środa, 5 lutego 2014

2# EMPATIA


     Ten dzień zapowiadał się koszmarnie. Po pierwsze nie zmrużyłem oka przez całą noc, przez co ledwo nadążałem za Sakurą. Po drugie cały czas przypominałem sobie ten rechot i słowa: „Jesteś tylko mój”. Co to w ogóle ma znaczyć? Jestem cudzą własnością? Na początku byłem pewien, że głos należy do Sakury, ale skreśliłem tą opcję, gdy usłyszałem charakterystyczne mlaskanie. Zawsze wydawała taki dźwięk, gdy spała, zastępowało jej to pewnie chrapanie. Później sprawdziłem cały dom, oddaliłem się od młodej na tyle ile mogłem, ale nikogo nie znalazłem. Czy w ogóle coś słyszałem? Zastanawiałem się czy przypadkiem tak bardzo nie pragnąłem z kimś porozmawiać, że wyimaginowałem sobie to w głowie.

***

     Aktualnie trwała długa przerwa. Sakura z Hinatą siedziały na podłodze przy sali, w której nie długo miały rozpocząć zajęcia. Według mnie zachowywały się trochę dziwnie, bo żadna nie wspomniała o wczorajszych tajemniczych sms-ach. Bardzo chciałem wiedzieć, o co w nich chodziło, a one jak na złość rozmawiały o samych pierdołach.

Usłyszałem głośny kobiecy krzyk po drugiej stronie korytarza. No w sumie nie tylko ja, bo wszyscy zwrócili na nią uwagę.
Młoda blondynka ubrana w obcisłe, aczkolwiek bardzo skromne fioletowe ciuchy wymachiwała rękoma, jakby zaraz miały wylecieć na własną orbitę. Krzyczała tak głośno, że zastanawiałem się czy ona wie gdzie się aktualnie znajduje. Koło niej na ziemi leżał młody chłopak. Pod głową miał ułożony plecak, z którego zrobił sobie poduszkę. Jego krótkie, bardzo postrzępione włosy były przytrzymywane przez opaskę. Leżał wygodnie, jedną nogę zgiętą w kolanie opierał o ścianę, a drugą wyprostowaną delikatnie pomachiwał. Trzymał ręce w kieszeni. Z mojej perspektywy wyglądało to tak, jakby w ogóle nie zwracał na nią uwagi.
Bardzo dobrze znałem tą parę, bo należeli do paczki Sakury. Często się spotykali na przerwach i razem wracali do domu. Ten arogancki dupek to Sasuke, którego szczerze uwielbiałem za podejście do życia. Musiałem przyznać był twardy, ale nie to najbardziej mi się podobało. Podziwiałem jego nastawienie do swojej dziewczyny, Ino. Często się kłócili, jeśli można to tak nazwać, bo zazwyczaj to ona wrzeszczała na niego, a on tylko słuchał. Nigdy nie starał się bronić, przeczekiwał burze, a następnie wykorzystywał moment ciszy, aby wrócić w jej łaski. Ogólnie robił z nią co chciał, a ona delikatnie mówiąc, dawała robić z siebie idiotkę.
Ino krzyknęła ostatni raz, po czym z zaciśniętymi pięściami odeszła. Wybuchowa laska zniknęła na schodach. Sasuke nawet nie drgnął. O tym właśnie przed chwilą wspomniałem. Chłopak był niesamowity.

     -Pójdę z nim porozmawiać. - Sakura podniosła się z podłogi.
     -Dobra. - Hinata nie poszła za nią. Wyciągnęła z torby książkę i zaczęła czytać.

Bacznie obserwowałem Sakurę, nie chciałem nic przegapić. Ciekawiło mnie, w jaki sposób chciała na niego wpłynąć skoro on ewidentnie chciał być teraz sam.
Dziewczyna przysiadła się obok. Milczała bawiąc się swoimi palcami. Nie patrzyła na niego, bo wzrok miała wpatrzony w krajobraz za oknem.
    
     -Eee Saki… Przestali się gapić? - Sasuke ją rozpoznał, chociaż ani na sekundę nie otworzył oczu.
     -Taaa... - westchnęła. - Każdy zajął się teraz swoimi sprawami.
     -To dobrze. Niech się frajerzy zajmą swoimi dupami.
     -O co tym razem poszło?
     -Szkoda gadać. Czepia się o pierdoły. Przejdzie jej.
     -A Tobie przejdzie?
     -Nie wiem o czym mówisz.
     -Sasuke...

Chłopak otworzył oczy. Nie wyglądał na przyjaźnie nastawionego, ale Sakura nie przerwała kontaktu wzrokowego. Wpatrywała się teraz w niego, jakby chciała go zarazić optymistycznym humorem.

