czwartek, 29 maja 2014

21# SPRZYMIERZENIEC

 ITACHI

WCZEŚNIEJ (RÓWNOLEGLE DO ROZDZIAŁU 19#)
(Dla wszystkich tych, którzy obstawiali, że Itachi został „przejęty” przez „mój” czarny charakter.)

Nieprzyjemny ból głowy towarzyszył przebudzeniu. Miałem wrażenie, że moje ciało rozpadnie się za chwilę na kawałki, których nigdy nie skleję w całość. Każdy mięsień w moim ciele sprawiał wrażenie nieprzyjemnego pulsowania, zadając mi przy tym niesamowitą dawkę bólu. Pomrugałem energicznie oczami, przetarłem je ręką, aby następnie ponownie nimi zamrugać. Przede mną panowała ciemność. Przyłożyłem palce do skroni, zacząłem ją rozmasowywać. Cierpiałem. Nie umiałem ukoić bólu.

     - Co jest do cholery? – uderzyłem się w policzek z nadzieją, że pomoże mi to powrócić do pełnej świadomości. – Gdzie ja jestem?

Mrok. Nie byłem w stanie wyróżnić jakichkolwiek zarysów pomieszczenia. Nawet nie wiedziałem, na czym siedzę, bo powierzchnia nie przypominała mi podłóg kładzionych w budynkach na Ziemi. Odniosłem wrażenie, że jest lepka, ale jednocześnie sucha, zimna i znowu po chwili dziwnie gorąca. Czasem chropowata, a niekiedy płaska i śliska, jakby była wypolerowana. Jej struktura stanowiła dla mnie prawdziwą zagadkę.

Denerwujące kapanie, które towarzyszyło mojej pobudce, ustało. W zamian pojawiła się bezgraniczna, cicha ciemność. Umarłem?


Minęło kilka sekund… Z daleka dobiegło do mnie, znajome stukanie metalu o ziemię. Na początku pomyślałem, że to ta kobieta, która mnie przetrzymuje, więc zerwałem się na równe nogi i uniosłem gardę. Trzymałem ją wysoko, chociaż wiedziałem, że nie będę mógł się obronić przed atakiem. Byłem za mocno osłabiony, ale i tak wolałem być przygotowany.

     - Itachi – rozwarłem szerzej powieki, bo zrozumiałem. – Odwróć się.

Powolnym, bardzo ostrożnym ruchem zwróciłem się w kierunku, z którego usłyszałem męski głos. Nie wiedziałem, czy jego obecność jest oznaką mojej porażki, czy zwiastunem lepszej przyszłości. Zastanawiałem się, jaką rolę w tym odgrywa i nie potrafiłem tego określić. Opuściłem gardę, mimo że wciąż się go bałem. Gdyby chciał zabiłby mnie bez najmniejszego problemu.

     - Nie żyje? – odpowiedział śmiechem. – Powiedziałem coś, co jest takie zabawne? – zrobił krok do przodu, czym spowodował ponowne uniesienie moich pięści w górę. – Nie podchodź. Będę się bronił. – Znowu wpadł w śmiech, lecz tym razem zdecydowanie głośniejszy. – Przestań się śmiać i powiedz mi, co tutaj robię?!
     - Chodź za mną. – Głos zniekształcała maska. – Pokażę ci coś.
     - A co jeśli odmówię? – znikał w mroku. – Cholera – zagryzłem wargę. – Poczekaj! – pobiegłem za nim.

Wybiegłem z ciemności w światło, którego moc mnie oślepiła. Zgubiłem się i szczerze, to zacząłem iść przez chwilę na oślep, gdyż nie potrafiłem przyzwyczaić się do jasności.

     - Uważaj – poczułem, jak łapie mnie za bluzkę przy karku i odciąga w tył. – Powinieneś być bardziej ostrożny.

Otworzyłem oczy, po czym je zmrużyłem i zaczynałem stopniowo przyzwyczajać się do otoczenia. Kiedy całkowicie odzyskałem wzrok zrozumiałem, dlaczego mnie powstrzymał. Znajdowaliśmy się wysoko w górach, stojąc blisko krawędzi dzielącej nas od wrzącej lawy. Znam to miejsce, widziałem je, gdy Sakura wykonywała test. Czy ze mną chce zrobić to samo?

