poniedziałek, 29 września 2014

2#5 PRZYJACIÓŁ POZNAJE SIĘ W BIEDZIE


SAKURA

Wybiegłam z budynku pokryta krwią. Niesforne krople wciąż spływały po twarzy. Upadłam na chodnik i zwymiotowałam. Poczułam silny skurcz żołądka, ale przez moment udało mi się nad nim zapanować i wziąć głęboki wdech świeżego powietrza. Zamknęłam oczy, zobaczyłam jej znikający z twarzy uśmiech i blednącą cerę. Niestrawiony prowiant zawirował, ponownie zwymiotowałam. Plując starałam się opanować panikę. Ryczałam, jak małe dziecko.

     - Wstawaj i uciekaj z Shoji. – Hatake był pozbawiony uczuć, nie posiadał ani krzty empatii.
     - Właśnie tego chciałeś, prawda? – Mimo helikoptera w głowie pięłam się w górę. – Chciałeś pozbawić mnie przyjaciół, rodziny i zrobić ze mnie zbiega? Tego właśnie chciałeś?! – zacisnęłam pięść, po czym zamachnęłam się w jego stronę. Zrobił unik, a ja ponownie upadłam na ziemie.
     - Skończyłaś? – zapytał z wyjątkowym spokojem w głosie.


To zdenerwowało mnie jeszcze bardziej. Zerwałam się na nogi i błyskawicznie próbowałam okładać go pięściami. Jedna za drugą mijały się z celem. Dynamicznie uchylał się przed każdym ciosem, wprawiając mnie w jeszcze większą furię. Wściekła pomagałam sobie nogami, ale one też go omijały. W końcu okręcił się w koło własnej osi, stanął po mojej prawej stronie. Jego bezwzględna ręka szarpnęła mnie za włosy. Jęknęłam i wykrzywiłam usta.

     - A teraz skończyłaś?

Pozwolił mi opaść na kolana, a ponieważ żadna z moich pięści nie trafiła w pierwotny cel wyładowałam złość na asfalcie. Bardzo szybko zeszła mi skóra i polała się krew. Nie mogłam jednak przestać uderzać.

     - Sakura ruszaj.
     - Nigdy nie zapomnę jej wyrazu twarzy, tego jak na mnie patrzyła. Zawiodłam ją. Nie przestanę o tym myśleć, jak zdradziecko wbiłam ostrze w jej brzuch, jak jednym płynnym ruchem rozprułam jej żołądek. Nie zapomnę tego, jak krew zalała moją koszulkę, jak drugim cięciem rozcięłam aortę szyjną, a krew tym razem trysnęła na moją twarz. Wciąż czuję smak krwi, ten rdzawy smak śmierci.
     - Sakura musisz iść, zaraz znajdą Mikoto, a ty jesteś cała we krwi.
     - Zabiłam naszą wspólną przyszłość.
     - Powiedziałbym raczej, że wyrównałaś rachunek. – Trzymał wysoko uniesioną głowę. Przez światło padające na jego plecy pod oczami wytworzyły się cienie nadające jego sylwetce jeszcze większej mroczności. Przerażał mnie, więc ponownie wbiłam martwe spojrzenie w podłoże.
     - Zabiłam jego matkę do cholery! Jak można czymkolwiek to wyrównać?! – wzruszył ramionami, widziałam to na cieniu, który padał obok mnie.
     - Zaraz wszczną alarm. Nie jesteś tutaj bezpieczna, więc nie pogarszaj sytuacji i przejdź do drugiej części planu.

Wiedziałam, jakie warunki stawia mi Hatake podczas opuszczania Piekła. Nigdy jednak nie pomyślałam, że będę musiała je spełnić. Stawiam na swojej drodze supełki, których nie da się odplątać. Zapragnęłam porzucić uczucia, przez moment zapomnieć o swoim życiu. Tak bardzo pragnęłam być robotem.

Alarm pokonał ciszę.

