- Tato! Tato!
Kaori
przebierała nóżkami, przed ojcem podskoczyła do góry. Itachi złapał ją w
ostatniej chwili, syknął z bólu, ale nie puścił córeczki. Uśmiechnął się
szeroko i pocałował ją w czoło. Mała przyssała się do jego szyi, jak pijawka.
- Wyglądasz, jak gówno. – Sasuke
oparł się o ścianę i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Nie miał zadowolonej
miny.
- Dzięki. Ciebie również miło
widzieć.
- Następnym razem, jak zdecydujecie
mnie uśmiercić moglibyście zadbać o lepsze towarzystwo! – Mama Sakury krzyknęła
obrażona.
Sasuke
westchnął i przekręcił oczami. Itachi się zaśmiał. Zrozumiał skąd jego posępny
humor, przebywanie z Panią Haruno nie należało do najłatwiejszych zadań.
- Czyżby Kaori ci nie odpowiadała? –
wtrącił Kakashi, przytykając palec do nosa dziecka. Po chwili zrobił zeza, mała
się zaśmiała.
- Oj, jak najbardziej. Moja wnuczka
jest mile widziana, czego nie mogę powiedzieć, o tym czarnym gnojku.
- Na imię mam Sasuke! – wrzasnął
poirytowany, doprowadzała go do szału.
- Sasuke, sruke – pokręciła głową. –
Wiem, jak masz na imię, ale to nie znaczy, że muszę go używać.
- I ona tak cały czas! – wskazał na
nią palcem. – Jeszcze chwila, a ją uduszę, a później zakopie w ogródku. Nikt
jej nie znajdzie.
- Uważaj, bo… - prychnęła.
- Zabiję ją… Po prostu uduszę.
- Chodź. – Itachi puścił mu oczko,
złapał za bark i wprowadził do pokoju. Gdy usiadł na kanapie odczuł ulgę. W tym
stanie noszenie Kaori zadawało mu sporo bólu, chociaż i tak dziękował
farmaceutą za leki przeciwbólowe i mocną morfinę.
- Proszę. – Troj podał Itachiemu
komórkę. – Kilka razy dzwonili z firmy i chyba ze szpitala, ale nie odbierałem,
tak jak prosiłeś.
- Dzięki stary…
- Ze szpitala? – zapytał Kakashi.
Olśniło go, zrozumiał, o czym zapomniał.
- Sakura! – krzyknęli jednocześnie.
- Czy chcecie powiedzieć, że
zapomnieliście o mojej córce?!
- Jasny gwint! – Itachi pocałował
Kaori w czoło i posadził obok siebie na kanapie. – Zadzwonię do doktora, powiem,
żeby podał jej telefon. Dzisiaj już za późno na odwiedziny, więc pojedziemy
rano.
Pokuśtykał
do drugiego pokoju. Przed wyjściem zerknął na Konan, uśmiechnęła się szeroko,
gdy Kaori do niej podbiegła z lalką. Mała ją szczerze polubiła.
- Doktorze, czy Sakura śpi? –
Cieszył się, że znajomości miał wszędzie. Pieniądz otwiera nowe możliwości.
- Sakura? – Itachi wyobraził sobie
jego zdziwioną twarz. – Przecież została dzisiaj wypisana ze szpitala.
- Co? – obejrzał się za siebie,
zobaczył, że nikt nie zwraca na niego uwagi. Dla pewności wyszedł na zewnątrz,
zamknął drzwi i kontynuował. – Jak to wypisana ze szpitala?
- Przeprowadzałem operację,
ordynator zatwierdził wypis. Myślałem, że ty za tym stoisz. Dzwoniłem, ale nie
odbierałeś, więc postanowiłem poczekać. Nie chciałem niczego zepsuć. Nie
odebrałeś jej? Poczekaj.
Itachi
słyszał wyraźne kroki, później stłumioną rozmowę z pielęgniarką. Dopiero po
bardzo długich trzydziestu sekundach odzyskał kontakt z rozmówcą.
- Itachi… - przełknął ciężko ślinę.
– Mamy problem.
- Jaki? – Przeciwbólowe w jednej
chwili przestały działać. Przeszył go impuls rozrywającego bólu, nie tylko
fizycznego. Od razu zrobiło mu się gorąco i szybko się spocił.
- Pielęgniarka mówi, że starszy
Yugakure ją odebrał…
Świat
Itachiego się zawalił, słyszał w uszach swój nierówny oddech i walące serce.
Przez żołądek przeleciało tornado.
- Itachi?
Przestał
słuchać. Rozłączył się i usiadł na schodach przed domem. Opuścił telefon. Nie
dawno odzyskany spokój spłonął. Przestał się cieszyć z aresztowania i
przechytrzenia Hidana i Peina. Serce zakuło go mocniej. Wstrzymał oddech.
Musiał się uspokoić, pomyśleć, zrobić tak jak uczył go Kakashi – nie dać się
skontrolować emocjom, za wszelką cenę utrzymać trzeźwość umysłu.
Kakashi
zaczął się niepokoić. Itachi miał zadzwonić i zaraz wrócić, a minęło już
dziesięć minut. Siedząc pomiędzy matką Sakury, a Sasuke czuł się, jak cofnięty
do czasów przedszkola, gdzie dzieci kłócą się o najmniejszy szczegół,
najważniejsze, aby na siebie wrzeszczeć. Rozbolała go głowa. Musiał przyznać,
że Hidan mocno go pokiereszował. Pomyślał, że się starzeje i czas przejść na
emeryturę. Postanowił znaleźć Itachiego. Przed opuszczeniem pokoju pochwycił
spojrzenie Konan, było w nim coś dziwnego, jakaś ukryta iskierka. Zmarszczył
czoło. Zignorował ten fakt.
- Co jest? – Zastygł, widząc zmartwionego
Itachiego na schodach. – Młody?
- Taaaaa – przeciągnął odpowiedź,
był bliski płaczu. – Przechwycił Sakurę ze szpitala. Tego nie przewidzieliśmy –
złapał do rąk telefon. – Do kurwy nędzy! – zerwał się ze schodów i cisnął
komórką w beton. Rozleciała się na kawałki. Zrozumiał, że właśnie tego
potrzebował. Podniósł telefon, aby nim rzucić. Musiał coś rozwalić. To
pozwoliło mu na moment uwolnić z siebie negatywną energię. Dopiero teraz odczuł
skutki szybkiego wstania, pochylił się, świat wirował.
- To nie było mądre. – Kakashi
przełknął ciężko ślinę, nagle ogarnął go chłód. – Stary chce twojej firmy,
pewnie będzie chciał się wymienić, a do tego mogłeś potrzebować telefonu.
- Ja pierdole! – wycedził
rozwścieczony. – Mam już dość Kakashi. Niech biorą tę zakichaną firmę, to nie
jest tego warte. Chcę Sakurę w domu. Chcę, aby do mnie wróciła, rozumiesz? Mogę
przegrać.
- Liczyłam, że to powiesz. – Konan
zeskoczyła po schodach i podała Itachiemu białą karteczkę złożoną na pół.
Zaskoczony
odebrał ją i zerknął na Kakashiego.
„Dom jest tam, gdzie serce twoje.”
Niczego
nie rozumiał. Potrząsnął głową.
- Konan, co to ma znaczyć? – wolał
zapytać wprost. – Skąd to masz?
- Ja pierdole! – Tym razem Kakashi
wybuchł. – Wiedziałem, że coś mi nie gra, że o czymś zapomniałem i to wcale nie
o Sakurze. To ty… - potargał siwe włosy. – Dlatego nie przeszkadzało ci, że
Hidan spotyka się z Sakurą. Ale ze mnie idiota!
Konan
przytaknęła głową.
- Ja chyba nie nadążam… - zdumiony
popatrzył jeszcze raz na kartkę i na Konan. – Czy mnie coś ominęło?
- Nadal nie łapiesz? – Kakashi był
wściekły na siebie. – Podpowiadałaś mi, wtedy w garażu. Może zrobiłaś to nieświadomie,
ale podpowiedziałaś mi! Czemu tego nie załapałem. Kurde! – Klepnął się w czoło,
zabolało go wszystko.
- Czy ktoś mi powie, co tu się
dzieje i o co chodzi z tą kartką?
- Powiedział, że będziesz wiedział,
o co w niej chodzi – wzruszyła ramionami. – Powinieneś to łatwo rozgryźć.
- Cały czas mi coś w tobie nie
pasowało. Zignorowałem to, bo myślałem, że musisz być jakaś nienormalna ze
względu na chore małżeństwo z Hidanem, ale ty… - zaśmiał się nerwowo. –
Załatwiłaś nas wszystkich. Oboje to zrobiliście.
- Kakashi powiedz, o co chodzi!
- Przechytrzyli nas. To było
zaplanowane. Daliśmy się ograć.
- Przecież wygraliśmy…
- Naprawdę? – zapytał Kakashi, ukazując
swoje zdziwienie na bladej twarzy. Miał nadzieję, że to zmęczenie i morfina tak
otępiają umysł Itachiego.
- O cholera! – zajarzył, jak długo
rozgrzewająca się żarówka. – Ty i… - skrzywił się obrzydzony. – I… - złapał się
za włosy, miał ochotę sobie je wyrwać z głowy. – Ja pierdolę.
- Musieliście zlikwidować Hidana z
drogi. Właśnie, dlatego go oddaliście, prawda? Od początku Sakura była waszym
celem?
- Owszem – przytaknęła. – Hidan
zaczął sprawiać problemy, w pewnej chwili straciliśmy nad nim kontrolę i wtedy
właśnie skrzywdził Sakurę. Nie powinien jej dotknąć, nie taki był plan.
- Ale skoro skrzywdził, ty i Minoru
postanowiliście go ukarać?
- Nienawidzę przemocy – pokiwała
dumnie głową. – Musiał zapłacić za to, co zrobił. Szczerze miałam nadzieję, że
go jednak zabijesz – skierowała wypowiedź do Kakashiego. – Rozumiesz, twoja
przeszłość…
- Dlatego zależało wam, abym
przyjechał. Wiedzieliście, że przyjadę, gdy Kaori zniknie, dlatego też
zaatakowaliście Sasuke.
- Owszem. Pokierowaliśmy Hidanem,
jak kapucynką – zachichotała. – Ależ był pocieszny, gdy sądził, że jest taki
genialny.
- Telefon do ciebie też nie był
przypadkiem?
- Oczywiście, że nie. Mamoru mu to
podsunął. Przecież synek musi słuchać ojca, prawda?
- Jesteś… - Uchiha się wzdrygnął. –
Obrzydliwa. Sypiałaś z ojcem i synem?
- Przez pewien czas owszem, ale
później już tylko z Mamoru – wypowiadała każde słowo z wielką dumą. Szczyciła
się tym.
- Dlatego popchnęliście go do
Sakury. Ona była celem i kołem ratunkowym jednocześnie.
- Gdy się dowiedzieliśmy o twoich
sukcesach, nie mogliśmy tego zignorować.
- Toniecie w długach? – Kakashi zmrużył
oczy. Przytaknęła. – Ale dlaczego ten ślub? Po co? Czemu nie uciekłaś ze Starym?
- Mamoru – poprawiła go uprzejmie. –
To zawiła historia. Powiedźmy, że nic nie zostawiamy przypadkowi.
- Znowu, jakieś grypsy. Nie da się
bezpośrednio?
- Zabili matkę Hidana – uświadomił
go Kakashi. Przez całą swoją karierę wielokrotnie słyszał takie wymijające
wypowiedzi.
- Nie my – zachichotała. – Hidan,
chociaż jeszcze o tym nie wie – zaśmiała się złowieszczo.
Kartka
zaszeleściła w zaciśniętej dłoni Itachiego.
- Gówno mnie obchodzi wasza
popierdolona historia – oprzytomniał. – Gdzie jest Sakura?
- Powiedział, że zrozumiesz.
- Jak mi nie powiesz, to zaraz to
wyciągnę z ciebie siłą.
Kakashi
stanął przed nim, przez moment się z nim szarpał, ale w końcu go odepchnął.
- Aaa, aa, a – zagroziła mu palcem.
– Jeśli mnie tkniesz, twoja paniusia zginie. Rozgryź to – wzruszyła ramionami,
wracała do środka. – Dasz radę. W końcu nie jesteś takim słabym zawodnikiem,
prawda? – zachichotała. – Och, jak ja kocham to życie.
„Dom jest tam, gdzie serce twoje.”
Tracił
głowę, wszystko go przerastało. Wziął kilka uspakajających oddechów, ciągle nie
zapanował nad emocjami.
- Czy możesz? – wskazał na drzwi.
- Nie rób nic głupiego.
Kakashi
pobiegł za Konan. Musiał w jakiś sposób zapanować nad atmosferą w środku i
ochronić resztę. Nie mogli sobie pozwolić na kolejny błąd.
Itachi
zmiętolił kartkę i rzucił ją na trawnik. Cieszył się, że Kakashi wcześniej dał
mu kilka dobrych porad. Dzięki niemu nauczył się nie tylko bronić, ale między
innymi włamywać się i kraść. Przebiegł przez furtkę i wsiadł do zaparkowanego
Audi. Wyciągnął z kieszeni kluczyki. Ruszył. Specjalnie naskoczył na Konan,
przewidział reakcję przyjaciela. W trakcie chwilowej przepychanki wyjął mu z
kieszeni kluczyki. Proste, jak drut i przy okazji skuteczne.
Teraz
został tylko on i Stary.
###
Zatrzymał samochód na skrzyżowaniu.
Sygnalizacja świetlna mrugała na pomarańczowo. Ulica była pusta, wszędzie
panowała głucha ciemność, zgasił reflektory w aucie. Wolał, aby Mamoru nie
dojrzał go z daleka. Wziął duży wdech. Przypomniał sobie dzień, w którym
stracił swoich rodziców. Od tamtej pory nigdy tutaj nie był, nie wracał w te
rejony, a dom rodziców stał pusty. Nie miał odwagi wrócić, dzisiaj nie miał
wyboru. Rozejrzał się i wysiadł z samochodu. Przykucnął na środku skrzyżowania.
Na jezdni nie znalazł, ani jednego śladu z przeszłości, nie dziwił się, w końcu
minęło sporo lat. Już nie była zabrudzona od hamowania, została wyczyszczona z
resztek popękanego szkła i kawałków wygniecionego metalu. Poczuł zapach palonej
gumy. Wzdrygnął się. W swojej głowie usłyszał dźwięk trąbienia kierowcy
ciężarówki, później przerażający pisk hamowania i trzask. To było tak dawno, a
on nadal miał wrażenie, że wydarzyło się to dopiero wczoraj. Cierpiał. Bardzo
za nimi tęsknił. Żałował, że nie zdążyli poznać Kaori. Pewnie pokochaliby ją
równie mocno, jak on. Chłodniejszy powiew wiatru przywrócił go do
rzeczywistości. Pobiegł do samochodu. Skończył marnować czas na przeszłość.
Zaparkował
nieopodal domu za wielkim drzewem, które go zasłaniało. Przeszukał schowek w
samochodzie, Kakashi nigdy nie ruszał się bez broni. Miał rację, znalazł Berettę
zakopaną pod stertą papierów, skrytą w skórzanej kaburze. Dla pewności
sprawdził jeszcze podręczny schowek pomiędzy siedzeniami, znalazł garotę i
zapalniczkę. Ucieszyła go przezorność Kakashiego, dzięki temu nie wejdzie do
środka całkowicie bezbronny. Wysiadając z auta zdjął jasną bluzę, został na
samym czarnym T-shircie i ciemnych spodniach dżinsowych. Z każdym ruchem ciała
czuł skutki niedawnej walki z Peinem. Wiedział, że nie łatwo będzie stawić
czoła Staremu, w szczególności w tym stanie. Mimo tego pobiegł. Wolał zginąć,
próbując ratować Sakurę, niż siedzieć z założonymi rękami, czekając na jej
śmierć.
Poruszał
się powoli. O dziwo jego umysł bardzo dobrze pamiętał to miejsce. Tak, jak
zakradał się w młodości do domu, gdy był pijany i próbował ukryć się przed
rodzicami, tak samo dzisiaj przemknął do środka niezauważony.
###
Kakashi nie ukrywał gniewu, gdy
przechodząc przez próg zdołał zauważyć brak kluczyków w kieszeni. W takich
chwilach żałował, że nauczył młodego wszystkich swoich sztuczek. Jednak wtedy wydawało
się to niezbędne. W świecie pełnym kasy trzeba na siebie uważać i za każdym
razem zerkać sobie przez ramię. Nigdy nie wiadomo, z której strony nadejdzie
pocisk.
- Pilnuj jej – wziął Troja na bok,
udawał, że parzą kawę. – Musisz za wszelką cenę mieć ją na oku. Rozumiesz?
- Jaaasne – uśmiech miał niepewny,
przyglądał się Konan.
- Pojadę za Itachim, zwinął mi mój
samochód.
Troj
się zaśmiał, oberwał za to z pięści w bark. Rozmasowywał bolące miejsce, ale
nadal głupkowato się uśmiechał.
- Całe szczęście, że zaproponowałeś
mi założenie GPS.
- GPS w tych czasach to podstawa.
Kradną samochody lepiej, niż portfele z kieszeni.
- Na szczęście nie zabrał mi
telefonu – wyjął z kieszeni komórkę, uruchomił śledzenie GPS, a następnie
wysunął do przodu otwartą dłoń.
- Chyba żartujesz? – zmrużył oczy. –
Nie ma mowy.
- Dawaj.
- Nie – pokręcił stanowczo głową,
ale i tak sięgnął do kieszeni po kluczyki. Z żalem wręczył je Kakashiemu. – Jak
porysujesz urwę ci jaja.
- Nie pyskuj szczeniaku. Nic mu nie
będzie.
Troj
nie był tego taki pewny. Znał Kakashiego od czasów dzieciństwa, był mu
wdzięczny, że załatwił mu tak dobrze płatną pracę, ale nienawidził, gdy
ktokolwiek ruszał jego samochód. Nawet on.
###
Itachi zakradł się do domu od tyłu.
Po tylu latach okno w kuchni wciąż było obluzowane. Skorzystał z tego i
wślizgnął się do środka. Przykucnął przy ziemi, schował się za stołem. Zamknął
oczy. Powinien wziąć ze sobą latarkę, ale odrzucił ten pomysł. Światło od razu
zdradziłoby jego pozycję. Właśnie dlatego zamknął oczy, aby zasięgnąć do tych
szczelin w pamięci, jakie wcześniej próbował załatać. Spędził w tym domu prawie
dwadzieścia lat. Mama, co prawda często robiła przemeblowania, ale ostatnie było
długo przed wypadkiem. Szukał w głowie
rozstawienia przedmiotów, przy okazji odczuwając miotający nim silny ból
napinanych mięśni. Zobaczył uśmiech matki, ten, który usilnie próbowała skryć,
gdy na nich krzyczała. Kiedyś obiecał sobie, że nigdy jej nie zapomni, teraz
jedynie jej olśniewający uśmiech skrywał w swoim sercu.
Przestał
się użalać. Ruszył na poszukiwania. Obszedł kuchnie, sprawdził salon i wyjście
do garażu, gdzie kiedyś bardzo często widywał ojca majsterkującego przy swoim
samochodzie. Nigdzie, ani śladu Sakury i Starego. Po przeszukaniu parteru
zatrzymał się przed schodami prowadzącymi w górę. Nasłuchiwał. Miał wrażenie,
że usłyszał skrzypienie podłogi. Wziął oddech, zrobił pierwszy, ostrożny krok
na schodek. Zaskrzypiał, ale cicho. Domyślał się, że schody mogą być
uszkodzone, więc trzymał się blisko ściany, kroczył nie spuszczając wzroku z
górnego korytarza. Na półpiętrze wyjął broń. Trzymał ją blisko przy klatce piersiowej,
tak jak uczył go Kakashi. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że możliwość jej
użycia jest mało prawdopodobna, bo niczego nie widział, a strzelenie na ślepo
mogło skrzywdzić Sakurę. A na to pozwolić nie mógł.
Zrobił
kolejny krok, zabrakło schodka. Prawie się wywrócił, ale w odpowiedniej chwili
odzyskał równowagę i się cofnął. Próbował wymacać poręcz, nic z tego. Westchnął
zakłopotany, po czym zaryzykował i wspiął się od razu na trzeci schodek,
zaskrzypiał. Z tej pozycji Itachi zobaczył światło w szparze u spodu drzwi. Nie
podobało mu się to. Na szczęście bez dalszych przeszkód wdrapał się na samą
górę.
Stanął
przed drzwiami, spod których dochodziło światło. Zawahał się i zrezygnował z
wejścia do środka. Dla niego było to zbyt proste. Cofnął się i przeklął pod
nosem. Usłyszał klask odblokowywanej broni.
- Dawaj – ostry głos Mamoru
przemknął mu koło ucha. Poczuł zimną stal wwiercającą się w skórę głowy.
Kakashi
nauczył go, jak się zachować w takich niekomfortowych sytuacjach, ale nie
skorzystał z tego. Nie mógł ryzykować życia Sakury. Oddał posłusznie broń.
- A teraz ręce do góry i właź do
środka.
- Ciężko mi będzie otworzyć drzwi z
rękami do góry.
- Zamknij się!
Twardy
uchwyt broni trafił go w kark, mocno, choć nie na tyle, aby pozbawić go przytomności.
Itachi otworzył drzwi.
Sakura
siedziała przywiązana do krzesła, zaskomlała na jego widok. Itachi zrobił
szybkie rozeznanie pokoju, wyglądał na ostatnio remontowany. Nie przypominał
sobie, aby kiedykolwiek rodzice malowali, jakiś pokój na taki dziewczęcy kolor.
Przyjrzał się uważniej, odwracając wzrok od koloru ścian. Wszędzie panował
bałagan, jakby przeszło przez niego tornado. Zauważył też zaschnięte ślady
krwi. Jedynym źródłem światła były świeczki poustawiane w różnych kątach
pokoju.
- Wszystko będzie dobrze – odezwał
się, gdy Stary go wyminął. Patrzył na niego groźnie, spod brwi.
- Czcze gadanie – przybrał
triumfujący uśmiech. Stanął za Sakurą, przyłożył lufę do jej czoła. Zaskomlała
kolejny raz. Cały czas płakała, łzy z trudem wypływały z opuchniętego oka. – Na
regale leży coś dla ciebie. Mam nadzieję, że tym razem nie będziesz stawiał
oporu. Zapewniam, na nic się zda.
- Jeśli ci powiem, że nadal masz
czas na poddanie się, nie zadziała?
Itachi,
idąc do regału zahaczył nogą o coś metalowego, zabrzęczało. Kopnął w czerwone
kanistry z benzyną.
- Podpisuj – wyszczerzył mocniej krzywe
zęby. Itachi nie sądził, że to możliwe, ale Mamoru przybrał uśmiech niemalże od
ucha do ucha.
Bez
dalszej rozmowy wziął do ręki długopis, podpisał.
- Miałem nadzieję, że jak oddam ci
firmę zostawisz nas w spokoju, ale tak nie będzie, prawda? – pokiwał głową na
kanistry. – Masz zamiar spalić wszelkie dowody?
- Cóż, wmówienie ludziom, że zabiłeś
siebie i Sakurę nie będzie trudne. Od dawna wszyscy wiedzą, że nie możecie się
dogadać.
Itachi
zerknął na Sakurę, coraz trudniej było mu utrzymać nerwy na wodzy. Czuł pot
spływający po brodzie. Mamoru wskazał bronią na kanistry.
- