piątek, 15 sierpnia 2014

2#1 SŁAWA


ITACHI

Chcesz zdobyć szacunek? Atakuj silniejsze od siebie jednostki. Zachowaj czujność, skryj się w pozorach, zaufaj swojemu intelektowi. Zaatakuj w najlepszym momencie, nie najmniej oczekiwanym, ale najbardziej stosownym. Musisz wiedzieć, kiedy podnieść na kogoś rękę, aby nikt nie zarzucił ci tchórzostwa i cwaniactwa. Nie polegaj na szczęściu, zaplanuj atak. W życiu przypadki zdarzają się rzadko, częściej o pozycję trzeba zawalczyć.

     - Tracimy kontrolę nad Shoji.
     - Wiem.

Siedziałem pod drzewem, zachowując pełen spokój. Doskonale wyczuwałem tą nieznaną mi moc. Przyciągała mnie, bo wiedziałem, że zgładzenie tej jednostki pomoże mi zdobyć wyższy poziom Sharingana. Jednak nie byłem pewien czy mam w sobie na tyle odwagi, aby zaatakować tak wielki zasób chakry. Wyczuwam ją, choć jesteśmy oddaleni o tysiąc kilometrów. Jej zasięg jest piorunujący.

     - Masz jakiś plan?
     - Szukamy kamieni, Kisame. Nie zbaczamy z kursu.
     - Shoji jest istotne.
     - Poczeka.

Kisame wskazał na mnie Samehadą, wielkim mieczem okrytym bandażem. Mieczem, skrywającym mroczną tajemnicę. Na szczęście nie trafiliśmy na przeciwnika, z którym interwencja Samehady byłaby potrzebna.

Westchnąłem, gdy Kusanagi przeszło przez moją klatkę piersiową. Krew kapała z końca ostrza i zalewała mój płaszcz. Nie odczuwałem bólu, bo w tym stanie cierpienie nigdy nie będzie mi znane. Przygotowałem się, bo dobry wojownik trwa w czujności. Nie porzuca swoich przyzwyczajeń, nie zatraca się w wyciszeniu.

     - Jesteś nudny – odrzekłem.
     - Wracaj do domu, albo cię zabiję.

Dźwięk jego głosu poruszył moje serce, ale był niewystarczalną siłą, aby wpłynąć na moje decyzję. Splamionego serca nie da się naprawić siłą, groźbami i wymuszeniami. Musiałem przyznać, że jego podążanie moimi ścieżkami było uciążliwe. Wiecznie siedział mi na ogonie, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę z bezwartościowości swoich czynów. Syzyfowa praca. Gdy z nim się spotykam widzę człowieka pchającego pod górę kamień, który zaraz i tak poleci w dół.

     - Kiedy pozwolisz mi go zabić? – Kisame zarzucił miecz na plecy, odwrócił się i zniknął.
     - Itachi! – Sasuke podniósł głos. Moja ignorancja grała na jego emocjach.

Iluzja. Ludzie tworzą ją każdego dnia. Trwają w wirze marzeń, nie zdając sobie sprawy, że przez cały czas pogrążają się w impasie. Mogą wierzyć w lepsze jutro, zachowywanie kontroli i cudowne wzbijanie się ku niebiosom. Nie przeszkadza mi to, dopóki nie zaczynają uwzględniać mojej osoby we własnych planach.

Iluzja… Kruki rozproszyły uwagę brata. Znał moje techniki, a jednak wielokrotnie próbował tego samego numeru.

     - Ataki od tyłu zaczynają działać mi na nerwy – obezwładniłem brata. Opatuliłem mocno jego szyję, a następnie wykrzywiłem rękę, aby każdy najmniejszy ruch zadawał mu ból.
     - Nie masz odwagi, by ze mną walczyć.
     - Rzeczywiście – syknąłem. – Zapomniałem, o twojej potędze. Buuuuu… - wygłupiałem się. – Strasznie się ciebie boję. Czujesz mój strach braciszku?
     - Zabiję cię.
     - Ilekroć próbujesz kończysz poniżony.

Odepchnąłem go od siebie, ale on nie odpuścił. Przystawił ostrze do mojego policzka. W odpowiedzi na jego próby zachowania resztki dumy, skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej i zacząłem nerwowo ruszać stopą. Naprawdę nudziły mnie te wielokrotne próby naprowadzenia mnie na dobrą ścieżkę. Dlaczego ludzie nie pozwalają mi decydować o swoim losie?

     - Nie pozwolę ci zabić nikogo więcej! – zadrżała mu dolna warga. - Słyszysz?!

Dramatyzm wyciekający z jego wypowiedzi sprawiał mi radość.

     - Od kiedy dbasz o innych?
     - Shoji cię potrzebuję, a ty bawisz się z nimi!

 Wściekłość podburzała poziom emanowanej energii.

     - Jakbyś nie pamiętał wstąpiłem do Akatsuki przez ciebie. Gdybyś nie próbował zabić Sasoriego…
     - Przestań pieprzyć! – stworzył podmuch wiatru. – Pozwalasz innym ginąć! Zabijasz całe nasze miasto!
     - Skoro zabijam całe miasto, to cóż robię tutaj?
     - Dobrze wiesz, o co mi chodzi! – zbliżył ostrze do mojego policzka, przebił skórę.
     - Nudzisz mnie.
     - Co się z tobą stało do cholery?!
     - Ludzie się nie zmieniają, co najwyżej odkrywają to, co dawno było w ich wnętrzu. Ja pogodziłem się ze swoją naturą. Poczekam, aż sam odkryjesz swoją i wtedy pożałujesz wszystkich wyskoków.

Przez kilka sekund sprawiał wrażenie zmienienia się w niewinnego, zagubionego dzieciaka. Wyraz twarzy stał się niemrawy. Każdy mięsień zaczął drgać, a oczy przenikać czerwienią. Wściekał się na moją zniewagę i nie mógł nad tym zapanować.

Większy podmuch wiatru buchnął w moją sylwetkę. Sasuke przechodził na wyższy poziom.

     - Wybacz. – Kisame uderzył brata w kark. Ten stracił przytomność i diametralnie znalazł się w moich ramionach, gdyż nie pozwoliłem mu upaść na ziemię. – Zostaw go. Musimy iść. Shoji sprawia coraz większe problemy.
     - Od kiedy wykonujemy brudną robotę? – położyłem brata na trawie.
     - Idziemy.

Spojrzałem na Sasuke. Podziwiałem jego odwagę i wytrzymałość. Był niezwykłym człowiekiem, choć wciąż tak mało wiedział o świecie. Mój związek z Sakurą pociągnął na dno bardzo wiele osób, w tym także mieszkańców Shoji. On pragnie zmienić tok wydarzeń i uparcie dąży do celu. Szkoda, że nie akceptuje rzeczywistości. Ja już dawno pogodziłem się z utratą Sakury, domu i przyjaciół. Przykre, że na świecie, w którym panuje magia, nie stworzono wehikułu czasu. Czasami chciałbym przeżyć z nią jeszcze pięć minuty, zanim mrok pochłonął moje serce.

     - Wybacz mi – przytknąłem palce do jego szyi. Wyczuwałem puls. – Ruszajmy.

SAKURA

     Z każdym krokiem inwigilowałam inny kąt. Uwięziona w ciemnych zaułkach miasta byłam zdana wyłącznie na siebie. W Shoji dla wielu samotność oznaczała śmierć. Dla mnie rozpostarcie skrzydeł. Poleganie na swoich przeczuciach, doświadczeniach i możliwościach obfitowało w większe szanse na zwycięstwo. Nie należałam do osób, które uwielbiały grę zespołową, co zresztą było zawsze widoczne na lekcjach wychowania fizycznego w szkole.

Moja odmienność teraz zaowocowała. Dostała swoje pięć minut.

Pozostawiłam palec wskazujący i środkowy wyprostowany, resztę zgięłam. Rękę wyciągnęłam przed siebie, utrzymywałam ją chwilę wyprostowaną w łokciu. Wzięłam dwa duże wdechy przez nos, po czym zatrzymałam je na kilka sekund w płucach. Uwięziłam powietrze, ponieważ do wykonania tej techniki wrażenie duszenia się było niezbędne. Czułam gryzące powietrze w gardle, moje płuca krzyczały o powrót do normalnego rytmu, ale ja nie odpuszczałam. Czekałam.

