"Nie ważne, jak bardzo będziesz się starać...
Nie zmienisz przeznaczenia..."
SAKURA
Pamięć jest jedną z najważniejszych funkcji
naszego mózgu. Co się dzieje, gdy zaczynamy zapominać? Popełniamy kilkukrotnie
te same błędy. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć skutków podejmowanych decyzji,
bo zaczynamy wszystko od nowa. Mijamy ludzi na ulicy i ich nie poznajemy,
chociaż możliwe, że byli przełomową chwilą w naszym życiu. Wpłynęli na nasz
rozwój, stali się nieodłączną częścią nas samych.
Budujemy nasze życie na doświadczeniach, sklejaniu momentów i ulepianiu z nich
rzeczywistości. Jesteśmy podejrzliwi, nieufni i ostrożni, aby chronić swoją
przyszłość. Jak zapobiegać własnym porażkom? Jak walczyć, gdy w koło nas kłębią
się niezliczone kłamstwa i tajemnice? Lepiej jest wiedzieć, na czym stoimy, niż
podążać obcymi ścieżkami na oślep. Nie chcę się dłużej czuć, jak nabój
wystrzeliwany bez celu z plastikowej broni. Definitywnie pragnę zamknąć ten rozdział. Może jestem głupia, marnując szansę
na normalne życie, ale koniec z ukrywaniem się pod kopułą niezliczonych pytań.
Jestem Sakura Haruno, dziewczyna ze zdolnościami, które zostały mi przekazane
przez samego Boga. On mnie stworzył i wierzę, że ma w tym jakiś cel.
-Więc jak? Gotowa? – Mikoto wymusiła uśmiech.
-Dacie nam chwilę? – zerknęłam na ojca.
Chociaż
to nie z nim chciałam porozmawiać, zależało mi na jego pozwoleniu. Ojciec bez
słowa przytaknął głową i jako ostatni opuścił pokój.
-Byłam bliska śmierci, więc przeszłam przez
barierę, która pozwala mi cię dostrzec. Ciebie
i inne błądzące dusze – podniosłam wzrok.
Itachi
stał przede mną z wyrysowanym smutkiem i zmartwieniem na twarzy. Bez
wypowiadania zbędnych słów wiedziałam, jakie jest jego zdanie na ten temat. Znałam
go wystarczająco dobrze, aby stwierdzić kiedy jest niezadowolony. Na szczęście,
on także zdołał mnie poznać i wiedział, że jego interwencja mnie nie
powstrzyma.
-Nie chcę, abyś się na to zdecydowała.
Sakura, znajdziemy inny sposób. Nie musimy tak ryzykować.
-Itachi muszę to zrobić. Tutaj nie chodzi
wyłącznie o nas. Całe moje życie zależy od tego momentu. Jeśli twoja mama
przeprowadzi mnie przez mur postawiony przez mojego ojca, mogę poznać prawdę.
Mogę dowiedzieć się kim jestem.
-Ale ja wiem kim jesteś – kucnął. Próbował
dotknąć mojego policzka, jednak „bariera materii”, wciąż nas od siebie
oddzielała. – Sakura, proszę pozwól mi samemu to rozwiązać. Znajdę sposób, aby
się wydostać.
-Wiem, że się martwisz, ale musisz mi
zaufać.
-Ufam, ale to nie pomaga. Co jeśli coś ci
się stanie? Dobrze wiesz, że nie mogę cię chronić. Jestem bezużyteczny.
-Bezużyteczny? – Mimowolnie się
uśmiechnęłam. – To dzięki tobie znaleźliśmy się w tym miejscu. Gdyby nie ty, tkwiłabym
dalej w martwym punkcie.
-Nie zniosę tego. To jest chore! – wstał,
zasłaniając dłonią oczy.
-Ej… Ej… - podeszłam do niego. – Wszystko
będzie dobrze. Dam radę Itachi. Dużo przeszłam i…
-Właśnie to mnie martwi – przerwał mi. –
Wiecznie coś się dzieje, nie ma nawet sekundy na zaczerpnięcie porządnego
oddechu, a teraz chcesz zaryzykować ponownie. Ile razy możesz uniknąć śmierci?
Bo ja już straciłem rachubę.
-Chcę, abyś pozwolił mi to zrobić. Nie
zdecyduję się do czasu, gdy mi na to nie
pozwolisz. Itachi, proszę. – Moja ręka
przeniknęła przez jego dłoń. – Mogę zmienić przyszłość, odmienić swoje życie i
zrozumieć zaistniałą sytuację. Jest mi ciężko, ale ucieczka w niczym nie
pomoże. Jeśli się schowam, to…
-To? – zatopiłam się w jego spojrzeniu.
-Mogę stracić cię na zawsze. Nigdy bym
sobie tego nie wybaczyła. Przez rok czułam, że ze mną coś nie tak, że czegoś mi brak. Nie umiałam się odnaleźć, odróżnić
rzeczywistości od fikcji. Byłeś przy mnie. Sam wiesz, co się ze mną działo.
