sobota, 8 lutego 2014

3# AMOK


     Obudziłem się zlany potem, przewróciłem na bok i zacząłem kaszleć, jak oszalały. Starałem się zapełnić płuca powietrzem, więc brałem szybkie, bardzo krótkie oddechy. Uspokoiłem się po niespełna kilku sekundach doświadczając straszliwego bólu za mostkiem. To był tylko sen, więc dlaczego odczuwałem, jakby wydarzył się naprawdę?
Zerknąłem na Sakurę, która spała spokojnie wtulona w ścianę. Rozłożyłem się wygodnie obok niej, lewą rękę trzymałem na klatce piersiowej, prawą podsunąłem pod głowę. Co się ze mną ostatnio działo? Przez cały rok nic mi się nie śniło, a dzisiejszej nocy zawitał do mnie koszmar. Dosłowna mara senna, z której ciężko było mi się wydostać. Nie mogłem jednak zaprzeczyć, że w pewnym sensie mnie to ucieszyło, bo poczułem się przez chwilę człowiekiem.

***
    
     Sakura z Hinatą zatrzymały się przed szkołą. Rozmawiały o bezwartościowych rzeczach, które wydarzyły się wcześniej na zajęciach. Ja sterczałem przed różową damą spoglądając w jej szczere oczy. Podniosłem do góry ręce, przystawiłem jej do szyi. Wyobrażałem sobie, jak ją duszę. Naprawdę nie wiem, dlaczego miałem dzisiaj taką straszną ochotę ją skrzywdzić. Być może w dużej mierze wpłynął na to mój nastrój i zbyt duża dawka bezczynności. To było dla mnie uciążliwe, a gdybym mógł tylko zabić Sakurę, pewnie zrobiłbym to bez wahania. Dzięki temu najprawdopodobniej bym zniknął, a to rozwiązałoby wszystkie moje problemy. Szczerze nie chciałem tego, ale człowiek przystawiony do ściany budzi w sobie wszystkie najczarniejsze cechy i traci nad sobą kontrolę. Nie chciałem być dłużej jej aniołem stróżem, który nie ogarnia celu własnego istnienia.

     -Ja i reszta paki idziemy dzisiaj na koncert. Wybierzesz się z nami? - jej wielkie fioletowe oczy przepełnione nadzieją wpatrywały się w przyjaciółkę.
     -Oczywiście, że tak. - odpowiedziałem bez namysłu. Chciałem, aby Saki powtórzyła te słowa za mną.
     -Nie mogę iść.
     -Taaaa... I dlaczego pomyślałem, że chociaż rozważysz tą propozycje?

Usiadłem na ławce wściekły na tą małą zołzę. Nie słuchałem dalej jej głupich tłumaczeń. Miałem tego wszystkiego po dziurki w nosie. Minął rok, a ja miałem wrażenie, że żyje koło niej setki lat. Dlaczego ona zawsze zachowuje się, jakby miała kij w tyłku?


Obserwowałem inne dziewczyny. Nie jedna była ładniejsza od Sakury, a na pewno bardziej interesująca. Bo co można zobaczyć w nudnej lasce? Muszę przyznać, że Saki nie należała do pustych i głupich panienek, czasami coś mnie do niej przyciągało, ale ten czar szybko pryskał. Szczególnie, gdy zaczynała chować się za teoriami własnej matki.

Brunet, Sasuke, jak z zwykle z rękoma w kieszeni podszedł do dziewczyn. Rzuciłem na niego jedno szybkie spojrzenie, bo po chwili rozproszyła mnie nauczycielka od angielskiego. To była dopiero idealnie zbudowana żyleta. Jej pośladki były delikatnie wypukłe, a obcisła sukienka je podkreślała powodując u mnie stan przypominający ekstazę. W głowie układałem sobie zbereźny plan, w jaki sposób bym ją wykorzystał.

     -Dobra. Spróbuje się wyrwać. - To zdanie uderzyło we mnie, jak grom z jasnego nieba. Tak mnie rozbroiło, że nie zauważyłem, kiedy sam zacząłem je powtarzać na głos.

Moje serce biło, jak szalone. Czy ona właśnie się zgodziła na wypad z przyjaciółmi? Wieczorem? Na koncert, gdzie będą setki innych ludzi?! Trochę gryzłem się w środku, bo nie usłyszałem, co takiego powiedział jej Sasuke. Różowa dama przez niego postanowiła sprzeciwić się zaleceniom własnej matki, a ja to przeoczyłem. Coraz bardziej widziałem w niej jego cichą wielbicielkę.

Radość z imprezy się umiarkowała. Na horyzoncie pojawiła się Ino z Ten Ten. Szły w ich kierunku śmiejąc się do siebie. Czyżby Sasuke z Ino ponownie się pogodzili?

