Sasori przeskoczył przez
liny i biegł w kierunku Sakury zdejmując swoje czarne rękawice bokserskie.
Klęknął przy dziewczynie, przytrzymał ją za głowę. Ja kucałem obok niego
nienawidząc siebie, że to nie ja pomagam jej wstać z ziemi.
-Wszystko gra Saki?
Z jej czoła wyleciała niewielka ilość krwi. To było małe zadrapanie,
ale martwiłem się, jak to wpłynie na uraz mózgu, który po roku czasu, wciąż
mógł jej zagrażać.
Sakura się zawstydziła, gdy zobaczyła, że jest przytrzymywana przez
spoconego, dobrze zbudowanego młodzieńca, bez koszulki. Był na samych
sportowych spodenkach. Domyślałem się, co może chodzić jej po głowie, bo
zagapiła się na jego klatkę piersiową. Znałem ten rozmarzony wzrok, chociaż nie
byłem pewien - DLACZEGO.
-Guren powinnaś uważać, jak
chodzisz. - Sasuke oparł się o słup narożny. Nie wyglądał na zadowolonego.
-Jest ok. - Sakura trzymała
Sasoriego za rękę.
-Krwawisz. – kasztanowy
chłopak delikatnie dotknął rany, a ona syknęła z bólu.
-To tylko zadrapanie. Nic
mi nie będzie.
-Skoro nic Ci nie jest to
może powiesz mi, co tutaj robisz? Przychodząc tutaj sama prosiłaś się o guza.
-Sasu daj..
-Spoko. - Sakura
podchodziła coraz bliżej aroganckiego gówniarza. - Możemy porozmawiać?
-Jak skończę trening. Jeśli
nie spóźnisz się do domu na Twoją godzinę policyjną to posadź swój tyłek na
krzesło i staraj się nie przeszkadzać.
Sasuke kiwnął głową do Sasoriego, a ten posłusznie zjawił się
ponownie na ringu. Sakura się nie odezwała, choć nie była zadowolona usiadła,
jak rozkazał. Poczucie winy, wciąż było silniejsze od jej dumy.
Oparłem się o ścianę przy dziewczynie z niebieskimi włosami. W jej
oczach widziałem odbicie złotego pucharu. Wpatrywała się w największy ze
wszystkich ustawionych na półce, jakby znaczył dla niej coś specjalnego. Od
razu wyczułem, że coś ją łączyło z tym sławnym bokserem, a gdy poprawiła swoją
grzywkę zrozumiałem. Na serdecznym palcu nosiła pierścionek z brylantem. Nie
znam się na karatach, ale wyglądał na drogi. Koleś zostawił taką laskę? Po co
się jej oświadczał skoro nie miał zamiaru dokończyć dzieła? Może do
najmłodszych nie należała, ale zdecydowanie była warta zamieszania. Na jego
miejscu nie odstąpiłbym jej na krok.
Rozejrzałem się tylko raz po całej sali
treningowej. Nie miałem szczerze ochoty przyglądać się tym wszystkim dyplomom,
zdjęciom, statuetkom i innym pamiątkom porozwieszanych na ścianach. W jakiś
sposób mnie to przerażało. Koleś był niezwykle zapatrzony w siebie. Zostawił
rodzinę, piękną narzeczoną, całe życie... Dosłownie to, o czym teraz marzyłem. Chciałbym,
chociaż na chwilę być nim.
Sasuke zaatakował Sasoriego
łatwą kombinacją, która była dla niego akcją samobójczą i powaliła go na deski.
Nie trwało to długo, ale Sasori ewidentnie miał nad dzieciakiem przewagę.
Dostrzegałem w nim dobrego zastępcę za Itachiego. Miał dryg, talent, szybkość i
siłę. Co prawda sam z nim nie walczyłem, ale natychmiastowy siniak pod okiem
Sasuke, plus pęknięta warga mówiła sama za siebie. Tych dwóch walczyło ze sobą
idąc na całość, nie ukazując sobie litości. Młody zaatakował ponownie, Sasori
zablokował i uderzył z wielką siłą. Chyba słyszałem pęknięcie kości
promieniowej, w którą celnie trafiła schowana pod rękawicą pięść kasztanowego
chłopaka.
-Sasuke, już? - Sakura
odezwała się wyjątkowo niepewnym głosem. Skąd w niej nagle taka pokora?
-Siadaj i czekaj! - Sasuke
zablokował zdrową ręką prawy sierpowy przeciwnika. Byłem pod wrażeniem jego
wytrzymałości i determinacji. Nie rezygnował mimo urazu.
-Wiesz, co Sasuke?! -
różowa dama podniosła się z krzesła, miała zaciśnięte pięści. Uderzała nimi w
uda. Dodatkowo jej głowa była spuszczona w dół. - Pieprz się! - te słowa
zwróciły uwagę wszystkich. Chłopacy przestali trenować. - Ostatnio nie robisz
nic, oprócz marudzenia. Myślisz, że będę taka sama, jak Ino? Będę podskakiwać
na każdą Twoją zachciankę? Grubo się mylisz! Jesteś na mnie zły o banalną
sprawę! Koncert? Naprawdę?! – uniosła głos, skierowała wzrok na młodego i wtedy
zobaczyłem jej źrenice. – To bądź sobie dalej Ty zadufany w sobie dupku. Nie
każdy ma takie życie, jak Ty i uwierz mi nie będę dłużej bawiła się w Twoje
zagrywki. Zapamiętaj to sobie, jeśli nasza przyjaźń cokolwiek jeszcze dla
Ciebie znaczy! - Sakura wyszła z pomieszczenia trzaskając drzwiami. Nie
oglądała się za siebie.
Za to ja w pełni sparaliżowany zaskoczeniem szedłem tyłem obserwując
Sasuke. W gruncie rzeczy nie był mniej oszołomiony, niż ja. Zachowanie Sakury
było nie tyle co niestosowne, ale nie uzasadnione. Wybuchła nagle, może nie
ostro, jednak użyła słów, których się nie spodziewałem. Dodatkowo te jej oczy,
przepełnione czernią. Była kimś innym, a to przypominało mi sytuację, gdy
przewróciła się podczas meczu na wf-ie. Co mogło się wydarzyć, gdyby
nauczycielka nie zwróciłaby jej uwagi?
Miałem nadzieje, że Sasu za nią pójdzie, ale tak się nie stało.
Przy bramie w zamian za to napotkaliśmy inną nieproszoną
niespodziankę.
-Co tu robisz ściemniaro?
Jaką bajkę chciałaś teraz wcisnąć mojemu chłopakowi? - Ino się zaśmiała, za to
Ten Ten zastawiła drogę różowej damie.
-Odejdź.
-Na Twoim miejscu bym tego
nie robił. – zagryzłem wargę tak mocno, że pociekła mi z niej krew.
Denerwowałem się.
-Bo co mi zrobisz?
Rozśmieszysz mnie na śmierć? Daj spokój Saki.
-Ten Ten odpuść!
-Nie będziesz mi mówić co
mam robić.
To trwało sekundę i było jeszcze bardziej niespodziewane, niż wybuch
na Sasuke. Sakura złapała Ten Ten za kitka, po czym dosłownie prowadząc, niczym
psa na smyczy, popchnęła ją na żywopłot pokrywający część płotu rezydencji Uchiha.
Dziewczyna krzyknęła z bólu, ale różowej damy to nie poruszyło. Zrobiła swoje i
poszła. Nie wierzyłem własnym oczom, uszczypnąłem się – TO DZIAŁO SIĘ NAPRAWDĘ.
Chciałem tego przełomu, Sakura wreszcie zawalczyła o swoje, postawiła się.
Czekałem na to tak długo... Więc dlaczego nie odczuwałem satysfakcji?
Zmartwiłem się, byłem smutny i na pewno nie zrobiła na mnie wrażenia przemoc
zastosowana przeciwko przyjaciółce. Dobra... Może z Ten Ten nie były w najlepszych
stosunkach, ale tą rywalizację cały czas odbierałem, jako droczenie się ze
sobą. Nie sądziłem, że któraś może naprawdę się skrzywdzić. Ten Ten i Ino
zresztą też w to nie wierzyły, bo cały czas zszokowane wpatrywały się w plecy
odchodzącej Sakury. Mojej różowej damy, która zamieniła się w nieobliczalną
panienkę.
