sobota, 1 marca 2014

9# POWRÓT


     Rano obudziły mnie głośne krzyki dochodzące z dołu. Spojrzałem na Sakurę, ale ona cały czas odpoczywała. W nocy odzyskała przytomność, ale zaraz potem popadła w bardzo mocny sen, któremu towarzyszyło jej mlaskanie. Martwiłem się o nią.
Spojrzałem na swoje dłonie. Wyglądały lepiej, wyjątkowo szybko się goiły, choć nie przestawało boleć i swędzieć jednocześnie. W koło ran miałem zawinięty kawałek swojej koszulki, którą porwałem, aby zatamować krew. Byłem w innym świecie, więc innej możliwości dla siebie nie widziałem.

Przetarłem oczy i rozejrzałem się po kuchni. Przy oknie stał ojciec Sakury z założonymi na klatce piersiowej rękoma, i ze skrzyżowanymi nogami. Za to jej matka, jak mogłem przewidzieć, biegała tam i z powrotem zamiatając stłuczone naczynia.  
    
     -Chce abyś to naprawił! Czy Ty nie widzisz, co ona wyprawia?! Obiecałeś mi, że to się więcej nie powtórzy, a wczoraj omal mnie nie zabiła! Tyle brakowało – wskazała kilkucentymetrową odległość pomiędzy kciukiem, a palcem wskazującym. Nie powstrzymałem się, więc zasłoniłem usta, aby stłumić śmiech. - a nóż rozwaliłby mi czachę! Możesz mi powiedzieć, co się z nią do cholery dzieje?! Myślałam, że w niej to uśpiłeś!
     -Na początek powinnaś wziąć kilka wdechów i wydechów, a wtedy zatrzymać się w jednym miejscu, bo nie nadążam za Tobą wzrokiem.
     -Naprawdę to Ciebie nie martwi?! - kopnęła kawałek stłuczonej porcelany, który poleciał pod buty ojca. - Mam dość Twojego humoru! Nie widzisz, że od tego zależy życie Twojej córki?! Zależy też moje życie?!
     -Podczas wypadku Sakura doznała poważnego urazu głowy, który uszkodził jej płat czołowy odpowiedzialny za pamięć. Dobrze wiesz, że to wszystko potrzebuje czasu, a ja nie mogę jej ponownie namieszać w bani, bo mogę ją zabić! To wszystko działa do czasu, gdy osoba, na której stosuje się PODMIANE jest zdrowa. Przykro mi, ale nie będę ryzykował jej życia z powodu Twoich widzi misi.
     -Masz ją naprawić! Rozumiesz co do Ciebie mówię?! - straciła nad sobą kontrolę. - Masz ją doprowadzić do jej prawidłowego stanu!
     -Przestań piep***ć! - ojciec pomachał przed nią ręką, zdenerwował się. - Dobrze wiesz, że to jest jej prawidłowy stan i przestań temu zaprzeczać! Całe życie próbowałaś upodobnić ją do siebie! Chroniłaś ją przed jej naturą! Ona nie jest i nigdy nie będzie grzeczną dziewczynką, która będzie chodzić na bankiety, podrywać facetów i wspinać się po szczeblach kariery! Ona nigdy nie będzie Tobą, rozumiesz?! Gówno mnie obchodzi co teraz sobie myślisz, ale skończyłem z tym. Nie będę krzywdził mojej córki i radzę Ci, abyś nie wchodziła mi w drogę.
     -Grozisz mi?!
     -Nie.. - pokręcił głową.- To jedynie rozkaz. Pomogę jej odzyskać prawdziwą siebie, a jeśli Tobie na niej zależy pozwól mi na to. Pogódź się z tym kim jest i daj jej żyć po swojemu. Popełniłem błąd robiąc jej to pięć lat temu, a następnie zostawiając ją z Tobą. Zrobiłem to z Twojego powodu... - podszedł do niej, stali bardzo blisko siebie. - Nigdy więcej Ciebie nie posłucham. Gdyby Sakura nauczyła się kontrolować dar, a nie go tłumić nigdy nie doszłoby do wypadku. To Twoja wina. Ty jej to zrobiłaś.
     -Nie prawda! - krzyknęła najgłośniej jak potrafiła. Jej policzki były przesiąknięte strumieniem łez. - Masz ją naprawić! Masz mi oddać moją dziewczynkę i to jak najszybciej! Masz czas do niedzieli słyszysz?! Zrób to, albo nie ręczę za siebie.

Kobieta wybiegła z kuchni i zamknęła się w swoim pokoju. Mężczyzna zasłonił twarz dłonią, kręcąc głową. Czułem to samo za każdym razem, gdy jej mama otwierała usta. Wyciekała z niej rzeka kłamstw, złudzeń i egoizmu. Zachowywała się, jak rozpieszczona gówniara i zawsze musiała dostać to czego chciała. Podporządkowała sobie wszystkich, jak się okazuje nawet jej ojca. Wyjechał na jej prośbę.... Nie rozumiałem tylko co takiego zrobił Różowej Damie? Jaki dar posiadała Sakura? Kim ona do cholery była? Naprawdę jej nie doceniałem. Przez cały czas traktowałem ją jak nudziarę. Byłem pewien, że jej gadki o brakującej części siebie były pierdołą, wymówką, aby schować się w domu. Jednak to była prawda... Ona naprawdę utraciła siebie. Jej ojciec namieszał jej w głowie zmieniając ją dla matki. Tylko, w jaki sposób udało mu się tego dokonać? Kim do cholery jest ród Haruno? Czy Różowa Dama pochodziła z jakiegoś magicznego drzewa geologicznego, gdzie znajdowały się dziwaki?

Wolnymi krokami zmierzałem na górę. Przez pewien moment miałem chęć spróbować porozmawiać z ojcem Sakury, ale się rozmyśliłem. Nie wiem dlaczego, ale coś ciągle mnie przed tym powstrzymywało. Tak, jakbym czegoś bardzo pragnął, ale strach całkowicie odebrał mi dech w piersiach. Czego się bałem? Za pewne odkryć prawdę zbyt szybko. Jeśli nie żyłem i moje życie się zakończyło to wolałem, o tym nie wiedzieć. Człowiek z nadzieją, nawet bezsensowną żyje szczęśliwiej, niż nie posiadając celu i wiary we własne istnienie. Wolałem się oszukiwać. Taką ścieżkę właśnie wybrałem.

Telefon Sakury leżący na biurku zaczął dzwonić. Wibracja posuwała go trochę w prawo, to trochę w lewo. Sakura leniwo rzuciła rękę na biurko, złapała telefon. Nie otwierając oczu i nie zmieniając swojej pozycji po prostu przystawiła komórkę do ucha.

     -Słucham... - miała bardzo zaspany, niewyraźny i lekko zachrypnięty głos.
     -Wszystko gra? - po drugiej stronie odezwał się Sasuke. Bardzo dobrze go słyszałem, bo w tamtej chwili położyłem się przy dziewczynie.
     -Spałam. W sumie to śpię... - odkaszlnęła. - Coś się stało? Czemu do mnie dzwonisz tak wcześnie?
     -Dzwoniła do mnie zapłakana i wściekła Ino. Zrobiła mi awanturę, że wczoraj wybrałem Ciebie zamiast niej. Szczerze nie pamiętam nic z tamtej chwili. Czy coś się stało? Strasznie boli mnie złamana ręka.
     -Nic się nie stało. Chciałeś odprowadzić mnie do domu, ale ostatecznie to ja odprowadziłam Ciebie. Alkohol zmieszał się z lekami i to Ciebie przymuliło. Pomogłam Ci dojść do domu i sama wróciłam do siebie. - kosmyk moich włosów opadł na jej czoło. Sakura wolną ręką podrapała się w miejscu, w którym leżał.
     -Więc nie zrobiłem nic głupiego? Myślałem, że kogoś pobiłem.
     -Nie. Przewróciłeś się i delikatnie zraniłeś się w rękę. Tylko zadrapanie, ale następnym razem uważaj, jak będziesz chciał pić. Nie chce już Cię nosić do domu, bo plecy mnie bolą od Twojego ciężaru.
     -Już nie przesadzaj, że jestem taki ciężki. Dzięki Sakura.
     -Nie ma sprawy.
     -Dobra. Muszę lecieć pogadać z Ino i ją uspokoić. A Ty śpij dalej. Narka.
     -Narka.

Rozłączyła się i rzuciła telefon do swoich nóg. Szybko zagubił się, gdzieś w kołdrze, którą poprawiała.

Usłyszałem pukanie, do środka wszedł jej ojciec. Nie czekał na pozwolenie. Po prostu wszedł, jak do siebie.

     -Wiem, że nie śpisz słyszałem, jak gadasz przez telefon. Wstawaj z wyra i się spakuj. Zabierz najważniejsze rzeczy. Na razie zamieszkasz ze mną, bynajmniej do niedzieli.
     -Później tato. - zasłoniła głowę kołdrą. - Jestem zmęczona. - jej głos był zniekształcony, ale wciąż słyszalny.
     -Nie później... - podszedł do niej, złapał za rogi kołdry przy jej nogach. - Teraz. - pociągnął bardzo mocno, a siła z jaką Sakura trzymała okrycie nic nie dała. Mężczyzna bez problemu zrobił swoje. - Idź się wykąpać. Zimny prysznic zazwyczaj pomaga. Wiem, jak się teraz czujesz, ale musimy iść. Nie mamy czasu.
     -Tato.. Czuje się, jakbym miała kaca, a nic wczoraj nie piłam. - próbowała odzyskać kołdrę. - Proszę daj mi jeszcze trochę pospać. Jestem strasznie zmęczona.

Faktycznie pod jej oczami pojawiły się bardzo mocne fioletowe sińce z dołkami. Nie byłem pewien, w jaki sposób mogła je dostać tak wcześnie, ale wyglądała okropnie. Jej skóra była blada, miała kilka lekko różowawych plam, jakby opryszczka na jej nieskazitelnej dotąd cerze. Na rękach, w okolicach łokci, pojawiło się mnóstwo siniaków, były prawie czarne. Moja Różowa Dama była dzisiaj wrakiem człowieka.

     -Zimny prysznic postawi Cię na nogi. Jeśli teraz będziesz spała możesz zapaść w śpiączkę. A tego nie chcemy, prawda?
     -Tato... Ja po prostu chce spać. Nie grozi mi żadna śpiączka.
     -Spójrz na siebie Sakura. - odsunął się odsłaniając lustra wbudowane w szafę. - Widzisz to?
     -O mój Boże...

Sakura nie odrywała od siebie wzroku. Dotknęła swoich sińców pod oczami, opuszkami palców przeleciała po czerwonych plamach, a następnie zawiesiła się na siniakach.

     -Co się ze mną dzieje? - kontynuowała szeptem, jakby mówiła sama do siebie, a jej ojca nie było z nami.
     -To efekt błyskawicznego uwolnienia energii. Mówiąc jeszcze bardziej potocznie... - uśmiechnął się, nie przejmował się jej wyglądem. Przez jego nastawienie zacząłem się zastanawiać, czy aby też nie powinienem tego zignorować. Może to normalne? - Przesilenie. Chce Cię nauczyć, jak tego unikać.
     -W jaki sposób mam dojść do siebie? Przecież nie wyjdę tak na ulice... Co będzie jak spotkam kogoś znajomego? Przecież będą zadawać pytania... - pokręciła głową. - Nie tak, abym się przejmowała ludzkimi teoriami, ale nie chce wzbudzać niepotrzebnie zainteresowania.
     -Zimny prysznic, kawa, porządne śniadanie, trochę make-upu na twarz i długi rękaw załatwią sprawę. Zobaczysz poczujesz się lepiej. Poproszę też mamę, aby zrobiła Ci herbatę z cytryną do termosu. To też postawi Cię na nogi. - ruszył do wyjścia. - Wstań i doprowadź się do ładu. Ja zajmę się śniadaniem i resztą, a Ty się spakuj, wymaluj i wykąp.
     -Tato... - zatrzymała go w progu – Czy to co się ze mną dzieje jest normalne?
     -Normalne? Nie. - puścił jej oczko. - Jednak nie ma nic złego w byciu unikatowym i oryginalnym. Zrób proszę to o co Cię poprosiłem. Nie mamy dużo czasu.
     -Dobrze. - pokiwała grzecznie głową. Ojciec zniknął za ścianą.

***

„Leżałem na polanie i czułem powiew świeżego powietrza. Byłem pewien, że to najlepszy dzień mojego życia, któremu towarzyszyły bardzo przyjemne promienie słoneczne.
Na nosie miałem założone okulary przeciwsłoneczne, ale i tak miałem zamknięte oczy. Chciałem się oddać zmysłowi węchu i czucia, a nie wzroku. Zdecydowałem się oddać tej chwili w pełni.
Na moim brzuchu leżała głowa dziewczyny. Przytulała się do mnie głaszcząc moją rękę. Co jakiś czas zabawiła się moimi palcami, a następnie ponownie gładziła moją skórę. Była taka delikatna. Jej dotyk sprawiał mi przyjemność, aż nie chciałem się stąd ruszyć. Marzyłem, aby ten dzień nigdy się nie skończył.
Chciałem na zawsze zostać przy niej.
Wiedziałem, że spotkanie jej w moim życiu było darem od losu, którego nie mogłem zignorować. Nie mogłem pozwolić, aby cokolwiek nas rozdzieliło. To było to uczucie, które człowiek doznaje raz w życiu. Wielokrotnie przechodzimy przez pomyłki, mniejsze zauroczenia oraz zmysłowe pragnienia. Każdy z nas może błądzić zanim spotka tą jedyną, drugą połowę. Ja też bardzo długo chodziłem na oślep.
Tak było do czasu, gdy ona zjawiła się w moim życiu.
Leżeliśmy tak ciesząc się z piękna natury. Nie rozmawialiśmy ze sobą, a i tak miałem wrażenie, że wiem o niej wszystko. Wiedziałem, że jest tak samo szczęśliwa, jak ja.
To była miłość.
To było to uczucie, dla którego człowiek chce żyć.
Dokładnie to, o którym wielcy poeci i artyści tworzą swoje dzieła! Opisują je, wymyślają..
Ja nie musiałem niczego dekorować, zmyślać.
Ona była moja.
Byłem szczęściarzem.
-Itachi... - uwielbiałem sposób, w jaki wymawia moje imię.
 Była to mieszanka najlepszych tonacji na świecie. Zmysłowe, namiętne... Przepełnione uczuciami..
-Możemy zostać tutaj na zawsze? Nie chce wracać do domu.
Jej głowa oderwała się od mojego brzucha.
Nie otwierałem oczu, bo wiedziałem, że zbliża się do mojej twarzy. Bardzo dobrze wiedziałem, czego teraz będzie chciała.
Pragnąłem tego samego.
Jej usta o smaku maliny dotknęły moich warg.
Byłem w siódmym niebie.
Nie potrzebowałem niczego więcej.
Chciałem być tylko z nią.”

***

Leżałem na polu przemęczony otaczającą mnie nudą. Dosłownie zmęczyłem się odpoczywaniem. Usłyszałem krzyk dziewczyny, aż z krzaków zerwały się przerażone ptaki. Tak bardzo nie chciało mi się podnosić... W sumie też nie chciało mi się dalej leżeć na tej trawie... Sam nie wiedziałem, czego pragnąłem.

     -Tato przestań w końcu kazać mi skakać po kamieniach z książką na głowie! Robię to już pół dnia! Nie długo zajdzie słońce, a ja wciąż się z tym bawię!
     -Nie marudź. - ojciec przebudził się z drzemki, w ustach zagryzał kawałek siana. - Zapierniczaj dalej i mnie nie budź skoro nie skończyłaś.
     -Nie da się wskoczyć na ten wielki kamień z książką na łbie! Zawsze mi spadnie, bo muszę przechylić...
     -Nic nie musisz.

Ojciec błyskawicznie oderwał się od ziemi, nawet nie zauważyłem, jak do niej trafił. Po prostu w mgnieniu oka pojawił się przy ponad metrowej skale, z którą Sakura miała problem. Zabrał dziewczynie książkę i położył ją na swojej głowie.

     -Teraz mnie posłuchaj uważnie, bo cały czas nie słuchasz. - zatrzymał się przy pierwszym, może kilkucentymetrowym kamyczku, wskoczył na niego. - Masz zbalansować swoje ciało, masz je poznać i sobie zaufać. - przeskakiwał kolejno po następnych kamieniach. - Jesteś silna, posiadasz w sobie niesamowicie wielką moc. Jeżeli uda Ci się wskoczyć na tą skałę tak, aby książka, wciąż była na Twojej głowie przejdziesz przez pierwszą najważniejszą próbę.
     -Próbę? Jaką?

Przyglądała się uważnie ojcu, w jej zrezygnowanej i znużonej posturze zauważyłem iskierkę radości. Stary Haruno obniżył poziom swojego ciała, uniósł w górę ręce nie dotykając książki, po czym wybił się w górę. Jego stopy bardzo powoli opadły na skałę, znalazły dla siebie idealne miejsce, aby utrzymać równowagę. Ojciec klasnął dwa razy.

     -Wiara w siebie Moja Droga. - kucnął, poklepał córkę po czole, a następnie położył dłoń na ramieniu. - Musisz uwierzyć w siebie. Pokonać niską samoocenę i zacząć robić to, w czym jesteś najlepsza. Musisz pokonać lęk.
     -Nie dam rady wsk...
     -Dasz. - przerwał jej. - Sama siebie zatrzymujesz. Nie widzisz tego? Każdy... Dosłownie każdy człowiek kochanie musi postawić pierwszy krok w stronę zwycięstwa, a im więcej odnosimy porażek, tym większy później odnosimy sukces... Ktoś mi to kiedyś powiedział, ale już nie pamiętam kto. - wzruszył obojętnie ramionami i zsunął się ze skały. - Także nie bój się upadku. Nabijesz sobie guza, zrobisz siniaka, zetrzesz trochę skóry... Trudno. - oddał jej książkę. - Możesz mi jednak wierzyć, że każda ta rana, nawet ta najmniejsza pomoże Ci i nauczy Ciebie, jak wykonać to poprawnie. - zniknął, pojawił się leżąc przy drzewie.
     -Idziesz spać?
     -Taaaa... Nie budź mnie dopóki Ci się nie uda. - zasłonił twarz rękoma.

