sobota, 15 lutego 2014

5# SZWUNG


     Sasori przeskoczył przez liny i biegł w kierunku Sakury zdejmując swoje czarne rękawice bokserskie. Klęknął przy dziewczynie, przytrzymał ją za głowę. Ja kucałem obok niego nienawidząc siebie, że to nie ja pomagam jej wstać z ziemi.

     -Wszystko gra Saki?

Z jej czoła wyleciała niewielka ilość krwi. To było małe zadrapanie, ale martwiłem się, jak to wpłynie na uraz mózgu, który po roku czasu, wciąż mógł jej zagrażać.
Sakura się zawstydziła, gdy zobaczyła, że jest przytrzymywana przez spoconego, dobrze zbudowanego młodzieńca, bez koszulki. Był na samych sportowych spodenkach. Domyślałem się, co może chodzić jej po głowie, bo zagapiła się na jego klatkę piersiową. Znałem ten rozmarzony wzrok, chociaż nie byłem pewien - DLACZEGO.

     -Guren powinnaś uważać, jak chodzisz. - Sasuke oparł się o słup narożny. Nie wyglądał na zadowolonego.
     -Jest ok. - Sakura trzymała Sasoriego za rękę.
     -Krwawisz. – kasztanowy chłopak delikatnie dotknął rany, a ona syknęła z bólu.
     -To tylko zadrapanie. Nic mi nie będzie.
     -Skoro nic Ci nie jest to może powiesz mi, co tutaj robisz? Przychodząc tutaj sama prosiłaś się o guza.
     -Sasu daj..
     -Spoko. - Sakura podchodziła coraz bliżej aroganckiego gówniarza. - Możemy porozmawiać?
     -Jak skończę trening. Jeśli nie spóźnisz się do domu na Twoją godzinę policyjną to posadź swój tyłek na krzesło i staraj się nie przeszkadzać.

Sasuke kiwnął głową do Sasoriego, a ten posłusznie zjawił się ponownie na ringu. Sakura się nie odezwała, choć nie była zadowolona usiadła, jak rozkazał. Poczucie winy, wciąż było silniejsze od jej dumy.

Oparłem się o ścianę przy dziewczynie z niebieskimi włosami. W jej oczach widziałem odbicie złotego pucharu. Wpatrywała się w największy ze wszystkich ustawionych na półce, jakby znaczył dla niej coś specjalnego. Od razu wyczułem, że coś ją łączyło z tym sławnym bokserem, a gdy poprawiła swoją grzywkę zrozumiałem. Na serdecznym palcu nosiła pierścionek z brylantem. Nie znam się na karatach, ale wyglądał na drogi. Koleś zostawił taką laskę? Po co się jej oświadczał skoro nie miał zamiaru dokończyć dzieła? Może do najmłodszych nie należała, ale zdecydowanie była warta zamieszania. Na jego miejscu nie odstąpiłbym jej na krok.

Rozejrzałem się tylko raz po całej sali treningowej. Nie miałem szczerze ochoty przyglądać się tym wszystkim dyplomom, zdjęciom, statuetkom i innym pamiątkom porozwieszanych na ścianach. W jakiś sposób mnie to przerażało. Koleś był niezwykle zapatrzony w siebie. Zostawił rodzinę, piękną narzeczoną, całe życie... Dosłownie to, o czym teraz marzyłem. Chciałbym, chociaż na chwilę być nim.

     Sasuke zaatakował Sasoriego łatwą kombinacją, która była dla niego akcją samobójczą i powaliła go na deski. Nie trwało to długo, ale Sasori ewidentnie miał nad dzieciakiem przewagę. Dostrzegałem w nim dobrego zastępcę za Itachiego. Miał dryg, talent, szybkość i siłę. Co prawda sam z nim nie walczyłem, ale natychmiastowy siniak pod okiem Sasuke, plus pęknięta warga mówiła sama za siebie. Tych dwóch walczyło ze sobą idąc na całość, nie ukazując sobie litości. Młody zaatakował ponownie, Sasori zablokował i uderzył z wielką siłą. Chyba słyszałem pęknięcie kości promieniowej, w którą celnie trafiła schowana pod rękawicą pięść kasztanowego chłopaka.

