VII. PIF PAF i KREW
-
Już? Czujesz się lepiej?
Ojciec
spoglądał na syna właśnie tak, jak powinien. Z troską, współczuciem i chyba
można rzec z miłością. Czy Fugaku naprawdę się zmienił? Ojca pamiętał inaczej, jako
surowego tyrana, który w życiu nie podałby synowi pomocnej ręki. Teraz pił z
nim szkocką z lodem. Niezbyt pamiętał, kiedy ojciec wsunął mu szklankę do dłoni.
-
Sam nie wiem – alkohol palił Itachiego w gardle. – Mówisz mi za dużo. Chyba.
Nie wiem. Ja pierdole, ale mnie zajebałeś w akcji. Wybacz, ale średnio w to
wierzę. Matka dopuściła się zdrady? To, że brałeś udział w egzekucji jeszcze
wyobrazić sobie potrafię, ale mamę z innym?
-
Nie – poprosił o dolewkę gestem dłoni. – Właściwie się jej nie dziwię –
westchnął zmęczony tymi informacjami, mama była według niego aniołem. – Jak się
dostać do Madary? Wiesz, gdzie się ukrywa?
-
Przed chwilą jeszcze chciałeś szukać Sakury, a teraz chcesz wykonać samobójczą
misję? Nie da się do niego dostać. To niemożliwe. Każdy kto podejdzie od razu
ginie. Snajperzy, prywatna ochrona w uniformach i w cywilu, szyby kuloodporne.
Posiadają prawdziwy arsenał.
-
Jak Hinata… - szepnął bezmyślnie, przypominając sobie o jej śmierci. Nagle
zrobiło mu się słabo. Ostatnio działo się zbyt wiele złego. Nie lubił, gdy
życie stawało się nie do ogarnięcia.
-
Hinata? – Ojciec uniósł spojrzenie znad szklanki. Jego oczy, może rozszerzone
źrenice albo popękane naczynka, odkryły część ludzkiej strony, do której ciężko
było się Itachiemu przyzwyczaić. – Hinata Hyuga?
-
Tak? – odparował pytaniem. – Znasz ją?
Fugaku
milczał. Tylko wpatrywał się w podłogę. Naprawdę ciężko za nim nadążyć. Itachi
wolał nie pytać drugi raz. Miał ochotę zadzwonić do Nary, sprawdzić, jak u nich
postępy w sprawie. Możliwe, że udało mu się rozwiązać to głupie NRA i w końcu
ruszyliby do przodu. Nienawidził grzebać w gównie, tym bardziej nienawidził
stać w miejscu. Nic nie zabijało ludzkiego umysłu tak, jak zastój.
Sasuke,
Sakura i Hinata. Czy coś łączyło tę trójkę? Z zachowania ojca wywnioskował, że
coś musiało być na rzeczy. Co prawda nie spytał o Sasuke, ale wiedział, że skoro
Madara to ich dziadek zdobył punkt zaczepienia. Sasuke od dzieciaka ciągnął na
złą stronę. Itachi dobry i przykładny syn, Sasuke zazdrosny i rozgoryczony
bachor. Przysiągł sobie, że jak tylko spotka młodszego brata to spierze go na
kwaśne jabłko. Pokaże mu, jak to jest wkurwiać starszego brata.
-
Nara się odzywał…? Itachi?
-
Nara?
-
No, chłopak, który cię przywiózł. Tak na marginesie to szybko doszedłeś do
siebie po ostatnich wydarzeniach. Ciężko mi przyznać, ale jestem pod wrażeniem
twojej siły. Jednak nie wychowałem ciebie na mięczaka i wazeliniarza.
W
ogólnie nie wychowałeś – miał na końcu języka, ale się powstrzymał. Nie będzie
drażnił kury znoszącej złote jaja. Potrzebował pomocy ojca.
-
Jestem na przeciwbólowych. Nara się nie odzywał. Federalni mnie szukają, więc
musiałem wyrzucić kartę sim z telefonu. Wolałem nie ryzykować.
-
Musiałeś wyrzucić…? – Ojciec zerknął na okno, wyciągając szyję. – Kiedy?
-
Kiedy, co?
-
Kiedy wyrzuciłeś kartę?!
-
Przed kilkoma minutami.
-
Do kurwy nędzy, Itachi, niczego cię nie nauczyli w tej policji?!
Ojciec
złapał go za bluzę i ściągnął na podłogę. Padły pierwsze strzały. Huk wystrzału
prześcigał się z trzaskiem pękającego szkła. Itachi niemal natychmiast sięgnął
po broń. Teraz nie żałował, że zabrał ją Sakurze.
Fugaku
dołączył się do akcji. Przeczołgał się pod łóżko, spod niego wyciągnął walizkę.
Pociski bałamuciły wszystko. Od pustej szklanki, którą nie dawno Itachi odstawił
na stolik, po betonowe ściany, stoliki, kanapy, poduszki. Kurz, pióra i odłamki
szkieł padały na dywan w różnym tempie.
-
Osłaniaj mnie, kurwa!
Tego
ojciec powtarzać dwa razy nie musiał. Itachi wyskoczył zza rogu kanapy i
wystrzelił serię w okno. Dziwnie się czuł, biorąc udział w strzelaninie z
ojcem, ale udało mu się przełączyć na tryb gliniarza. Dokładnie tak, jak
nauczyła go ulica – bezlitosny, pozbawiony strachu wojownik z giwerą w dłoni.
Motelowe
drzwi wejściowe trzasnęły o ścianę. Wdarli się do środka?
Gdzieś
za plecami Itachiego przebiegł szczęk odblokowywanej broni. Karabin? Ojciec
szybko uporał się z jego złożeniem. Kim był Fugaku Uchiha?
Padł
strzał. Żarówka schowana pod kloszem wypuściła iskry przy eksplozji. W pokoju zapadła
ciemność.
Itachi
słyszał wyłącznie własny oddech, a chciał dosłyszeć kroki. Wycelował blisko
przy ziemi. Jeśli tylko ktoś wychyli się zza wnęki przestrzeli mu piszczel,
albo kostkę, byleby powalić intruza na ziemię.
-
Do tylnego wyjścia. – Ojciec pociągnął go za bluzę. Czy on nie przestanie nim tak
pomiatać? Nie pamiętał, kiedy czuł się, jak żółtodziób. Chyba nawet na początku
kariery w policji nikt go tak nie traktował.
Ale
właściwie tego się spodziewał po byłym wojskowym. Zawsze przygotowany na akcje
z opracowanym planem ewakuacyjnym. Itachi z trudem musiał przyznać, że swój
szał na punkcie bezpieczeństwa odziedziczył po nim. Tym razem jednak wyrwał się
ojcu i sam go cofnął pod kanapę. Nie do tylnego wyjścia, był przekonany, że FBI
sprawdziło wszystkie możliwości ucieczki, nim ruszyli do ataku – o ile to było
FBI. Fugaku skinął głową.
Skoro
mieli za przeciwników przeszkolonych zabójców (agentów), a tak właśnie Itachi myślał,
bo na szkółce uczyli go, aby przeceniać przeciwników zamiast ich nie doceniać, pomyślał,
że rozwalenie drzwi miało służyć za dywersję. Nikt nie wszedł do środka, co
było aż nazbyt podejrzane.
Itachi
przykucnął po jednej stronie ściany, ojciec po drugiej. Wysunął trzy palce,
rozpoczynając odliczanie. Na pełną pięść oboje mieli wyjść na zewnątrz. Taki
był plan.
Zacisnął
pięść. Fugaku przysunął kolbę do barku. Wychylali się jednocześnie.
W
tym samym momencie do pomieszczenia wleciało coś małego, zdecydowanie metalowego.
Zadudniło o podłoże.
Jeżeli
kiedykolwiek dla Itachiego szybko płynął czas, to teraz zapierdalał z
prędkością światła. Granat wybuchł, robiąc spustoszenie. Oboje zdążyli wycofać
się na bezpieczną odległość, ale odrzut i tak pozbawił ich równowagi. Wylądowali
na podłodze w sypialni.
Fugaku
przesunął po drewnianych panelach magnuma 44. Itachi przechwycił ją z uśmiechem,
choć bał się broni z takim kalibrem.
Tak,
jak reaguje przyparty do muru szczur, tak zareagowali oni. Nie pozostało nic
innego oprócz obrony. Szczur zaatakuje, choćby miał marne szanse. Ta dwójka
genetycznie połączonych ze sobą mężczyzn zrobiła tak samo.
Łuski
opadały na ziemię. Odziane na czarno sylwetki rozproszyły się po korytarzu, w
oknach, w tylnych drzwiach. Itachi machał rękoma naprzemiennie. Nie skupiał się
na celowaniu. Wystrzeliwał pociski z magnuma i beretty dla hałasu i
odstraszania przeciwników. Jedną w prawo, drugą w lewo.
Fugaku
podbiegł pod okno. Wychylał się i strzelał. Robił tak kilka razy, aż przysunął
się do ściany i dwoma palcami przywołał do siebie Itachiego. Wyglądało na to,
że z jednej strony mieli oczyszczoną drogę. Chociaż na kilka sekund.
Niestety
Itachi nie mógł się ruszyć. Opróżnił magazynek i bębenek spluw. Był bez naboi,
a z naprzeciwka napierał na niego niski agent z karabinem snajperskim. Czerwona
kropka laseru naleciała na jego klatkę piersiową, blisko serca. Naciśnięcie
spustu oznaczało dla Itachiego pewną śmierć. Za duży kaliber na skurczone od
skurwysyństwa serce Uchihy.
Ten
huk był głośniejszy od wszystkich innych, wydawało się, że dźwiękiem i
pociskiem sterowała sama kostucha. Itachi skręcił głowę, nie chciał patrzeć, po
czym poczuł uderzenie z lewej strony. Ojciec jęknął z bólu, gdy opadali na
łóżko.
Czerwona
kropka wróciła. Tym razem rozświetliła czoło Itachiego, najwyraźniej chciała
naprawić to, co jeszcze sekundę temu zepsuła. Pech chciał, że ojciec był
nieprzytomny, a jedyne bronie jakie posiadali i które miałyby szanse z
karabinem leżały gdzieś na podłodze, bezużyteczne.
Żałował,
że ojciec go nie poświęcił. Mógł pozbyć się zagrożenia zamiast bawić się w żywą
tarczę. Chociaż jeden z nich by przeżył. Co za idiota!
Wyraźnie
widział palec agenta dociskający spust snajperki. Itachi czekał na śmierć w
spokoju. Zginie, jak łajza w hotelowym pokoju, ale nie okaże skruchy. Nie
będzie prosił o litość.
Kurwa, a jeszcze
tyle jest do zrobienia!
Ostatni
oddany strzał dzisiejszego wieczoru. Lufa znajomej srebrnej beretty podskoczyła,
w oczach Itachiego się rozdwoiła. Mózg agenta bez kasku chlupnął na ścianę,
wydając przy tym charakterystyczny plusk.
-
Co z nim?! – Shikamaru schował spluwę za plecami. Pomógł zdjąć z Itachiego
Fugaku.
-
Żyje, kurwa. Czułem, jak oddycha – poszukał w ciele ojca rany postrzałowej.
Dostał w ramię. – A ty, co tak długo?! Znowu, kurwa, spałeś?!
-
A co ja mogę za to, że drzemka dobrze wpływa na zdrowie? – wzruszył
ramionami. – Trzeba go obudzić. Na razie
jest czysto, ale mogą przysłać wsparcie. Albo inaczej… Na pewno wyślą wsparcie.
-
Mówisz i masz. – Itachi z przyjemnością uderzył ojca w twarz. Nie oszczędzał
staruszka, który przyjął na siebie pocisk. – Wstawaj, kurwa! Czas spierdalać!
-
Kurwa! – Ojciec syknął wściekły, łapiąc się za obolałe ramię. Jego twarz
poczerwieniała, na czole wyskoczyły żyły.
Po
kilku sekundach dokuśtykali do samochodu. Ojca rozłożyli na tylnej kanapie, zacisnęli mu ranę opaską i sami usiedli z
przodu. Itachi zgodził się oddać Narze kierownice. Nie wierzył, że z taką dawką
adrenaliny da radę normalnie prowadzić.
-
Pokaż telefon.
Nara
bezmyślnie podał Itachiemu komórkę. Ten wyrzucił ją przez okno.
-
Co jest, kurwa?! Pojebało cię?! Wiesz ile te telefony kosztują?!
-
Drugi raz tego błędu nie popełnię – zerknął na ojca, który odpływał. Tracił sporo
krwi. – Jedziemy. Musimy go jakoś połatać. Po kolorze krwi wnioskuję, że pocisk
nie naruszył aorty, ale nie będę ryzykował moją niefachową opinią. Znam się na
ranach postrzałowych, jak chuj na tortach ślubnych.
-
NRA…. – Fugaku majaczył, na co oboje zesztywnieli i spojrzeli po sobie. – NRA
nam pomoże.
-
Co powiedziałeś? Kurwa! Musiałeś zemdleć właśnie teraz? Zawsze znajdziesz sobie
odpowiedni moment na spierdolenie akcji. – podrapał się po skroni. – Działamy
po mojemu. Przyspiesz, Nara! Skoro prowadzisz to depnij gazu!
Nagato
przeklął pod nosem. Jebany Itachi! Co w niego wstąpiło, aby pozwolić tym
amatorom zająć się czyszczeniem? Powinien sam to załatwić. Szef nie będzie
zadowolony. Minęło tyle czasu, a on wciąż nie złapał żadnego Uchihy. Chyba nie
docenił tej dwójki. Jakim cudem te cholerne chwasty wciąż żyją? Przeżyli kilka
strzelanin i wypadek samochodowy. Nawet Nara wymknął się spod kontroli –
pozbyli się jego telefonu.
Pierdolony
śpioch zrobił go w konia. Ograł go! Nara nie jest taki głupi na jakiego wygląda.
Udaje neutralnego lenia, przez co wprowadza zamieszanie. Nagato źle go ocenił.
Plotki się sprawdziły - Shikamaru należał do elity. Dlaczego zlecił jego pilnowanie
kolejnym żółtodziobom? Czy na tym świecie nie ma już porządnych agentów?
Zamiast patrzeć w kamery grali w karty. Idioci! Wystarczyło, że Nara nagrał na
dyktafon chrapanie i włączył zapętlanie. Nim się zorientowali jego dawno nie
było.
Pieprzone
gówno! Ścisnął w ręce telefon. Szef go zabije, jeśli się dowie o całym zamieszaniu.
Mógł ich zabić przy pierwszej okazji, a teraz zwierzyny rozproszyły się w
zarośla. Przyrzekł sobie, że ich znajdzie. Bez pomocy debili z korporacji.
-
Szefie?
Wpuścił
do środka młodziaka i zatrzasnął drzwi. Nim tamten zdołał z siebie cokolwiek
wykrztusić uderzył go w twarz, nie pięścią, a tonfą, z którą się nie rozstawał.
Stwierdził, że ten cios mógł być przesadą. Krew chlapnęła na biurko,
zabrudzając dokumenty. Musi zachować ostrożność, aby go nie zabić. Zdecydował
walić po brzuchu. Trochę obije mu wnętrzności i co najwyżej złamie kilka żeber.
Młody i tak nic nie powie. Nie może.
Czarna
pałka uderzała w wijące się na podłodze ciało. To za Itachiego, Fugaku i
Sakurę! Jeszcze pokaże szczeniakom z korporacji, jak to jest zawodzić przełożonego!
Nagato uspokoił
się dokładnie po czterdziestym uderzeniu.
-
Czego, kurwa, chciałeś? – poprawił mokrą od potu grzywkę.
-
Przyszedłem… - wypluł krew. Nagato to nie ruszyło. Najwyżej umrze. Takich, jak
on ma na pęczki. – Sakura… Nie żyje.
Nagato
roześmiał się w niebogłosy. Pieprzona różowa dziwka umarła! W końcu jakaś dobra
wiadomość. Poczuł silną chęć na wódkę. I na seks. Przed wyjściem kopnął
poturbowanego w brzuch, upoił się jękiem, zgasił światło i wyszedł. Tego dnia zamówi
dwie laski, bo zasługiwał na porządne dymanko.
Jeden
problem rozwiązany. Sakura nie żyje! Teraz pozostało sprzątnąć Itachiego. Tym
zajmie się sam, ale jutro. Musi najpierw wymyślić sposób na powolną śmierć.
Świetny, ale gdzie kontynuacja?
OdpowiedzUsuńFugaku niby jest lepszy niż Itacz myślał, nono.
A nowych rozdziałów ni mo :c
OdpowiedzUsuńCzy coś się jeszcze pojawi?
OdpowiedzUsuń