II. NEJI i NRA
Na
świecie istnieje przeciwwaga. Jedni są po to, aby działać, inni po to, aby
pilnować. Nie ma sprawiedliwości, prawdziwego zadość uczynienia. Czasem pojawia
się coś takiego, jak karma, ale zazwyczaj przychodzi zbyt późno i nie jesteśmy
jej świadomi. Karma puka do każdego, gdy tylko w jej grafiku zwolni się wolne
miejsce. Zapukała i do drzwi Itachiego.
W
progu małego pokoju, który dzielił z Narą, stanął mężczyzna z rozgniewanym
wyrazem twarzy. Na skroni wyskoczyła żyłka wściekłości, na białkach pojawiły
się krwiste naczyńka rozpaczy. W takich chwilach zastanawiał się, co
powiedzieć. Przykro mi? Czy te słowa były wystarczające, aby zakryć jego
obojętność? Przecież mu nie zależało. Należał do egoistów, czasem chorobliwych
narcyzów. Tym razem odpuścił durne słowa. Wstał z piszczącego krzesła, które i
tym razem dało o sobie głośno znać, choć nie na tyle, aby obudzić śpiącego na
papierach i klawiaturze Narę, i przymknął jedno oko. Gotowy na spotkanie z
karmą.
Długie
włosy gościa zawirowały przez pomieszczenie, a następnie twarda, jak skała
pięść zderzyła się z policzkiem. Przeklął pod nosem. Nienawidził, gdy wybierali
twarz. Ludzkie ciało składa się z tylu części, a oni zawsze walą w twarz.
Prymitywy. Czy wszystkim brak kreatywności?
-
Zapłacisz mi za to – wycelował w niego palcem.
Itachi
przetarł cieknącą z kącika ust ślinę. Nawet groźba rzucona w jego kierunku była
prostacka, typowa, wręcz archaiczna. Jak można rzucać takie słowa? Zapłacisz mi
za to. Czy tysiąc złotych spłaciłoby dług? Czy jakakolwiek kwota okazałaby się
dobrą rekompensatą?
-
Witaj Neji, dobrze cię widzieć – przymknął oko w oczekiwaniu na kolejny cios.
Nie doczekał się.
-
Ty wciągnąłeś w to moją siostrę – pluł nienawiścią. Itachi pierwszy raz widział
coś takiego. On naprawdę wypowiadał każde słowa z kłującą zażyłością i gniewem.
Po plecach przebiegły mu zimne ciarki, ale na szczęście powstrzymał widoczne
dreszcze. – Jak mogłeś być takim idiotą i ją w to wciągnąć?! Ostrzegałem cię!
Pięść
walnęła w stół. Itachi z przyzwyczajenia zerknął na Narę, ten zamruczał pod
nosem i zaczął chrapać. Typowy śpioch. Dobrze, że nadrabiał błyskotliwymi i
inteligentnymi wskazówkami.
-
Zazwyczaj ludzie wyzywają mnie od skurwieli, ale idiota też może być – cofnął
się, bo poczuł, że przekracza granicę. – Dobra. W porządku. Przyznaję.
Wplątanie w to Hinaty było pojebanym pomysłem, ale przecież bez ryzyka nie ma
progresu. Była odpowiednim materiałem na dziwkę, zgodziła się. Czego ode mnie
chcesz? Wyładowujesz się, chociaż jej nie zmuszałem?
-
Waż się ze słowami, skurwielu. Mówisz o mojej siostrze.
-
Mówię o policjantce, która zgodziła się działać pod przykrywką. O ile wiem
znała ryzyko. Wszyscy je znaliśmy.
Jak
obudzić Narę? Zrobiłby wszystko, aby ktoś inny rozmawiał z człowiekiem pogrążonym
w żałobie. Przecież on nie ma empatii, a każde słowo zbliża go do…
Bójki.
Neji, zwinny i silny, przestał panować nad emocjami. Wpadł w niego pięściami.
Chyba sam za bardzo nie wiedział, jak ma atakować, bo sporo ciosów trafiało
wyłącznie w powietrze. Za każdym razem krzyczał coraz głośniej. Itachi nigdy
nie mógł wyjść z podziwu, gdy człowiekiem kontrolowały emocje i nagle z
bezbronnego dziecka powstawał wytrenowany zabójca. Mniej więcej. Nejiemu
niestety brakowało szczęścia. Trafił na silniejszego. Itachi ze swoim
charakterem zbyt często wszczynał bójki. Po kilkunastu nauczył się obezwładniać
każdego. Tak samo teraz przechwycił rękę, wykręcił do tyłu, łokciem uderzył w
brzuch, aby zmusić przeciwnika do wzięcia oddechu, poczucia jakiegokolwiek
bólu, a następnie wyrżnął nim w szafkę z dokumentami.
Ten
huk narobił wystarczającego hałasu. Nara obudził się, przetarł leniwie oczy i
zamiast poczłapać po kawę, tak jak zazwyczaj miał w zwyczaju, musiał zerwać się
do biegu. Krzesło walnęło o ledwo trzymający się kaloryfer. Neji, zanim
zaatakował ponownie, został przechwycony od tyłu przez partnera. Dla
bezpieczeństwa wszystkich na ręce założono mu kajdanki. Dziki gość
obezwładniony.
-
Jeśli pozwolisz tknąć sprawę Kibie i Iruce – przemówił Neji łagodniejszym
tonem, najwyraźniej przemyślał sprawę, siedząc na podłodze w kącie. – Zabiję
cię. Przysięgam, że nie spocznę, dopóki cię nie załatwię. I nie będzie to
szybka śmierć.
-
I kolejne słowa rzucone na wiatr. – Itachi poczuł na sobie spojrzenie Nary. -
Komendant i tak za pewne zabierze mi – chrząknięcie partnera – nam sprawę –
przewrócił oczami. – Shino zadzwonił do komendanta i przekazał mu, że chodzi o
Verdę i Hinatę. Podejrzewam, że możesz zabić mnie od razu.
-
Komendantem się nie przejmuj, jest mi winień przysługę. Masz złapać tego, kto
zabił moją siostrę, a później odstąpić go mnie, rozumiesz?
W
oczach Nejiego pojawiło się coś, co znowu wzdrygnęło ciałem Itachiego. Tym
razem dostrzegalnie. Nigdy nie chciałby mieć tego człowieka za swojego wroga.
Być może powstrzymał go dzisiaj, ale zwyciężył wyłącznie potyczkę. Ten, kto
zamordował jego siostrę będzie zmuszony stoczyć wojnę, na śmierć i życie.
-
Rozmawiałeś z Sakurą? – Neji zmienił pozycję, kajdanki zaczęły uwierać. Nara
bez słów podszedł i go rozkuł, jak zwykle bystry.
-
Zgubiliśmy ją – wtrącił Nara. – Nasz super miły przyjaciel kazał jej odejść, bo
wkurzały go łzy i się zmyła – popatrzeli na Itachiego gniewnie, wzruszył
ramionami.
-
No co? Kto lubi myśleć przy histeryczkach?
-
Rozumiałbym twoje pytanie, gdybyś w ogóle miał mózg.
Nara
zaśmiał się na obelgę Nejiego, ale po Itachim to spłynęło.
-
Znajdziesz tego różowego pączka, czy mam za nią wysłać patrol?
-
Słabe. – Partner pokręcił głową, czasem mieli w zwyczaju nadawać świadkom, bądź
podejrzanym ksywy.
-
Mam swoje podejrzenia. – Neji ruszył ku wyjściu. – Przejedźmy się.
-
Ja prowadzę! – Nara przechwycił kluczyki, nim Itachi zdołał je zlokalizować. –
Kto pierwszy, ten lepszy.
-
Tak – pokiwał z uznaniem. - Znajdźmy tę lukrową watę cukrową.
-
Nadal słabe.
-
Kurwa. – Nogą zamknął za nimi drzwi od ich klatki. – Czy znalezienie ksywy dla
kucyka Ponny musi być takie trudne? Jebana różowa klucha.
-
Idź sobie zwal w kiblu, to może na chwilę podłączysz się do mózgu i coś
wymyślisz. A może z plemnikami wyleci pomysł na coś dobrego?
Itachi,
idąc z tyłu, złośliwie kopnął Narę w but, przez co stracił równowagę i omal nie
poleciał na twarz. Uratowała go ściana. Jednak stało się coś, czego oboje nie
przewidzieli. Kluczyki od samochodu spadły na podłogę. W sekundę znalazły się
we władaniu Itachiego.
-
Kto kaleka ten śmieci zbiera – pokazał mu środkowy palec, szczerząc szeroko
zęby.
-
Sukinsyn.
-
Jeśli nie zamkniecie mord oddam sprawę Kibie i Iruce, bo nie zniosę faktu, że
znalezienie mordercy mojej siostry zostawiam takim kretynom. Twórzcie, chociaż
dobre pozory.
Zachowali
milczenie. Itachi i Neji usiedli z przodu, a Nara rozłożył się na tylnej
kanapie. Zasnął w trzy sekundy. Chrapanie prześcigało się z szumiącym wiatrem
wlatującym przez uchylone szyby. Tak jechali odnaleźć zaginionego świadka.
-
Nie chcę cię wkurwiać, ale eureki to żeś nie odkrył. – Itachi rzucił pasażerowi
spojrzenie pełne współczucia. – Wiem, że masz nas za idiotów, ale żeby nas
podejrzewać o to, że nie szukaliśmy jej w mieszkaniu? Ile wjebałeś butelek, że
tak cię jebło?
-
Stul pysk.
Neji,
choć sprawiał dobre wrażenie, już dawno popadł w skrajny alkoholizm. Skrajny
okazywało się dobrym słowem okazującym jego przypadłość. Czasami przez tydzień
nie trzeźwiał i nie wychylał się z domu, innym razem wręcz przeciwnie,
przypominał wzorowego policjanta na służbie. Zawsze tłumaczył to w ten sam
sposób: „Widziałem na świecie zbyt wiele złego, a im więcej mi się tego
nazbiera, tym więcej muszę wypić. Chlanie przypomina mi, że mogę spaść niżej, a
niżej upaść nie chcę, więc powtarzam ten rytuał, aby wiedzieć, że wcale nie mam
tak źle.” A Itachi widział w nim pojebanego człowieka. Nic dodać, nic ująć.
-
Budzisz twojego szczyla?
-
Mój szczyl będzie warował w samochodzie. To dzielnica dziwek, złodziei,
narkomanów i brudnych alfonsów. Lepiej będzie, jak pozwolimy mu spać. A nuż
ktoś go zapierdoli wraz z samochodem? – trzasnął drzwiami i zerknął na tylnie
siedzenie. Shikamaru jedynie mruknął coś pod nosem i wrócił do świata snów. –
Jebany. Zawsze podziwiałem jego twardy sen.
-
Chcesz się rozwodzić, czy znaleźć dziwkę? Nie mam czasu na sentymenty, kapciu.
-
Kapciu?
Itachi
zmarszczył czoło i ruszył za nim do wielkiego bloku, z którego cynk odpadał
płatami. Wszędzie panował syf, walały się śmieci, latały siatki. Nawet
przydrożne lampy były pozbijane. Weszli na klatkę. Smród obezwładnił na moment
Itachiego, wydawało mu się, że nic nie mogło go odurzyć, ale dawka szczyn,
starego gówna i wysokiej temperatury zamroczyły mu oczy. Zasłonił ręką nos.
-
Zapierdalaj na górę. – Neji zatrzymał się na drugim schodku.
Itachi
nie mógł się ruszyć, bo ten gazowy jad poruszył jego wnętrzności, znowu.
Poszedł w róg klatki, pochylił się i zwymiotował. Wymiociny obsmarowały ściany
i podłogę, odbryzgi poleciały na buty. W trakcie tej sceny Neji podszedł bliżej
i podtrzymał go za bok, jakby cokolwiek miałoby to pomóc. Gdy skończył wyjął z
kieszeni kawałek papieru z numerem telefonu, za pewne kelnerki, która spędziła
z nim którąś z nocy, i przetarł usta. Żeby zabić smak wymiocin wziął miętówkę z
paczki, którą zabrał Narze.
-
Tokio – parsknął Neji. – Tylko w Tokio takie rzeczy są możliwe.
