TYDZIEŃ
PÓŹNIEJ
SAKURA
W momencie,
gdy go straciłam utkwiłam w paranoi. Stałam się zbyteczną, zagubioną duszą
błądzącą w ciemnościach. To była kara, jaką musiałam zapłacić za ślepotę.
Myślicie, że tydzień wystarczył, abym się pozbierała? Przeżyłam niewyobrażalne
katusze, które jedynie stłumiłam w swoim wnętrzu. Ojciec uświadomił mnie o moim
przeznaczeniu. Pokazał, jak pokonać własne słabości i wycelować złość w
odpowiednim kierunku. On nauczył mnie, czym jest zemsta.
- Cześć. –
Sasori zawiesił się na linach, uprzednio przerywając walkę.
- Witam –
wskoczyłam na kant maty i pocałowałam go w usta. – Jak tam dzisiaj? – puściłam
oczko do Sasuke.
- Wyśmienicie.
– Brunet zaklaskał rękoma schowanymi w rękawicach.
- Wiesz
co? Wciąż nie mogę uwierzyć, że lekarze się pomylili. – Sasori zwrócił się do
przyjaciela. – Jak mogli popełnić taką gafę?
- Przecież
sam słyszałeś lekarza. Złamanie pierwotnie wyglądało poważnie, ale teraz jestem
gotowy, aby rozwalić kilka mordek. Twardy ze mnie sukinsyn. Co mam poradzić?
- A bo ja
wiem – wzruszył ramionami, podnosząc gardę. – Zacznijmy jeszcze raz.
Skakali, przenosząc ciężar ciała z jednej nogi na
drugą. Wymieniali się ostrzegawczymi spojrzeniami i kilkoma lekkimi ciosami.
Sasuke po kuracji mojego ojca wrócił do swojego dawnego życia. Zdjął gips, po
czym rozpoczął trening. Uparcie chciał się wzmocnić, za co jestem mu wdzięczna.
- Idziemy
dzisiaj do Saia? – Ino, śmiejąc się sprowadziła mnie do rzeczywistości, z
której stopniowo uciekałam. – Powinniśmy się wyluzować.
TenTen, wiernie szła przy jej boku. Nieustannie
rzucała mi złowrogie spojrzenia, które wprawiały mnie w dobry nastrój. Wciąż
nie porzuciła tej wrogości, która notabene sprawiała mi przyjemność.
- Jestem
za. – Naruto wbiegł do środka i wskoczył na ring do chłopaków. Zaczęli się
wygłupiać.
Jako ostatnia, do prywatnej sali treningowej w
rezydencji Uchiha, weszła Hinata. Nie wyglądała na zadowoloną z pomysłu. Wiecie,
dlaczego? Zdałam sobie sprawę, że w dniu, w którym odmieniłam los TenTen, wpłynęłam
po części na przyszłość Hinaty. Przeze mnie na imprezie minęła się z Saiem. Ingerencja
Mrocznego Hatake pociągnęła ją ze sobą. Po zauważeniu tej przykrej konsekwencji,
od razu zapragnęłam odmienić ich stosunki i znowu połączyć tę dwójkę. Skoro ja
nie mogłam być szczęśliwa, musiałam udostępnić część Raju na Ziemi, swojej
bratniej duszy. Może nie była na bieżąco i nie ingerowała w demoniczne
tajemnice mojego życia, ale mimo tego nieustannie dostrzegałam w niej idealną
przyjaciółkę. Musiałam to tylko dobrze rozegrać. Jeśli zacznę naciskać, Hinata
może się spłoszyć. Szybko się wycofywała przez niską samoocenę. Wciąż w swoim
lustrzanym odbiciu widziała singla, niezasługującego na miłość.
- Musimy
tam iść? – szepnęła do mnie, przyglądając się lądującemu na deskach Naruto. –
Nie jestem pewna czy chce go widzieć.
- Hinata…
- A wy, co
tam szepczecie?! – TenTen się wtrąciła. – Znowu kombinujesz jakąś głupotę,
Sakura? Może tym razem zepsujesz nam kolejną zabawę? Gdzie chcesz teraz biec? –
wysunęłam w jej kierunku środkowy palec. – Możesz go sobie wsadzić i dobrze
wiesz gdzie, kretynko.
- TenTen
daj se na wstrzymanie. – Sasori, przyciśnięty do lin przez Sasuke, stanął w
mojej obronie.
- No
proszę, rycerz w białej zbroi znowu broni swoją księżniczkę. Nie ma to, jak
dawać dupy odpowiedniej osobie.
- TenTen.
– Ino pokręciła głową, a ja parsknęłam śmiechem.
- Z czego
się znowu ryjesz kretynko?
- Z ciebie
– zasłoniłam dłonią usta. – Twoje teksty powinny zapukać do słownika.
Zdecydowanie potrzebują renowacji.
- Wymądrzamy
się? – uniosła w górę brew.
- Przestańcie.
– Ino stuknęła przyjaciółkę palcem w bark. – Ile czasu możecie się kłócić?
- Od kiedy
trzymasz jej stronę?
- Teraz
mnie chcesz atakować?
- Nie, ale
nie mogę już tego zdzierżyć – skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. - Kretynka
zawsze wszystko psuje.
Kiedyś jej słowa bolały, kłębiły się we mnie, niczym
wełna nieustannie nawlekana na szpulę. Nie ukrywam, że zaakceptowanie tej
atmosfery zajęło mi sporo czasu, jednak po pogodzeniu się z jej „ciemną
stroną”, przyłączyłam się do zabawy. Przestałam się przejmować, dzięki czemu
bardzo często nie osiągała zamierzonego celu – ośmieszenia.
- To
zaboli. – Sasori przerzucił ciało przyjaciela za ring.
- Sasuke!
– Ino zmartwiona uklęknęła przy nim, ale ten zamiast przejmować się bólem,
wybuchł śmiechem.
To nie był szczery śmiech, chociaż w ten sposób
został odebrany przez resztę ekipy. Dobrze wiedziałam, od kogo czerpie
inspirację do tak dziwnej reakcji. Chciał odwrócić uwagę od złości, jaką wyzwoliła
w nim porażka. Śmiech jest najlepszym sposobem na dekoncentrację i stłumienie
uwagi przeciwnika. Zasłona dymna się udała, bo pozostali zaczęli brechtać razem
z nim.
*********
6 DNI
WCZEŚNIEJ
„Kto chce być dorosły
Będzie traktowany, jak dorosły.”
- Jesteście w stu procentach pewni, że jesteście
na to gotowi? – Fugaku odpalił kolejną fajkę.
- To bardzo duże ryzyko. – Ojciec nie
chciał być mu dłużny, więc odpalił równocześnie swojego papierosa.
- Chciałbym zająć się swoim życiem.
Naprawdę. – Sasuke skupił wzrok na światłach samochodów mijających nasz hotel.
– Jednak nie mogę tego zrobić, gdy tyle się dzieje za moimi plecami.
- Sakura? – Tata chciał usłyszeć moje
zdanie.
Od
wczoraj nie zmrużyłam oka. Z każdym mrugnięciem widziałam twarz Itachiego i nie
mogłam przez ten widok zasnąć. Bezsenność. Nie przeżyłabym samotności, jaka
przychodzi przed snem. Moje serce pękło, część mnie została odebrana bezpowrotnie.
Nie byłam niczego pewna, bo przemawiała przeze mnie nienawiść wyzwolona żalem.
Nie chciało mi się żyć. Itachi umarł w moich ramionach, a ja choć żyłam,
myślałam wyłącznie o żyletce. Ostrzu, pionowo rozcinającym żyły. Bez ratunku.
Bliska śmierci. Uratowana przed kolejnymi porażkami.
- Zrobię, co trzeba – wbijałam swój wzrok w
deski podłogi.
- Sakura musisz być tego pewna.
- Jestem do cholery jasnej pewna! Jak mam ci
udowodnić, że jestem gotowa!? Nie możesz raz w życiu uwierzyć mi po jednym
słowie?! – Bardzo szybko wpadałam w gniew. – Wiecznie pytacie o to samo! Non
stop, zadajecie te głupie pytania, a ja odpowiadam w ten sam sposób! Tak jestem
gotowa! Jestem pewna czego chcę! Chcę ich załatwić!!!
Usłyszałam
głośny ryk silnika. Pod hotel podjechał srebrny RX8. To nie mogło wróżyć nic
dobrego, bo doskonale wiedziałam, że z jego wnętrza wychyli się diabeł w
kobiecej skórze.
- Sakura wsiadaj do auta! – Jej rozkazujący
ton wprawił w ruch jedynie ojca.
- Sadako – chciał ją zatrzymać. – Nie
radzę. To nie jest odpowiedni moment… - odepchnęła go.
- Boże jak ty wyglądasz?! Spałaś w ogóle?!
– skierowała wzrok na palącego fajkę, Fugaku. – A ty, co tu robisz?!
Spiskujecie?! Czy wyście kompletnie oszaleli?!
- Sadako, to naprawdę nie jest dobra chwila
na takie akcje. – Ojciec złapał matkę za ramię, ale ona szybko się wyrwała.
- Miałeś ją wczoraj przywieźć! – Po chwili
wbijała palec wskazujący w jego klatce piersiową. - Przez ciebie przegapiłyśmy
lot! Co ty sobie wyobrażasz?! Zabieram ją ze sobą – odwróciła się i złapała
mnie w okolicach nadgarstka. – Idziemy – stawiłam opór. – Sakura, co robisz?!
Idziemy do samochodu! Wyjeżdżamy!
Spoglądałam
w oczy matki, widziałam rozszerzone źrenice. Starałam się opanować przed
wyrządzeniem jej krzywdy. Zmęczenie, utrata ukochanego, determinacja,
zagubienie i wiele innych pochodnych emocji, totalnie mnie ogłupiły. Nie umiałam
rozsądnie oceniać sytuacji, więc przechyliłam wyłącznie głowę, wyobrażając
sobie, jak łamię jej kark. Jak moje ręce łapią ją za szyję i błyskotliwym
ruchem skreślają jeden problem z listy.
- Sakura? – obniżyła ton głosu.
- Mamo, proszę nie karz mi wyjeżdżać. – Z
płaczem rzuciłam się w jej ramiona. – Błagam cię. Tata chciał dobrze, a Pan
Fugaku mnie uratował. Mamo, chciałam popełnić samobójstwo. Nie zabieraj mi tego
życia i nie karz mi wyjeżdżać. Będę cię słuchać, obiecuje. Nie chce wyjeżdżać…
- zatrzymałam wzrok na uśmiechu Sasuke. – Mamo, proszę…
****
TERAZ
Serce
matki jest kruche. Rodzice często udają nieposkromionych, a w rzeczywistości
skrywają się pod maską złudzeń. Chcą dla nas, jak najlepiej, choć nie zawsze
umieją to przekazać. Strach, przed naszym cierpieniem popycha ich do surowych
wyborów i kar. Sądzą, że właśnie tego potrzebujemy, bo świat nie zawsze jest
uczciwy i sprawiedliwy. Rodzice przyzwyczają nas do pierwszych ciosów, z jakimi
zmierzamy się w trakcie wędrówki ku dorosłości, a następnie śmierci.
- Sai
zarzucisz kluczami? – weszłam do biura przyjaciela, który spodziewając się
mojej obecności, już miał je przyszykowane.
- Proszę –
wysunął w moim kierunku kopertę.
- Ile
kluczyków?
- Siedem.
- Nie
chcesz być ósmym? – chciałam go zachęcić do zabawy.
- Ja?
Jego zaskoczenie było do przewidzenia. Nigdy nie
brał udziału w zabawie, bo zbyt długo nam odmawiał. Przez pewien czas zasypany
papierkową robotą, musiał zajmować się pracą. Priorytety. W pewnym momencie
stały się codziennością i przyzwyczajeniem. Przestaliśmy go zapraszać, a on
nigdy nie umiał zrobić pierwszego kroku. Dziś postanowiłam go wyręczyć. Chcę,
aby wrócił do Hinaty, bo wierzę w ich miłość. Mógł ją odzyskać, a ja dawałam mu
ku temu okazję.
- Tak ty –
uśmiechnęłam się szeroko. – Chodź do nas. Powygłupiamy się i zapomnimy o
problemach. Poza tym, Hinata tam będzie i na pewno ucieszy się na twój widok.
Bez słowa podszedł do szuflady i sięgnął po kluczyk.
Zawahał się, jednak ostatecznie zdecydował się przyłączyć. Możliwe, że to
pierwszy krok do odkupienia swojej winy. Chciałam, aby ta dwójka na nowo się
połączyła.
- Przyniosłam
ze sobą gościa – zaśmiałam się, widząc zdziwioną minę Hinaty.
Porozrzucałam wszystkim kluczki do ich bryk, a
następnie wysunęłam swoje w kierunku Saia.
- Zamień
się i pozwól mi prowadzić auto Itachiego.
- Spoko.
Wsiadłam do autka, przyglądając się inicjałom w serduszku.
To ja je wyryłam w przeddzień wypadku. W momencie, gdy zdecydowaliśmy się uciec
daleko stąd. Chcieliśmy założyć wspólne życie z dala od naszych rodzin. Zaszyć
się w małym miasteczku, gdzie nikt go nie rozpozna. Skończyłabym nową szkołę,
poszłabym na studia. Itachi chciał zostać policjantem i wierzyłam w niego. Był
idealnym kandydatem na dobrego stróża prawa. Wałkowaliśmy każdy detal w kółko,
aż ułożyliśmy plan idealny. Ale przecież takiego nie ma, prawda?
Moja pamięć wróciła. Byłam świadoma każdej wspólnie
spędzonej chwili i każdego skradzionego przez niego oddechu. W mgnieniu oka
ogarnęła mnie tęsknota za jego dotykiem, szczerym śmiechem, złośliwościami,
ucieczkami, a nawet kłótniami. Brakowało mi ciepła jego ciała, pocałunków i
cudownych poranków. Wspólnych posiłków, nieposkromionych marzeń. Skrywania się przed
całym światem. Dzielenia się wątpliwościami, czy przykrościami. Nieustannie
powracałam do naszych randek i spacerów. Przypominałam sobie rzucane ukradkiem
spojrzenia oraz posyłane z daleka całusy. Odtwarzałam scenę po scenie,
przywracając do siebie jego sylwetkę. W ten sposób był przy mnie. Dzięki temu
wspomnienie o nim zostanie ze mną na dłużej.
Usłyszałam głośny huk,
który przykuł moją uwagę. Uśmiechnęłam się szeroko, gdyż uradował mnie widok
odnajdywania wspólnego „języka” przez Hinatę i Saia. Człowiek nie potrzebuje
jedynie własnego szczęścia, ale także wzlotów przyjaciół. Byli dla mnie
istotni, a wiedziałam, że nic nie jest w stanie sprawić im większej frajdy od
miłości. Chciałam oddać Hinacie drugą połowę, zanim jeszcze mogłam. Nie
wiedziałam ile przyjdzie mi żyć, więc wolałam działać.
Z ulgą na sercu i z
najszczerszym uśmiechem, jaki zdołałam z siebie wykrzesać w ostatnich dniach, wróciłam
wzrokiem na inicjały. Przyglądałam się ich nierównościom i zabrudzeniom. Nie
mogę uwierzyć, że naprawdę go straciłam. Po prostu nie potrafię przyjąć tego do
wiadomości. Sasuke wciąż w niego wierzy. Czy ja także powinnam?
****
2 LATA WCZEŚNIEJ
Siedziałam na ławce przed wesołym miasteczkiem,
bawiąc się nerwowo dodatkowymi kluczykami. Hinata obściskiwała się z Saiem, a
Ino z TenTen obgadywały ludzi przechodzących obok. Zwyczajny sposób spędzania
wolnego czasu po szkole.
- Gdzie do cholery jest Sasuke?
– spojrzałam na zegarek, chociaż wiedziałam, że to niczego nie przyspieszy.
- Przyjdzie. Nie panikuj. –
TenTen zwróciła się w kierunku blondynki. – Przypomnij mi, dlaczego się z nią
przyjaźnimy?
- Dzięki niej mamy dostęp do
Hinci, a ona załatwia nam darmówki.
- Aaaaa… Dzięki.
- Słyszałam to. – Hinata uśmiechnęła
się nieśmiało do Saia.
- Co on tak długo robi? –
zignorowałam ich uwagi. - Powiedział, że ma niespodziankę, ale nie będę czekać
do usranej śmierci.
- Zaraz przyjdzie, Sakura.
Zachowujesz się teraz, jakby ci ktoś kij włożył w zad. – Ino zerknęła na
przyjaciółkę.
- Czemu się tak na mnie gapisz?
- Bo to niespodzianka w sam raz
dla ciebie. Na pewno się z niej ucieszysz.
- Ja? – zmarszczyła czoło. - Nie
mów, że…
TenTen nie zdążyła dokończyć zdania, bo w oddali zauważyliśmy poruszające
się w naszym kierunku, trzy postacie. Jedną z nich na pewno był Sasuke, jak
zwykle z rękoma w kieszeni. Obok niego Sasori w swojej ulubionej sportowej
bluzie, a po drugiej stronie zapatrzony w telefon Itachi. Ten widok mnie nie
ucieszył, bo nie przepadałam za starszym Uchihą. Kojarzył mi się ze wszystkim,
przed czym w życiu uciekałam. Sława, pieniądze, samotność i ukryta tożsamość.
Frajer z kasą.
- Jak wyglądam? – usłyszałam
głos zafascynowanej TenTen.
W przeciwieństwie do mnie kochała Itachiego. Na samo wspomnienie o nim
zaczynała wariować, a gdy była w jego pobliżu, dosłownie zapominała o całym
świecie. Kradła go wszystkim, zagadywała, zasypywała masą pytań. Itachi był jej
własnością dopóki w okolicy nie pojawiała się Guren. Jedyna kobieta, z którą
nie mogła rywalizować. W sumie nie z tego powodu mi przeszkadzali. Po prostu nie
lubiłam facetów, którzy zdradzają swoje kobiety. Gardziłam nimi, a w jego
przypadku musiałam się z tym kryć. Nie mogłam powiedzieć nic złego na brata
Sasuke, bo bym go straciła. Za pewne straciłabym wszystkich, z którymi się
przyjaźnie.
- Cześć kochanie. – Ino rzuciła
się Sasuke na szyję, po czym wpiła się w jego usta.
Muszę przyznać, że stało się coś lekko niespodziewanego. Itachi nawet nie
spojrzał na TenTen, a od razu przysiadł się do mnie. Co prawda miał wzrok wpatrzony
w telefon, ale czułam, że robił to specjalnie.
- Poradziłem sobie – pomachał
ręką przed moimi oczami, nieustannie gapiąc się w ekran. – Widzisz? Nie
zakrywam ich.
- Widzę. – Rany na kostkach
faktycznie dobrze się goiły. – Trzymaj.
Ze złością wcisnęłam mu kluczyki w dłoń, która przed chwilą latała przed
moją twarzą. W tym samym momencie docisnęłam kciuk na strupach, aby zadać mu
ból. Syknął.
- Idziemy? – wstałam i wyminęłam
ekipę. – Dosyć się spóźniliście, więc ruszcie dupy. Chcę pojeździć.
- Coś ty taka sztywna? –
słyszałam jego kroki za moimi plecami. – Może załatwić ci coś na rozluźnienie?
- Prędzej na wypróżnienie. –
TenTen podbiegła do niego. Zdziwiłam się, bo tylko on nie zaśmiał się z jej
tekstu.
- Pieprz się TenTen. Sama
powinnaś coś zażyć na wstrzemięźliwość.
Nie wiedziałam czy problem tkwił w moim tonie, czy granicy, jaką właśnie
przekroczyłam, ale nastała cisza, zagłuszana od czasu do czasu „klikaniem”
wciskanych przez Itachiego przycisków.
- Przystopuj. – Hinata przeszła
obok mnie, gdy zatrzymałam się przed bramką prowadzącą do naszego „placu
zabaw”.
Miała rację i wiedziałam o tym, ale nie mogłam stłumić wewnętrznej
pogardy. Pokiwałam zaledwie głową na znak tymczasowej kapitulacji.
- Złościsz się na mnie, bo
właśnie naruszyłem twój teren? Czy mi się tylko wydaję? – Itachi był dzisiaj
dziwnie zainteresowany moją osobą.
- Do czego zmierzasz?
- Mogłaś się zastanowić zanim
weszłaś do sali treningowej i zrobiłaś ze mnie głupka w łazience.
- A więc o to ci chodzi…
- A myślałaś, że chce sobie
pojeździć? – zerknął na mnie kątem oka. – Proszę cię – zaśmiał się. – Sama
zaczęłaś tę bitwę.
- Nie wiesz z kim zadzierasz.
- Pokaż co potrafisz.
- Sam tego chciałeś – złapałam
jego telefon i rzuciłam go na ziemię.
- Zwariowałaś?! Co ci odbiło?! –
schylił się po niego.
- Masz dosyć kasy, aby kupić
sobie nowy – szłam w kierunku autka. – Dajesz cieniasie. Zobaczymy czy
przypadkiem tylko w gębie nie jesteś taki mądry.
*****
TERAZ
- Wszystko
w porządku? – Sasori podjechał do mnie i pocałował mnie w policzek.
- A czemu
miałoby być inaczej? – puściłam do niego oczko.
Nie chcąc dłużej wzbudzać podejrzeń wzięłam udział w
zabawie. Najwięcej razy tłukłam się z TenTen. Polowała na mnie, nie dając mi
spokoju. Dziewczyna, wciąż żywiła do mnie uraz, chociaż teraz rozumiałam skąd u
niej ta nienawiść.
W NOCY –
KILKA GODZIN PÓŹNIEJ
- Jesteś
pewny, że to bezpieczne? – zapytałam ojca, wpatrując się jednocześnie w
dynamiczne ruchy Sasuke.
- Zostały
nam trzy tygodnie, więc weź przykład z młodego i zacznij trenować.
- Co się
stanie za trzy tygodnie? – odskoczyłam przed ciosem.
- Chcesz
trenować i gadać? – wystraszył mnie pięścią, aby odwrócić moją uwagę od ataku
pochodzącego z dołu.
- Taki z ciebie
ninja? – uśmiechnęłam się szeroko.
- Cieszysz
się z uniku?
- Dlaczego
pytasz? – Jego piszczel zderzył się z moim łokciem. – Nie boli? – Byłam dumna z
grymasu, jaki przez sekundę zawładnął ojca twarzą.
- Zbyt
dużo gadasz. Zaczynasz działać mi na nerwy.
Przestał traktować mnie, jak swoją małą dziewczynkę
i zaczął atakować na poważnie. Precyzyjne, potężne ciosy wlatywały we mnie w
różnych kombinacjach. Ani razu nie zastosował tej samej techniki, a jeśli był
do niej zmuszony, robił to ze sporym odstępem czasowym. Nie pozwalał mi na
analizę, ponieważ przygotowywał mnie na najgorsze. Mimo kilkunastu ran,
siniaków, wielu zadrapań i sporej utraty krwi byłam mu wdzięczna. Uczył mnie
poważnej walki, gdzie litość i współczucie nie ma prawa bytu. W tym momencie
cieszyłam się, że posiadamy magiczne moce, bo właśnie dzięki nim błyskawicznie
wracałam do zdrowia, nie przyciągałam uwagi obcych i nie wzbudzałam podejrzeń
przyjaciół. Nikt nie wiedział o naszych sekretnych treningach. Sasuke źle czuł
się z kłamstwami, ale radził sobie z nimi lepiej, niż ja.
- Starczy
na dziś – leżąc na ziemi, unieruchomiona przez ciężar ciała mojego ojca,
zdołałam zaledwie pokiwać głową. – Jeśli będziesz trzymać tak dalej –
powiedział, podając mi rękę – damy radę zrobić z ciebie wartościowego
przeciwnika.
- Wszystko
może się zdarzyć – wstałam bez jego pomocy.
- Dumna
tygrysica.
Muszę przyznać, że byłam zazdrosna o Sasuke. On i
Fugaku, zaczęli trening znacznie wcześniej ode mnie i wciąż utrzymywali się na
nogach. Nie wyglądało na to, aby mieli zamiar przestać przeprowadzać kontrataki.
- Twoja
moc jest w magii. Wiesz o tym prawda?
- Minął
dopiero tydzień, a ja już mam dość. W jaki sposób mam wytrzymać jeszcze trzy
tygodnie? Od samego patrzenia na Sasoriego robi mi się niedobrze, a muszę się
do niego przymilać i szeroko uśmiechać. Muszę go całować, gdy tak naprawdę mam
ochotę posłać go do piekła – zacisnęłam pięść, poskramiając wybuch gniewu. –
Nie wiem, jak długo dam radę to ciągnąć.
- Wytrzymasz,
bo właśnie tego wymaga od ciebie Itachi. Potrzebuje cię, a bez tego całego -
chrząknął – przedstawienia, ani rusz.
- Musiałeś
podkreślić wagę tego słowa w ten sposób? Powinniśmy teraz zaatakować. Z twoją i
Fugaku pomocą mamy szanse. Dlaczego nam nie pomożecie? Skoro straciła moc i
odzyska ją dopiero po miesiącu możemy ją zlikwidować.
- Żaden
szanujący się czarodziej nie zaatakuje maga regenerującego moc. To kwestia
wychowania oraz honoru. To, jak dobić leżącego, bądź strzelić komuś w plecy.
Prawa sojuszu zabraniają takiego zachowania, tak samo, jak wzbraniają
atakowania Akatsuki. Poza tym, jeśli ją teraz zabijemy możemy nigdy nie
odnaleźć Itachiego. Zapadł się pod ziemię, więc poczekaj, aż go namierzymy.
- Gówno
prawda – przetarłam krople potu z czoła potówką, którą miałam na nadgarstku. –
Wkurza mnie fakt, że rządzą nami prawa wymyślone setki lat temu. To nie w
porządku.
- Niektórych
spraw nie możemy zmienić.
- Przeznaczenie…
- odparłam z drżeniem w głosie. – Powinniśmy wszystkich pozabijać.
- Sakura…
- Tata,
proszę cię. Wiecznie kopiemy pod sobą dół, a ich śmierć rozwiązałaby problemy.
Powiesz mi, że się mylę? – zapytałam, nie oczekując odpowiedzi – Wiecznie
błądzimy, a ty nawet nie chcesz zdradzić, co takiego ujrzałeś tamtego dnia,
zaglądając do mojego umysłu, abym wiedziała, co przejmuję nad nami kontrolę.
- Ujrzałem
ją – zaskoczyła mnie szczerość. – Tylko tyle mogę ci powiedzieć.
Moje pierwsze odczucie było mieszane. Chciałam
wyciągnąć od niego więcej informacji, ale w pewnym sensie znudziło mi się
ciąganie za język. Ile razy mogę pytać, o to samo, a w zamian otrzymywać omijające
odpowiedzi? Skoro sama proszę o wolną wolę, powinnam dawać ją pozostałym.
- Jak jest
taka przerażająca chcę ją dobić teraz, gdy się nie spodziewa ataku.
- Nie
jesteś gotowa – odpowiedział ze spokojem w głosie.
- Znowu to
samo. Powiedziałam, że jestem gotowa. Nauczyłeś mnie, jak kontrolować moc.
-
Nauczyłem ciebie… - urwał wypowiedź, wpatrując się w Sasuke z wyrysowanym
zastanowieniem na twarzy. – Dobra. Widzę, że cię nie przegadam. Pokażę ci coś –
uniósł koszulkę do góry i zza paska wyciągnął skórzaną pochwę, z której
wychylał się jelec. – Należał do naszej rodziny od pokoleń.
Powoli i ostrożnie wyciągał sztylet z pochwy.
Zachowywał się przy tym, jakby od tego momentu zależało jego życie. Stopniowo
ukazywał nienaruszone, srebrne ostrze, które w każdym calu było zwyczajne. Nie
widziałam w nim nic szczególnego i nie rozumiałam, dlaczego ojciec z takim
strachem i rezerwą podchodzi do tej broni. Trzymał w ręce prosty, pozbawiony
jakiegokolwiek dodatku wizualnego sztylet. Srebrne ostrze, plus drewniana
rączka z metalowymi dodatkami – naprawdę nie wiem skąd jego reakcja.
- Super
sprawa. – Sarkastycznie podsumowałam wygląd białej broni. – Nie wiem, dlaczego
tak trzęsły ci się łapy, ale tato… Co to ma do tego, że chce zaatakować?
- Czasami,
aż za bardzo przypominasz mi twoją matkę. Słuchaj – przysunął go bliżej mnie. –
To ostrze jest zabójcze.
- Chyba,
jak każde ostrze? – przerażał mnie sposób, w jaki zaczął tłumaczyć mi zasady
jego działania.
-
Zignoruje to – westchnął. – Ta broń nie jest zwykła, chociaż właśnie tak mogło
ci się wydawać przez jej mylący wygląd. Ona nie ma nic wspólnego z
normalnością. Wystarczy jeden cios, jedno draśnięcie i umierasz.
- Jest
zatruty?
- Nie –
pokręcił głową. Dostrzegałam w nim dumę, bo nie udało mi się zgadnąć. – Ostrze
w połączeniu z ludzką tkanką nagrzewa się do temperatury wytwarzanej przez
słońce. Wszystko przebiega błyskawicznie i jest niedostrzegalne dla ludzkiego
oka – przyznaję, że zdobył moją uwagę. – Teraz na koniec powiem ci najlepsze.
Wiesz, dlaczego jest takie zabójcze, nawet przy małym zacięciu? – pokręciłam
głową. – Nie chcesz spróbować zgadnąć?
- Sądząc
po twojej pewności siebie, nie mam szans odgadnąć.
- Możliwe
– uśmiechnął się szeroko. – Sztylet całą temperaturę, którą wytwarza, wysyła do
twojego organizmu. Normlany człowiek ginie wciągu kilku sekund. Każda jego żyła
po prostu się wysusza, dochodzi do spalenia organów wewnętrznych, które stają
się popiołem. Cała magia w tym, że na zewnątrz, twoja skóra zostaje
nienaruszona.
- Ale
fajnie… - Tak naprawdę mnie to przerażało. – A ile ja bym wytrzymała?
- Maksimum
trzy minuty w niesamowitych katuszach. Czujesz wszystko, bo twój mózg umiera,
jako ostatni.
- Nieźle.
Chcesz mi go dać?
- Nie –
ponownie z wielką dumą pokręcił głową.
- To po
cholerę mi to mówisz?
- Bo
powiedziałaś, że jesteś gotowa. Zapierasz się przy tym, więc zobaczymy, czy to
prawda.
- Nie
wiem, co to ma do rzeczy – skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. Byłam
przekonana, że chce mi go dać, a on po prostu podzielił się wiedzą. Cały
ojciec.
- Fugaku
już czas! – krzyknął, przerywając tym samym trening.
- Czas, na
co?
- Zrozumiałem!!!
– odpowiedź rozeszła się echem.
Za pewne, jak zwykle zapomniałam wspomnieć, gdzie
się znajdujemy. Przybywaliśmy aktualnie na polanie, ukrytej we wnętrzu lasu
Aokigahara. Od samego początku czułam, że historyjki wymyślane, o tym lesie są
półprawdą, chociaż nigdy się tym nie dzieliłam. Otóż wersja opowiadana z
pokolenia na pokolenie wspominała o negatywnej mocy lasu. Sugerowała, że jest
mroczny i niebezpieczny ze względu na wydzielane gazy, które wpływają na prawą
półkulę mózgu i wzmagają efekt depresji. Uwierzcie mi, że nie mam pojęcia, o
jakim „gazie” mówią, ale samobójstwa nie są popełniane przez niego.
Jak zdążyłam się zorientować, osób z magicznymi
mocami na świecie jest znacznie więcej. Las jest naszym schronieniem. W nim
możemy trenować bez problemu i nie bać się zdemaskowania. Tłumi nasze moce,
otacza swoją opieką i oferuje pełną swobodę. Możemy wykonywać zaklęcia, które
mogłyby zagrozić ludzkości, a jego siła i tak nie pozwoli przebić się do świata
zewnętrznego. Przeklęte miejsce jest naszą oazą.
Skąd samobójstwa? A to ciekawe zjawisko. Ojciec opowiedział mi, że każdy kto zobaczy „za dużo” i zostaje uznany za zagrożenie, umiera. Las wytwarza pewnego rodzaju halucynację, które skłaniają człowieka do popełnienia samobójstwa. Każdy ma przecież, jakieś ciemne tajemnice, prawda? Oczywiście nie działa to na każdego, bo skoro niczego nie zauważył, nie ma powodu go zabijać. Stąd szczęściarze, którym się udało przetrwać w lesie, wymyślili legendę. Szczerze powiedziawszy cała ta sprawa jest dla mnie bardzo skomplikowana i nie pojmuje działania barier ochronnych. Przerasta to mój próg intelektualny, chociaż naprawdę próbowałam rozgryźć jego działanie – za każdym razem odnosiłam porażkę. Po prostu nie potrafię tego pojąć i logicznie wytłumaczyć. Niektóre sprawy lepiej zostawić w spokoju.
- Moja
córka mówi, że jest gotowa. – Fugaku na słowa mojego ojca się zaśmiał.
- Co w tym
śmiesznego? Nie rozumiem, dlaczego nie wierzycie w moje umiejętności. Co to
jest dobić, jakąś krowę, która i tak jest na wyczerpaniu.
- Widzę,
że odzyskanie pamięci podwyższyło twoją samoocenę, chociaż naprawdę nie jesteś
gotowa i Tsutomu ma rację. Za szybko dla was – zerknął na Sasuke, który ledwo
utrzymywał się na nogach.
- Jestem
gotowa! Trochę zmęczona, ale gotowa! Potrafiłam wyleczyć rany Sasuke i swoje.
Coraz lepiej mi idzie. Jestem gotowa!
- Rób, co
musisz – podniosłam wzrok na Fugaku, który popatrzył na mojego ojca.
-
Pamiętasz, co mówiłem na temat sztyletu? – zerknęłam na białą broń trzymaną w
jego dłoni, po czym skinęłam głową. – A pamiętasz, jak cię uczyłem, w jaki
sposób pozbyć się trucizny z organizmu?
- Tak.
Trzeba skumulować czakrę i przenieść wszystko do żołądka, a wtedy… - musiałam
sobie przypomnieć. – A wtedy trzeba nacisnąć, gdzieś w okolicach żołądka i za
pomocą mocnego uderzenia zmusić do wymiotów – zaśmiałam się. – Tak! Właśnie tak
to szło… - byłam z siebie dumna. – Widzisz? Mówiłam, że jestem gotowa.
- Dobrze.
Ostrze w jego ręku zawirowało, a następnie wraz z
dynamicznym ruchem, poleciało w kierunku Sasuke. Wbiło się, gdzieś w okolicach
wątroby. Zdezorientowana obserwowałam, jak ciało przyjaciela opada na ziemię.
Skamieniałam. Nie potrafiłam się ruszyć.
- Trzy
minuty. Usuwanie temperatury działa podobnie, jak w przypadku trucizny.
Poradzisz sobie – wytarł krew Sasuke w swoją koszulkę, a następnie włożył
sztylet to pochwy. – To gdzie idziemy się napić piwa? – zwrócił się do Fugaku.
- Myślisz, że znajdziemy coś otwartego o tej porze w Shoji?
- Znam
właścicielkę jednego baru. Powinna nas wpuścić po znajomości.
- To
chodźmy.
Sasuke zwijał się z bólu, zalewając krwią otoczenie.
Wraz z jego głośnym krzykiem zerwał się potężny wiatr. Wszystko przypominało mi
teraz sen, gdyż na moment mnie zamroczyło. Byłam w totalnym szoku, stałam jak
słup soli. Próbowałam się poruszyć, ale w pewnej chwili zapomniałam, w jaki
sposób podnieść nogę do góry.
- Daję mu
maksymalnie cztery minuty, ale nie czekaj za długo, bo umrze – szepnął,
zatrzymując się na chwilę. – On bardzo mocno cierpi, więc lepiej rusz tyłek.
- Ja… -
otworzyłam szeroko usta.
- Jesteś
przecież gotowa. Pomóż mu.
- Tato! –
wróciłam do żywych i odwróciłam się w jego kierunku. Patrzyłam, jak odchodzi. –
Tato! Nie zostawiaj mnie samej! Dokąd wy idziecie?! To nie jest śmieszne!!! –
Ojciec zaledwie pomachał do mnie ręką.
-
Sakura!!! – krzyk Sasu podniósł mi ciśnienie. – Sakura!!!
- Jasne!
Już!
Kucnęłam przy przyjacielu i odsłoniłam ranę po
sztylecie.
Szybko zasłoniłam ją ponownie, gdyż zauważywszy
wyciekającą krew, odczułam nudności i silną migrenę. Sasuke skulił się w
pozycji embrionalnej. Cierpiał, gdy ja naprawdę nie byłam gotowa. Nie
wiedziałam, jak mu pomóc. Spanikowałam.
- Zrób -
przytknął twarz do ziemi. – Zrób coś!!!
Przez kilka sekund bez ruchu przyglądałam się jego
cierpieniu. Krzyczał tak często, że w pewnym momencie stało się to dla mnie
normalnością. Muzyka dla moich uszu.
-
Sakura!!! – krzyk stawał się coraz słabszy. – Zabijesz mnie.
Nie… Nie mogę pozwolić mu umrzeć. Jeden raz
popełniłam ten błąd, więc teraz go nie powtórzę. Muszę go uratować, chociaż
sama nie wiem, w jaki sposób tego dokonać.
- Dobra… -
złapałam się za głowę i zamknęłam oczy. Musiałam się skupić. Spróbować się
wyciszyć. – Muszę skumulować czakrę i… - Cholera, znowu zapomniałam.
- Saki!
- Tak,
wiem przecież!
Spojrzałam na swoją dłoń, która trzęsła się gorzej,
niż galaretka. Nie potrafiłam się skoncentrować. Nagle straciłam wszystko, co
było dla mnie znane. Nie wiedziałam, w jaki sposób skumulować czakrę. Nie
umiałam tego zrobić, chociaż w obecności ojca, wykonywałam to bez najmniejszego
problemu.
- Kurwa,
rusz się! – Sasuke przekręcił się na brzuch, a jego dłonie zacisnęły trawę.
Zamierzałam się zmobilizować i spróbować go
uratować, ale wciąż w mojej głowie panowała pustka. Wiedza się zacierała w taki
sposób, jakbym miała za chwilę zapomnieć, jak się oddycha.
Kolejne sekundy zabijały Sasuke. Z każdą wskazówką
zegara jego wnętrzności zamieniały się w popiół, odbierając mi szansę na
ratunek.
- Jeśli
chciałeś mi pokazać, że nie jestem gotowa to miałeś rację!!! – zerwałam się w
stronę, w którą poszli nasi ojcowie. – Tato proszę cię! Miałeś rację! Nie dam
rady go uratować!!!
Czas mijał, a ja w odpowiedzi słyszałam własne echo,
przebijające się przez krzyki przyjaciela. Z oczu poleciały mi łzy.
- Tato!!!
- Ich tu
nie ma… - cichy głos Sasuke, okazał się być ostatnim dźwiękiem, jaki z siebie
wydobył, zanim stracił przytomność.
- Sasuke? –
wróciłam do niego i uderzyłam go w policzek z nadzieją, że go obudzę. – Sasuke –
palcami ścisnęłam jego nadgarstek. Puls był ledwo wyczuwalny. – Kurwa! –
złapałam się za głowę.
Wszędzie była jego krew. Miałam ją we włosach, na
ubraniach, na twarzy – nawet nie wiedziałam skąd jej tak dużo. Zemdlał, bo wytrzymałość
na ból się skończyła.
- Dobra
Sakura… - mruknęłam pod nosem. – Poradzisz sobie. To nic trudnego. Musisz mu
pomóc. Dasz radę.
Zamknęłam oczy, czując delikatny powiew wiatru i wysychającą
na policzku krew. Przestałam skupiać się na własnych potrzebach i lękach. Całą
uwagę przeniosłam na niego.
Nastała cisza. Nie słyszałam nawet bicia własnego
serca, które jeszcze nie dawno waliło, jak oszalałe. Następnie prawie
natychmiastowo, poczułam moc buzującą w moich żyłach. Otworzyłam oczy i
dostrzegłam zielone światło energii, którą emitowała moja dłoń.
Byłam gotowa…
- Nie
umieraj.
Odsłoniłam ranę i przysunęłam do niej leczniczą czakrę.
W tej chwili właśnie przełamałam strach i odzyskałam pewność siebie. Doskonale
widziałam, w jaki sposób ją poprowadzić, aby uratowała Sasuke. Działałam wedle
instrukcji ojca. Zawładnęłam wnętrznościami przyjaciela, aby skumulować ciepło w
żołądku.
Wystarczyło kilkanaście kolejnych sekund, aby
przywrócić jego stabilność. Naprawdę poszło mi lepiej, niż zazwyczaj, chociaż
Sasu praktycznie był na granicy dzielącej go od śmierci. Stało się tak, bo jedną
ręką wysyłałam czakrę, a drugą starałam się zawładnąć temperaturą. Wymagało to
dużej perfekcji i skupienia, zabierało niesamowity pokład mojej energii, wręcz
wyżerało ze mnie życie, ale się nie poddawałam. Musiałam mu pomóc.
Mijał czas… Rana na brzuchu się zasklepiła. Jeden
problem z głowy. Pozostało mi teraz usunąć to świństwo z organizmu.
- Jeszcze
chwilę…
Majaczyłam pod nosem, aby w tak ważnym momencie
przypadkiem nie stracić przytomności. Musiałam podtrzymywać się na duchu.
- Już
kończę – zamachnęłam się i uderzyłam w miejsce, w którym chował się żołądek.
Sasuke zachłystnął się powietrzem, po czym
zwymiotował nieopodal siebie. Na ten widok uśmiechnęłam się szeroko. Nie
sądziłam, że patrzenie na rzygającego przyjaciela może mi sprawić tyle radości.
Co za paradoks.
- Jak
poczuje się lepiej skopię ci tyłek. – Sasuke nie przestawał pluć.
- Jasne –
rzuciłam się obok na ziemię. Byłam wykończona.
- Mówię
poważnie. Spiorę cię na kwaśne jabłko. Nikt ci nie pomoże.
- Nie marudź
– usłyszałam dźwięk jego telefonu. – Ktoś ma wyczucie. Zobacz, czy to nie nasi
ojcowie. Pewnie sprawdzają czy żyjesz.
- Mam ich
w dupie. Zostawili nas… - uśmiał się, rozkładając na trawie. – Sorry, zostawili
mnie na pastwę losu.
- Nie
przesadzasz? Uratowałam cię.
- A jakbyś
tego nie zrobiła, to kto by ucierpiał najbardziej?
- Fakt.
Punkt dla ciebie.
- To mamy
jakąś punktację?
- Nie… Nie
wiem… W sumie… - zakręciłam się, ale dźwięk „Unloco – Bruises” doprowadzał mnie
do szału. – Odbierz ten telefon, bo zwariuje, a nawet nie mogę się ruszyć, aby
zatkać uszy.
- Na
serio? To niech cię jeszcze trochę po wkurza.
- Sasuke! –
miałam ochotę go kopnąć, bo był w moim zasięgu, ale zaledwie go szturchnęłam.
- Dobra,
dobra, bo się zesrasz.
Patrząc w pochmurne niebo słyszałam, jak się wierci, próbując
wyciągnąć telefon.
- To mama.
- Mama? –
zmarszczyłam czoło i nagle odnalazłam siły, aby na niego zerknąć.
- Tak? –
powoli przechodził do pozycji siedzącej. – Mamo wolniej… Wolniej, bo cię nie
rozumiem – wzruszył ramionami. – Kto wrócił? – spoglądał na mnie z przerażeniem
w oczach. – Jak to wrócił?! Przecież… Przecież to niemożliwe.
No i fajnie. :]
OdpowiedzUsuńCzyżby Itaś zrobił oszałamiające wejście smoka? XD
Oj sorki... Oszałamiający powrót smoka? :D Brawa, brawa!
Zajefajnie opisana akcja w lesie. Punkt dla ojczulków! Oj tak dali czadu!
No i tak.. Chyba to by było na tyle. :*
AAA! Nie sory!
Wyjebało mnie z kaloszy! :D
Całuski bejb i weny!
Ja widze, że dużo osób uwielbia przechwytać mój tekst: wyjebało mnie z butów i przerabiać to na różne wersje, co zresztą ja też robie. Kurde Kasumi ;p Oskarżę Cię o kradzież mała xD.
UsuńOszałamiający powrót smoka? Co ćpałaś jak pisałaś tego komenta?
Ale dzięki bejbe, że odmówiłaś gry w kalambury, aby przeczytać nowy rozdział xD. To w sumie - miłe...
Pozdrówka ;p
Witam!
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że trochę się uśmiałam. Nie trochę ale nawet bardzo. Nie jestem pewna cz taki był twój zamiar. Ale moje poczucie humoru z lekka odbiega od normy, więc się nie przejmuj. :D
Rozdział szalenie mi się podobał. Warto było na niego czekać. Jak zwykle mnie zadziwiłaś.
Jakiż to misterny plan wymyślili? Co dokładnie zdarzy się za trzy tygodnie? Kto taki się zjawił w domu Uchiha? Bo nie jestem przekonana o wersji, że to Sasuke... Coś mi tak po prostu nie pasuje i tyle. No ale przekonamy się w następnym rozdziale.
Pozdrawiam i życzę weny.
Buziaki :*.
Trochę humoru było zamierzone, wiesz chciałam odbić ostatnią śmierć i nadać trochę humorku. Nie wiem, czy wyszło tak, jak miało, ale jak się podobało... To się cieszę xD. Bo ja tam w sumie specjalnie zbudowałam trochę dziwnych "tekstów" i sytuacji. Moje poczucie humoru też nie jest normalne, więc nie jesteś sama xD.
UsuńI nie jesteś przekonana, że to Itachi... Tak chyba miało być xD ale ogólnie... Jak zwykle wszystko się wyjaśni... A rozdział wyszedł długi, więc... Musiałam już skończyć xD
Dzięki za wszystko kochana :*
Witaj Maleńka ;* Rozdział przeczytany, więc szanowana czytelniczka bierze się za komentowanie! ^^
OdpowiedzUsuńAle zanim.... To miałam skomentować jeszcze Twój komentarz do mojego komentarza odnośnie poprzedniego rozdziału [xDD dżess długie w cholere, ale ja wiem, że Ty wiesz, że obie zdajemy sobie sprawę z tego, o co mi chodzi xDD] ale najzwyczajniej w świecie mi się nie chciało. I przez tydzień w myśli sobie co dziń powtarzałam, co chcę Ci odpowiedzieć. Stwierdziłam, że zrobię to pod nowym rozdziałem. No i tak go piszę, i teraz kurde matiz uświadomiłam sobie, że dawno już zapomniałam, co miałam napisać T,T Teraz mnie już kurwica bierze, ale wtedy to miało być coś super-hiper-zajebistego, a tak to kicha..... I stwierdziłam, że jak Ci o tym powiem to może moja samoocena* trochę podskoczy ^^
Więc wracając do rozdziału.....
Podobał mi się bardzo, ale z przyczyn prywatnych wchłonięcie go zajęło mi więcej czasu niż powinno, co jednak w żaden sposób nie wpływa ujemnie na jego jakość. Fajne było to, że tak "przeskakiwałaś" w czasie i przywracałaś wspomnienia Saku ^^ rób to częściej. Oczywiście humor zachowany na najwyższym poziomie, choć za każdym rozdziałem zaskakuje. Naturalnie też w części rozdziału nie wiedziałam co się dzieje, ale widocznie nie było to na tyle ważne, aby zapamiętać- nie przejmuj się, często tak mam ;] Tylko mam małe ale... Po ostatnich wersach, zaświtała mi dzika myśl:
" -No przecież kuźwa za wcześnie na powrót Itasia, nie? NIE?!
- Pfff, no jasne, że tak."
Mam więc nadzieję, że to jeszcze NIE JEST Itaś ;> Przywracając go do życia mogłabyś całkowicie opowiadanie spierdolić bądź całkiem odwrotnie- zrobić z tego coś wspaniałego. Ale nie myśl sobie, że wątpię w Twoje umiejętności ^^
*- niestety, samoocena nawet o milimetr nie podskoczyła.... Ah! Marny mój żywot, oj marny!
Pozdrawiam ;**
Witajka Skarbeńku.
UsuńSorry, że tak późno biorę się za odpisywanie, no ale... przeczytałam, miałam zamieszanie, zapomniałam, dzisiaj biorę się za lekkie porządki w zakładkach no i tak o to wpadłam, że zapomniałam Ci odpisać ^^
Co do Twojego zapominania to wiem, że minęło sporo czasu więc normalka, że mogłaś zapomnieć co chciałaś przekazać xD. Ja bym też tak zapomniała... A Twoja samoocena... Posłodziłabym ci no, ale... Wyjdzie na to, że ci się podlizuje, więc sama się domyśl co mogłabym w tej kwestii powiedzieć xD.
Jeśli chodzi o Itasia i jego powrót... Ogólnie, jak zdążyłaś pewnie zauważyć staram się wrzucać na zaskoczenie i robić tak, aby nic nie było takie, jak na pierwszy rzut oka wygląda. Z następnym rozdziałem mam nadzieje, że się nie poirytujesz, bo to mam akurat dobrze zaplanowane i myślę, iż gdyż po cuś i dlaczeguś - nie spieprzę tego xD. Bo jakbym miała ci odpowiedzieć wprost na to: czy to jest Itaś czy nie - trudno mi odpowiedzieć jednoznacznie xD. Nie da się jednoznacznie. Za cholerę xD a nie będę spoilerować, więc pozostaje mi odpowiedzieć: Cierpliwości Mystery, wszystko pod kontrolą xD. Hahaha.
A w opowiadaniu również występują jakieś mniej ważne wątki, jednak nie jest powiedziane, że jakiegoś swojego znaczenia nie mają. Bo w sumie nie robię tak, że zawalam wam tekst, po to, aby zawalić, a on tak naprawdę nic nie wnosi. Wszystko wnosi, jednak w mniejszym, lub większym stopniu. No i jakbyście mieli pamiętać wszystko - to byłby hardcore. Trochę czasu mija, a opowiadanie jest w miarę długie, więc to zdeczko niemożliwe do zapamiętania. xD (Nawet czasem ja mam problemy i popierniczam po rozdziałach, czy czegoś nie ominęłam xD)
Dobra buziak mała ;*
Pozdrawiam i wgl wszystko co najlepsze ^^
No i dziękuje za koment. Jak zwykle zacny, wyjebisty i wgl... xD
Wow *.*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Genialny! Jak każdy zresztą.
Ta akcja z umierającym Saskiem była cudona. Bardzo dobrze to opisałaś i z rosnącym napieciem czytałam kolejne linijki.
/// Kto wrócił? – spoglądał na mnie z przerażeniem w oczach. – Jak to wrócił?! Przecież… Przecież to niemożliwe. /// Tak zgaduję, że chodzi o Itachi-ego. Nie mylę się, co?
Juz nie moge się doczekać zakończenia!
Weny i Pozdrawiam
Ps. Sorki, że krótko, ale ogarnia mnie weekendowe lenistwo :)
Tak więc o to ja odpowiadam na Twój komentarz, więc... xD
Usuńdziękuje za komplemnty, to po pierwsze. Tak to motywujące i wgl... Dzięki, dzięki... :*
Sprawa Itachiego... Nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, bez spoilera. Więc musisz być cierpliwa, bo sprawa nie jest taka prosta xD.
Zakończenie już wkrótce... ^^
A ja żałuje, że sama nie mam czasu na weekendowe lenistwo xD bo chętnie bym poleżała na słoneczku i popisała trochę, a tu muszę pracować ;/. Pfe. xD
Pozdrawiam :*