środa, 19 lutego 2014

6# KLEPSYDRA


     W prezencie od losu dostałem czas, dzięki któremu doszedłem do siebie po incydencie na moście. Wciąż odczuwałem dyskomfort. Miałem wrażenie, że moje ciało, jeśli tak to mogę nazwać, nie było w pełni zregenerowane. Byłem zmęczony, bo mimo szansy na odpoczynek starałem się czuwać. Miałem ogromne wyrzuty sumienia i martwiłem się o tą małą zołzę.
Od tamtego dnia była nieprzytomna. Mijał dzisiaj tydzień, a jej stan nie wydawał się poprawiać. Był stabilny, wszystkie odczyty, niby były w normie, ale Sakura wciąż się nie budziła. To było jedno z tych rzeczy paranormalnych, których ludzki rozum nie potrafił logicznie wyjaśnić.
Leżałem na kanapie przy oknie, z której od dwóch dni się nie ruszyłem. Dzięki znajomościom i kasie matki Sakury dostaliśmy prywatną salę. Nikogo więcej z nami nie było, choć czasem zawitali do nas goście, lekarze, pielęgniarki. Cieszyłem się z tego komfortu, bo były sprawy, z którymi musiałem sobie poradzić, a wiedziałem, że samotność będzie w tym wypadku moim sprzymierzeńcem.

Zamknąłem powieki i ujrzałem Sasuke. Tej nocy na moście, przemoczonego od deszczu, z wyrysowanym przerażeniem na twarzy. Wciąż widziałem ten obrazek przed swoimi oczami, gdy tylko je zamykałem. Za pierwszym razem jej nie złapał, jesienna kurtka przeleciała tuż obok jego palców. Widziałem, jak spadała. Ponownie czułem ten dziwny ścisk w moim wnętrzu, mrowienie całego ciała. Arogancki dupek nie okazał się, jednak do końca taki samolubny, jakim widziałem go wcześniej. W tamtej chwili podjął się niezwykłego ryzyka, wykazał się wielką odwagą i pokazał ile znaczy dla niego Sakura. Byli prawdziwymi przyjaciółmi i właśnie w tamtym momencie, gdy uratował jej życie byłem tego pewien. Sasuke przeskoczył przez barierkę, zrobił to dynamicznie, bez zawahania. Złapał Sakurę w pasie, przyciągnął do siebie i w ostatniej chwili wolną ręką, która dosłownie kilka godzin temu zmierzyła się z Sasorim i doznała urazu, złapał się za poręcz. Największym problemem wtedy okazała się jego odporność na ból. Dłoń puściła śliską metalową rurę, po czym obydwoje stopniowo lecieli wprost do destrukcyjnej rzeki. Mógłbym przysiąc, że w tamtej chwili świat zwolnił tempo, jak na filmach, gdzie chcą przedłużyć dramatyczność i unikalność sceny. Widziałem jak Sasuke bardzo powoli zamyka oczy przygotowany na to, co ma się za chwilę stać. Jednak nie… Nie na mojej zmianie… Prędzej sam rozlecę się w pył, niż pozwolę ich skrzywdzić. Przewracając się o własne nogi, czując pieczenie w żołądku i nieznane wcześniej mrowienia tremy błądzące w moim ciele, przyspieszyłem. Już nie liczyło się nic, oprócz nich. To był mój jedyny cel. Z powrotem rozpadał się okropny deszcz, a zimne krople roztrzaskiwały się o moje ręce wyciągnięte do przodu. Musiałem zdążyć, bo inaczej mogłem już ich nie odzyskać. Wskoczyłem na barierkę, złapałem Sasuke za nadgarstek złamanej ręki, zaparłem się nogami o metalową rurę i z całej siły, jak najbardziej potrafiłem przechyliłem się do tyłu. W pozycji klęczącej z wyciągniętą w tył głową, zaciskałem zęby hamując się przed krzykiem. Oj bolało tak, jakby ktoś obdzierał mnie żywcem ze skóry, ale się nie poddałem. Ciało gówniarza zaczęło się cofać, a jego dłoń ponownie złapała poręcz i tym razem skutecznie. Osiągnąłem sukces, świat ponownie przyspieszył, a ja puszczając go poleciałem na ziemię. Z moich ust i nosa wyciekła krew. Wypluwając ją ostatkiem sił zerknąłem na dzieciaka.  Widziałem po jego minie, że cierpi. Jego cera momentalnie stała się jaśniejsza, a zza zaciśniętych zębów wydobył się cichy jęk. Byłem pewien, że opadał z sił i zastanawiałem się czy przypadkiem nie zaciskał oczu, aby nie płakać. Mężczyźni zazwyczaj nie ryczą, ale jeśli czujesz silny, pulsujący ból przestajesz myśleć o dumie.
Hinata dokończyła moje dzieło. Złapała Sasu za koszulkę i przyciągnęła go bardziej do siebie, odciążyła jego nacisk na chorą kończynę. Szybkim ruchem przełożyła nogę za siatkę wyciągając się w kierunku Różowej Damy, która już wtedy była nieprzytomna.
Przyjaciółka być może nie zaryzykowała tak mocno, jak Sasuke, ale zadziałała wyjątkowo błyskawicznie. Ciekawy byłem, czym jeszcze zaskoczą mnie te dzieciaki. Ten gnojek mógł zginąć razem z Saki, mogłem nie zdążyć i spadłby razem z nią, a wiatr był wyjątkowo wzburzony, nurt rzeki silny. Ten koleś zachował się, jak prawdziwy bohater.
Z ulgą rozłożyłem się na chodniku spoglądając w spadające w moim kierunku krople deszczu. Świat na nowo odzyskał swoje dzikie sekundy.

     Drzwi do pokoju się otworzyły, usłyszałem kroki. Nie podnosiłem się, wręcz przeciwnie zasłoniłem ręką twarz mając nadzieje, że to tylko pielęgniarka. Chciałem przemyśleć jeszcze jedną sprawę. W śnie koleś, którego twarzy nie mogłem rozpoznać, zwrócił się do mnie Itachi, Sakura na moście też o nim wspomniała i miałem przeczucie, że mówiła o mnie. Czy to ja byłem tym kolesiem, który zaginął? Czy Sasuke był moim bratem? Byłem coraz bardziej pewien, że historia Itachiego w pewnym sensie należy do mnie, jakbym nim był. Intuicja podpowiadała mi, że to możliwe, ale umysł płatał mi figle. Nie odzyskałem do końca świadomości.
    
     -Przepraszam. - usłyszałem męski głos. - Sakura naprawdę Cię przepraszam...

Przy jej łóżku, na krześle siedział mężczyzna. Miał na sobie brązowy garnitur, jego włosy były obcięte prawie na zero, a pomiędzy jego palcami u lewej dłoni zasłaniającej usta, wystawały siwe włosy od bardzo długiej brody. Pierwszy raz widziałem tego faceta na oczy. Po jego policzkach spłynęły łzy, które w jakimś sensie wprawiły mnie w zakłopotanie. Wiem, że to głupie, bo nie wiedział o moim istnieniu, ale mnie to krępowało.

     -Nie chciałem Ciebie zostawić. Dlaczego nie wyjechałaś ze mną? Dlaczego się nie zgodziłaś, a chciałaś zostać z matką? Byłaś tak cholernie pewna tej decyzji, że sam w nią uwierzyłem. - mężczyzna rozpłakał się na dobre. - To moja wina, prawda? - jego głos był coraz bardziej piskliwy – Nie chciałem Cię zostawić. Tak bardzo mocno chciałem Ciebie zabrać ze sobą, ale Ty nie chciałaś wyjechać... Dlaczego byłem tak naiwny i pozwoliłem Ci zostać przez tego chłopaka? Nie powinienem tego robić. Chciałem dobrze... - złapał ją za dłoń. - Moja Sakuro...

To był jej ojciec. Tak! Na pewno to musiał być on. Przypominała go trochę, bo odziedziczyła po nim oczy. W pewnym sensie się ucieszyłem, bo byłem pewien, że jego pojawienie się może zmienić wszystko. Przede wszystkim może umożliwić jej ucieczkę od stukniętej matki.

     -Co tutaj robisz? - o wilku mowa. Matka pojawiła się w progu z wielkim grymasem, który ostatnio nie chciał się odkleić od jej twarzy.
     -Przyjechałem do córki. - mężczyzna przetarł jednym ruchem ręki łzy, a jego głos spoważniał. Zmienił się z miękkiej gąbki w twardą skałę.
     -Nie zapraszałam Cię tu.
     -Ty nie, ale lekarz do mnie zadzwonił. Jestem w jej karcie pacjenta, jako kontakt. Zapomniałaś?
     -Muszę to zmienić. - kobieta zatrzymała się po drugiej stronie łóżka. - Dobrze wiesz, że nie masz do niej żadnych praw, prawda?
     -To moja córka i żadne prawo nie zabroni mi się z nią spotykać.
     -Hm... - pokręciła głową uśmiechając się niepewnie – Masz czelność pojawiać się tutaj, po takim czasie i nazywać ją córką? To, że dałeś jej trochę swojego DNA nie czyni Cię jej ojcem. Poza tym ustaliliśmy coś i powinieneś się tego trzymać.
     -Chcesz się teraz kłócić?
     -Chce, abyś wyszedł... Teraz!
     -Dobrze. - ojciec Saki się podniósł, podszedł do kobiety i stanął bardzo blisko niej. Jego twarz była może dwa centymetry od jej nosa. - Teraz stąd wyjdę, ale wrócę. Bądź pewna, że tym razem nie odpuszczę. - jego ramię otarło się o kobietę, która starała się nad sobą panować. Dobrze znałem tą jej minę.
     -Jeszcze zobaczymy. – z trudem wyrzuciła to z siebie zachowując spokój.

Mężczyzna przed opuszczeniem pokoju zerknął w moją stronę. Byłem pewien, że patrzył na mnie, chociaż to wydawało mi się niedorzeczne. Uśmiechnął się delikatnie, a ja prawie tego nie dostrzegłem, przez tą brodę i wąsy. Wyszedł zostawiając mnie z tą niepewnością. Czy on mógł wiedzieć o moim istnieniu? Czy to było możliwe?

     -Mm... - usłyszałem cichy znajomy głosik – Mamo? - Sakura otworzyła leniwie oczy, ja pobiegłem w jej kierunku. Szybko uklęknąłem obok niej. - Czy słyszałam tatę?
     -Nie kochanie. Nie słyszałaś. - kobieta pogłaskała ją po czole. - Jak się czujesz? - uśmiechała się. Widać było po niej, że odetchnęła. - Myślałam, że się nie obudzisz. Tak się o Ciebie martwiłam...
     -Co się stało?
     -Sasukę z Hinatą przywieźli Cię do szpitala, ponoć wygłupialiście się na ringu i uderzyłaś się w głowę. Nie pamiętasz tego?
     -Niespecjalnie. - Saki poprawiła się, usiadła na łóżku. - Pamiętam, że szłam do Sasuke.. - nieustannie marszczyła czoło i przymykała oczy. - Ale nie za bardzo pamiętam, co stało się dalej.. Przepraszam, że się martwiłaś.
     -Sakura... - westchnęła – Byłaś nieprzytomna przez tydzień.
     -Co?! - nagle lekko się ożywiła. - Jak to? Tydzień?!
     -Spokojnie kochanie. Nie denerwuj się tylko, bo to może być niebezpieczne. Nie chce, abyś musiała zostać tutaj dłużej. Mam dla Ciebie niespodziankę.
     -Niespodziankę?
     -Tak. - uśmiechnęła się naprawdę szeroko i zaklaskała w ręce. - Dostałam nową ofertę pracy.
     -Rozumiem... Iii? - różowa dama była niepewna. Zachowywała dystans.
     -Za tydzień, w niedziele, przeprowadzamy się do nowego miejsca.
     -CO?! - krzyknęliśmy z Sakurą jednocześnie.
     -Jak to?! - dodała.
     -Pomyślałam, że dobrze Ci to zrobi. Chodzisz wiecznie smutna, a tak będziesz z dala od tych wszystkich negatywnych wspomnień. Poznasz nowych ludzi. Zaczniesz od nowa.
     -Ale ja nie chce zaczynać od nowa! Pomyślałaś o tym?! Mam tutaj przyjaciół, szkołę... Jeszcze trochę i wyjadę na studia. Nie chce się z nimi rozstawać!
     -Załatwiłam Ci już przeniesienie. To nie podlega dyskusji kochana. Twoi przyjaciele są dla Ciebie toksyczni. Nie widzisz do jakiego stanu Cię doprowadzili? Chce dla Ciebie, jak najlepiej.
     -Dla mnie...? Czy dla siebie? Mamo ja nie chce wyjeżdżać!
     -Nie podnoś na mnie głosu młoda damo! - pogroziła jej palcem. - Masz mnie słuchać. Jestem Twoją matką. Być może teraz będziesz na mnie zła, ale z czasem zrozumiesz, że tak jest dla Ciebie najlepiej. Rozmawiałam z Twoją psycholożką i powiedziała mi, że to może być dla nas dobrym rozwiązaniem.
     -Mamo to śmieszne... Oni są moimi przyjaciółmi. Nie chce ich opuszczać...
     -Pożegnasz się z nimi na imprezie u burmistrza miasta. Pozwolę Ci nawet wyrwać się z nimi na chwilę do ogrodu.
     -Do ogrodu? - zaśmiała się nerwowo. – Mamo, co Ty mówisz? Ogród jest częścią imprezy!
     -Ale ja zostanę w środku i będziesz ich miała tylko dla siebie. To będzie wasza noc. Przecież wszyscy tam będą prawda? Sasuke, Hinata... Ten blondyn...
     -Naruto? - pokręciła głową - Nawet nie znasz jego imienia?
     -Już nie będę musiała znać. - matka odchodziła w kierunku drzwi. - Pójdę po lekarza. Zobaczysz... Wszystko się ułoży.

Oczy Sakury napełniły się łzami, po czym bardzo szybko zapełniły jej różowawe policzki. Wysunąłem w jej kierunku dłoń, kciukiem próbowałem otrzeć łzy. Wyglądała, niczym anioł, choć dopiero się wybudziła.

     -Obiecuje Ci Sakura, że stąd nie wyjedziemy. Znajdę sposób, aby nas z tego wyciągnąć, abyś była szczęśliwa. Coś czuje, że to będzie łatwiejsze, gdy Twój ojciec pojawił się w pobliżu. Nikt Cię stąd nie zabierze. Zacząłem odzyskiwać pamięć, klocek po klocku odbudowuje własną tożsamość. Nie pozwolę tego zepsuć.

***

DZIEŃ PÓŹNIEJ.

Usłyszeliśmy dynamiczne pukanie, po czym drzwi się uchyliły i w szparze pojawiła się uśmiechnięta buzia Hinaty. Zaśmiała się cichutko. Sakura odłożyła książkę i odesłała przyjaciółce bardzo szczery uśmiech. Od czasu, gdy jej matka oznajmiła przeprowadzkę nie widziałem na twarzy Sakury najmniejszego promyczka szczęścia. Dopiero pojawienie się przyjaciół zmieniło jej nastawienie.
Za Hinatą wszedł roześmiany Naruto, trzymał w ręce pudełko czekoladek, które sam zajadał. Chciał chyba zrobić dobry gest, ale nie powstrzymał się przed łakomstwem. Za nim powolnym krokiem, z poważną miną pojawił się Sasuke. Oczywiście najpierw przez próg przeszła jego unieruchomiona ręka w gipsie, potem reszta ciała. Jego noga popchnęła drzwi, które po chwili się zamknęły.

