„Gdy kogoś kochasz, ufasz mu i zaczynasz go poznawać,
Wystarczy jedno spojrzenie i wiesz…
Wiesz, kiedy coś jest nie tak.”
SAKURA
Patrzyłam
w jego oczy, dostrzegając w nich swoje zdezorientowane oraz przestraszone
odbicie. Nie widziałam już tego blasku, jaki niegdyś w nich gościł. To czysta,
bezgraniczna ciemność, pochłaniająca moją zagubioną duszę. Po chwili zaczęłam
bacznie obserwować jego dynamiczne i pewne siebie ruchy. Muszę przyznać, że
dawno zapomniałam, jak brzmi Itachiego śmiech, a teraz gdy go słyszałam, jedynie
wzbudzał moje podejrzenia. Było w nim coś dziwnego, czego nie potrafiłam
rozgryźć. Z wyglądu był tym samym człowiekiem, ale wewnątrz stał się dla mnie
zagadką. Intuicja podpowiadała mi, że to nie może się skończyć w tak błahy
sposób. Po tym wszystkim, co przeszliśmy, nieakceptowalnym faktem staje się
jego nagły powrót i granie roli marnotrawnego syna. Za dużo przeżyłam, aby
wierzyć w bajki.
Nie da się ukryć, że zjednoczenie braci było
naprawdę wzruszającym momentem, aż łza zakręciła się w oku. Przytulali się do
siebie, jakby byli starym małżeństwem i nie potrafili bez siebie żyć. Cała
akcja odbywała się bez słów, a ja i tak miałam wrażenie, że tym prostym
sposobem nadrobili roczne zaległości w znajomości. Nie potrafię tego logicznie
wytłumaczyć, ale czasem tak się zdarza. Nie widzisz swojej bratniej duszy przez
pół roku, a gdy wracasz okazuje się, że wszystko jest na „swoim miejscu”.
Jeśli chodzi o mnie muszę przyznać, że byłam
zniesmaczona. Ze spokojem opierałam się o futrynę drzwi, obserwując
najpiękniejszą chwilę, jaka zdarzyła się od dawna. Nadszedł długo oczekiwany
moment, a u mnie wystąpił całkowity brak zaangażowania. Z drugiej strony, czy w
ogóle powinnam spróbować z nim porozmawiać? Itachi traktował mnie z rezerwą,
nawet nie raczył zaszczycić mnie swoim spojrzeniem. Ponownie zagubiłam się we
własnych przekonaniach. To, co z pozoru było dla mnie oczywiste, nagle
zamieniło się w mgielną rzeczywistość.
Poczułam mocne uderzenie w bark, przez które wpadłam
na komodę. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam scenę, jakiej nigdy w życiu
nie powinnam oglądać na własne oczy. Guren zapłakana rzuciła się w ramiona
Itachiego, a ten po chwili uspokoił ją pocałunkiem. Spoglądali sobie głęboko w
oczy i posyłali uśmiechy.
"Kompletna idiotka" - pomyślałam. Byłam kretynką gotową na ślepo oddać własne życie w imię miłości, dla człowieka, którego to
kompletnie nie interesowało. Tyle zamieszania i obiecanek. Tyle walki.
Sprzedałam duszę Mrocznemu Hatake. Wykorzystał mnie… Itachi Uchiha zrobił ze mnie
pionka.
Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Uwierzcie mi,
mój poziom zażenowania sięgnął zenitu. Nie mogłam dłużej na to patrzeć, więc
postanowiłam się wycofać. Nie pasowałam do tego miejsca, a dodatkowo
potrzebowałam czasu, aby się zdystansować, więc z wysoko uniesioną głową wyszłam
na zewnątrz. Chciałam zachować resztkę dumy.
Na dworze poczułam krople deszczu opadające na mój
nos i czoło. Uniosłam do góry wzrok. Błyskawica przeszyła horyzont, ozdabiając
ciemne chmury różnymi odcieniami fioletu, zamieniającego się niekiedy w
płomienną czerwień. Zaledwie trzy sekundy ciszy i spokojnym otoczeniem
zawładnął głośny grzmot, który swoją mocą sprawił, że ziemia się zatrzęsła. Kolejne
dwie sekundy, a z chmur wyleciała ulewa. Zakryła moje łzy.
- Jeszcze
tego brakowało – mruknęłam pod nosem. – Jak zwykle musi padać.
Ostatni raz zerknęłam przez okno do wnętrza domu, aby go zobaczyć. Żywiłam nadzieję na zupełnie inny rozwój akcji. Wyobrażałam sobie, jak za mną biegnie, dogania mnie i przeprasza. Jak wszystko nagle staje się jasne, a obietnice zostają wypełnione. Przewidywalne, tanie, wyjątkowo słabe, ale dla mnie idealne zakończenie. Nie oczekiwałam fajerwerków, kwiatów, prezentów… Chciałam tylko jego. W moim mniemaniu – idealnego partnera. Miał wady, ale już zdążyłam do nich przywyknąć. Zaakceptowałam go. Pokochałam. No, ale czego się spodziewałam? Mówimy o mnie, a ja jestem dziewczyną spod pechowej gwiazdy i nic w życiu nie przychodzi do mnie z łatwością.
Itachi nieustannie zajmował się Guren i rodziną.
Bańka zlepiona z marzeń właśnie pękła. Nie ma dla nas nadziei.
Powrót sławnego boksera złamał mi serce.
*****
OKOŁO 2 LATA WCZEŚNIEJ.
- Myślałam, że z ciebie lepszy zawodnik –
powiedziałam, siadając na ławce nieopodal budki z tacos.
- Dawałem ci fory.
- Tak – parsknęłam śmiechem. – Oczywiście,
że tak. Wiadomo, że facet zawsze tak powie. Dawałem ci fory. – Nie potrafiłam
przestać się z niego nabijać. – Nie ma to, jak próbować zachować resztki dumy
po porażce.
- Jesteś wredna i uprzedzona. Nie wiedziałem,
że jesteś taka stereotypowa.
- To spójrz mi w oczy i powiedz, że nie
kłamiesz? Powiedz, że specjalnie się podłożyłeś, a cię przeproszę. – Nasze
spojrzenia się spotkały. – Itachi? Powiesz, czy nie?
- Widziałaś go? – Hinata pojawiła się obok
nas, przerywając rozmowę.
- Kogo? – Nie rozumiałam skąd w niej tyle
entuzjazmu. – Kogo widziałam? – sprecyzowałam pytanie.
Rozejrzałam się po
okolicy, która była zapełniona tłumem. Uwierzcie mi, że o tej porze, w Wesołym
Miasteczku Saia, nigdy nie spotkałam pustek. Shoji, tak naprawdę było spokojnym
miastem, chociaż nie należało do najmniejszych, to nie tętniło życiem i
miejscami do rozrywki.
- O kogo ci chodzi? – zaciekawiony Itachi
przyłączył się do dyskusji. Zerknęłam na niego i zauważyłam, że jego wzrok
bacznie inwigiluje przechodniów.
- To nie było do ciebie – ugryzłam się w
język, aby nie powiedzieć czegoś nieprzyjemnego. - O kim mówisz Hinata? –
wróciłam do pytania, na które wciąż nie otrzymałam odpowiedzi. - Kogo miałam
niby widzieć?
Mój wzrok zatrzymał
się na rudej czuprynie wyróżniającej się z tłumu. Przez moment zamarłam i nie
potrafiłam wziąć oddechu. Poczułam chłód obezwładniający moje kończyny, a w
brzuchu magię tak zwanych motylków. Przełknęłam z trudem ślinę i wykrzesałam
najszczerszy uśmiech, na jaki potrafiłam się zdobyć w tej chwili.
- Yahiko? Serio? – usłyszałam uwagę
Itachiego, którą puściłam mimo uszu.
Podchodził coraz
bliżej, a gdy mnie dostrzegł miałam wrażenie, że rozpromieniał na mój widok.
Nie spodziewałam się takiej miłej niespodzianki, w tym dość pokręconym dniu.
Yahiko był moją młodzieńczą miłością. Od kiedy pamiętam zawsze się w nim
podkochiwałam. Miał w sobie „coś”, czego sama nie umiałam określić. Reagowałam
na niego podobnie, jak TenTen na Itachiego.
- Cześć – przechodząc obok rzucił mi
zalotne spojrzenie. Miałam wrażenie, że w ciągu tej sekundy zmieniło się całe
moje życie. Zanurzyłam się w jego brązowych oczach i po prostu odpłynęłam do
świata, gdzie nie było nikogo, oprócz naszej dwójki.
- Cześć – poczułam ciepło ogarniające moje
policzki. Miałam wrażenie, że się zaczerwieniłam.
Odprowadziłam go
wzrokiem z nieśmiałym uśmiechem na ustach. Patrzyłam na niego tak długo, aż
zniknął z pola widzenia.
- Powtórzę jeszcze raz, bo czuję się
ignorowany. Yahiko?! Czy ty wiesz, że się zamieniłaś w buraka, a on zaledwie
powiedział ci „cześć”? – W zasięgu mojego wzroku pojawiła się twarz Itachiego.
Nie ukrywał zdziwienia.
- Oj, przestań – odwróciłam głowę.
- Bujasz się w Yahiko? Ale dobre. – Jego
śmiech i dziwne poczucie humoru powoli doprowadzały mnie do szału. – Yahiko… -
podśmiewał się pod nosem. – Kurde, czy ty wiesz, że rude jest fałszywe? A poza
tym straszny z niego leszcz. W zeszłym tygodniu tak mu wpierdzieliłem, że
mógłbym przysiąc, a mało brakowało i by się popłakał.
- Zamknij się – odburknęłam, próbując
panować nad gniewem. Złościł mnie, bo trafiał w czuły punkt.
- Ale co ciekawe… - zerknęłam na niego
kątem oka z nadzieją, że przestanie się nabijać. – Ciekawe, co by wyszło z
mieszanki waszych genów. Ty różowa, on rudy. Strasznie interesujące zjawisko.
-
Możesz przestać? – zapytałam przez zaciśnięte zęby.
- Jakaś ty drażliwa. Denerwujesz się, bo
obrażam twoją rudą koleżankę? Widziałaś, jak się bije? Jak baba, więc na jego
miejscu zmieniłbym płeć. A dodatkowo, czy on nie bzyka wszystkiego, co
popadnie? – czułam, jak zaczyna podnosić mi ciśnienie, a cały czar z niespodziewanego
spotkania z Yahiko pryskał. – Chcesz załatwię ci do niego numer telefonu. Na
pewno zaczyna się od zero siedemset, a później spróbowałbym dodać loser. Tak
trochę po amerykańsku, ale z nim to nic…
Wstałam pogrążona w
gniewie i kolanem zaatakowałam jego krocze. Starałam się być bardzo dokładna,
przy czym nie szczędziłam na sile. Tym sposobem przerwałam głupkowate żarty i
sprawiłam, że sam wyglądał teraz, jak „loser”. Ostatecznie bardzo szybko upadł
na piasek, kuląc się z bólu.
- I kto jest teraz frajerem, co? –
uśmiechnęłam się, słysząc cichy jęk. – Dziwka – poklepałam go w bark.
Ruszyłam przed siebie,
nie czekając na przyjaciół, którzy mieli przynieść nam zamówione jedzenie. Nie
miałam ochoty z nimi przebywać, a w szczególności udawać, że obecność Itachiego
mi pasuje. Nie ukrywam także faktu, iż ucieczka uratowała mnie przed obelgami.
Moje zachowanie wymknęło się spod normy „nienormalności”, jaką zazwyczaj
osiągałam. Nigdy w życiu nie skrzywdziłam nikogo fizycznie. Teraz zadziałałam
impulsywnie. Zanim przemyślałam sytuację, zdecydowałam się w dość brutalny
sposób go uciszyć. Denerwował mnie. Sprawiał, że najmniejsza cząsteczka w moim
organizmie, miała ochotę zrobić mu krzywdę. Debil… Debil… Debil… Nic
mądrzejszego nie przychodziło mi do głowy, jak o nim myślałam. Skończony
kretyn, idiota, a na koniec dodałabym jeszcze: „skurwiel” – nazywajmy rzeczy po
imieniu.
******
AKTUALNIE
Zamknęłam za sobą furtkę i
owinęłam przemoczony sweter wokół ciała. Było mi zimno, ale nie chciałam wracać
do domu. Nie byłam na to gotowa. Nie miałam sił, aby tkwić w tej wielkiej pozoracji
wymyślonej przez tatę.
- Wracajmy
do domu.
Ojciec uwielbiał robić mi niespodzianki. Pojawiał
się, w najmniej oczekiwanych momentach. Zanim jednak do mnie podszedł
odwróciłam głowę i przetarłam łzy. Nie chciałam, aby je widział. Sakura Haruno
miała być inna. Nie powinna pozwalać sobie na słabość, na płacz z powodu
złamanego serca. Nie mogę znowu położyć się w łóżku i zamknąć przed światem.
Powinnam się cieszyć ze szczęścia Itachiego. Osoba, która kocha powinna
odpuszczać dla dobra ogółu.
- Nie chcę
wracać do domu – zrobiłam krok w tył, gdy jego dłoń dotknęła mojego ramienia. –
Nie mam ochoty rozmawiać. Wybacz.
- Wiesz,
że musisz odpuścić, prawda?
Ponownie podniosłam wysoko głowę, patrząc na
jaśniejące od piorunów chmury. Mrużyłam delikatnie powieki, gdy krople wody spływały
z rzęs do oczu. Jego słowa uderzyły we mnie mocniej, niż złożone w całość zdarzenia
z ostatniego tygodnia. „Musisz odpuścić” – Czy Sakura Haruno powinna rezygnować
z miłości? Czy to takie łatwe?
- Ja go
kocham ojcze. – tłumiłam płacz. – Nie wiem czy potrafię to przekreślić.
- Jego
powrót, to nasza szansa na normalne życie. Musimy znaleźć sposób, aby przekupić
Hatake i nie mieszać do tego rodziny Uchiha. Zostaliśmy sami Sakura. Całkowicie
sami.
Sami… Na samo brzmienie tego słowa pokręciłam
panicznie głową. Miał rację, ale nie potrafiłam się, z tym pogodzić. To za
szybko na takie rozmowy. Kilka minut temu pękło mi serce. Jakim cudem mam teraz
walczyć? O co? O swoją dusze? Brakuję mi motywacji, celu do realizacji.
- To
koniec – wypowiadając te słowa spojrzałam ojcu prosto w oczy. – Koniec tego
wszystkiego tato. Nie chce już walczyć. Ja… Ja… - zaśmiałam się przez łzy. – Ja
nie mam, o co walczyć. O siebie? Po co? Powinnam wyjechać. Ja… Nie wierzę, że
to powiem, ale… - przetarłam zlodowaciałymi palcami po policzkach, gdyż
wydawało mi się, że spostrzega moje łzy. – Chcę wyjechać tato. Nie chcę tutaj
być. Po prostu nie chcę.
-
Postępujesz irracjonalnie i impulsywnie. Wiem, że dopiero złamano ci serce,
ale…
- To nie
tylko złamane serce, tato! Widziałeś go? On mnie nawet nie zauważył. Widziałeś,
jak trzymał w ramionach Guren? Jak ją całował? – pokręcił głową. – No właśnie.
Nie musiałeś na to patrzeć, a ja tak. To koniec. Ta cała walka była o niego, a
on… - ponownie pokręciłam panicznie głową. – Nie mogę… Nie mogę tu teraz być.
Nie chcę… Ja nie chcę teraz z nikim rozmawiać.
- Sakura! –
Krzyk mnie nie zatrzymał.
- Zostaw
mnie w spokoju!!! – zaczęłam iść w swoją stronę.
- Sakura nie
powinnaś być teraz sama!!!
Jest jedno miejsce, w którym poczuję ulgę.
Przerażająca, aczkolwiek istotna dla mnie lokalizacja. Jeśli mam to skończyć,
chcę iść właśnie tam.
***
WSPOMNIENIE – 369 DNI WCZEŚNIEJ
- Widziałaś, jak go powaliłem?!
Itachi wybiegł na
dach, a ja rzuciłam się mu w ramiona, jak księżniczka. Oderwał mnie od ziemi i
przechylił ku sobie. Nie mogłam się powstrzymać. Pocałowałam go, jednocześnie zanurzając
swoje palce w jego włosach.
Nawet deszcz nie
oderwał nas od siebie. Byłam z niego dumna, cieszyłam się jego szczęściem.
Stoczył finałową walkę i wygrał ostatnie w swojej karierze starcie. Otrzymał
największy, najważniejszy Puchar Mistrzostw Świata. Spełnił swoje marzenie. Już
ostatnie wyzwanie, jakie chciał pokonać przed wyjazdem. Teraz jesteśmy wolni,
gotowi do ucieczki.
- Byłeś niesamowity. Wiedziałam, że wygrasz
– dotknęłam jego siniaka pod okiem. - W końcu wysłałam ci buziaka przed walką.
- Wiem. Złapałem go – uśmiechnął się
delikatnie i jeszcze raz mnie pocałował. - Teraz odebrałem przesyłkę osobiście.
- Chodźmy do środka, bo się przeziębimy - chciałam
zdjąć ręce z ramion Itachiego, ale mnie powstrzymał.
- Jeszcze nie. Zostańmy jeszcze trochę – pocałował
mnie ponownie, lecz tym razem dłużej i namiętniej.
- Wariat – stanęłam na palcach, aby
pocałować siniaka pod okiem. - Szybciej się zagoi.
- Wciąż w to wierzysz? - zaśmiał się. - To
moje ostatnie rany zdobyte na ringu, więc nie musisz się już martwić.
- Zdobyte na ringu?
- Łapiesz mnie za słówka. Wiesz, o tym?
- Wiem – kiwałam głową, zbliżając się do jego
ust. - Ale muszę przyznać panie Uchiha – zetknęliśmy się nosami. - Wygrał pan
nie tylko puchar.
- Nie tylko? - musnęłam jego wargi. - A co
jeszcze wygrałem?
- Mnie – przestałam walczyć z pokusą i poddałam
się urokowi ukochanego.
****
AKTUALNIE
Krople deszczu zderzały
się z asfaltem, oddając przy okazji bardzo charakterystyczny odgłos „kapania”. Uwielbiałam
taką pogodę, bo podkreślała moje uczucia, wręcz utożsamiała się ze mną, jakby
rozpaczała tak samo, jak ja. Pogrążona w melancholii, leżałam w kałuży „łez”
uciekających z nieba. Przyszłam na most, ponieważ mnie przerażał. Naprawdę
przed śmiercią chciałam pokonać wewnętrzny lęk. Dzisiaj, jednak przestał robić
na mnie wrażenie. Szczerze, to wszystko straciło na wartości, gdyż cały trud
poszedł na marne. Trenowałam, prowadziłam dwa życia, ryzykowałam każdego
dnia... Nie mogę zdzierżyć faktu, że wysiłek, jaki włożyłam w jego powrót nie
ma żadnego znaczenia.
To nie trwało długo, a mój spokój został zakłócony. Światła
podjeżdżającego samochodu oświetliły moją sylwetkę. Przez pierwszy moment
chciałam się podnieść, ale zostałam na swoim miejscu. Nie miałabym nic
przeciwko śmierci. Chciałam umrzeć, ale brakowało mi odwagi, aby skoczyć z
mostu. Przybiegłam tutaj z zamiarem odebrania sobie życia. Idealne zakończenie
mojej egzystencji. Naprawiłabym to, co wcześniej zostało zepsute. Niestety
byłam tchórzem.
- Długo
masz zamiar tak leżeć na ziemi?
Podniosłam głowę, ale przez moc intensywnych świateł
zamknęłam oczy. Znałam ten głos, chociaż pierwotnie nie chciałam sobie wierzyć.
- Słyszysz,
co powiedziałem? Wstawaj.
Zgasił światła. Najpierw w oczy rzuciło mi się
srebrne Porsche, a dopiero później on. Itachi, we własnej osobie, pojawił się,
aby… Aby co?
- Wstań –
podał mi rękę.
Bez słowa skorzystałam z jego pomocy. Stanęłam
twarzą w twarz z człowiekiem, przez którego rozważałam samobójstwo. To on
doprowadził mnie do tego stanu. Powrócił, niczym Feniks z popiołów. Był taki
prawdziwy, niesamowity i przystojny. Nagle złość na niego zniknęła, a w jej
miejsce wskoczyła podejrzliwość. Będąc z nim sam na sam, odczuwałam pewnego
rodzaju dyskomfort i zakłopotanie. Chciałam go przytulić, ale ostatecznie nie
umiałam się przemóc. Było w nim coś, co mnie ewidentnie od niego odpychało.
- Co tutaj
robisz?
- Przyjechałem
porozmawiać i wiedziałem, że cię tu znajdę.
- Nie
powinieneś być z rodziną? Z Guren?
- Nie
zaczynaj – uśmiechnął się, jakby próbował mnie udobruchać. – Dobrze wiesz, że
musiałem się z tobą zobaczyć. Widziałem, jak na mnie patrzyłaś.
Zrobiłam krok w tył. Głos i wygląd przypominał
Itachiego, ale jego zachowanie było bardzo skomplikowane. W sumie sama nie
wiem, jak powinno wyglądać nasze pierwsze, długo oczekiwane spotkanie.
Zaplątałam się we własnych uczuciach i wyobrażeniach.
W moje plecy uderzył silny podmuch wiatru. Odniosłam
wrażenie, że sama natura chce nas do siebie zbliżyć. Nie pozwoliłam na to i
stawiłam opór. W odpowiedzi na swoje zachowanie, usłyszałam głośny huk
rozgniewanego nieba.
- Czemu
się ode mnie odsuwasz? Zrobiłem coś nie tak?
Człowiek miał tupet. Ignorował mnie, na moich oczach
przytulał i całował Guren, a teraz ma czelność zadawać mi takie pytanie. Co się
dzieje do cholery? Czy ja śnię?
Burza grasująca nad naszymi głowami nie ustawała.
Zawładnęła firmamentem, jakby stała się jego władcą. Cyklicznie przypominała o
sobie raz z prawej, raz lewej strony, wiecznie ubarwiając chmury jasnymi błyskami.
Może zabrzmi to dziwnie, ale miałam wrażenie, że podkreślała demoniczną stronę
Itachiego, jaką w nim dostrzegałam.
- Sakura…
- Jego uśmiech stał się bardziej szyderczy. – Co ty wyprawiasz? Nie cieszysz
się, że wróciłem? – Piorun oświetlił pozbawioną wyrazu twarz Itachiego. -
Przecież nie mogłem w domu przywitać się z tobą w odpowiedni sposób. No chyba
tęskniłaś, nie? Nie zachowuj się, jakbyś mnie w ogóle nie znała.
- Zginąłeś.
Umarłeś w moich ramionach. Mija tydzień i pojawiasz się w niewyjaśnionych
okolicznościach? Dziwisz się, że mam wątpliwości?
- Nie
zginąłem, a jedynie powróciłem do swojego ciała. Osłabiłaś kretynkę, więc
wykorzystałem jej słabość, aby wrócić. Czy to za mało? Jestem tu. Stoję przed tobą,
chociaż nienawidzę deszczu. Czego nie możesz zrozumieć? Cieszę się, że
wróciłem. Ty nie?
- Jak to
nienawidzisz deszczu?
- Od
tamtej chwili, gdy nas rozdzielono mam do niego uprzedzenia. Dziwisz się?
- To dla
mnie za dużo… - analizowałam jego najmniejszy ruch. – Nie chcę teraz rozmawiać.
Jedź do domu, do Guren, gdziekolwiek. Ja… Nie mogę być teraz obok ciebie.
- Ja nie
chcę Guren i dobrze o tym wiesz.
Chciałam zrobić kolejny krok w tył, ale złapał mnie
za przedramię i ściskając je z dużą siłą, przysunął do siebie. Musiałam
przyznać, że zadawał mi ból. Inaczej wyobrażałam sobie ten moment. Teraz, gdy
trzymał mnie w ramionach nie czułam kompletnie NIC. Ogarnęła mnie pustka.
Zazwyczaj uwielbiałam przyglądać się jego zmokniętej
do suchej nitki sylwetce, ponieważ przylegające do skóry ubrania, podkreślały
wyrzeźbione ciało. Podobało mi się to, ale nie dzisiaj. Dlaczego nie potrafiłam
poczuć tego „czegoś”? Czekałam na niego. Walczyłam, aby z nim być. Co się
stało?
- To boli.
Proszę, puść mnie.
- Właśnie
chciałem cię pocałować. Czemu zepsułaś ten moment?
- Puść
mnie. – Uparcie trzymałam się swojego zdania. – Itachi, zostaw… mnie.
- Ja
pierdole! – odepchnął mnie od siebie. – O co ci do cholery chodzi?! Nagle ci się
znudziłem?! Nie chcesz mnie?! Co jest we mnie takiego, co cię nagle odpycha?!
No, co do cholery?!
- Nie
denerwuj się.
- Nie
denerwuj?! Czy ty siebie słyszysz?! Sakura wróciłem. Wróciłem do ciebie i tego
życia. Przez rok byłem przy tobie uwięziony. Rok! Wracam, a ty nie chcesz być ze
mną?! O co ci chodzi?! Powiedz mi, o co?!
Przerażał mnie. Z każdym wypowiedzianym słowem
wpadał w coraz większą furię. Nigdy nie widziałam go takiego. Nie przypominam
sobie, aby kiedykolwiek tak łatwo można było go wyprowadzić z równowagi. I te
jego oczy… Nie dostrzegałam w nich dobroci, jakby po powrocie uszło z niego
człowieczeństwo. Może brzmi to śmiesznie, ale znałam go bardzo dobrze i nigdy
nie wydawał mi się taki sztuczny. Jakby grał, a całe otoczenie było dla niego
sceną w teatrze.
- Jestem z
Sasorim.
- Sasori? Co?!
Nie mam pojęcia, dlaczego zasłoniłam się Sasorim.
Nigdy nie traktowałam go poważnie, wręcz na samą myśl o nim brało mnie na
wymioty. Trzymałam go blisko siebie, bo miał mnie doprowadzić do Itachiego. On
był moją wskazówką i wyjściem ewakuacyjnym. Nienawidziłam go za tamto
wydarzenie na moście, ale nie mogłam dopuścić do tego, aby poznał prawdę.
- Po tym,
co nam zrobił? – kontynuował w spokojniejszym tonie. – Jesteś z nim, po tym
wszystkim, co nam zrobił?! Pieprzysz się z nim, chociaż to on zwalił mnie z
mostu?!
W panice odskoczyłam do tyłu, gdy zauważyłam przepełnione
nienawiścią, agresywne ruchy Itachiego. Nie panował nad sobą. Całkowicie tracił
kontrole.
- Pieprzysz
się z nim czy nie?! Nie potrafisz odpowiedzieć na proste pytanie, jakie ci
zadaje?!
- Itachi
uspokój się. Proszę cię, nie rozumiesz.
- Czego?!
Czego nie rozumiem?! Sasori?! Naprawdę?!
- Przestań!!!
- Ja mam
przestać!? – pogroził mi palcem. – Ja?! Jak dobrze rozumiem myślałaś, że nie
żyję i potem nagle wskoczyłaś do łóżka Saskowi?! Tak mam to rozumieć?!
- Co się z
tobą dzieje, Itachi?
Był obcym człowiekiem, istotą kompletnie mi
nieznaną. Zdenerwował się i nie przestawał krzyczeć. Naprawdę zaczynałam się go
bać.
- Ze mną?!
Dlaczego nie odpowiesz na moje pytanie, Sakura? Czy to takie trudne? Dałaś dupy
Sasoriemu, czy nie?!
Ponownie pozwoliłam zwyciężyć swojej impulsywnej części
osobowości. Otwartą dłonią zaatakowałam jego twarz. Uderzyłam najmocniej, jak
potrafiłam, bo całkowicie pogrążyłam się w nienawiści.
Co było bardziej zaskakującym zwrotem akcji? Mój
cios, czy jego? Błyskawicznie zamachnął się z wielką siłą, po czym celnie trafił
w policzek. W momencie zderzenia się jego dłoni z moją skórą, niebiosa
przemówiły wyjątkowo głośnym grzmotem. Przypominał wystrzał karabinów,
przeplatanych z hukiem detonowanej bomby. Ogłuszający, armatni, przyprawiający
o gęsią skórkę i ciarki ekscytacji, grom z jasnego nieba. Z powodu potężnej
zemsty Itachiego, upadłam na ziemię. Poczułam ciepłą ciecz, wyciekającą z
pękniętego łuku brwiowego. Ból stłumiła adrenalina.
Leżałam na asfalcie, spoglądając w oczy komuś, kogo
jeszcze wczoraj uznawałam za najbliższą mi osobę. Kochałam go i byłam gotowa
oddać życie, aby mu pomóc. Poświęciłam dla niego wszystko, a w zamian
otrzymałam zwiększoną dawkę cierpienia.
Rozbłysk kolejnego piorunu na horyzoncie, podkreślił
siłę mojej nienawiści. Nagle przestał pasować do brutalnej natury Itachiego. Połączył
się z moim gniewem, zagłuszał mój zdrowy rozsądek, wręcz emanował furią, jaka
została wewnątrz mnie uwięziona. Błyskawice zaczęły przemawiać w moim imieniu.
Krzyczały wtedy, gdy ja ledwo zdobywałam się na odwagę, aby zapełniać płuca
tlenem.
Itachi kucnął obok mnie z wielkim uśmiechem
wyrysowanym na ustach. Był z siebie dumny. Natomiast ja z przerażenia, nie
spuszczając z niego wzroku, zaczęłam cofać się na łokciach. Miałam nadzieję, że
odejdzie. Chciałam, aby zniknął.
- Następnym
razem, gdy podniesiesz na kogoś rękę zastanów się, czy ten ktoś przypadkiem ci
nie odda.
Zasłoniłam dłonią krwawiącą ranę i natychmiastowo przestałam
przejmować się łzami. Nie obchodziło mnie już, że patrzenie na mój strach sprawia
mu radość. Byłam zagubiona, przemarznięta, załamana i przerażona. To wygrywało
z dumą, jaka gdzieś się we mnie tliła.
- Sprowokowałaś
mnie – przechylił głowę. – To twoja wina. Mogłaś dać się pocałować i byłoby po
sprawie.
- Ty nie możesz
być Itachim – majaczyłam.
- Nie? –
wskazał palcem na moją ranę. – A kim? Czy ten ból, nie potwierdza mojej
autentyczności? To nie sen, Sakura.
- Nie
możesz być nim. Itachi… On… Nigdy by mnie nie skrzywdził.
- Serio
szukasz teorii spiskowych? Jestem Itachi Uchiha, człowiek, który z twojego
powodu spadł z mostu. Zmarnowałem rok czasu, a ty pieprzyłaś się z człowiekiem,
którego z całego serca nienawidzę. Myślisz, że dam sobą pomiatać? Koniec z tym
Sakura. Nie chcesz ze mną być, to nie. Nie zmuszam.
- Itachi
by mnie nie skrzywdził!!! Nie jesteś nim!!!
- Naoglądałaś
się za dużo filmów romantycznych. Życie różni się od wyobraźni.
- Coś o
tym wiem.
- Cały
czas pijesz do mnie, a sama nie jesteś lepsza. Czego się spodziewałaś? Nie
widzieliśmy się rok czasu, poznaliśmy prawdę. Chcesz ryzykować życie swoje i
rodziny? Przykro mi, ale człowiek na błędach powinien się uczyć – wyprostował
się, po czym poszedł w kierunku samochodu.
Nie zatrzymywałam go, wręcz chciałam, aby zostawił
mnie samą. Ten Itachi Uchiha był kimś innym. Stworzyłam w głowie dwie teorię,
które mogłyby wytłumaczyć jego zachowanie. Albo chce pokazać się z jak
najgorszej strony i mnie od siebie odepchnąć, albo faktycznie nie jest Itachim.
Tylko wtedy kim? Może on naprawdę się zmienił i już mnie nie kocha? Kochał mnie
w ogóle?
- Albo
wiesz co... - zawrócił. - Zanim odejdę przypomnę ci z kim sypiasz, abyś
pamiętała, o tym następnym razem, gdy wskoczysz mu do łóżka.
- Itachi,
co ty robisz?!
Widząc, jak pospiesznym krokiem idzie w moją stronę,
zerwałam się z ziemi i zaczęłam biec.
- Gdzie
biegniesz?! - złapał mnie za włosy. - Dokąd się wybierasz? Nie jesteś ciekawa,
co chce ci przypomnieć?
- Itachi
zostaw mnie! To boli! - przyciągnął mnie do siebie.
- Itachi
zostaw mnie! - powtórzył złośliwym tonem. - Tylko tyle potrafisz? Wrzeszczeć?
- To mnie
boli!
Siłą zaciągnął mnie do barierki, przez którą ponad
rok temu oboje wypadliśmy. Nieustannie ściskał moje włosy w pięści, a teraz
wykorzystując swoją przewagę, pochylił mnie do przodu.
- Patrz!
Widzisz to?!
Spoglądałam w rwącą rzekę, która popychana przez
wiatr stworzyła silny nurt. Widziałam szybko powstające kręgi na wodzie, które
znikały w zburzonych falach. Dostrzegałam odbicie piorunów szalejących nad nami
i nasze zamglone, lustrzane sylwetki.
Itachi, usłyszawszy mój niemy krzyk, użył więcej
siły, obniżając tym sposobem poziom mojego ciała. Stanęłam na palcach.
- Itachi,
co ty wyprawiasz?! - złapałam jego rękę w nadgarstku.
- Przypominam
ci naszą historię. To tutaj zaczęła się cała zabawa, prawda? Przypomnij sobie,
jak to jest się bać.
- Pamiętam!!!
- Moje stopy oderwały się od podłoża. - Itachi zrobisz mi krzywdę! Przestań!
Błagam!
Mogłam go skrzywdzić, ale nie byłam w stanie użyć
przeciwko niemu tego, czego nauczył mnie mój ojciec. „Wszystko, wszystkim” - jednak
nie zdołam skrzywdzić człowieka, którego kocham. Miałam nadzieję, że pozostała
w nim jeszcze cząstka tej osobowości, która połączyła nas razem.
- Żałosna
jesteś – płynnym ruchem popchnął mnie na chodnik. Upadłam. – Nie zrozumiem
kobiet. Myślałem, że mnie akceptujesz. Taki właśnie jestem i byłem. Zimny,
uparty, mściwy i przepełniony nienawiścią. Nic się nie zmieniło.
- Nigdy
nie byłeś taki dla mnie.
- Życie
jest brutalne.
Odchodził. Z pełnym spokojem, zadowolony z siebie,
wsiadł do swojego auta, jakby nic się nie wydarzyło. Zostawił mnie samą i choć
wcześniej tego pragnęłam, teraz nie wiedziałam, co myśleć.
Ostatni głośny huk towarzyszący burzy, rozległ się
echem po okolicy. Drżenie nieba ustało. Wraz z odjazdem Itachiego przestało
również padać, jakby matka natura chciała przekazać mi, że nastał spokój. Teraz
po całym epickim szaleństwie niebios, pozostał jedynie zapach wilgoci, gdyż
nagle zrobiło się strasznie duszno.
Miałam mętlik w głowie, ale byłam pewna jednego.
Itachi Uchiha... Itachi Uchiha wrócił.
******
2 LATA WCZEŚNIEJ
Most przy lesie
Aokigahara był dla mnie odskocznią. Uwielbiałam przychodzić w to miejsce, gdy
wszystko w koło sprawiało wrażenie abstrakcyjności i absurdalności. Nawet nie
wiem, czy powinnam łączyć ze sobą te dwa słowa, ale naprawdę tylko tutaj
umiałam się odnaleźć. Uwielbiałam patrzeć bez celu w wodę, czasami wsłuchiwać
się w dźwięki natury, a innym razem w muzykę odtwarzaną z mojego iPoda. Dziś
był dzień, w którym wolałam rozproszyć się za pomocą słuchawek.
Przerażało mnie, w
jaki sposób moje zachowanie może odbić się na stosunkach z przyjaciółmi. W
sumie domyślałam się, że najgorzej będzie z TenTen i Itachim. Kopnęłam go w
czułe miejsce, wyzwałam od dziwek i zniknęłam. Ciężko mi zrozumieć, dlaczego
tak mocno rozzłościły mnie jego słowa. Czy jestem zbyt delikatna?
Wzdrygnęłam się, gdy
poczułam cudzą dłoń na swoim barku. Z braku poczucia bezpieczeństwa, oddałam
cios w kierunku nieznajomej postaci, ale moja pięść została zatrzymana. Ulżyło
mi, gdy zauważyłam Itachiego.
- Zostań. Chcę pogadać – puścił moją pięść.
- Co tutaj robisz? – wyjęłam z uszu
słuchawki. - I skąd wiedziałeś gdzie będę?
- Jestem jasnowidzem – uśmiechnął się.
- Możesz przestać? Mógłbyś, chociaż na
kilka sekund zachowywać się normalnie?
- Często zachowuję się normalnie.
- Nie w stosunku do mnie.
- Dobra. Przepraszam – zerknął na zegarek i
zaczął kiwać głową w rytmie tykania wskazówek. – Już. Kilka sekund minęło.
Byłem normalny, więc czy teraz królewna raczy ze mną podyskutować?
- Oj, pieprz się.
- Oj?
- Itachi!!! – krzyknęłam, bo ponownie
zaczął wyprowadzać mnie z równowagi.
- Dobra. Nie denerwuj się, bo znowu oberwę
w jaja. Przyszedłem w pokoju. Nie wiem czy powinienem mieć białą flagę, abyś mi
uwierzyła, że kapituluje? Chcę zakończyć nasz spór – milczałam, dając mu pole do
popisu. Wyglądał nawet słodko, gdy starał się powstrzymywać przed sarkastycznym
tonem. – Nic nie mówisz, więc powinienem mieć flagę? – zmarszczyłam brwi, gdy
odsunął od swojego ciała spodnie i zajrzał do „środka”. – Cholera. Mam czerwone
bokserki, więc mi nie pomogą, prawda? – zerknął na mnie. – Naprawdę mam
czerwone. Patrz. – złapał kawałek materiału w palce, aby pokazać mi jego
zabarwienie.
Nie wytrzymałam i
parsknęłam śmiechem. Itachiego głupkowate zachowanie sprawiło, że oboje
przestaliśmy być spięci i zdenerwowani.
- Od kiedy tyś taki zabawny? Myślałam, że
raczej jesteś z tych sztywnych.
- Sztywnych? – zaśmiał się. – Wybacz, ale
może coś mi zrobiłaś tym kopnięciem w jaja? Jak mnie uszkodziłaś, to ci do dupy
nakopie.
- Przepraszam bardzo, ale najprawdopodobniej
uratowałam życie dziewczynie, która miałaby rodzić twoje dzieci. Współczuje
jej, więc dla pewności powinnam poprawić.
- Ej… Ej… - odsunął się ode mnie,
zasłaniając rękoma krocze. Ponownie wprawił mnie w śmiech. – Ty mi moje jurne
plemniki zostaw w spokoju.
- Jurne?
- No ja mam nadzieje, że jeszcze są jurne i
nie wpłynęłaś na ich zdrowie psychiczne. Bo ja nie wiem, czy teraz będą chciały
wyjść na światło dzienne przez szok, jaki im zaaplikowałaś.
- Szok? Wyjść? Co? – nie mogłam się
powstrzymać od śmiechu. – Robisz to specjalnie, prawda?
- Owszem, ale nigdy więcej tego nie rób.
- Spoko. I tak mnie dziwi fakt, że nie
jesteś na mnie zły.
- Zły? Za co? Zasłużyłem sobie, choć
powiedz mi lepiej, dlaczego nazwałaś mnie dziwką. To mnie interesuje.
Nastała niezręczna
cisza, której nie umiałam przebić słowem. Patrzył na mnie z ciekawością, będąc
niesamowicie cierpliwy. Zerknęłam w jego oczy i z tamtą chwilą poczułam coś
dziwnego. Znalazłam w nim coś, z czym nigdy wcześniej się nie spotkałam. Celowo
nadużywam słowa „coś”, bo nie rozgryzłam tego tamtego dnia, wręcz postanowiłam
to zignorować.
- TenTen – powiedziałam prawdę, gdyż
uznałam, że będzie najlepszym rozwiązaniem.
- TenTen?! – Ton głosu wyraźnie wskazywał
na poirytowanie. – TenTen?! – powtórzył jeszcze głośniej. – I jeszcze raz, bo
chyba czegoś nie zrozumiałem. Ten…Ten?!
Patrząc na niego
mogłabym przysiąc, że zdziwienie nie było udawane. Zachowywał się, jakby
naprawdę nie wiedział, o czym mówię.
- Itachi…
- Daj mi chwilę – uniósł palec wskazujący,
chcąc mnie uciszyć.
Wykonałam prośbę i
poczekałam. Jego noga w szale zaczęła kopać w barierkę. Przyglądając się tej
furii miałam ochotę wziąć nogi za pas. Przerażał mnie.
- Dobra już – wyprostował się, poprawiając
włosy opadające na twarz. – Boisz się mnie? – Od niechcenia pokręciłam głową. –
Po pierwsze przepraszam za mój wybuch, ale ten temat serialnie, naprawdę, jak
Boga kocham, zaczyna mnie wnerwiać. Najpierw Sasuke się o nią wypytuje, po
chwili Guren robi wojnę, a teraz ty nazywasz mnie dziwkarzem, bo TenTen. W
ogóle… TenTen! – kopnął w barierkę jeszcze raz, przez co odskoczyłam do tyłu. –
Przestań się mnie bać. Nigdy w życiu nie skrzywdziłbym kobiety. Nigdy. Wolałbym
dać sobie rękę uciąć, niż cię uderzyć.
- Rozumiem – podchodziłam do niego z lekką
rezerwą. Silniejsza część mnie kazała mu zaufać, ale kolejna zdecydowanie
prosiła o dystans.
- Cholera, ale mnie boli noga. Fuck –
poruszał nią w powietrzu, chcąc przyspieszyć rozluźnienie mięśni. – Posłuchaj mnie
uważnie – kuśtykał w moim kierunku. – Ja i TenTen to jedno wielkie
nieporozumienie. Owszem lubię ją, nie zaprzeczę, że nie. Dziewczyna jest fajna,
ale myślenie, że cokolwiek mogłoby mnie z nią łączyć jest wkurwiające! – uniósł
się przy ostatnim słowie. – Przepraszam za przekleństwo. Nie mam tego w
zwyczaju, ale to jest jakaś paranoja. Widziałaś dzisiaj? Prawie z nią nie
rozmawiałem. Tyle, co musiałem. To ona się do mnie klei, a nie ja do niej.
- Itachi.
- Jakby nie widzieli, że wszędzie za mną
łazi. Ja należę do kulturalnych gości i nie powiem jej w ryj wypierdalaj. No
kurwa gdzie ja bym śmiał jej tak powiedzieć.
- Itachi.
- Nigdy bym nie uraził kobiety, bo wy
wszystkie jesteście strasznie delikatne – kontynuował dialog, który zamienił się
w monolog. – Wiecznie wszystko chcecie, a nigdy nie patrzycie na to, czego chce
facet. Lubimy jakąś laskę to od razu musi być zdrada. Musi być, bo jakże
inaczej.
- Itachi…
- Ona jest dla mnie, jak siostra. Moja
młodsza siostrzyczka, przyjaciółka Sasuke. Jak mógłbym zrobić coś takiego bratu
i wkurwić najlepszą przyjaciółkę jego dziewczyny? No, jaki kurwa brat tak
robi?! – westchnął. - Nikt nigdy nie patrzy na to, co mam do powiedzenia… Każdy
patrzy na swoją dupę i najlepiej, to wyimaginować sobie kurwa swoje kredki i
się tego trzymać!
- Itachi! – krzyknęłam, po czym go
przytuliłam.
Intuicja.
Impulsywność. Brak racjonalnego myślenia. Niekomfortowa sytuacja. Cała ja.
„Ocknąłem
się i spostrzegłem ciemność.
Mrok pochłonął moją duszę, jakbym znalazł się w Piekle.
Nie umarłem. Ja żyję, choć nie mam pojęcia gdzie jestem.
Słyszę denerwujące kapanie wody,
jakby nieproszona wyciekała z kranu.
Próbuję sobie przypomnieć, co się stało.
Niczego nie rozumiem.
Ostatnie, co pamiętam, to jej łzy.
Łzy mojej Różowej Damy.”
Itachi Uchiha.
___________________________
Obiecuje poprawę. Przestanę pisać tak długie rozdziały.
Opowiadanie wielkimi krokami zbliża się ku końcowi.
Błędy wytykajcie, chociaż i tak za pewne wyproszę betę, aby to ze mną jeszcze raz na spokojnie przeanalizowała ....
Trzymcie się ciepło kochane robaczki. ^^
Czekam na kolejny rozdział. Przyznam ,że bardzo zaciekawiła mnie fabuła . I twoja wiedza na temat Lasu Samobójców. Przedstawiona teoria co do niego. Pozdro Czarna :DDD
OdpowiedzUsuńDzięki chociaż Las samobójców, to jedynie inspiracja :). Dużo rzeczy w opowiadaniu odstępuje od normy xD.
UsuńDzięki za komentarz :) Pozdrawiam ^^
Dlaczego wszyscy potrafią pisać długie rozdziały tylko nie ja? :( To niesprawiedliwe! I dobrze będzie jak przestaniesz pisać tak dlugie rozdziały, bo na samo przeczytanie poświęciłąm jakies pół godziny! A napisanie komentarza zajmnie mi kolejny 10 minut! I pomyśleć, że ten czas miałam poświęcić na naukę. :*
OdpowiedzUsuńKoniec o głupotach, czas na konkrety. Hm... tak, zgadzam sie z Sakurą. Itachi nie jest sobą. Szósty zmysł, intuicja, a przede wszystkim rozum mi tak mówi. I sądzę tez, że ta zołza z którą ma walczyć Saki jest w ciele Itachi'ego, a prawdziwy, no tzn. dusza prawdziewgo Itasia jest gdzieś w piekle. Uff... ujęłam to w jednym zdaniu. Mam nadzieje, że się połapałas. :P
I ta kłótnia na moście. Strasznie długa i wciągająca. I wspomnienia, też ciekawe.
Czerwone bokserki, no normalnie padłam. Moja psychika też. -.-
I... hm, Tak myslę, że Itaś zasłuzył na ten kopniak i...
NIE!!!! Koniec. Nic więcej nie napisze, bo... ten, no nauka czeka. I tak pewnie się uczyć nie będę, ale powiedzmy, że tego nie przeczytałas.
Czekam na next (troche krótszy :P)
Weny życze i pozdrawiam
Dobra biorę się za odpisywanie, bo na agonii mam lekką zaległość z odpisywaniem widzę... Więc zacznijmy...
UsuńRozdział był obszerny i wiem, że przesadziłam, ale nie chciałam niczego usuwać. Pierwszy akt dobiega końca, więc już w sumie nie dużo ci zostało ;p Mogłaś czytać na raty ^^ Może byłoby Ci łatwiej xD?
Powiem Ci, że Twoje "sądzę" jest błędne xD. Ale to dowiesz się nie długo, jednak tak czy siak Twoje domysły nie są trafne.
Kłótnia na moście specjalnie była długa, bo chociaż mogłam ją napisać w kilku zdaniach, chciałam trochę poeksperymentować, jak wszędzie z resztą i w pewien sposób nie przewijać szybko akcji xD. Przynajmniej pewnie trochę pozostała w pamięci ;p
I mam nadzieje, że naukę ogarnęłaś xD Przykro mi, że przeze mnie zmarnowałaś czas, bo wiesz... "Ucz się, ucz, bo nauka to potęgi klucz" hahaha. Brzmi jakbym się wpisywała do pamiętnika, albo cuś, ale i tak musiałam to napisać :)
I next będzie krótszy xD
Dzięki za koment i również pozdrawiam, całuje i wgl wszystkie te takie zwroty grzecznościowe xD.
[wynik dobrego humoru :)]
Ja pierdole no kurva mać!!! Co za cwelaśny system! Agrrhhh..... No usunęło mi już kurde gotowy koment! Czy Ty to, kurde matiz, czujesz?! Po prostu aż żal majty ściska -,- Zaczynam od początku i uprzedzam- może być po stokroć bardziej chaotyczny niż pierwowzór!
OdpowiedzUsuńTak więc witaj Kamyczku. Szanowna czytelniczka pozbierała myśli w kupę i może przyodziać w słowa swoją opinię.
W pierw: Whoaah! Bardzo długi i ciekawy ten rozdział- Mystery lubi takie ;D
Itaś, znaczy się ta dzika baba w szpilkach, co na moście była [ouł yeah! Poprzednim razem brzmiało to w cholerę źle xD wyszedł mi wcześniej most w szpilkach >,< a teraz jest gitness!] w jego ciele. Bo Itaś pewnie się błąka gdzieś i jakąś bitwę toczy [ooj tak, chciałabym teraz jakąś kolizję zdań i ciosów *,*]
No tego... Co to było dalej??Emmmmmmmmmm....... Wiem!
Saku. Zrozpaczona. Rly? Swoje pobudki i odczucia jednak odstawiam na bok, bo to irytujące zachowanie to kwintesencja rozdziału, nie mylę się?
Oczywiście najzajebistsza jest retrospekcja. Kurde, poczucie humoru Itasia w Twoim wykonaniu powala. I to dosłownie rozpierdziala mi donice ^^
I tak na marginesie to coś mało tu Akasiów? [brzmi bardzo podobnie do siusiów bądź siusiaczków, nie sądzisz?] Mam nadzieję, że przewidujesz z mini jakąś akcję ;D
I coś tu jeszcze miałam, ale zapomniałam -,- No cóż, trudno się mówi. Na razie to tyle, jeśli mi się przypomni [a tak będzie na bank] to Ci tu dopiszę ^^ A tymczasem erotycznych snów i co tam jeszcze chcesz ;]
Buziaki ;*;*;*
TADAM! Odpisuje Ci pizdo ;p [joke]!
UsuńI czuje Twój ból, wręcz łącze się z nim w jedność, odczuwam frustrację związaną ze wszystkim, co Ciebie boli xD.
Whoah!! xD Długi komentarz, więc będę musiała sporo odpowiadać...
SYKUJ się mała...
Zacznijmy od magicznego Itasia! Mylisz się ^^. Znaczy się moich koślawych opisów walki możesz się spodziewać, bo... Już dobiega końca, więc bez jakiejś akcji się nie obejdzie. Ale nie, nie ma w nim laski w szpilkach... Coś innego wymyśliłam ;p
Sakura musiała być taka, bo ... ogólnie znowu... Wszystko wyjdzie na jaw xD. Może trochę to za bardzo rozpisałam, a może nie, ale musiała być taka...
Akusie... Co do Akusiów to ich nie ma, bo po co xD? I tutaj zaczyna się mała zabawa, bo... Na jaką cholerę Akusie? XD hahahaha. Odpowiedzi doczekasz się tuż tuż... xD
No i jak sobie przypomnisz to dopisz, ale znając Ciebie to zapomnisz i odezwiesz się dopiero przy nowym rozdziale xD. Ale nic... Nie mam ci za złe xD.
Bleh.. Bleh... Bleh... masakra nie wiem czy nie dalam za dużo informacji, ale jak coś może dałam Ci jakieś zagadki xD. Bo jest do dupy, ale nie jest łatwo!!!!!!!
Pozdro młoda :*
O.o rozdział... Coś chyba przegapiłam...
OdpowiedzUsuńNo, ale nic. Ważne, że w końcu tu dotarłam i wow...
Wiesz... Mnie tam nie musisz przepraszać za długość rozdziału. Mi tam wszystko odpowiada. Bynajmniej mam co czytać, bo jakoś lektura "Wesela" nie jest zbyt fascynująca...
Ten wredny gościu na moście (bądźmy kulturalni i nie używajmy nieprzyzwoitych określeń :D ) to po prostu jakaś porażka, to do jasnej ciasnej na pewno nie jest Itachi. Nie wiem jaki kretyn wlazł w jego ciało, ale niech lepiej nauczy się grać, bo mu to nie wychodzi... Jak mu dam! Tak mi traktować Sakurcie. Uchiha niech lepiej się pośpieszy i szybciej toczy swoje bitwy, bo może się spóźnić i jego ciało wyląduje w pierwszym . lepszym rowie i się trochę zdziwi jak się zjawi...
Uwielbiam Cię, za te dygresje odnośnie przeszłości. Są wprost genialne i cudowne. A ten fragment z "jurnymi plemnikami" bezcenny. Czytałam go z 4 razy. Wiesz... najpierw: "CO? Czy ja dobrze przeczytałam?!", potem: "-_-", następnie: "Aaaaa...", a potem to już totalna brecha na podłodze. KOCHAM Twoje poczucie humoru.
Widzę, że na sam koniec opowiadania, zapowiada się najlepsza akcja. Nie mogę się doczekać.
Pozdrawiam i życzę weny.
Buziaki :*
"Wesela" Ci współczuje, oj bardzo mocno, bo była to dla mnie jedna z trudniejszych chyba do przetrwania lektur xD.
UsuńI chyba nie przegapiłaś rozdziału, bo się pojawiłaś w swoim czasie xD. Wiec, jakby nie patrzeć jest GIT. xD
Ble... Ble... Ble... Itachi! Wypowiadałam się wcześniej, myślisz podobnie, jak pozostali, więc... Błędną teorię masz xD. Ale to już w następnym rozdziale będzie jasne i klarowne xD.
Jurne plemniki też mnie w sumie rozbawiły, a się zastanawiałam czy trochę nie przesadzę z poczuciem humoru, bo nie chciałam zrobić z Itachiego idioty xD. Bo nim nie jest, ale ma swoje "jazdy" xD.
No i dzięki za komentarz skarbie :*
Jak zwykle uroczo się odpisywało na Twoje wypociny xD.
Pozdro ;p