„Nie próbuj zmienić duszy, która nie należy do ciebie.”
SAKURA
Klęczałam i błagałam go o zrozumienie. Prosiłam, płakałam, krzyczałam. W pewnym momencie wyrwałam sobie z głowy kilka włosów, a później prawie zadławiłam się własną śliną. Kiedy odzyskałam oddech ponownie błagałam go o litość.
On był nieugięty, a jego wyraz twarzy przez cały mój
występ wyglądał tak samo – skamieniały Kakashi Hatake. Człowiek z żelaznymi
zasadami. Nienawidziłam go całym sercem.
- Proszę
cię Kakashi! – mówiłam mu po imieniu, bo nasze więzi zdołały się zacieśnić w
Piekle. – Błagam cię…
- Wstawaj
– przemówił w dostojnym tonie. – Wstawaj z tej ziemi.
- Nie
chcę! – odpowiedziałam piskiem. – Nie chcę wstawać z ziemi! Chcę, abyś mnie
przepuścił!
- Wstawaj,
Sakura. Tu nie ma miejsca na negocjacje i durne zachcianki.
- Przepuść
mnie – zniżyłam ton głosu, przystawiłam czoło do podłoża i zasłoniłam głowę
rękoma.
Byłam zdruzgotana. Itachi przebywał kilkanaście
metrów ode mnie, w zasięgu mojej ręki. Już prawie się z nim zobaczyłam. Tak
mało brakowało do naszego ponownego spotkania. Czekałam na to, a teraz… Teraz
muszę się wycofać.
-
Doskonale wiesz, jakie masz zadanie! Ich działania nie są twoim zmartwieniem! –
uniósł się.
- Tak jest
– zrezygnowałam z dziecinnych zagrywek. Porzuciłam pragnienia własnego serca
dla dobra całej ludzkości.
- Masz
przestać za nim biegać, zrozumiano? Masz go zostawić w spokoju.
Zmusiłam się do posłuszeństwa, podnosiłam się
stopniowo w górę. Próbował ukryć złość i z początku dobrze mu to szło. Do
momentu, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Moje przepełnione łzami z jego
rozwścieczonymi źrenicami.
- Wiesz,
po co przybyłaś do Shoji?
- Tak –
odpowiedziałam cicho, posłusznie odwróciłam się na piętach i ruszyłam
zrezygnowana w przeciwnym kierunku. Niestety straciłam całkowitą władzę nad
swoim życiem. Stałam się narzędziem w rękach Kakashiego.
- Nie
odwracaj się ode mnie, gdy nie pozwoliłem ci odejść! Doskonale wiesz, że tego
nienawidzę!
Niewyobrażalnie wielki napływ bólu serca wygiął moje
ciało. Krzyknęłam, gdyż właśnie to pomagało mi podtrzymać zmysły na minimalnych
obrotach.
- Jakie
jest twoje zadanie, Sakura?!
- Zabić… -
odzyskiwałam czucie w kończynach, serce zdobyło swobodę, krew na nowo błądziła
w żyłach. Przestał wykorzystywać przeciwko mnie swoją władzę. – Zabić… -
wzięłam oddech, łzy same ponownie cisnęły się do oczu. – Zabić Mikoto Uchihe.
To poróżni nas do końca życia.
ITACHI
Przez nanosekundę w mojej
głowie pojawiła się wątpliwość i dziwne przeczucie. Nie jestem w stanie tego
sprecyzować, po prostu zrozumiałem, że mogę popełniać błąd, zabijając TenTen.
Ta pewność popełnianego błędu mocno się we mnie zakorzeniła. Zobaczyłem w niej
osobę, z którą niegdyś spędzałem mnóstwo czasu. Dziewczynę grającą na moich
nerwach, ale jednocześnie pozytywnie nakręcającą moje życie. Właśnie ona
połączyła mnie z Sakurą, jej dzikie zachowanie i podloty uświadomiły mi, do
kogo moje serce należy.
Nie potrafiłem tego zrobić.
Wycofałem się i przestałem wysysać życie z
dziewczyny. Wypuściłem ją. Kroczyłem tyłem, nieustannie patrząc na jej wijącą sylwetkę
w embrionalnej pozycji. Ledwo dyszała, ale wciąż żyła. To się dla mnie liczyło.
Przed wątpliwościami doznałem wyjątkowo skomplikowanego
uczucia. Jakby Sakura stała blisko mnie. Wyobraziłem sobie jej wyraz twarzy,
ten zawód, którego nigdy nie chciałem zobaczyć. Walczyłem o nią, oboje
walczyliśmy o swoją miłość. Teraz wszystko niszczyłem.
Jestem idiotą!
Nigdy nie chciałem oglądać jej łez. Nienawidziłem,
gdy przez tyle czasu byłem bezradny. Wstąpiłem do Akatsuki ze strachu.
Wmawiałem sobie, że pragnę potęgi. Chciałem siły i wciąż będę za nią gonił, jednak
najważniejszą pobudką, dla której to uczyniłem byli moi przyjaciele, rodzina i
Sakura.
Co się ze mną stało?
Wzrok TenTen, te zapłakane wielkie oczęta skrywające
w sobie nienawiść i siłę przypomniały mi o niej. O dziewczynie, która mimo
wielu przeciwności losu trwała w akcji. Nie mówię, że wychodziło jej to
idealnie, często miewała huśtawki nastroju, czasami przypominała mi głupca bądź
niezrównoważoną psychicznie dziewczynę, ale jej wola walki pomogła nam wiele
razy. Praktycznie ta wola walki oddała mi życie. Sprzeciwiała się każdemu,
walczyła do samego końca, choć często powątpiewała w swoją pamięć. Nigdy jednak
nie zwątpiła w naszą miłość i właśnie to, że jej nie pomogłem skazało ją na
cierpienie, a teraz, gdy mam możliwość do zamiany ról czynię coś zupełnie
odwrotnego.
Jestem zagubiony.
SAKURA
Zbliżała się ciemność,
wszyscy wojownicy byli w terenie. Zaaferowani pojawieniem się Akatsuki w
mieście skupili całą swoją uwagę na nich. Zapomnieli o Mikoto. Kobiecie, która
objęła fotel burmistrza po zniszczeniu większej połowy miasta. Mikoto była
odpowiednią osobą na to stanowisko. Godna zaufania, z wielkim potencjałem,
nienaganną postawą. Matka mojego ukochanego.
Uchyliłam drzwi, wciąż miałam wątpliwości. Dostałam
się do Shoji, zdobyłam zaufanie, aby teraz rozerwać je na kawałki. Pies na
uwięzi – tym właśnie byłam. Kakashi miał mnie w garści. Po wyjściu z Piekła wzrosła
moja siła i co mi to dało? Cała jestem w rękach Hatake. Kontroluje mnie, wydaje
mi rozkazy.
Pies na łańcuchu, na uwięzi, ubezwłasnowolniony.
Zdejmuje mi kaganiec, gdy tylko najdzie go taka
ochota.
- Wejdź –
zadrżałam na dźwięk jej nieskazitelnego głosu. Była taka spokojna. – Czekałam
na ciebie.
Czekała? Wiedziała, z jaką misją przychodzę?
Zdawałam sobie sprawę z jej możliwości, w końcu posiadała bardzo rzadki dar.
Dlaczego więc nie uciekła? Być może zasadziła na mnie pułapkę?
Weszłam do środka. Nonszalanckim krokiem podeszłam
do jej biurka. Zachowywałam się naturalnie, na tyle na ile potrafiłam.
Trzymałam ręce w kieszeni i nisko spuszczoną głowę. Szanowałam ją. Pomogła nam
w wielkich sprawach, kiedyś była cudownym wsparciem.
- Jak
chcesz to zrobić? – okręciła się na krześle w moim kierunku. Zaglądała głęboko
w moje źrenice. Prawie tak dobrze jak Kakashi. – Znasz moje umiejętności.
- Ja… -
nie chciałam tego zrobić. Przyszłam, bo próbowałam zdobyć na czasie i miałam
nadzieję, że znajdzie się kilka osób, które efektywnie mnie powstrzymają.
- Spokojnie.
Każdy ma swoje przeznaczenie.
-
Przepraszam. – Po policzku spłynęła jedna łza. Jedna jedyna, która przekazywała
więcej niż tysiąc słów.
-
Spokojnie – podeszła do mnie. Dłonią starła łzę. – Nie obawiaj się.
Rozmawiała ze mną jak z małym dzieckiem. Przez ten
moment poczułam się kochana, tak jak nigdy nie byłam w stanie poczuć się przy mojej
matce. Wiecznie krzyczała, próbowała mnie zmienić i kształtować na swoje
upodobanie. Mikoto była inna. Traktowała mnie z szacunkiem nawet w chwili, gdy
przyszłam ją zgładzić.
- Czego
się boisz? – zadała trudne pytanie.
- Wszystko
się popieprzyło – uciekłam wzrokiem – i nie umiem tego naprawić. Nie wiem, co
się stało, ale nie takie powinno być zakończenie. Zasługujemy na happy end.
- Jakbym
słyszała Tsutomu – zachichotała, ale szybko spoważniała. - Nie martw się o
Itachiego.
Itachi Uchiha, mężczyzna mojego życia, to on
powinien tutaj być i mnie powstrzymać. Powinien powstrzymać Hatake przed
kontrolą mojego ciała, a mimo tego zabawia się teraz z TenTen.
TenTen…
Zrobiłam krok do tyłu i z zaskoczeniem spojrzałam na
Mikoto. Ona wciąż żyła. Wyczuwałam jej czakre.
- Wciąż
jest nadzieja – szepnęłam z uśmiechem na twarzy. Pierwszy raz od bardzo dawna
zdobyłam się na szczery uśmiech. – Ona żyje.
Zasmucona Mikoto potrzęsła delikatnie głową.
- Co nie?
– spytałam otwarcie.
- Musisz
to zrobić.
- Co?! –
zaśmiałam się przed łzy. Wariowałam. Mój umysł nadawał na niekontrolowanych
falach jak zepsute radio w samochodzie. – Nie zrobię tego.
-
Zginiesz.
W pomieszczeniu obniżyła się temperatura, aż oblazła
mnie gęsia skórka. Zbliżał się.
Nie zrobię tego… Nie zrobię…
ITACHI
- Mogę
wiedzieć, co ty wyprawiasz? – Kisame pojawił się obok mnie. Przeciwnicy, z
którymi przyszło mu wcześniej walczyć zaopiekowali się TenTen.
Nie odpowiedziałem, bo nic racjonalnego nie
przychodziło mi do głowy. Zwątpiłem i do tego czasu nie ułożyłem żadnego planu
działania. Pierwszy raz w życiu moje myśli rozpadły się jak domek z kart.
-
Wycofujemy się z Shoji – próbowałem zaprzestać tej rzezi i miałem nadzieję, że
Kisame nie zrozumie moich prawdziwych intencji. – Zostawimy to Konan.
- Teraz,
gdy tu jesteśmy chcesz się wycofać? Chociaż ich zabijmy i…
-
Wycofujemy się! – Nigdy wcześniej nie uniosłem głosu przy Kisame. Traciłem
panowanie.
Koniec zabandażowanego miecza dotknął mojej brody. Zerknąłem
na niego kątem oka. Pociłem się, wiedziałem, że ubranie przesiąka potem, ale
mimo tego nie drgnąłem. Nawet z czoła zaczęły spływać krople. Co się ze mną
stało?
- Najpierw
ich zabijemy – podbił piłeczkę. – Później wracamy.
Cholera jasna! Bluzgałem w myślach, kląłem jak stary
szewc. Przez nadgorliwego Kisame, bądź moją słabą grę aktorską spaliłem swoją
przykrywkę. Wiedziałem, że moja współpraca z Akatsuki dobiegła końca. Zostanę
zbiegiem.
SAKURA
Przyglądałam się jego zimnej
postawie. Gardził mną. Jego podopieczna właśnie wbiła mu kolec w serce.
Świadomie dokonałam wyboru i nie miałam zamiaru tak łatwo z niego zrezygnować.
Zacisnął mocniej pięść, moje serce zakuło, załomotało, zwalniało.
- Nie
zrobię tego! – upierałam się przy swoim. – Mikoto proszę cię – traciłam oddech.
– U… u… uciekaj.
- Do końca
nie rozumiem, jak można być tak mocno popieprzoną jak ty? – zacisnęłam zęby,
ale i tak się oplułam. Doznałam dziwnego ślinotoku. – Zgodziłaś się na
wykonanie tego zadania, a teraz odmawiasz? Walczysz, choć jedynie zadajesz
sobie ból?
- Pieprz
się Hatake. Wolę wrócić do Piekła, niż dalej wykonywać twoje durne zadania.
- Wiesz,
co? – spotęgował ból. Mgła kradła mi wzrok. – Wszystko da się zrobić.
-
Przestań. - Niepotrzebnie się wtrącała.
– Pozwól mi z nią porozmawiać. Wytłumaczę jej.
Odpuścił i zostawił mnie w rękach Mikoto. Bez
zbędnych słów przestał mnie katować. Dlaczego ona tak bardzo pragnie umrzeć? Co
z nią jest nie tak?
- Boję się
śmierci – położyła ręce na moich barkach. – Każdego dnia, kiedy myślę o niej
przeszywa mnie coraz większy strach. Nie chcę umierać.
- To,
dlaczego nie uciekasz? – wycieńczona ledwo wypowiadałam słowa. Kakashi
skutecznie wysysał ze mnie życie.
- Dorosły
człowiek musi podejmować czasami trudne decyzje i chociaż nam nie odpowiadają,
wciąż przy nich trwamy, bo tak trzeba.
- Ale
dlaczego mam cię zabić? – pobłądziła wzrokiem.
Zrozumiałam, że jest coś, czego nie rozumiem. Tak,
jakby ta dwójka ze sobą współpracowała. Czy to możliwe, aby Kakashi i Mikoto
mieli wspólne tajemnice?
Z łaski swojej Itachi'emu przypomniało się kim jest Sakura Haruno (osobą którą kocha). Brawa moi mili ma po prostu łeb jak sklep. Dobra koniec z sarkazmem. Jestem mocno zdziwiona zachowaniem Hatake (tak się to pisze ?) . Po co jest mu potrzebna śmierć Mikoto tego nie wiem.To twoja opowieść więc pewnie zrozumiemy wszystko z czasem . Nota jak zawsze świetna ale jest jedna rzecz ,która mi się bardzo podoba na twoim blogu. Uwaga uwaga jest to SZABLON , a zwłaszcza Saki i Itaś po bokach. No dla mnie boski. Piękny w swej prostocie. Dobra koniec tego mojego wypracowania. Dobranoc. Czarna ;*
OdpowiedzUsuńAle jaja czytlam i czytalam tego bloga odkrylam go w czoraj i poprostu odrwac sie nie moglam a ja ki szok przezyłam jak w reszcie odkrylam ze wiecej notek nie ma na początku myslalam ze strona mi sie do konca nie zaladowala odśwezalam sprawdzilam archiwum i wtedy poczułam smutek żal czułam sie taka nienasycona strasznie chce wiedziec co dalej :-P mógł zabic tenten przez nią tylko problemy troche glupio ze itachi tak szybko sie opamietał i po tym co zrobił nagle sakura mu sie przypomniała. Ciekawe czy sakura zabije matke sasuke w sesie itachi zabił jej ojca ona zemsty zabije mu matke dobre. A co z garą co wieej hiał jej powiedziec. Hatake swinia mam nadzieje ze sakura mu sie przeciwstawi. No nic czekam na noą notke i zapraszam do mnie na itasaku-by-kaczka-lzawybaczenia.blogspot.com. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń