mogą być tacy spokojni?

- Sakura? - zerknęłam na nią od niechcenia. - A ty widziałaś się z Itachim?
- Co? - W tej chwili próbowałam wyobrazić sobie swój wyraz twarzy, bo pytanie całkowicie zbiło mnie z tropu i przytłoczyło.

Od czasu śmierci Mikoto starałam się koncentrować na zadaniu. Co prawda często wracały do mnie wspomnienia, ale bagatelizowałam je innymi, wymuszonymi historiami. Próbowałam robić wszystko, aby tylko o nim zapomnieć, ale jej pytanie błyskawicznie zawaliło mór, w jakim próbowałam otoczyć i zamknąć Itachiego. Koncentracja nad kolejnym zadaniem nic nie dała. Teraz jedynie czułam przytłaczające serce uczucie miłości, nieprzyjemne mrowienie w żołądku i pieczenie oczu.

- Nie mów, co. Doskonale wiesz, o co pytam. Widziałaś się z nim? - pokręciłam głową, Hinata zauważyła to kątem oka i się uśmiechnęła. - Tak myślałam – westchnęła przy zmianie biegu. - Ale nie przejmuj się. Jeszcze się z nim zobaczysz. Na pewno wszystko będzie dobrze.
- Skąd w tobie taki entuzjazm?

Nie podzielałam jej opinii. Moim zdaniem spotkanie z Itachim zakończy wszystko, będzie do finalna faza naszego związku. Jeśli go zobaczę już nigdy go nie odzyskam. Pewnie, dlatego przez cały czas uciekam. Dopóki nie stanęłam z nim w twarzą w twarz, wciąż była nadzieja. Niewielka, ale wciąż była nadzieją, która mogła odmienić nasz los.

- Być może jestem głupia, a być może za bardzo naiwna? - wzruszyła ramionami. - Czy to ważne? Cieszę się, że ciebie widzę i z tego, że nic ci nie jest. Naprawdę się o ciebie martwiłam, gdy słuch o tobie zaginął. Wszyscy myśleli, że wyruszyłaś w podróż ze swoim ojcem, ale gdy dowiedziałam się od TenTen o pamiętnikach zrozumiałam, że ciebie tam nie ma.
- Pamiętniki? - zainteresowała mnie tym tematem i przez chwilę rozproszyła uwagę od poprzednich myśli.
- Tak – pokiwała głową, jakby chciała wzmocnić swoją odpowiedź. - Twój ojciec wysyłał do TenTen pamiętniki i wtedy zrozumiałam, że próbuję w ten sposób przekazać swoje dziedzictwo.
- Dziedzictwo? Zwariowałaś?! - Moja pięść uderzyła w plastik przedniego panelu, Hinata nawet nie drgnęła. - Chcesz powiedzieć, że mój ojciec chciał jej przekazać swoje doświadczenie? To niemożliwe! - skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i odwróciłam wzrok w stronę okna. Wolałam patrzeć na mijane drzewa, niż jej zakłamaną twarz.
- A dlaczego nie? - mówiła z niezwykłą lekkością wyczuwalną w głosie. - Dlatego, bo nas zdradziła? Bo przetrzymywała Itachiego i sprowadziła do nas Akatsuki?

Skąd ona..?
Zmarszczyłam czoło, broniąc się przed zaskoczeniem, które i tak przejęło nade mną kontrolę. Szkoda, że mimo siły i doświadczenia, jakie zdobyłam u Kakashiego, wciąż nie mogłam zapanować nad naturalnymi reakcjami ludzkiego organizmu.

- Dlaczego... – Nie wiedziałam, od czego zacząć.
- To proste – wtrącił Sai. - TenTen jest i była jedną z nas i chociaż popełniła błąd, wciąż potrzebujemy jej siły. Twój ojciec o tym wiedział, więc starał się ją naprowadzić. Przekazywał jej swoje mądrości, aby oczyścić jej duszę.
- Tak – Hinata potwierdziła jego wersję. - Na początku miałam ochotę ją zabić, każdy w sumie miał. Najgorzej było z powstrzymaniem Sasuke, ale na szczęście szybko zebrał nienawiść w kierunku brata. Podążył jego śladem, a my udawaliśmy, że o niczym nie wiemy. Powiem ci... - Ponownie westchnęła, lecz tym razem wyrzuciła powietrze wraz z dostrzegalnym żalem. - TenTen długo męczyła się ze sobą. Widziała jak wiele złego uczyniła i jak bardzo mocno skrzywdziła tym wszystkich. Po zaatakowaniu Shoji i przejęcia miasta przez ciemność otworzyła pamiętniki twojego ojca. Myślę, że chce naprawić swoje błędy.
- Już jest za późno. Niektórych spraw nie da się naprawić.

Zaczęłam się zastanawiać, gdzie podziała się moja nienawiść? Przygryzłam dolną wargę, poczułam smak rdzy. Z tej złości zapomniałam o bólu. Chciałam nienawidzić TenTen za to, co zrobiła, ale nie potrafiłam. Cała ta nienawiść odwróciła się przeciwko mnie, bo jedyną osobą, którą gardziłam byłam ja sama.

ITACHI

Leżałem na kanapie, głową wtulony w wygodną poduszkę. Próbowałem się podnieść, jednak doznałem nieprzyjemnego zawrotu, który położył mnie z powrotem. Westchnąłem, rozkładając się wygodniej na sofie. Palcem wskazującym i kciukiem rozmasowywałem skronie, chociaż nie wiedziałem czy ten pulsujący ból kiedykolwiek minie. Miałem wrażenie, że za chwilę eksploduje mi czaszka i już nikt nie będzie w stanie mnie poskładać, bo wszystkie części mózgu będą porozrzucane po całym pomieszczeniu.

- Jak się czujesz? - Przed oczami mignęła blond czupryna.
- Jak kaszalot przejechany przez dwa czołgi. – Z trudnością podniosłem się do przysiadu, wciąż trzymałem dłoń przy czole.
- Ależ jesteś zabawny – zaśmiał się sztucznie. - Jak tam twoje samopoczucie? Masz chęć na zabijanie?
- O czym ty, pieprzysz, Deidara? - wziąłem od niego szklankę wody i tabletki, które mi podał. Połknąłem je bez zbędnych pytań, sądząc, że to przeciwbólowe. - Co my tu, kurwa, robimy?
- Odpoczywamy. TenTen jest ranna, ty wciąż jesteś świrem, więc nie możemy ryzykować.
- Świrem?

Deidara przybrał niepewny grymas i otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymywał. Na jego szczęście moją uwagę odwrócił mężczyzna w płaszczu, który właśnie wszedł do środka. Zdenerwowany przeklął kilka razy pod nosem, jednocześnie rozwalając wszystko, co wpadło mu pod rękę. Swoją ostateczną furię wyładował na ścianie. Już dawno nie widziałem takiego wybuchu gniewu. W tym wszystkim przypomniałem sobie siebie wyładowującego emocję na lustrzanej szafie u Sakury w pokoju. Pamiętam swoje zakrwawione ręce i to, że chwilę później zasnąłem.

- No, no – Deidara podrapał się po głowie. - Czy to znaczy, że jej nie znalazłeś?
- Szukałem. Kurwa! - kopnął w pobliskie krzesło, które z trzaskiem rozleciało się na części pierwsze. - Dlaczego musimy mieć takiego pecha?

Miałem zamiar wtrącić się do rozmowy, ale hałas, który wyrządził rozwścieczony członek Akatsuki przycisnął mnie znowu do pozycji leżącej, zasłoniłem głowę poduszką. Nie mogłem znieść częstotliwości dźwięku. Nagle poczułem się wyjątkowo śpiący. Czyżby Deidara podał mi środki nasenne zamiast przeciwbólowych?

- Nie możemy na to pozwolić! Nie może się wyślizgnąć z Shoji! Nie teraz, gdy ta dwójka ponownie tutaj była! - ponownie huk rozładowywanych emocji zakłócił mój spokój. - Tyle się staraliśmy! Nie mów mi, że to wszystko poszło na marne!

Sen. Frustracja nieznajomego mnie ciekawiła, ale bardziej marzyłem o spokoju. Marzyłem o krainie pięknych snów. Przydałby mi się, jakaś szczęśliwa historia, która odciągnęłaby mnie od tego życiowego koszmaru.  

- Uspałeś go?!
- To wariat! Skąd miałem wiedzieć, kiedy wrócisz! Poza tym jeszcze nic straconego, bo mamy Shikamaru!
- Gówno mamy! Myślisz, że o tym nie pomyślałem?! Podszedłem śladem sygnału i znalazłem...

Zasnąłem. Przestałem odbierać jakiekolwiek sygnały ze świata zewnętrznego. Zanurzyłem się w swoim świecie wykreowanych fantazji.

SAKURA

- Czy – przełknęłam ślinę. - Czy mój ojciec będzie na nas czekał w Tokio? Rozmawialiście z nim?

Hinata zerknęła w tylne lusterko. W samochodzie zapanowała ponura cisza, a radość z twarzy przyjaciółki zniknęła. Już się nie uśmiechała, wyglądała na spięta i zdenerwowaną. Tak, jakby tymi swoimi opowieściami próbowała mnie odwieźć od tego pytania. Czy to możliwe, aby coś się stało mojemu ojcu? Przygryzłam mocniej wargę. To wydaję mi się niemożliwe.

- Hinata? - skupiłam swoją uwagę na niej. - Rozmawiałaś z moim ojcem?
- Twój ojciec... - zmieniła ton głosu, jakby próbowała zachować maksimum profesjonalizmu i powagi. - Tsutomu wraz z Fugaku wyruszyli w pościg za Itachim. Próbowali powstrzymać go przed zbieraniem kamieni, przemówić mu do rozsądku i... - uderzyła otwartą dłonią w kierownice, niesforne łzy spłynęły po jej policzkach.

Strzałka na prędkościomierzu opadała w dół.

- Spokojnie. - Sai położył dłoń na jej ramieniu. - Straciliśmy z nimi kontakt dwa dni temu. Skontaktowali się z nami, gdy wchodzili do budynku, w którym był Itachi. Do dziś nie możemy ich złapać. Najprawdopodobniej...
- Nie! – Mój krzyk przerwał jego zimne wyjaśnienia. Nie byłam przygotowana na takie wieści. Nie wierzyłam im. - Mój ojciec żyje i nie waż się mówić inaczej! Żyje, rozumiesz?!
- Sakura. - Przyjaciółka wypowiedziała moje imię, jak dorosły zwracający się do dziecka opowiadającego bajeczki.
- Nie Hinata! - wskazałam na nią palcem. - Mój ojciec żyje!
- Jest coś jeszcze, o czym powinnaś wiedzieć – zatrzymała samochód na poboczu, odpięła pas i odwróciła się w moją stronę. - To dotyczy Itachiego. - Sam wydźwięk tej wypowiedzi przyprawił mnie o ciarki.

_____

*Fire in the hole (ang) – ostrzeżenie przed wybuchem. W dosłownym tłumaczeniu: Ogień w otworze/dziurze. Mimo tego lepiej traktować to powiedzonko z dystansem :).

4 komentarze:

  1. mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór mór
    POPRAW TO DO CHOROBY CIĘŻKIEJ, BO CIĘ WYPATROSZĘ!!!
    ____________________________________________________________

    Kurde, albo mi się wydaje, albo rozwój akcji znacząco spadł. Nie wiem, czy tylko ja mam takie wrażenie, ale nie podoba mi sie to ;< Poza tym rozdział nie wyjaśnia niemalże nic (retrospekcje ratują twoją szanowną). Mało tego- pojawiło się u mnie więcej niewiadomych! >,< Także tego. Nie wiem co tam sobie zaplanowałaś, ale w następnej notce masz mnie ZASKOCZYĆ i to POZYTYWNIE- żeby jasne było ;)

    Pozdrawiam i życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, proszę, abyś mówiła precyzyjniej. Popraw co? XD

      Z drugiej strony... Tak zwolniło. Specjalnie zwolniło. I tak właśnie retrospekcja miała mi uratować lekko tyłek, właśnie po to się pojawiła xD. Wiedziałam, że rozdział jest słaby, więc walnęłam se dodatek xD

      Usuń
  2. Nareszcie odrobiłam straty >_< Boże... to jest cudowne!!! Tyle niewiadomych i zagadek!!! Kocham to!!! To jest niesamowite :") Mój komentarz jak zawsze długi Xd ale nie umiem nic więcej napisać ;___;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ważne, czy długi, czy krótki, ważne że jest :)
      Ważne, że odrobiłaś straty i ważne, że jesteś. Dziękuje :)

      Usuń