-
Przy tej mieszance moje wymiociny to chuj – machnął ręką gotowy do dalszej
wędrówki. Ulżyło mu, gdy wyrzucił z siebie żółć. – Jak twoja siostra mogła
tutaj mieszkać? Kurwa, wiem, że była pod przykrywką, ale taka nora?
-
To twoja sprawka, łajzo.
-
Fakt – beknął, dźwięk rozbiegł się po klatce. – Kurwa.
-
Weź się ogarnij, dobra? – Na czole Nejiego zauważył żyłkę ozdobioną warstwami
zmarszczonej skóry. – Nie wkurwiaj mnie. Jesteś gliniarzem.
Wolał
nie komentować tego stwierdzenia. Jesteś gliniarzem, zaśmiał się pod nosem. Od
sprawy Sasuke nie czuł się nim. Zawiódł. Jako policjant, brat, jako człowiek.
Stał się, niczym innym, jak duchem ukrytym w ciele, z którego nie ma wyjścia.
Połknął go niesforny impas. Musiał trwać, aby żyć. Jesteś gliniarzem, powtórzył
w myślach. Nie zna się na niczym innym. Nie zna dla siebie innej drogi.
Weszli
piętro wyżej, jeszcze jedno i znajdą się w mieszkaniu Hinaty. Neji miał rację i
dziwił się, że ten tak dobrze to znosi. To Itachi wkręcił ją w ten cały syf.
Gdyby nie on, ona nadal by żyła. Być może miałaby rodzinę. Historia ta jednak
była bardzo krótka. Itachi szalał za czarnowłosymi dziewczynami, nie kochał
Hinaty, ale korzystał z jej ciała, jakby była jego własnością. Dobrze się
bzykała, chciała go, być może kochała, choć on nie odwzajemniał jej uczuć. Po
zaginięciu jej brata obserwowała, jak się zapada. Oboje doszli do wniosku, że
potrzebują kogoś z zewnątrz śmieciowego świata Tokio. Zgodziła się. Dla niego
poszłaby w ogień. W sumie właśnie tam trafiła. Na trafienie do Raju raczej
liczyć nie mogła. Tacy, jak oni nigdy tam nie trafiają.
-
Drzwi są uchylone – zatrzymał pochód Neji. Itachi natychmiastowo złapał za broń
i przyczaił się przy ścianie. Kiwnął głową. Neji wszedł, jako pierwszy z bronią
przygotowaną do strzału. Itachi wbiegł za nim, osłaniając jego plecy.
Rutynowe
sprawdzenie domu zajęło im kilka sekund. Co raz krzyczeli do siebie, CZYSTO, i
przechodzili do innych pomieszczeń. Spotkali się w punkcie wyjścia.
-
Nie ma śladów włamania – powiedział Itachi, obserwując zamek. – Najwyraźniej
nasza dziwka zjawiła się przed nami, wzięła, co chciała i się ulotniła.
O
tym, że się myli dowiedział się w następnej chwili. Rzeczy Sakury były w
nienaruszonym stanie. Ponieważ miał pamięć fotograficzną pamiętał dobrze to
mieszkanie sprzed kilku godzin, gdy sprawdzał je z Narą. Nic się nie zmieniło.
Za to rzeczy Hinaty zmieniły swoje położenie. Itachi od razu zauważył, że ktoś
próbował je dokładnie odłożyć na miejsce, ale niektóre z nich i tak zmieniły
swoje położenie. Świadczyły, o tym między innymi ślady wyrysowane w kurzu.
-
Co ona, kurwa mać, odkryła? – Neji wypowiedział pytanie na głos, które dręczyło
i Itachiego.
-
Hyuga! – krzyknął z łazienki.
Po
kilku sekundach oboje patrzeli na słowa napisane krwią na dnie wanny. O mały
włos tego nie przeoczyli.
-
Brakuje w tym poezji nie sądzisz? – skwitował Itachi.
-
O co tu, kurwa, chodzi?
Za
ich plecami usłyszeli hałas. Odwrócili się z wycelowanymi spluwami i palcami na
spuście. Przed nimi przeciągał się i ziewał Nara, który najwyraźniej skończył
drzemkę.
