ITACHI
- Myślisz, że świat był dla mnie łaskawy?
Myślisz, że nie upadałem? - płakałem. Leżałem na ziemi, z nosa ciekła mi krew.
- Ile razy upadasz tyle razy powstań! Potrzebujesz siły! Nie możesz się
poddawać przez jednego siniaka! Przestań płakać i wstań! Podnieś łapy do góry i
wymachuj! – wykrzykiwał nic nie warte słowa mobilizacyjne.
Miałem siedem lat. Inne dzieci w moim wieku biegały po podwórku,
zwiedzały place zabaw i inne fajne miejsca rozrywki. Ja byłem pierworodnym z
rodu Uchiha. Normalnie nikt nie zwróciłby na to uwagi, ale mój ojciec traktował
to, jako wyróżnienie. Od kiedy pamiętam na dobranoc opowiadał mi historię o
wielkiej bitwie. Nigdy nie traktowałem tego poważnie. Byłem dzieckiem, sądziłem,
że w ten sposób chce mnie zmotywować do treningu. Ojciec pogrążony we własnych
ambicjach psuje mi życie.
- Ja już nie chcę, tato – przetarłem rączkami
zapłakane oczy. Krew w końcu przestała lecieć z nosa.
- Synu – kucnął przy mnie i położył rękę na
barku. - Twoja mama powiedziała mi, że pewnego dnia poznasz wyjątkową kobietę.
- Naprawdę? - Oczka mi się zaświeciły, a na
twarzy pojawił się uśmiech.
- Dobrze wiesz, że sny twojej mamy często się
spełniają, prawda? - pokiwałem głową. Uwielbiałem słuchać o snach mamy. - Gdy
poznasz tę kobietę będziesz musiał ją chronić, a aby tego dokonać musisz zdobyć
siłę. Musisz trenować każdego dnia, nigdy się nie poddawać. Wiele razy będziesz
musiał zrezygnować z rozrywek i będziesz odstawał od reszty, ale bez bólu nie
ma zwycięstwa. Bez poświęcenia nie ma sukcesu. Rozumiesz, o czym mówię?
- Mam być silny tato! - podekscytowałem się. -
Tylko ja będę mógł ją ochronić, więc jej nie zawiodę! - podniosłem się z
podłogi. W jednej chwili sprawił, że moje myśli zaczęły skupiać się na
kobiecie, która mogła teoretycznie nie istnieć. - Zawsze będę ją wspierał, jak
ty mamę. Nie pozwolę jej skrzywdzić. Będę tak samo silny jak ty, tato!
- Pewnego dnia być może ochronisz nas wszystkich
– poklepał mnie po głowie i rozczochrał włosy. - Przygotuj się. Zaczynamy od
nowa.
- Jasne!
Stałem przed wodospadem, czując powiew zimnego wiatru. Tego dnia,
właśnie dzisiaj, gdy moja noga na nowo przeszła przez granicę Shoji,
przypomniałem sobie historię, którą zawsze mobilizował mnie ojciec. Gdy nie
chciałem trenować opowiadał mi kolejne, być może zmyślane opowieści. Dziś
zrozumiałem, że mówił o Sakurze. Traktował mnie ostro i oschle, bo
przygotowywał mnie właśnie dla niej. Dobrze się spisał, lecz to ja w pewnym
momencie zabłądziłem.
Zniecierpliwiony Kisame chrząknął. Próbował mnie pospieszyć, gdy doskonale
wiedział, jak mocno tego nienawidzę. Dla jego dobra postanowiłem go zignorować.
Dalej marnowałem czas, obserwując nieokrzesaną wodę. Tama od bardzo dawna nie
była zamykana, Shoji zapomniało o najważniejszym dla mnie miejscu. Przełomowa
lokalizacja. Zmarnowany rok i utracona pamięć. Mimo, że mam tyle minusów, wciąż
odbieram to, jako najlepsze chwilę swojego życia. Wtedy miałem cel, biegłem za
światłem, dziś pogrążyłem się w ciemności. Brakuje mi nadziei, wielkich planów
i najbardziej na świecie brak mi człowieczeństwa. Kisame nie był najlepszym
kompanem do rozmów, zresztą nie ufałem nikomu z Akatsuki. Zostałem sam na polu
bitwy. To miasto przypominało mi o przyjaźni. Zastanawiałem się, czy moja mama
wciąż tu mieszka.
Drugie chrząknięcie. Zaraz go zabiję.
SAKURA
- Sugerujesz, że w momencie, w którym Adam i Ewa
zawiedli Bóg stworzył nas?
- Zauważył ludzkie słabości, a żaden twórca nie
lubi patrzeć na rujnowanie jego dzieła.
- To źle się spisał, bo nie zapobiegł wojnom.
- Wojny są i będą. Ludzie muszą walczyć, aby mieć
nadzieję. To ich zapalnik, motywacja. Ludzie muszą się bać, bo inaczej nie
docenialiby spokoju.
- Przypuśćmy, że ci wierzę. Po co więc stworzyli
oba rody? Nie wystarczył jeden do obrony Ziemi?
- Równowaga – pokręcił nosem. - Nie słuchałaś,
co mówiłem. Czerń i biel, Niebo i Piekło, kobieta i mężczyzna, dobro i zło.
Wszystko musi być dwójkami. Rody zostały stworzone, aby przedłużyć linie.
- Poczekaj, co? - uniosłam w górę rękę,
wskazując na niego palcem. - Dlaczego słyszałam, że ród Haruno nie może się
połączyć z rodem Uchiha? Czy to nie taka była wersja?
- Wiesz, co jest największym minusem ludzi? -
potrząsnęłam głową. - Dajecie się zmanipulować, wierzycie w to, co inni wam
nakazują. Podążacie za tłumem, bo to dla was łatwiejsze. Mało kiedy używacie
własnego rozumu i poszukujecie swoich ścieżek. Jesteście sparaliżowani przez
strach i lenistwo.
- Chcesz powiedzieć, że mój związek z Itachim
był zamierzony? - zakręciłam się jak słoik na zimę. Dosłownie pogubiłam się w
całej historii, straciłam kontrolę nad faktami. - Więc dlaczego Akatsuki nas
ściga?
- Od lat manipuluje waszymi rodami. Dba o to,
abyście żyli osobno, bo boi się waszej potęgi. Nie zwyciężyliby, gdybyście
połączyli siły. A na pewno, gdybyście mieli dzieciaki.
Podeszłam do schodów i bardzo powoli na nie usiadłam. Dzisiejsze
informacje zamieszały mi w głowie. Legenda okazała się fałszywa. Zostaliśmy
oszukani przez wroga. Poczułam silne osłabienie organizmu oraz migrenę. To mnie
przerastało.
- Czego chce Akatsuki? - zapytałam bardzo cicho.
Z trudem przychodziło mi używanie strun głosowych.
- Potęgi i władzy nad światem. Jeśli ich nie powstrzymacie
dojdzie do wojny, zginą setki ludzi, a oni zbudują nowy porządek. Pozwolę sobie
powtórzyć jeszcze raz, PORZĄDEK. – Nagle posmutniał, w kącikach oczu pojawiły
się łzy. – Dla mnie to po prostu paranoja.
- Nie pokonają nas.
- Z kamieniami owszem. Z kamieniami i Itachim.
Jest ich tajną bronią.
- Gdzie są te kamienie? – Pierwszy raz w życiu
usłyszałam o kamieniach. Nie wiedziałam, czego się spodziewać.
- Zostały im jeszcze trzy do odnalezienia. Jeden
na południu, gdzie zmierza Hidan z Kakuzu, drugi na wschodzie, dokąd posłali
Itachiego i Kisame, ale że zmienili tor pałeczkę przejął Deidara z… - zakaszlał
i nabrał dużo powietrza do płuc. – Z kolegą – powiedział to bardzo niewyraźnie.
- A trzeci? Gdzie jest trzeci kamień? –
westchnął, miałam wrażenie, że w pewnym sensie odczuł ulgę. Potem przystawił
palec wskazujący do mojego czoła.
ITACHI
- Śmierdzi tu rybą. – Kisame, idąc patrzył w
niebo.
- Czy ty przypadkiem nie wąchasz siebie? - Shoji
w pewnym sensie polepszało mój nastrój.
- Tu wali szprotą, a nie morskim drapieżnikiem.
- Morskim drapieżnikiem? - utrzymywałem powagę,
gdyż nie chciałem urazić jego dumy. W środku gryzłem się przed sarkastyczną
odpowiedzią.
Kisame zignorował moje pytanie, zatrzymał się i zdejmując miecz z
pleców przystawił schowane ostrze do popękanego asfaltu. Za pewne wyczuł zbliżającą
się w naszym kierunku energię, doskonale znałem ten grymas malujący się na jego
twarzy. W sumie muszę sprostować poprzednie stwierdzenie i powiedzieć, że
źródeł energii było kilka. Zerknąłem na niego kątem oka, skinął.
Co dzieję się z nami po śmierci? Czy znikamy na zawsze? A może śmierć
jest nowym startem? Rozpoczynamy w innym, lepszym miejscu? Czy śmierć jest
odpowiedzią?
Zanim płomienie zdołały mnie dotknąć rozproszyłem się za pomocą
kruków. Klony idealnie zmylały przeciwników. Moja prawdziwa wersja pojawiła się
przed jej twarzą. Stałem kilka centymetrów od niej, widząc w niej ten sam
smutek i nienawiść, co kiedyś. Nic się nie zmieniła. Przecież ludzie się nie
zmieniają, prawda?
Otworzyła usta, ale powstrzymała się przed słowami. Zamknęła je i
zaatakowała. Oddawała błyskawiczne ciosy, musiałem przyznać, że nie
spodziewałem się po niej takiej przebiegłości i siły.
Kisame również został zaatakowany. Osaczyli go z dwóch stron. Czułem
zasób ich energii, nie mieli szans z Kisame. Nawet, jak walczyli w dwójkę. Jedynym
dla niego godnym przeciwnikiem byłem ja.
- Chcesz mnie zabić? - złapałem jej pięść. -
Tego właśnie pragniesz?
- Jeśli mnie do tego zmusisz.
- A myślałem, że mnie kochasz.
- Jak śmiesz wykorzystywać to przeciwko mnie?
- Każdy ma swoje słabości, TenTen –
wypowiedziałem te słowa w bardzo lekkim tonie. Próbowałem w ten sposób utrzymać
swoją obojętność.
- Ja odnajdę twoje.
- Możesz próbować.
Przeszła do ofensywy. Dziewczyna łudziła się, że ma ze mną
jakiekolwiek szanse, a ja postanowiłem się zabawić. Shoji było jedynym
zagrożeniem, które mogłoby zaszkodzić naszej misji, więc nie miałem zamiaru
zmarnować jedynej szansy na większe widowisko.
SAKURA
Skoro byłam ostatnim elementem układanki nie mogłam wrócić do Shoji.
Jeśli natknę się na Akatsuki i odkryją we mnie kamień, dopną swego. Nie mogę im
ułatwić wypełnienia chorego planu.
- Powinnam uciekać?
Od momentu, gdy wskazał palcem na moje czoło zapadła cisza. Trwała
kilkanaście minut. Nie wiedziałam ile, ale byłam pewna, że minęło sporo czasu.
On pozwalał mi przystosować się do nowej sytuacji, a ja pozwoliłam sobie z tego
skorzystać.
- Czy Sakura Haruno potrafi uciekać? - odpowiedział
pytaniem na pytanie. Wygodne, aczkolwiek więcej warte niż jakiekolwiek
mobilizacyjne teksty.
- Pomóż mi wrócić.
- Jest jeszcze sporo informacji, które...
- Na razie wystarczy – wstałam ze schodów,
poprawiłam swoje ubranie i przeczesałam włosy ręką. - Dziś muszę zrobić coś
innego.
- Jak sobie życzysz.
ITACHI
Mokre ubranie przywierało do jej spoconego ciała, krew kapała z
niewielkich ran na rękach i nogach, siniaki obsypały jej zadbaną dotąd cerę.
Zziajana ledwo łapała oddech. Stąd słyszałem dziko walące serce i świst w
zmęczonych płucach. Bardzo szybko wypróżniałem zasób jej czakry.
- Dlaczego do nich dołączyłeś? – miałem wrażenie,
że zbierała na czasie. Tylko, na co czekała?
- Interesują mnie wyłącznie zwycięzcy.
W porównaniu do niej czułem się idealnie. Nie byłem zmęczony i nie odczuwałem
strachu, który mógłby wpłynąć na moje techniki. Nie jestem nieustraszony, ale w
walce z nią byłem oazą spokoju. Ta dziewczyna od razu wykopała sobie grób.
Odskoczyłem do tyłu. Kisame zjawił się na moim poprzednim miejscu i z
wielkim uśmiechem na ustach zablokował cios mieczem. Cieszył się, jak małe
dziecko wpuszczone do wielkiego placu zabaw. Szczerzył wielkie ostre zębiska,
jednocześnie wypatrując małymi oczkami kolejnego przeciwnika. Dlaczego tak
strasznie uwielbiają ataki od tyłu? Czy są aż tak bardzo zdeterminowani?
Partner zniknął, zanim bez honorowa pięść zdołała go dotknąć.
Westchnąłem znudzony, ale TenTen nie omieszkała zrezygnować.
Rozłożyła Bashosen i kolejny raz marnując czakrę na bezsensowny atak wytworzyła
ognisty podmuch. Żałosne, jak łatwo potrafi marnować potencjał wachlarza. Wyciągnąłem
przed siebie dłoń z wyprostowanym palcem wskazującym, tyle wystarczyło, aby
wytworzyć pole z czakry. Płomienie ominęły moją sylwetkę. Kucnąłem. Fuma
shuriken odciął pęk moich włosów. Szybko reagowała, jednak to wciąż było za
mało. W tej chwili zdałem sobie sprawę, że przywłaszczenie sobie Tonto
poprzedniej ofiary było najlepszą decyzją, jaką ostatnio podjąłem. Dzięki temu
małemu ostrzu idealnie blokowałem shurikena, którym władała TenTen.
SAKURA
- Gdy wrócisz na Ziemie po
prostu biegnij… - Ostatnie słowa Gaary, wciąż dudniły w głowie. – Biegnij.
Wiedziałam, że muszę zdążyć na czas i ich powstrzymać. Jestem jedyną
osobą, która może wpłynąć na Itachiego. Nie ukrywałam, że strasznie
denerwowałam się tym spotkaniem. Cała drżałam, a w środku zżerała mnie trema. W
jaki sposób go powstrzymać? Czy wciąż jest tym samym człowiekiem? Minęło tyle
czasu. Mógł o mnie zapomnieć, co gorsza przestać mnie kochać. Czy to możliwe?
Nie mogłam odpędzić od siebie tych myśli. Biegłam, co sił w nogach, chociaż
niejednokrotnie odmawiały mi posłuszeństwa. Serce krzyczało: „Zawróć! Nie
jesteś na to gotowa!” i to są fakty. Jednak, jak nie teraz to, kiedy?
Przemierzałam szlaki w lesie, wybiegłam na zniszczoną jezdnię
asfaltową. Zbliżałam się do nich. Czułam ich i właśnie to niepokoiło mnie
najbardziej. Moc TenTen osiągała bardzo niski poziom. Zacisnęłam pięści i
przygryzłam dolną wargę, przyspieszyłam.
ITACHI
- Myślałaś, że mnie
pokonasz? – ściskałem ją za gardło, ciało bezwładnie wisiało nad ziemią.
- Szukałam oleju w twojej
głowie – machnęła ręką, senbony wbiły się pod moją pachą. Z pozoru nieszkodliwy
ruch zastosowania trzech ostrych igieł przeciwko mnie spowodował, że
obluzowałem uścisk. To trwało nanosekundy i TenTen wbiła w mój brzuch jedno z
końców shurikena.
- Swędzi – puściłem jej
oczko.
- Czy ty nigdy nie
umierasz?! Dlaczego cały czas uchodzi ci wszystko na sucho!? – poruszyła
ostrzem, które przeszło na wylot.
- Wiesz – pstryknąłem ją w
czoło – mało o mnie wiesz dzieciaku.
- Nie nazywaj mnie tak!!! –
krzyknęła, napierając coraz większą siłą. Nie zdawała sobie sprawy, że tym napadem
szału wbija gwoździe do swojej trumny. Było już po niej.
SAKURA
- Itachi!!! - Mój krzyk
odbijał się w mojej głowie. – Itachi stój!!! Poczekaj!!! Nie rób tego!!!
Co prawda jeszcze ich nie widziałam na horyzoncie, jednak wyczuwałam
moc Itachiego, TenTen i reszty. Domyślałam się, do czego jest zdolny i
wiedziałam doskonale, w jakiej pozycji znajduje się TenTen. Ona chyba sama nie
wiedziała, jak ta ogromna nienawiść negatywnie wpływa na jej funkcje życiowe.
- Itachi!!!
Kiedyś mnie słyszał. Dziś ten krzyk ginął w gąszczach otaczającego
mnie lasu tak samo, jak TenTen.
Zbliżyłam się do mostu. Widziałam ich walczących we mgle. Itachiego,
który szykował się do ostatecznego ciosu i Kisame czerpiącego maksimum zabawy z
walki.
Barbarzyńcy.
- Itachi!!! – zniknęli z
pola widzenia. Wszystkich pochłonęła gęsta mgła. – Itachi!!!
Zobaczyłam niewyraźną sylwetkę mężczyzny w długim czarnym płaszczu.
Przeszywał moją duszę na wskroś czerwonymi oczami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz