Niezależna
jednopartówka.
Swoją opowieść zacznę, jak
każdy inny pospolity człowiek, który nie wie, jak dobrze przelać własne słowa
na „kartkę”. Po pierwsze muszę zaznaczyć, że nie jestem pisarzem, artystą, ani
kimś wyjątkowym. Nazywam się Itachi Uchiha, mieszkam w Tokio, pracuję w
szpitalu, moją specjalnością jest pulmonologia, aczkolwiek najczęściej można
mnie zastać podczas wykonywania polisomnografii. Teraz warto w skrócie wam
powiedzieć, o czym piszę. Pulmonologia, czyli leczenie chorób układów
oddechowych. Za to polisomnografia jest wykonywana u osób, którzy mają problemy
z oddychaniem podczas snu. Powiedzmy, że tyle wam starczy, bo nienawidzę
zanudzać naukowymi pojęciami i regułkami. Tyle o moim zawodzie. Przejdźmy, więc
dalej. Jeśli mój akt urodzenia jest prawdziwy dobijam właśnie trzydziestu
trzech lat. Dziwna liczba kojarząca mi się wyłącznie ze starością. Mawiają, że
niezamężny mężczyzna po trzydziestce, jest starym kawalerem. Nie mi oceniać.
Jestem sam z wyboru, nie z braku chętnych na stanowisko mojej drugiej połówki.
Tylko nie pomyślcie sobie: „Ten się dopiero przechwala”. Nic z tych rzeczy.
Byłem w kilku poważniejszych związkach, ale nie wyszło. Nie jestem stały w
uczuciach, nie potrafię się poświęcać i zmieniać dla innej osoby. Stwierdzam,
że dopóki nie zaakceptuję mnie takim, jakim jestem, co praktycznie się nie
zdarza, nie ma szans na związek. Po co się zmieniać? No powiedźcie, czy ma to
sens? Skoro ktoś ciebie kocha wyłącznie za wygląd, na to wychodzi, gdyż
charakter jest wiecznie doszlifowywany, nie widzę w tym przyszłości. Zresztą
zmiany charakteru wychodzą mi na pięć minut, bo potem przychodzi uczucie
tłamszenia i ponowne odrodzenie prawdziwego Itachiego. Niestety mam dość
kłótni, wrzasków i płaczu. Spokój ma dla mnie bardzo dużą wartość.
W takich chwilach znowu nie wiem, co powiedzieć.
Przepraszam, napisać. Codziennie robię to samo. Nie ma we mnie nic wyjątkowego.
No w sumie, robiłem. Do dzisiaj. Do momentu, w którym wszystkie moje wyznawane
ideę i zasady wygasły. Dziwnie to brzmi, bo nie mają terminu ważności, ale
zniknęły. Odeszły na dalszy plan. Cały czas jestem sam, w sensie nie jestem w
związku, lecz zmieniło się jedno. Przestaję żyć na jawię, zaczynam żyć we śnię.
I teraz, o co chodzi? Leżę właśnie w łóżku, obok
siebie mam tabletki nasenne. Nie są schowane w pudełku, porozrzucałem je w koło
siebie. Na kanapie, bezpiecznie zawinięta w kołdrę, stoi szklanka z wodą.
Czeka, aż będę gotowy popić nią pigułki. Dlaczego je zażywam? Nie cierpię na
bezsenność. Po prostu muszę mieć pewność, że w trakcie snu się nie przebudzę.
Człowiek potrafi dać z
siebie wiele, choć często nie otrzymuję nic w zamian. Nie posiada widzialnego
dla ludzkiego oka licznika dobrych uczynków i złych wydarzeń. Opieramy się na
pamięci, która i tak wielokrotnie nas zawodzi. Jest ulotna, zamienia wartości
mniej ważne na te z większym priorytetem. Nie ważne, co w danej chwili chcemy
zapamiętać, a co zapomnieć. Mózg podejmie za nas decyzję.