Użalałam się nad sobą uwięziona we własnych problemach. Nie chce być już tą
osobą. Nie jest mi łatwo, ale jeśli uda się to zakończyć… Jeśli uda mi się
sprowadzić ciebie do domu… - próbowałam powstrzymać płacz. – Wiem, że wszystko
się ułoży.
-Dobra – wziął głęboki wdech. – Zgoda –
przysunął do mnie głowę, jakby chciał się zetknąć ze mną czołem. – Ale obiecaj,
że wrócisz.
-Wrócę. Zawsze wracam.
Czerpanie
radości ze wspólnej chwili przerwało pukanie do drzwi. Mikoto niepewnie
wychyliła się zza framugi, posyłając nam smutne spojrzenie.
-Jesteś gotowa? – pokiwałam głową.
Nie
byłam tak naprawdę przygotowana, bałam się rezultatów eksperymentu. Sakura
Haruno kontra reszta świata. Dzisiaj postawię pierwszy krok do przygotowania
obrony. Nikt oprócz mnie nie ma prawa rządzić moim życiem, więc muszę
definitywnie zakończyć działanie zaklęcia. Jestem „Panią” swojego losu i sama mogę
decydować, za jakimi drogowskazami chcę podążyć.
Jestem gotowa, aby odżyć – jestem przygotowana na najgorsze.
-Zamknij oczy. – Głos Mikoto zadrżał.
Denerwowała się znacznie bardziej ode mnie. – Pamiętaj, abyś słuchała mojego
głosu, bo tylko tak będziesz w stanie powrócić.
Ja jestem twoim wyjściem.
-Wiem – uśmiechnęłam się delikatnie.
-Sakura, jeśli zabłądzisz możesz się nigdy
nie obudzić, rozumiesz? – Nadopiekuńczość ojca nie znała granic. – Proszę Cię,
nie zgub się.
-Będziemy na ciebie czekać – poczułam dłoń
Sasuke na swoim barku. – Wróć, bo musimy skopać kilka tyłków.
-To da się zrobić – zaśmiałam się nerwowo,
bo jedynie na to było mnie stać.
-Sakura, wciąż możesz się wycofać. Nie
musimy tego robić. Znajdziemy inny sposób. Zdecydowanie bezpieczniejszy.
-Tato, pozwól mi to zrobić. Już rozmawiałam
z Itachim i wiem, że nie ma innego sposobu. Pozwólcie mi w spokoju przez to
przejść.
-Pozwólmy jej. – Mikoto mnie poparła. –
Zacznijmy – złapała mnie za rękę. Jej dłoń była zimna, jak lód wyciągnięty z
zamrażarki.
****
Znalazłam
się na moście. Odgłosy kropel deszczu uderzających o drogę, przygłuszało intensywne
bicie mojego serca. Świat był pozbawiony barw, przybrał kolor sepii. Miałam
wrażenie, że wszystko odgrywa się w zwolnionym tempie, zdecydowanie, jak przez
mgłę. To nie działo się w czasie rzeczywistym, więc Mikoto odniosła sukces. Wysłała
mnie do decydującego wydarzenia, zanim odebrano mi
uczucia miłosne i zanim zaginął Itachi.
W
oddali, przy barierkach, zobaczyłam Sakure z przeszłości. Przyjmując skuloną
pozycję, zasłoniła rękoma twarz. Usłyszałam cichy płacz, który usilnie próbowała
ukryć przed całym światem. Była smutna, skołowana i rozproszona. Nie zwracała
uwagi na otoczenie. Czy chciałam wtedy popełnić samobójstwo?
Zaczęła
się wspinać do góry, uderzając stopami o metalowe kłódki. Musiało wydarzyć się
coś złego, ale wciąż nie byłam w stanie stwierdzić, dlaczego dokonałam takiego
wyboru. Odebranie sobie życia? Zawsze sądziłam, że nie jestem do tego zdolna.
Co się ze mną działo tamtego dnia?
Podbiegłam
bliżej, ale przystanęłam, gdy zauważyłam zbliżające się światła samochodu. Granatowe
Audi TT z przyciemnianymi szybami zatrzymało się po środku mostu. Sakura z
mojego wspomnienia przestała się wspinać, wręcz wycofała się ze swojego
pierwotnego planu i zwróciła w stronę auta. Światła zamrugały, zmieniając swoje
natężenie, a ona nawet nie drgnęła. Wpatrywała się ślepo w przyciemnione szyby, jakby wiedziała, kto siedzi w środku.
Drzwi
od strony kierowcy się otworzyły. Najpierw zauważyłam wychylającą się nogę z
białym adidasem. Potem spodnie dżinsowe, ciemną bluzę z białymi pasami i twarz
mężczyzny. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Jego kasztanowe włosy
błyskawicznie przesiąkły wodą.
Z
drugiej strony, w brawurowym stylu, wyskoczył blondyn ubrany w identyczny
strój, jak Sasori. Włosy spięte w kitka zamieniły się w posklejane strąki, a przemoczona
grzywka przykleiła się do twarzy. Zasłoniła jedno z demonicznych, niebieskich
tęczówek. Deidara we własnej osobie, szczerzył zęby, jakby wygrał w totka. Słyszałam o tym człowieku, choć go zbytnio nie
pamiętam.
-Sakura, odejdź stamtąd. Nie chcesz tego
robić. – Sasori podchodził do mnie bardzo ostrożnymi krokami.
-Odejdź ode mnie,
Sasori! Słyszysz?! Nie potrzebuje twojej pomocy! – zagroziłam mu, celując w
niego palcem wskazującym.
-Powinniśmy porozmawiać. Nie chcesz tego tak
kończyć.
-Jesteś nam potrzebna. – Deidara
przeskoczył przez barierkę. Zauważyłam to i przechyliłam się do tyłu.
-Sakura,
daj spokój!
-Nie dostaniecie mnie! – wolałam, aby
pochłonęła mnie woda. – Nigdy!
Deidara
złapał mnie i mocnym szarpnięciem przerzucił moje ciało przez barierkę,
dzielącą chodnik od jezdni. Krzyknęłam. Znalazłam się pomiędzy nimi uwięziona,
jak ryba złapana w sieć.
-To nie musi się tak skończyć, Sakura.
Wystarczy, że do nas dołączysz, a wszystko się zmieni. – Sasori włożył ręce do kieszeni.
Wyraz jego twarzy był bardzo zimny, przepełniony nienawiścią. – Nie będziemy cię
okłamywać. Zrozumiesz, kim naprawdę jesteś. Może nawet będziesz rządzić z nami
światem – kucnął nieopodal mnie.
-Nigdy… - upierałam się przy swoim zdaniu. – Nigdy mnie nie dostaniesz! Słyszysz?!
-Nie bądź suką, syrenko. Nic złego w byciu
śmieciem.
Nigdy
nie spodziewałabym się po sobie takiej reakcji. Poniosło mnie. Moja ślina trafiła
w jego policzek, choć bardzo szybko spłynęła, mieszając się z deszczem.
Niestety, to wystarczyło, aby wyprowadzić Sasoriego z równowagi. Złapał mnie
w silnym uścisku za przedramiona i podniósł do góry. Krzyknęłam ponownie, gdy
moje ciało wylądowało na masce auta.
-Zostaw mnie! – próbowałam walczyć, ale
byłam bezsilna.
-Tak chcesz się zabawić?! – Sasori
przysunął do mnie twarz.
Złowieszczy
śmiech Deidary był przerażający i niezwykle niestosowny. Stał na uboczu, gdy
Sasori zamierzał zabawić się ze mną w brutalny sposób. Opierał się o barierkę
ze skrzyżowanymi rękoma na piersi, jakby nigdy nic. To była dla niego rozrywka.
-Przestań Sasori!!! To boli!!! – chciałam
się wyrwać.
Doznałam
silnego przeczucia, więc słuchając wewnętrznego głosu odwróciłam się za siebie.
Zgodnie z przewidywaniami, zauważyłam mężczyznę biegnącego w naszym kierunku. Przeniknął
przeze mnie, a następnie stanął w obronie Sakury z mojego wspomnienia.
-Zostaw ją!
Itachi
podskoczył, zwiększając tym sposobem siłę uderzenia, po czym jego pięść
znokautowała mojego napastnika. Sasori przewrócił się na ziemie.
-Taki z Ciebie kozak? – przetarł krew
lecącą z pękniętej wargi.
-To ty kozaczysz – zasłonił mnie swoim ciałem,
przed zbliżającym się Deidarą.
Przypominało
to scenę walki umieszczaną w filmach, tylko bez efektów specjalnych i kombinowania
z ustawieniami kamery. Naprawdę zadawali sobie
ból. Mogłoby się wydawać, że Itachi był na straconej pozycji, jednak Deidara
atakował w szale. Nie panował nad swoimi ciosami, ani nie planował kolejnego
ruchu. Zaślepiony wściekłością był przewidywalny, dzięki czemu Ichi unikał
każdego starcia.
Największy
problem tkwił w Sasorim. Oboje należeli do mistrzów boksu i znali swoje techniki, zanim zdołali je użyć. Często
trenowali, więc bez problemu blokowali ofensywy.
Walka
się przeciągała, a ich siły zaczynały opadać. Patrząc na nich, nie miałam bladego pojęcia, jak obstawić wynik. W
głębi serca chciałam, aby sytuacja się zmieniła. Miałam nadzieję, że Itachi wygra, choć nie mogło do tego dojść. Nie w
tej rzeczywistości.
Przyszedł
czas na przełom. Blondyn zaatakował, ale nie przemyślał porządnie swojego
ruchu. Itachi sprawnie zablokował cios. Szybko zrewanżował się przeciwnikowi,
który następnie skulił się, niczym niemowlę i padł na kolana. Sasek, widząc porażkę przyjaciela odskoczył.
Itachi
ponownie złapał moją dłoń i przesunął za siebie, chroniąc mnie własną sylwetką.
Skierował nas w taką stronę, aby umożliwić mi drogę ucieczki.
-Uciekaj do miasta Sakura. Zatrzymam ich –
puścił moją dłoń.
-Nie. – Nie wyobrażałam sobie zostawić go
samego.
-Idź!
-Nie!
Wiem,
dlaczego nie chciałam go opuścić, chociaż patrząc na to z obecnej perspektywy dziwiłam się, że byłam taka odważna.
Miłość całkowicie mnie zaślepiła i nie miałam zamiaru go zostawić.
Cała
waleczna trójka odniosła bardzo dużo obrażeń. Na ich twarzach nie brakowało
krwi i potu. Ich klatki piersiowe unosiły się z trudem, po czym nierównomiernie
opadały. Zmęczyli się, ale nie mieli zamiaru dojść do porozumienia.
-Sakura… Proszę cię.
-Nie zostawię cię samego. Nie ma mowy, Itachi – złapałam go ponownie za dłoń.
W
tamtej chwili ten gest wydał mi się potrzebny. Chciałam pokazać mu swoje
wsparcie i oddanie, ale tak naprawdę zagrało to na naszą niekorzyść.
-Spier**laj stąd,
Itachi. To nie twoja sprawa! – Głos Sasoriego przyprawiał mnie o ciarki. –
Oddaj ją nam, a zostawię cię w spokoju.
-Nigdy tego nie zrobię.
-Oddaj ją.
-Po moim trupie.
-Skoro tego sobie życzysz.
Sasori
bez namysłu zaatakował. Jedna pięść zderzyła się z kością łokciową ukochanego,
a druga od razu wykonała poprawkę, lądując w okolicy żeber. Itachi mógłby się
obronić, gdyby nie ja, ale mimo tego nie okazał skruchy. Zostawił mnie i będąc
w pozycji lekko skulonej, wbiegł w Sasoriego. Oboje wylądowali na ziemi.
Nie
przestawałam płakać. Z każdym zadanym przez Itachiego ciosem przymykałam oczy.
Sasori się bronił, ale był w niekomfortowej pozycji.
Niestety
przewaga nie trwała długo, gdyż Deidara doszedł do siebie i ponownie przyłączył
się do walki. Objął przeciwnika w okolicach ramion, blokując możliwość
kontynuowania ataku.
-Przestańcie! – krzyknęłam, widząc jak
wbijają ciało ukochanego w drzwi kierowcy.
Ichi,
tymczasowo uwolniony z uścisku, uciekł przed
ciosem Saska, który wpadł w z impetem w szybę. Odłamki rozleciały się na
wszystkie strony, choć nie przerwały ciągu agresywnych ruchów wypuszczanych
przez blondyna. Trzy sekundy i Deidara doznał kolejnego nokautu. Wysportowane
ciało poleciało na asfalt.
-Odpuście,
dopóki macie okazje. Jeszcze jest szansa na odwrót. – trzymając rękę na brzuchu
próbował stłumić ból.
-Bo co mi zrobisz, Itachi?
Przechytrzył
kolejny atak Sasiego. Zadał mocny cios i złamał mu nos. Wcisnął go w drzwi
kierowcy, zdobywając tym samym kontrolę. Krew kapała na ręce ściskające bluzę.
-Itachi… - Nie mam pojęcia, dlaczego się
odezwałam.
-Możecie odejść, bo wciąż jest okazja.
-To ty możesz odejść. Nie wiesz, z czym
zadzierasz. Jeśli odpuścimy, zginiemy. Nie możemy się wycofać. Itachi wróć do
domu, zostań z Guren i żyj szczęśliwie, osiągając najwyższy poziom kariery. Nie
bądź głupi. To, z czym próbujesz się mierzyć jest znacznie silniejsze od
ciebie, jest potężniejsze od nas wszystkich. Nie marnuj swojego życia dla niej.
-Jestem gotowy ponieść każdą cenę i dobrze
wiesz, że się nie wycofam. Nie pozwolę wam jej skrzywdzić. Prędzej zginę, niż
ci ją dobrowolnie oddam.
-Nie mów, że cię nie ostrzegałem – dynamicznie
przechylił głowę w prawo.
-Itachi! – zrobiła krok do przodu.
Deidara
ponownie zaszedł od tyłu bruneta i błyskotliwym manewrem przerzucił go przez
barierkę na chodnik. Zrobił z nim to samo, co wcześniej ze mną, lecz tym razem
w brutalniejszy sposób. Od razu zauważyłam, że zaczynali tracić przewagę, więc
zdecydowali się przestać bawić i zakończyć walkę.
Chłopacy
jednocześnie przeskoczyli do niego, Deidara złapał Itachiego za ręce, stosując
na nim łatwą dźwignię. Sasori zabrał się za uderzanie. Nawet nie pozwolili mu wstać
z ziemi. Prawdziwy przykład aktu tchórzostwa.
-Przestańcie! – wpadłam w wir rozpaczy. –
Sasori, zostaw go!! Błagam cię, zostaw!
Zabijesz go!!
„Zachciało mi się szarżowania” pomyślałam, gdy zauważyłam, jak Sakura z
przeszłości wkracza do akcji.
-Nie wtrącaj się, syrenko!! – odepchnął
mnie.
Tak
szybko, jak pojawiłam się przy nich, tak samo znalazłam się z powrotem na
jezdni. W koło mojego ciała pojawiała się rozcieńczona krew z wodą. Pęknięcie
na obręczy zraniło mnie, rozcinając moją skórę. Teraz wiem, skąd mam tę bliznę
w okolicach łopatki. Jedyna szrama, której moc mojego ojca nie mogła pokonać.
Nie mógł jej zasłonić, gdyż była dla mnie zbyt istotna. Miałam wokół siebie
niezliczoną ilość znaków, a i tak ich nie wyłapywałam.
-Zabije cię, Sasori…
- Żebra Itachiego się skruszyły, a z jego ust wyciekła struga krwi. – Zabije
Cię. Przysięgam…
-Nie zdołasz – uśmiechnął się szeroko. –
Chyba, że spotkamy się w Piekle.
Deidara
odsunął się na bok w momencie, gdy Sasori podskoczył, przechylając się w tył.
Jego dłonie chwyciły poręcz za plecami, a stopy uderzyły w klatkę piersiową
Itachiego. Siła, z jaką wykonał ten ruch wepchnęła ukochanego w otchłań
zburzonej wody.
Zawsze
uważałam siebie za tchórza, widziałam w sobie idealny przykład czarnej owcy. W
każdym swoim geście doszukiwałam się wad. Taka byłam po wypadku, lecz wcześniej
miałam silniejszy charakter. Nie spodziewałam się, że jestem w stanie zapomnieć
o bólu, porzucić płacz i spróbować uratować Itachiego. Zareagowałam
impulsywnie. Ponownie ukazałam sobie zupełnie inne oblicze swojego wnętrza.
Człowiek inaczej zaczyna spostrzegać rzeczywistość, gdy może obserwować
wydarzenia, stojąc z boku.
Poświęcenie…
-Itachi!!! – nasze palce się splotły.
-Złap ją ku*wa debilu! – Sasori przemówił groźnym
tonem.
Było
jednak za późno. Nie dałam rady utrzymać swojej drugiej połówki, więc razem z
nim zniknęłam za poręczą. Wpadaliśmy do wody, w momencie, gdy otwierała się
tama. Północ - godzina zwiastująca zmiany naszego życia.
Znikając
wśród wzburzonego nurtu rzeki puściliśmy swoje dłonie.
ZMIANA POSTACI – ITACHI
Pogrążona w hipnozie Sakura, wydała z siebie głośny krzyk, wbijający się w nasze
bębenki. Darła się, a następnie wierzgała, niczym człowiek w trakcie ataku
padaczki.
-Sakura?! – Moja mama zerwała się z fotela.
– Podążaj za moim głosem!!! – starała się ją przekrzyczeć. – Sakura, musisz do nas wrócić!
-Co poszło nie tak?! – Tsutomu przytrzymał
głowę córce.
-Przechyl ją na bok, aby się nie zadławiła
językiem! Szybko! – zrobił, o co prosiła. – Sakura błagam cię! Posłuchaj mnie!
Musisz iść w stronę czerwonego światła! Sakura! – podsunęła się pod jej ucho. –
Sakura nie idź do białego światła! Nie rób tego, słyszysz?!
-Zrób coś!
-Próbuje, ale ona mnie nie słucha!
-To był zły pomysł… - Sasuke krążył nerwowo
po pokoju.
-Wyciągnij ją stamtąd!
-Staram się! – w panice błądziła wzrokiem po rozpalonej twarzy dziewczyny. – Sakura, miałaś słuchać moich rozkazów! – wyciągnęła rękę
w kierunku Fugaku. – Podaj insulinę! Teraz!
Ojciec
pospiesznie podsunął matce strzykawkę z insuliną. Była przygotowana właśnie na
taką okoliczność. Znała Sakurę, jak każdy z nas i wiedziała, że przy niej
wszystko może się wydarzyć. Różowa Dama była zbyt dociekliwa, a teraz zachłysnęła
się chęcią poznania prawdy.
Igła
wbiła się w klatkę piersiową, a zawartość pojemnika wleciała wprost do serca. Przestała
się wierzgać po kilku sekundach. To poszło
zgodnie z planem. A co się nie zgadzało? Moja Różowa Dama się nie wybudziła.
****
DWA LATA WCZEŚNIEJ.
Stałem nad umywalką, spłukując
zimną wodą krew z ran. Strasznie poharatałem sobie kostki, a oderwanie od nich
bandaży pogorszyło sprawę. Przesadziłem na dzisiejszym treningu, ale
przynajmniej wyładowałem złość.
-Powinieneś przemyć to
wodą utlenioną, a nie kranówą.
Usłyszałem jej głos i w pewnym sensie zgłupiałem. Była ostatnią
osobą, jakiej się spodziewałem. Najbardziej zdziwił mnie fakt, że się na nią
nie gniewałem, chociaż drugi raz naruszyła moją prywatność.
-Znowu ty? - zakręciłem
kran i zasłoniłem ręce ręcznikiem. - Nie masz co robić? Nie powinnaś teraz
biegać za moim bratem?
-Po pierwsze - weszła
do środka - nie biegam za twoim bratem, a po drugie, przechodziłam obok i usłyszałam twoje jęki. Od
razu wiedziałam, że sobie nie radzisz.
-Nie radzę?
Podeszła do szafki wiszącej nad spłuczką i wyciągnęła ze środka
wodę utlenioną. Śmieszył mnie fakt, że wiedziała lepiej ode mnie, gdzie jej szukać. Sam nie zajrzałbym za pudełko z
bandażami.
-Pokaż.
-Nie jestem dzieckiem.
Poradzę sobie.
-Teraz zachowujesz się, jak dzieciak, bo nie chcesz dać sobie pomóc.
-Nie rozmawiaj ze mną,
jakbym był Sasuke.
-Nie rozmawiam – złapała
za ręcznik i go ściągnęła. - Źle to wygląda.
-Powiedziałem, że
sobie poradzę – schowałem dłonie za plecami. - Nie potrzebuje niańki, więc
odpuść.
-Krew kapie na podłogę
i masz rozpięty rozporek.
-Co? - zawstydziła
mnie.
-Masz rozpięty
rozporek – patrzyła mi prosto w oczy.
-To nie możliwe -
wyciągnąłem ręce do przodu, aby sprawdzić czy mówi prawdę. Kompletnie
zapomniałem, że miałem sportowe spodenki na gumkę.
-Ha! - złapała mnie
szybko za nadgarstek i podsunęła rękę nad zlew. Zanim się zorientowałem
polewała ją wodą utlenioną. - Taki wielki Itachi, a dał się zrobić w konia na
rozpięty rozporek? I to jeszcze go nie mając? Cienias.
-Sama jesteś cienias.
- Nic mądrzejszego nie przyszło mi do głowy, bo całkowicie mnie rozbroiła. -
Nie potrzebuję pomocy.
-Wiem – uśmiechnęła
się szczerze. - Nie mówiłam, że o nią prosiłeś.
-Więc, po co to
robisz?
-Po to, abyś się pytał
- wysunęła dłoń, a ja grzecznie podałem jej drugą rękę.
-To nie była mądra
odpowiedź.
-Tak, jak twoje dzisiejsze zachowanie.
-Nie prosiłem o twoje
zdanie.
-Wyczuwam w twoim głosie
nutkę zdenerwowania?
-Bo działasz mi na
nerwy.
-Zawsze to, jakaś emocja.
-Co? - chciałem się
odsunąć, ale mi nie pozwoliła.
-Musisz ciągle udawać
twardziela? Przemywam tylko ranę, a zachowujesz się, jakbym rozbierała ci
spodnie.
-Gdybyś zachowywała
się inaczej, to pewnie też byłbym inny.
-Nie widzę nic złego w
swoim zachowaniu.
Dziewczyna miała w sobie pewną zagadkę, której nie umiałem
rozwikłać. Było w niej coś takiego, co mnie przyciągało, ale jednocześnie
odstraszało. Jakbym wyczuwał zagrożenie, a i tak pchał się pod pociąg. Część
mnie bardzo chciała, aby wyszła, a druga błagała mnie, abym zatrzymał ją na
dłużej. Ogólnie nie mówię, że się w niej zakochałem, albo mnie pociągała
seksualnie. Nic w tym stylu. Sakura wzbudzała moje zainteresowanie swoim
charakterem. Była inna, niż pozostali ludzie i zawsze
byłem pewny, że należy do cichych wielbicielek mojego brata. Znali się bardzo
długo, więc taka miłość w pewnym momencie mogła się ustabilizować. Teraz, gdy
na nią patrzyłem, ujrzałem odmienny obraz – była tak samo samotna, jak ja.
-A zastanawiałaś się
kiedyś nad swoim zachowaniem?
-A ty?
-Dlaczego mi to robisz
i ciągle odpowiadasz w głupi sposób? - przycisnęła palec do rany. – Ej!
-Bolało? - spojrzała
na mnie, ale w jej oczach nie dostrzegłem radości.
-Dziwna jesteś.
-Może – wzruszyła
ramionami. - Ale skończyłam przemywać twoje rany. Nie jest tak źle, jak się
wydawało. Wyjdziesz z tego i nie amputują ci rąk.
-Bardzo śmieszne –
pokręciłem głową, bo nie spodobał mi się ten tani żart.
-Pamiętaj, aby dać
ranom oddychać, bo szybciej się zagoją – wychodziła.
-Jak one ciągle
krwawią!
-Przecież sobie
radzisz – zamknęła za sobą drzwi.
Dziewczyna o dwóch twarzach. Teraz byłem pewien, że chcę spróbować ją rozgryźć. Nikt nie będzie pogrywał z Itachim
Uchihą. Niech się przygotuje na wojnę.
***
ZMIANA POSTACI – SAKURA
Słyszałam głos Mikoto nakazujący mi podążać za światłem, ale nie dosłyszałam, jakie
powinnam wybrać. Przez sytuację na moście bardzo mocno się zdenerwowałam i
wszystko się zniekształciło. Niby słuchałam, ale nie słyszałam.
Białe
światło wyglądało dla mnie w porządku. Przecież we wszystkich filmach fantasy
karzą biegać do jasnego światła, prawda? Nie miałam wyjścia, więc
zaryzykowałam. Miałam 50% szans na wydostanie się stąd.
-Dlaczego jej nie słuchałam? – szepnęłam i
wniknęłam w jasne światło. Dałam się pochłonąć jego przyjemnej temperaturze.
Bałam
się, bo ten moment był jednym z najważniejszych w moim życiu. Mikoto ostrzegała
mnie, że popełnienie błędu może mnie zabić. Mogę pogrążyć się we własnych
wspomnieniach i nigdy się nie wybudzić. Chciała stopniowo wprowadzać mnie w
zakamarki bariery, więc uszanowałam pomysł.
-Sakura? Kochanie? – usłyszałam
sympatyczny, nieznany, damski głos.
-Kim jesteś?
To
nie było wyjście i nie znalazłam się w swoim
łóżku. Czy właśnie przegrałam życie?
Obok
mnie pojawiła się kobieta. Uśmiechała się szeroko, pokazując swoje śnieżnobiałe
zęby. Wyglądała niewinnie, a kolor jej włosów był trochę ciemniejszy od moich.
To nie była ta sama dziewczynka, którą spotkałam wcześniej. Wyglądała na
kobietę w wieku 40-45 lat.
Wróciłam
do pętli wspomnień. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i spaliłam mosty.
-Jestem twoją matką Sakura.
-Co?! – rozdziawiłam szeroko usta. – To… To
niemożliwe. Moja matka żyje i wygląda inaczej, niż ty. Kim jesteś?! –
powtórzyłam pytanie, jakbym chciała dać jej drugą szansę. – Czy to, jakiś
żart?!
-Ona nie jest twoją matką Sakura. Ta
kobieta jest twoim stróżem. Ja jestem twoją biologiczną matką.
-To niemożliwe… - złapałam się za włosy,
kręcąc nerwowo głową.
To
nieprawda… Ona kłamie… Nie może mówić prawdy. Moją matką jest Sadako Haruno. Co
się tu do cholery jasnej dzieje?!
Ten rozdział cholernie mnie wykończył! Scena walki była pisana setki razy, wciąż wyszła kaszaniasto... Zabrakło mi sił na poprawki. Sił i cierpliwości. Najlepsza wersja, jaką udało mi się wykrztusić trafiła do was.
Ogólnie mam nadzieje, że wyłapaliście, że wspomnienie z mostu to przebłyski, które miewał Itachi - wcześniej. Wszystko sklejone i połączone w całość.
Co do opowiadania... Rozdziały zaczną się pojawiać nieregularnie, walnęłam na "Agonie" typowego focha, bo ten rozdział odebrał mi całe święta... ;p. Będę się starała wrzucać notkę co tydzień, ale niekoniecznie w środę. Na razie muszę się z nią na nowo pogodzić, bo to jak mi zorała banie - zabiło mnie od środka.
Ale wywód co...?
Masakra.
Moje serce krwawi.
Chyba znam ten rozdział już na pamięć XD
OdpowiedzUsuńByło ciężko, ale się udało! Dobra twoja, później - dobra nasza i znów twoja!
Obecnie tekst brzmi dobrze i jest - akcja (nie akcja-animacja, ona zniknęła w oddali).
Szkoda, że się fochłaś, ale cóż... Życie. Ja i tak czekam na kolejne, bo jak dobrze wiesz zapętliłam się w akcji i chyba z tej pętelki długo nie wyjdę. Jestem jak ta ryba i jak mnie złowisz, to może ogarnę (albo... jak przeczytam to na spokojnie, na raz wszystkie rozdziały, inaczej jestem zgubiona XD).
Więc nie jęczeć mi tu i... No... I tak (jakoś z przyzwyczajenia chciałam napisać i huj XD).
Hahahahahahhahaahhahahaahahahahahahahahahahahahahahahaha..
UsuńFakt z Twoją pomocą ten rozdział ma chociaż trochę ręce i nogi. Przyznam to była masakra! Akcja animacja nie była - po prostu kurde tłumaczyłam Ci, że aby zrozumieć musiałaś połączyć wszystkie fakty - lukę uzupełniłam.
Focha walnęłam, ale na dzisiaj ^^
Bo dalej nie ma już takich scen walki, bo już jest trochę inaczej...
Zobaczymy.
rybo.
Uwaga, uwaga, postanowiłam skomentować ^^
OdpowiedzUsuńNudna historia tego jak tu trafiłam jest taka. Na jakimś spisie blogów zobaczyłam twój blog no i weszłam. Szablon fajny, ale ten tytuł.... mnie odstraszył, więc, skasuj stronę. No a potem zobaczyłam spam u mnie na blogu. No ludzie o co Wam chodzi z tym blogiem?!!! I znowu weszłam, tak dla spokoju I z nudów, zaczęłam czytać, a potem to juz normalnie uzależnienie!
Samo słowo agonia, źle mi się kojarzy, jednak blog jest cudny.
Czytam i czytam. Czemu Itachi nie żyje?!!!! To był po prosty szok i myśle, że skoro Itaś nie żyję skończę czytać, no ale ciekawość mnie przekonałam, żeby czytac dalej i dowiedzieć się co i jak. Z początku myślałam, że on tak za nia bedzie łaził aż Saki umrze, ale, że jakieś mocy i duchy i czary to już w głowie mi się nie mieści.
A tu z każdym rozdziałem akcja się rozkręca i wszystko coraz ładniej, aż w końcu okazuję się, że nie ma dalszych rozdziałów :( NO to czekam.... i w końcu jest 16 i 17, i no czemu by nie skomentować w końcu?
Cała historia jest ładnie ,,posklejana'' ^^ i nie można znaleźć żadnych niedociągnięć. Moim zdaniem oczywiście. Cytując słowa mojej koleżanki: ,, Potrafisz zaciekawić''
Nie wiem czy są błędy, bo od dawna już nie zwracam na nie uwagi.
Szablon jest cudny, chyba juz o tym wspominałam ^_^
Hm...? Co jeszcze?
Nie fochaj się proszę....., ja też się mogę fochnąć i nie komentować :P
Życzę Ci dużo weny i czekam na next'a
Pozdrawiam :*
dobra to po kolei...
Usuń1. Agonia Uczuć - idealnie pasuje do akcji, w jakiej "zapętliła się" historia. Metaforycznie oczywiście. Ma tutaj duże znaczenie, choć nie chodzi koniecznie o śmierć. A jeśli nawet byłby taki podtekst, człowiek, który jest w "procesie umierania" zawsze ma szanse przeżyć. Wszystko może się zdarzyć. Iiii... Wiem, jak ciężko jest się odnaleźć w necie, dużo różności pojawia się na blogach, jednak... Nie ocenia się książki po okładce.
2. Ogólnie dzięki za miłe słowa, bo to mobilizuje. Wiadomo, każdy komentarz kształtuje. Cieszę się, że zachęciłam Ciebie do czytania - w taki, a nie inny sposób - naprawdę fajnie, że jesteś ze mną. ;)
3. Możliwe, że błędy są - wspólnie z betą - staramy się je wytępić, ale wiadomo... Zawsze można coś przegapić.
No i ogólnie dziękuje za komentarz. I za szczerość. To się liczy :)
Pozdrawiam.
No kobieto! Ale mnie zorałaś. XD Serio, ta scena walki.. Niczym z filmów akcji. :D
OdpowiedzUsuńBiedulko Ty moja! Nie fochaj się, bo Ci dupę skopię! Jasne?!
No. :D Mam nadzieję, że się rozumiemy. XD
No i tego... No kuźwa! Fantastycznie, rewelacyjnie i co jeszcze? Eee... A ciul z tym... XD I tak wiesz, że mi się podoba i podobać będzie. :D A jak nie? Uuuuu.... Ciężki Twój los! XD Heheheh... :D
No to moich gróźb wystarczy, jak na razie. Weny cipo. ; *
Jak zwykle dałaś mi wyrąbany komentarz, za co thx xD.
UsuńA Twoje groźby... No hahahahhaha....
Dzięki. :*
Hehe... I znowu leje się krew. ^^ Uwielbiam bijatyki. Udało ci się tą scenę zobrazować idealnie. Czytając ten fragment, czułam jakbym stała obok Sakurci i razem z nią obserwowała rozwój wydarzeń. Tylko oczywiście ja zacierałam ręce i krzyczałam: "Przywal mu! Oczywiście kibicowałam Itachiemu =D
OdpowiedzUsuńZawsze sądziłam, że każdy powtarzał: "Tylko nie idź w stronę światła" :) No ale cóż... jak ma się do wyboru tylko blask bieli bądź czerwieni, to chyba jasne, że wybierze się biel. Czerwony może się źle kojarzyć. Wiesz... piekło, krew, rude włosy Karin lub Sasoriego... no i kto by chciał w to włazić...
Co do Twojego focha to wiesz... Możesz się go od razu pozbyć. ^^
A co do tego, że rozdziały mogą pokazywać się w inny dzień tygodnie niż środa to nie ma problemu. I tak i tak zaglądam tu co drugi dzień.
Aktualnie jutro skoro świt wyjeżdżam za granicę, więc wpadnę Cię tu odwiedzić zaraz po powrocie (gdzieś na początku majówki).
Pozdrawiam i życzę weny. Mam nadzieję, że następny rozdział będzie Ci się pisało lżej. Trzym się!
Buuuuuuuuuziaaaaak!!! :*