ITACHI
„Proście, a będzie wam
dane.”
Być może dziwnie to brzmi, bo z religią jestem na per „pan”, ale
właśnie tak się stało. Dzisiaj nastał dzień, w którym mogę odmienić los Sakury.
Zostałem wybrany, aby ją chronić, w końcu stanę się przydatny. Nikomu nie
podoba się mój bohaterski wyczyn, w szczególności rodzicom. Martwią się, że
stracą mnie na zawsze. Jedyne, czego nie rozumieją, to tragizmu wydarzenia.
Jeśli nie pójdę Sakura zginie i nie wiadomo, co stanie się ze mną, a patrząc z
drugiej strony mogę nigdy nie wrócić, choć chyba bardziej odpowiada mi śmierć
honorowa. Nie chce umierać, jak tchórz, zbyt długo byłem schowany w cieniu.
Ukrywałem się, często zasłaniałem tarczą i dziś już tak nie będzie. Przez mój
impas nieświadomie kopałem dół pod sobą.
- Itachi wiesz, że nie
musisz tego robić? Nie chce stracić także ciebie. Popełniłam błąd, wysyłając
tam Sakurę bez zregenerowania własnych sił, ale...
- Musi tam iść. - Brat
przerwał wywody matki. - Jeśli chodziłoby o Ino zrobiłbym to samo bez wahania.
Czy ty nie zrobiłabyś tego samego dla ojca? - Jego mądrość wywołała uśmiech na
mojej twarzy. - Odzyska ją i wróci. Na pewno. Twardszy z niego skurw**l od
niejednego psychopaty, na tym świecie.
- Sasuke słownictwo! - oburzenie
matki zabrzmiało sztucznie.
- Przejdźmy do sedna. Nie
mamy czasu. - Tsutomu był spokojniejszy, przytłoczony losem swojego dziecka. -
Musisz ją znaleźć i sprowadzić w przeciągu pół godziny. Po tym czasie oboje
zginiecie.
- Nie mogę na to patrzeć.
Idę zapalić. - Ojciec unikał kontaktu wzrokowego.
- Pójdę z tobą. - Tsutomu wzruszył
ramionami i poszedł za nim.
- Wrócę - zerknąłem na
Sasuke.
- Wiem - rozsiadł się
wygodnie w fotelu. - Zawsze w ciebie wierzyłem.
Niby czyny są ważniejsze od słów, ale jego zdanie mnie podbudowało.
Potrzebowałem kontaktu z innymi ludźmi, bo bardzo dawno zatraciłem się we
własnej samotności. Odzyskiwałem nadzieję i osoby, które kochałem. Nie
zawracałem i nie patrzyłem w lusterko wsteczne, wręcz przeciwnie. Biegłem przed
siebie, zdobywając prawdziwe szczęście.
ZMIANA
POSTACI – SAKURA
- Proszę cię przestań
kłamać - odwróciłam wzrok, aby nie zauważyła moich szklistych oczu. Nie chciałam pokazywać słabości.
Po kilkunastu sekundach słuchania jej opowieści, miałam ochotę dać zamknąć się w wariatkowie. Dosłownie marzyłam o kaftanie bezpieczeństwa, który
osłoni mnie przed innymi i samą sobą. Nie miałam już siły i chęci do walki.
Zrozumiałam, że Itachi poradzi sobie beze mnie. Ma wkoło siebie dużo osób, a ja
jestem zbędna, wychowana w kłamstwie. Wszystko, w co wierzyłam okazuje się mieć
podwójne dno. Nie ma rzeczy, jaka byłaby kompletnie prawdziwa. Jak mam wierzyć
osobom, które kocham? Moja matka nie jest tą, za którą się uważa... Ja naprawdę
mam dość.
Sadako Haruno, kimkolwiek jest, nie myliła się, co do mojej osoby.
Znała mnie lepiej, niż ktokolwiek w moim życiu. Byłam słabą, mało popularną osóbką.
Zagubioną dziewczynką. Nie miałam nic, na czym mogłabym opierać swoją
przyszłość - przede mną rychły los. To ja jestem problemem. Nie powinnam się
urodzić. Dlaczego mam dalej walczyć? TenTen omal nie zginęła, Itachi zaginął,
Sasuke stracił szansę na puchar w zawodach. Pociągam za sobą na dno za dużo
osób, więc czy powinnam pragnąć powrotu? Chyba dobrowolnie chce oddać się w
ręce Hatake. Niby jeszcze nie nadszedł mój czas, mam do wykonania tajemnicze
misje, ale ich nie chce. Co jeśli skrzywdzę więcej osób? Jeśli nie uda mi się
uratować niewinnych?
- Sakura uwierz mi, że nie
chciałam, abyś się dowiedziała w ten sposób. Nie chciałam ciebie wcześniej
opuszczać, ale nie mogłam się odnaleźć.
- Mieszasz mi w głowie... -
Nie mogłam jej uciszyć. - Przestań mówić. Proszę zamilcz!
- To może być moja jedyna
szansa na rozmowę z tobą. Nie chcesz mnie o coś zapytać?
- Czemu tu jesteś?! - Jej
stoicki spokój wzbudzał we mnie pewnego rodzaju obrzydzenie. Każde
wypowiedziane słowo było oziębłe i wyrafinowane.
- Chce cię odzyskać. Nie
chce ponownie patrzeć, jak odchodzisz. Proszę daj mi szansę na naprawienie
swoich błędów. Czy ty tego naprawdę nie chcesz? - uniosła prawy kącik warg. –
Wiem, co myślisz, przecież słyszę twoje myśli. Nie chcesz tam wracać. Sakura twoje
życie nie musi takie być. Zostań ze mną, a pokaże ci czym jest prawdziwy raj.
- Proszę...
- Krzywdzisz przyjaciół,
odbierasz im szansę na szczęście. Jeśli wrócisz do nich, zabijesz ich.
Wybuchnie cicha wojna, która zeżre was od środka. Będziesz patrzeć na ich
cierpienie, przyglądać się, jak obdzierają ich ze skóry, jak zabawiają się ich
trzewiami. Chcesz ich skrzywdzić? - pokręciła głową. - Przecież wiem, że nie
chcesz. Zostając ze mną możesz zapobiec wielu nieszczęściom. Sakura zostań ze
mną i daj mi szansę.
- Nie - zagryzłam wargę.
- Chcesz do nich wrócić?
Sakura to przez ciebie Itachi zaginął. Cała akcja na moście to twoja wina. To
ty popchnęłaś go tamtej nocy do rzeki.
- To nie prawda.
- Czyżby?
Z każdym wypowiedzianym przez nią słowem, zaczynałam mocniej
nienawidzić siebie. Zmieniałam perspektywę, otwierałam się na nowe możliwości,
jakich nie dopuszczałam do siebie wcześniej. Co jeśli ona ma rację?
- Spójrzmy na to wszystko
obiektywnie - zaczęła stukać nerwowo stopą o posadzkę. - To ty zaczęłaś
pierwsza dobierać się do Itachiego, mieszałaś w jego związku, chociaż był
zaręczony z Guren. To ty chciałaś odejść i się z nim związać. Znałaś stawkę,
ale upierałaś się przy swoim. Na moście nie chciałaś uciekać, trzymałaś go za
rękę, utrudniając obronę. Zmanipulowałaś go i kazałaś mu poświęcić swoje życie
dla ciebie. Zrobił tak, więc zabrał ze sobą część Sasuke. Jego cierpienie rani
Ino. A co się stanie, jeśli powiesz, kim jest Sasori? Z czego chłopak nie ma
wyboru, bo to przez twoje czyny został przyciśnięty do muru. Zachowałaś się
samolubnie. Wybrałaś siebie. Jesteś z tego zadowolona?
- Z Guren to nie tak...
- No każda „druga” tak
mówi. Zawsze się tłumaczą, że to te pierwsze źle postępowały. Chcesz dalej się
tak oszukiwać?
- Dlaczego mi to mówisz? To
mnie boli.
- Ranisz innych Sakura!
Otwórz oczy! - Pierwszy raz uniosła głos, a jej ręka zacisnęła się w pięść. -
Mogłaś przeczekać rok, wyjechałabyś na studia i poznała swojego faceta, a nie
kradła cudzego. Wszystko ma swoje konsekwencje.
- Ja.... Yyyy…
Ona miała rację. Byłam suką odbijającą facetów. Zmanipulowałam
Itachiego, namieszałam mu w głowie i wykorzystałam do swoich celów. On bronił
mnie, gdy ja nie miałam do zaoferowania nic w zamian. To przeze mnie odszedł.
Boże... To naprawdę wszystko moja wina.
- Chodź ze mną -
uśmiechnęła się do mnie. - Chodź, a sprawie, że zapomnisz o wszystkim. Oni
poradzą sobie bez ciebie, w końcu przyzwyczają się do twojej nieobecności. Będą
bezpieczni, jeśli pójdziesz ze mną - wyciągała w moją stronę dłoń. - Obiecuję,
że nigdy cię nie okłamię. Nie będę taka, jak oni. Nie skrzywdzę cię i złagodzę
twój ból. Oszczędź cierpienia innym i zostań ze swoją mamą.
- Obiecujesz, że nic im nie
będzie? A co z Itachim?
- To kwestia czasu i go
znajdą. Wróci do Guren. Będą szczęśliwi - wyprostowała rękę w łokciu. -
Przecież, jak kogoś kochamy to chcemy dla niego, jak najlepiej, prawda?
Jestem przeszkodą. Kłodą rzuconą przyjaciołom pod nogi. Moja śmierć
zapobiegnie tragediom. Nie mogę wymagać od nich takiego poświęcenia. Nie dla
mnie.
- Ukufa siyeza.1
Zbliżałam się do niej. Byłam gotowa, aby się poddać.
ZMIANA POSTACI – ITACHI
Znałem ten głos,
rozpoznawałem go. To była ona, dziewczyna z mojej głowy. Przemawiała do mnie,
gdy chciała i traktowała mnie, jak swoją własność. „Jesteś tylko mój Itachi” -
wielokrotnie powtarzała to samo zdanie.
- No już ci się oddam -
mruknąłem pod nosem.
Moja ręka pierwszy raz została podniesiona na kobietę. Nienawidziłem
siebie za to, bo nie należałem do fun klubu damskich bokserów. Czy ten żal
trwał długo? Niekoniecznie. Nawet uśmiechnąłem się, widząc jak upada na podłogę
z pękniętym łukiem brwiowym. Przez tyle czasu chciałem ją skrzywdzić, a ten
cios był zaledwie namiastką pomysłów na tortury, wcielonych w życie.
- Itachi!? - Sakura
odskoczyła. - Co ty wyprawiasz! To moja matka!
- Gówno prawda -
przekręciłem oczami. - To nie twoja matka, a suka, która stoi za moim
zaginięciem.
- Sakura… - Kobieta się
rozpłakała. - Co się dzieje? Proszę. Pomóż mi. - Była dobrą aktorką. - Dlaczego
mnie skrzywdził?
- Itachi... - Nie mogłem uwierzyć,
że Różowa Dama zachowywała bezpieczny dystans, po tym jak odzyskała pamięć.
- Saki, no co Ty?! Boisz
się mnie?? - zrobiłem krok w jej stronę, ale ona zwiększyła ponownie odstęp
między nami. - Sakura...
- Nie podchodź do mnie. Skąd
mam wiedzieć, że to ty!? Skąd się tutaj wziąłeś?!
Zawładnęła jej umysłem i skierowała przeciwko światu. Pierwszy raz
widziałem taką przepełnioną żalem minę. Jej piękne zielone oczy stały się
szkliste. To nie była ta Sakura, która chciała walczyć o nas. Ona zrezygnowała,
dała się pokonać poczuciu winy. Traciłem ją.
- On chce nas rozdzielić.
Chce cię skrzywdzić. – Nie przestawała grać swojej roli.
- Zamknij się! - wskazałem
na nią palcem, nie odrywając wzroku od Różowej Damy. - Sakura to ja, Itachi.
- To nie może być on.
Dobrze wiesz, że nie może być tutaj z nami. Skąd by się wziął w twojej głowie?
- Nie jesteś Itachim.
- Żartujesz? - Nie miałem
pomysłu, jak pokazać jej prawdę.
- Itachi, którego znam nie
uderzyłby kobiety.
- Ona nie jest tym, za kogo
ją bierzesz.
- Ona jest moją matką!
- Manipuluje tobą! Chce,
abyś tak myślała! Twoja mama jest w domu!
- Nic nie wiesz! Skąd
możesz wiedzieć?!
- Sakura do cholery, to ja
Itachi! Przyszedłem tutaj, aby zabrać cię do domu! Znam sposób!
- On chce nas rozdzielić… -
Kobieta była wrzodem na moim tyłku. – Sakura on nie chce twojego szczęścia.
- A co ty wiesz o
szczęściu?! – zareagowałem impulsywnie. Chwyciłem ją za kawałek sukienki, po
czym uderzałem jej fikcyjną sylwetką o ścianę. – Sama mnie więzisz!
- Przestań! – Sakura
złapała mnie za bark, chciała mnie od niej odsunąć.
- Pomóż mi. – W strachu
wyszeptała te słowa.
- Przestań udawać!
- Zostaw ją! – poczułem
mocny cios w głowę.
Padłem na kolana, starając się nie stracić ponownie kontroli. Minęła
chwila, zanim odnalazłem się w sytuacji. Kobieta stała za plecami wściekłej
Sakury, która nie była już sobą. Jej oczy pochłonął mrok.
- To nie możliwe –
przytrzymywałem się za bolący kark.
Podszywana matka uśmiechnęła się do mnie. To był wyjątkowo szyderczy
uśmiech, który wzbudzał we mnie potężniejszą dawkę nienawiści. Przejęła
kontrolę nad Sakurą, zawładnęła jej umysłem. Nie miałem pojęcia, jak się teraz
zachować. Kończył się nam czas, a nie zapowiadało się na krótką walkę. Muszę
znaleźć sposób, aby ją znokautować. Muszę zabić tę sukę, zanim ona zabije nas.
- Poddaj się i odejdź –
wychyliła się zza pleców Saki. – Tym razem skorzystaj z propozycji, bo dobrze
wiesz, że nie wygrasz? Właśnie zyskałam to, czego ty nigdy nie odzyskasz –
pogłaskała różowe włosy, robiąc z Sakury własnego kundelka. – Jest cała moja.
Tylko moja Itachi. Przegrała, ale ty wciąż możesz być zwycięzcą. Dołącz do
mojej grupy, a spełnię każdą twoją zachciankę.
- Nie potrzebuje tego. – Dopiero
teraz się wyprostowałem, choć wciąż zachowywałem dystans. Bałem się wykonać,
jakikolwiek ruch. – Dobrze wiesz, że mi na tym nie zależy.
- Cóż… - westchnęła. – Masz
jeszcze kilka minut. Może zmienisz zdanie, a do tego czasu… - pstryknęła
palcami.
Sakura wleciała we mnie, niczym wściekły pies. Nie przestawała w szale
zadawać nieprzemyślanych i amatorskich ciosów. Zdołałem unikać większość
uderzeń, pozostałe blokowałem. Była słabsza od przeciwników, z jakimi
spotykałem się na ringu. Zupełnie inna, choć byłem przekonany, że z każdym
ruchem rosła w siłę.
- Sakura stój! – uniknąłem
ciosu i zatrzymałem ją, obracając plecami do siebie. Zastosowałem na niej
bardzo prosty trick. – Zrozum! To ja Itachi! – szarpała się. Powoli
wyślizgiwała się z mojego uścisku. – Sakura błagam cię…
Jej niewinnym ciałem zawładnęły płomienie. Tak gorące, że
automatycznie od niej odskoczyłem. Poparzyła mnie.
- Co ty wyprawiasz?!
Przestań! – Płomienie się uspokoiły, a ciało Sakury pozostało bez skazy.
- Zapomniałeś, że to jej
głowa?! – Kobieta krzyknęła, będąc niezwykle dumną ze swoich poczynań. – Może
zrobić, co tylko chce! To jej świat Itachi!
- Cholera - burknąłem pod
nosem.
Byłem w kropce. Sakura została pochłonięta przez moc silniejszej
jednostki. Nie panowała nad sobą i nie dostrzegała prawdy, jaką próbowałem jej
uświadomić. Była gotowa mnie zabić, a ja nie mogłem się zrewanżować. Nie
skrzywdzę Sakury, więc muszę wymyślić coś innego. Ale co, gdy ta kobieta
wiecznie stoi mi na drodze? Jej jedno słowo ma większą siłę, niż setka moich
zdań. W jaki sposób mam ją przechytrzyć i opamiętać Sakure?
- Skończcie gapić się sobie
w oczy! Ruszcie się trochę! – Ponownie pstryknęła palcami.
- Sakura nie! – Jej pięść
przeleciała tuż koło mojego nosa. Była sprytniejsza i wzrosła jej szybkość.
Ewoluuje. – Proszę cię przestań!
Popełniła błąd, którego nie wykorzystałem. Mogłem ją skrzywdzić, ale
nie zacisnąłem nawet pięści. Nie mogę winić jej za to, co się teraz dzieje.
Muszę szybko wykombinować dla nas wyjście ewakuacyjne, bo oboje zginiemy.
- Wycofasz się Itachi?
Wciąż masz czas! Możesz wrócić do domu i odzyskać wszystko, co dotychczas
straciłeś! Ona, za twoje życie! Co ty na to? Aby pomóc ci się zdecydować powiem
ponownie… Z nami nie wygrasz!
- Może z Sakurą nie… -
zatrzymałem cios, który na moment sparaliżował moje przedramię. – Przestań - stłumiając
ból przymknąłem jedną powiekę. Chciałem utrzymywać z nią kontakt wzrokowy. –
Sakura. - Jej piszczel zatrzymał się na moich żebrach, usłyszałem trzask. –
Sakura - uklęknąłem przed nią na prawe kolano.
- Chcesz dziś zginąć
Itachi? Czy ta pusta walka jest tego warta?! Co chcesz przez to udowodnić?!
- Nie zrezygnuje z ciebie –
przeszywał mnie impulsywny, narastający ból. – Sakura, nigdy z ciebie nie
zrezygnuje. - Mój oddech stał się ciężki, na czole pojawiła się armia kropel
potu.
- Więc chcesz zginąć?! –
zaklaskała. – Brawo. Damy Ci to, czego pragniesz, lecz w bardziej spektakularny
sposób. Wielki wojownik Uchiha nie może zginąć w tak błachym, mało widowiskowym
stylu. – Znowu pstryknęła palcami.
Sakura się cofnęła, a ziemia zaczęła drżeć. Sparaliżował mnie ból, więc
nie ruszałem się z miejsca.
W głębi siebie żywiłem nadzieje na szczęśliwe zakończenie. Ufałem, że
się opamięta i mnie nie zabije. Zdołała przecież wykonać nie lada wyczyn dla
Sasoriego, gdy tamtego dnia uratowała mu życie. Czy mogę liczyć na to samo?
Ziemia pode mną się rozdzieliła. Pochłonął mnie mrok przepaści.
Zatracenie…
Zderzyłem się z asfaltem, słysząc kolejny charakterystyczny trzask
towarzyszący łamaniu kości. Upadłem na prawy bok, przez co wybiłem obojczyk i
podzieliłem na pół kość ramienną. Zabolało tak bardzo, że na chwilę mnie
zamroczyło. Nie mogłem się odnaleźć, zagubiłem swoją świadomość w cierpieniu.
- To jeszcze nie koniec
Itachi! Wstawaj! – Ten głos doprowadzał mnie do szału, ale jednocześnie
napędzał do starcia. Przypominał mi, o jaką stawkę walczę.
Przechyliłem się na lewą stronę, gdzie wciąż pulsował rozdzierający
ból po roztrzaskanych żebrach. W końcu po kilkunastu sekundach zdołałem się
podnieść. Za pewne wyglądałem, jak pijany menel starający się utrzymać pion,
jednak naprawdę stanie na nogach sprawiało mi trudność. Zaciskałem zęby, tłumiłem
łzy i modliłem się o szczęśliwy finał.
Zamarłem… Ponownie… To miejsce…
Znalazłem się na moście. Tak tym sławnym moście, na którym rozgrywała
się większość naszych tragedii. Z jednym małym wyjątkiem - był zawalony w
połowie.
- O mój Boże -
podtrzymywałem się o barierkę.
Zerwał się silny wiatr. Pamiętam, to zdarzenie z mojego koszmaru.
Śniło mi się, że biegłem, uciekałem i zatrzymałem się na krawędzi. Nie miałem
drogi ucieczki, a za moimi plecami…
- Nie - dobiegł do mnie
świst charczących płomieni. – To nie może być prawda.
Sakura kroczyła w moim kierunku, a za jej plecami roznosił się dziki
ogień. Panowała nad najmniejszą iskrą odłamującą się od reszty. Ona była Panem
tego świata.
Ostrożnymi krokami zacząłem się cofać. Wiedziałem, że ta opcja kiedyś
się skończy, bo krawędź przepaści była kilka metrów za mną.
Najmniejsze drgnięcie i każde oderwanie podeszwy od podłoża, wbijało
gwóźdź do mojej trumny. Zmasakrowała mnie wcześniej swoją siłą. Kilka potężnych
ciosów sprawiło, że zaczynałem umierać od środka. Złamane żebro przebijało
stopniowo moją skórę.
- Dokąd uciekasz Itachi? –
zamknąłem oczy, gdy kawał asfaltu oderwał się od krawędzi. – Czy to nie
honorowa śmierć? Z ręki swojej miłości? – stała w bezpiecznej strefie, po
drugiej stronie mostu.
Chciałem powiedzieć Sakurze masę rzeczy, ale żadna nie była dla mnie
wartościowa. Nie wiedziałem, jakimi słowami chce się z nią pożegnać. Byłem
pewien jednego, co wykańczało moją duszę. Pewnego dnia Różowa Dama się ocknie,
odzyska kontrolę i ponownie będzie sobą. Jeśli dowie się, że mnie zabiła, w tej
samej sekundzie umrze razem ze mną. Tych wyrzutów sumienia nigdy nie stłumi.
- Zabij go i wracamy!
Kończy się nam czas, Sakura!
- Zanim to zrobisz chce ci
coś powiedzieć… - Moje nogi przypominały galaretę.
- Daj się jemu wygadać, a potem
go zabij. Okaże mu akt miłosierdzia pod koniec tego marnego żywota.
- Jak wrócisz do domu nie
oglądaj się za siebie. Nigdy nie żałuj tego, co zrobiłaś, bo to nie jest twoja
wina. Powiedź mojej rodzinie, że chociaż nie byłem ideałem i często ich raniłem,
to byli dla mnie wszystkim – zakaszlałem, rozprzestrzeniając na asfalt krople
krwi. Ciepło płomieni zaczynało mnie dusić.
- Oj, co za ckliwy moment.
– Suka nieustannie się wtrącała.
- Nie wiń się za moją
śmierć i nie przestawaj walczyć. Nie zmarnuj mojego poświęcenia, bo ona musi
zapłacić za to, co nam zrobiła. Musisz ją zabić Sakura. Będziesz jedyną osobą,
która będzie wstanie stawić jej czoła i zwyciężyć. Wierzę w ciebie. – Kolana zderzyły
się z podłożem. – Sakura - traciłem stopniowo przytomność. – Zrobiłem to dla ciebie.
Mogłem się bronić, ale nie potrafiłem tego zrobić. To jest mój wybór, więc nie
obwiniaj się za to – powtarzałem się, ale ciężko było mi składać logicznie
zdania. – Nie twoja wina kochanie… Nie twoja… - Mój oddech był niemiarowy, płytki.
– Zrobiłem to dla ciebie moja Różowa Damo.
- Wykończ go! Koniec z tym
pieprzeniem!
W tamtej chwili dostrzegłem iskierkę nadziei, jakiej brakowało mi
wcześniej. Kolor oczu Sakury migotał, zamieniając się to z ciemnego mroku, na
naturalną zieleń. Walczyła i stawiała opór.
- Sakura słyszysz! –
pstryknęła palcami. – Zabij go!
- Jesteś najlepszym
prezentem od losu, jaki kiedykolwiek otrzymałem. Tylko przy tobie byłem
naprawdę szczęśliwy. Nie musiałem udawać, nie musiałem dostosowywać się do
głupich norm i zasad. – Jej stopa oderwała się od ziemi, ale zatrzymała się w powietrzu.
– Popychałaś mnie ku niebiosom.
- Sakura zabij go! Masz
wykonywać moje rozkazy!
- Dla ciebie zrobiłbym
wszystko – kontynuowałem wylewanie uczuć. – Jesteś warta każdego cierpienia,
jakie przeszedłem. Teraz, gdy odzyskałem pamięć, gdy wiem, z czym musieliśmy
się zmagać, widzę prawdę. – Noga opadła na asfalt. – Nigdy, przenigdy nie
pożałuje tego, że ciebie spotkałem. Jesteś moją Różową Damą i wiesz, o tym
prawda?
- Zabij go!! – Kobieta zaczęła
pstrykać nerwowo palcami, ponieważ grunt zaczął się pod nią sypać. – Zabij go!!
Natychmiast!
Ręka Sakury wzbiła się ku górze, jej oczy pochłonęła czerń. Płomienie
wzbiły się w powietrze, formując się na kształt bicza.
Po chwili ruszyły w moim kierunku.
- Kocham cię… Zawsze będę
cię kochał – skręciłem twarz na prawo i zacisnąłem mocno powieki. Nie chciałem
na to patrzeć.
- Co ty wyprawiasz?! Masz
go zabić!!!!
Otworzyłem oczy i nie poruszając głową, kątem oka zerknąłem w stronę
Różowej Damy. Ogień zatrzymał się tuż przy moim policzku. O dziwo jego
temperatura mnie nie raniła. Sakura stawiła opór, jakiego kobieta nie mogła
pokonać.
- Zabij go!! Natychmiast!!
ZMIANA
POSTACI – SAKURA
Miłość jest niezniszczalną
siłą. Niewidzialną mocą napędzającą człowieka do życia. Żadna siła nie może być
jej równa. Nie można jej zdefiniować, zrozumieć i kontrolować. Kocham – to
najniebezpieczniejsze słowo na świecie.
- Nie – wzięłam rękę do
tyłu, a razem z nią powędrowały płomienie. – Nie zrobię tego.
Czułam ją w swoim wnętrzu. Jej moc nieustannie błądziła w moich
żyłach, czekając na słabość. Miażdżyła raz po raz moje mięśnie, starała się
dotrzeć i zawładnąć moim sercem. Była silna, naprawdę fenomenalnie poradziła
sobie z manipulacją. Wykorzystała moją słabość, wpiła się w Piętę Achillesa.
Żywiła się nieszczęściem, wyrzutami sumienia i zmartwieniami. Mąciła w umyślę,
jak pisarz zabawiający się w Boga ze swoimi postaciami. Chciała mnie mieć, lecz
zbyt długo czekała. Popełniła błąd, stawiając mnie przeciwko Itachiemu. Zrobiła
największą pomyłkę, jakiej człowiek mógłby się dopuścić. Nie powinna stawać
pomiędzy dwojgiem kochających się ludzi. Szczerego uczucia nikt, ani nic nie
zburzy.
- Zwariowałaś?! Co ty
wyczyniasz?!
Zatrzymałam się na krawędzi blisko ukochanego. Posłałam mu lekki,
lecz dosadny uśmiech. Dzięki niemu odzyskałam wiarę w siebie.
- Powiedziałaś, że ten
świat należy do mnie.
Czułam się, jak super bohater, który ratuje Ziemię przed zagładą. Nie
umiem sprecyzować tego uczucia, ale było fantastyczne. Połączony orgazm z
ekstazą. Dawka wybuchowa, ekstremalna adrenalina. Milion tak zwanych motylków,
wzburzyło we mnie ocean mocy.
- Więc poczuj moją siłę.
Wysunęłam nad przepaść dłoń. Ziemia ponownie zaczęła drżeć.
Zauważyłam na jej twarzy zwątpienie. Bała się mnie.
- Nie ważne, czy jesteś
naprawdę moją matką – kontynuowałam swoją mowę końcową. – Mam gdzieś, czy
mówisz prawdę, bo nikt… - uśmiechnęłam się szeroko, a kawałki pękniętego
asfaltu zaczęły wynurzać się z jeziora. – Naprawdę nikt… - odłamy łączyły się w
całość, odbudowywały most. – Nie będzie rządził moim życiem i kwestionował
moich wyborów. Nikt nas nie rozdzieli.
Płomienie zablokowały jej drogę ucieczki. Nie mogła stąd odejść, bo
wpadła w pułapkę. Sama zrzuciła na siebie ten los.
- Wycofaj się. Ostrzegam cię,
Sakura. Nie pokonasz mnie, bo jesteś za słaba.
- Może cię nie pokonam, ale
będę próbować – wzruszyłam obojętnie ramionami, idąc do niej. – Co mam do
stracenia?
- Ku*wa – skrzywiła się. –
Jeszcze się spotkamy Sakuro Haruno. Pożałujesz swojego wyboru. Będziesz
cierpiała najmocniej z nich wszystkich. Wypatroszę cię. Załatwię cię!
- Wiesz ile osób już mi to
powiedziało? Zbyt dużo. Teraz na samo brzmienie tych słów, chce mi się śmiać –
parsknęłam. – Zapamiętaj to sobie suko. Wiedz, że nie będzie ze mną łatwo. Ty grozisz
mi, to i ja mogę grozić tobie. Znajdę cię i odpowiesz za wszystkie krzywdy.
Załatwię cię, zanim ty zdołasz kiwnąć palcem.
Chociaż przemawiałam, jak odważna i nieposkromiona, to w moim wnętrzu
mną telepało.
- Być może masz rację –
wzrokiem podążyła na Itachiego. – Myślisz, że on dożyje tej chwili?
Itachi! Obejrzałam się za siebie i z przerażeniem pobiegłam w jego
kierunku. Znowu zagubiłam się we własnej dumie. Ponownie pochłonęła mnie pycha
i egoizm. Co jest ze mną nie tak?!
- Itachi… - uklękłam przy
nim i położyłam jego głowę na moje uda, aby następnie gładzić dłońmi blade
policzki. – Itachi…
Spokój przerwał huk pękającego szkła.
- Ukuphela kuseduze.
Ukunqoba nakakhulu.2
Kobieta zniknęła, w nieznany mi sposób ulotniła się z mojej głowy.
- Podążaj za czerwonym
światłem. – Z trudem złapał mnie za nadgarstek. Jego uścisk był słaby. – Sakura
musisz iść za czerwonym światłem. Ty jesteś nadzieją… - kaszlnął, wypluwając
krew.
- Nic nie mów - rozpłakałam
się. Nie mogłam poskromić łez. Zacisnęłam mocno usta i starałam się nie wpaść w
panikę.
- Mogłaś ją zabić. Dlaczego
pozwoliłaś jej odejść?
- Jesteś ważniejszy, niż ona.
Znajdę rozwiązanie. Uratuje cię Itachi…
- Musisz skupić się… -
kolejna dawka ciemnej cieczy wydostała się z ust, spływając po jego brodzie. –
Musisz ją powstrzymać.
- Nie przejmuj się nią… -
pękłam i rozpłakałam się na dobre. – Proszę Itachi… - Moja klatka piersiowa
zaczęła szaleć w rytmie szlochania. – Itachi nie zostawiaj mnie. Nie możesz… -
piszczałam, nieustannie marszcząc czoło. Chciałam zapanować nad rozpaczą. – Nie
możesz zostawić mnie samej. Nie teraz… Przepraszam za wszystko. Proszę cię nie
odchodź.
- Nie płacz… - uniósł dłoń
do góry i pogłaskał mnie po policzku, zamieniając strumienie łez w ślady jego
zakrwawionych palców. – Zawsze będę przy tobie.
- Wymyślę coś… Ja znajdę
sposób. Nie stracę cię. Nie! – Bezradność przejęła władzę nad moim głosem. –
Nie pozwolę ci odejść, rozumiesz?! Nie teraz, gdy cię odnalazłam! Nie poddawaj
się! Itachi zostań ze mną!!!!!!
- Nie na wszystko można
znaleźć rozwiązanie. - Palce przestały dotykać moich policzków. – Jeszcze się
spotkamy Różowa Damo - zachłystnął się powietrzem. – Podążaj za czerwonym
światłem…
To były ostatnie słowa, jakie wydostały się z jego sinych warg. Jego
twarz pochłonął lód.
- Itachi?! – szarpałam go
za bluzę. – Itachi?! – nie oddychał. – Nie… Nie… Nie znowu… Nie…
Itaaaaaacccccchhhhhhiiiiiiiiii!!!!!!!!
DODATEK
– SASUKE UCHIHA
Miałem dość tego pokoju. Sam nie wiedziałem,
gdzie powinienem teraz być. Tak bardzo chciałem uciec, zaszyć się przed całym
światem, spróbować przetworzyć informacje na spokojnie. Potrzebowałem czasu,
którego nie mogłem uzyskać. W momencie, gdy ujrzałem Itachiego, gdy mój ojciec
ściskał mnie za gardło, a potem puścił, miałem ochotę wybiec. Zdecydowałem się
jednak zacisnąć mocno pięść i stłumić strach. Pokonałem wewnętrzny głos i
zostałem.
Szczerze to bałem się spojrzeć w lustro. Nie byłem gotowy podnieść do
góry głowy, bo przytłoczył mnie wstyd. Zrzuciłem winę na Sakurę i na nią,
przeniosłem swój cały żal za stratę brata. Był moim przyjacielem i nie mogłem
znieść tej niewiedzy. Myślałem, że odszedł przez nią. Osądzałem ją, bo sam nie
chciałem być sądzony. Przez to wszystko moja arogancja sięgnęła zenitu,
postradałem rozum bez możliwości łatwego powrotu.
Teraz, gdy na nich patrzyłem dostrzegałem coś, czego wcześniej nie
doświadczyłem. Czego do siebie nie dopuszczałem, bo wolałem szukać winowajcy,
zamiast odkrywać prawdę. Przez nich mur, jaki postawiłem runął. Nie wiem, czy
to chwilowe, ale naprawdę odczułem wielką chęć na zmianę. Chcę być innym
człowiekiem, zaakceptować swoje życie i skonfrontować się z problemami. Nie
mogę być słaby. Nie w momencie, gdy dwie z najbliższych mi osób, walczą o
przetrwanie.
Głośny jęk wyrwał mnie z moich rozmyślań. Podniosłem wzrok i
ujrzałem, jak ciało Sakury wygina się w łuk. Zaciągała się łapczywie
powietrzem, przez co zdobyła pełną uwagę. Przykuła wzrok każdego zebranego w
pokoju. Minęła sekunda i przechyliła się na bok. Z jej ust wylała się krew. Przesiąkła
w pościel, materac, a następnie zaczęła kapać na panele podłogowe.
- Już dobrze. - Mama
głaskała ją po czole. - Wszystko będzie dobrze. Oddychaj.
- Nie - wtuliła się
policzkiem w zakrwawioną pościel. - Nie będzie dobrze...
Zajrzałem prosto w jej zapłakane oczy i poczułem ogromny ból w
okolicach mostka. Moje serce zamarło na kilka sekund, aby później ocknąć się,
wrzucając najwyższy bieg. Z dynamicznym rytmem uderzeń przychodziło
potężniejsze cierpienie. Nie umiem tego sprecyzować. To tak, jakby ktoś
zaciskał w dłoniach moje serce, które chce eksplodować. Szczypię. Szarpię.
Paraliżuje moje kończyny.
- Sakura, o czym ty mówisz?
- Mikoto skierowała wzrok na ojca, po czym podsunęła twarz bliżej Sakury.
- Od... - pociągnęła nosem,
po czym zasłoniła połowę twarzy dłonią. - Odszedł.
Jej słowa, choć nie wyraźne wzburzyły sztorm. Mama się popłakała, załamany
Tsutomu osunął się po ścianie na podłogę, a mój ojciec złapał się za klatkę
piersiową, jakby miał dostać zawału. Jedynie ja zachowałem zimną krew, bo
wiedziałem, jako pierwszy. W momencie, gdy zajrzałem w jej oczy, zrozumiałem.
- To nie możliwe... - Matka
nie odpuszczała. - Czy on może umrzeć?! - podbiegła do ojca i nim potrząsnęła.
- Powiedz mi czy nasz syn może umrzeć?! Czy on nie żyje?!
Nie przestawała go szarpać i miotać jego ciałem. Mój ojciec, wciąż
milczał. Pogrążony we własnych myślach stracił kontakt z rzeczywistością. Nie
wiedziałem co powinienem, o tym sądzić, ale przeczuwałem, że ta historia nie
może mieć takiego zakończenia. Itachi nie mógł odejść. Jest zbyt twardym
zawodnikiem i chociaż zniknął niezauważony, wróci.
- Nie wiem. - Fugaku
przemówił po dłuższym czasie. - Nie mam bladego pojęcia, co się z nim stało.
W tej ciężkiej chwili nie potrafiłem się z nimi zjednoczyć. Oni,
połączyli się w bólu i opłakiwali Itachiego, gdy ja odzyskiwałem spokój. Miałem
przeczucie, że on żyje. Coś kompletnie mi nieznanego oraz bardzo potężnego
mówiło, że mój brat się nie poddał. Przeczucie? Możliwe. Itachi po prostu nie
należy do słabych – w końcu płynie w nim krew rodu Uchiha.
„Nie ważne ile razy przyjdzie nam
umierać.
Zawsze odnajdziemy do siebie
drogę.”
_______________________
1śmierć nadchodzi
2Koniec jest bliski. Zwycięstwo jeszcze bliżej.
(amatorskie
tłumaczenia – język zulu)
PS - rozdział nie przeszedł przez magiczną moc mojej bety, więc błędy z czasem zostaną - zniwelowane ^^
Pierwsza!!!
OdpowiedzUsuńWitam, witam...
Zgadzam się w 100% z Saskiem, że Itachi jeszcze się pojawi. ^^ Przecież nasz przystojniaczek dopiero zaczął działać.
Rozdział wyszedł okey. Mam tylko jedno ale... Po pierwszej zmianie postaci na Sakurę napisałaś: "panowałam się przed płaczem" Nie klei mi się to. No po prostu to takie... Nie wiem, może chodził Ci o coś w guście: "zapanowałam nad płaczem" albo coś...Więc to tylko jedno moje maleńkie ale. A poza tym to było ciekawie.
Podobała mi się ostatnia część rozdziału. To przeświadczenie Sasuke. Zobaczymy czy uda mu się wesprzeć Sakurcię.
Nieźle popłynęłaś z wyznaniem uczuć Sakurze przez Itachiego. W końcu chłopaczek się otwarł i powiedział jej co czuję, choć skończyło się to z lekka tragicznie.
A ta wredna baba podszywająca się pod "prawdziwą" matkę Haruno mnie wkurza... Mam jej po prostu dość. Niech ją ktoś w końcu zabije i będzie spokój.
No to by było na tyle.
Pozdrawiam i standardowo życzę weny.
Buuuuuziaaaaaki :*
Dobra! Więc niuchu, niuchu i zmieniłam to dziwactwo. Dziękuje za czujność, bo ja czasami tworzę, jakieś niezrozumiałe i niepoprawne zdania - chociaż z tym walczę. Także - dzięki!
UsuńOgólnie wiem, że popłynęłam, ale to było zamierzone. Wiesz moc słowa i inne duperelki :).
Co do Itachiego - wiadomo - ItaSaku, więc musi żyć ^^
Wredna baba... haha... jeszcze się zdziwicie ;)
Pozdrawiam i dzięki za komentarz =)
Padam na twarz! Oddaje pokłon i wszystko co kurwa możliwe! (Soreczka za słownictwo!) Może jestem jakaś inna czy coś, ale moim zdaniem to jest najlepszy rozdział ever!
OdpowiedzUsuńMistrzu mój! Tylko się nie śmiej! Ale sie poryczałam jak dziecko!
To nie jest śmieszne słyszysz?! Cipo jedna! No to w sumie tyle.
Więcej takich.
Weny rybko! :*
Ty mnie rozwaliłaś tekstem: mistrzu mój xD. Nie nazywaj mnie mistrzem, gdy ja jestem leszczem do potęgi xD.
UsuńI płacz? serio... Z czego tu ryczeć? :D
Dzięki za koment wariacie ;D
O ja pierdziuuuu.... Pierwsza rzecz: Sasek zadziwia, oj zadziwia. Druga: Saku mnie zirytowała. Trzecia: Itaś mnie rozczarował. Czwarta: Ta głupia sucz, co sie wje.... chała do umysłu Saki, jest może tą od czerwonych szpilek z mostu? Polubiłam tą susz [czyt. sposób w jaki ją wykreowałaś]
OdpowiedzUsuńNiby kurde rozdział mi się zajebiście nie podoba, ale ubrałaś to w słowa tak zgrabnie, że kuźwa już nawet nie wiem co myśleć....
To weny, samozaparcia, znaczy się tego... no.... coś na s.... ssssssss...... Wiem! WYTRWAŁOŚCI ^^
Na początek muszę szczerze i otwarcie przyznać, że za tobą tęskniłam xD. Za tobą i twoimi komentarzami :D
UsuńCo do pytania to tak. Specjalnie wspomniałam, że uderzała szpilką o posadzkę, czy jakoś tak, aby nie powiedzieć wprost, ale naprowadzić was na nią. To ten sam babsztyl xD.
co do kolejnej części - ja też nie wiem co myśleć, ale pewnego dnia się odnajdę i zacznie mi iść coraz lepiej :).
I Itachi musiał zawieźć, bo coś musiało ich rozdzielić... ;p
Pozdrawiam misiaczku :*
No cóż, z rozdziału na rozdział coraz lepiej.
OdpowiedzUsuńAkcja się rozkręca, a ja nie mogę się już doczekać zakończenia.
opieram Saska, Itaś jeszcze wróci. Szósty zmysł mi to mówi ^^
A tamta powiedzmy wiedźma nie mogła byc matką Saki, no bo prawdziwa matka by tak nie mówiła.
No i czekam na next
Koment długością nie powala, ale tak wyszło
Pozdro
Zapomniałam odpowiedzieć, ale ze mnie ciamajda... ;/
UsuńWięc... Dzięki ogólnie za koment.
Zakończenie będzie już nie długo, może 4 notki i już będzie finał. Mniej więcej własnie tak planuje, więc myślę, że dłużej nie będę zawracać wam głowy agonią ;p.
I dzięki za komentarz i obecność i wszystko :)
Pzdr :*