Minęło kilka sekund i jej ojciec zaczął chrapać. Zasnął w takim czasie, że aż chciałem wybuchnąć śmiechem. Dlaczego? Sakurę strasznie rozpraszało jego chrapanie, ignorował ją, gdy potrzebowała pomocy. Ja byłem przekonany, że ten człowiek ma rację. Robi dobrze pozwalając córce dojść samej do sedna sprawy. Ona jednak tego nie widziała.

     -Mam dość!

Książka wylądowała na kamieniu, rzuciła nią ogarnięta wściekłością. Stary Haruno uniósł na chwilę jedną powiekę, po czym powrócił do swojej sjesty.

     -Nie będę tego robić, ani sekundy dłużej! Gadasz głupoty! Jakaś samoocena... Wiara w siebie... Co to ma wszystko do tego co mam w sobie?! Chce się nauczyć nad tym panować, a nie próbować zrobić z siebie, jakąś głupią dumną księżniczkę!
     -Sakura daj spokój. - podszedłem do niej, byłem znudzony, więc nie miałem nic innego do roboty. Chciałem popatrzeć w jej oczy. Chyba po to, aby wiedzieć co w nich skrywa. - Nie krzycz na ojca, bo on ma rację...
     -To jest głupie! Głupie! Głupie! - mówiłem, chociaż ona cały czas krzyczała.
     -Powinnaś się uspokoić zanim wpadniesz w szał. - odwróciłem głowę delikatnie w kierunku jej ojca. - Nie boi się Pan, że straci nad sobą kontrolę, jak wczoraj?
     -To jest chore! Tato! No zrób coś!
     -Nie mów do mnie Pan It... - nastała cisza, nawet ptaki przestały śpiewać.

Sakura była zaskoczona, jej złość nagle wyparowała. Wpatrywała się ślepo w swojego ojca, a ten nawet nie drgnął. Wiedziałem, że zrobił coś, nad czym nie zdołał do końca zapanować. Zatrzymał się w odpowiednim momencie...

     -Co? – zmarszczyła mocno czoło. - Tato, do kogo to powiedziałeś? Nie zwróciłam się przecież do Ciebie na Pan... - była spokojna, niczym niebo po burzy. - I co chciałeś powiedzieć przez to urwane It?
     -Chciałem znaleźć sposób, aby Cię uspokoić. - uniósł się, nie patrzył na swoją córkę. Kłamał. - Nie wiedziałem, w jaki sposób, więc tylko to przyszło mi do głowy.
     -Chciałeś powiedzieć Itachi?
     -Nie słuchaj mnie. Bredzę. - złapał córkę pod ramię. - Chodźmy coś zjeść. Wrócimy tutaj po obiedzie.

Popchnął ją i odwrócił się w moim kierunku tak, aby ona tego nie zauważyła. Kilka razy poklepał się po czole z lekko zdenerwowaną miną. Chciał mi chyba wyraźnie zakomunikować, że przeze mnie prawie się wygadał. Nie mogłem tylko zrozumieć, dlaczego nie chciał jej powiedzieć o mojej obecności.

Mimo tego dowiedziałem się istotnej dla mnie rzeczy...

Nazywam się Itachi Uchiha, choć za cholerę nie pamiętam swojego życia. Nie znam siebie, nie mam pojęcia, jak się tutaj znalazłem i w jaki sposób mogę powrócić do prawidłowego stanu. Nie tylko Sakura szuka głęboko zakopanej w sobie tożsamości. Ja musiałem odnaleźć ją także...


     -Nie ważne ile odkryłeś prawdy. – ten damski głos sprzed kilku dni ponownie pojawił się w mojej głowie. – I tak jesteś mój Itachi Uchiha. Przed tym nie uciekniesz…

2 komentarze:

  1. ;3 Niesamowicie intrygujący rozdział. bardzo mi się podoba. Cieszę się również z tego, że notki są dodawane regularnie- niesamowicie ten fakt mnie uszczęśliwia! ;D
    Pozdrawiam ;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz rozdziały będą pojawiać się raz w tygodniu, bo stwierdziłam, że dwa razy to raczej za dużo... Także regularność będzie dalej, ale zostawiam tylko środę :)

      I super, że rozdział Ci się spodobał!
      Dzięki za czytanie...

      Pozdraiwam!

      Usuń