sobota, 24 maja 2014

20# PRZECZUCIE

„Gdy kogoś kochasz, ufasz mu i zaczynasz go poznawać,
Wystarczy jedno spojrzenie i wiesz…
Wiesz, kiedy coś jest nie tak.”

SAKURA

     Patrzyłam w jego oczy, dostrzegając w nich swoje zdezorientowane oraz przestraszone odbicie. Nie widziałam już tego blasku, jaki niegdyś w nich gościł. To czysta, bezgraniczna ciemność, pochłaniająca moją zagubioną duszę. Po chwili zaczęłam bacznie obserwować jego dynamiczne i pewne siebie ruchy. Muszę przyznać, że dawno zapomniałam, jak brzmi Itachiego śmiech, a teraz gdy go słyszałam, jedynie wzbudzał moje podejrzenia. Było w nim coś dziwnego, czego nie potrafiłam rozgryźć. Z wyglądu był tym samym człowiekiem, ale wewnątrz stał się dla mnie zagadką. Intuicja podpowiadała mi, że to nie może się skończyć w tak błahy sposób. Po tym wszystkim, co przeszliśmy, nieakceptowalnym faktem staje się jego nagły powrót i granie roli marnotrawnego syna. Za dużo przeżyłam, aby wierzyć w bajki.

Nie da się ukryć, że zjednoczenie braci było naprawdę wzruszającym momentem, aż łza zakręciła się w oku. Przytulali się do siebie, jakby byli starym małżeństwem i nie potrafili bez siebie żyć. Cała akcja odbywała się bez słów, a ja i tak miałam wrażenie, że tym prostym sposobem nadrobili roczne zaległości w znajomości. Nie potrafię tego logicznie wytłumaczyć, ale czasem tak się zdarza. Nie widzisz swojej bratniej duszy przez pół roku, a gdy wracasz okazuje się, że wszystko jest na „swoim miejscu”.

Jeśli chodzi o mnie muszę przyznać, że byłam zniesmaczona. Ze spokojem opierałam się o futrynę drzwi, obserwując najpiękniejszą chwilę, jaka zdarzyła się od dawna. Nadszedł długo oczekiwany moment, a u mnie wystąpił całkowity brak zaangażowania. Z drugiej strony, czy w ogóle powinnam spróbować z nim porozmawiać? Itachi traktował mnie z rezerwą, nawet nie raczył zaszczycić mnie swoim spojrzeniem. Ponownie zagubiłam się we własnych przekonaniach. To, co z pozoru było dla mnie oczywiste, nagle zamieniło się w mgielną rzeczywistość.

Poczułam mocne uderzenie w bark, przez które wpadłam na komodę. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam scenę, jakiej nigdy w życiu nie powinnam oglądać na własne oczy. Guren zapłakana rzuciła się w ramiona Itachiego, a ten po chwili uspokoił ją pocałunkiem. Spoglądali sobie głęboko w oczy i posyłali uśmiechy.


"Kompletna idiotka" - pomyślałam. Byłam kretynką gotową na ślepo oddać własne życie w imię miłości, dla człowieka, którego to kompletnie nie interesowało. Tyle zamieszania i obiecanek. Tyle walki. Sprzedałam duszę Mrocznemu Hatake. Wykorzystał mnie… Itachi Uchiha zrobił ze mnie pionka.

Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Uwierzcie mi, mój poziom zażenowania sięgnął zenitu. Nie mogłam dłużej na to patrzeć, więc postanowiłam się wycofać. Nie pasowałam do tego miejsca, a dodatkowo potrzebowałam czasu, aby się zdystansować, więc z wysoko uniesioną głową wyszłam na zewnątrz. Chciałam zachować resztkę dumy.

Na dworze poczułam krople deszczu opadające na mój nos i czoło. Uniosłam do góry wzrok. Błyskawica przeszyła horyzont, ozdabiając ciemne chmury różnymi odcieniami fioletu, zamieniającego się niekiedy w płomienną czerwień. Zaledwie trzy sekundy ciszy i spokojnym otoczeniem zawładnął głośny grzmot, który swoją mocą sprawił, że ziemia się zatrzęsła. Kolejne dwie sekundy, a z chmur wyleciała ulewa. Zakryła moje łzy.

     - Jeszcze tego brakowało – mruknęłam pod nosem. – Jak zwykle musi padać.

Ostatni raz zerknęłam przez okno do wnętrza domu, aby go zobaczyć. Żywiłam nadzieję na zupełnie inny rozwój akcji. Wyobrażałam sobie, jak za mną biegnie, dogania mnie i przeprasza. Jak wszystko nagle staje się jasne, a obietnice zostają wypełnione. Przewidywalne, tanie, wyjątkowo słabe, ale dla mnie idealne zakończenie. Nie oczekiwałam fajerwerków, kwiatów, prezentów… Chciałam tylko jego. W moim mniemaniu – idealnego partnera. Miał wady, ale już zdążyłam do nich przywyknąć. Zaakceptowałam go. Pokochałam. No, ale czego się spodziewałam? Mówimy o mnie, a ja jestem dziewczyną spod pechowej gwiazdy i nic w życiu nie przychodzi do mnie z łatwością.

Itachi nieustannie zajmował się Guren i rodziną. Bańka zlepiona z marzeń właśnie pękła. Nie ma dla nas nadziei.

Powrót sławnego boksera złamał mi serce.

*****
OKOŁO 2 LATA WCZEŚNIEJ.

     - Myślałam, że z ciebie lepszy zawodnik – powiedziałam, siadając na ławce nieopodal budki z tacos.
     - Dawałem ci fory.
     - Tak – parsknęłam śmiechem. – Oczywiście, że tak. Wiadomo, że facet zawsze tak powie. Dawałem ci fory. – Nie potrafiłam przestać się z niego nabijać. – Nie ma to, jak próbować zachować resztki dumy po porażce.
     - Jesteś wredna i uprzedzona. Nie wiedziałem, że jesteś taka stereotypowa.
     - To spójrz mi w oczy i powiedz, że nie kłamiesz? Powiedz, że specjalnie się podłożyłeś, a cię przeproszę. – Nasze spojrzenia się spotkały. – Itachi? Powiesz, czy nie?
     - Widziałaś go? – Hinata pojawiła się obok nas, przerywając rozmowę.
     - Kogo? – Nie rozumiałam skąd w niej tyle entuzjazmu. – Kogo widziałam? – sprecyzowałam pytanie.

Rozejrzałam się po okolicy, która była zapełniona tłumem. Uwierzcie mi, że o tej porze, w Wesołym Miasteczku Saia, nigdy nie spotkałam pustek. Shoji, tak naprawdę było spokojnym miastem, chociaż nie należało do najmniejszych, to nie tętniło życiem i miejscami do rozrywki.

     - O kogo ci chodzi? – zaciekawiony Itachi przyłączył się do dyskusji. Zerknęłam na niego i zauważyłam, że jego wzrok bacznie inwigiluje przechodniów.
     - To nie było do ciebie – ugryzłam się w język, aby nie powiedzieć czegoś nieprzyjemnego. - O kim mówisz Hinata? – wróciłam do pytania, na które wciąż nie otrzymałam odpowiedzi. - Kogo miałam niby widzieć?

Mój wzrok zatrzymał się na rudej czuprynie wyróżniającej się z tłumu. Przez moment zamarłam i nie potrafiłam wziąć oddechu. Poczułam chłód obezwładniający moje kończyny, a w brzuchu magię tak zwanych motylków. Przełknęłam z trudem ślinę i wykrzesałam najszczerszy uśmiech, na jaki potrafiłam się zdobyć w tej chwili.

     - Yahiko? Serio? – usłyszałam uwagę Itachiego, którą puściłam mimo uszu.

Podchodził coraz bliżej, a gdy mnie dostrzegł miałam wrażenie, że rozpromieniał na mój widok. Nie spodziewałam się takiej miłej niespodzianki, w tym dość pokręconym dniu. Yahiko był moją młodzieńczą miłością. Od kiedy pamiętam zawsze się w nim podkochiwałam. Miał w sobie „coś”, czego sama nie umiałam określić. Reagowałam na niego podobnie, jak TenTen na Itachiego.

     - Cześć – przechodząc obok rzucił mi zalotne spojrzenie. Miałam wrażenie, że w ciągu tej sekundy zmieniło się całe moje życie. Zanurzyłam się w jego brązowych oczach i po prostu odpłynęłam do świata, gdzie nie było nikogo, oprócz naszej dwójki.
     - Cześć – poczułam ciepło ogarniające moje policzki. Miałam wrażenie, że się zaczerwieniłam.

Odprowadziłam go wzrokiem z nieśmiałym uśmiechem na ustach. Patrzyłam na niego tak długo, aż zniknął z pola widzenia.

     - Powtórzę jeszcze raz, bo czuję się ignorowany. Yahiko?! Czy ty wiesz, że się zamieniłaś w buraka, a on zaledwie powiedział ci „cześć”? – W zasięgu mojego wzroku pojawiła się twarz Itachiego. Nie ukrywał zdziwienia.
     - Oj, przestań – odwróciłam głowę.
     - Bujasz się w Yahiko? Ale dobre. – Jego śmiech i dziwne poczucie humoru powoli doprowadzały mnie do szału. – Yahiko… - podśmiewał się pod nosem. – Kurde, czy ty wiesz, że rude jest fałszywe? A poza tym straszny z niego leszcz. W zeszłym tygodniu tak mu wpierdzieliłem, że mógłbym przysiąc, a mało brakowało i by się popłakał.
     - Zamknij się – odburknęłam, próbując panować nad gniewem. Złościł mnie, bo trafiał w czuły punkt.
     - Ale co ciekawe… - zerknęłam na niego kątem oka z nadzieją, że przestanie się nabijać. – Ciekawe, co by wyszło z mieszanki waszych genów. Ty różowa, on rudy. Strasznie interesujące zjawisko.
     - Możesz przestać? – zapytałam przez zaciśnięte zęby.
     - Jakaś ty drażliwa. Denerwujesz się, bo obrażam twoją rudą koleżankę? Widziałaś, jak się bije? Jak baba, więc na jego miejscu zmieniłbym płeć. A dodatkowo, czy on nie bzyka wszystkiego, co popadnie? – czułam, jak zaczyna podnosić mi ciśnienie, a cały czar z niespodziewanego spotkania z Yahiko pryskał. – Chcesz załatwię ci do niego numer telefonu. Na pewno zaczyna się od zero siedemset, a później spróbowałbym dodać loser. Tak trochę po amerykańsku, ale z nim to nic…

Wstałam pogrążona w gniewie i kolanem zaatakowałam jego krocze. Starałam się być bardzo dokładna, przy czym nie szczędziłam na sile. Tym sposobem przerwałam głupkowate żarty i sprawiłam, że sam wyglądał teraz, jak „loser”. Ostatecznie bardzo szybko upadł na piasek, kuląc się z bólu.

     - I kto jest teraz frajerem, co? – uśmiechnęłam się, słysząc cichy jęk. – Dziwka – poklepałam go w bark.

Ruszyłam przed siebie, nie czekając na przyjaciół, którzy mieli przynieść nam zamówione jedzenie. Nie miałam ochoty z nimi przebywać, a w szczególności udawać, że obecność Itachiego mi pasuje. Nie ukrywam także faktu, iż ucieczka uratowała mnie przed obelgami. Moje zachowanie wymknęło się spod normy „nienormalności”, jaką zazwyczaj osiągałam. Nigdy w życiu nie skrzywdziłam nikogo fizycznie. Teraz zadziałałam impulsywnie. Zanim przemyślałam sytuację, zdecydowałam się w dość brutalny sposób go uciszyć. Denerwował mnie. Sprawiał, że najmniejsza cząsteczka w moim organizmie, miała ochotę zrobić mu krzywdę. Debil… Debil… Debil… Nic mądrzejszego nie przychodziło mi do głowy, jak o nim myślałam. Skończony kretyn, idiota, a na koniec dodałabym jeszcze: „skurwiel” – nazywajmy rzeczy po imieniu.

******
AKTUALNIE

Zamknęłam za sobą furtkę i owinęłam przemoczony sweter wokół ciała. Było mi zimno, ale nie chciałam wracać do domu. Nie byłam na to gotowa. Nie miałam sił, aby tkwić w tej wielkiej pozoracji wymyślonej przez tatę.

     - Wracajmy do domu.

Ojciec uwielbiał robić mi niespodzianki. Pojawiał się, w najmniej oczekiwanych momentach. Zanim jednak do mnie podszedł odwróciłam głowę i przetarłam łzy. Nie chciałam, aby je widział. Sakura Haruno miała być inna. Nie powinna pozwalać sobie na słabość, na płacz z powodu złamanego serca. Nie mogę znowu położyć się w łóżku i zamknąć przed światem. Powinnam się cieszyć ze szczęścia Itachiego. Osoba, która kocha powinna odpuszczać dla dobra ogółu.

     - Nie chcę wracać do domu – zrobiłam krok w tył, gdy jego dłoń dotknęła mojego ramienia. – Nie mam ochoty rozmawiać. Wybacz.
     - Wiesz, że musisz odpuścić, prawda?

Ponownie podniosłam wysoko głowę, patrząc na jaśniejące od piorunów chmury. Mrużyłam delikatnie powieki, gdy krople wody spływały z rzęs do oczu. Jego słowa uderzyły we mnie mocniej, niż złożone w całość zdarzenia z ostatniego tygodnia. „Musisz odpuścić” – Czy Sakura Haruno powinna rezygnować z miłości? Czy to takie łatwe?

     - Ja go kocham ojcze. – tłumiłam płacz. – Nie wiem czy potrafię to przekreślić.
     - Jego powrót, to nasza szansa na normalne życie. Musimy znaleźć sposób, aby przekupić Hatake i nie mieszać do tego rodziny Uchiha. Zostaliśmy sami Sakura. Całkowicie sami.

Sami… Na samo brzmienie tego słowa pokręciłam panicznie głową. Miał rację, ale nie potrafiłam się, z tym pogodzić. To za szybko na takie rozmowy. Kilka minut temu pękło mi serce. Jakim cudem mam teraz walczyć? O co? O swoją dusze? Brakuję mi motywacji, celu do realizacji.  

     - To koniec – wypowiadając te słowa spojrzałam ojcu prosto w oczy. – Koniec tego wszystkiego tato. Nie chce już walczyć. Ja… Ja… - zaśmiałam się przez łzy. – Ja nie mam, o co walczyć. O siebie? Po co? Powinnam wyjechać. Ja… Nie wierzę, że to powiem, ale… - przetarłam zlodowaciałymi palcami po policzkach, gdyż wydawało mi się, że spostrzega moje łzy. – Chcę wyjechać tato. Nie chcę tutaj być. Po prostu nie chcę.
     - Postępujesz irracjonalnie i impulsywnie. Wiem, że dopiero złamano ci serce, ale…
     - To nie tylko złamane serce, tato! Widziałeś go? On mnie nawet nie zauważył. Widziałeś, jak trzymał w ramionach Guren? Jak ją całował? – pokręcił głową. – No właśnie. Nie musiałeś na to patrzeć, a ja tak. To koniec. Ta cała walka była o niego, a on… - ponownie pokręciłam panicznie głową. – Nie mogę… Nie mogę tu teraz być. Nie chcę… Ja nie chcę teraz z nikim rozmawiać.
     - Sakura! – Krzyk mnie nie zatrzymał.
     - Zostaw mnie w spokoju!!! – zaczęłam iść w swoją stronę.
     - Sakura nie powinnaś być teraz sama!!!

Jest jedno miejsce, w którym poczuję ulgę. Przerażająca, aczkolwiek istotna dla mnie lokalizacja. Jeśli mam to skończyć, chcę iść właśnie tam.

***
WSPOMNIENIE – 369 DNI WCZEŚNIEJ

     - Widziałaś, jak go powaliłem?!

Itachi wybiegł na dach, a ja rzuciłam się mu w ramiona, jak księżniczka. Oderwał mnie od ziemi i przechylił ku sobie. Nie mogłam się powstrzymać. Pocałowałam go, jednocześnie zanurzając swoje palce w jego włosach.

Nawet deszcz nie oderwał nas od siebie. Byłam z niego dumna, cieszyłam się jego szczęściem. Stoczył finałową walkę i wygrał ostatnie w swojej karierze starcie. Otrzymał największy, najważniejszy Puchar Mistrzostw Świata. Spełnił swoje marzenie. Już ostatnie wyzwanie, jakie chciał pokonać przed wyjazdem. Teraz jesteśmy wolni, gotowi do ucieczki.

     - Byłeś niesamowity. Wiedziałam, że wygrasz – dotknęłam jego siniaka pod okiem. - W końcu wysłałam ci buziaka przed walką.
     - Wiem. Złapałem go – uśmiechnął się delikatnie i jeszcze raz mnie pocałował. - Teraz odebrałem przesyłkę osobiście.
     - Chodźmy do środka, bo się przeziębimy - chciałam zdjąć ręce z ramion Itachiego, ale mnie powstrzymał.  
     - Jeszcze nie. Zostańmy jeszcze trochę – pocałował mnie ponownie, lecz tym razem dłużej i namiętniej.
     - Wariat – stanęłam na palcach, aby pocałować siniaka pod okiem. - Szybciej się zagoi.
     - Wciąż w to wierzysz? - zaśmiał się. - To moje ostatnie rany zdobyte na ringu, więc nie musisz się już martwić.
     - Zdobyte na ringu?
     - Łapiesz mnie za słówka. Wiesz, o tym?
     - Wiem – kiwałam głową, zbliżając się do jego ust. - Ale muszę przyznać panie Uchiha – zetknęliśmy się nosami. - Wygrał pan nie tylko puchar.
     - Nie tylko? - musnęłam jego wargi. - A co jeszcze wygrałem?
     - Mnie – przestałam walczyć z pokusą i poddałam się urokowi ukochanego.


****
AKTUALNIE

Krople deszczu zderzały się z asfaltem, oddając przy okazji bardzo charakterystyczny odgłos „kapania”. Uwielbiałam taką pogodę, bo podkreślała moje uczucia, wręcz utożsamiała się ze mną, jakby rozpaczała tak samo, jak ja. Pogrążona w melancholii, leżałam w kałuży „łez” uciekających z nieba. Przyszłam na most, ponieważ mnie przerażał. Naprawdę przed śmiercią chciałam pokonać wewnętrzny lęk. Dzisiaj, jednak przestał robić na mnie wrażenie. Szczerze, to wszystko straciło na wartości, gdyż cały trud poszedł na marne. Trenowałam, prowadziłam dwa życia, ryzykowałam każdego dnia... Nie mogę zdzierżyć faktu, że wysiłek, jaki włożyłam w jego powrót nie ma żadnego znaczenia.

To nie trwało długo, a mój spokój został zakłócony. Światła podjeżdżającego samochodu oświetliły moją sylwetkę. Przez pierwszy moment chciałam się podnieść, ale zostałam na swoim miejscu. Nie miałabym nic przeciwko śmierci. Chciałam umrzeć, ale brakowało mi odwagi, aby skoczyć z mostu. Przybiegłam tutaj z zamiarem odebrania sobie życia. Idealne zakończenie mojej egzystencji. Naprawiłabym to, co wcześniej zostało zepsute. Niestety byłam tchórzem.

     - Długo masz zamiar tak leżeć na ziemi?

Podniosłam głowę, ale przez moc intensywnych świateł zamknęłam oczy. Znałam ten głos, chociaż pierwotnie nie chciałam sobie wierzyć.

     - Słyszysz, co powiedziałem? Wstawaj.

Zgasił światła. Najpierw w oczy rzuciło mi się srebrne Porsche, a dopiero później on. Itachi, we własnej osobie, pojawił się, aby… Aby co?

     - Wstań – podał mi rękę.

Bez słowa skorzystałam z jego pomocy. Stanęłam twarzą w twarz z człowiekiem, przez którego rozważałam samobójstwo. To on doprowadził mnie do tego stanu. Powrócił, niczym Feniks z popiołów. Był taki prawdziwy, niesamowity i przystojny. Nagle złość na niego zniknęła, a w jej miejsce wskoczyła podejrzliwość. Będąc z nim sam na sam, odczuwałam pewnego rodzaju dyskomfort i zakłopotanie. Chciałam go przytulić, ale ostatecznie nie umiałam się przemóc. Było w nim coś, co mnie ewidentnie od niego odpychało.

     - Co tutaj robisz?
     - Przyjechałem porozmawiać i wiedziałem, że cię tu znajdę.
     - Nie powinieneś być z rodziną? Z Guren?
     - Nie zaczynaj – uśmiechnął się, jakby próbował mnie udobruchać. – Dobrze wiesz, że musiałem się z tobą zobaczyć. Widziałem, jak na mnie patrzyłaś.

Zrobiłam krok w tył. Głos i wygląd przypominał Itachiego, ale jego zachowanie było bardzo skomplikowane. W sumie sama nie wiem, jak powinno wyglądać nasze pierwsze, długo oczekiwane spotkanie. Zaplątałam się we własnych uczuciach i wyobrażeniach.

W moje plecy uderzył silny podmuch wiatru. Odniosłam wrażenie, że sama natura chce nas do siebie zbliżyć. Nie pozwoliłam na to i stawiłam opór. W odpowiedzi na swoje zachowanie, usłyszałam głośny huk rozgniewanego nieba.

     - Czemu się ode mnie odsuwasz? Zrobiłem coś nie tak?

Człowiek miał tupet. Ignorował mnie, na moich oczach przytulał i całował Guren, a teraz ma czelność zadawać mi takie pytanie. Co się dzieje do cholery? Czy ja śnię?

Burza grasująca nad naszymi głowami nie ustawała. Zawładnęła firmamentem, jakby stała się jego władcą. Cyklicznie przypominała o sobie raz z prawej, raz lewej strony, wiecznie ubarwiając chmury jasnymi błyskami. Może zabrzmi to dziwnie, ale miałam wrażenie, że podkreślała demoniczną stronę Itachiego, jaką w nim dostrzegałam.

     - Sakura… - Jego uśmiech stał się bardziej szyderczy. – Co ty wyprawiasz? Nie cieszysz się, że wróciłem? – Piorun oświetlił pozbawioną wyrazu twarz Itachiego. - Przecież nie mogłem w domu przywitać się z tobą w odpowiedni sposób. No chyba tęskniłaś, nie? Nie zachowuj się, jakbyś mnie w ogóle nie znała.
     - Zginąłeś. Umarłeś w moich ramionach. Mija tydzień i pojawiasz się w niewyjaśnionych okolicznościach? Dziwisz się, że mam wątpliwości?
     - Nie zginąłem, a jedynie powróciłem do swojego ciała. Osłabiłaś kretynkę, więc wykorzystałem jej słabość, aby wrócić. Czy to za mało? Jestem tu. Stoję przed tobą, chociaż nienawidzę deszczu. Czego nie możesz zrozumieć? Cieszę się, że wróciłem. Ty nie?
     - Jak to nienawidzisz deszczu?
     - Od tamtej chwili, gdy nas rozdzielono mam do niego uprzedzenia. Dziwisz się?
     - To dla mnie za dużo… - analizowałam jego najmniejszy ruch. – Nie chcę teraz rozmawiać. Jedź do domu, do Guren, gdziekolwiek. Ja… Nie mogę być teraz obok ciebie.
     - Ja nie chcę Guren i dobrze o tym wiesz.

Chciałam zrobić kolejny krok w tył, ale złapał mnie za przedramię i ściskając je z dużą siłą, przysunął do siebie. Musiałam przyznać, że zadawał mi ból. Inaczej wyobrażałam sobie ten moment. Teraz, gdy trzymał mnie w ramionach nie czułam kompletnie NIC. Ogarnęła mnie pustka.

Zazwyczaj uwielbiałam przyglądać się jego zmokniętej do suchej nitki sylwetce, ponieważ przylegające do skóry ubrania, podkreślały wyrzeźbione ciało. Podobało mi się to, ale nie dzisiaj. Dlaczego nie potrafiłam poczuć tego „czegoś”? Czekałam na niego. Walczyłam, aby z nim być. Co się stało?

     - To boli. Proszę, puść mnie.
     - Właśnie chciałem cię pocałować. Czemu zepsułaś ten moment?
     - Puść mnie. – Uparcie trzymałam się swojego zdania. – Itachi, zostaw… mnie.
     - Ja pierdole! – odepchnął mnie od siebie. – O co ci do cholery chodzi?! Nagle ci się znudziłem?! Nie chcesz mnie?! Co jest we mnie takiego, co cię nagle odpycha?! No, co do cholery?!
     - Nie denerwuj się.
     - Nie denerwuj?! Czy ty siebie słyszysz?! Sakura wróciłem. Wróciłem do ciebie i tego życia. Przez rok byłem przy tobie uwięziony. Rok! Wracam, a ty nie chcesz być ze mną?! O co ci chodzi?! Powiedz mi, o co?!

Przerażał mnie. Z każdym wypowiedzianym słowem wpadał w coraz większą furię. Nigdy nie widziałam go takiego. Nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek tak łatwo można było go wyprowadzić z równowagi. I te jego oczy… Nie dostrzegałam w nich dobroci, jakby po powrocie uszło z niego człowieczeństwo. Może brzmi to śmiesznie, ale znałam go bardzo dobrze i nigdy nie wydawał mi się taki sztuczny. Jakby grał, a całe otoczenie było dla niego sceną w teatrze.

     - Jestem z Sasorim.
     - Sasori? Co?!

Nie mam pojęcia, dlaczego zasłoniłam się Sasorim. Nigdy nie traktowałam go poważnie, wręcz na samą myśl o nim brało mnie na wymioty. Trzymałam go blisko siebie, bo miał mnie doprowadzić do Itachiego. On był moją wskazówką i wyjściem ewakuacyjnym. Nienawidziłam go za tamto wydarzenie na moście, ale nie mogłam dopuścić do tego, aby poznał prawdę.

     - Po tym, co nam zrobił? – kontynuował w spokojniejszym tonie. – Jesteś z nim, po tym wszystkim, co nam zrobił?! Pieprzysz się z nim, chociaż to on zwalił mnie z mostu?!

W panice odskoczyłam do tyłu, gdy zauważyłam przepełnione nienawiścią, agresywne ruchy Itachiego. Nie panował nad sobą. Całkowicie tracił kontrole.

     - Pieprzysz się z nim czy nie?! Nie potrafisz odpowiedzieć na proste pytanie, jakie ci zadaje?!
     - Itachi uspokój się. Proszę cię, nie rozumiesz.
     - Czego?! Czego nie rozumiem?! Sasori?! Naprawdę?!
     - Przestań!!!
     - Ja mam przestać!? – pogroził mi palcem. – Ja?! Jak dobrze rozumiem myślałaś, że nie żyję i potem nagle wskoczyłaś do łóżka Saskowi?! Tak mam to rozumieć?!
     - Co się z tobą dzieje, Itachi?

Był obcym człowiekiem, istotą kompletnie mi nieznaną. Zdenerwował się i nie przestawał krzyczeć. Naprawdę zaczynałam się go bać.

     - Ze mną?! Dlaczego nie odpowiesz na moje pytanie, Sakura? Czy to takie trudne? Dałaś dupy Sasoriemu, czy nie?!

Ponownie pozwoliłam zwyciężyć swojej impulsywnej części osobowości. Otwartą dłonią zaatakowałam jego twarz. Uderzyłam najmocniej, jak potrafiłam, bo całkowicie pogrążyłam się w nienawiści.

Co było bardziej zaskakującym zwrotem akcji? Mój cios, czy jego? Błyskawicznie zamachnął się z wielką siłą, po czym celnie trafił w policzek. W momencie zderzenia się jego dłoni z moją skórą, niebiosa przemówiły wyjątkowo głośnym grzmotem. Przypominał wystrzał karabinów, przeplatanych z hukiem detonowanej bomby. Ogłuszający, armatni, przyprawiający o gęsią skórkę i ciarki ekscytacji, grom z jasnego nieba. Z powodu potężnej zemsty Itachiego, upadłam na ziemię. Poczułam ciepłą ciecz, wyciekającą z pękniętego łuku brwiowego. Ból stłumiła adrenalina.

Leżałam na asfalcie, spoglądając w oczy komuś, kogo jeszcze wczoraj uznawałam za najbliższą mi osobę. Kochałam go i byłam gotowa oddać życie, aby mu pomóc. Poświęciłam dla niego wszystko, a w zamian otrzymałam zwiększoną dawkę cierpienia.

Rozbłysk kolejnego piorunu na horyzoncie, podkreślił siłę mojej nienawiści. Nagle przestał pasować do brutalnej natury Itachiego. Połączył się z moim gniewem, zagłuszał mój zdrowy rozsądek, wręcz emanował furią, jaka została wewnątrz mnie uwięziona. Błyskawice zaczęły przemawiać w moim imieniu. Krzyczały wtedy, gdy ja ledwo zdobywałam się na odwagę, aby zapełniać płuca tlenem.

Itachi kucnął obok mnie z wielkim uśmiechem wyrysowanym na ustach. Był z siebie dumny. Natomiast ja z przerażenia, nie spuszczając z niego wzroku, zaczęłam cofać się na łokciach. Miałam nadzieję, że odejdzie. Chciałam, aby zniknął.

     - Następnym razem, gdy podniesiesz na kogoś rękę zastanów się, czy ten ktoś przypadkiem ci nie odda.

Zasłoniłam dłonią krwawiącą ranę i natychmiastowo przestałam przejmować się łzami. Nie obchodziło mnie już, że patrzenie na mój strach sprawia mu radość. Byłam zagubiona, przemarznięta, załamana i przerażona. To wygrywało z dumą, jaka gdzieś się we mnie tliła.

     - Sprowokowałaś mnie – przechylił głowę. – To twoja wina. Mogłaś dać się pocałować i byłoby po sprawie.
     - Ty nie możesz być Itachim – majaczyłam.
     - Nie? – wskazał palcem na moją ranę. – A kim? Czy ten ból, nie potwierdza mojej autentyczności? To nie sen, Sakura.
     - Nie możesz być nim. Itachi… On… Nigdy by mnie nie skrzywdził.
     - Serio szukasz teorii spiskowych? Jestem Itachi Uchiha, człowiek, który z twojego powodu spadł z mostu. Zmarnowałem rok czasu, a ty pieprzyłaś się z człowiekiem, którego z całego serca nienawidzę. Myślisz, że dam sobą pomiatać? Koniec z tym Sakura. Nie chcesz ze mną być, to nie. Nie zmuszam.
     - Itachi by mnie nie skrzywdził!!! Nie jesteś nim!!!
     - Naoglądałaś się za dużo filmów romantycznych. Życie różni się od wyobraźni.
     - Coś o tym wiem.
     - Cały czas pijesz do mnie, a sama nie jesteś lepsza. Czego się spodziewałaś? Nie widzieliśmy się rok czasu, poznaliśmy prawdę. Chcesz ryzykować życie swoje i rodziny? Przykro mi, ale człowiek na błędach powinien się uczyć – wyprostował się, po czym poszedł w kierunku samochodu.

Nie zatrzymywałam go, wręcz chciałam, aby zostawił mnie samą. Ten Itachi Uchiha był kimś innym. Stworzyłam w głowie dwie teorię, które mogłyby wytłumaczyć jego zachowanie. Albo chce pokazać się z jak najgorszej strony i mnie od siebie odepchnąć, albo faktycznie nie jest Itachim. Tylko wtedy kim? Może on naprawdę się zmienił i już mnie nie kocha? Kochał mnie w ogóle?

     - Albo wiesz co... - zawrócił. - Zanim odejdę przypomnę ci z kim sypiasz, abyś pamiętała, o tym następnym razem, gdy wskoczysz mu do łóżka.
     - Itachi, co ty robisz?!

Widząc, jak pospiesznym krokiem idzie w moją stronę, zerwałam się z ziemi i zaczęłam biec.

     - Gdzie biegniesz?! - złapał mnie za włosy. - Dokąd się wybierasz? Nie jesteś ciekawa, co chce ci przypomnieć?
     - Itachi zostaw mnie! To boli! - przyciągnął mnie do siebie.
     - Itachi zostaw mnie! - powtórzył złośliwym tonem. - Tylko tyle potrafisz? Wrzeszczeć?
     - To mnie boli!

Siłą zaciągnął mnie do barierki, przez którą ponad rok temu oboje wypadliśmy. Nieustannie ściskał moje włosy w pięści, a teraz wykorzystując swoją przewagę, pochylił mnie do przodu.

     - Patrz! Widzisz to?!

Spoglądałam w rwącą rzekę, która popychana przez wiatr stworzyła silny nurt. Widziałam szybko powstające kręgi na wodzie, które znikały w zburzonych falach. Dostrzegałam odbicie piorunów szalejących nad nami i nasze zamglone, lustrzane sylwetki.

Itachi, usłyszawszy mój niemy krzyk, użył więcej siły, obniżając tym sposobem poziom mojego ciała. Stanęłam na palcach.

     - Itachi, co ty wyprawiasz?! - złapałam jego rękę w nadgarstku.
     - Przypominam ci naszą historię. To tutaj zaczęła się cała zabawa, prawda? Przypomnij sobie, jak to jest się bać.
     - Pamiętam!!! - Moje stopy oderwały się od podłoża. - Itachi zrobisz mi krzywdę! Przestań! Błagam!

Mogłam go skrzywdzić, ale nie byłam w stanie użyć przeciwko niemu tego, czego nauczył mnie mój ojciec. „Wszystko, wszystkim” - jednak nie zdołam skrzywdzić człowieka, którego kocham. Miałam nadzieję, że pozostała w nim jeszcze cząstka tej osobowości, która połączyła nas razem.

     - Żałosna jesteś – płynnym ruchem popchnął mnie na chodnik. Upadłam. – Nie zrozumiem kobiet. Myślałem, że mnie akceptujesz. Taki właśnie jestem i byłem. Zimny, uparty, mściwy i przepełniony nienawiścią. Nic się nie zmieniło.
     - Nigdy nie byłeś taki dla mnie.
     - Życie jest brutalne.

Odchodził. Z pełnym spokojem, zadowolony z siebie, wsiadł do swojego auta, jakby nic się nie wydarzyło. Zostawił mnie samą i choć wcześniej tego pragnęłam, teraz nie wiedziałam, co myśleć.

Ostatni głośny huk towarzyszący burzy, rozległ się echem po okolicy. Drżenie nieba ustało. Wraz z odjazdem Itachiego przestało również padać, jakby matka natura chciała przekazać mi, że nastał spokój. Teraz po całym epickim szaleństwie niebios, pozostał jedynie zapach wilgoci, gdyż nagle zrobiło się strasznie duszno.

Miałam mętlik w głowie, ale byłam pewna jednego.
Itachi Uchiha... Itachi Uchiha wrócił.

******
2 LATA WCZEŚNIEJ

Most przy lesie Aokigahara był dla mnie odskocznią. Uwielbiałam przychodzić w to miejsce, gdy wszystko w koło sprawiało wrażenie abstrakcyjności i absurdalności. Nawet nie wiem, czy powinnam łączyć ze sobą te dwa słowa, ale naprawdę tylko tutaj umiałam się odnaleźć. Uwielbiałam patrzeć bez celu w wodę, czasami wsłuchiwać się w dźwięki natury, a innym razem w muzykę odtwarzaną z mojego iPoda. Dziś był dzień, w którym wolałam rozproszyć się za pomocą słuchawek.

Przerażało mnie, w jaki sposób moje zachowanie może odbić się na stosunkach z przyjaciółmi. W sumie domyślałam się, że najgorzej będzie z TenTen i Itachim. Kopnęłam go w czułe miejsce, wyzwałam od dziwek i zniknęłam. Ciężko mi zrozumieć, dlaczego tak mocno rozzłościły mnie jego słowa. Czy jestem zbyt delikatna? 

Wzdrygnęłam się, gdy poczułam cudzą dłoń na swoim barku. Z braku poczucia bezpieczeństwa, oddałam cios w kierunku nieznajomej postaci, ale moja pięść została zatrzymana. Ulżyło mi, gdy zauważyłam Itachiego.

     - Zostań. Chcę pogadać – puścił moją pięść.
     - Co tutaj robisz? – wyjęłam z uszu słuchawki. - I skąd wiedziałeś gdzie będę?
     - Jestem jasnowidzem – uśmiechnął się.
     - Możesz przestać? Mógłbyś, chociaż na kilka sekund zachowywać się normalnie?
     - Często zachowuję się normalnie.
     - Nie w stosunku do mnie.
     - Dobra. Przepraszam – zerknął na zegarek i zaczął kiwać głową w rytmie tykania wskazówek. – Już. Kilka sekund minęło. Byłem normalny, więc czy teraz królewna raczy ze mną podyskutować?
     - Oj, pieprz się.
     - Oj?
     - Itachi!!! – krzyknęłam, bo ponownie zaczął wyprowadzać mnie z równowagi.
     - Dobra. Nie denerwuj się, bo znowu oberwę w jaja. Przyszedłem w pokoju. Nie wiem czy powinienem mieć białą flagę, abyś mi uwierzyła, że kapituluje? Chcę zakończyć nasz spór – milczałam, dając mu pole do popisu. Wyglądał nawet słodko, gdy starał się powstrzymywać przed sarkastycznym tonem. – Nic nie mówisz, więc powinienem mieć flagę? – zmarszczyłam brwi, gdy odsunął od swojego ciała spodnie i zajrzał do „środka”. – Cholera. Mam czerwone bokserki, więc mi nie pomogą, prawda? – zerknął na mnie. – Naprawdę mam czerwone. Patrz. – złapał kawałek materiału w palce, aby pokazać mi jego zabarwienie.

Nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem. Itachiego głupkowate zachowanie sprawiło, że oboje przestaliśmy być spięci i zdenerwowani.

     - Od kiedy tyś taki zabawny? Myślałam, że raczej jesteś z tych sztywnych.
     - Sztywnych? – zaśmiał się. – Wybacz, ale może coś mi zrobiłaś tym kopnięciem w jaja? Jak mnie uszkodziłaś, to ci do dupy nakopie.
     - Przepraszam bardzo, ale najprawdopodobniej uratowałam życie dziewczynie, która miałaby rodzić twoje dzieci. Współczuje jej, więc dla pewności powinnam poprawić.
     - Ej… Ej… - odsunął się ode mnie, zasłaniając rękoma krocze. Ponownie wprawił mnie w śmiech. – Ty mi moje jurne plemniki zostaw w spokoju.
     - Jurne?
     - No ja mam nadzieje, że jeszcze są jurne i nie wpłynęłaś na ich zdrowie psychiczne. Bo ja nie wiem, czy teraz będą chciały wyjść na światło dzienne przez szok, jaki im zaaplikowałaś.
     - Szok? Wyjść? Co? – nie mogłam się powstrzymać od śmiechu. – Robisz to specjalnie, prawda?
     - Owszem, ale nigdy więcej tego nie rób.
     - Spoko. I tak mnie dziwi fakt, że nie jesteś na mnie zły.
     - Zły? Za co? Zasłużyłem sobie, choć powiedz mi lepiej, dlaczego nazwałaś mnie dziwką. To mnie interesuje.

Nastała niezręczna cisza, której nie umiałam przebić słowem. Patrzył na mnie z ciekawością, będąc niesamowicie cierpliwy. Zerknęłam w jego oczy i z tamtą chwilą poczułam coś dziwnego. Znalazłam w nim coś, z czym nigdy wcześniej się nie spotkałam. Celowo nadużywam słowa „coś”, bo nie rozgryzłam tego tamtego dnia, wręcz postanowiłam to zignorować.

     - TenTen – powiedziałam prawdę, gdyż uznałam, że będzie najlepszym rozwiązaniem.
     - TenTen?! – Ton głosu wyraźnie wskazywał na poirytowanie. – TenTen?! – powtórzył jeszcze głośniej. – I jeszcze raz, bo chyba czegoś nie zrozumiałem. Ten…Ten?!

Patrząc na niego mogłabym przysiąc, że zdziwienie nie było udawane. Zachowywał się, jakby naprawdę nie wiedział, o czym mówię.

     - Itachi…
     - Daj mi chwilę – uniósł palec wskazujący, chcąc mnie uciszyć.

Wykonałam prośbę i poczekałam. Jego noga w szale zaczęła kopać w barierkę. Przyglądając się tej furii miałam ochotę wziąć nogi za pas. Przerażał mnie.

     - Dobra już – wyprostował się, poprawiając włosy opadające na twarz. – Boisz się mnie? – Od niechcenia pokręciłam głową. – Po pierwsze przepraszam za mój wybuch, ale ten temat serialnie, naprawdę, jak Boga kocham, zaczyna mnie wnerwiać. Najpierw Sasuke się o nią wypytuje, po chwili Guren robi wojnę, a teraz ty nazywasz mnie dziwkarzem, bo TenTen. W ogóle… TenTen! – kopnął w barierkę jeszcze raz, przez co odskoczyłam do tyłu. – Przestań się mnie bać. Nigdy w życiu nie skrzywdziłbym kobiety. Nigdy. Wolałbym dać sobie rękę uciąć, niż cię uderzyć.
     - Rozumiem – podchodziłam do niego z lekką rezerwą. Silniejsza część mnie kazała mu zaufać, ale kolejna zdecydowanie prosiła o dystans.
     - Cholera, ale mnie boli noga. Fuck – poruszał nią w powietrzu, chcąc przyspieszyć rozluźnienie mięśni. – Posłuchaj mnie uważnie – kuśtykał w moim kierunku. – Ja i TenTen to jedno wielkie nieporozumienie. Owszem lubię ją, nie zaprzeczę, że nie. Dziewczyna jest fajna, ale myślenie, że cokolwiek mogłoby mnie z nią łączyć jest wkurwiające! – uniósł się przy ostatnim słowie. – Przepraszam za przekleństwo. Nie mam tego w zwyczaju, ale to jest jakaś paranoja. Widziałaś dzisiaj? Prawie z nią nie rozmawiałem. Tyle, co musiałem. To ona się do mnie klei, a nie ja do niej.
     - Itachi.
     - Jakby nie widzieli, że wszędzie za mną łazi. Ja należę do kulturalnych gości i nie powiem jej w ryj wypierdalaj. No kurwa gdzie ja bym śmiał jej tak powiedzieć.
     - Itachi.
     - Nigdy bym nie uraził kobiety, bo wy wszystkie jesteście strasznie delikatne – kontynuował dialog, który zamienił się w monolog. – Wiecznie wszystko chcecie, a nigdy nie patrzycie na to, czego chce facet. Lubimy jakąś laskę to od razu musi być zdrada. Musi być, bo jakże inaczej.
     - Itachi…
     - Ona jest dla mnie, jak siostra. Moja młodsza siostrzyczka, przyjaciółka Sasuke. Jak mógłbym zrobić coś takiego bratu i wkurwić najlepszą przyjaciółkę jego dziewczyny? No, jaki kurwa brat tak robi?! – westchnął. - Nikt nigdy nie patrzy na to, co mam do powiedzenia… Każdy patrzy na swoją dupę i najlepiej, to wyimaginować sobie kurwa swoje kredki i się tego trzymać!
     - Itachi! – krzyknęłam, po czym go przytuliłam.

Intuicja. Impulsywność. Brak racjonalnego myślenia. Niekomfortowa sytuacja. Cała ja.

 „Ocknąłem się i spostrzegłem ciemność.
Mrok pochłonął moją duszę, jakbym znalazł się w Piekle.
Nie umarłem. Ja żyję, choć nie mam pojęcia gdzie jestem.
Słyszę denerwujące kapanie wody,
jakby nieproszona wyciekała z kranu.
Próbuję sobie przypomnieć, co się stało.
Niczego nie rozumiem.
Ostatnie, co pamiętam, to jej łzy.
Łzy mojej Różowej Damy.”

Itachi Uchiha.

___________________________

Obiecuje poprawę. Przestanę pisać tak długie rozdziały. 
Opowiadanie wielkimi krokami  zbliża się ku końcowi.
Błędy wytykajcie, chociaż i tak za pewne wyproszę betę, aby to ze mną jeszcze raz na spokojnie przeanalizowała .... 
Trzymcie się ciepło kochane robaczki. ^^

8 komentarzy:

  1. Czekam na kolejny rozdział. Przyznam ,że bardzo zaciekawiła mnie fabuła . I twoja wiedza na temat Lasu Samobójców. Przedstawiona teoria co do niego. Pozdro Czarna :DDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki chociaż Las samobójców, to jedynie inspiracja :). Dużo rzeczy w opowiadaniu odstępuje od normy xD.

      Dzięki za komentarz :) Pozdrawiam ^^

      Usuń
  2. Dlaczego wszyscy potrafią pisać długie rozdziały tylko nie ja? :( To niesprawiedliwe! I dobrze będzie jak przestaniesz pisać tak dlugie rozdziały, bo na samo przeczytanie poświęciłąm jakies pół godziny! A napisanie komentarza zajmnie mi kolejny 10 minut! I pomyśleć, że ten czas miałam poświęcić na naukę. :*

    Koniec o głupotach, czas na konkrety. Hm... tak, zgadzam sie z Sakurą. Itachi nie jest sobą. Szósty zmysł, intuicja, a przede wszystkim rozum mi tak mówi. I sądzę tez, że ta zołza z którą ma walczyć Saki jest w ciele Itachi'ego, a prawdziwy, no tzn. dusza prawdziewgo Itasia jest gdzieś w piekle. Uff... ujęłam to w jednym zdaniu. Mam nadzieje, że się połapałas. :P

    I ta kłótnia na moście. Strasznie długa i wciągająca. I wspomnienia, też ciekawe.
    Czerwone bokserki, no normalnie padłam. Moja psychika też. -.-
    I... hm, Tak myslę, że Itaś zasłuzył na ten kopniak i...
    NIE!!!! Koniec. Nic więcej nie napisze, bo... ten, no nauka czeka. I tak pewnie się uczyć nie będę, ale powiedzmy, że tego nie przeczytałas.

    Czekam na next (troche krótszy :P)
    Weny życze i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra biorę się za odpisywanie, bo na agonii mam lekką zaległość z odpisywaniem widzę... Więc zacznijmy...

      Rozdział był obszerny i wiem, że przesadziłam, ale nie chciałam niczego usuwać. Pierwszy akt dobiega końca, więc już w sumie nie dużo ci zostało ;p Mogłaś czytać na raty ^^ Może byłoby Ci łatwiej xD?

      Powiem Ci, że Twoje "sądzę" jest błędne xD. Ale to dowiesz się nie długo, jednak tak czy siak Twoje domysły nie są trafne.

      Kłótnia na moście specjalnie była długa, bo chociaż mogłam ją napisać w kilku zdaniach, chciałam trochę poeksperymentować, jak wszędzie z resztą i w pewien sposób nie przewijać szybko akcji xD. Przynajmniej pewnie trochę pozostała w pamięci ;p

      I mam nadzieje, że naukę ogarnęłaś xD Przykro mi, że przeze mnie zmarnowałaś czas, bo wiesz... "Ucz się, ucz, bo nauka to potęgi klucz" hahaha. Brzmi jakbym się wpisywała do pamiętnika, albo cuś, ale i tak musiałam to napisać :)

      I next będzie krótszy xD
      Dzięki za koment i również pozdrawiam, całuje i wgl wszystkie te takie zwroty grzecznościowe xD.

      [wynik dobrego humoru :)]

      Usuń
  3. Ja pierdole no kurva mać!!! Co za cwelaśny system! Agrrhhh..... No usunęło mi już kurde gotowy koment! Czy Ty to, kurde matiz, czujesz?! Po prostu aż żal majty ściska -,- Zaczynam od początku i uprzedzam- może być po stokroć bardziej chaotyczny niż pierwowzór!

    Tak więc witaj Kamyczku. Szanowna czytelniczka pozbierała myśli w kupę i może przyodziać w słowa swoją opinię.

    W pierw: Whoaah! Bardzo długi i ciekawy ten rozdział- Mystery lubi takie ;D

    Itaś, znaczy się ta dzika baba w szpilkach, co na moście była [ouł yeah! Poprzednim razem brzmiało to w cholerę źle xD wyszedł mi wcześniej most w szpilkach >,< a teraz jest gitness!] w jego ciele. Bo Itaś pewnie się błąka gdzieś i jakąś bitwę toczy [ooj tak, chciałabym teraz jakąś kolizję zdań i ciosów *,*]

    No tego... Co to było dalej??Emmmmmmmmmm....... Wiem!

    Saku. Zrozpaczona. Rly? Swoje pobudki i odczucia jednak odstawiam na bok, bo to irytujące zachowanie to kwintesencja rozdziału, nie mylę się?

    Oczywiście najzajebistsza jest retrospekcja. Kurde, poczucie humoru Itasia w Twoim wykonaniu powala. I to dosłownie rozpierdziala mi donice ^^

    I tak na marginesie to coś mało tu Akasiów? [brzmi bardzo podobnie do siusiów bądź siusiaczków, nie sądzisz?] Mam nadzieję, że przewidujesz z mini jakąś akcję ;D

    I coś tu jeszcze miałam, ale zapomniałam -,- No cóż, trudno się mówi. Na razie to tyle, jeśli mi się przypomni [a tak będzie na bank] to Ci tu dopiszę ^^ A tymczasem erotycznych snów i co tam jeszcze chcesz ;]

    Buziaki ;*;*;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. TADAM! Odpisuje Ci pizdo ;p [joke]!
      I czuje Twój ból, wręcz łącze się z nim w jedność, odczuwam frustrację związaną ze wszystkim, co Ciebie boli xD.

      Whoah!! xD Długi komentarz, więc będę musiała sporo odpowiadać...

      SYKUJ się mała...

      Zacznijmy od magicznego Itasia! Mylisz się ^^. Znaczy się moich koślawych opisów walki możesz się spodziewać, bo... Już dobiega końca, więc bez jakiejś akcji się nie obejdzie. Ale nie, nie ma w nim laski w szpilkach... Coś innego wymyśliłam ;p

      Sakura musiała być taka, bo ... ogólnie znowu... Wszystko wyjdzie na jaw xD. Może trochę to za bardzo rozpisałam, a może nie, ale musiała być taka...

      Akusie... Co do Akusiów to ich nie ma, bo po co xD? I tutaj zaczyna się mała zabawa, bo... Na jaką cholerę Akusie? XD hahahaha. Odpowiedzi doczekasz się tuż tuż... xD

      No i jak sobie przypomnisz to dopisz, ale znając Ciebie to zapomnisz i odezwiesz się dopiero przy nowym rozdziale xD. Ale nic... Nie mam ci za złe xD.

      Bleh.. Bleh... Bleh... masakra nie wiem czy nie dalam za dużo informacji, ale jak coś może dałam Ci jakieś zagadki xD. Bo jest do dupy, ale nie jest łatwo!!!!!!!

      Pozdro młoda :*

      Usuń
  4. O.o rozdział... Coś chyba przegapiłam...
    No, ale nic. Ważne, że w końcu tu dotarłam i wow...

    Wiesz... Mnie tam nie musisz przepraszać za długość rozdziału. Mi tam wszystko odpowiada. Bynajmniej mam co czytać, bo jakoś lektura "Wesela" nie jest zbyt fascynująca...

    Ten wredny gościu na moście (bądźmy kulturalni i nie używajmy nieprzyzwoitych określeń :D ) to po prostu jakaś porażka, to do jasnej ciasnej na pewno nie jest Itachi. Nie wiem jaki kretyn wlazł w jego ciało, ale niech lepiej nauczy się grać, bo mu to nie wychodzi... Jak mu dam! Tak mi traktować Sakurcie. Uchiha niech lepiej się pośpieszy i szybciej toczy swoje bitwy, bo może się spóźnić i jego ciało wyląduje w pierwszym . lepszym rowie i się trochę zdziwi jak się zjawi...

    Uwielbiam Cię, za te dygresje odnośnie przeszłości. Są wprost genialne i cudowne. A ten fragment z "jurnymi plemnikami" bezcenny. Czytałam go z 4 razy. Wiesz... najpierw: "CO? Czy ja dobrze przeczytałam?!", potem: "-_-", następnie: "Aaaaa...", a potem to już totalna brecha na podłodze. KOCHAM Twoje poczucie humoru.

    Widzę, że na sam koniec opowiadania, zapowiada się najlepsza akcja. Nie mogę się doczekać.

    Pozdrawiam i życzę weny.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Wesela" Ci współczuje, oj bardzo mocno, bo była to dla mnie jedna z trudniejszych chyba do przetrwania lektur xD.

      I chyba nie przegapiłaś rozdziału, bo się pojawiłaś w swoim czasie xD. Wiec, jakby nie patrzeć jest GIT. xD

      Ble... Ble... Ble... Itachi! Wypowiadałam się wcześniej, myślisz podobnie, jak pozostali, więc... Błędną teorię masz xD. Ale to już w następnym rozdziale będzie jasne i klarowne xD.

      Jurne plemniki też mnie w sumie rozbawiły, a się zastanawiałam czy trochę nie przesadzę z poczuciem humoru, bo nie chciałam zrobić z Itachiego idioty xD. Bo nim nie jest, ale ma swoje "jazdy" xD.

      No i dzięki za komentarz skarbie :*
      Jak zwykle uroczo się odpisywało na Twoje wypociny xD.
      Pozdro ;p

      Usuń