niedziela, 29 marca 2015

ODEJŚCIE (CZ. XI - FINAŁ)

FINAŁ

            - Tato! Tato!
Kaori przebierała nóżkami, przed ojcem podskoczyła do góry. Itachi złapał ją w ostatniej chwili, syknął z bólu, ale nie puścił córeczki. Uśmiechnął się szeroko i pocałował ją w czoło. Mała przyssała się do jego szyi, jak pijawka.
            - Wyglądasz, jak gówno. – Sasuke oparł się o ścianę i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Nie miał zadowolonej miny.
            - Dzięki. Ciebie również miło widzieć.

            - Następnym razem, jak zdecydujecie mnie uśmiercić moglibyście zadbać o lepsze towarzystwo! – Mama Sakury krzyknęła obrażona.
Sasuke westchnął i przekręcił oczami. Itachi się zaśmiał. Zrozumiał skąd jego posępny humor, przebywanie z Panią Haruno nie należało do najłatwiejszych zadań.
            - Czyżby Kaori ci nie odpowiadała? – wtrącił Kakashi, przytykając palec do nosa dziecka. Po chwili zrobił zeza, mała się zaśmiała.
            - Oj, jak najbardziej. Moja wnuczka jest mile widziana, czego nie mogę powiedzieć, o tym czarnym gnojku.
            - Na imię mam Sasuke! – wrzasnął poirytowany, doprowadzała go do szału.
            - Sasuke, sruke – pokręciła głową. – Wiem, jak masz na imię, ale to nie znaczy, że muszę go używać. 
            - I ona tak cały czas! – wskazał na nią palcem. – Jeszcze chwila, a ją uduszę, a później zakopie w ogródku. Nikt jej nie znajdzie.
            - Uważaj, bo… - prychnęła.
            - Zabiję ją… Po prostu uduszę.
            - Chodź. – Itachi puścił mu oczko, złapał za bark i wprowadził do pokoju. Gdy usiadł na kanapie odczuł ulgę. W tym stanie noszenie Kaori zadawało mu sporo bólu, chociaż i tak dziękował farmaceutą za leki przeciwbólowe i mocną morfinę.
            - Proszę. – Troj podał Itachiemu komórkę. – Kilka razy dzwonili z firmy i chyba ze szpitala, ale nie odbierałem, tak jak prosiłeś.
            - Dzięki stary…
            - Ze szpitala? – zapytał Kakashi. Olśniło go, zrozumiał, o czym zapomniał.
            - Sakura! – krzyknęli jednocześnie.
            - Czy chcecie powiedzieć, że zapomnieliście o mojej córce?!
            - Jasny gwint! – Itachi pocałował Kaori w czoło i posadził obok siebie na kanapie. – Zadzwonię do doktora, powiem, żeby podał jej telefon. Dzisiaj już za późno na odwiedziny, więc pojedziemy rano.
Pokuśtykał do drugiego pokoju. Przed wyjściem zerknął na Konan, uśmiechnęła się szeroko, gdy Kaori do niej podbiegła z lalką. Mała ją szczerze polubiła.
            - Doktorze, czy Sakura śpi? – Cieszył się, że znajomości miał wszędzie. Pieniądz otwiera nowe możliwości.
            - Sakura? – Itachi wyobraził sobie jego zdziwioną twarz. – Przecież została dzisiaj wypisana ze szpitala.
            - Co? – obejrzał się za siebie, zobaczył, że nikt nie zwraca na niego uwagi. Dla pewności wyszedł na zewnątrz, zamknął drzwi i kontynuował. – Jak to wypisana ze szpitala?
            - Przeprowadzałem operację, ordynator zatwierdził wypis. Myślałem, że ty za tym stoisz. Dzwoniłem, ale nie odbierałeś, więc postanowiłem poczekać. Nie chciałem niczego zepsuć. Nie odebrałeś jej? Poczekaj.
Itachi słyszał wyraźne kroki, później stłumioną rozmowę z pielęgniarką. Dopiero po bardzo długich trzydziestu sekundach odzyskał kontakt z rozmówcą.
            - Itachi… - przełknął ciężko ślinę. – Mamy problem.
            - Jaki? – Przeciwbólowe w jednej chwili przestały działać. Przeszył go impuls rozrywającego bólu, nie tylko fizycznego. Od razu zrobiło mu się gorąco i szybko się spocił.
            - Pielęgniarka mówi, że starszy Yugakure ją odebrał…
Świat Itachiego się zawalił, słyszał w uszach swój nierówny oddech i walące serce. Przez żołądek przeleciało tornado.
            - Itachi?
Przestał słuchać. Rozłączył się i usiadł na schodach przed domem. Opuścił telefon. Nie dawno odzyskany spokój spłonął. Przestał się cieszyć z aresztowania i przechytrzenia Hidana i Peina. Serce zakuło go mocniej. Wstrzymał oddech. Musiał się uspokoić, pomyśleć, zrobić tak jak uczył go Kakashi – nie dać się skontrolować emocjom, za wszelką cenę utrzymać trzeźwość umysłu.
Kakashi zaczął się niepokoić. Itachi miał zadzwonić i zaraz wrócić, a minęło już dziesięć minut. Siedząc pomiędzy matką Sakury, a Sasuke czuł się, jak cofnięty do czasów przedszkola, gdzie dzieci kłócą się o najmniejszy szczegół, najważniejsze, aby na siebie wrzeszczeć. Rozbolała go głowa. Musiał przyznać, że Hidan mocno go pokiereszował. Pomyślał, że się starzeje i czas przejść na emeryturę. Postanowił znaleźć Itachiego. Przed opuszczeniem pokoju pochwycił spojrzenie Konan, było w nim coś dziwnego, jakaś ukryta iskierka. Zmarszczył czoło. Zignorował ten fakt.
            - Co jest? – Zastygł, widząc zmartwionego Itachiego na schodach. – Młody?
            - Taaaaa – przeciągnął odpowiedź, był bliski płaczu. – Przechwycił Sakurę ze szpitala. Tego nie przewidzieliśmy – złapał do rąk telefon. – Do kurwy nędzy! – zerwał się ze schodów i cisnął komórką w beton. Rozleciała się na kawałki. Zrozumiał, że właśnie tego potrzebował. Podniósł telefon, aby nim rzucić. Musiał coś rozwalić. To pozwoliło mu na moment uwolnić z siebie negatywną energię. Dopiero teraz odczuł skutki szybkiego wstania, pochylił się, świat wirował.
            - To nie było mądre. – Kakashi przełknął ciężko ślinę, nagle ogarnął go chłód. – Stary chce twojej firmy, pewnie będzie chciał się wymienić, a do tego mogłeś potrzebować telefonu.
            - Ja pierdole! – wycedził rozwścieczony. – Mam już dość Kakashi. Niech biorą tę zakichaną firmę, to nie jest tego warte. Chcę Sakurę w domu. Chcę, aby do mnie wróciła, rozumiesz? Mogę przegrać.
            - Liczyłam, że to powiesz. – Konan zeskoczyła po schodach i podała Itachiemu białą karteczkę złożoną na pół.
Zaskoczony odebrał ją i zerknął na Kakashiego.

„Dom jest tam, gdzie serce twoje.”

Niczego nie rozumiał. Potrząsnął głową.
            - Konan, co to ma znaczyć? – wolał zapytać wprost. – Skąd to masz?
            - Ja pierdole! – Tym razem Kakashi wybuchł. – Wiedziałem, że coś mi nie gra, że o czymś zapomniałem i to wcale nie o Sakurze. To ty… - potargał siwe włosy. – Dlatego nie przeszkadzało ci, że Hidan spotyka się z Sakurą. Ale ze mnie idiota!
Konan przytaknęła głową.
            - Ja chyba nie nadążam… - zdumiony popatrzył jeszcze raz na kartkę i na Konan. – Czy mnie coś ominęło?
            - Nadal nie łapiesz? – Kakashi był wściekły na siebie. – Podpowiadałaś mi, wtedy w garażu. Może zrobiłaś to nieświadomie, ale podpowiedziałaś mi! Czemu tego nie załapałem. Kurde! – Klepnął się w czoło, zabolało go wszystko.
            - Czy ktoś mi powie, co tu się dzieje i o co chodzi z tą kartką?
            - Powiedział, że będziesz wiedział, o co w niej chodzi – wzruszyła ramionami. – Powinieneś to łatwo rozgryźć.
            - Cały czas mi coś w tobie nie pasowało. Zignorowałem to, bo myślałem, że musisz być jakaś nienormalna ze względu na chore małżeństwo z Hidanem, ale ty… - zaśmiał się nerwowo. – Załatwiłaś nas wszystkich. Oboje to zrobiliście.
            - Kakashi powiedz, o co chodzi!
            - Przechytrzyli nas. To było zaplanowane. Daliśmy się ograć.
            - Przecież wygraliśmy…
            - Naprawdę? – zapytał Kakashi, ukazując swoje zdziwienie na bladej twarzy. Miał nadzieję, że to zmęczenie i morfina tak otępiają umysł Itachiego.
            - O cholera! – zajarzył, jak długo rozgrzewająca się żarówka. – Ty i… - skrzywił się obrzydzony. – I… - złapał się za włosy, miał ochotę sobie je wyrwać z głowy. – Ja pierdolę.
            - Musieliście zlikwidować Hidana z drogi. Właśnie, dlatego go oddaliście, prawda? Od początku Sakura była waszym celem?
            - Owszem – przytaknęła. – Hidan zaczął sprawiać problemy, w pewnej chwili straciliśmy nad nim kontrolę i wtedy właśnie skrzywdził Sakurę. Nie powinien jej dotknąć, nie taki był plan.
            - Ale skoro skrzywdził, ty i Minoru postanowiliście go ukarać?
            - Nienawidzę przemocy – pokiwała dumnie głową. – Musiał zapłacić za to, co zrobił. Szczerze miałam nadzieję, że go jednak zabijesz – skierowała wypowiedź do Kakashiego. – Rozumiesz, twoja przeszłość…
            - Dlatego zależało wam, abym przyjechał. Wiedzieliście, że przyjadę, gdy Kaori zniknie, dlatego też zaatakowaliście Sasuke.
            - Owszem. Pokierowaliśmy Hidanem, jak kapucynką – zachichotała. – Ależ był pocieszny, gdy sądził, że jest taki genialny.
            - Telefon do ciebie też nie był przypadkiem?
            - Oczywiście, że nie. Mamoru mu to podsunął. Przecież synek musi słuchać ojca, prawda?
            - Jesteś… - Uchiha się wzdrygnął. – Obrzydliwa. Sypiałaś z ojcem i synem?
            - Przez pewien czas owszem, ale później już tylko z Mamoru – wypowiadała każde słowo z wielką dumą. Szczyciła się tym.
            - Dlatego popchnęliście go do Sakury. Ona była celem i kołem ratunkowym jednocześnie.
            - Gdy się dowiedzieliśmy o twoich sukcesach, nie mogliśmy tego zignorować.
            - Toniecie w długach? – Kakashi zmrużył oczy. Przytaknęła. – Ale dlaczego ten ślub? Po co? Czemu nie uciekłaś ze Starym?
            - Mamoru – poprawiła go uprzejmie. – To zawiła historia. Powiedźmy, że nic nie zostawiamy przypadkowi.
            - Znowu, jakieś grypsy. Nie da się bezpośrednio?
            - Zabili matkę Hidana – uświadomił go Kakashi. Przez całą swoją karierę wielokrotnie słyszał takie wymijające wypowiedzi.
            - Nie my – zachichotała. – Hidan, chociaż jeszcze o tym nie wie – zaśmiała się złowieszczo.
Kartka zaszeleściła w zaciśniętej dłoni Itachiego.
            - Gówno mnie obchodzi wasza popierdolona historia – oprzytomniał. – Gdzie jest Sakura?
            - Powiedział, że zrozumiesz.
            - Jak mi nie powiesz, to zaraz to wyciągnę z ciebie siłą.
Kakashi stanął przed nim, przez moment się z nim szarpał, ale w końcu go odepchnął.
            - Aaa, aa, a – zagroziła mu palcem. – Jeśli mnie tkniesz, twoja paniusia zginie. Rozgryź to – wzruszyła ramionami, wracała do środka. – Dasz radę. W końcu nie jesteś takim słabym zawodnikiem, prawda? – zachichotała. – Och, jak ja kocham to życie.

„Dom jest tam, gdzie serce twoje.”

Tracił głowę, wszystko go przerastało. Wziął kilka uspakajających oddechów, ciągle nie zapanował nad emocjami.
            - Czy możesz? – wskazał na drzwi.
            - Nie rób nic głupiego.
Kakashi pobiegł za Konan. Musiał w jakiś sposób zapanować nad atmosferą w środku i ochronić resztę. Nie mogli sobie pozwolić na kolejny błąd.
Itachi zmiętolił kartkę i rzucił ją na trawnik. Cieszył się, że Kakashi wcześniej dał mu kilka dobrych porad. Dzięki niemu nauczył się nie tylko bronić, ale między innymi włamywać się i kraść. Przebiegł przez furtkę i wsiadł do zaparkowanego Audi. Wyciągnął z kieszeni kluczyki. Ruszył. Specjalnie naskoczył na Konan, przewidział reakcję przyjaciela. W trakcie chwilowej przepychanki wyjął mu z kieszeni kluczyki. Proste, jak drut i przy okazji skuteczne.
Teraz został tylko on i Stary.

###

Zatrzymał samochód na skrzyżowaniu. Sygnalizacja świetlna mrugała na pomarańczowo. Ulica była pusta, wszędzie panowała głucha ciemność, zgasił reflektory w aucie. Wolał, aby Mamoru nie dojrzał go z daleka. Wziął duży wdech. Przypomniał sobie dzień, w którym stracił swoich rodziców. Od tamtej pory nigdy tutaj nie był, nie wracał w te rejony, a dom rodziców stał pusty. Nie miał odwagi wrócić, dzisiaj nie miał wyboru. Rozejrzał się i wysiadł z samochodu. Przykucnął na środku skrzyżowania. Na jezdni nie znalazł, ani jednego śladu z przeszłości, nie dziwił się, w końcu minęło sporo lat. Już nie była zabrudzona od hamowania, została wyczyszczona z resztek popękanego szkła i kawałków wygniecionego metalu. Poczuł zapach palonej gumy. Wzdrygnął się. W swojej głowie usłyszał dźwięk trąbienia kierowcy ciężarówki, później przerażający pisk hamowania i trzask. To było tak dawno, a on nadal miał wrażenie, że wydarzyło się to dopiero wczoraj. Cierpiał. Bardzo za nimi tęsknił. Żałował, że nie zdążyli poznać Kaori. Pewnie pokochaliby ją równie mocno, jak on. Chłodniejszy powiew wiatru przywrócił go do rzeczywistości. Pobiegł do samochodu. Skończył marnować czas na przeszłość.
Zaparkował nieopodal domu za wielkim drzewem, które go zasłaniało. Przeszukał schowek w samochodzie, Kakashi nigdy nie ruszał się bez broni. Miał rację, znalazł Berettę zakopaną pod stertą papierów, skrytą w skórzanej kaburze. Dla pewności sprawdził jeszcze podręczny schowek pomiędzy siedzeniami, znalazł garotę i zapalniczkę. Ucieszyła go przezorność Kakashiego, dzięki temu nie wejdzie do środka całkowicie bezbronny. Wysiadając z auta zdjął jasną bluzę, został na samym czarnym T-shircie i ciemnych spodniach dżinsowych. Z każdym ruchem ciała czuł skutki niedawnej walki z Peinem. Wiedział, że nie łatwo będzie stawić czoła Staremu, w szczególności w tym stanie. Mimo tego pobiegł. Wolał zginąć, próbując ratować Sakurę, niż siedzieć z założonymi rękami, czekając na jej śmierć.
Poruszał się powoli. O dziwo jego umysł bardzo dobrze pamiętał to miejsce. Tak, jak zakradał się w młodości do domu, gdy był pijany i próbował ukryć się przed rodzicami, tak samo dzisiaj przemknął do środka niezauważony.

###

            Kakashi nie ukrywał gniewu, gdy przechodząc przez próg zdołał zauważyć brak kluczyków w kieszeni. W takich chwilach żałował, że nauczył młodego wszystkich swoich sztuczek. Jednak wtedy wydawało się to niezbędne. W świecie pełnym kasy trzeba na siebie uważać i za każdym razem zerkać sobie przez ramię. Nigdy nie wiadomo, z której strony nadejdzie pocisk.
            - Pilnuj jej – wziął Troja na bok, udawał, że parzą kawę. – Musisz za wszelką cenę mieć ją na oku. Rozumiesz?
            - Jaaasne – uśmiech miał niepewny, przyglądał się Konan.
            - Pojadę za Itachim, zwinął mi mój samochód.
Troj się zaśmiał, oberwał za to z pięści w bark. Rozmasowywał bolące miejsce, ale nadal głupkowato się uśmiechał.
            - Całe szczęście, że zaproponowałeś mi założenie GPS.
            - GPS w tych czasach to podstawa. Kradną samochody lepiej, niż portfele z kieszeni.
            - Na szczęście nie zabrał mi telefonu – wyjął z kieszeni komórkę, uruchomił śledzenie GPS, a następnie wysunął do przodu otwartą dłoń.
            - Chyba żartujesz? – zmrużył oczy. – Nie ma mowy.
            - Dawaj.
            - Nie – pokręcił stanowczo głową, ale i tak sięgnął do kieszeni po kluczyki. Z żalem wręczył je Kakashiemu. – Jak porysujesz urwę ci jaja.
            - Nie pyskuj szczeniaku. Nic mu nie będzie.
Troj nie był tego taki pewny. Znał Kakashiego od czasów dzieciństwa, był mu wdzięczny, że załatwił mu tak dobrze płatną pracę, ale nienawidził, gdy ktokolwiek ruszał jego samochód. Nawet on.

###

            Itachi zakradł się do domu od tyłu. Po tylu latach okno w kuchni wciąż było obluzowane. Skorzystał z tego i wślizgnął się do środka. Przykucnął przy ziemi, schował się za stołem. Zamknął oczy. Powinien wziąć ze sobą latarkę, ale odrzucił ten pomysł. Światło od razu zdradziłoby jego pozycję. Właśnie dlatego zamknął oczy, aby zasięgnąć do tych szczelin w pamięci, jakie wcześniej próbował załatać. Spędził w tym domu prawie dwadzieścia lat. Mama, co prawda często robiła przemeblowania, ale ostatnie było długo przed wypadkiem.  Szukał w głowie rozstawienia przedmiotów, przy okazji odczuwając miotający nim silny ból napinanych mięśni. Zobaczył uśmiech matki, ten, który usilnie próbowała skryć, gdy na nich krzyczała. Kiedyś obiecał sobie, że nigdy jej nie zapomni, teraz jedynie jej olśniewający uśmiech skrywał w swoim sercu.
Przestał się użalać. Ruszył na poszukiwania. Obszedł kuchnie, sprawdził salon i wyjście do garażu, gdzie kiedyś bardzo często widywał ojca majsterkującego przy swoim samochodzie. Nigdzie, ani śladu Sakury i Starego. Po przeszukaniu parteru zatrzymał się przed schodami prowadzącymi w górę. Nasłuchiwał. Miał wrażenie, że usłyszał skrzypienie podłogi. Wziął oddech, zrobił pierwszy, ostrożny krok na schodek. Zaskrzypiał, ale cicho. Domyślał się, że schody mogą być uszkodzone, więc trzymał się blisko ściany, kroczył nie spuszczając wzroku z górnego korytarza. Na półpiętrze wyjął broń. Trzymał ją blisko przy klatce piersiowej, tak jak uczył go Kakashi. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że możliwość jej użycia jest mało prawdopodobna, bo niczego nie widział, a strzelenie na ślepo mogło skrzywdzić Sakurę. A na to pozwolić nie mógł.
Zrobił kolejny krok, zabrakło schodka. Prawie się wywrócił, ale w odpowiedniej chwili odzyskał równowagę i się cofnął. Próbował wymacać poręcz, nic z tego. Westchnął zakłopotany, po czym zaryzykował i wspiął się od razu na trzeci schodek, zaskrzypiał. Z tej pozycji Itachi zobaczył światło w szparze u spodu drzwi. Nie podobało mu się to. Na szczęście bez dalszych przeszkód wdrapał się na samą górę.
Stanął przed drzwiami, spod których dochodziło światło. Zawahał się i zrezygnował z wejścia do środka. Dla niego było to zbyt proste. Cofnął się i przeklął pod nosem. Usłyszał klask odblokowywanej broni.
            - Dawaj – ostry głos Mamoru przemknął mu koło ucha. Poczuł zimną stal wwiercającą się w skórę głowy.
Kakashi nauczył go, jak się zachować w takich niekomfortowych sytuacjach, ale nie skorzystał z tego. Nie mógł ryzykować życia Sakury. Oddał posłusznie broń.
            - A teraz ręce do góry i właź do środka.
            - Ciężko mi będzie otworzyć drzwi z rękami do góry.
            - Zamknij się!
Twardy uchwyt broni trafił go w kark, mocno, choć nie na tyle, aby pozbawić go przytomności. Itachi otworzył drzwi.
Sakura siedziała przywiązana do krzesła, zaskomlała na jego widok. Itachi zrobił szybkie rozeznanie pokoju, wyglądał na ostatnio remontowany. Nie przypominał sobie, aby kiedykolwiek rodzice malowali, jakiś pokój na taki dziewczęcy kolor. Przyjrzał się uważniej, odwracając wzrok od koloru ścian. Wszędzie panował bałagan, jakby przeszło przez niego tornado. Zauważył też zaschnięte ślady krwi. Jedynym źródłem światła były świeczki poustawiane w różnych kątach pokoju.
            - Wszystko będzie dobrze – odezwał się, gdy Stary go wyminął. Patrzył na niego groźnie, spod brwi.
            - Czcze gadanie – przybrał triumfujący uśmiech. Stanął za Sakurą, przyłożył lufę do jej czoła. Zaskomlała kolejny raz. Cały czas płakała, łzy z trudem wypływały z opuchniętego oka. – Na regale leży coś dla ciebie. Mam nadzieję, że tym razem nie będziesz stawiał oporu. Zapewniam, na nic się zda.
            - Jeśli ci powiem, że nadal masz czas na poddanie się, nie zadziała?
Itachi, idąc do regału zahaczył nogą o coś metalowego, zabrzęczało. Kopnął w czerwone kanistry z benzyną.
            - Podpisuj – wyszczerzył mocniej krzywe zęby. Itachi nie sądził, że to możliwe, ale Mamoru przybrał uśmiech niemalże od ucha do ucha.
Bez dalszej rozmowy wziął do ręki długopis, podpisał.
            - Miałem nadzieję, że jak oddam ci firmę zostawisz nas w spokoju, ale tak nie będzie, prawda? – pokiwał głową na kanistry. – Masz zamiar spalić wszelkie dowody?
            - Cóż, wmówienie ludziom, że zabiłeś siebie i Sakurę nie będzie trudne. Od dawna wszyscy wiedzą, że nie możecie się dogadać.
Itachi zerknął na Sakurę, coraz trudniej było mu utrzymać nerwy na wodzy. Czuł pot spływający po brodzie. Mamoru wskazał bronią na kanistry.
            - Do roboty, Uchiha. Polewaj.
Odkręcił korek i zaczął oblewać otoczenie w koło siebie, uważając przy tym na świeczki, a później, gdy zbliżył się do Mamoru zadziałał być może głupio, ale nic innego nie przyszło mu do głowy. Oblał Starego benzyną, ten krzyknął, i odskakując w tył na moment stracił Itachiego z zasięgu wzroku.
            - Stój! – zagroził mu naładowanym pistoletem.
Itachi dzierżył w dłoni zapaloną zapalniczkę naftową, a Stary trzymał go na muszce.
            - I co zrobisz? Podpalisz nas?
            - Nie -  pokręcił głową. Sięgnął po podpisany dokument, przysunął go nad ogień.
            - Co robisz, idioto?! – szarpnął Sakurę za włosy, odciągnął głowę w tył, a lufę wbił w jej policzek.
            - Strzel, a stracisz kartę przetargową i spłoniesz. – Dokument zajął się ogniem. – Strzel do mnie, a opuszczę zapalniczkę i też spłoniesz. Nic cię nie uratuje.
            - Ty skurwielu!
            - To by było na tyle – ugasił płomień na papierze, kawałki popiołu zamoczyły się w benzynie. – Co teraz? – wzruszył ramionami.
Stary nie wiedział. Zaciskał zęby, próbując wymyśleć plan awaryjny.

###

            Kakashi, dzięki systemowi namierzania znalazł Itachiego. Nie wchodził jednak do starego domu Uchihy. Wziął ze sobą karabinek snajperski, przerzucił go przez ramię, latarkę i lornetkę z funkcją noktowizora. Ucieszyło go, że ta dzielnica była zamieszkiwana w większości przez emerytów. Nieopodal jedynego okna, w którym paliło się światło, znalazł stare drzewo z wysoko rozpościerającymi się gałęziami. Wspięcie na górę zajęło mu kilka sekund, usadowił się na najlepszym miejscu. Na szczęście nie potrzebował noktowizora. Złapał do ręki snajperkę i zaczął ich obserwować przez celownik snajperski. Nie interweniował, spokojnie czekał. Oddanie teraz strzału byłoby zbyt ryzykowne, gdyż mógłby niechcący trafić Sakurę, albo Itachiego.
Poczuł w kieszeni wibrację telefonu. Zignorował to.

###

            - I co teraz zamierzasz? – powtórzył pytanie Itachi.
Sakura przestała płakać, smród benzyny drażnił ją w nozdrza. Coraz ciężej łapała oddech. Jęknęła, zwróciła na siebie uwagę Itachiego. Zamrugała kilkakrotnie, ale nie miała pojęcia, w jaki sposób mu przekazać, że zaczyna się powoli dusić. Ten smród był nie do wytrzymania.
Uchiha dostrzegł zza oknem błyśnięcie światła. Zaczął się cofać w kierunku wyjścia.
            - Nie ruszaj się!
            - Bo co? Strzelisz? – zaśmiał się.
            - Nie ciebie, a ją!
Sakurę rozbolała głowa. Zaczynała powoli tracić przytomność. Ostatnimi czasy zbyt dobrze znała to uczucie.
            - Powodzenia.
Itachi opuścił zapalniczkę, w tym samym czasie Stary krzyknął i w niego wycelował. Zapalniczka odbiła się od podłogi, zainfekowała benzynę, płomienie ruszyły pędem po wyznaczonej ścieżce. Mamoru znowu odskoczył. Z nienawiścią zacisnął palec mocniej na spuście. Padł strzał. Stary poczuł przeszywający ból w klatce piersiowej, szybko padł na kolana. Uchiha podbiegł do Sakury, jak najszybciej odsunął ją od gorącego zagrożenia. Wyjął z zegarka ostrze i przeciął węzły.
            - Już dobrze – zdjął jej knebel z ust, Sakura wzięła większy wdech ustami, ale niewiele to pomogło. – Dasz radę iść? – kątem oka obserwował płomienie. Zdołały już dopaść martwe ciało starca.

###

            - Cholerny głupek – syknął Kakashi, odwieszając broń na plecy.
Zaczął schodzić z drzewa. W międzyczasie wydawało mu się, że ciemna postać mignęła mu przed oczami i wbiegła do domu. Zmarszczył czoło. Krocząc w kierunku domu, znowu poczuł wibrację, tym razem odebrał.
            - Uciekła! – Krzyk Troja tłumaczył wszystko.
Pobiegł pędem do domu.

###

Złapała Itachiego za rękę i pokuśtykała za nim. Przeszli przez próg i wtedy Itachi nieoczekiwanie się zatrzymał. Puścił jej dłoń, a następnie bardzo powoli opadł na kolana. Ujrzała postać czającą się w ciemnościach. Celowała w Sakurę srebrnym ostrzem, które jeszcze nie dawno przedarło się przez wnętrzności Uchihy. Kapała z niego krew. Konan zrobiła krok. Sakura nie mogła się cofnąć, gdyż płomienie i tak były już zbyt blisko niej. Niebieskowłosa przygotowała się do pchnięcia.
            - Żegnaj księżniczko.
Kakashi wbiegł po schodach, w ostatnim momencie rzucił się na uciekinierkę.
            - Zabierz go stąd!
Sakura posłuchała, przykucnęła przy Itachim. Krwawił, ale był jeszcze przytomny. Pomogła mu się podnieść, czując jak wszystko w jej wnętrzu się kurczy z bólu. Zacisnęła mocno zęby i oparła jego ramię o swoje. Ogień wydostał się na korytarz, buchnął rozwścieczony i zajął się pochłanianiem starego dywanu. Odciął drogę ucieczki Kakashiemu.
Konan mimo drobnej i niepozornej postury była zwinna i silna. Szybko uwolniła się spod silnego uścisku Kakashiego, rozcinając ostrzem skórę na nadgarstkach, wbiła się głęboko w żyły. Od razu próbowała uciec, lecz powstrzymał ją szarpnięciem za włosy. Plecami uderzyła o ścianę i błyskawicznie, jakby był to odruch bezwarunkowy, pchnęła kilka razy nożem przed siebie. Końcówka ostrza nie weszła głęboko, ale zdołała zranić siwowłosego.
            - Przestań, Konan – zacisnął dłoń na ranie, krew wyciekała pomiędzy palcami. – To koniec, nie musisz tego robić. Opanuj się. Mamoru nie żyje, a Hidan trafił do więzienia. Odpuść.
Kakashi nie spodziewał się, że tak szybko poczuje się ospały. Tracił zbyt dużo krwi. Płomienie zaatakowały drugie pomieszczenie, również schody.
            - Właśnie o to chodzi, Kakashi – powiedziała ze stoickim spokojem. Była wyluzowana i nadzwyczaj opanowana. – Ja już nie mam nic do stracenia.
Wpadła na Kakashiego, zdołał zablokować rękę władającą ostrzem, ale nie pokonał ciężaru ciała Konan. Oboje wlecieli w płomienie.

###

DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ

            - Jesteś pewny, że tego chcesz? – Sakura przystanęła przy Itachim, przytuliła się do niego. Objął ją swoim ramieniem.
            - Tak – pocałował ją w czoło, odchyliła głowę do tyłu, ponowił pocałunek, lecz tym razem w usta.
Obok nich z piskiem przebiegła rozbawiona Kaori, niemal przewróciła się o własne nogi, ale cudem utrzymała pion. Za nią truchtał Sasuke, wzruszył do nich ramionami i pobiegł dalej. Kaori znowu poplątały się nogi, tym razem nie udało jej się odzyskać równowagi, leciała na ziemię. Tuż przed samym upadkiem Sasuke złapał ją, opatulając rękoma za brzuch i podrzucił w górę. W locie odwróciła się do niego twarzą. Śmiała się.
Itachi zerknął na zegarek. Za chwilę powinna pojawić się ekipa z meblami. Zwrócił uwagę na dom ze swojego dzieciństwa. Z zewnątrz wyglądał tak samo, tylko w środku odświeżył go remont. Poczuł, że musi tutaj wrócić i będzie to najodpowiedniejsze miejsce na nowy start. Nawet, jeśli w tym domu zginęli ludzie.
Usłyszeli trąbienie, ze strony pasażera wybiegł Troj, obszedł samochód i kucnął przy kole. Palcem przejechał po jasnej rysie na czarnym lakierze.
            - Zarysowałeś go, idioto! – krzyknął wściekły. – Mówiłem ci, że nie masz się pchać, ale ty musiałeś!
Siwa czupryna wychyliła się ze środka. Kakashi oparł rękę na drzwiach, które chroniły go przed Trojem.
            - Nie panikuj. To tylko małe zadrapanie – machnął do Itachiego i Sakury. – Ahoj, żeglarze.
            - Urwę ci jaja! – Troj zrobił krok w jego stronę.
            - Poczekaj, poczekaj. – Kakashi szedł tyłem w kierunku furtki, przeszedł przez nią i zamknął za sobą. – Nie przejdziesz – uniósł do góry ręce, przybierając szelmowski uśmiech.
            - Zapomniałeś, że brama jest otwarta? – Troj się nie spieszył, idąc w kierunku bramy nie odrywał wzroku od Kakashiego.
            - Nie zachowujmy się, jak dzieci, dobra? – podrapał się po głowie. – Jesteś głupi, jeśli myślisz, że będę przed tobą uciekać.
            - Uciekaj – zatrzymał się kilka metrów od siwowłosego.
            - Jesteś… - Troj tupnął, Kakashi podskoczył gotowy do ucieczki.  – To tylko samochód.
            - Uciekaj – powtórzył donośniej.
            - To… Kurde!
Kakashi zerwał się sprintem do ucieczki. Sakura i Itachi zaśmiali się wesoło, po czym Sakura wtuliła się mocniej w ukochanego. Itachi, widząc radość na twarzach bliskich odczuł niesamowicie wielki przypływ pozytywnych emocji.
            - Sakura wiem, że to może nie najlepszy moment…
            - Hm? – odsunęła od niego głowę, pocałowała go, a potem wlepiła w niego swoje zielone oczy. Bez siniaków i opuchlizny znowu wyglądała przepięknie.
            - Może powinienem rozegrać to inaczej, ale… - zawahał się, czuł, jak trema gniecie go od środka. – Wyjdziesz za mnie? – powiedział niepewnie, ale Sakura zdawała się tego nie zauważyć.
            - Za ciebie? – wydymała usta i zmrużyła oczy. – A co jeśli uciekniesz mi sprzed ołtarza?
Itachi otworzył usta, chciał już się wybronić, gdy ona przyłożyła mu palec do warg.
            - Jasne, że za ciebie wyjdę głuptasie – poczęstowała go najnamiętniejszym pocałunkiem, jaki kiedykolwiek od niej otrzymał.
Ciężarówka podjechała pod bramę. Czas rozpakować wspólne meble.

_______

Zamierzałam zrobić z tego dramat, ale ostatnio spotyka mnie zbyt wiele dobrego, więc się nie dało ;p. I’m really sorry :D.

1 komentarz:

  1. To jedno z najlepszych opowiadań jakie czytałam ,naprawdę masz talent :) Wszystko w nim było idealne :3 Czekam z niecierpliwością już na następne :*

    OdpowiedzUsuń