ITACHI

     - Powiedziałem wycofujemy się. Nie są dla nas zagrożeniem.
     - Czyżbym się mylił? – rzucił mi przenikliwie spojrzenie, a jego słowa zabrzmiały jak wyzwanie. – Czyżbym źle ocenił twoją lojalność?
     - Przestań – parsknąłem luźno, odsuwając palcem Samehadę od mojej brody. Starałem się zachować zimne oczy i skamieniały wyraz twarzy. – Mamy inne rozkazy, niepotrzebnie zeszliśmy z toru. Konan sobie poradzi.  

Plan, który ułożyłem sobie w głowie był bardzo kruchy. Pierwszy raz podjąłem się abstrakcyjnego planu, ale nie miałem czasu na jego dopracowanie. Musiałem ochronić przyjaciół przed śmiercią, dać im bezpieczeństwo, a później odebrać Samehade Kisame. To nie będzie proste.

     - Konan? – roześmiał się, szczerząc rekinie ostrza. – Chcesz iść to idź, dogonię cię. Najpierw się z nimi uporam.

Kurwa mać! Przekląłem w duchu i ruszyłem za Kisame. Od zawsze wiedziałem, że umysł partnera nie jest mały i pojmie moje zamiary. Skupiłem lawę w prawej ręce, później zasłoniłem swoim ciałem TenTen. Po starciu bandaże Samehady zaczęły się tlić.

     - Hę? – zająknął się, choć wątpię, aby to była oznaka zdziwienia. Raczej odkrył sedno sprawy. – Od kiedy bronisz tej mrówki?
     - To nie jest nasze zadanie! – odepchnąłem go od siebie, Samehada zetknęła się z podłożem. Biały materiał odkrywał jej mroczną tajemnice. – Powiedziałem, że się wycofujemy!
     - Naprawdę? A myślałem, że to mucha przeleciała koło mojego ucha.
     - Kisame nie zmuszaj mnie do tego! – Cała moja twarz drżała, nie ukrywałem zdenerwowania. W duchu modliłem się o inne zakończenie, bo nie wiedziałem czy jestem w stanie go pokonać. – Odpuszczamy. – Użyłem wyniosłego i stanowczego tonu, jak na przywódcę przystało. Jednak czy wciąż brał mnie za sojusznika?

Kisame uśmiechnął się szeroko, po czym zasłonił twarz Samehadą.

     - Jak myślisz? – Łuski się piętrzyły. – Wierzymy mu?
     - Kisame?

Za późno. Wymierzył cios, miecz uderzył w moją klatkę piersiową. Odniosłem wrażenie, że ją miażdży. Nie utrzymałem pozycji, z wielkim hukiem, całym ciężarem ciała wygiąłem barierkę.

Kisame, dlaczego to zrobiłeś? Wbijałem wzrok w niebo. Tak bardzo brakowało mi na nich gwiazd.

Echo syren strażackich doszło, aż do nas. Czy to z naszego powodu ten alarm?

SAKURA

Jestem nikim. Utraciłam wolę walki, ale potęga Kakashiego nie pozwalała mi dać się pojmać. Uciekałam przez las, czułam energie przyjaciół podążających moim tropem. Zdradziłam wszystkich, nikt nie uwierzy w moją historię. Przenikałam pomiędzy drzewami, przeskakiwałam przez wiatrołomy i polegałam na niskich gałęziach. Musiałam uciec, aby zadowolić swojego Pana.  

     - Cholera! – wydukałam, gdy wyczułam czakre napierającą z przodu. Przegrupowali się i wezwali wsparcie. Będę musiała z nimi walczyć?

Zmieniłam trasę, udałam się na wschód. Próbowałam przyspieszyć, ale miałam wrażenie, że zwalniam. Świat w koło biegł w zwolnionym tempie. Zbyt mocno ich zabolało odejście Mikoto, aby teraz mieli zrezygnować z pościgu. Właśnie w takiej sytuacji przydałby mi się mój ojciec, za pewne znalazłby wyjście. Gdzie on się do cholery podziewał? Zawsze mnie ratował. Czy to możliwe, aby nie wiedział o moim powrocie? W końcu to Tsutomu Haruno!