-
Czy cię pojebało, cwelu? Życie ci nie miłe? – Itachi popukał się palcem w
czoło.
-
Mamy różową sukę, czy nie mamy? – próbował ziewnąć drugi raz, ale pod wpływem
wściekłego wzroku partnera się powstrzymał. – No, kurwa, co? Odpierdolcie się.
Nie jestem jedynym gliniarzem w Tokio, który jebie w kulki na służbie. Poza tym
sen poprawia myślenie.
Itachi
i Neji odsunęli się od siebie zgodnie, robiąc dla najmłodszego z ekipy miejsce.
Podszedł do wanny.
-
Niezbyt poetycko.
-
Właśnie to samo przed chwilą stwierdziłem. – Itachi uderzył go w plecy, chciał
wyrazić swoje zadowolenie, a skończyło się na tym, że Nara o mało nie wpadł do
wanny. – Wezwij technicznych. Niech pobiorą próbkę krwi i sprawdzą, czy mamy ją
w bazie danych. Niech też sprawdzą odciski palców, jeśli nasz morderca jest
idiotą może nam się poszczęścić.
-
Strzelam, że krew należy do ofiary.
-
Strzelać możesz bąki. – Itachi uśmiechnął się ironicznie. – To Neji, gadaj, na
chuj tutaj przyjechaliśmy? Chyba nie po to, aby znaleźć te ślady?
-
Nie – pokręcił głową, wychodząc z zamyślenia. Dopiero teraz wyglądał na
zmarnowanego i przytłoczonego śmiercią siostry. Zabolało go, gdy Nara
powiedział o niej „ofiara”, na sam dźwięk tego słowa się zgarbił. – Kazałem
siostrze znaleźć dobrą kryjówkę, gdyby coś poszło nie tak. Nie miała mi mówić,
gdzie to wprost, a ukryć informacje tak, abym tylko ja je znalazł.
-
Zajebiście – pokiwał głową z udawanym uznaniem, bo nie widział tego w ten
sposób. Wszystko poszło nie tak, Hinata zginęła i żadna kryjówka jej nie
pomogła.
-
Zgaś światło.
Zdecydował
nie pytać. Zgasił. Neji, stojąc bokiem do sedesu, wyjął z kieszeni latarkę na
ultrafiolet i zaświecił do jego wnętrza. W środku pojawiły się trzy litery.
Itachiemu wystarczyło rzucić na nie okiem, aby je zapamiętać.
-
I pomyśleć, że chciałem się do niego zrzygać.
-
Co ty masz dzisiaj z tym rzyganiem? – rzucił Nara, patrząc na niego z
obrzydzeniem.
-
Nikt nie zagląda w obsrane miejsca – zaszeptał Hyuga, jakby mówił sam do
siebie.
-
Coś mi musiało wczoraj zostać na żołądku – odpowiedział na pytanie Itachi. Sam
się zastanawiał skąd te konwulsje żołądkowe. Od rana, czyli od czwartej, nie
mógł nic przegryźć, nie wspominając o tej niepokojącej luce w pamięci. Co, do
jasnej cholery, działo się w nocy?
Po
chwili dwie pary oczu patrzyły na wychodzącego Nejiego. Zanim Itachi zrobił
krok drzwi do łazienki się zatrzasnęły. Nie ruszyli się z miejsca, słysząc jak
klucz obraca się w zamku. Kto montuje drzwi do łazienki, które można zakluczyć
od zewnątrz?
-
On chyba żartuje, prawda?
Pominął
kolejne pytanie Nary i kopnął, z całej siły jaką z siebie wykrzesał, w pobliże
klamki. Ani ruszyły. Drzwi były masywniejsze, niż mógłby przypuszczać. Poprawił
barkiem. Zawiasy zatrzeszczały, ale drzwi wciąż stały w futrynie.
-
Kurwa.
-
Czy on nas właśnie wykiwał?
-
Nie, bo wciąż mamy… - poklepał się po kieszeniach, dobrze pamiętał, że kluczyki
do samochodu wrzucił do kurtki. – Kurwa!!!