     -Idziecie dzisiaj na koncert? - dziewczyny do nich dołączyły. Ino położyła swoją dłoń na barku Sasuke. On nawet nie drgnął.
     -Tak.
     -Ty też? - rzuciły zaciekawione spojrzenie na Sakurę. Uczyniłem to samo.
     -Tak. - odpowiedziała bez zawahania.
     -To mama wypuszcza Cię z domu? Myślałam, że zakłada łańcuch na drzwi i okna.
Dziewczyny się zaśmiały. Na twarzy różowej damy również pojawił się delikatny uśmiech. Doskonale wiedziałem, dlaczego to zrobiła. Skrywała w sobie dużo cierpienia i nie chciała się tym dzielić. Znałem ją na pamięć.
     -Daj spokój. - gówniarz ze sterczącymi włosami pocałował wyszczekaną laskę w policzek i objął ją w pasie. W tym samym czasie puścił „oczko” do Sakury.
     -No właśnie. Odpuście czasami.
     -Spadajmy do domu. - Sasuke zignorował uwagę Hinaty. - Naruto na pewno nas dogoni. - Ruszyli przed siebie.

Miał rację. Naruto wybiegł zdyszany ze szkoły i szybko pojawił się obok nich. Ten koleś zawsze mnie zaskakiwał. Wiecznie się spóźniał, przesypiał lekcje i gadał farmazony. Co to jest za typ...

***

     -Nigdzie do cholery jasnej nie pójdziesz, słyszysz?! - zdenerwowana matka biegała po kuchni. Przypominała mi rozwścieczonego bąka. - Znasz moje zdanie na ten temat!
     -Mamo! Nie możesz się raz zgodzić? Tylko raz! - Saki złożyła ręce, jak do modlitwy.
     -Wyjdziesz za próg tego domu, a obiecuje Ci, że nie będziesz miała dokąd wracać... Rozumiesz? Od razu możesz się spakować i zrobić wypad! Nie będę się przez Ciebie zamartwiała!
     -Mamo dam sobie radę. Mam już 19 lat. Nie jestem...
     -Dzieckiem? - dokończyła za nią zdanie. - Czy właśnie to chciałaś powiedzieć? Nie ukończyłaś szkoły, wciąż nie odzyskałaś pamięci i chcesz mi powiedzieć, że poradziłabyś sobie sama w życiu? Jeżeli jesteś taka dorosła to proszę bardzo! - przeszła do przedpokoju i wskazała ręką na drzwi wyjściowe. - Wyjdź! Idź! Baw się! Imprezuj! Daj się zgwałcić, jakiemuś bogatemu gówniarzowi! I najlepiej... Nigdy nie wracaj!
     -Mamo! - Sakura za nią pobiegła. Tuż przed jej nosem zatrzasnęły się drzwi prowadzące do sypialni stukniętej matrony. - Mamo! Przepraszam! Nie chciałam! - uderzyła kilka razy pięścią w drzwi. - Mamo nie wygłupiaj się! Proszę.

     To trwało jeszcze kolejne pięć minut, po czym zapłakana i zmęczona ciszą Sakura uciekła do swojego pokoju. To by było na tyle, jeśli chodziło o upragniony wypad z przyjaciółmi.

***

     Starałem się uspokoić. Brałem wdech nosem, wydychałem powietrze ustami. Naprawdę próbowałem ustabilizować swój puls, jak tylko mogłem. Myślałem w tym momencie o różnych rzeczach, jednak nic nie pomagało mi zapomnieć o Sakurze.
Leżała na łóżku już trzecią godzinę. Nieustannie płakała zasłaniając twarz poduszką, jakby to miało ją ukryć przed całym światem. Nie potrafiłem jej pomóc, nic nie mogłem zrobić. Gdybym tylko mógł kazałbym się jej ruszyć z tego łóżka i wyjść zapominając o tej psychopatce.

     -Wstawaj z tego wyra! - pękłem. - Ruszaj to dupsko na imprezę i przestań wyć, słyszysz?! Wstawaj do cholery jasnej! Mam dość Ciebie! Mam dość tego pokoju! Ciągle w nim przesiadujesz! - przykucnąłem i nachyliłem się do jej ucha. - WSTAAAAWAAAAJ! Zrób coś ze sobą do cholery!! Sakura podnieś się i wyjdź!! - odsunąłem się od niej. - Cholera jasna! - chodziłem po pokoju, niczym wariat zamknięty w celi. - Muszę znaleźć sposób!! - złapałem się za głowę. – Muszę, bo zwariuje!!

Chwyciłem iPoda leżącego na blacie. Tą jedyną rzecz, która należała do mojego świata i rzuciłem nią z całej siły w lustrzane drzwiczki szafki. Sprzęt rozleciał się na kawałki.
Sakura podskoczyła. Wpatrywała się w swoje zapłakane i żałosne odbicie w lustrze, w którym ja nie mogłem się przejrzeć.

     -Sakura wstań! - czułem, jak wychodzę z siebie. - Jakaś Ty upierdliwa! Przysięgam... Czasem mam ochotę urwać Ci łeb!

Straciłem nad sobą panowanie. Zamiast z niej ze mnie wyciekła nieograniczona furia. Zacząłem uderzać pięściami w szafę z całych swoich sił. Biłem... Biłem... Biłem... Na moich kostkach początkowo pojawiły się jaśniejsze plamy, potem zaczerwienienia i siniaki, które z czasem zamieniły się w zadrapania. Nie musiałem długo czekać, aby z ran wyleciała krew. Kapała na podłogę wsiąkając w dywan, znikała. Na lustrze również pozostawiałem ślady, ale one wyparowywały równie szybko, jak moja wytrzymałość na ból. Rozluźniłem pięści i uderzyłem wewnętrzną stroną dłoni. Zatrzymałem się zachłystnąwszy się powietrzem. Przyłożyłem głowę do powierzchni i powoli wydając z siebie głośny okrzyk bezradności, osunąłem się na podłogę. Byłem wyczerpany, choć nie wiedziałem ile trwał mój napad szał.

Dlaczego musiałem tak cierpieć? Co takiego kiedyś zrobiłem?
Spojrzałem w lustro nie widząc własnego odbicia. Gdy zrozumiałem, że mogę nigdy nie ujrzeć własnej twarzy, wszystkie złe emocje się we mnie pogłębiły. Nie wiem kim jestem... Ugrzęzłem w jakiejś chorej rzeczywistości i to dodatkowo przy niej. Traciłem zmysły, zatracałem się nie mogąc znaleźć sensu własnej egzystencji.

Chce się stąd wydostać.

***

„Boże, jeśli istniejesz zabierz mnie do Siebie,
bądź wyślij mnie do Piekła.
Lecz proszę nie karz mi dłużej trwać przy Niej.”

     Wbrew temu, jak to przez cały czas może wyglądać to w pewnym sensie zależało mi na Sakurze. Była dla mnie kimś ważnym, wyjątkowym, ale moje uczucia były często poskramiane przez impas, w którym trwałem. Byłem niczym duch, chociaż przez cały czas byłem pewien, że żyje. Nie mogłem zrozumieć tego, w jaki sposób to wszystko działało, ale moje serce biło. Gdzieś tam w oddali była moja druga połowa, z którą nie potrafiłem się zjednać.
Kolejnym problemem, jaki mnie wykańczał to syf, w jakim utknęła Sakura. Normalny człowiek widząc jej cierpienie przytuliłby ją do siebie... A ja co mogę zrobić w takiej sytuacji? Leże obok niej, zawsze w pobliżu, ale nie mogę uczynić nic, aby zmienić bieg wydarzeń. Jestem tylko obserwatorem. Czy się w tym odnajdywałem? Byłem uwięziony w labiryncie bez wyjścia. Jak mogłem się czuć? Dosłownie każda ścieżka zawsze prowadziła do nieskończoności.
Czasem miałem wrażenie, że winie ją za to, w czym utknąłem. Niepotrzebnie, ale nie panowałem nad tym. Nie była za to odpowiedzialna. To ja nie wiedziałem kim jestem, byłem więźniem, a wkurzałem się, bo ona w pełni sił i świadomości marnowała swoje życie. Przez kogo? Przez matkę, która bała się odciąć pępowinę. Nie wiem co stało się przed tym, gdy ją poznałem, jednak chciałbym zrobić cokolwiek, aby zakończyć wspólne cierpienie. Ją pozbawić strachu, pomóc jej przejść przez mur, który sobie stworzyła. Siebie uwolnić przed bezradnością i światem, którego nie pojmowałem.


Człowiek poznaje prawdziwą wartość istnienia, podczas tragedii. Nigdy tego nie rozumiałem, ale teraz wiem, że to prawda. Najbardziej boli strata, jakiej nie możemy odzyskać, na jaką nie mamy wpływu i z jaką musimy nauczyć się żyć, chociaż rozrywa nasze serce na małe kawałki.

1 komentarz:

  1. Cudny rozdział... Idealnie opisane uczucia Itachiego, ale cały czas mnie ciekawi co się wydarzyło kiedyś? Hmm..
    Pozdrawiam ciepło i czekam na nexta! :)

    OdpowiedzUsuń