Zagonili mnie w kozi róg. Musiałam się zatrzymać. Napierali z każdej strony, zostało kilka metrów i spostrzegą moją tożsamość. Dowiedzą się, kto zdradził. Cholera! Mogłabym przywołać rzeczywistość, gdyby nie wycieńczenie po ostatnim razie. Wciąż nie zregenerowałam sił, nie zmrużyłam oka. Co mam do jasnej cholery zrobić? Nie chcę oglądać zawodu na ich twarzach, tego przerażenia w oczach. Nie chcę z nimi walczyć, nie użyję przeciwko nim siły. Cholera! Cholera! Cholera! Mogłam wcześniej uciekać. Teraz wszystko runęło z gruzem.

Krzaki przede mną zaszeleściły. Pierwsza osoba przybyła. Ze wstydem spuściłam wzrok, czułam pochłaniające mnie gorąco. Jak ja spojrzę im w oczy?

ITACHI

Arystoteles powiedział: „Żeby poruszyć świat, trzeba najpierw ruszyć się samemu”. No cóż, miał rację.

Zaskoczyłem siebie, zaskoczyłem innych. Zdezorientowałem każdego obecnego i w tym dopisałem za swoją głowę bardzo wysoką nagrodę. Jeśli przeżyję szybko zainteresuje Kakuzu. To dopiero początek wielkich zmian i związanych z nimi problemów.

Samehada trzęsła się z podniecenia, jej łuski odbijały światło przyulicznych latarni. Drgała pomachując leniwie językiem schowanym w wielkiej szczęce z zębami rekina. Broń, której wcześniej nie chciałem widzieć w akcji dzisiaj pokazała swoje prawdziwe oblicze w walce ze mną. Od momentu rozwinięcia bandaży do czasu zderzenia się z moim ciałem delikatnie urosła. Poczuła smak mojej czakry.

Zsunąłem się po barierce na kolana, przytrzymałem rękę na klatce piersiowej, próbowałem wyrównać oddech. Musiałem zachować spokój, choć zadanie mocno mnie przerastało. Rok spędziłem u boku Kisame i tym sposobem doszedłem do wniosku, że zna mnie lepiej niż ja jego. Wiecznie zrzucałem zadania na swoje barki. Dziś ten fakt obrócił się przeciwko mnie.

Kisame nie czekał na zaproszenie. Zarzucił Samehade za plecy i przyszykował się do ataku. Pojawił się przede mną, wykonał potężny zamach, lecz zdołałem zrobić unik. Ataki Kisame nie przypominały w żaden sposób taktycznych i przemyślanych ruchów członków Akatsuki. W tym momencie zachłystnął się wściekłością, bo choć usilnie starał się to przede mną ukryć za uśmiechem wystarczyła krótka analiza ciosu, abym poznał prawdę skrywaną pod maską. Zdradziłem swoich, traktowałem ich przez pewien czas, jak swoją nową rodzinę. Nie widziałem dla siebie innego rozwiązania skoro dla wszystkich, których kochałem byłem zagrożeniem. Dziś cały rok ponownie wyrzuciłem do śmietnika.

     - Będziesz tak ciągle uciekał? – zatrzymał się.

Zrobiłem kilka salt w tył, po czym z gracją opadłem na stopy. Lekko mną zarzuciło, ale szybko odzyskałem pełnie równowagi. Wyciągnąłem przed siebie pięści i w tym momencie zdałem sobie sprawę, że wróciłem do samego początku. Właśnie w takiej pozycji walczyłem na ringu, w tej pozycji staję przeciwko członkowi Akatsuki.

     - Wciąż możemy o tym zapomnieć.
     - Hę? – Kilka zmarszczek zeszło z jego niebieskawej skóry. – Masz mnie za idiotę, Itachi? Czy właśnie tak wyglądam?

Zacisnąłem mocniej pięści. Chciałem się odezwać, ale zdecydowałem ugryźć się w język. Nawet sam nie wiedziałem, dlaczego doznałem tak niewiarygodnego wzrostu obłudy i uwierzyłem w przerwanie walki. Nie miałem szans przekonać go do odwrotu, nie odejdzie dopóki mnie nie zabije. Kątem oka zerknąłem na dzieciaków z Shoji, w ten ujrzałem wlepione we mnie oczy TenTen. Jeśli mam walczyć z Kisame muszę znaleźć sposób, aby się od nich odseparować. Nie mogę ryzykować ich życiem.

     - Co tam kombinujesz w tej twojej zdradzieckiej bani, Itachi? – kontynuował w pogardliwym tonie, który przekazywał całą nienawiść i brak szacunku względem mnie. – Myślisz, że pozwolę ci myśleć w nieskończoność?

Odchyliłem głowę do tyłu, tak naprawdę próbowałem ruszyć całym ciałem, ale odmówiło współpracy. Po prostu przyszpiliło mnie na dobre. Łuski poszarpały płaszcz na prawym ramieniu, rozdarły skórę, wymusiły mój cichy jęk. Przed upadkiem na ziemię podtrzymałem się na rękach i obiema stopami, mówiąc precyzyjniej okolicami kości skokowych, uderzyłem w mięsień dwugłowy uda Kisame. Nie spodziewałem się rewelacji, ale choć na moment rozproszyłem jego pewność siebie i zdobyłem na czasie, aby odskoczyć na bezpieczny dystans. W momencie, gdy znajdowaliśmy się od siebie może sto metrów wystrzeliłem w niego ognistą kulą. Były partner zniknął, zanim go trafiła i przemieścił się za moje plecy. Na szczęście zdołałem wcześniej rozproszyć jego uwagę i w między czasie użyć genjutsu. Zanim łuski dotknęły ciała, rozproszyłem się za pomocą kruków. Już w tamtej chwili napierałem z prawej strony. Moja pięść trafiła w jego policzek, lawa, którą pokryłem własną skórę wypaliła dziurę w jego twarzy. Odskoczył na bezpieczną odległość. Patrzył na mnie ze spokojem, gdy krew zalewała ubranie.

Znałem tego dwunogiego kręgowca na tyle, aby wiedzieć, że tym sposobem go nie pokonam. Rękojeść Samehady owinęła się w koło jego dłoni, niczym wąż popełzała pod rękaw. Oddała mu część czakry, którą mi skradła. To spowodowało wyleczenie rany na policzku. Po wielkiej dziurze pozostała jedynie jaśniejsza plama.

     - Zobaczymy, co powiesz na to…

Patrzyłem w oczy wyszkolonemu mordercy, wojownikowi gotowemu oddać własne życie dla zwycięstwa, bo dla niego wyłącznie taka porażka wchodziła w grę.

     - Uciekajcie!!! – zorientowałem się, jakiej techniki zamierza użyć mój przeciwnik, lecz na nic zdało się moje ostrzeżenie.

Otoczenie pochłaniała woda.

SAKURA

     - Co ty wyprawiasz?! – Sai zwrócił moją uwagę. – Musimy spadać.
     - Co ty wyprawiasz?! – zaskoczona skradłam jego pytanie. – Nie powinieneś mnie zabić?
     - Nie dzisiaj – kucnął, wyciągając z kieszeni pergamin i pędzel. – Nie dzisiaj moja droga.
     - Moja droga?! – zdenerwowałam się, miałam nadzieję, że skróci moje męki, a on najwidoczniej próbował wyciągnąć nas z opresji. – Co ty wygadujesz?! Nie widzisz, jak ja wyglądam?!
     - Widzę – namalował skrzydlatego orła, który po chwili opuścił pergamin i stanął obok nas. – Musimy spadać. – Powtórzył wcześniejsze stwierdzenie, jednocześnie wzruszając obojętnie ramionami.

Nie byłam w stanie wyczytać zamiarów z bladej twarzy. Wpatrywał się we mnie smutnymi oczami, wykazując się niezwykłą cierpliwością i wyrozumiałością. Tak, jakby nie zdawał sobie sprawy z mojego czynu. Ani razu nie zerknął na zeschniętą krew na koszulce, nawet nie zapytał, dlaczego to zrobiłam. Nie rozumiałam jego zachowania, od zawsze stanowił trudną do rozwiązania zagadkę, jednak to przechodziło moje oczekiwania. Próbował uratować zdrajcę i morderczynię.

     - Nie – panicznie kroczyłam do tyłu. – Nie, Sai. Nie pójdę z tobą. Nie pozwolę, abyś mi pomagał i przez to jeszcze oberwał. Sama muszę ponieść konsekwencję swoich czynów!
     - Uspokój się i chodź – wyciągnął w moim kierunku dłoń. – Oni zaraz tu będą, a do tego czasu chciałbym być daleko stąd.
     - Nie widzisz, że mam na sobie krew?! Zabiłam ją! Ja zabiłam Mikoto Uchihe, a ty chcesz ze mną uciekać?! – zrobiłam kilka kroków w jego stronę, aby go popchnąć. – Co z tobą nie tak?! – Dłonie zderzały się z jego klatką piersiową. On dalej zachowywał ten stoicki spokój. – Powinieneś mnie zabić! Taki los spotyka zdrajców!

Popchnęłam go jeszcze raz, a wtedy Sai odpowiedział na moją zaczepkę. Otwartą dłonią zbezcześcił mój policzek. Ciepło błyskawicznie zajęło połowę mojej twarzy, miałam wrażenie, że zaraz wypłynie mi oko.

     - Uspokoiłaś się? – przerażona jedynie jęknęłam. – To teraz chodź – złapał mnie pod ramię i siłą zaciągnął w kierunku olbrzymiego ptaka.

2 komentarze:

  1. Wow dobre to bylo ciekawe co kieruje saim czemu jej pomaga, gdzie sasuke? Co z itachi wygra . Kisae, nieh go zabije kisame to ciota. Nie moge doczekac sie nowej notki. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Heh... Muszę przyznać, że ostatnio strasznie zaniedbałam Twojego bloga. Przyznam, że rok szkolny nie działa na mnie zbyt pobudzająco. Miałam tu już zajrzeć dawno temu. Ale siedząc przed kompem po prostu nie mogłam się na to zebrać. Wszystkiego mi się odechciewa... Jednak dość już o mnie i mojej apatyczności.

    Co do drugiej części Twego opowiadania... Wow. Po prostu nie ogarniam... To znaczy ogarniam o co chodzi i co się dzieję... Nie ogarniam tego, jak Ci się to udaję... Piszesz ciekawe rozdziały, pełne emocji i akcji. Piszesz też minimalnie inaczej niż wcześniej. Minimalnie, jednak czuć różnicę. I mimo, że styl podoba mi się bardziej, to jestem zawiedziona długością. :) Serio... Poprzednio pisałaś dłuższe notki, może bardziej opisowe... Ta chyba o to chodzi... Brakuję mi twoich opisówek. Za mało opisujesz otoczenie, wygląd bohaterów... Może orientujesz się o co mi chodzi. Popracuj trochę nad długością. Wiem, że ciężko napisać coś długiego. Po prostu jak czytam, to wiesz usiądę, wczytam się, historia mnie pochłonie, a tu nagle koniec, tak ni z tego ni z owego, tak za szybko. Dlatego, mimo lepszego stylu pisania, poprzednie notki (te z pierwszej części) bardziej mnie urzekają. Tak, wiem... Jestem koszmarna. Tylko narzekam i narzekam, nic więcej. Straszna ze mnie ostatnio zrzęda. o.O
    No nic...
    Pozdrawiam Cię serdecznie, ściskam mocno i przesyłam
    BUZIAKI :*

    PS Mam nadzieję, że od teraz uda mi się śledzić Twego bloga na bieżąco.

    OdpowiedzUsuń