     -Jak się czujesz? - Hinata uszczypnęła Naruto, który jęknął, a następnie wyciągnął w kierunku Sakury otwarte pudełko czekoladek. - Miałeś nie jeść! - Naruto odskoczył przed ręką Hinaty.
     -Zgłodniałem! A one tak apetycznie wyglądały...
     -Dobra, dobra... - Sakura pomachała dłonią. - Nic się nie stało i tak nie mogę na razie jeść takich rzeczy.
     -Aż tak źle? - Sasuke usiadł na parapet.
     -Lekarze nie wiedzą dokładnie co mi jest, ale dzisiaj mnie wypisują, bo wszystko wydaje się być w normie. Przypisali mi jakąś dziwną dietę, przez co mama teraz szaleje na zakupach i bynajmniej mam od niej chwilę spokoju.
     -To dobrze, że Cię wypisują. Naprawdę martwiliśmy się o Ciebie. - Hinata uderzyła w pudełko czekoladek, które się rozsypało na ziemię.
     -Dlaczego to zrobiłaś?! - Naruto złapał się za głowę. Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Nawet Sasuke szczerze się zaśmiał.
     -Dobrze was widzieć. Cieszę się, że mnie odwiedziliście.
     -Przychodziliśmy codziennie. Zawsze o tej samej porze. - Naturo zbierał resztki czekoladek z podłogi.
     -Ze słodkościami, które Ty zawsze zjadałeś. - dziewczyna skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
     -A co miały się zmarnować?
     -Ile razy mam mówić, że one nie mają jednominutowej daty ważności!
     -Wole nie ryzykować. - blondyn uśmiechnął się z pełną buzią. Jego zęby były brązowe, a policzki wypchane, jak u łakomego chomika.

W pokoju ponownie jednogłośnie rozniósł się śmiech. Musiałem przyznać, że ten widok nawet mnie rozbawił.

     -No przestańcie się ze mnie nabijać! - Naruto obrażony odwrócił głowę. Sakura zachichotała, a to nakłoniło innych do kolejnej fali rechotu. Mnie też, bo jej śmiech był naprawdę zaraźliwy.

     -Dobra przestańcie mnie rozśmieszać, bo boli mnie już brzuch. - Sakura z uśmiechem na ustach puściła oczko do blondyna.
     -Chociaż jedna jest po mojej stronie. - Naruto wyciągnął język w kierunku Hinaty. Niestety zrobił to mając resztki czekolady w ustach, przez co się wybrudził i opluł.
     -No nie mogę... - Sakura złapała się za brzuch i roześmiała głośniej. Bujała się do przodu i do tyłu, jak chorągiewka popychana przez wiatr.

Jej śmiech spowodował, że Sasuke zsunął się na podłogę z parapetu. Był tak pochłonięty atmosferą, że zapomniał gdzie siedzi, a gips i ręka w kieszeni nie pomogły mu uchronić się przed stoczeniem. Jego upadek sprawił, że Naruto przyłączył się do nich. Zarechotał tak głośno, że każdy stracił nad sobą kontrolę i w pomieszczeniu zrobił się wesoły harmider.

Musiałem przyznać, że ich pojawienie się strasznie poprawiło mi nastrój. Potrzebowałem trochę luzu i głupoty, a Naruto był do tego idealny. Gdyby urodził się w średniowieczu mógłby być dożywotnim błaznem króla, bo na pewno nigdy by się mu nie znudził.

Zatrzymałem wzrok na siedzącym na podłodze Sasuke. Wyglądał na naprawdę zadowolonego i szczęśliwego, jakby w mgnieniu oka zmienił się w innego człowieka. Nie wiem czy robił to dla Sakury, czy też może coś w jego życiu uległo polepszeniu, ale chłopak nie szczędził pozytywnej energii.

Czy właśnie tacy byli rok temu?

1 komentarz:

  1. Jejku! Nareszcie się wyjaśniło! Może ojczulek Saki pomoże jej w ucieczce od matki, która jej nie rozumie? Niby chce dla Sakury lepiej, jednak nie patrzy na jej szczęście...
    Jestem ciekawa dalszych wydarzeń! Czekam na nexta!

    OdpowiedzUsuń