     - Widziałem, jak Sakura przechodzi przez to zadanie. Dlaczego mnie tutaj przyprowadziłeś? Przecież wiem, że to złudzenie.
     - Jesteś tego pewien? – spoglądałem w jego zabarwioną na krwistą czerwień tęczówkę.
     - Więc co mam zrobić?
     - Wasz wróg może kontrolować ogień. Jest silny, ale nie tak bardzo, jak wy. Dziewczyna ma nad wami przewagę, bo znacznie wcześniej odkryła swoją moc. Teraz na szczęście jest osłabiona i mamy szansę sprowadzić cię do domu.
     - Dlaczego nam pomagasz? – Mimo maski zasłaniającej twarz byłem pewien, że się uśmiecha.
     - Wolisz rozmawiać o tym, czy uratować ukochaną przed śmiercią?
     - Jestem tylko bokserem. Nie umiem robić takich rzeczy, jak ona. – Stopniowo miałem dość jego rechotu. – Co znowu powiedziałem takiego śmiesznego?
     - Naprawdę myślisz, że jesteś zwykłym bokserem? – pokiwałem głową. – A jakim cudem podróżujesz poza ciałem, wchodzisz w umysł Sakury i co najważniejsze rozmawiasz teraz ze mną? – otworzyłem szeroko usta, bo chciałem mu odpowiedzieć, ale mnie zaskoczył, więc zamknąłem je z powrotem. – Nie jesteś zwykłym bokserem, Itachi. Bardzo daleko ci od niego. Powiem jeszcze inaczej – wyciągnął rękę nad przepaść. – Ty i twój brat jesteście najpotężniejszymi ludźmi na Ziemi, choć jeszcze tego nie wiecie – zacisnął pięść, a podłoże zaczęło drgać.
     - Co ty wyprawiasz? – próbowałem utrzymać równowagę.
     - Przywołuje twój żywioł.

Z przepaści wyłoniły się podłużne pasy stworzone z lawy, które zatrzymały się tuż przed moją twarzą. Ziemia przestała drgać, choć ja nie mogłem powiedzieć tego samego o sobie. W następstwie tych wszystkich nieprzyjemnych wydarzeń, wciąż nie potrafiłem dojść do siebie. Po prostu obezwładnił mnie strach.  

     - Itachi skoncentruj się! – krzyknął, skupiając tym samym moją uwagę na nim. – Jeśli nie opanujesz lawy, nie wydostaniesz się stąd, a Sakura zginie. Chcąc przerwać barierę i jej pieczęci musisz pokazać, kto jest prawdziwym panem. Rozumiesz? – pokiwałem głową, ale wciąż nie wiedziałem, co mam robić. – Zachowujesz się, jak baba.

Zmarszczyłem czoło i zacząłem zastanawiać się nad jego słowami. Miał rację. Musiałem śmiesznie wyglądać, bo pozwoliłem zwyciężyć strachowi. Westchnąłem, jednocześnie kręcąc głową. Nigdy w życiu nie byłem i nie będę tchórzem. Zacisnąłem zęby, aby stłumić ból i pokonać lęk. Chciałem w końcu być sobą. Tym człowiekiem, który na ringu był nieustraszony.

     - Co mam robić? – przemówiłem wyjątkowo poważnym tonem głosu.
     - Zabierz mi go.
     - Co?! – zdziwiłem się, gdy płomienna ciecz poleciała wprost na mnie.
     - Spraw, że zaczną cię słuchać! – krzyknął, ze spokojem przyglądając się moim unikom. – Pamiętaj! On należy do ciebie!

Łatwo mówić, gorzej zrobić. Przez kilkanaście sekund odskakiwałem i robiłem uniki przed atakującą mnie lawą. Hatake miał rację, tymczasowo należała do niego.

Zatrzymałem się przed przepaścią, moja prawa noga zawisnęła na chwilę w powietrzu, ale szybko wróciłem nią na podłoże. Podniosłem do góry gardę i zasłoniłem twarz. Lawa uderzyła w moją blokadę, potęgując i tak mocno odczuwalny ból. Zaczęła stopniowo przedzierać się przez skórę. Krzyknąłem, ale nie odpuszczałem. Musiałem go pokonać i pokazać mu swoją siłę! Itachi Uchiha nie przegrywa! Nie w taki sposób!

     - Pokaż jej kto tu rządzi! Słyszysz?! Skumuluj czakrę i przejmij nad nią kontrole!!! Jeśli tego nie zrobisz zabije cię!

Napierała z coraz większą siłą, a ja nie potrafiłem się ruszyć. Stałem jak słup soli, bo bałem się popełnić błąd. Nie miałem pojęcia, w jaki sposób skumulować czakrę, nawet nie wiedziałem, czym ona jest. Jak mam przejąć kontrolę nad nią i nad lawą, gdy odbieram jego słowa za bełkot?

     - Itachi! Nie dasz rady dłużej! – Moje ciało przesunęło się bliżej krawędzi, moje pięty zaczęły unosić się nad przepaścią. – Zrób to! – Krew z rąk poleciała na piasek.
     - Ja… - wydałem z siebie głośny jęk. – Nie dam rady!!!

Przechyliłem się do przodu. Ostatki sił zmarnowałem, aby uratować swoją pozycję. Poczułem, jak w moich żyłach zaczyna buzować nieznane mi wcześniej gorąco. Przechodziło od stóp do głów, a następnie przedostało się do serca. Krzyknąłem, gdy moje ręce otoczyła czerwona poświata. Moc, jaką uwolniłem koiła mój ból i uspakajała moje zmysły. Nagle kompletnie zapomniałem, czym jest strach. Wrzasnąłem na cały głos, przy okazji napierając przed siebie. Lawa ustępowała, cofała się wedle mojego rozkazu. Zaczynałem być silniejszy od Hatake.

Zrobiłem krok do przodu. Mięśnie zaczynały pulsować od ogarniającej mnie energii. Czystej, potężnej i bezgranicznej wewnętrznej siły. Miałem wrażenie, że z jej pomocą jestem w stanie pokonać każde przeciwności. Nikt nie może się równać z tak wielką wszechpotęgą.

Wygram… Wygram… Muszę zwyciężyć!!

     - Orientuj się! – ostrzeżenie Hatake doszło do mnie zbyt późno.

Wielka fala lawy uderzyła we mnie z prawej strony i pochłonęła mnie wraz ze sobą w przepaść. Leciałem do wielkiego zbioru cieczy, osiągającej około tysiąc czterysta stopnie Celsjusza. Najgorsze jest to, że zbliżałem się do niej w bardzo szybkim tempie, a nie potrafiłem obudzić w sobie mocy. Czakra po prostu wyparowała, jak woda z czajnika. Straciłem nad nią kontrolę.

Zamknąłem oczy i zobaczyłem przed sobą jej twarz. Zapłakana, pozbawiona szczęścia i swobody nastolatka. Potrzebowała mnie. Obiecałem, że będą ją chronić. Dałem słowo Sasuke, że wrócę i nie mogę ich zawieść. Nie pozwolę im walczyć w „pojedynkę”.

Wpadłem w szał, adrenalina nagle dodała mi sił. Czułem, jak moje żyły na nowo ogarnia gorąco, a ból uspakaja przyjemna czakra. Odzyskiwałem ją. Zaczynałem na nowo skupiać się nad własnymi potrzebami. Byłem bliski odzyskania kontroli, ale…

Otworzyłem oczy. Zanurzyłem się w lawie, która teoretycznie powinna zabić mnie od razu. Parzyła, pochłaniała mnie bardzo powoli, żywiła się moim cierpieniem. Widziałem, jak przeżera moją skórę, jak odkrywa moje mięśnie, a czasami dosięga do kości. Zabijała mnie. Bardzo powoli, ale skutecznie. W tym świecie wszystko działo się inaczej… Krzyknąłem, a jej zawartość wlała się do moich ust. Błyskawicznie przejęła żołądek i pozostałe wnętrzności.

     - Jesteś moja – pomyślałem. – Nie możesz mnie zabić, bo jesteśmy jednością.

Serce ze słabnącego rytmu zaczęło walić, jak nienormalne. Zniszczone żyły w moim organizmie powracały, a zamiast krwi płynęła w nich wrząca lawa. Odbudowywała tkankę po tkance, regenerowała najmniejszą wadę w moim ciele. Okazała się być moim lekarstwem na cierpienie. Odzyskałem władzę w kończynach, przestałem czuć zabijającą mnie temperaturę. Przyzwyczaiłem się. Etap uzdrawiania zakończony.

Zacisnąłem pięść, po czym wyobraźnią pokierowałem ciekłą, kipiącą substancją. Wyobraziłem sobie, jak układa się w schodki prowadzące mnie na górę, a ona posłusznie wykonała moje polecenie. To nie było trudne, gdyż doszło do fuzji, której nie można było oddzielić.

Z nisko opuszczoną głową, ociekając resztkami magmy, kroczyłem po schodach. Zachowywałem spokój, chociaż wewnątrz rozpierała mnie duma. Byłem silniejszy, odniosłem jedno małe zwycięstwo. Ujrzałem światełko w tunelu i przekroczyłem własne oczekiwania. Już nie jestem zwykłym bokserem…

Stanąłem na piasku, a schody za mną wróciły do swojej dawnej postaci i połączyły się z resztą lawy, czekającej na dole. Skierowałem wzrok na Mrocznego, po czym uniosłem prawy kącik ust. Hatake zadowolony nie przestawał klaskać.  

     - Co teraz? – przez moment mój głos był zmieniony, poważniejszy, zdecydowanie o ton niższy. Odchrząknąłem.
     - Wracamy na Ziemię – stuknął laską dwa razy w podłoże, przez co otoczenie pochłonęła ciemność.

NIEOKREŚLONY CZAS PÓŹNIEJ

     Ocknąłem się przywieszony do ściany. Zapewne przypominałem Jezusa przybitego do krzyża. Odczułem silny ból głowy i intensywny zapach stęchlizny. Skrzywiłem się. Smród przyprawiał mnie o mdłości. Zacząłem oddychać ustami, aby nie odczuwać tego odoru. Nie wiedziałem, gdzie mnie przytrzymywała, ale nie zapowiadało to nic dobrego.

Poruszyłem rękoma, ale metalowe łańcuchy z szerokimi kajdanami mocno przytrzymywały kończyny. Opuściłem wzrok na nagi tors. Zauważyłem znaki, o których wspominał Hatake, ale nie potrafiłem ich dojrzeć w całości. Widziałem część okręgu i jakiś symbol narysowany w środku. Pokręciłem głową, gdyż było to nieistotne.

Rozpocząłem realizację planu Mrocznego.

Nabrałem w płuca powietrze i nie wypuszczając go, skupiłem się na wytwarzaniu czakry. Tym razem poszło mi o wiele lepiej, bo czerwona poświata błyskawicznie otuliła moje dłonie. Zacisnąłem powieki najmocniej, jak potrafiłem i schyliłem nisko głowę. Musiałem zmusić lawę, która zajęła część mojego wnętrza, do opuszczenia ciała. Zamknąłem pięści, a paznokcie delikatnie przecięły moją skórę. Wedle instrukcji Hatake odczekałem kilka sekund i wypuściłem powietrze, jednocześnie rozluźniając palce u dłoni.

Ostrzegał mnie, że poczuje niesamowity ból, ale nie spodziewałem się, aż takiego cierpienia. Rozrywało mnie od środka, zdzierało ze mnie skórę, wyrywało mi paznokcie i przede wszystkim, wierciło wielką dziurę w brzuchu – to wszystko i jeszcze więcej stanowiło część uwalniania z siebie lawy. Bóle fantomowe osłabiały moją czujność. Myślałem, że zaraz stracę przytomność, ale nie mogłem się poddać.

Ona czeka na mnie… Czeka… Wszyscy liczą na mój powrót. Nie zawiodę ich.

Klatka piersiowa rozdzieliła się na dwie części, a z jej wnętrza wypłynęła wrząca substancja. Ogarnęła całe ciało z zewnątrz, przy czym z każdym swoim ruchem pochłaniała z mojej skóry wszystkie pieczęci, które zostały w niej wcześniej wypalone. Nie mogłem przestać krzyczeć. Darłem się na całe gardło, w pewnym momencie się popłakałem. Nie wiedziałem ile jeszcze dam radę wytrzymać. Jeśli zaraz nie przestanie, umrę.

Jak na zawołanie, lawa zakończyła wykonywanie czynności „oczyszczania”. Tak nazwał ten zabieg Mroczny Hatake, więc przejąłem ją od niego. Część magmy wróciła do mojego wnętrza, zaślepiając tym samym moją klatkę piersiową. Po ranie, która powinna być zabójcza dla potencjalnego śmiertelnika, nie pozostało śladu. Ulżyło mi. Poczułem wielką ulgę i wciąż byłem przytomny.

Stal stopiła się pod wpływem temperatury. Uwolniłem się, lecz nie potrafiłem powstrzymać silnego upadku. Moje ciało runęło na stęchnięte, już wpół pognite deski podłogowe. W tamtym momencie kwaśny, drażniący moje nozdrza smród zgnitych jaj się nasilił. Nabrałem powietrza ustami i nie oddychając, zacząłem się podnosić z podłogi. Szło mi bardzo ślamazarnie, ale jednak z każdą sekundą miałem wrażenie, że regenerowałem własne siły i robię tym samym postępy.

Zmęczony usiadłem na łóżku, które stało nieopodal mnie. Było bardzo stare, zaskrzypiało, gdy tylko odczuło ciężar mojego ciała. Z jednej strony się przestraszyłem, bo gdybym upadł razem ze starociem na podłogę, mógłbym się tak łatwo nie podnieść. Z innej odczuwałem obojętność. Musiałem przecież trochę odsapnąć.

Pomrugałem kilka razy i podniosłem wzrok ku górze. Przede mną znajdowało się małe biurko. Nie specjalne, stare, z powyłamywanymi drzwiczkami, krzywo włożoną szufladą i lekko podziurawionymi przez termity płytami. Widać było, że czas zrobił swoje. Muszę przyznać, że tak, jak biurko było dla mnie zwyczajne, tak przedmioty na nich poustawiane już nie. Mimo bólu i wycieczenia podniosłem się ze śmierdzącego, pochłoniętego wilgocią łóżka. Podszedłem do blatu i złapałem w rękę buteleczkę zapełnioną fioletową cieczą.

     - O mój Boże… - stanąłem przez chwilę w bezruchu.

Zdałem sobie sprawę, że znajdowałem się w jej sekretnej kryjówce. Trzymałem w ręku miksturę, która przypominała tę, dzięki której Sakura wróciła do zdrowia. Szczerze powiedziawszy stało tam mnóstwo buteleczek, różnej wielkości, zapełnionych substancjami w różnych odcieniach. Przełknąłem głośno ślinę, gdyż strasznie mnie to przerażało. Dziewczyna była naprawdę dobrze rozwiniętym magikiem. Osobą, której nie mogą ignorować.

Zza ścian doszedł do mnie warkot nadjeżdżającego pojazdu. Po dźwięku silnika domyśliłem się, że to motocykl. Musiałem uciekać, ponieważ w tym stanie nie miałem szans stawić jej czoła i wygrać. Przegrałbym z kretesem.

Kuśtykałem do starego, zabrudzonego okna. Po drodze zwróciłem uwagę na czerwone szpilki. Podszedłem do nich i się zatrzymałem na chwilę, aby zobaczyć je z bliska. To te same buty, które prześladowały nas w koszmarach i wizjach. Zostawiała w tym miejscu wszystko, co łączyło ją z drugim życiem. Osobiście wciąż nie byłem świadomy jej tożsamości, ale domyślałem się, że musi być kimś znajomym. Kręciła się w koło i udawała naszą przyjaciółkę. Musiała nas znać, bo na pewno nie należała do Akatsuki. Gdyby tak było, już dawno byłbym martwy, a nieprzetrzymywany przez psychopatkę. Tylko, kim ona jest? TenTen? Hinata? Ino? Przecież to absurd. Jak mogłyby uczynić nam coś takiego?

Warkot nadjeżdżającego motocyklu stał się donośniejszy, a ja i tak postanowiłem rozejrzeć się po pokoju, szukając czegoś, co pomoże mi ustalić jej tożsamość.

     - Kim jesteś? – szepnąłem, gdy światła z dwukołowca przeszły przez okno do środka. – No kurwa kim…

Strumień światła oświetlił notes leżący na łóżku. Był cały czas przed moim nosem, a ja wcześniej go nie zauważyłem. Z jego wnętrza wychylała się fotografia. Dostrzegłem siebie, ale druga osoba była zasłonięta przez kartki. Zagryzłem wargę i pobiegłem w kierunku notesu. Światła zgasły. Dziewczyna szła do domku. Słyszałem jej kroki. Wiedziałem, że nie mam czasu, bo zaraz pojawi się w progu i mnie zauważy. Niechlujnie złapałem za notes, przez co fotografia zapadła za łóżko.

     - Kurwa – usłyszałem dźwięk, obijających się o siebie kluczy. – Pieprzyć to – trafiła kluczem w zamek, a ja ruszyłem do okna.

Nie miałem czasu, aby szukać zdjęcia, chociaż mogło rozwiać wszelkie wątpliwości. Zdrajca był wśród nas, czarna owca chowała się na naszym pastwisku. Mogłem ją zdemaskować, ale spieprzyłem sprawę.

Przekręciła raz kluczem, gdy ja wciąż szarpałem się z oknem. Zacięło się. Kolejne przekręcenie klucza uwolniło pierwszy zamek.

     - Cholera… - szeptałem, szarpiąc intensywniej klamkę. – No otwórz się.

Wybrała inny klucz i włożyła go do dolnej dziury w drzwiach. Zepsute zamknięcie od okna popuściło. Do środka dostało się świeże powietrze.

     - Jeszcze trochę - miałem ochotę rozwalić szybę, ale nie mogłem pozwolić sobie na hałas.

Klucz uwolnił drugi zamek. Zacisnąłem zęby i skumulowałem ostatki czakry, jakie pozostały w moim przemęczonym organizmie. Zdenerwowałem się, przez co znacznie szybciej osiągnąłem cel. Okno otworzyło się na oścież. Klamka od drzwi przechyliła się ku dołowi. Powoli wchodziła do środka.

Wyskoczyłem przez okno. Wiedziałem, że jak zacznę uciekać bardzo szybko mnie namierzy. Musiałem ją zmylić. Musiałem sprawić, że uda się za mną w pogoń, a ja będę w bezpiecznym miejscu. Podniosłem wzrok. Możliwe, że właśnie tam nie będzie mnie szukać.

Zanim zapaliła wewnątrz światło, zdołałem wskoczyć na parapet otwartego okna i wybić się na tyle wysoko, aby złapać wystające dachówki.

     - Itachi?! – usłyszałem jej głos, gdy podchodziła do okna. Jeszcze nie zdążyłem się wdrapać na górę. – Itachi?!?!?!

W samą porę wszedłem na dach i najciszej jak potrafiłem położyłem się na dachówkach. Modliłem się, aby mnie nie usłyszała i jakimś cudem nie wykryła mojej obecności. Nie wiedziałem na ile ją stać, ale nie pozostało mi nic innego, jak tylko czekać.

     - Itachi?! – Jej głos był wyraźniejszy. Obstawiałem, że wychyla się przez okno.

„Dalej, dalej, dalej” pomyślałem i zamknąłem oczy. Nie mogła mnie zobaczyć.

     - Kurwa! – usłyszałem głośne zamknięcie okna, po czym pękające szkła.

Nie wiedziałem, co uczynił ze mną Hatake, ale wyczuwałem jej energię. Mimo, że miała być osłabiona emanowała potężną mocą. Zniszczyłaby mnie jednym ruchem ręki, gdyby tylko chciała. Kolejne szkło się rozbiło. Mogłem przysiąc, że wpadła w szał.

     - Itachi znajdę cię!!! – huk trzaskanych drzwi poprzedził jej krzyk. – Słyszysz?! Wiem, że musisz być gdzieś blisko! Dorwę cię i zabiję! Wypatroszę cię, jak świnię w rzeźni!

Przełknąłem niepewnie ślinę i zacisnąłem pięści, aby pohamować się przed wykonaniem jakiegokolwiek ruchu. Jej głos słabł, więc najprawdopodobniej odchodziła w kierunku motoru, ale wciąż nie mogłem czuć się bezpiecznie. Wierzyłem każdemu słowu, jakie wypowiadała. Była groźna, niebezpieczna, rozwścieczona i za pewne nieobliczalna. Człowiek pogrążony w szale jest zdolny do wszystkiego.

Odpaliła motor, po czym zaryczała wściekle silnikiem. Dachówka pod moją nogą zaczęła się obsuwać. Gdy czułem, jak ucieka spod mojej nogi, delikatnie spanikowałem. Ona wciąż tu była.

     - Wiem, że mnie słyszysz Itachi!!! – dachówka zatrzymała się na krawędzi.
     - Nie… Nie… Nie… - wyszeptałem najciszej, jak potrafiłem, bo chociaż wbijałem w nią stopę, cały czas mi się wymykała.
     - Zabiję cię sukinsynu! Znajdę cię i zabiję! Zobaczysz!!!

Motocykl ponownie zawył głośniej, po czym praca silnika się unormowała. Odjeżdżała. Warkot motocyklu znikał w oddali. Mogłem przez chwilę poczuć się bezpieczny.

Dachówka spadła, a ja chwilę po niej. Upadłem, z jakiś dwóch metrów wysokości, ale i tak nie odczułem bólu. Byłem zbyt pochłonięty emocjami, jakie towarzyszyły temu wydarzeniu. Musiałem uciekać do domu. Tylko tam będę bezpieczny.

OKOŁO DWÓCH GODZIN PÓŹNIEJ

     Dzięki nocy i jej mrocznej naturze, bardzo łatwo udało mi się uciec. Odniosłem wrażenie, że w tej gonitwie miałem sprzymierzeńca. Las był moim kompanem. Pomagał mi i prowadził mnie swoimi ścieżkami, bo przez całą trasę w mojej głowie przemawiał nieznany głos. Przypominał GPS zainstalowany w samochodzie. Znikł, gdy wybiegłem z lasu. Byłem pewien, że jego moc jest prawdziwa.

Po dotarciu do głównej drogi, bardzo szybko z minęła mi droga do domu. Nie wiedziałem skąd czerpie taki zasób energii, ale ani razu się nie zatrzymywałem. Nie chciałem na nią trafić. Nie mogłem dać się złapać.

O dziwo na ulicach panował spokój. Nie spotkałem, ani jednej żywej duszy. Otworzyłem furtkę i ruszyłem do głównego wejścia. Drzwi były zakluczone, więc skoncentrowałem się na wciskaniu dzwonka. Miałem nadzieję, że zastanę kogoś w domu. Uderzyłem kilkanaście razy pięścią w drzwi. Przyłożyłem do nich głowę i regularnie powtarzałem pukanie. Sapałem. Marzyłem o gorącym prysznicu, o odpoczynku i relaksie. W pewnym sensie chciałem również zobaczyć Sakurę i rodzinę. Tęskniłem za nimi.

Usłyszałem warkot silnika, który oderwał mnie od pukania. Dech zamarł mi w piersiach, oblazły mnie ciarki i gęsia skórka. Odwróciłem się bardzo powoli, powracając do walenia w drzwi. Ujrzałem motocykl stojący na poboczu. Patrzyła na mnie przez szybkę zamontowaną w kasku.

     - No dawaj – powiedziałem na głos, nie spuszczając z niej wzroku. – No dawaj kurde! Otwieraj drzwi!

Ulżyło mi, gdy w korytarzu zapaliło się światło i usłyszałem kroki. Dziewczyna kiwnęła do mnie głową, jakby chciała się pożegnać i jednocześnie zapewnić mnie, że jeszcze się spotkamy, po czym odjechała. Odetchnąłem i powróciłem wzrokiem do otwieranych drzwi. Całkiem zapomniałem, że dawno nie widziałem matki. Stała tak w progu ze zdziwioną miną oraz policzkami zalanymi łzami. Uśmiechnęła się bardzo delikatnie, aby następnie w przypływie emocji się na mnie rzucić. Syknąłem z bólu.

     - Mamo – odsunęła się ode mnie i ucałowała mnie w policzek. - Też się cieszę, że cię widzę.
     - To naprawdę ty?
     - Tak mamo – poczułem intensywny ból klatki piersiowej.

Było mi zimno. W końcu biegłem jesienią, bez koszulki na samych spodenkach. Miałem poranione stopy, gdyż musiałem radzić sobie bez obuwia. Stanowiłem wrak człowieka, jakbym był jeńcem przetrzymywanym przez długie lata w obozie koncentracyjnym. Poniekąd była to prawda.

     - Nie mamy czasu. Jest Sasuke? – pokuśtykałem obok niej, wchodząc do środka. – Muszę porozmawiać z Sasuke. Teraz! Zanim ONA wróci do domu i będzie próbowała przejąć nade mną kontrolę.

Trzymałem się za brzuch, bo miałem wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Oparłem się o ścianę i przyglądałem mamie biegnącej do telefonu. Złapała go w rękę, po czym nerwowo wystukiwała numer. Wiedziałem, że dzwoni do brata, bo nie odpowiedziała na moje pytanie.

     - Tak? – usłyszałem głos Sasuke, gdyż mama włączyła tryb głośnomówiący. Chciałem mu odpowiedzieć, ale na chwilę mnie zamroczyło.
     - Musisz wrócić do domu – mówiła bardzo szybko i niezrozumiale. - Stało się coś niesłychanego, coś niesamowitego. Musisz wrócić, bo to bardzo ważne.
     - Mamo wolniej…
     - Nie potrafię wolniej! – krzyknęła zdenerwowana. – Wracaj do domu słyszysz? Nie wiem, co mam robić. On ciebie potrzebuje, ja ciebie potrzebuję. Masz zabrać tatę i wracać do domu. Weź ze sobą Sakurę, niech Tsutomu też przyjdzie – nawijała jak katarynka.
     - Wolniej, bo ciebie nie rozumiem.
     - Itachi wrócił! – krzyknęła jeszcze głośniej.
     - Jak to wrócił? – osunąłem się po ścianie na ziemię. Nie potrafiłem dłużej ustać na nogach.
     - Wrócił! Wrócił do domu!
     - Przecież… Przecież to niemożliwe.
     - Nie mam ochoty na żarty. Wracaj do domu!
     - Poczekaj… - wtrąciłem się do rozmowy i wyciągnąłem do niej rękę. Podała mi słuchawkę. – Sasuke słyszysz mnie? - miałem wrażenie, że krzyczę, choć w rezultacie zaledwie szeptałem.
     - To ty?! Ale jak to?!
     - Jest z tobą Sakura? Jeśli tak weź na głośnomówiący.
     - Czekaj – usłyszałem dźwięk wciskanego klawisza. – Nawijaj.
     - Nie mamy czasu, więc będę się streszczał. Najprawdopodobniej za chwilę stracę przytomność, więc słuchajcie uważnie – przed moimi oczami migotały czarno białe kropki. – Musimy odegrać scenkę. Ona musi uwierzyć, że ma mnie pod kontrolą, bo inaczej pozabija nas wszystkich. Czułem jej moc i wiem, że chociaż jest osłabiona, wciąż jest potężniejsza od nas. Dajcie mi dwie godziny, po czym wracajcie do domu. Nie mam czasu na wyjaśnienia, więc słuchajcie plan jest taki…

_____________

Planowo chcę stworzyć jeszcze dwa rozdziały i pierwszy akt Agonii Uczuć dobiegnie końca.

Muzyka, która była mi wierna przy tworzeniu rozdziału…

Było tego więcej, jednak to one stanowiły największą inspirację… Kolejność jest przypadkowa!

8 komentarzy:

  1. Walnę Ci komplement i powiem ,że BOSKO piszesz. Szkoda ,że takie krótkie. Czekam na kolejny rozdzialik . Pozdro Czarna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za miły komplement :). Fajnie czytać, że komuś podoba się mój styl pisania :). Oczywiście nad nim pracuje cały czas, więc mam nadzieje, że będzie coraz lepiej :)>.

      Za komentarz również dziękuje :). A jakby miało być inaczej ;)
      Pozdrówka! :*

      Usuń
  2. Moje przypuszczenia legły w gruzach co do przejęcia duszy Itasia ^^, ale mam nowe i jest ich dość sporo. Nie wiem czy wyjaśniać jakie czy nie? Może chociaż jedno. W tym rozdziale dotarło do mnie, że to Guren może być tą wiedźmą w czerwonych szpilkach. Czuje się taka mądra, choć może to nie prawda :.:

    ,, Wyglądałem, jak Jezus przybity do krzyża. '' ??? No po prostu brak mi słów co do tego porównania.

    Świetnie się czytało ten rozdział, ani za długi, ani za krótki. Z perspektywy Itachi'ego ... świetnie to jest napisane i przyjemnie.
    1 akt? Czyli mam rozumieć, że będzie 2 akt?
    Jestem w szoku, pozytywnym :)
    Czekam na next'a
    Pozdro :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do przypuszczeń... Dobrze, że pojawiło się dużo nowych i wciąż udaje mi się zaskakiwać ^^. Dam ci małą wskazówkę co do przypuszczeń... To musi być ktoś kto się w miarę często przewija przez opowiadanie. Mam w zamiarze was zaskakiwać, ale nie mam w intencji wywalać z czymś co ciężko wyłapać.

      Co do porównania... Delikatnie zmieniło swój oddźwięk, bo... Po prostu źle to napisałam i wcześniej tego nie zauważyłam.

      Akt 2 będzie, a nawet jeśli dobrze pójdzie i wszystko ułoży się wedle mojego planu będzie i akt 3. Oczywiście każdy z nich będzie dotyczył czegoś innego, chociaż będą ze sobą powiązane.

      Pozdrawiam Anika :).!
      Dzięki za komentarz i wszystkie miłe słowa! :)

      Usuń
  3. Wiesz Ty co? Kolokwialnie rzecz ujmując, to wzięłaś nasze przypuszczenia i wyjebałaś przez okno. To tak podsumowując.
    A tak z drugiej strony to mi się zrobiło masło... Po prostu się zamotałam i za chorobę nie wiem jak uporządkowaćto, co wiem. No śmiać mi się z siebie chce.
    Mimo to jednak teraz jestem pewna, że Itaś powrócił, a wraz z nim chakra i możliwe, że inne ninjowskie moce.
    A akt drugi? Ja jestem jak najbardziej za ;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wzięłam waszych przypuszczeń i nie wyjebałam je przez okno, bo one od samego początku opowieści idą zgodnie z planem - na razie - i jak na razie wiem, w których momentach was zaskoczyć xD. Albo zmylić.

      Masło ci się zrobiło, bo uwierzyłaś w to, co chciałam, abyś uwierzyła. To tak w skrócie :). Zobaczysz, że ostatnie dwa rozdziały powinny naprostować Twój tok myślenia... Ale powiem też, że nie wszystko co w akcie pierwszym zostało ujęte, zostanie w nim wyjaśnione. Sporo tematów stanowi moją przepustkę do drugiego aktu...

      Iiii.. Mam zamiar po zakończony akcie zrobić takie małe podsumowanie, które wam pokaże, co i jak, aby nie było, że ja sobie coś wymyślam z powietrza i to coś nie jest później powiązane, a co gorsza rozwiązane. Także zrobimy sobie taką małą analizę i ewentualnie wtedy będziemy sobie dyskutować na temat tego co na dłuższą metę wyszło, a co po prostu kompletnie nie miało sensu.

      A ninjowskie moce będą, ale i tak nie w nadmiarze, bo w gruncie rzeczy to miał być romans... romans... No, a wyszło co wyszło ;p.

      Pozdrówka Mystery :)
      Dzięki jak zawsze za szczery koment... ;p

      Usuń
  4. Heh, znowu przegapiłam publikacje rozdziału. Ostatnio w ogóle nie mam czasu. Czemu na wszystkich blogach rozdziały pojawiają się tego samego dnia? Macie jakąś zmowę, czy co? Nie nadążam. Co samo w sobie jest dziwne...

    Rozdział okey. Wiele się wyjaśniło i to bardzo. Szkoda, że do końca zostały tylko dwa rozdziały. I dlaczego tak krótko? No dobra, sama nie wiem co mogłabyś tu dopisać, więc wyjątkowo wybaczę Ci długość tego rozdziału.
    Mam nowe i genialne domysły, ale i tak pewnie zamkniesz je w trumnie i pogrzebiesz na jakimś zapuszczonym cmentarzu, więc siedzę cicho jak mysz pod miotłą.
    Twój blog jest wprost genialny na treningi logicznego myślenia i wiązania faktów. Muszę Ci za to podziękować, bo wiem, że mi się to przyda. :D

    Pozdrawiam, jak zwykle życzę weny.
    Buuuziaaaak :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Wczoraj wieczorem wbiłam na twojego bloga. Zakończyłam go dzisiaj i po prostu ubolewam nad tym iż :
    1) Ma być niedługo koniec. Nie chce końca, nie zgadzam się, nie!
    2) Zakończyłam na takim momencie
    3) Ce by byli już razem i było fajno (choć fajno jest bez tego)
    Czuje się jak baba ze wsi, bo fajno no nie?
    Dobra, sory
    Ale mniejsza. Uwielbiam. Kocham. Jaram się. Aww.
    Ale i tak ciągle kminie kto jest tą wiedźmą. Na początku stawiałam na matkę Itasia. Po tem na matkę Saku. Po tem na tą jego narzeczoną. Wszystko mi się miesza i do dupy z tym wszystkim, jestem cholernie ciekawska, no.
    Dobra, to ja spadam pisać u siebie rozdział
    Tymczasem - życzę weny i czekam niecierpliwie na nową część!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń