środa, 26 lutego 2014

8# AMPLITUDA


     Opętana sylwetka Sasuke podnosiła się z ziemi, przez cały czas obserwując Sakure. Ona się nie ruszała, mimo tego, że strach można było wyczuć od niej na odległość. Stałem pomiędzy nimi będąc niezwykle zakłopotanym i zdezorientowanym.
    
     -Sakura proszę Cię... Uciekaj... On się nie opamięta. - machałem dłonią przed jej twarzą, widziałem jej drżące źrenice. - Odejdź. To niebezpieczne. Wiej do cholery!! Dlaczego Ty zawsze musisz robić wszystko na opak!

Moje krzyki nie zdały się na nic. Sasuke rzucił się do ataku, Sakura krzyknęła bardzo głośno i w tym momencie... Tak właśnie w tej chwili, tuż przed zderzeniem wściekłości młodego z niewinnością dziewczyny, stał się cud. „Coś” dokładnie – COŚ – niewidzialnego uderzyło w Sasu i ten z wielką siłą poleciał na plecy. Z mojej perspektywy wyglądało to tak, jakby wiatr chciał ochronić Różową Damę.

     -Nic Ci nie jest? - usłyszałem poważny, bardzo gruby męski głos. - Jesteś cała? - z cienia wyłonił się ojciec Sakury. Ten sam mężczyzna, choć ubrany zupełnie inaczej.
     -Tata? - Sakura zmieszała zaistniałą sytuacją pobladła.
     -Wróciłem. - kucnął przy nieprzytomnym Sasuke. Przyłożył dwa palce do tętnicy na szyi, odczekał chwilę, po czym przesunął rękę pod nos. - Oddycha. Stracił tylko przytomność.
     -Jak Ty to...?
     -Jak możesz pytać? - jej ojciec wydawał się być bardzo pewny siebie.

Odpowiedział pytaniem na pytanie, ale coś mówiło mi, że Różowa Dama powinna znać bardzo dobrze odpowiedź na to dziwne zjawisko, które się przed chwilą wydarzyło.

     -Ja... Nie rozumiem... - pokręciła delikatnie głową.
     -Chodź... - mężczyzna wziął Sasuke na ręce, po czym zarzucił go na bark. Nie sądziłem, że jest taki silny. - Pokażesz mi gdzie mieszka. Położymy go do łóżka, odpocznie i dojdzie do siebie.
     -Dobrze. - w końcu ruszyła się z miejsca.

Przez dłuższą chwilę szliśmy w ciszy. Sakura była bardzo zawstydzona, a obecność ojca w jakiś sposób ją rozpraszała. Była bardziej nieobecna, niż zazwyczaj.

     -Zależy Ci na nim?
     -Słucham? - zerknęła na bujającą się głowę aroganckiego gówniarza. - Tak. - przyznała się. - Chociaż nie w taki sposób, w jaki może się na pierwszy rzut oka wydawać.
     -On nie był sobą Sakura. Najprawdopodobniej jutro nie będzie nic pamiętać. Ty też nie byłaś sobą, chociaż byłaś świadoma.
     -Świadoma? - zatrzymała się. - Byłeś przy nas przez cały czas?!

Ojciec posłał jej bardzo szybki uśmiech, po czym spoważniał. Sakura dostała błyskawicznych rumieńców na twarzy, przypominała mi teraz dojrzałego buraka. Była bardzo speszona, a wzrokiem wpatrywała się w ziemię. Zachowała się teraz, jak małe dziecko przyłapane na podjadaniu cukierków.

     -Twoja mama dzwoniła. - pominął całkowicie tą wielką żenującą akcję. - Powiedziała, że ignorujesz jej telefony i... - zaśmiał się. - Współczuje Ci powrotu do domu. Ta kobieta Cię zaszczeka.
     -Znalazłeś mnie na prośbę mamy? Dziwne, że poprosiła Cię o pomoc. Przyjechałeś specjalnie dla mnie?
     -Mama nie powiedziała Ci, że jestem w mieście? - pokręcił głową. Sakura dotrzymywała mu kroku. – Cała ona. Nigdy się nie zmieni... Aczkolwiek wiedziała, że jestem w stanie Cię znaleźć. Tak, jak wtedy w dniu wypadku.
     -Skoro jesteś taki dobry w znajdywaniu ludzi... - urwała na chwilę, jakby nie była pewna, czy chce dokończyć zdanie. - To dlaczego nie pomożesz nam w odnalezieniu Itachiego?

Tak! To coś dla mnie. Tego właśnie oczekiwałem. Koleś skrywał w sobie wielką tajemnicę, posiadał moc, jakiej nigdy w życiu nie widziałem. Byłem pewien, że on uratował córkę przed atakiem Sasuke, poza tym nosił jego ciało, jakby ważył tyle co worek ziemniaków. Było w nim coś ekscytującego, co sprawiało, że rosła we mnie nadzieja. Jeśli to ja byłem Itachim, a coraz bardziej byłem przekonany, że tak – ON BYŁ MOIM WYJŚCIEM.

     -Hm... - westchnął. - Zastanawiam się, jak dużo zapomniałaś po wypadku? - Saki wzruszyła ramionami. - Żeby kogoś odnaleźć potrzebuje silnej emocjonalnej więzi, jeśli jesteśmy połączeni, w naszym wypadku świadczy o tym DNA, to wtedy na spokojnie mogę Cię wytropić, gdy tylko tego potrzebuje. Szczerze przyznam, że jest to bardzo męczące, ale im więcej Mag ma doświadczenia, tym mniej zużywa mocy.
     -Mag? Mocy? - roześmiała się heroicznie. Spanikowała. Wpatrywała się w ojca, jak lekarz na swojego pacjenta w szpitalu psychiatrycznym. - O czym Ty mówisz tato? Żartujesz ze mnie?
     -Przekonasz się w swoim czasie. Najlepsze przed Tobą Moja Droga. - uniósł delikatnie jedną stronę kącika ust. - Jak blisko byłaś z Itachim?
     -Szczerze? - podrapała się po czole, następnie poprawiła opadającą na oczy grzywkę. - Wydaje mi się, że bardzo blisko, ale nie jestem tego pewna. Po wypadku mam straszny mętlik w głowie, przestałam odróżniać prawdę, od fantazji. Czuje się bardzo głupio, nie mogę o tym z nikim porozmawiać, mam wrażenie, że będą się ze mnie śmiać. Wszystko mi się miesza.
     -Spokojnie. - położył rękę na jej ramieniu. - W odpowiednim czasie znajdziesz wszystkie trapiące Cię odpowiedzi. Jednak... - przechylił głowę, zatrzymał się – Musimy zacząć trenować, bo inaczej nigdy nie ruszysz do przodu.
     -Nie mam za dużo czasu. Mama chce się przeprowadzić.
     -Nie przejmuj się nią. Wezmę za nią odpowiedzialność. Wiem, jak z nią rozmawiać i załatwię to. Ta kobieta jednak była kiedyś moją żoną. - wybuchli śmiechem.

Wrócili z powrotem na trasę. Szli bardzo powoli, nie spieszyli się, a Sasuke co jakiś czas jęknął. Był nieprzytomny, ale mimo wszystko miałem wrażenie, że coś rozgrywa się w jego głowie. Jakaś scena, być może koszmar...
Z drugiej strony skupiłem się na tym co powiedziała Sakura. Czy to możliwe, abym kiedyś coś do niej czuł? Czy coś mnie z nią łączyło? Powiedziała to z wielkim przekonaniem w głosie, a ja nie wiem dlaczego, ale jej uwierzyłem. Może to uczucie, jakim darzyłem ją za życia, było prawdziwe i właśnie to mnie przy niej zatrzymywało. Jednak, dlaczego miałem narzeczoną? Niczego nie rozumiałem. To było skomplikowane. Chciałbym wszystko pamiętać.

     -Poczekaj tutaj. - zatrzymaliśmy się przed furtką prowadzącą do domu Uchiha. Mojego domu. - Położę go do łóżka i zaraz jestem z powrotem.
     -Ale nie możesz tam po prostu wejść tato... - szepnęła zdenerwowana. Nie wiem dlaczego mówiła szeptem.
     -Znam sztuczkę.

Mężczyzna przeszedł kilka kroków, po czym dosłownie wyparował. Zniknął na naszych oczach. Sakura zadrżała, cofnęła się i przełknęła ślinę tak głośno, że ją usłyszałem. Na jej czole błyskawicznie pojawił się pot, chociaż temperatura była niska.

     -Już jestem. - ojciec pojawił się przed nią. - Chodź do domu, zanim ktoś nas zauważy w okolicy. Chłopak śpi, jest bezpieczny, nic mu nie grozi. - ruszył przed siebie nie patrząc na córkę. - Chodźmy.
     -Yhm... - ledwo wydukała z siebie cokolwiek.

Niepewnym krokiem szła za ojcem. Nie odrywała od niego wzroku. Potknęła się o dziurę w chodniku, a następnie uderzyła barkiem o słup. Nie patrzyła gdzie idzie, była całkowicie pochłonięta jego osobą.  

     -Chcesz się zabić, czy zaczniesz uważać, jak chodzisz? - spojrzał na nią przez ramię. - Powinnaś iść obok mnie, a nie za mną. - przyspieszyła i dobiegła do niego. - Czy mi się wydaje czy się mnie boisz? Żartujesz sobie?

Ojciec się zatrzymał, stanął do niej przodem i spoglądał jej prosto w oczy. Dziewczyna nadal milczała, jakby odebrało jej głos. W pewnych sekundach otwierała usta, ale następnie szybko je zamykała. Nie zdołała się odezwać.

     -Jak Ty się musisz dużo nauczyć... - uniósł w górę brwi jednocześnie marszcząc czoło. - Ten wypadek odebrał Ci sporo, a ja myślałem, że nie pamiętasz tylko drastycznego momentu.
     -Ja po prostu nie rozumiem o czym Ty do mnie mówisz i co się stało przed domem Sasuke. Zniknąłeś.
     -Nie widziałaś mnie?
     -Nie.
     -Czeka nas dużo pracy. - ojciec pogłaskał się po czole. Na jego twarzy pojawił się grymas. - Nie sądziłem, że aż tak dużo. Całkowicie się zamknęłaś. Nie dziwie się, że jesteś taka zdezorientowana, jak nie dopuszczasz do siebie swojej natury. Brakuje Ci cząstki siebie. - podniósł wzrok i wtedy zrozumiałem. On wie o mojej obecności. Aby być całkowicie pewnym zrobiłem krok w prawo, potem w lewo, a on wodził za mną swoimi ślepiami.
     -Widzisz mnie, ale czy też słyszysz? - przemówiłem. Musiałem spróbować wykorzystać szansę.
     -Taaa... - odpowiedział płynnie przechodząc wzrokiem na Sakurę. Położył rękę wysoko na jej plecach i zmusił do zrobienia kroku. - Wracajmy już. Za dużo emocji, jak na jeden wieczór. Musisz odpocząć. Jutro porozmawiamy na spokojnie.
     -Dobrze.
     -I jeszcze jedno. Jeśli zadzwoni do Ciebie Sasuke powiedz mu, że odprowadził Cię do domu i nic się nie stało. Pod żadnym pozorem nie wspominaj mu o zajściu w parku. Nie może się dowiedzieć, o tym incydencie.

Stałem chwilę, jak skamieniały. Nie mogłem się ruszyć, bo byłem pewien, że to przeciągnięte: „Taaa...” było do mnie. Widział mnie i słyszał. Więc dlaczego do cholery nie powiedział nic Sakurze? Gdyby ją uświadomił mogłaby mi pomóc. Jeśli naprawdę jej na mnie zależy to przecież powinna mnie odnaleźć, prawda? Magowie, czarownice, wiedźmy... Czymkolwiek oni są – mogą mi pomóc.
     Chciałem zadać mu setki pytań. Miałem ochotę je z siebie wyrzucić jeden za drugim, zalać go ich nieskończoną ilością, tak szybko, jak zalewa się kawę wrzątkiem. To była wielka ochota, ale się powstrzymałem. Zdecydowałem się nie naciskać i nie psuć mu pierwszego spotkania z córką.

Zatrzymaliśmy się przed płotem obok domu Sakury. W kuchni paliło się światło. Wyjątkowo, bo zazwyczaj o tej porze stara Haruno spała.

Sakura posłała ojcu uśmiech, przytuliła się do niego.

     -Trzymaj za mnie kciuki. - pocałowała go w policzek. Ruszyła do furtki.
     -Poczekaj. - zatrzymał ją. - Pozwól mi się dotknąć. Daj mi chwilę.
     -Po co? - na jej czole pojawiły się niewielkie zmarszczki.
     -Chce zobaczyć co się z wami dzieje i kto przejmuje nad wami kontrolę.
     -Potrafisz to zrobić? - wróciła do ojca.

Ojciec uniósł do góry dłoń, dotknął jej policzka. Zamknął oczy, zacisnął powieki bardzo mocno, jakby chciał wymusić płacz. Minęło kilka sekund, a jego policzki zaczęły całe drżeć. Nie był gruby, ale nagle całe mięśnie jego twarzy zwiotczały. Sakura cicho jęknęła z przerażenia. Mężczyzna zacisnął zęby, tarł nimi, jakby chciał je stępić. Z jego nosa pociekła krew, a gdy przez chwilę otworzyły się jego oczy - ujrzeliśmy same białka.
Różowa dama odskoczyła do tyłu, przez co kontakt z ojcem się zerwał. Mężczyzna opadł na kolana, jak kamień rzucony w wodę. Oddychał bardzo szybko i nieregularnie.

     -Tato? Wszystko gra? - uklękła przy nim.
     -Tak. - przetarł krew.
     -Co widziałeś?
     -Muszę już iść.

Tym sposobem zostawił nas bez odpowiedzi.

     -Sakura?!! - na werandzie pokazała się sylwetka matki. Powstrzymała młodą przed pobiegnięciem za tatą. - Wracaj do domu!
     -Już idę. - Sakura ruszyła się dopiero wtedy, gdy ojciec zniknął jej z pola widzenia. - Tylko nie krzycz, bo sąsiedzi usłyszą. - weszła do środka mijając obojętnie matkę.
     -Widziałaś się z ojcem? - matka zamknęła drzwi na klucz. - Mówił kiedy wyjeżdża? Mam nadzieje, że nie z jego winy wracasz tak późno do domu! - pogroziła jej palcem przed nosem.
     -Byłam z przyjaciółmi. - Sakura złapała jej dłoń i ściągnęła ją na dół. - Nie musisz za wszystko winić zaraz ojca.
     -Co w Ciebie wstąpiło?! Dobrze wiesz, że oni nie są Twoimi przyjaciółmi! Nie możesz się z nimi spotykać! Już Ci to powiedziałam! Po szkole masz wracać prosto do domu!
     -Nie byłam dzisiaj w szkole. - wyrzuciła z siebie te słowa z wielkim uśmiechem na twarzy. Chyba chciała zdenerwować własną matkę.
     -Jak to nie byłaś!?
     -Zrobiłam sobie wagary. Kupiłam sukienkę, buty, byłam na saunie... - zdjęła z siebie skórzaną kurtkę i rzuciła ją na szafkę w przedpokoju. - Powiedz mi... - zniknęła w kuchni, szła do lodówki. - Po co mam chodzić do szkoły skoro w niedziele chcesz wyjechać? Nie muszę się męczyć skoro i tak zacznę od nowa w innym miejscu. - wyciągnęła z lodówki parówkę, zamknęła drzwiczki i ujrzała z bliska wściekłą twarz starej Haruno.
     -Jak śmiesz robić sobie wagary i mówić mi, o tym w taki sposób?! Skąd wzięłaś pieniądze na te pierdoły?! I gdzie je masz?! Wszystkie spale! Udowodnię Ci kto tu rządzi!
     -Zostały u Sai'a w biurze. Jeśli Ci się spieszy możesz po nie jechać, a ja w tym czasie się wykąpie. Bynajmniej będę miała spokój.

Usłyszałem plask. Bardzo głośny i wyraźny. Parówka z ręki Sakury wypadła i uderzyła o kafelki. Jej głowa obróciła się o dziewięćdziesiąt stopni, a na policzku pojawił się czerwony ślad.

     -I widzisz do czego mnie zmusiłaś?! To Twoja wina! Powinnaś wracać normalnie do domu i odzywać się do mnie z szacunkiem! Nie tak Cię wychowałam gówniaro jedna! Myślisz, że będziesz robić co chcesz?! - mama nie przestawała wrzeszczeć, wpadła w furię. Sakura nawet nie drgnęła. - Masz zamiar mnie przeprosić? Powinnaś to zrobić! W tej chwili! Rozumiesz?! Żądam od Ciebie przeprosin Ty mała niewdzięczna szmato!

     W koło rozpętało się piekło. Z szafek zaczęły wypadać naczynia i sztućce. Stół, gdzie zazwyczaj jadły śniadanie, uniósł się do góry. Wisiał w powietrzu dosłownie pół metra nad ziemią. Nie widziałem tego nigdy wcześniej.
Podbiegłem do Sakury, zajrzałem w jej oczy. Myślałem, że znowu ktoś przejął nad nią kontrolę, ale nie... Tym razem była sobą.

     -Sakura przestań! - matka cofała się panicznie trzymając się za głowę.

Nóż z ziemi wzbił się w powietrze, nikt go nie trzymał. Ruszył w kierunku kobiety.

To był instynkt, który gdzieś głęboko się we mnie zakorzenił. Stanąłem przed jej matką, wyciągnąłem przed siebie ręce. Poczułem silny ból, a na ziemie zaczęła kapać krew. Ostrze przecięło skórę, wbiło się w mięso zatrzymując się na moich kościach. Cierpiałem, ale z zaciśniętymi zębami nie odpuszczałem. Po raz kolejny przełamałem tą dziwną barierę, jaka tłamsiła mnie przez rok czasu i znowu nie byłem pewien, w jaki sposób to zrobiłem. Czy podwyższona adrenalina, strach lub furia pomagały mi zaistnieć?

Nóż przesuwał się pomiędzy moimi dłońmi, zwiększając moje rany i zbliżając się do mojej twarzy. Nie mogłem odpuścić, bo to skrzywdziłoby Sakurę. Śmierć jej matki przyniosłaby znacznie więcej szkód, a nie wyobrażałem sobie ją za kratkami. Przez to sam byłbym uwięziony.

Jej zielone oczy wpatrzyły się we mnie, jak wzrok naiwniaka wpatrującego się w kryształową kulę. Nie wiem czy coś we mnie zobaczyła, czy mnie rozpoznała... Wiem tylko jedno... Gdy na mnie spojrzała natychmiast się uspokoiła. Uśmiechnęła się delikatnie, naprawdę prawie niewidocznie, a później straciła przytomność. Jej ciało runęło na ziemię, a nóż w mojej dłoni przestał napierać. 

Nastała błoga cisza.

Odwróciłem się w kierunku jej matki. Siedziała skulona w przedpokoju zasłaniając się rękoma. Była przerażona i wcale jej się nie dziwiłem.

Co się tutaj do cholery stało?!

1 komentarz:

  1. No, i jest jakaś akcja ;D To mi się podoba tylko, kurcze szkoda że tak szybko mi się czyta Twoje rozdziały ;\
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń