W prezencie od losu
dostałem czas, dzięki któremu doszedłem do siebie po incydencie na moście.
Wciąż odczuwałem dyskomfort. Miałem wrażenie, że moje ciało, jeśli tak to mogę
nazwać, nie było w pełni zregenerowane. Byłem zmęczony, bo mimo szansy na
odpoczynek starałem się czuwać. Miałem ogromne wyrzuty sumienia i martwiłem się
o tą małą zołzę.
Od tamtego dnia była nieprzytomna. Mijał dzisiaj tydzień, a jej stan
nie wydawał się poprawiać. Był stabilny, wszystkie odczyty, niby były w normie,
ale Sakura wciąż się nie budziła. To było jedno z tych rzeczy paranormalnych,
których ludzki rozum nie potrafił logicznie wyjaśnić.
Leżałem na kanapie przy oknie, z której od dwóch dni się nie
ruszyłem. Dzięki znajomościom i kasie matki Sakury dostaliśmy prywatną salę.
Nikogo więcej z nami nie było, choć czasem zawitali do nas goście, lekarze,
pielęgniarki. Cieszyłem się z tego komfortu, bo były sprawy, z którymi musiałem
sobie poradzić, a wiedziałem, że samotność będzie w tym wypadku moim
sprzymierzeńcem.
Zamknąłem powieki i ujrzałem Sasuke. Tej nocy na moście,
przemoczonego od deszczu, z wyrysowanym przerażeniem na twarzy. Wciąż widziałem
ten obrazek przed swoimi oczami, gdy tylko je zamykałem. Za pierwszym razem jej
nie złapał, jesienna kurtka przeleciała tuż obok jego palców. Widziałem, jak
spadała. Ponownie czułem ten dziwny ścisk w moim wnętrzu, mrowienie całego
ciała. Arogancki dupek nie okazał się, jednak do końca taki samolubny, jakim
widziałem go wcześniej. W tamtej chwili podjął się niezwykłego ryzyka, wykazał
się wielką odwagą i pokazał ile znaczy dla niego Sakura. Byli prawdziwymi
przyjaciółmi i właśnie w tamtym momencie, gdy uratował jej życie byłem tego
pewien. Sasuke przeskoczył przez barierkę, zrobił to dynamicznie, bez
zawahania. Złapał Sakurę w pasie, przyciągnął do siebie i w ostatniej chwili
wolną ręką, która dosłownie kilka godzin temu zmierzyła się z Sasorim i doznała
urazu, złapał się za poręcz. Największym problemem wtedy okazała się jego
odporność na ból. Dłoń puściła śliską metalową rurę, po czym obydwoje stopniowo
lecieli wprost do destrukcyjnej rzeki. Mógłbym przysiąc, że w tamtej chwili
świat zwolnił tempo, jak na filmach, gdzie chcą przedłużyć dramatyczność i unikalność
sceny. Widziałem jak Sasuke bardzo powoli zamyka oczy przygotowany na to, co ma
się za chwilę stać. Jednak nie… Nie na mojej zmianie… Prędzej sam rozlecę się w
pył, niż pozwolę ich skrzywdzić. Przewracając się o własne nogi, czując
pieczenie w żołądku i nieznane wcześniej mrowienia tremy błądzące w moim ciele,
przyspieszyłem. Już nie liczyło się nic, oprócz nich. To był mój jedyny cel. Z
powrotem rozpadał się okropny deszcz, a zimne krople roztrzaskiwały się o moje
ręce wyciągnięte do przodu. Musiałem zdążyć, bo inaczej mogłem już ich nie
odzyskać. Wskoczyłem na barierkę, złapałem Sasuke za nadgarstek złamanej ręki,
zaparłem się nogami o metalową rurę i z całej siły, jak najbardziej potrafiłem
przechyliłem się do tyłu. W pozycji klęczącej z wyciągniętą w tył głową,
zaciskałem zęby hamując się przed krzykiem. Oj bolało tak, jakby ktoś obdzierał
mnie żywcem ze skóry, ale się nie poddałem. Ciało gówniarza zaczęło się cofać,
a jego dłoń ponownie złapała poręcz i tym razem skutecznie. Osiągnąłem sukces,
świat ponownie przyspieszył, a ja puszczając go poleciałem na ziemię. Z moich
ust i nosa wyciekła krew. Wypluwając ją ostatkiem sił zerknąłem na dzieciaka. Widziałem po jego minie, że cierpi. Jego cera
momentalnie stała się jaśniejsza, a zza zaciśniętych zębów wydobył się cichy
jęk. Byłem pewien, że opadał z sił i zastanawiałem się czy przypadkiem nie
zaciskał oczu, aby nie płakać. Mężczyźni zazwyczaj nie ryczą, ale jeśli czujesz
silny, pulsujący ból przestajesz myśleć o dumie.
Hinata dokończyła moje dzieło. Złapała Sasu za koszulkę i
przyciągnęła go bardziej do siebie, odciążyła jego nacisk na chorą kończynę.
Szybkim ruchem przełożyła nogę za siatkę wyciągając się w kierunku Różowej
Damy, która już wtedy była nieprzytomna.
Przyjaciółka być może nie zaryzykowała tak mocno, jak Sasuke, ale
zadziałała wyjątkowo błyskawicznie. Ciekawy byłem, czym jeszcze zaskoczą mnie
te dzieciaki. Ten gnojek mógł zginąć razem z Saki, mogłem nie zdążyć i spadłby
razem z nią, a wiatr był wyjątkowo wzburzony, nurt rzeki silny. Ten koleś
zachował się, jak prawdziwy bohater.
Z ulgą rozłożyłem się na chodniku spoglądając w spadające w moim
kierunku krople deszczu. Świat na nowo odzyskał swoje dzikie sekundy.
Drzwi do pokoju się otworzyły, usłyszałem kroki.
Nie podnosiłem się, wręcz przeciwnie zasłoniłem ręką twarz mając nadzieje, że
to tylko pielęgniarka. Chciałem przemyśleć jeszcze jedną sprawę. W śnie koleś,
którego twarzy nie mogłem rozpoznać, zwrócił się do mnie Itachi, Sakura na
moście też o nim wspomniała i miałem przeczucie, że mówiła o mnie. Czy to ja
byłem tym kolesiem, który zaginął? Czy Sasuke był moim bratem? Byłem coraz
bardziej pewien, że historia Itachiego w pewnym sensie należy do mnie, jakbym
nim był. Intuicja podpowiadała mi, że to możliwe, ale umysł płatał mi figle.
Nie odzyskałem do końca świadomości.
-Przepraszam. - usłyszałem
męski głos. - Sakura naprawdę Cię przepraszam...
Przy jej łóżku, na krześle siedział mężczyzna. Miał na sobie brązowy
garnitur, jego włosy były obcięte prawie na zero, a pomiędzy jego palcami u
lewej dłoni zasłaniającej usta, wystawały siwe włosy od bardzo długiej brody.
Pierwszy raz widziałem tego faceta na oczy. Po jego policzkach spłynęły łzy,
które w jakimś sensie wprawiły mnie w zakłopotanie. Wiem, że to głupie, bo nie wiedział
o moim istnieniu, ale mnie to krępowało.
-Nie chciałem Ciebie
zostawić. Dlaczego nie wyjechałaś ze mną? Dlaczego się nie zgodziłaś, a
chciałaś zostać z matką? Byłaś tak cholernie pewna tej decyzji, że sam w nią
uwierzyłem. - mężczyzna rozpłakał się na dobre. - To moja wina, prawda? - jego
głos był coraz bardziej piskliwy – Nie chciałem Cię zostawić. Tak bardzo mocno
chciałem Ciebie zabrać ze sobą, ale Ty nie chciałaś wyjechać... Dlaczego byłem
tak naiwny i pozwoliłem Ci zostać przez tego chłopaka? Nie powinienem tego
robić. Chciałem dobrze... - złapał ją za dłoń. - Moja Sakuro...
To był jej ojciec. Tak! Na pewno to musiał być on. Przypominała go
trochę, bo odziedziczyła po nim oczy. W pewnym sensie się ucieszyłem, bo byłem
pewien, że jego pojawienie się może zmienić wszystko. Przede wszystkim może
umożliwić jej ucieczkę od stukniętej matki.
-Co tutaj robisz? - o wilku
mowa. Matka pojawiła się w progu z wielkim grymasem, który ostatnio nie chciał
się odkleić od jej twarzy.
-Przyjechałem do córki. -
mężczyzna przetarł jednym ruchem ręki łzy, a jego głos spoważniał. Zmienił się
z miękkiej gąbki w twardą skałę.
-Nie zapraszałam Cię tu.
-Ty nie, ale lekarz do mnie
zadzwonił. Jestem w jej karcie pacjenta, jako kontakt. Zapomniałaś?
-Muszę to zmienić. -
kobieta zatrzymała się po drugiej stronie łóżka. - Dobrze wiesz, że nie masz do
niej żadnych praw, prawda?
-To moja córka i żadne
prawo nie zabroni mi się z nią spotykać.
-Hm... - pokręciła głową
uśmiechając się niepewnie – Masz czelność pojawiać się tutaj, po takim czasie i
nazywać ją córką? To, że dałeś jej trochę swojego DNA nie czyni Cię jej ojcem.
Poza tym ustaliliśmy coś i powinieneś się tego trzymać.
-Chcesz się teraz kłócić?
-Chce, abyś wyszedł...
Teraz!
-Dobrze. - ojciec Saki się
podniósł, podszedł do kobiety i stanął bardzo blisko niej. Jego twarz była może
dwa centymetry od jej nosa. - Teraz stąd wyjdę, ale wrócę. Bądź pewna, że tym
razem nie odpuszczę. - jego ramię otarło się o kobietę, która starała się nad
sobą panować. Dobrze znałem tą jej minę.
-Jeszcze zobaczymy. – z
trudem wyrzuciła to z siebie zachowując spokój.
Mężczyzna przed opuszczeniem pokoju zerknął w moją stronę. Byłem
pewien, że patrzył na mnie, chociaż to wydawało mi się niedorzeczne. Uśmiechnął
się delikatnie, a ja prawie tego nie dostrzegłem, przez tą brodę i wąsy.
Wyszedł zostawiając mnie z tą niepewnością. Czy on mógł wiedzieć o moim
istnieniu? Czy to było możliwe?
-Mm... - usłyszałem cichy
znajomy głosik – Mamo? - Sakura otworzyła leniwie oczy, ja pobiegłem w jej
kierunku. Szybko uklęknąłem obok niej. - Czy słyszałam tatę?
-Nie kochanie. Nie
słyszałaś. - kobieta pogłaskała ją po czole. - Jak się czujesz? - uśmiechała
się. Widać było po niej, że odetchnęła. - Myślałam, że się nie obudzisz. Tak
się o Ciebie martwiłam...
-Co się stało?
-Sasukę z Hinatą przywieźli
Cię do szpitala, ponoć wygłupialiście się na ringu i uderzyłaś się w głowę. Nie
pamiętasz tego?
-Niespecjalnie. - Saki
poprawiła się, usiadła na łóżku. - Pamiętam, że szłam do Sasuke.. - nieustannie
marszczyła czoło i przymykała oczy. - Ale nie za bardzo pamiętam, co stało się
dalej.. Przepraszam, że się martwiłaś.
-Sakura... - westchnęła –
Byłaś nieprzytomna przez tydzień.
-Co?! - nagle lekko się
ożywiła. - Jak to? Tydzień?!
-Spokojnie kochanie. Nie
denerwuj się tylko, bo to może być niebezpieczne. Nie chce, abyś musiała zostać
tutaj dłużej. Mam dla Ciebie niespodziankę.
-Niespodziankę?
-Tak. - uśmiechnęła się
naprawdę szeroko i zaklaskała w ręce. - Dostałam nową ofertę pracy.
-Rozumiem... Iii? - różowa
dama była niepewna. Zachowywała dystans.
-Za tydzień, w niedziele,
przeprowadzamy się do nowego miejsca.
-CO?! - krzyknęliśmy z
Sakurą jednocześnie.
-Jak to?! - dodała.
-Pomyślałam, że dobrze Ci
to zrobi. Chodzisz wiecznie smutna, a tak będziesz z dala od tych wszystkich
negatywnych wspomnień. Poznasz nowych ludzi. Zaczniesz od nowa.
-Ale ja nie chce zaczynać
od nowa! Pomyślałaś o tym?! Mam tutaj przyjaciół, szkołę... Jeszcze trochę i
wyjadę na studia. Nie chce się z nimi rozstawać!
-Załatwiłam Ci już
przeniesienie. To nie podlega dyskusji kochana. Twoi przyjaciele są dla Ciebie
toksyczni. Nie widzisz do jakiego stanu Cię doprowadzili? Chce dla Ciebie, jak
najlepiej.
-Dla mnie...? Czy dla
siebie? Mamo ja nie chce wyjeżdżać!
-Nie podnoś na mnie głosu
młoda damo! - pogroziła jej palcem. - Masz mnie słuchać. Jestem Twoją matką.
Być może teraz będziesz na mnie zła, ale z czasem zrozumiesz, że tak jest dla
Ciebie najlepiej. Rozmawiałam z Twoją psycholożką i powiedziała mi, że to może
być dla nas dobrym rozwiązaniem.
-Mamo to śmieszne... Oni są
moimi przyjaciółmi. Nie chce ich opuszczać...
-Pożegnasz się z nimi na
imprezie u burmistrza miasta. Pozwolę Ci nawet wyrwać się z nimi na chwilę do
ogrodu.
-Do ogrodu? - zaśmiała się
nerwowo. – Mamo, co Ty mówisz? Ogród jest częścią imprezy!
-Ale ja zostanę w środku i
będziesz ich miała tylko dla siebie. To będzie wasza noc. Przecież wszyscy tam
będą prawda? Sasuke, Hinata... Ten blondyn...
-Naruto? - pokręciła głową
- Nawet nie znasz jego imienia?
-Już nie będę musiała znać.
- matka odchodziła w kierunku drzwi. - Pójdę po lekarza. Zobaczysz... Wszystko
się ułoży.
Oczy Sakury napełniły się łzami, po czym bardzo szybko zapełniły jej
różowawe policzki. Wysunąłem w jej kierunku dłoń, kciukiem próbowałem otrzeć
łzy. Wyglądała, niczym anioł, choć dopiero się wybudziła.
-Obiecuje Ci Sakura, że
stąd nie wyjedziemy. Znajdę sposób, aby nas z tego wyciągnąć, abyś była
szczęśliwa. Coś czuje, że to będzie łatwiejsze, gdy Twój ojciec pojawił się w
pobliżu. Nikt Cię stąd nie zabierze. Zacząłem odzyskiwać pamięć, klocek po
klocku odbudowuje własną tożsamość. Nie pozwolę tego zepsuć.
***
DZIEŃ PÓŹNIEJ.
Usłyszeliśmy dynamiczne pukanie, po czym drzwi się uchyliły i w
szparze pojawiła się uśmiechnięta buzia Hinaty. Zaśmiała się cichutko. Sakura
odłożyła książkę i odesłała przyjaciółce bardzo szczery uśmiech. Od czasu, gdy
jej matka oznajmiła przeprowadzkę nie widziałem na twarzy Sakury najmniejszego
promyczka szczęścia. Dopiero pojawienie się przyjaciół zmieniło jej
nastawienie.
Za Hinatą wszedł roześmiany Naruto, trzymał w ręce pudełko
czekoladek, które sam zajadał. Chciał chyba zrobić dobry gest, ale nie
powstrzymał się przed łakomstwem. Za nim powolnym krokiem, z poważną miną
pojawił się Sasuke. Oczywiście najpierw przez próg przeszła jego unieruchomiona
ręka w gipsie, potem reszta ciała. Jego noga popchnęła drzwi, które po chwili
się zamknęły.
-Jak się czujesz? - Hinata
uszczypnęła Naruto, który jęknął, a następnie wyciągnął w kierunku Sakury
otwarte pudełko czekoladek. - Miałeś nie jeść! - Naruto odskoczył przed ręką
Hinaty.
-Zgłodniałem! A one tak
apetycznie wyglądały...
-Dobra, dobra... - Sakura
pomachała dłonią. - Nic się nie stało i tak nie mogę na razie jeść takich
rzeczy.
-Aż tak źle? - Sasuke
usiadł na parapet.
-Lekarze nie wiedzą
dokładnie co mi jest, ale dzisiaj mnie wypisują, bo wszystko wydaje się być w
normie. Przypisali mi jakąś dziwną dietę, przez co mama teraz szaleje na
zakupach i bynajmniej mam od niej chwilę spokoju.
-To dobrze, że Cię
wypisują. Naprawdę martwiliśmy się o Ciebie. - Hinata uderzyła w pudełko
czekoladek, które się rozsypało na ziemię.
-Dlaczego to zrobiłaś?! -
Naruto złapał się za głowę. Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Nawet Sasuke szczerze
się zaśmiał.
-Dobrze was widzieć. Cieszę
się, że mnie odwiedziliście.
-Przychodziliśmy
codziennie. Zawsze o tej samej porze. - Naturo zbierał resztki czekoladek z
podłogi.
-Ze słodkościami, które Ty
zawsze zjadałeś. - dziewczyna skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
-A co miały się zmarnować?
-Ile razy mam mówić, że one
nie mają jednominutowej daty ważności!
-Wole nie ryzykować. -
blondyn uśmiechnął się z pełną buzią. Jego zęby były brązowe, a policzki
wypchane, jak u łakomego chomika.
W pokoju ponownie jednogłośnie rozniósł się śmiech. Musiałem
przyznać, że ten widok nawet mnie rozbawił.
-No przestańcie się ze mnie
nabijać! - Naruto obrażony odwrócił głowę. Sakura zachichotała, a to nakłoniło
innych do kolejnej fali rechotu. Mnie też, bo jej śmiech był naprawdę
zaraźliwy.
-Dobra przestańcie mnie
rozśmieszać, bo boli mnie już brzuch. - Sakura z uśmiechem na ustach puściła
oczko do blondyna.
-Chociaż jedna jest po
mojej stronie. - Naruto wyciągnął język w kierunku Hinaty. Niestety zrobił to
mając resztki czekolady w ustach, przez co się wybrudził i opluł.
-No nie mogę... - Sakura
złapała się za brzuch i roześmiała głośniej. Bujała się do przodu i do tyłu,
jak chorągiewka popychana przez wiatr.
Jej śmiech spowodował, że Sasuke zsunął się na podłogę z parapetu.
Był tak pochłonięty atmosferą, że zapomniał gdzie siedzi, a gips i ręka w
kieszeni nie pomogły mu uchronić się przed stoczeniem. Jego upadek sprawił, że
Naruto przyłączył się do nich. Zarechotał tak głośno, że każdy stracił nad sobą
kontrolę i w pomieszczeniu zrobił się wesoły harmider.
Musiałem przyznać, że ich pojawienie się strasznie poprawiło mi
nastrój. Potrzebowałem trochę luzu i głupoty, a Naruto był do tego idealny.
Gdyby urodził się w średniowieczu mógłby być dożywotnim błaznem króla, bo na
pewno nigdy by się mu nie znudził.
Zatrzymałem wzrok na siedzącym na podłodze Sasuke. Wyglądał na
naprawdę zadowolonego i szczęśliwego, jakby w mgnieniu oka zmienił się w innego
człowieka. Nie wiem czy robił to dla Sakury, czy też może coś w jego życiu
uległo polepszeniu, ale chłopak nie szczędził pozytywnej energii.
Czy właśnie
tacy byli rok temu?
Jejku! Nareszcie się wyjaśniło! Może ojczulek Saki pomoże jej w ucieczce od matki, która jej nie rozumie? Niby chce dla Sakury lepiej, jednak nie patrzy na jej szczęście...
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa dalszych wydarzeń! Czekam na nexta!