     -Sasuke, już? - Sakura odezwała się wyjątkowo niepewnym głosem. Skąd w niej nagle taka pokora?
     -Siadaj i czekaj! - Sasuke zablokował zdrową ręką prawy sierpowy przeciwnika. Byłem pod wrażeniem jego wytrzymałości i determinacji. Nie rezygnował mimo urazu.
     -Wiesz, co Sasuke?! - różowa dama podniosła się z krzesła, miała zaciśnięte pięści. Uderzała nimi w uda. Dodatkowo jej głowa była spuszczona w dół. - Pieprz się! - te słowa zwróciły uwagę wszystkich. Chłopacy przestali trenować. - Ostatnio nie robisz nic, oprócz marudzenia. Myślisz, że będę taka sama, jak Ino? Będę podskakiwać na każdą Twoją zachciankę? Grubo się mylisz! Jesteś na mnie zły o banalną sprawę! Koncert? Naprawdę?! – uniosła głos, skierowała wzrok na młodego i wtedy zobaczyłem jej źrenice. – To bądź sobie dalej Ty zadufany w sobie dupku. Nie każdy ma takie życie, jak Ty i uwierz mi nie będę dłużej bawiła się w Twoje zagrywki. Zapamiętaj to sobie, jeśli nasza przyjaźń cokolwiek jeszcze dla Ciebie znaczy! - Sakura wyszła z pomieszczenia trzaskając drzwiami. Nie oglądała się za siebie.

Za to ja w pełni sparaliżowany zaskoczeniem szedłem tyłem obserwując Sasuke. W gruncie rzeczy nie był mniej oszołomiony, niż ja. Zachowanie Sakury było nie tyle co niestosowne, ale nie uzasadnione. Wybuchła nagle, może nie ostro, jednak użyła słów, których się nie spodziewałem. Dodatkowo te jej oczy, przepełnione czernią. Była kimś innym, a to przypominało mi sytuację, gdy przewróciła się podczas meczu na wf-ie. Co mogło się wydarzyć, gdyby nauczycielka nie zwróciłaby jej uwagi?

Miałem nadzieje, że Sasu za nią pójdzie, ale tak się nie stało.

Przy bramie w zamian za to napotkaliśmy inną nieproszoną niespodziankę.

     -Co tu robisz ściemniaro? Jaką bajkę chciałaś teraz wcisnąć mojemu chłopakowi? - Ino się zaśmiała, za to Ten Ten zastawiła drogę różowej damie.
     -Odejdź.
     -Na Twoim miejscu bym tego nie robił. – zagryzłem wargę tak mocno, że pociekła mi z niej krew. Denerwowałem się.
     -Bo co mi zrobisz? Rozśmieszysz mnie na śmierć? Daj spokój Saki.
     -Ten Ten odpuść!
     -Nie będziesz mi mówić co mam robić.

To trwało sekundę i było jeszcze bardziej niespodziewane, niż wybuch na Sasuke. Sakura złapała Ten Ten za kitka, po czym dosłownie prowadząc, niczym psa na smyczy, popchnęła ją na żywopłot pokrywający część płotu rezydencji Uchiha. Dziewczyna krzyknęła z bólu, ale różowej damy to nie poruszyło. Zrobiła swoje i poszła. Nie wierzyłem własnym oczom, uszczypnąłem się – TO DZIAŁO SIĘ NAPRAWDĘ. Chciałem tego przełomu, Sakura wreszcie zawalczyła o swoje, postawiła się. Czekałem na to tak długo... Więc dlaczego nie odczuwałem satysfakcji? Zmartwiłem się, byłem smutny i na pewno nie zrobiła na mnie wrażenia przemoc zastosowana przeciwko przyjaciółce. Dobra... Może z Ten Ten nie były w najlepszych stosunkach, ale tą rywalizację cały czas odbierałem, jako droczenie się ze sobą. Nie sądziłem, że któraś może naprawdę się skrzywdzić. Ten Ten i Ino zresztą też w to nie wierzyły, bo cały czas zszokowane wpatrywały się w plecy odchodzącej Sakury. Mojej różowej damy, która zamieniła się w nieobliczalną panienkę.

Moment... Może to uderzenie w głowę coś jej zrobiło?

***

„Żyje przeszłością tak długo, że w końcu
staliśmy się jednością.”

     Sakura biegła przed siebie zamroczona przez gniew, jaki z niej nagle wyciekł. Nie rozumiałem cały czas, co się takiego zdarzyło, że nagle poczuła w sobie tyle energii. Szczerze to ledwo za nią nadążałem, a to było jeszcze bardziej niespotykane. Saki była raczej dziewczyną doceniającą swoje otoczenie. Rozglądała się, spoglądała na innych ludzi, śmiała, a dziś była wyłączona.

     -Sakura zwolnij!

Koło niej przejechał samochód. Był bardzo blisko, ale na szczęście nic się nie stało. Zdenerwowany kierowca wcisnął kilka razy klakson. Pewnie był tak samo zmiażdżony psychicznie przez nierozwagę różowej damy, jak ja. Najbardziej bolało mnie to, że ona nie zareagowała. Biegła, nieustannie wpatrując się przed siebie.

- Dlaczego? Co się z nią stało? -

To nieprawdopodobne, jak jedna sekunda może zmienić całe Twoje życie. Jak odmienia wszystkie Twoje przekonania, poglądy i odwraca do góry nogami spojrzenie na daną osobę. Sakura obudziła w sobie naturę, z którą nigdy wcześniej się nie spotkałem. Przez rok czasu udało jej się nosić maskę. Czy to możliwe?

Wbiegliśmy na trasę prowadzącą przez las. Kojarzyłem ją, choć nie do końca byłem pewien skąd. Wskoczyłem na asfaltową drogę i rozwikłałem zagadkę... Mój sen. Bardzo realne odzwierciedlenie szczegółów. Te same drzewa przy drodze, pęknięcia na asfalcie, znaki drogowe... A następnie deszcz i wpadające krople do kałuży. Kroczyłem jej ścieżkami czując niepokój.

Jak miałem to zatrzymać?
Czy to na pewno nie sen?

Nie. To nie mógł być sen. Byłem pewien, że to wszystko dzieje się naprawdę. Nigdy wcześniej tutaj nie byłem, a znałem to miejsce lepiej, niż własną kieszeń. Czy to przez ten koszmar?

Sakura wbiegła na most. Zatrzymała się dosłownie na kilka sekund. Stała dokładnie, w tym miejscu, gdzie w moim koszmarze zawaliła się konstrukcja. Obok dwupasmowej jezdni, za metalowymi barierkami znajdował się chodnik. Saki przeskoczyła przez nią, zresztą bardzo zręcznie, zatrzymała się przy metalowym płotku i położyła na nim dłonie. Kolanem uderzyła o kłódki przyczepione do zardzewiałej już siatki. Wychyliła się delikatnie do przodu stając na palcach. Spoglądała na nurt wody.

Nie ukrywałem, że w tym momencie całkowicie straciłem nad sobą kontrolę. Po raz kolejny stałem się ofiarą własnych emocji. Podbiegłem do niej i delikatnie odetchnąłem, gdy Sakura z powrotem stanęła wyprostowana na bezpiecznych płytach chodnikowych. Działo się z nią coś niewytłumaczalnego.

Wzrok miałem wpatrzony w tamę, która w oddali przepychała wodę w obie strony. Można było swobodnie przez nią przejść, gdy była zamknięta. Jak się otwierała, równo o północy, płyty betonowe uniemożliwiały przechodzenie, a woda wlatywała do jeziora połączonego z wodospadem. Interesujące... Mój zasób wiedzy schowany, gdzieś głęboko w mojej podświadomości mnie zaskakiwał.

Zmarszczyłem czoło, zagryzłem delikatnie pękniętą wargę i schowałem ręce do kieszeni.

Wtedy to usłyszałem…

Różowa dama zaczęła się wdrapywać na płotek. Uderzenia w podpisane inicjałami kłódki przywróciły mnie do rzeczywistości.

     -Sakura, co Ty wyprawiasz?! Czekaj!

Podniosłem rękę i w natłoku wszystkich tych dziwnych sytuacji, położyłem swoją dłoń na jej barku. Uwierzcie mi, bądź nie, ale sprowadziłem Sakure z powrotem na chodnik. Nie mam pojęcia, jak tego dokonałem, ale powstrzymałem ją przed zrobieniem czegoś głupiego. Dotknąłem ją... Pierwszy raz... Mogłem ją dotknąć...

Gdy jej druga noga stanęła na płaszczyźnie do moich uszu doszedł przerażający pisk. Miałem wrażenie, że mój mózg zaraz się rozwali na milion małych kawałeczków. Nie mogłem ruszyć nogami, rękoma, palcami. Byłem pozbawiony władzy nad swoim ciałem. Przed oczami pojawiały się białe kropki, potem wszystko nagle się zamgliło. Na klatce piersiowej poczułem intensywny ból, jakby mnie ktoś przypalał żelazkiem. Upadłem na kolana, a gdy reszta mojego ciała leciała w dół, doznałem wizji, dostrzegając siebie z bocznej perspektywy. Jakbym w zwolnionym tempie obserwował swój upadek.
Hałas ustał nagle, a zamiast niego usłyszałem bicie własnego serca. Mógłbym przysiądź, że w końcu je odzyskałem...

„W uszach miałem słuchawki, otoczenie było zagłuszone przez jeden z utworów Skrillexa. Ogólnie, na co dzień nie lubiłem jego muzyki, ale nie dało się ukryć, że w takich sytuacjach był idealny. Byłem wściekły, a najdziwniejsze było to, że nie pamiętałem powodu, przez który musiałem rozładować napięcie.

W koło mnie panował mrok, biegłem przez las. Nikt mi nie przeszkadzał, nie musiałem się ukrywać, albo udawać czegokolwiek. Pędziłem sprintem przed siebie starając się wyzbyć najmniejszej iskry złych emocji.

Podczas zmiany utworu do moich uszu dobiegł kobiecy krzyk. Zdjąłem błyskawicznie słuchawki, zatrzymałem się.
W oddali widziałem samochód, stał pośrodku jezdni na moście. O tej porze nikt tędy nie jeździł. Zbliżała się północ, a miasto wierzyło w zabobony i mity, więc trzymali się z dala od tego miejsca w nocy.

Koło samochodu stało dwóch mężczyzn, bynajmniej tak mi się wydawało. Brak latarni na moście nie sprzyjał mi przy rozeznaniu. Widziałem jedynie poruszające się postaci.

Obok mężczyzn na ziemi kucała kobieta. Tak sądziłem, ponieważ była bardzo szczuplutka i drobniutka, plus dodatkowo ten wcześniejszy krzyk utwierdził mnie w tym fakcie.

Jeden z mężczyzn złapał dziewczynę za rękę i jednym szarpnięciem przyciągnął ją do siebie.

Dziewczyna krzyknęła kolejny raz.

Nie czekałem dłużej. Po prostu pobiegłem w ich kierunku, jak najszybciej potrafiłem.”


Ocknąłem się na zimnej, mokrej powierzchni. Trząsłem się, jak galaretka dźgnięta widelcem. Uniosłem wzrok.

Różowa dama ponownie wspinała się po siatce na poręcz, ale tym razem zrobiła to skutecznie. Nie powstrzymałem jej, bo chyba straciłem przytomność.
Łapiąc się jedną ręką za kawałek barierki, drugą podtrzymując się na ziemi, uniosłem się, choć nie tak, jakbym chciał. Szybko zrzuciło mnie na kolana przez straszliwe zawroty głowy.

     -Sakura... proszę... Zejdź stamtąd. - trzymałem się za głowę. Czułem się, jak idiota. Straciłem kontakt z Sakurą, ponownie byłem do niczego. - Ku**a. - nie mogłem się wyprostować. Miałem wrażenie, że jakaś niewidzialna siła ciągnie mnie ku ziemi. „Coś” przypominające zwiększone pole grawitacyjne.

Moja zołza przykucnęła na poręczy, utrzymywała równowagę. Zbalansowała tak swoje ciało, że nie musiała się obawiać przechylenia. Miała pełną kontrolę, czego ja nie potrafiłem powiedzieć o sobie.
    
     -Sakura... Musisz się opamiętać. Proszę... Słyszysz mnie?

Walczyłem ze sobą. Podnosiłem się do góry czując straszny ból każdej części swojego organizmu. Przypomniało mi to mój drugi koszmar, gdy trzymałem Saki na rękach, a ona tonęła we własnej krwi. Nie mogłem na to pozwolić, nie dam jej skrzywdzić. W głębi duszy wiedziałem, że nie jest sobą. Ba! Nawet miałem pewność, że „coś” przejęło nad nią kontrolę i było to powiązane z uderzeniem w głowę.

Udało mi się podnieść, ale tylko do takiego stopnia, że zawiesiłem się na poręczy obok niej.

     -Już czas... - szepnęła do siebie. - Jestem gotowa. - jej ciało się zabujało.

     -Sakura! - usłyszałem znajomy męski głos, ulżyło mi.

Dziewczyna oderwała w końcu wzrok od zburzonej od wiatru wody i obejrzała się za siebie.

Tak to była prawda.. Sasuke i Hinata pojawili się na miejscu. W samą porę...

     -Sakura proszę zejdź stamtąd, zanim zrobisz sobie krzywdę. Proszę Cię... - Hinata zachowywała niezwykły spokój, ale wyczuwałem w jej głosie nutkę zdenerwowania.
     -Co Ty do cholery wyprawiasz? Odbiło Ci? - arogancki dupek, jak zawsze był wierny swojej roli.
     - Ukufa kuyinto ukuqala zokuphila ndawonye. *1
     -Odbiło jej czy mi? - Sasuke zerknął na Hinatę – Czy ona właśnie zamajaczyła?
     -Sakura nie wygłupiaj się. To niebezpieczne. Musisz stamtąd zejść.

Znowu ten pisk... Pojawił się w mojej głowie głośny, bardzo okropny zgiełk. Nie mogłem oddychać. Nie mogłem się ruszyć. Bolało... Doświadczałem niewyobrażalnego cierpienia.

„Podbiegłem bliżej do miejsca rozgrywającej się akcji, przypominającej próbę gwałtu. Byłem bardzo blisko nich, widziałem ich sylwetki, ale nie dostrzegałem ich twarzy. Były zamazane, niczym ukryte wizerunki na filmach.
-Zostawcie ją!
-Stary daj spokój! Zabawimy się i ją zostawimy!
-Zabierz od niej ręce.
-Bo co mi zrobisz, Itachi?
Kiedy się spostrzegłem trzymałem kolesia za bluzę i wbijałem jego ciało w rozbitą szybę od sportowego wozu. Na jego jasnej koszulce ukrytej pod kurtką widziałem plamy krwi. Połamałem mu nos. Byłem tego pewien.”

Jak przez mgłę widziałem zbliżającą się do Sakury sylwetkę Sasuke. Był odważny, Hinata już nie. Pozostała z tyłu. Różowa Dama nie odczuwając strachu odwróciła się w jego kierunku. Cały czas kucała będąc przygotowaną do skoku.
    
     -Wiesz, że jeśli skoczysz to zginiesz? Przeżyłaś raz, fuksem. Tym razem może Ci się nie udać.

Sakura zachichotała pod nosem.

     -Co się z nią dzieje? Ona nie jest sobą Sasuke..
     -Widzę! - podniósł głos, co sprawiło, że Hinata cofnęła się o kilka kroków. - Posłuchaj mnie... - zmienił nastawienie – Musisz stamtąd zejść. Wiem, że czasami nie jest najlepiej i wszystko może się pieprzyć, ale nie rób tego. Jeśli to zrobisz znajdę Cię nawet w Piekle, a wtedy uwierz mi... Potrafię być okropny.
     -Sakura nie czuje strachu. - odezwała się głosem, którego w gruncie rzeczy nie rozpoznawałem. Był w zupełnie innej, poważniejszej tonacji.
     -Sasuke zrób coś... - Hinata złączyła ręce, pod nosem wypowiadała słowa modlitwy.
     -Do jasnej cholery zejdź stamtąd! Totalnie Ci odwaliło? Przed chwilą przestał padać deszcz, a znam Ciebie Sakura. Jesteś niezdarą. Zejdź zanim zrobisz coś, czego nikt nie będzie mógł cofnąć! Chodź do mnie i nie rób nic głupiego!

     -Cholera Sasuke... Uratuj ją. - trzymałem się za klatkę piersiową, chociaż to nie pomagało złagodzić bólu.

Brunet był coraz bliżej dziewczyny. Jeszcze trochę, a będzie ją miał w zasięgu ręki. Mam tylko nadzieje, że zdąży w odpowiednim czasie wyciągnąć je z kieszeni, jeśli zaistnieje taka potrzeba.

     -Itachi... Itachi... Sasuke! - jej krzyk był bardzo głośny. Rozniósł się echem po okolicy.
     -Co powiedziałaś? – zatrzymał się - Dlaczego użyłaś imienia mojego brata? Sakura, co się z Tobą do ku**y nędzy dzieje?!
     -Sakura musi umrzeć, abyśmy mogli być razem.

Jej ciało stopniowo przechylało się do tyłu.

     -Łap ją! - krzyknąłem, chociaż jak zawsze wiedziałem, że to nic nie da.
     -Sasuke!! - Hinata wydała z siebie okrzyk przerażenia.

Sasu z żółwia zamienił się w wytrenowanego konia wyścigowego.
    
     -Powiedziałem nie rób tego!

Jego palce musnęły delikatnie jej kurtkę. Różowa dama stopniowo spadała do rzeki.

                                            

*1 – tłum. „Śmierć jest początkiem wspólnego życia.” (język – ZULU)

8 komentarzy:

  1. Mi się podobało bardzo.. Ciekawe czy ją złapał, jak tylko musnął jej kurtkę. Kurcze, przeczytałam ten rozdział, a poprzednich trzech nie. Mnie jeb*ło. To lecę czytać poprzednie hahaha
    Czekam na następny rozdział kochanienka ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj "głuptasku" dzięki za czytanie i za przyznanie się do olewania mojego bloga :D!

      Pozdro!! : ))

      Usuń
  2. Mam zawał!
    Złapie ją czy nie? Co się stanie? Kim była Sakura? Co ją opętało?
    Jakim cudem Itaś ją dotknął? Czekam z niecierpliwością na następny rozdział! Dużo weny życzę! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuje za czytanie :).
      I mam nadzieje, że jednak tego zawału nie dostałaś, bo chce Cię mieć tutaj żywą ;).
      Na pytania nie długo pojawią się odpowiedzi :). Cierpliwości!

      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Muszę powiedzieć ,że strasznie mi się Twój blog spodobał.
    Mam taką cichą nadzieje ,że To Itachi Ją uratuje.
    Więc czekam na następny rozdział i życzę Tobie dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje bardzo za miłe słowa :).

      A co się stanie to już nie długo się wyjaśni :).
      Dzięki za czytanie!

      Usuń
  4. Kurdem matiz! Aż mną telepło z wrażenia! :D Pomysł wydaje się być na razie bardzo interesujący i oryginalny, a wydarzenia dzieją się w niesamowicie żywiołowym tempie :) Czuję się urzeknięta twoim opowiadaniem ;D [+podziękuj Kimi-san za reklamę ;) to jej zasługa, że tu trafiłam]
    Gorąco pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem dziewczyna ma ode mnie duże piwo :)

      I dzięki za opinie!
      Co do interesującego i oryginalnego... Mam nadzieje, że zostanie tak do samego końca :)

      Dzięki za czytanie! Pozdrawiam :))))

      Usuń