Pamiętam dzień, w którym mój ojciec użył przy mnie tej techniki po raz pierwszy. Żałuję, że nie opanowałam jej tak dobrze, jak on. Nie potrzebuje wstrzymania oddechu, zbędnych ceregieli. Tata zjednoczył się z drugim światem, osiągnął stopień mistrzowski w tej strefie. Płynnie przeskakuje pomiędzy rzeczywistościami. Wtedy z Sasuke po prostu zniknął w mgnieniu oka. Niestety, mi na razie pozostaję dłuższa wersja skoków.

W piekle usłyszałam bardzo wiele odmiennych zdań na ten temat. Niektórzy twierdzili, że przeskakiwanie pomiędzy światami odbiera człowieczeństwo. Inni rozum. Pozostali, którzy spędzili przy skokach większość swojego życia zarzekali się, że to najlepsze chwile spędzili właśnie tam. Co ja na ten temat sądzę? Nic. Kwestię moralności, bezpieczeństwa i uszczerbków na zdrowiu pozostawiam losowi. Muszę robić to, co muszę. Używam jej w ostateczności. Teraz jest idealny moment na skok, gdy czuję oddech śmierci na swoim karku.

„- Przeskakiwanie pomiędzy rzeczywistościami nie jest dla wszystkich. – Kakashi chętnie uzupełniał moje braki w wiedzy. – Tylko magowie potrafią tego dokonać i niestety nie da się przewidzieć skutków wykonywania tych manewrów. Możesz zmarnować całą energię i umrzeć. Istnieję prawdopodobieństwo zwariowania…
- Kakashi – przerwałam mu. – Nie mam ochoty słuchać o zagrożeniach. Chcę konkretów.
- Mag musi podpisać pakt z diabłem i oddać mu część swojej mocy, jednak w twoim wypadku nie jest to potrzebne – zagubiłam się w jego oczach. – Sprzedałaś mi duszę, jakiś czas temu.”


Ujawnił się, choć jeden plus z transakcji, w której sprzedałam wszelkie prawa autorskie do swojej osoby po śmierci. Przyznaję, że świadomość powrotu do Kakashiego nieustannie zaprzątała moją głowę, ale mimo tego walczę. W głębi serca liczę na cud, ponieważ bycie cudzą własnością nazbyt kłóciło się z mą naturą.

Wypuściłam powietrzę i opadłam na kolana. Nad moją głową przeskoczyła mała sylwetka przeciwnika. Precyzyjnie obmyślone zagranie, jakiego w tych stronach nie znają. Shoji zatracało się w mroku, lecz teraz odzyskało szansę na światłość.

Przedmioty, ściany, ulice i wiele innych otaczających mnie materialnych rzeczy oderwało się od ziemi, aby następnie zamienić się w proch. Zerwał się silny wiatr, który w połączeniu z ciemnym proszkiem stworzył tornado. Równoległa rzeczywistość rozpoczęła przenoszenie. Nie odgrywało się to w sposób, jaki moglibyśmy zaobserwować zazwyczaj w filmach, gdzie bohaterowie przeskakują do innego świata. To rzeczywistość zostaję sprowadzona do mnie.

Ile wojowników, tyle rzeczywistości. Każdy z nas przy narodzinach otrzymuję własny świat, który zostaję z nim powiązany. W dniu jego śmierci zabiera wszystko ze sobą. Nie pozostawia po sobie śladu, bo ten świat wędruję wraz z nim do Piekła, gdzie króluje Hatake.

Nie mrugałam, gdyż ten moment podobał mi się najbardziej z całego aktu przenoszenia. Całe tornado wzbiło się ku niebiosom i rozsypało w chmurach, przypominając mi krople deszczu zatrzymane w czasie. Z ziemi zaczęła wydostawać się czerwona mgła, która w połączeniu z drobinkami piasku, rozpoczęła kolejną reakcję. Piach opadł, budząc falę kurzu zasłaniającego widok. W ten sposób moja rzeczywistość została przywołana.