Moment... Może
to uderzenie w głowę coś jej zrobiło?
***
„Żyje
przeszłością tak długo, że w końcu
staliśmy
się jednością.”
Sakura biegła przed siebie
zamroczona przez gniew, jaki z niej nagle wyciekł. Nie rozumiałem cały czas, co
się takiego zdarzyło, że nagle poczuła w sobie tyle energii. Szczerze to ledwo
za nią nadążałem, a to było jeszcze bardziej niespotykane. Saki była raczej
dziewczyną doceniającą swoje otoczenie. Rozglądała się, spoglądała na innych
ludzi, śmiała, a dziś była wyłączona.
-Sakura zwolnij!
Koło niej przejechał samochód. Był bardzo blisko, ale na szczęście
nic się nie stało. Zdenerwowany kierowca wcisnął kilka razy klakson. Pewnie był
tak samo zmiażdżony psychicznie przez nierozwagę różowej damy, jak ja.
Najbardziej bolało mnie to, że ona nie zareagowała. Biegła, nieustannie
wpatrując się przed siebie.
- Dlaczego? Co
się z nią stało? -
To nieprawdopodobne, jak jedna sekunda może zmienić całe Twoje życie.
Jak odmienia wszystkie Twoje przekonania, poglądy i odwraca do góry nogami
spojrzenie na daną osobę. Sakura obudziła w sobie naturę, z którą nigdy
wcześniej się nie spotkałem. Przez rok czasu udało jej się nosić maskę. Czy to
możliwe?
Wbiegliśmy na trasę prowadzącą przez las.
Kojarzyłem ją, choć nie do końca byłem pewien skąd. Wskoczyłem na asfaltową
drogę i rozwikłałem zagadkę... Mój sen. Bardzo realne odzwierciedlenie
szczegółów. Te same drzewa przy drodze, pęknięcia na asfalcie, znaki drogowe...
A następnie deszcz i wpadające krople do kałuży. Kroczyłem jej ścieżkami czując
niepokój.
Jak miałem to
zatrzymać?
Czy to na pewno
nie sen?
Nie. To nie mógł być sen. Byłem pewien, że to wszystko dzieje się
naprawdę. Nigdy wcześniej tutaj nie byłem, a znałem to miejsce lepiej, niż
własną kieszeń. Czy to przez ten koszmar?
Sakura wbiegła na most. Zatrzymała się dosłownie na kilka sekund.
Stała dokładnie, w tym miejscu, gdzie w moim koszmarze zawaliła się
konstrukcja. Obok dwupasmowej jezdni, za metalowymi barierkami znajdował się
chodnik. Saki przeskoczyła przez nią, zresztą bardzo zręcznie, zatrzymała się
przy metalowym płotku i położyła na nim dłonie. Kolanem uderzyła o kłódki
przyczepione do zardzewiałej już siatki. Wychyliła się delikatnie do przodu
stając na palcach. Spoglądała na nurt wody.
Nie ukrywałem, że w tym momencie całkowicie straciłem nad sobą
kontrolę. Po raz kolejny stałem się ofiarą własnych emocji. Podbiegłem do niej
i delikatnie odetchnąłem, gdy Sakura z powrotem stanęła wyprostowana na
bezpiecznych płytach chodnikowych. Działo się z nią coś niewytłumaczalnego.
Wzrok miałem wpatrzony w tamę, która w oddali przepychała wodę w obie
strony. Można było swobodnie przez nią przejść, gdy była zamknięta. Jak się
otwierała, równo o północy, płyty betonowe uniemożliwiały przechodzenie, a woda
wlatywała do jeziora połączonego z wodospadem. Interesujące... Mój zasób wiedzy
schowany, gdzieś głęboko w mojej podświadomości mnie zaskakiwał.
Zmarszczyłem czoło, zagryzłem delikatnie pękniętą wargę i schowałem
ręce do kieszeni.
Wtedy to
usłyszałem…
Różowa dama zaczęła się wdrapywać na płotek. Uderzenia w podpisane
inicjałami kłódki przywróciły mnie do rzeczywistości.
-Sakura, co Ty wyprawiasz?!
Czekaj!
Podniosłem rękę i w natłoku wszystkich tych dziwnych sytuacji,
położyłem swoją dłoń na jej barku. Uwierzcie mi, bądź nie, ale sprowadziłem
Sakure z powrotem na chodnik. Nie mam pojęcia, jak tego dokonałem, ale
powstrzymałem ją przed zrobieniem czegoś głupiego. Dotknąłem ją... Pierwszy
raz... Mogłem ją dotknąć...
Gdy jej druga noga stanęła na płaszczyźnie do moich uszu doszedł
przerażający pisk. Miałem wrażenie, że mój mózg zaraz się rozwali na milion
małych kawałeczków. Nie mogłem ruszyć nogami, rękoma, palcami. Byłem pozbawiony
władzy nad swoim ciałem. Przed oczami pojawiały się białe kropki, potem
wszystko nagle się zamgliło. Na klatce piersiowej poczułem intensywny ból,
jakby mnie ktoś przypalał żelazkiem. Upadłem na kolana, a gdy reszta mojego ciała
leciała w dół, doznałem wizji, dostrzegając siebie z bocznej perspektywy.
Jakbym w zwolnionym tempie obserwował swój upadek.
Hałas ustał nagle, a zamiast niego usłyszałem bicie własnego serca.
Mógłbym przysiądź, że w końcu je odzyskałem...
„W
uszach miałem słuchawki, otoczenie było zagłuszone przez jeden z utworów
Skrillexa. Ogólnie, na co dzień nie lubiłem jego muzyki, ale nie dało się
ukryć, że w takich sytuacjach był idealny. Byłem wściekły, a najdziwniejsze
było to, że nie pamiętałem powodu, przez który musiałem rozładować napięcie.
W
koło mnie panował mrok, biegłem przez las. Nikt mi nie przeszkadzał, nie
musiałem się ukrywać, albo udawać czegokolwiek. Pędziłem sprintem przed siebie
starając się wyzbyć najmniejszej iskry złych emocji.
Podczas
zmiany utworu do moich uszu dobiegł kobiecy krzyk. Zdjąłem błyskawicznie
słuchawki, zatrzymałem się.
W
oddali widziałem samochód, stał pośrodku jezdni na moście. O tej porze nikt
tędy nie jeździł. Zbliżała się północ, a miasto wierzyło w zabobony i mity,
więc trzymali się z dala od tego miejsca w nocy.
Koło
samochodu stało dwóch mężczyzn, bynajmniej tak mi się wydawało. Brak latarni na
moście nie sprzyjał mi przy rozeznaniu. Widziałem jedynie poruszające się
postaci.
Obok
mężczyzn na ziemi kucała kobieta. Tak sądziłem, ponieważ była bardzo
szczuplutka i drobniutka, plus dodatkowo ten wcześniejszy krzyk utwierdził mnie
w tym fakcie.
Jeden
z mężczyzn złapał dziewczynę za rękę i jednym szarpnięciem przyciągnął ją do
siebie.
Dziewczyna
krzyknęła kolejny raz.
Nie
czekałem dłużej. Po prostu pobiegłem w ich kierunku, jak najszybciej
potrafiłem.”
Ocknąłem się na zimnej, mokrej powierzchni.
Trząsłem się, jak galaretka dźgnięta widelcem. Uniosłem wzrok.
Różowa dama ponownie wspinała się po siatce na poręcz, ale tym razem
zrobiła to skutecznie. Nie powstrzymałem jej, bo chyba straciłem przytomność.
Łapiąc się jedną ręką za kawałek barierki, drugą podtrzymując się na
ziemi, uniosłem się, choć nie tak, jakbym chciał. Szybko zrzuciło mnie na
kolana przez straszliwe zawroty głowy.
-Sakura... proszę... Zejdź
stamtąd. - trzymałem się za głowę. Czułem się, jak idiota. Straciłem kontakt z
Sakurą, ponownie byłem do niczego. - Ku**a. - nie mogłem się wyprostować.
Miałem wrażenie, że jakaś niewidzialna siła ciągnie mnie ku ziemi. „Coś”
przypominające zwiększone pole grawitacyjne.
Moja zołza przykucnęła na poręczy, utrzymywała równowagę.
Zbalansowała tak swoje ciało, że nie musiała się obawiać przechylenia. Miała
pełną kontrolę, czego ja nie potrafiłem powiedzieć o sobie.
-Sakura... Musisz się
opamiętać. Proszę... Słyszysz mnie?
Walczyłem ze sobą. Podnosiłem się do góry czując straszny ból każdej
części swojego organizmu. Przypomniało mi to mój drugi koszmar, gdy trzymałem
Saki na rękach, a ona tonęła we własnej krwi. Nie mogłem na to pozwolić, nie
dam jej skrzywdzić. W głębi duszy wiedziałem, że nie jest sobą. Ba! Nawet
miałem pewność, że „coś” przejęło nad nią kontrolę i było to powiązane z
uderzeniem w głowę.
Udało mi się podnieść, ale tylko do takiego stopnia, że zawiesiłem
się na poręczy obok niej.
-Już czas... - szepnęła do
siebie. - Jestem gotowa. - jej ciało się zabujało.
-Sakura! - usłyszałem
znajomy męski głos, ulżyło mi.
Dziewczyna oderwała w końcu wzrok od zburzonej od wiatru wody i
obejrzała się za siebie.
Tak to była prawda.. Sasuke i Hinata pojawili się na miejscu. W samą
porę...
-Sakura proszę zejdź
stamtąd, zanim zrobisz sobie krzywdę. Proszę Cię... - Hinata zachowywała
niezwykły spokój, ale wyczuwałem w jej głosie nutkę zdenerwowania.
-Co Ty do cholery
wyprawiasz? Odbiło Ci? - arogancki dupek, jak zawsze był wierny swojej roli.
- Ukufa kuyinto
ukuqala zokuphila ndawonye. *1
-Odbiło jej czy mi? -
Sasuke zerknął na Hinatę – Czy ona właśnie zamajaczyła?
-Sakura nie wygłupiaj się.
To niebezpieczne. Musisz stamtąd zejść.
Znowu ten pisk... Pojawił się w mojej głowie głośny, bardzo okropny
zgiełk. Nie mogłem oddychać. Nie mogłem się ruszyć. Bolało... Doświadczałem
niewyobrażalnego cierpienia.
„Podbiegłem
bliżej do miejsca rozgrywającej się akcji, przypominającej próbę gwałtu.
Byłem bardzo blisko nich, widziałem ich sylwetki, ale nie dostrzegałem ich
twarzy. Były zamazane, niczym ukryte wizerunki na filmach.
-Zostawcie
ją!
-Stary
daj spokój! Zabawimy się i ją zostawimy!
-Zabierz
od niej ręce.
-Bo
co mi zrobisz, Itachi?
Kiedy
się spostrzegłem trzymałem kolesia za bluzę i wbijałem jego ciało w rozbitą
szybę od sportowego wozu. Na jego jasnej koszulce ukrytej pod kurtką widziałem
plamy krwi. Połamałem mu nos. Byłem tego pewien.”
Jak przez mgłę widziałem zbliżającą się do
Sakury sylwetkę Sasuke. Był odważny, Hinata już nie. Pozostała z tyłu. Różowa
Dama nie odczuwając strachu odwróciła się w jego kierunku. Cały czas kucała
będąc przygotowaną do skoku.
-Wiesz, że jeśli skoczysz
to zginiesz? Przeżyłaś raz, fuksem. Tym razem może Ci się nie udać.
Sakura zachichotała pod nosem.
-Co się z nią dzieje? Ona
nie jest sobą Sasuke..
-Widzę! - podniósł głos, co
sprawiło, że Hinata cofnęła się o kilka kroków. - Posłuchaj mnie... - zmienił
nastawienie – Musisz stamtąd zejść. Wiem, że czasami nie jest najlepiej i
wszystko może się pieprzyć, ale nie rób tego. Jeśli to zrobisz znajdę Cię nawet
w Piekle, a wtedy uwierz mi... Potrafię być okropny.
-Sakura nie czuje strachu.
- odezwała się głosem, którego w gruncie rzeczy nie rozpoznawałem. Był w
zupełnie innej, poważniejszej tonacji.
-Sasuke zrób coś... -
Hinata złączyła ręce, pod nosem wypowiadała słowa modlitwy.
-Do jasnej cholery zejdź
stamtąd! Totalnie Ci odwaliło? Przed chwilą przestał padać deszcz, a znam
Ciebie Sakura. Jesteś niezdarą. Zejdź zanim zrobisz coś, czego nikt nie będzie
mógł cofnąć! Chodź do mnie i nie rób nic głupiego!
-Cholera Sasuke... Uratuj
ją. - trzymałem się za klatkę piersiową, chociaż to nie pomagało złagodzić
bólu.
Brunet był coraz bliżej dziewczyny. Jeszcze trochę, a będzie ją miał
w zasięgu ręki. Mam tylko nadzieje, że zdąży w odpowiednim czasie wyciągnąć je
z kieszeni, jeśli zaistnieje taka potrzeba.
-Itachi... Itachi...
Sasuke! - jej krzyk był bardzo głośny. Rozniósł się echem po okolicy.
-Co powiedziałaś? –
zatrzymał się - Dlaczego użyłaś imienia mojego brata? Sakura, co się z Tobą do
ku**y nędzy dzieje?!
-Sakura musi umrzeć, abyśmy
mogli być razem.
Jej ciało stopniowo przechylało się do tyłu.
-Łap ją! - krzyknąłem,
chociaż jak zawsze wiedziałem, że to nic nie da.
-Sasuke!! - Hinata wydała z
siebie okrzyk przerażenia.
Sasu z żółwia zamienił się w wytrenowanego konia wyścigowego.
-Powiedziałem nie rób tego!
Jego palce musnęły delikatnie jej kurtkę. Różowa dama stopniowo
spadała do rzeki.
*1 – tłum. „Śmierć jest początkiem wspólnego życia.”
(język – ZULU)
Mi się podobało bardzo.. Ciekawe czy ją złapał, jak tylko musnął jej kurtkę. Kurcze, przeczytałam ten rozdział, a poprzednich trzech nie. Mnie jeb*ło. To lecę czytać poprzednie hahaha
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział kochanienka ;*
Oj "głuptasku" dzięki za czytanie i za przyznanie się do olewania mojego bloga :D!
UsuńPozdro!! : ))
Mam zawał!
OdpowiedzUsuńZłapie ją czy nie? Co się stanie? Kim była Sakura? Co ją opętało?
Jakim cudem Itaś ją dotknął? Czekam z niecierpliwością na następny rozdział! Dużo weny życzę! :)
Bardzo dziękuje za czytanie :).
UsuńI mam nadzieje, że jednak tego zawału nie dostałaś, bo chce Cię mieć tutaj żywą ;).
Na pytania nie długo pojawią się odpowiedzi :). Cierpliwości!
Pozdrawiam!
Muszę powiedzieć ,że strasznie mi się Twój blog spodobał.
OdpowiedzUsuńMam taką cichą nadzieje ,że To Itachi Ją uratuje.
Więc czekam na następny rozdział i życzę Tobie dużo weny :)
Dziękuje bardzo za miłe słowa :).
UsuńA co się stanie to już nie długo się wyjaśni :).
Dzięki za czytanie!
Kurdem matiz! Aż mną telepło z wrażenia! :D Pomysł wydaje się być na razie bardzo interesujący i oryginalny, a wydarzenia dzieją się w niesamowicie żywiołowym tempie :) Czuję się urzeknięta twoim opowiadaniem ;D [+podziękuj Kimi-san za reklamę ;) to jej zasługa, że tu trafiłam]
OdpowiedzUsuńGorąco pozdrawiam
Owszem dziewczyna ma ode mnie duże piwo :)
UsuńI dzięki za opinie!
Co do interesującego i oryginalnego... Mam nadzieje, że zostanie tak do samego końca :)
Dzięki za czytanie! Pozdrawiam :))))