     -Powinnaś już iść.
     -Dlaczego tak bardzo się zmieniłeś? Co się z Tobą dzieje? Chodzi o Itachiego?

Sasuke westchnął, po czym zaczął się powoli podnosić. Sakura się nie ruszała, ale wzrokiem śledziła jego sylwetkę. Chłopak wstał i zarzucił plecak na jedno ramię. Przeszył Sakure wściekłym, nasiąkniętym nienawiścią spojrzeniem. Nie ukrywał swojej złej natury. Nie zrobił na niej takiego wrażenia, jak na mnie. Ciarki przeszły przez całe moje ciało. Milion małych, lecz spotęgowanych ukłuć powędrowało od stóp do głów, a potem poczułem dziwny chłód. Wszystko to, ponieważ zauważyłem w jego oczach „coś” czego Saki nie potrafiła. Chłopak był, jak uzbrojona bomba zegarowa odliczająca czas do eksplozji. Przestraszyłem się, bo pomyślałem, że w momencie wybuchu różowa dama może znajdować się w zasięgu jego fali uderzeniowej, a to może się skończyć bardzo źle. Nie tylko dla niej, ale także i dla mnie.

     -A Ty się nie zmieniłaś?

Nie czekał na odpowiedź. Odszedł bardzo powolnym krokiem trzymając wciąż ręce w kieszeni. Spojrzałem na Sakurę. Była bardzo smutna i zamyślona. Czasami miałem wrażenie, że coś do tego gówniarza czuje, ale nigdy nie byłem w stu procentach pewien.

***

Sakura spoczywała na skórzanej kanapie wpatrując się w sufit. Ja leżałem razem z nią, w tym samym miejscu i w tej samej pozycji. Siedzieliśmy na cotygodniowej sesji z psycholożką, która miała Sakurze pomóc w jej teraźniejszym życiu. Według mnie to była totalna głupota i marnowanie czasu, bo Sakura chodziła do niej już od roku, a wciąż nie zrobiła żadnych postępów. Moim zdaniem ta psycholożka nie była taka dobra, za jaką się uważała.
Saki zaczęła gestykulować, a ja robiłem to samo co ona. Całkiem fajnie się przy tym bawiłem, chociaż była to denna rozrywka. Uniosłem głowę, zerknąłem na zegarek. Wybiła 16:50, więc zostało jeszcze dziesięć minut i stąd wyjdziemy.

     -Byłaś już na moście? Wciąż myślę, że to bardzo dobry pomysł, aby spróbować tam pójść. Minęło sporo czasu, a dzięki temu może otworzysz się na wydarzenia z przeszłości. Potrzebujesz czegoś znajomego, z czym będziesz mogła się emocjonalnie związać.
     -Nie wiem czy jestem gotowa. Boję się.
     -Myślę, że powinnyśmy się tam wybrać razem. - starsza kobieta o ciemnych oczach zajrzała głęboko w ślepia Sakury. Dzięki temu, że głowę miałem dokładnie w tej samej pozycji, wzrokiem przeszyła również mnie. Poczułem w sobie dziwny przepływ gorąca, który minął, gdy psycholożka zerknęła z powrotem w swoje notatki. - Zastanawiam się jeszcze nad hipnozą, ale tak naprawdę nie chce jej poważnie rozważać, dopóki nie wykorzystamy tradycyjnych metod.
     -Dam Pani znać. Szczerze to muszę się zastanowić i... - urwała na chwilę, patrzyła na nowo w sufit – powinnam porozmawiać z mamą. Ostatnio przechodzi ciężkie chwile, a nie chce dodawać jej zmartwień. Zdenerwowałaby się, jakbym poszła na most bez jej wiedzy. Od tamtej chwili niechętnie wypuszcza mnie z domu.
    
Miałem nadzieje, że odpowiedź będzie troszkę inna. Sakura ostatnio mnie zaskakiwała, ale wciąż nie potrafiła podjąć, jakiejś decyzji bez konsultacji z matką.

     -W jej przypadku to zrozumiałe. Omal Cię nie straciła, więc teraz skupia na Tobie więcej uwagi. Musisz jej dać jeszcze trochę czasu, ale postaraj się nie pozwalać jej na wszystko. To Twoja mama, jednak nie możesz się ze wszystkim zgadzać.
     -Poradzę sobie z nią.

Nastała chwila niezręcznej ciszy.

     -Jeśli mogę zapytać... - okulary kobiety na nosie delikatnie się zsunęły. Spoglądała na różową damę z wielkim spokojem. - Czy coś się ruszyło z Itachim?

No nie... Znowu ten koleś. Nie długo będzie mi się śnił po nocach, jeśli nie przestaną wiecznie o nim gadać. Szczególnie ona. Sakura nieustannie o niego wypytywała.

     -Niestety nie. - kobieta zdjęła cyngle. - Staram się nie poddawać, ale tracę już powoli nadzieje. Sasuke bardzo mocno naciska, codziennie sprawdza informacje, które przychodzą na maile i wiecznie przykleja na nowo plakaty. Nie wiem, w jaki sposób mam go przygotować na najgorsze, a ostatnio bardzo mocno się zmienił. Zamknął się w sobie, w szczególności przede mną, bo obwinia mnie za zniknięcie brata… - patrzyła na Sakure, ale miałem wrażenie, że w tym momencie gdzieś odpłynęła. - Sama się za to obwiniam.

Współczuje tej kobiecie. Utrata syna musiała być dla niej naprawdę bolesnym przeżyciem. Nie wiedzieć, co się stało z drugim człowiekiem to zdecydowanie gorsza opcja, niż świadomość jego śmierci. Wieczna nadzieja nie pozwala zmrużyć oka. Każdy dźwięk telefonu, dzwonka, czy pukania do drzwi porusza serce, jakby zaraz miało wybuchnąć z radości. Niestety po drugiej stronie zawsze odpowiada... ZAWÓD.

Zaraz... Skąd ja to niby wiem??

Przyjrzałem się psycholożce. Nie dostrzegłem w niej nic, oprócz wyciekającego z niej cierpienia. Była silna przez całą sesję, ale gdy Sakura zapytała o tego gościa zaczynała pękać. Czy to wina różowej damy? Czy to ona działała tak dziwne na ludzi? Muszę przyznać, była irytującą dziewczyną i sam wielokrotnie miewałem przy niej ogromne huśtawki nastrojów. Czasem było ze mną gorzej, niż z kobietą podczas okresu, a nawet z Saki nie rozmawiałem.

Szanowana psycholog, Mikoto Uchiha, dalej żaliła się różowej damie, a ja zastanawiałem się, gdzie ona chowa cholerny przycisk, który otwiera ludzi. To przecież było całkowicie bez sensu. Padło jedno pytanie, a ta psycholożka wylewała z siebie własne żale, jakby to ona była pacjentem.

Takie coś nie zdarzyło się pierwszy raz. Sakura praktycznie każdego rozgryzała w ciągu kilku sekund i błyskotliwie znajdywała sposób, aby do kogoś dotrzeć. Jedynym wyjątkiem był ten arogancki dupek, syn psycholożki. Z nim kiedyś jej się udawało, ale teraz traciła nad nim kontrolę. Wymykał się nie tylko przed nią, bo uciekał przed każdym. Znałem go od roku, ale wiedziałem, że coś zjadało go od środka i nie dawało mu spokoju. Przez to zmieniał się w samotnika o kamiennym sercu.

***

Biegłem przed siebie, byłem sam wśród otaczającej mnie ciemności. Podeszwy moich adidasów uderzały jeden po drugim o asfalt przesiąknięty kroplami deszczu. Przeskoczyłem kałużę, przyspieszyłem. Czułem, jak w mym wnętrzu panuje niepokój, jak każdą cząsteczkę moich narządów zżera negatywna energia. Wbiegłem na most i zahamowałem. Śliska powierzchnia sprawiła, że przejechałem kilka centymetrów, przechyliłem się do tyłu. Straciłem równowagę. Zanim jednak upadłem udało mi się podtrzymać na rękach.
Przede mną, dosłownie znikąd, powstała wielka przepaść. Wychyliłem się, spoglądałem w nicość dzielącą mnie od drugiej strony mostu. Za plecami usłyszałem wielowymiarowy dźwięk ognia, pochłaniającego swoje ofiary. Bardzo dobrze znałem ten odgłos, chociaż nie potrafiłem go odpowiednio nazwać.
Odwróciłem się.
Moimi źrenicami zawładnęły płomienie, a do nosa wbił się ostry zapach spalonej skóry. Przypaliłeś sobie kiedyś włos, prawda? Wyobraź sobie, że to mała cząstka tego, co teraz czułem.
Cofnąłem się przed ogniem popychanym przez wiatr. Pod moimi nogami droga delikatnie się osunęła, po czym oderwany kawałek spadł w otchłań.


Byłem w pułapce. 

2 komentarze:

  1. Ooo rany! Jaka ja jestem ciekawa w końcu kiedy się wyjaśni co z Itachim.. *.* Siędzę jak na szpilkach ^.^ cudnie napisane! pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze troszeczkę :). Wprowadzę Was w świat wszystkich postaci i już nie długo zacznie się wszystko wyjaśniać :).

      Pozdrawiam :)

      Usuń