Szczerk przykrył miejsca, w których niegdyś stały wielkie budowle. Wszelkie wymyślone i wykreowane przez człowieka przedmioty oraz konstrukcje wyparowały, a w zamian nich pojawiło się nieograniczone pole piasku. Pustynia. Czy utożsamiała się z mym pustym wnętrzem?

Podniosłam się z piachu, nie pomagając sobie rękoma. Schowałam je do kieszeni i uniosłam na chwilę w górę barki. Musiałam naprężyć mięśnie grzbietu, gdyż przywołanie rzeczywistości strasznie mnie zmęczyło. Wyczerpało większą połowę zasobu mojej czakry, chociaż przyznam, że nadal obniżenie mocy nie zagrażało mojemu życiu. Kakashi stworzył nową Sakurę. Wyciągnęłam się i pokręciłam chwilę głową, aby rozluźnić zesztywniały kark.

Ku mojemu zaskoczeniu przeciwnicy byli całkiem zwyczajni. Ludziki stworzone z papieru, małe karły z krótkimi rączkami i nóżkami. Ich twarz pokrywało jedno, penetrujące moją duszę, oko. Nie posiadały ust, ani nosa, a długie wykonane z papierowych wycinków włosy przykrywały uszy. A może też ich nie posiadały? Zajrzałam w głąb przerażającej tęczówki. Przez pewien czas władała nimi ciemność, tak intensywna, że choć na zewnątrz przez zasłonięte chmurami niebo przebijały się pasma światła, nie mogłam dostrzec swojego odbicia. Źrenice pochłaniały wszystko, połykały jak wygłodniałe wilki i zamykały w swoim wnętrzu. Dopiero po chwili doszło do mnie, dlaczego tak się dzieję. W głębi oczu wyłoniła się inna, mniejsza, aczkolwiek dostrzegalna gałka oczna zabarwiona na bursztynowo. Czy stwory przekazywały informację komuś z zewnątrz? Czy komunikacja w innej rzeczywistości jest możliwa? Zastanawiałam się, dokąd przesyłane są dane, aż oko w końcu zniknęło i ponownie spoglądałam w mroczną przestrzeń.

     - Kim ty do cholery jesteś.

Kim byłaby Sakura Haruno, gdyby w pewnym momencie czegoś nie zepsuła? Wszystko, co pierwotnie moim zdaniem wygląda na sytuację pod kontrolą, w rzeczywistości jest złudzeniem. Zdążyłam przywyknąć.

Echo chichotu zderzyło się z moim umysłem, przywołało mnie ze świata rozmyślań i powołało do obrony. Obracając się do tyłu zasłoniłam twarz, zęby małego papierowego stworka przebiły moją skórę. Jak na tak dziwaczne stworzonko posiadał ostre kły. Wzdrygnęłam się i z cichym jękiem machnęłam ręką. Nie odpuszczał, co przywołało do mnie widok Pitbulla ze szczękościskiem. Zamachnęłam się ostatni raz, po czym zdecydowałam wezwać do pomocy drugą dłoń, ścisnęłam małą szyjkę stworka i największą siłą, jaką umiałam teraz z siebie wyzwolić rozpoczęłam odrywanie. Niestety szczęka trzymała mocno, tak bardzo, że oderwała się, pozostawiając w jego ustach kawałek mięsa. Krzyknęłam z bólu. Zakrwawiona kartka opadła na piasek, spojrzała na mnie i zakopała się pod ziemię.

     - Cholera Sakura. Weź się w garść. Nie tak miał wyglądać twój powrót.

Rozejrzałam się dookoła. Pustynia jest moim wrogiem, gdyż postacie zniknęły pod jej warstwami. Nie mogłam zlokalizować przeciwnika, choć bardzo mocno się starałam. Na moje nieszczęście mutanty posiadały zbyt mały zasób chakry, nie do wykrycia. Zrezygnowana, utrzymując wszystkie zmysły na pełnych obrotach przyłożyłam dłoń do rany, wyzwoliłam zielone pasmo światła, oznaczające czakrę medyka i rozpoczęłam leczenie. Nie straszne były mi takie rany, gdy w Piekle przyszło mi przeżywać zrywanie żywcem skóry z całego ciała. Robili to powoli, bardzo precyzyjnie z uśmiechem na twarzy. Nie pozwalali mi stracić przytomności. A może ją traciłam?

Wyczułam ruch pod stopami. Odskoczyłam. W miejscu, w którym przedtem stałam wykreowała się dziura, jakby piaskowy wir. Wycofywałam się, ale on błyskawicznie zmierzał w moją stronę. Chciał mnie zdobyć. Żmudne, skazane na porażkę uciekanie dobiegło końca. Nadepnęłam na nierówne zboczę, straciłam równowagę, poleciałam na plecy. Zjeżdżając w głąb wiru próbowałam znaleźć punkt zaczepienia. Byłam jednak w piasku, więc cóż mogło mnie uratować?

Gotowa na cokolwiek, z czym miałam się zaraz zmierzyć przestałam się wierzgać. Wypuściłam z siebie powietrze, tak jakbym była staruszkiem chorym na raka i zaraz miałabym iść na operację, która albo może mnie zabić, albo mi pomóc przeżyć jeszcze kilka lat. Czasami jesteśmy zależni od innych.

Doznałam szoku, gdy w takim momencie moje serce spowił lód, aby później przeszła mnie nieznana fala gorąca. Po prostu w tak decydującej chwili, gdzie życie miało przekroczyć granicę śmierci, pomyślałam o… No właśnie, dlaczego ni stąd ni zowąd moimi myślami zawładnęła jego osoba? Wewnątrz, w okolicy klatki piersiowej przemknęły ciarki, drgania odpowiedzialne za przypominanie o tej skrytej części, tej wyzwalającej miłość.

     - Itachi… - szepnęłam, gdy pochłonął mnie piach.

ITACHI

     - Itachi – w mej głowie rozległ się długo niesłyszalny głos, a następnie jego nieskazitelne echo powaliło mnie na kolana.
     - Co jest, Itachi? – Kisame zerknął na mnie przez ramię.

Oddychałem wyjątkowo ciężko, moje serce atakowało milion igieł wbijanych raz po raz coraz głębiej. Przytrzymałem dłoń na klatce piersiowej, zacisnąłem kawałek płaszcza. Uczucie wgniatania mostka odebrało mi oddech. Włosy przemokły moim potem, który błyskawicznie pokrył moją twarz. Spływał po czole wprost do oczu. Nieprzyjemne szczypanie zamknęło me powieki. Odzyskałem dech w piersiach, ale dalej nie umiałem się unieść. Zapomniane uczucie przygwoździło mnie do podłoża.

     - Stary, co ty tak sapiesz?

Faktycznie sapałem jak maratończyk po trzydziestomilowym odcinku. Otworzyłem oczy. W ten banalny sposób wyzwoliłem w głowie silną migrenę, regularnie narastający ból. Wyobrażałem sobie małego człowieczka z cegłą w ręce, który wyżywa się na moim mózgu.

     - Cholera – opadłem jeszcze niżej, przytrzymałem się na jednej ręce.

Nigdy wcześniej nie doznałem takiego uczucia. Było dziwne, niezidentyfikowane, tak bardzo obce, że wzbudziło we mnie strach. Itachi Uchiha przestraszył się dręczącej fali bólu. Pojawiła się znikąd, no i ten charakterystyczny damski głos. Potrzebowała mnie? Wróciła?

Miałem wrażenie, że stary, pełen nadziei i chęci do zmian Itachi Uchiha zmartwychwstaje. Nie jestem w stanie tego wyjaśnić dokładnie, ale ten moment coś mi zrobił. Nie tylko zwalił mnie na ziemię i poczęstował nieopisywalnym cierpieniem, ale także sprawił, że serce zaczęło bić mocniej, normalniej. Strona człowieczeństwa ożyła.

Gdzie ta chęć zdobywania władzy i potęgi?

     - My się zajmiemy Shoji. – Granatowo włosa Konan, ze swoim pozbawionym emocji wyrazem, zjawiła się w obecności Nagato. – Nie zbaczajcie z kursu.
     - Itachi musi chyba odpocząć. – Kisame spróbował się uśmiechnąć, ale wiedziałem, że nienawidził rozkazów od Konan. Uwielbiał sam decydować o swoim losie i w ostateczności przyjmował wytyczne wyłącznie ode mnie. Robił dla mnie wyjątek ze względu na mój genialny umysł.
     - Dobrze – przełamałem bezdech. – Shoji należy do was. Posprzątajcie tam porządnie, a my do tego czasu zbierzemy wszystkie kamienie.

Moje wstawanie przypominało teraz pierwsze kroki dziecka. Jeden w przód, dwa razy w tył i przechylenie do przodu, aby złapać równowagę i powtórzyć czynność. W tej chwili tak działo się ze mną, choć zamiast w przód i w tył, unosiłem się w górę, po czym kawałek opadałem. Sporo trudu przysporzyło mi powracanie do pionu.

     - Nie ciekawi cię, dlaczego chcą Shoji?
     - Niech go biorą Kisame. Nic tam po nas.
     - A z tobą, to na pewno wszystko gra? – pokiwałem głową i tym sposobem wyczerpałem resztkę sił. Straciłem kontrolę nad ciałem, przez zamglony wzrok zauważyłem, jak podłoże się do mnie zbliża. Nie, to ja zbliżałem się do niego.

7 komentarzy:

  1. Nie mam pomysłu na w miarę sensowny komentarz TT^TT Po dokładnym przeczytaniu tego rozdziału jestem w stanie powiedzieć tylko jedno, banalne i niedojrzałe: Jaaaaaa *0* niesamowite i bardzo intrygujące. Naprawdę nie umiem nic więcej powiedzieć :c przepraszam TT^TT rozdział ogromnie mi się podobał i to chyba z wrażenia ;^; po prostu wiedz, że jestem, czytam i czekam na ciąg dalszy. No i oczywiście ze bardzo mi się podoba :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz i wybacz, że późno na niego odpowiadam. Miałam naprawdę bardzo dużo pracy, bardzo mało czasu na cokolwiek.

      Za wszystkie komplementy dziękuję, podnoszą mnie na duchu :), aczkolwiek bym chyba aż tak nie przesadzała ^^

      Oczywiście za obecność, trwanie i komentowanie bardzoooo dziękuję, kłaniam się nisko i wszystkie inne hołdy świata xD.

      Pozdrawiam :*

      Usuń
  2. Brzmi jak piekło :D Nie potrafię tego jakoś "normalnie" skomentować. Coś się zmieniło w Twoim stylu. Tak odrobinkę. Wcale nie na gorsze, tego nie mówię :)
    Rozdział wrył mnie w ziemię i pozostawił nerwowe oczekiwanie nie więcej. Oj, nienawidzę tego uczucia :D
    Czekam na więcej :)

    Klusia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogólnie coś się pewnie zmieniło, ale nie wiem, czy ja wgl miałam jakiś styl xD. Co do następnych części... Jutro zabieram się do nadrabiania zaległości. xD

      Do następnej. Dzięki za komentarz :*

      Usuń
  3. Długo mnie coś nie było, cholerka. Brak czasu na wszystko robi swoje, ale no.. jestem!
    Rozdział bardzo ciekawy i nie mogę doczekać sie drugiej części. Wróciła Sakura! Nie mogę doczekać się ich spotkania. Może będą musieli stoczyć ze sobą walkę? Jeeejku, ciekawe co wtedy zrobią? Wiem, że to początek więc pewnie łatwo nie będzie. Ale oby szybko powrócił na ścieżkę, na której czeka na niego Sakura. W ogóle świetnie opisałaś te potworki, Twój styl jak zawsze idealnie do mnie przemawia.
    Nie wiem co pisać, bo po prostu... no wiesz. No nie wiem, ale jestem zachwycona. Jak w sumie zawsze, gdy czytam kolejne części tej historii. No cóż, po prostu muszę czekać na dalszą akcję.
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. I ciągle zapominam -> Nowy rozdział jest xd
    dwietwarzejednaosoba.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie było mnie długo ale, jestem i jestem też szczęśliwa!!!! Świetny rozdział i czekam na więcej :3

    OdpowiedzUsuń