niedziela, 5 października 2014

2#6 PIERWSZY KROK



ROK WCZEŚNIEJ, PRZED ROZSTANIEM.

MIKOTO UCHIHA

Zachowywałam pozorny spokój, przykleiłam do twarzy uśmiech jakby był zwykłą naklejką. Wiedziałam, że bardzo dużo kłopotu sprawi Saiowi wyczytanie ukrytych emocji, słabo orientował się w ludzkich uczuciach, ale jednak miałam wrażenie, że widzi moje zdenerwowanie. Fugaku z Tsutomu nie wracali, chociaż godzinę temu poprosiłam ich o nagłe przybycie. Mój mąż bardzo często lekceważył moje prośby, lecz dziś nie spodziewałam się takiego poziomu ignorancji.

     - Proszę się uspokoić, bo wszystko będzie dobrze – przestałam trzeć o siebie dłonie, choć z trudem powstrzymywałam trzęsienie nogi. – Zdążą na czas.


Posłałam mu wyłącznie jeszcze większy nieszczery uśmiech i odwróciłam głowę w drugą stronę. Zasłoniłam twarz długimi włosami, a wszystkie nerwowe tiki zamieniłam na przygryzanie dolnej wargi. Nigdy wcześniej nie denerwowałam się tak mocno. Ta presja i oczekiwanie mnie wchłaniały, zasysały do wnętrza czarnej dziury.

Zerwałam się błyskawicznie z fotela, gdy usłyszałam otwieranie drzwi i kroki. Zatrzymałam się w progu.

     - Gdzie wyście do jasnej cholery byli?! – Stres zwyciężył ze spokojem. Odsunęłam się od framugi, aby wpuścić ich do środka.
     - O co tyle szumu? – Fugaku zapytał z lekkością, choć nie zapanował nad zmarszczeniem brwi. – Jesteśmy już.

To trwało kilka minut i wylałam z siebie wszystko. Opowiedziałam im o naszej przyszłości, o tym, że Sakura i Itachi są w niebezpieczeństwie. Opowiedziałam im wszystko, co zobaczyłam. Itachiego w długim czarnym płaszczu z czerwonymi nadrukami chmur, Sakure w roli marionetki Kakashiego i o… Tak opowiedziałam im o naszej śmierci. O tym, co czeka nas, jeśli zdecydujemy się uratować własne dzieci.

     - No cóż. – Tsutomu wzdychał ciężko. – Musimy spełnić nasze przeznaczenie.
     - Co?! – Nerwowo chodziłam wokół stołu, szalenie wymachiwałam rękoma. – Słyszałeś, co powiedziałam?! Oni nas zabiją!
     - Sugerujesz, że powinniśmy teraz ich zostawić? – zatkało mnie, bo nie patrzyłam na to z tej strony. Byłam zbyt zaaferowana snem i naszą niepewną przyszłością, aby zachować obiektywność. – Kochanie to nasze dzieci.

Nienawidziłam, gdy w takiej chwili używał słodkich słówek. Tak bardzo nie chciałam umierać, pragnęłam dożyć do setki, zobaczyć wnuki, spokojnie przeżyć emeryturę. Tak bardzo chciałam trwać w niewiadomej, chętnie oddałabym komuś swój dar. Człowiek, który widzi swoją śmierć i zna doskonale czas i miejsce zakończenia własnej egzystencji nie jest szczęśliwy. W takiej chwili żyje się w strachu o własną przyszłość, nie czerpie się radości z dnia dzisiejszego.

     - Tsutomu zgadzasz się z nim? – Nie zareagował, wciąż wpatrywał się w jeden punkt na podłodze. – Tsutomu.
     - I tak wrócimy do życia – odpowiedział ozięble.
     - Skąd pewność, że odkryją tajemnicę?
     - To nasze dzieci. – W głosie Fugaku wyczułam nadzieję. Pierwszy raz widziałam w nim tyle wiary. Uśmiechnął się, choć oczy wciąż miał smutne.
     - Poza tym – wtrącił Tsutomu – zasługujemy na happy end.

Ta dwójka zachłystnęła się wiarą w młodsze pokolenie. Po części dzieliłam ich optymizm, ale z drugiej strony naprawdę nie spieszyło mi się na tamten świat. Miałam ochotę pozostawić je na pastwę losu, pozwolić im umrzeć.

     - Sai.
     - Tak? – Dumnie podniósł wzrok na mojego męża.
– Jesteś stróżem Sakury, więc chciałbym, abyś się nią zajął po wypełnieniu planu. Musisz dopilnować, aby ta dwójka w końcu się spotkała i aby zwróciła światu światłość. Do tego czasu będziesz musiał poświęcić się treningowi. Czy dasz radę?
- Tak – odpowiedział pewnie.
- To się równa z porzuceniem Hinaty.
- Zrozumie.

Następny, który pokładał ślepą wiarę w drugiego człowieka. Hinata go kochała, ale skąd pewność, że wytrzyma przez cały rok i go nie porzuci? Co jest z tymi dzieciakami?

     - Wezwałaś go?

Zanim udzieliłam odpowiedzi rozległo się pukanie. Krzyknęłam „proszę” i sylwetka Shikamaru przemknęła przez pokój. Chłopak skierował swoje kroki do biurka, gdzie leżał laptop. Otworzył go, a następnie rozpoczął dynamiczne uderzanie w klawiaturę. Odetchnęłam z ulgą, gdyż mimo równie wielkiego spóźnienia w końcu przyszedł.

Shikamaru to chłopak żyjący w cieniu o wyjątkowo bystrym umyśle. W wieku szesnastu lat był w stanie napisać trudniejsze programy od niejednych profesjonalnych programistów. Miał nieprzeciętny umysł, a najbardziej podobało mi się w nim to, że jego logiczne myślenie nie odbierało mu fantazji i wyobraźni. Bardzo szybko odpowiedział na naszą prośbę o pomoc, jeszcze szybciej został cichym wspólnikiem. Ryzykował, ale i tak dzielnie przy nas trwał.

     - Widzisz ich? – Tsutomu nachylił się nad ramieniem chłopaka, patrząc w ekran.
     - Zaraz będę ich widział.

Nie zrozumcie nas źle, bo nie należymy do szalonych rodziców, którzy mają fioła na punkcie inwigilowania swoich dzieci. Wszczepienie chipów pod skórę było bardzo trudną decyzją, ale musieliśmy się podjąć tego zadania. Shikamaru pomógł nam dopiąć wszystko na ostatni guzik. Sporo nas kosztowały operacje i zachowanie tego w sekrecie. Sakura otrzymała chip, jako pierwsza, tuż po odnalezieniu jej nieprzytomnej na brzegu rzeki. Mniej więcej w tym samym czasie chip otrzymał Sasuke, bo po zaginięciu Itachiego przesadzał z treningami, szybko tracił przytomność i to pozwoliło nam na zastosowanie bardzo radykalnych środków. Itachi był ostatni. Po powrocie z chaty położył się spać, wycieńczenie organizmu wygrało. Wszyscy zostali przez nas naznaczeni i żyją w nieświadomości. Niestety cała ta zabawa w śledzenie ich poszłaby na marne, gdyby ktokolwiek z nich o tym wiedział, dlatego wszystko trzymaliśmy w tajemnciy.

W tamtej chwili zrozumiałam, dlaczego to zrobiliśmy i żałowałam swojego strachu przed śmiercią, który kazał mi zwątpić we własne dzieci. Kocham ich z całego serca, dla nich jestem gotowa na wszelkie poświęcenia i tego chcę się trzymać. Wstydziłam się swoich myśli. Jaka matka rozważa porzucenie mniejszych wersji siebie?

     - Shikamaru… - Zniecierpliwiony Tsutomu stukał palcami o blat biurka.
     - Szukam – zachowywał profesjonalizm.
     - Sai idź zbierz wszystkich. – Fugaku podszedł do okna, wyciągnął z paczki papierosa. – Jak tylko będziemy mieli lokalizację wyślemy ją wam. Przyjdziecie do nas, bo jeśli moja żona ma rację – fajka zaświeciła na pomarańczowo – a na pewno ją ma – wypuścił niebieskawy dym. – Akatsuki zjawi się na miejscu, więc musimy być przygotowani na wszystko.
     - Zdradzimy swoje pozycje. – Głos Saia zadrżał. Wątpił?
     - Mam to w dupie – uchylił okno, strzepał popiół na zewnątrz. – Teraz liczy się wyłącznie przetrwanie.
     - Zrozumiałem – wyszedł marszem. Brakowało tylko, aby zasalutował i zachowałby się niczym wyszkolony żołnierz odchodzący od swojego porucznika.
     - Wiemy, co robimy? – Miałam bardzo złe przeczucia.
     - To się okaże w praniu.
     - Ha! – Shikamaru przyciągnął uwagę. – Wysyłam dane na telefony. Na szczęście oboje są mniej więcej w tym samym miejscu.
     - Wyślij do reszty. Niech tam przyjdą. – Tsutomu poklepał go po plecach. – Dobra robota – wybiegł za Fugaku.

Zostałam sama z pożerającymi mą duszę wątpliwościami. Martwiłam się o nich. Byli najważniejszymi osobami w moim życiu.

TERAZ

SAKURA

Wylądowaliśmy w bezpiecznym miejscu oddalonym od centrum Shoji o kilkanaście kilometrów, jednak nadal zahaczającym o las Aokigahara. Pogrążona w panice i wyrzutach sumienia podeszłam do pierwszego lepszego drzewa. Oparłam się o nie ramieniem i szybko opadłam na trawę. Miałam nogi, jak z waty. Byłam lekko zdezorientowana. Przez cały ten czas interesowała mnie wyłącznie śmierć Mikoto. Czasami widziałam sytuację z boku, jakbym nagle opuściła swoje ciało. Przyglądałam się swej zimnej twarzy, ruchom własnych rąk. Tak szybko odebrałam jej życie…

- Wstawaj. – Znowu złapał mnie za rękę, tym razem podciągnął mnie do góry i zwrócił przodem drzewa. – Oprzyj się o nie i wypnij w moją stronę.
- Co?! – wiedziałam, że jestem załamana, ale jego propozycja zabrzmiała, co najmniej dwuznacznie. Poczułam się niezręcznie, gdy podciągnął moją koszulkę w górę. – Sai, co ty wyprawiasz?!
- Zamknij się – docisnął mnie do drzewa.
- Sai! – poczułam zimno na plecach i wtedy zrozumiałam, że źle odczytałam jego intencję. – Co ty…?
- Nie ruszaj się, bo mogę uszkodzić nerwy na kręgosłupie i pozbawić cię czucia w nogach.
- Co?!

Tym razem przesadził, więc odwróciłam się w jego stronę, aby go odepchnąć. Oszołomienie i widok wykrwawiającej się Mikoto na chwilę minął, gdy zobaczyłam wielki nóż w jego dłoni.

     - Sai? – Przerażał mnie.
     - W okolicach kręgosłupa, przy odcinku lędźwiowym wczepili ci chip, który zdradza naszą pozycję. Jeśli go z ciebie nie wyciągnę to nas wytropią i zabiją.
     - Chip?

Nagle wszystko stało się jasne. Teraz rozumiałam skąd niezapowiedziane wizyty ojca i to wielkie ratowanie życia w odpowiednich momentach. Przez cały ten czas mieli nade mną kontrolę i znali moją lokalizacje. W jednej chwili poczułam się obnażona. Nie miałam, ani krzty prywatności.

     - Gadamy czy wycinamy?

Wzdrygnęłam się. Całe szczęście, że piekło, jakie zgotował mi Hatake przygotowało mnie na takie okoliczności. Nie odczuwałam strachu przed bólem.  

     - Zagryź to – podał mi swój telefon. – Nie ważne czy go połamiesz, bo i tak muszę go wyrzucić. Nie będę ryzykować – potrząsnął nim. – Bierz, bo bez tego może być ciężko.
     - Jasne – złapałam komórkę. Ten prosty gest przejęcia przedmiotu oznaczał moją zgodę. Pozwolę się pociąć Saiowi.