W
raz trzaskiem pięści uderzającej w masywny blat rozległ się ryk silnika.
Najwyraźniej w ten sposób Neji chciał przekazać, że ich przechytrzył.
-
Wezwij technicznych – usiadł na ramie wanny i skrzyżował ręce na klatce
piersiowej. Z nerwów żołądek znowu ściskały skurcze. – Niech nas stąd wyciągną,
bo nie mam zamiaru się mocować z drzwiami.
-
Jasne. – Nara sięgnął po telefon. – Kurwa, Uchiha, nie zanieczyszczaj miejsca
zbrodni!
Za
późno. Żółć poleciała do wnętrza sedesu. Itachi kolejny raz poczuł się
bezwartościowy i słaby. Gdyby nie te wymioty Neji niemiałby okazji zwinąć mu
kluczyków niepostrzeżenie. A teraz siedzi zamknięty w małym pomieszczeniu z gryzącym
w nozdrza smrodem wymiocin i kującym w uszy marudzeniem Nary.
Kurwa.
Życie bywa niesprawiedliwe. I skurwiałe też.
-
Szukamy go? – spytał Nara, gdy zostali sami.
Siedzieli
zamknięci w łazience trzy godziny. Cały ten czas spędzili w grobowym milczeniu,
przerywanym od czasu do czasu chrząknięciami. Itachi rozmyślał przez ten czas
nad zachowaniem Nejiego. Rozumiał go. Aż do bólu. Sam także robił głupoty z
powodu utraty brata. Jednego tylko mu zazdrościł. On gonił duchy, szukał po
omacku, za to Neji wiedział, co przytrafiło się siostrze. Śmierć. Teraz
pozostało mu znaleźć mordercę. Lepiej jest gonić człowieka z krwi i kości.
-
Itachi? Szukamy?
Zmarszczył
czoło. Czasem Nara go irytował, w szczególności, gdy się wyrywał z motyką na
słońce. Szukać… Gdzie? Tokio jest jak trójkąt bermudzki, można w nim zniknąć
błyskawicznie, co gorsza bezpowrotnie. Do tego Neji nie należał do amatorów.
Miał wysoki iloraz inteligencji, za pewne drzwi w łazience były jego pomysłem, aby
ich powstrzymać.
-
Przestań zadawać wkurwiające pytania, Nara. Wkurwiasz mnie tym i przez to
zakłócasz mi myślenie. Gdzie go kurwa chcesz szukać? I na chuj?
-
Zareagował tak, bo zobaczył litery w kiblu.
-
NRA?! – przestał dociskać wacik w miejscu po igle w zgięciu łokcia. Po tych
wszystkich wymiotach i wielkiej dziurze w pamięci postanowił skorzystać z
pomocy technicznych. Wątpił, aby znaleziono ślady narkotyku, ale wolał dmuchać
na zimne.
-
Jestem dobry w łamigłówkach.
-
Jebnij się w czerep – trzasnął go otwartą dłonią w łokieć. – Najpierw
odszukajmy wóz. Nie mógł daleko odjechać służbówką.
-
Chcę się zająć NRA.
-
Nara – powiedział to tonem, igrającym na strunach furii – wiem, że jesteś
inteligentny i potrafisz wiele, ale czyś ty, kurwa, z konia spadł? Uderzyłeś
się w głowę? Skąd pomysł, że to w ogóle coś znaczy? Neji nas wykiwał. Możliwe,
że sam napisał te liczby w kiblu, aby nas czymś zająć. W końcu drzwi były
otwarte, rzeczy niechlujne poukładane. Drugą sprawą jest to, że jeśli Neji z
Hinatą ustalili coś takiego, to jestem przekonany, że wyłącznie oni mogą to
zrozumieć.
-
Litery.
-
Co?? – zacisnął pięść, w myślach się uspakajał.
-
Powiedziałeś liczby, a tam były litery. Nie liczby. NRA to litery.
-
Tak, tak – machnął ręką. Nara i ta jego porządność. Zawsze poukładany i
idealny. – Co robiłeś wczoraj w klubie? – wypalił nagle, olśniony własną
śmiałością. Chciał ukryć swoje podejrzenia, aż do wyników krwi, ale nie umiał
dłużej tego ukrywać.
-
Co ty z tym klubem? Najpierw piliśmy piwo…
-
Widziałeś Hinatę?
-
Jak wychodziliśmy żyła. Była cała i zdrowa. Myślisz, że… - przyjrzał mu się,
podejrzliwie, nazbyt podejrzliwie. – Podejrzewasz, że mogłeś ją zabić?
Pytanie
cały dzień podburzało podświadomość Itachiego, ale teraz wypowiedziane przez
partnera, mężczyznę, któremu nie raz w ręce oddawał własne życie, zabolało.
Zadziałało, jak piła na ludzkie ciało. Poszlachtowało mu wnętrzności. Dobrze,
że nie miał już czym wymiotować.
-
Obudziłem się sam w łóżku – zdziwił się, że mówi prawdę, słowa wydawały mu się,
jakieś obce. – Strasznie bolała mnie głowa, broń była w złym miejscu, nie pod
poduszką, jak zawsze, no i ta dziura w pamięci.
-
Wyszedłeś z kucykiem Ponny. Ja zostałem dłużej, Hinata jeszcze żyła, kiedy
opuszczałeś klub. Nie mogłeś mieć z tym nic wspólnego, bo byłeś zbyt zalany,
aby wrócić z powrotem. Tankowałeś, jak cug.
-
To dlatego byłem sam w łóżku… - szepnął w otępieniu. Ulżyło mu po wysłuchaniu
tych faktów. Mógł zapytać o nie wcześniej. – Musimy jej wymyślić inną ksywę.
Blondynka,
ruda, czerwona, różowa, mieszana – jeśli dziewczyna nie posiadała czarnych
włosów nie miała u niego szans. Po prostu nie działały na niego stwory z innym
odcieniem włosów, niż czarny. Czerń go pociągała. Za pewne wyrzucił różową za
drzwi, gdy próbowała mu wpakować się do łóżka. A może go położyła do spania, a
później sama wyszła?
Obrał
jasny cel. Jebać Nejiego, samochód służbowy i badania krwi. Musi odnaleźć
Sakurę i za wszelką cenę poznać jej wersję wydarzeń.
Na
szczęście bez zbędnych problemów odnalazła się bryka. Hyuga porzucił ją na
stacji benzynowej, jakby chciał, aby ją odnaleźli. Itachi z Narą odebrali wóz,
a później oboje pojechali do domów. Spać. Na dzisiaj brakowało im wrażeń.
Jednak
Itachi ponownie przekonał się, że łapacz snów jest gówno wart, a sen… wyśpi się
po śmierci. Tak. Rzeczywistość nie pozwalała mu zasnąć.
Kira...WIĘCEJ!!!! Chcę więcej. Nawet nie wiesz jak przyjemnie się czytało ten rozdział słuchając Hollywood Undead - Glory... rozpływam się.
OdpowiedzUsuńChoć w zasadzie było dużo przekleństw, wymiotów ( XD) i tak dalej. to post bardzo lekki i przyjemny.
I te rozmowy między chłopakami są świetne.! W realu pewnie bym omijała takich ,,cweli'' szerokim lukiem, ale tu.. wszystko tak dobrze wplecione, poukładane i dopasowane do charakteru każdego bohatera. Cud, miód, malin.. nie, malina nie; maliny sa nie fajne. Cud, miód, truskawka X'D
Ej, a jak oni wyszli z tej łazienki w końcu? Uwolnili ich ci techniczni.? Albo tego nie byłao, albo ja przeoczyłam przez brak kofeiny :||
Cóż.. ja już się nie moge się doczekać kolejnego rozdziału i jak dociera do mnie, że muszę na niego jeszcze poczekać to mi smutno :C
Pisz szybko KIira!
WENY ;3
Zajebiscie mi sie czytalo ten post. Z niecierpliwoscią czekalam na jakis poszlak co tam sie dalej stanie, ale widze trzymasz wszystko w tajemnicy. Niezle ich nei wykiwal. Skąd wzieli takie drzwi do lazienki. Chlopakom ze sledczej rzart sie wyostrzyl, caly czas po sobie jadą. Czekam na kontynuacje. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń