ITACHI
Chcesz zdobyć szacunek? Atakuj silniejsze od siebie
jednostki. Zachowaj czujność, skryj się w pozorach, zaufaj swojemu intelektowi.
Zaatakuj w najlepszym momencie, nie najmniej oczekiwanym, ale najbardziej
stosownym. Musisz wiedzieć, kiedy podnieść na kogoś rękę, aby nikt nie zarzucił
ci tchórzostwa i cwaniactwa. Nie polegaj na szczęściu, zaplanuj atak. W życiu
przypadki zdarzają się rzadko, częściej o pozycję trzeba zawalczyć.
- Tracimy
kontrolę nad Shoji.
- Wiem.
Siedziałem pod drzewem, zachowując pełen spokój.
Doskonale wyczuwałem tą nieznaną mi moc. Przyciągała mnie, bo wiedziałem, że
zgładzenie tej jednostki pomoże mi zdobyć wyższy poziom Sharingana. Jednak nie
byłem pewien czy mam w sobie na tyle odwagi, aby zaatakować tak wielki zasób
chakry. Wyczuwam ją, choć jesteśmy oddaleni o tysiąc kilometrów. Jej zasięg
jest piorunujący.
- Masz
jakiś plan?
- Szukamy
kamieni, Kisame. Nie zbaczamy z kursu.
- Shoji
jest istotne.
- Poczeka.
Kisame wskazał na mnie Samehadą, wielkim mieczem
okrytym bandażem. Mieczem, skrywającym mroczną tajemnicę. Na szczęście nie
trafiliśmy na przeciwnika, z którym interwencja Samehady byłaby potrzebna.
Westchnąłem, gdy Kusanagi przeszło przez moją klatkę
piersiową. Krew kapała z końca ostrza i zalewała mój płaszcz. Nie odczuwałem
bólu, bo w tym stanie cierpienie nigdy nie będzie mi znane. Przygotowałem się,
bo dobry wojownik trwa w czujności. Nie porzuca swoich przyzwyczajeń, nie
zatraca się w wyciszeniu.
- Jesteś
nudny – odrzekłem.
- Wracaj
do domu, albo cię zabiję.
Dźwięk jego głosu poruszył moje serce, ale był
niewystarczalną siłą, aby wpłynąć na moje decyzję. Splamionego serca nie da się
naprawić siłą, groźbami i wymuszeniami. Musiałem przyznać, że jego podążanie
moimi ścieżkami było uciążliwe. Wiecznie siedział mi na ogonie, chociaż
doskonale zdawał sobie sprawę z bezwartościowości swoich czynów. Syzyfowa
praca. Gdy z nim się spotykam widzę człowieka pchającego pod górę kamień, który
zaraz i tak poleci w dół.
- Kiedy
pozwolisz mi go zabić? – Kisame zarzucił miecz na plecy, odwrócił się i
zniknął.
- Itachi!
– Sasuke podniósł głos. Moja ignorancja grała na jego emocjach.
Iluzja. Ludzie tworzą ją każdego dnia. Trwają w
wirze marzeń, nie zdając sobie sprawy, że przez cały czas pogrążają się w
impasie. Mogą wierzyć w lepsze jutro, zachowywanie kontroli i cudowne wzbijanie
się ku niebiosom. Nie przeszkadza mi to, dopóki nie zaczynają uwzględniać mojej
osoby we własnych planach.
Iluzja… Kruki rozproszyły uwagę brata. Znał moje
techniki, a jednak wielokrotnie próbował tego samego numeru.
- Ataki od
tyłu zaczynają działać mi na nerwy – obezwładniłem brata. Opatuliłem mocno jego
szyję, a następnie wykrzywiłem rękę, aby każdy najmniejszy ruch zadawał mu ból.
- Nie masz
odwagi, by ze mną walczyć.
- Rzeczywiście
– syknąłem. – Zapomniałem, o twojej potędze. Buuuuu… - wygłupiałem się. –
Strasznie się ciebie boję. Czujesz mój strach braciszku?
- Zabiję
cię.
- Ilekroć
próbujesz kończysz poniżony.
Odepchnąłem go od siebie, ale on nie odpuścił.
Przystawił ostrze do mojego policzka. W odpowiedzi na jego próby zachowania
resztki dumy, skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej i zacząłem nerwowo ruszać
stopą. Naprawdę nudziły mnie te wielokrotne próby naprowadzenia mnie na dobrą
ścieżkę. Dlaczego ludzie nie pozwalają mi decydować o swoim losie?
- Nie
pozwolę ci zabić nikogo więcej! – zadrżała mu dolna warga. - Słyszysz?!
Dramatyzm wyciekający z jego wypowiedzi sprawiał mi
radość.
- Od kiedy
dbasz o innych?
- Shoji
cię potrzebuję, a ty bawisz się z nimi!
Wściekłość podburzała
poziom emanowanej energii.
- Jakbyś
nie pamiętał wstąpiłem do Akatsuki przez ciebie. Gdybyś nie próbował zabić
Sasoriego…
- Przestań
pieprzyć! – stworzył podmuch wiatru. – Pozwalasz innym ginąć! Zabijasz całe
nasze miasto!
- Skoro
zabijam całe miasto, to cóż robię tutaj?
- Dobrze
wiesz, o co mi chodzi! – zbliżył ostrze do mojego policzka, przebił skórę.
- Nudzisz
mnie.
- Co się z
tobą stało do cholery?!
- Ludzie
się nie zmieniają, co najwyżej odkrywają to, co dawno było w ich wnętrzu. Ja
pogodziłem się ze swoją naturą. Poczekam, aż sam odkryjesz swoją i wtedy
pożałujesz wszystkich wyskoków.
Przez kilka sekund sprawiał wrażenie zmienienia się
w niewinnego, zagubionego dzieciaka. Wyraz twarzy stał się niemrawy. Każdy
mięsień zaczął drgać, a oczy przenikać czerwienią. Wściekał się na moją
zniewagę i nie mógł nad tym zapanować.
Większy podmuch wiatru buchnął w moją sylwetkę.
Sasuke przechodził na wyższy poziom.
- Wybacz.
– Kisame uderzył brata w kark. Ten stracił przytomność i diametralnie znalazł
się w moich ramionach, gdyż nie pozwoliłem mu upaść na ziemię. – Zostaw go.
Musimy iść. Shoji sprawia coraz większe problemy.
- Od kiedy
wykonujemy brudną robotę? – położyłem brata na trawie.
- Idziemy.
Spojrzałem na Sasuke. Podziwiałem jego odwagę i
wytrzymałość. Był niezwykłym człowiekiem, choć wciąż tak mało wiedział o
świecie. Mój związek z Sakurą pociągnął na dno bardzo wiele osób, w tym także
mieszkańców Shoji. On pragnie zmienić tok wydarzeń i uparcie dąży do celu.
Szkoda, że nie akceptuje rzeczywistości. Ja już dawno pogodziłem się z utratą
Sakury, domu i przyjaciół. Przykre, że na świecie, w którym panuje magia, nie
stworzono wehikułu czasu. Czasami chciałbym przeżyć z nią jeszcze pięć minuty,
zanim mrok pochłonął moje serce.
- Wybacz
mi – przytknąłem palce do jego szyi. Wyczuwałem puls. – Ruszajmy.
SAKURA
Z każdym
krokiem inwigilowałam inny kąt. Uwięziona w ciemnych zaułkach miasta byłam
zdana wyłącznie na siebie. W Shoji dla wielu samotność oznaczała śmierć. Dla
mnie rozpostarcie skrzydeł. Poleganie na swoich przeczuciach, doświadczeniach i
możliwościach obfitowało w większe szanse na zwycięstwo. Nie należałam do osób,
które uwielbiały grę zespołową, co zresztą było zawsze widoczne na lekcjach
wychowania fizycznego w szkole.
Moja odmienność teraz zaowocowała. Dostała swoje
pięć minut.
Pozostawiłam palec wskazujący i środkowy
wyprostowany, resztę zgięłam. Rękę wyciągnęłam przed siebie, utrzymywałam ją
chwilę wyprostowaną w łokciu. Wzięłam dwa duże wdechy przez nos, po czym
zatrzymałam je na kilka sekund w płucach. Uwięziłam powietrze, ponieważ do
wykonania tej techniki wrażenie duszenia się było niezbędne. Czułam gryzące
powietrze w gardle, moje płuca krzyczały o powrót do normalnego rytmu, ale ja
nie odpuszczałam. Czekałam.
Pamiętam dzień, w którym mój ojciec użył przy mnie tej
techniki po raz pierwszy. Żałuję, że nie opanowałam jej tak dobrze, jak on. Nie
potrzebuje wstrzymania oddechu, zbędnych ceregieli. Tata zjednoczył się z
drugim światem, osiągnął stopień mistrzowski w tej strefie. Płynnie przeskakuje
pomiędzy rzeczywistościami. Wtedy z Sasuke po prostu zniknął w mgnieniu oka. Niestety,
mi na razie pozostaję dłuższa wersja skoków.
W piekle usłyszałam bardzo wiele odmiennych zdań na
ten temat. Niektórzy twierdzili, że przeskakiwanie pomiędzy światami odbiera
człowieczeństwo. Inni rozum. Pozostali, którzy spędzili przy skokach większość
swojego życia zarzekali się, że to najlepsze chwile spędzili właśnie tam. Co ja
na ten temat sądzę? Nic. Kwestię moralności, bezpieczeństwa i uszczerbków na
zdrowiu pozostawiam losowi. Muszę robić to, co muszę. Używam jej w
ostateczności. Teraz jest idealny moment na skok, gdy czuję oddech śmierci na
swoim karku.
„- Przeskakiwanie pomiędzy rzeczywistościami
nie jest dla wszystkich. – Kakashi chętnie uzupełniał moje braki w wiedzy. –
Tylko magowie potrafią tego dokonać i niestety nie da się przewidzieć skutków
wykonywania tych manewrów. Możesz zmarnować całą energię i umrzeć. Istnieję
prawdopodobieństwo zwariowania…
- Kakashi – przerwałam mu. – Nie mam ochoty
słuchać o zagrożeniach. Chcę konkretów.
- Mag musi podpisać pakt z diabłem i oddać mu
część swojej mocy, jednak w twoim wypadku nie jest to potrzebne – zagubiłam się
w jego oczach. – Sprzedałaś mi duszę, jakiś czas temu.”
Ujawnił się, choć jeden plus z transakcji, w której
sprzedałam wszelkie prawa autorskie do swojej osoby po śmierci. Przyznaję, że
świadomość powrotu do Kakashiego nieustannie zaprzątała moją głowę, ale mimo
tego walczę. W głębi serca liczę na cud, ponieważ bycie cudzą własnością nazbyt
kłóciło się z mą naturą.
Wypuściłam powietrzę i opadłam na kolana. Nad moją
głową przeskoczyła mała sylwetka przeciwnika. Precyzyjnie obmyślone zagranie,
jakiego w tych stronach nie znają. Shoji zatracało się w mroku, lecz teraz
odzyskało szansę na światłość.
Przedmioty, ściany, ulice i wiele innych
otaczających mnie materialnych rzeczy oderwało się od ziemi, aby następnie
zamienić się w proch. Zerwał się silny wiatr, który w połączeniu z ciemnym
proszkiem stworzył tornado. Równoległa rzeczywistość rozpoczęła przenoszenie.
Nie odgrywało się to w sposób, jaki moglibyśmy zaobserwować zazwyczaj w filmach,
gdzie bohaterowie przeskakują do innego świata. To rzeczywistość zostaję
sprowadzona do mnie.
Ile wojowników, tyle rzeczywistości. Każdy z nas
przy narodzinach otrzymuję własny świat, który zostaję z nim powiązany. W dniu
jego śmierci zabiera wszystko ze sobą. Nie pozostawia po sobie śladu, bo ten
świat wędruję wraz z nim do Piekła, gdzie króluje Hatake.
Nie mrugałam, gdyż ten moment podobał mi się
najbardziej z całego aktu przenoszenia. Całe tornado wzbiło się ku niebiosom i
rozsypało w chmurach, przypominając mi krople deszczu zatrzymane w czasie. Z
ziemi zaczęła wydostawać się czerwona mgła, która w połączeniu z drobinkami
piasku, rozpoczęła kolejną reakcję. Piach opadł, budząc falę kurzu
zasłaniającego widok. W ten sposób moja rzeczywistość została przywołana.
Szczerk przykrył miejsca, w których niegdyś stały
wielkie budowle. Wszelkie wymyślone i wykreowane przez człowieka przedmioty
oraz konstrukcje wyparowały, a w zamian nich pojawiło się nieograniczone pole
piasku. Pustynia. Czy utożsamiała się z mym pustym wnętrzem?
Podniosłam się z piachu, nie pomagając sobie rękoma.
Schowałam je do kieszeni i uniosłam na chwilę w górę barki. Musiałam naprężyć
mięśnie grzbietu, gdyż przywołanie rzeczywistości strasznie mnie zmęczyło.
Wyczerpało większą połowę zasobu mojej czakry, chociaż przyznam, że nadal
obniżenie mocy nie zagrażało mojemu życiu. Kakashi stworzył nową Sakurę. Wyciągnęłam
się i pokręciłam chwilę głową, aby rozluźnić zesztywniały kark.
Ku mojemu zaskoczeniu przeciwnicy byli całkiem
zwyczajni. Ludziki stworzone z papieru, małe karły z krótkimi rączkami i
nóżkami. Ich twarz pokrywało jedno, penetrujące moją duszę, oko. Nie posiadały
ust, ani nosa, a długie wykonane z papierowych wycinków włosy przykrywały uszy.
A może też ich nie posiadały? Zajrzałam w głąb przerażającej tęczówki. Przez
pewien czas władała nimi ciemność, tak intensywna, że choć na zewnątrz przez
zasłonięte chmurami niebo przebijały się pasma światła, nie mogłam dostrzec
swojego odbicia. Źrenice pochłaniały wszystko, połykały jak wygłodniałe wilki i
zamykały w swoim wnętrzu. Dopiero po chwili doszło do mnie, dlaczego tak się
dzieję. W głębi oczu wyłoniła się inna, mniejsza, aczkolwiek dostrzegalna gałka
oczna zabarwiona na bursztynowo. Czy stwory przekazywały informację komuś z
zewnątrz? Czy komunikacja w innej rzeczywistości jest możliwa? Zastanawiałam
się, dokąd przesyłane są dane, aż oko w końcu zniknęło i ponownie spoglądałam w
mroczną przestrzeń.
- Kim ty
do cholery jesteś.
Kim byłaby Sakura Haruno, gdyby w pewnym momencie
czegoś nie zepsuła? Wszystko, co pierwotnie moim zdaniem wygląda na sytuację
pod kontrolą, w rzeczywistości jest złudzeniem. Zdążyłam przywyknąć.
Echo chichotu zderzyło się z moim umysłem,
przywołało mnie ze świata rozmyślań i powołało do obrony. Obracając się do tyłu
zasłoniłam twarz, zęby małego papierowego stworka przebiły moją skórę. Jak na tak
dziwaczne stworzonko posiadał ostre kły. Wzdrygnęłam się i z cichym jękiem machnęłam
ręką. Nie odpuszczał, co przywołało do mnie widok Pitbulla ze szczękościskiem. Zamachnęłam
się ostatni raz, po czym zdecydowałam wezwać do pomocy drugą dłoń, ścisnęłam małą
szyjkę stworka i największą siłą, jaką umiałam teraz z siebie wyzwolić
rozpoczęłam odrywanie. Niestety szczęka trzymała mocno, tak bardzo, że oderwała
się, pozostawiając w jego ustach kawałek mięsa. Krzyknęłam z bólu. Zakrwawiona
kartka opadła na piasek, spojrzała na mnie i zakopała się pod ziemię.
- Cholera
Sakura. Weź się w garść. Nie tak miał wyglądać twój powrót.
Rozejrzałam się dookoła. Pustynia jest moim wrogiem,
gdyż postacie zniknęły pod jej warstwami. Nie mogłam zlokalizować przeciwnika,
choć bardzo mocno się starałam. Na moje nieszczęście mutanty posiadały zbyt
mały zasób chakry, nie do wykrycia. Zrezygnowana, utrzymując wszystkie zmysły
na pełnych obrotach przyłożyłam dłoń do rany, wyzwoliłam zielone pasmo światła,
oznaczające czakrę medyka i rozpoczęłam leczenie. Nie straszne były mi takie
rany, gdy w Piekle przyszło mi przeżywać zrywanie żywcem skóry z całego ciała.
Robili to powoli, bardzo precyzyjnie z uśmiechem na twarzy. Nie pozwalali mi
stracić przytomności. A może ją traciłam?
Wyczułam ruch pod stopami. Odskoczyłam. W miejscu, w
którym przedtem stałam wykreowała się dziura, jakby piaskowy wir. Wycofywałam
się, ale on błyskawicznie zmierzał w moją stronę. Chciał mnie zdobyć. Żmudne,
skazane na porażkę uciekanie dobiegło końca. Nadepnęłam na nierówne zboczę,
straciłam równowagę, poleciałam na plecy. Zjeżdżając w głąb wiru próbowałam
znaleźć punkt zaczepienia. Byłam jednak w piasku, więc cóż mogło mnie uratować?
Gotowa na cokolwiek, z czym miałam się zaraz
zmierzyć przestałam się wierzgać. Wypuściłam z siebie powietrze, tak jakbym
była staruszkiem chorym na raka i zaraz miałabym iść na operację, która albo
może mnie zabić, albo mi pomóc przeżyć jeszcze kilka lat. Czasami jesteśmy
zależni od innych.
Doznałam szoku, gdy w takim momencie moje serce
spowił lód, aby później przeszła mnie nieznana fala gorąca. Po prostu w tak
decydującej chwili, gdzie życie miało przekroczyć granicę śmierci, pomyślałam o…
No właśnie, dlaczego ni stąd ni zowąd moimi myślami zawładnęła jego osoba? Wewnątrz,
w okolicy klatki piersiowej przemknęły ciarki, drgania odpowiedzialne za przypominanie
o tej skrytej części, tej wyzwalającej miłość.
- Itachi…
- szepnęłam, gdy pochłonął mnie piach.
ITACHI
- Itachi – w mej głowie rozległ się
długo niesłyszalny głos, a następnie jego nieskazitelne echo powaliło mnie na kolana.
- Co jest,
Itachi? – Kisame zerknął na mnie przez ramię.
Oddychałem wyjątkowo ciężko, moje serce atakowało
milion igieł wbijanych raz po raz coraz głębiej. Przytrzymałem dłoń na klatce
piersiowej, zacisnąłem kawałek płaszcza. Uczucie wgniatania mostka odebrało mi
oddech. Włosy przemokły moim potem, który błyskawicznie pokrył moją twarz.
Spływał po czole wprost do oczu. Nieprzyjemne szczypanie zamknęło me powieki.
Odzyskałem dech w piersiach, ale dalej nie umiałem się unieść. Zapomniane
uczucie przygwoździło mnie do podłoża.
- Stary,
co ty tak sapiesz?
Faktycznie sapałem jak maratończyk po trzydziestomilowym odcinku. Otworzyłem oczy. W ten banalny sposób wyzwoliłem w głowie silną migrenę, regularnie narastający ból. Wyobrażałem sobie małego człowieczka z cegłą w ręce, który wyżywa się na moim mózgu.
- Cholera –
opadłem jeszcze niżej, przytrzymałem się na jednej ręce.
Nigdy wcześniej nie doznałem takiego uczucia. Było
dziwne, niezidentyfikowane, tak bardzo obce, że wzbudziło we mnie strach.
Itachi Uchiha przestraszył się dręczącej fali bólu. Pojawiła się znikąd, no i
ten charakterystyczny damski głos. Potrzebowała mnie? Wróciła?
Miałem wrażenie, że stary, pełen nadziei i chęci do
zmian Itachi Uchiha zmartwychwstaje. Nie jestem w stanie tego wyjaśnić
dokładnie, ale ten moment coś mi zrobił. Nie tylko zwalił mnie na ziemię i
poczęstował nieopisywalnym cierpieniem, ale także sprawił, że serce zaczęło bić
mocniej, normalniej. Strona człowieczeństwa ożyła.
Gdzie ta chęć zdobywania władzy i potęgi?
- My się
zajmiemy Shoji. – Granatowo włosa Konan, ze swoim pozbawionym emocji wyrazem,
zjawiła się w obecności Nagato. – Nie zbaczajcie z kursu.
- Itachi
musi chyba odpocząć. – Kisame spróbował się uśmiechnąć, ale wiedziałem, że nienawidził
rozkazów od Konan. Uwielbiał sam decydować o swoim losie i w ostateczności przyjmował
wytyczne wyłącznie ode mnie. Robił dla mnie wyjątek ze względu na mój genialny umysł.
- Dobrze –
przełamałem bezdech. – Shoji należy do was. Posprzątajcie tam porządnie, a my
do tego czasu zbierzemy wszystkie kamienie.
Moje wstawanie przypominało teraz pierwsze kroki
dziecka. Jeden w przód, dwa razy w tył i przechylenie do przodu, aby złapać
równowagę i powtórzyć czynność. W tej chwili tak działo się ze mną, choć
zamiast w przód i w tył, unosiłem się w górę, po czym kawałek opadałem. Sporo
trudu przysporzyło mi powracanie do pionu.
- Nie
ciekawi cię, dlaczego chcą Shoji?
- Niech go
biorą Kisame. Nic tam po nas.
- A z tobą,
to na pewno wszystko gra? – pokiwałem głową i tym sposobem wyczerpałem resztkę
sił. Straciłem kontrolę nad ciałem, przez zamglony wzrok zauważyłem, jak podłoże
się do mnie zbliża. Nie, to ja zbliżałem się do niego.
Nie mam pomysłu na w miarę sensowny komentarz TT^TT Po dokładnym przeczytaniu tego rozdziału jestem w stanie powiedzieć tylko jedno, banalne i niedojrzałe: Jaaaaaa *0* niesamowite i bardzo intrygujące. Naprawdę nie umiem nic więcej powiedzieć :c przepraszam TT^TT rozdział ogromnie mi się podobał i to chyba z wrażenia ;^; po prostu wiedz, że jestem, czytam i czekam na ciąg dalszy. No i oczywiście ze bardzo mi się podoba :*
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz i wybacz, że późno na niego odpowiadam. Miałam naprawdę bardzo dużo pracy, bardzo mało czasu na cokolwiek.
UsuńZa wszystkie komplementy dziękuję, podnoszą mnie na duchu :), aczkolwiek bym chyba aż tak nie przesadzała ^^
Oczywiście za obecność, trwanie i komentowanie bardzoooo dziękuję, kłaniam się nisko i wszystkie inne hołdy świata xD.
Pozdrawiam :*
Brzmi jak piekło :D Nie potrafię tego jakoś "normalnie" skomentować. Coś się zmieniło w Twoim stylu. Tak odrobinkę. Wcale nie na gorsze, tego nie mówię :)
OdpowiedzUsuńRozdział wrył mnie w ziemię i pozostawił nerwowe oczekiwanie nie więcej. Oj, nienawidzę tego uczucia :D
Czekam na więcej :)
Klusia
Ogólnie coś się pewnie zmieniło, ale nie wiem, czy ja wgl miałam jakiś styl xD. Co do następnych części... Jutro zabieram się do nadrabiania zaległości. xD
UsuńDo następnej. Dzięki za komentarz :*
Długo mnie coś nie było, cholerka. Brak czasu na wszystko robi swoje, ale no.. jestem!
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo ciekawy i nie mogę doczekać sie drugiej części. Wróciła Sakura! Nie mogę doczekać się ich spotkania. Może będą musieli stoczyć ze sobą walkę? Jeeejku, ciekawe co wtedy zrobią? Wiem, że to początek więc pewnie łatwo nie będzie. Ale oby szybko powrócił na ścieżkę, na której czeka na niego Sakura. W ogóle świetnie opisałaś te potworki, Twój styl jak zawsze idealnie do mnie przemawia.
Nie wiem co pisać, bo po prostu... no wiesz. No nie wiem, ale jestem zachwycona. Jak w sumie zawsze, gdy czytam kolejne części tej historii. No cóż, po prostu muszę czekać na dalszą akcję.
Pozdrawiam! :)
I ciągle zapominam -> Nowy rozdział jest xd
OdpowiedzUsuńdwietwarzejednaosoba.blogspot.com
Nie było mnie długo ale, jestem i jestem też szczęśliwa!!!! Świetny rozdział i czekam na więcej :3
OdpowiedzUsuń