Czy jest coś, co chciałbym szczególnie pamiętać? No,
niezupełnie „coś”. Jest osoba, dzięki której jestem w stanie porozumieć się ze
swoim wnętrzem i uzyskać harmonię. Kobieta przyprawiająca mnie o ciarki i
wyzwalająca we mnie pozytywną energię. Po ciężkim dniu w pracy, aż cały
promienieję na samą myśl o niej. Teraz nie zrozumcie mnie źle, bo choć coś do
niej czuję nie jest to miłość. Dlaczego? Bo nie istnieję żadna siła, magia, ani
cudowna różdżka mogąca nas połączyć razem.
Ponownie, dlaczego? Kiedyś przeczytałem artykuł, że
w śnie przejawiają się osoby, które wcześniej spotkałeś w swoim życiu. Mózg nie
ma możliwości tworzenia własnych postaci. Są to osoby na przykład napotkane
przypadkiem w sklepie, w pociągu, a nawet na ulicy. Być może spojrzenia krzyżują
się na sekundę i tyle wystarczy, bo nasz umysł już zarejestrował jego sylwetkę
i później wprowadza do naszego snu. Jeśli taka jest prawda…
Musiałem ją kiedyś spotkać.
Wziąłem tabletki i wrzuciłem je do ust. Popiłem wodą
i ułożyłem się do snu, kładąc się na plecach. Ta pozycja najczęściej przynosi
mi zwycięstwo, pomaga kontrolować wykreowany sztucznie świat.
Zamknąłem oczy, pomyślałem o niej…
„Przeniosłem
się do świata nierealnego. Ocknąłem się, stojąc w fartuchu lekarskim nad
łóżkiem pacjenta. Umarł. Maszyny wskazywały brak oznak życiowych. Nie spełniłem
się w roli wybawiciela, nie odniosłem zwycięstwa. Życie codzienne. Nie za
każdym razem jestem w stanie uratować człowieka.
Zmarnowany,
lekko poddenerwowany i wycieńczony swoimi ograniczeniami, wyszedłem z
pomieszczenia. Mknąłem ciemnym, pomalowanym na szaro korytarzem przed siebie.
Dostrzegałem lament i płacz rodziny zmarłego. Nie mogłem odmienić jego losu.
Tak chciał Bóg…
Wszedłem
do szatni, zdjąłem z siebie ubrania, porozrzucałem je na podłodze. Nie zależało
mi na szpitalnych łachmanach, które jedynie utwierdzały mnie w fakcie, że nie
jestem stworzony do poważnych zleceń. Nie mam szans na bohaterstwo. Moim
powołaniem są małe rzeczy. Mała odpowiedzialność. Brak wpływu na ludzką
przyszłość. Być może brakuję mi motywacji?
Rozpuściłem
włosy i stanąłem nago pod prysznicem. Przyłożyłem rękę do kurka, ale jeszcze go
nie przekręciłem. Nie miałem sił, aby to zrobić. Nagle coś tak małego, jak
zwykłe odkręcenie wody sprawiało mi dużo trudności. Po prostu wszystkie moje
mięśnie oblazł strach, milion małych igieł przebijało ich strukturę.
Straciłem
przed chwilą człowieka. Istotę ludzką, mającą rodzinę, posiadającą marzenia,
cele. Zabiłem go. Odebrałem możliwość przeżywania cudownych momentów, kreowania
własnych ścieżek i decydowania o własnym losie. Zabrałem mu światło. Jedyna
nadzieja w tym, że trafi do lepszego miejsca…
Przyłożyłem
czoło do zimnych kafelek. Zmieniłem temperaturę wody na najniższą z możliwych i
przekręciłem kurek. Lodowata aura spowiła me ciało. Przeszedł mnie dreszcz, ale
właśnie tego potrzebowałem, aby odczuć, że wciąż żyję. Pobudki. Powrotu do
rzeczywistości.
Chciałem
poczuć pobudzone tętno, jakie obudziła we mnie fala chłodu. Zdawałem sobie
sprawę z tego, iż śmierć nieznanego mi człowieka zabrała wraz z nim i mnie.
Oderwała kawałek, jak sęp wyrywający kawał mięsa ze swojej padliny. Właśnie
przeżuwała moje serce.
- Nie rób tego.
Jej
ciepła dłoń złapała moją drżącą rękę i zmieniła temperaturę wody. Gęsia skórka
opuszczała moje ciało.
- Zasługuję na karę.
- Ludzie zasługują wyłącznie na nowe
szanse.
Parsknąłem,
kręcąc głową. W oczach miałem łzy, gdyż nie czułem się zrozumiany. Przeżywałem
największe katuszę w swoim życiu. Pierwszy raz na mojej zmianie pozwoliłem
komuś odejść. Zawiodłem.
- Itachi – położyła ręce na moich barkach i
odwróciła mnie do siebie. – Nie bądź taki surowy.
Opuściła
ręce wzdłuż swojego ciała. Popatrzyłem na nią, przez co odczułem jeszcze
większy dyskomfort i zażenowanie. Ja byłem cały nagi, gdy ona weszła pod
prysznic ubrana. Miała na sobie zwykłe, czarno-białe tenisówki, krótkie
dżinsowe spodenki i koszulkę na ramiączkach. Wszystko przesiąkało wodą.
Zwróciłem uwagę na jej rękę wędrującą do twarzy. Na nadgarstku miała mnóstwo
kolorowych bransoletek zrobionych z gumek. Zgrabnym ruchem odgarnęła grzywkę i
poprawiła włosy za uchem. Jasny odcień różu przybierał ciemniejszy kolor podchodzący
pod fiolet. Była wyjątkowa pod każdym calem, nawet jej zachowania były dla mnie
dziwne. Uśmiechnęła się, a wielkie szmaragdowe oczy delikatnie się zmniejszyły.
W koło nich powstały niewielkie zmarszczki mimiczne.
Dłoń
dotknęła teraz mojego policzka. Gładka skóra głaskała moją poskromioną przez
smutek twarz. Ten gest wywiercił w moim sercu większą dziurę i sprawił, że łzy
porażki wyleciały ze mnie, jak z bezbronnego przerażonego dziecka.
Choć
przestrzeń pod prysznicem była ograniczona i tak zdołałem zrobić ku niej kilka
kroków, zanim się w nią wtuliłem. Położyłem swoją brodę na barku, rękoma
opatuliłem ją w talii. Zatraciłem się w beznadziejności…
- Czemu nie mogę cię mieć w rzeczywistości?
- A kto powiedział, że nie możesz?
Zrozumiałem
właśnie największy błąd w swoim życiu. Zamiast zażywać tabletki i myśleć o niej
przed snem, powinienem spróbować ją odnaleźć. Jednak czy jest to możliwe?
- Zdradź mi swoje imię.
- Nie mogę.
- Dlaczego?
- Bo czas się rozstać.
- Minęło zaledwie kilka sekund.
- Sny są krótkie.
Piękna
nieznajoma rozpłynęła się w mych ramionach i wraz z wodą spuszczaną ze
słuchawki prysznicowej zniknęła w spływie.”
Budzik wymamrotał melodię podobną do „Nothing Else
Metter”. Od niechcenia zarzuciłem ręką i trafiłem w niego pięścią. Nie wyłączył
się, a jedynie spadł z szafki i upadł poza zasięg moich dłoni. Zdenerwowany
przekląłem jedynie pod nosem. Miałem dość tej szarej rzeczywistości, zaczynającej
się cały czas w ten sam sposób. Najgorzej przychodziło mi wstawanie, bo gdy już
rozkręcałem myślenie i przestawałem być biernym uczestnikiem życia, wszystko
nabierało innej wartości.
Podszedłem do budzika, złapałem go, podrzuciłem w
górę, po czym gdy tylko z powrotem dotknął mojej ręki rzuciłem nim o puste
miejsce na ścianie. Roztrzaskał się. To był koniec jego żywota.
- Ale ze
mnie kretyn.
Przeszedłem do kuchni, a raczej aneksu kuchennego
dobudowanego do mojego salonu, aby włączyć ekspres do kawy. Poczekałem dwie
minuty, wpatrując się w ekran wyłączonego telewizora. Zazwyczaj codziennie rano
leciały wiadomości, ale dziś chciałem odmienności. Przygotowałem, więc sobie zamiast
dwóch, pięć kubków i napełniłem je kawą. Z szafki wyciągnąłem tabliczkę
czekolady. Tak wyglądało moje śniadanie. Bardzo duża ilość kawy, plus
czekolada. Tego w swoich porankach nie mogłem usunąć, gdyż oba te składniki
najprawdopodobniej działały na „pojemność” snów, a dla mnie było to niezbędne.
Chciałem być z nią jak najdłużej, więc wykonywałem eksperymentalne czynności, czasem
wierzyłem nawet w mity.
Determinacja…
„Czy
wiesz, że nie ma tu miejsca na niedoskonałość? Zadała mi to pytanie, nad którym
nigdy się nie zastanawiałem. Miała rację. Realizm tego miejsca utknął w
sztuczności. Nauczyłem się panować nad nim, a na pewno nad dużą jego częścią.
Wyrzucałem wszelkie niedogodności, jakie napotykałem na swojej drodze.
Kreowałem dziwne sytuację, odtwarzałem zdarzenia z rzeczywistości, specyficzne
momenty, w jakich chciałbym jej obecności. Za każdym razem się pojawiała, nigdy
mnie nie zawodziła.
- Dlaczego tu jesteś, Itachi? To nie nasza
chwila.
Siedziała
naprzeciwko mnie po turecku, gdy sam spoczywałem ze zgiętymi kolanami pod
ścianą. Widziałem w niej niezadowolenie i smutek, choć do końca nie mogłem
wytypować jego kolebki. Skąd w niej nagle tak mały zasób energii? Czemu to
światło w niej zgasło?
- Nie pamiętam.
- Wiesz, że nie tutaj miałeś mnie szukać,
prawda?
- Wiem i uwierz mi nie planowałem tego. Nie
wiem skąd się tutaj wziąłem.
- Krwawisz.
- Co?
Zmarszczyłem
czoło w wyniku czego skóra się naprężyła. Syknąłem. Czoło sparaliżowała fala
potężnego bólu. Przytknąłem do niego palce. Wtedy zrozumiałem, że nie jestem w
tym miejscu z wyboru, a raczej z przymusu. Na opuszkach pozostała bordowa
ciecz.
- Umarłem?
- Umarli nie śnią.
Jak
zwykle miała rację. Nie myliła się w tej kwestii, ale dlaczego wtedy zostałem
zamknięty w kopule własnych fantazji? Nie zażywałem lekarstw. Pamiętam…
- Nie pamiętam, co robiłem przed zaśnięciem
– postanowiłem powiedzieć to na głos.
- Utknąłeś tu ze mną. – Żywa zieleń jej
oczu zbladła. – Nie zdołałeś mnie odnaleźć.
Już
pamiętałem, co robiłem przed snem. Jechałem do pracy. Przypomniałem sobie, jak
wsiadałem do samochodu i opuszczałem parking. Potem usłyszałem dźwięk
dynamicznie wciskanego klaksonu i moją świadomość musiała połknąć czerń.
- Przepraszam. – Serce zakuło. – Zawiodłem
cię.
- Nie, Itachi – odrzekła z nutką
entuzjazmu. – Teraz już do końca będziemy razem.
Zrealizowałem
cel. Pozwoliłem snom przejąć kontrolę nad moim życiem.”
Ocho... Tego się nie spodziewałam. Tak szybko doczekałam się jednopartówki.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że miałam męczący dzień i dopadł mnie straszny leń. Więc komentarz będzie krótki, zwięzły i na temat. :D
Partwka mnie urzekła, w niewysłowiony sposób wnet urzekła. Niby tak trochę krótka, ale udało Ci się zawrzeć w niej tak wiele.
No to by było na tyle.
Pozdrawiam
Buziaki :*
PS Się rozpisałam. -.-
PS 2 Jestem pierwsza! <3
Ja muszę wrócić do pisania, bo ostatnio się zapracowałam na śmierć xD
UsuńPozdro mała, bo moja odpowiedź na Twój koment jest jeszcze krótsza xD