Zrobiłam, jak doradził i włożyłam telefon do ust, zagryzłam go. Usłyszałam pierwszy chrzęst wgniatającej się szyby w płytę główną urządzenia. Odwróciłam się, przystawiłam ręce do drzewa i delikatnie wygięłam w łuk. Sai złapał bluzkę, aby podwinąć ją do góry.

     - Staraj się nie ruszać.

Już byłam gotowa krzyknąć i próbować go powstrzymać, chciałam zmienić pozycję, a najlepiej położyć się na ziemi, ale nie zdążyłam. Wbił ostrze pod skórę, a ból przeszył całe ciało. Po czole szybko spłynęły pierwsze krople potu, a zęby łatwo zrobiły dziurę w szybie komórki. Sai grzebał nożem pod skórą, wiercił w tę i z powrotem, poszukując chipu. Odczuwałam każde najmniejsze drgnięcie.

     - Jeszcze trochę, już go czuję. – Te słowa wcale mnie nie pocieszały, bo przed oczami powędrowały czarne kropki.

Oczy robiły się cięższe i cięższe, głowa opadała na dół. Miałam wrażenie, że temperatura trzydzieści sześć i sześć podskoczyła, co najmniej do czterdziestu stopni. W moim wnętrzu się gotowało, świadomość odchodziła w nieznany mrok. Czułam, jak odpływam, ale i tak usilnie napinałam mięśnie grzbietu i walczyłam z własną słabością. Niestety moja głowa coraz bardziej przypominała zabawkę psa z bujającą się głową w samochodzie.

     - Mam! – Ten okrzyk zwolnił wszystkie blokady. Moja twarz zderzyła się z korą drzewa, na szczęście byłam za słaba, aby odczuć kolejny ból.

ITACHI

Kisame na moich oczach połączył się z Samehadą. Dzięki tej czynności z poczwary, jaką widziałem go wcześniej, przeinaczył się w pięknego wyjątkowo groźnego rekina. Skrzela wyrosły mu w okolicach barków, a niesymetryczna głowa przyjęła kształt stożka. Teraz nie musiał specjalnie układać włosów, aby przypominały mu o jego naturze, ponieważ płetwa rozrosła się po całym kręgosłupie, który kończył się ogonem. Przemiana Kisame mi zaimponowała, bo pierwszy raz widziałem go w tej postaci. Połowa ciała od stóp do pasa przypominała człowieka, druga przemieniła się w przerażającego drapieżnika.

Zamachał rękoma. Przy łokciach również wyrosły płetwy, a pomiędzy palcami rozpięła się błona pławna. Od razu zrozumiałem, że ucieczka przed nim nie będzie łatwa, bo dzięki temu całkowicie zjednoczył się ze swoja naturą. Cholera! Byłem dobrym pływakiem, ale w przeciwieństwie do niego nie miałem szans na walkę pod wodą. Nie wspominając już kwestii TenTen i jej przyjaciół. Zostali uwięzieni w kopule wodnej tak samo, jak ja.

     - I co, Itachi? – Potrafił mówić pod wodą. – Teraz już nie jesteś taki cwany, co?

Nigdy nie byłem cwany. Po prostu często udaję mądrzejszego, a jeśli w tej chwili nie otrzymam jakiegoś magicznego olśnienia wszyscy się utopimy.   

2 komentarze:

  1. Hehe... PIERWSZA!
    Och... Te chipy tak wiele wyjaśniają. :D
    Uwielbiam tego nieczułego Sai'a. Nie ma to jak pogrzebać nożem w czyimś karku, co nie?
    Kisame zamieniony w rekina. Mrauuu... Jestem ciekawa co też takiego Itachi zdoła wymyślić.

    Czekam na następną.
    Pozdrawiam
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytam to i czytam, aż nie mogę się naczytać ;-; tylko zastanawia mnie dlatego te rozdziały są takie krótkie? O wiele krótsze od tych, z I Aktu.

    OdpowiedzUsuń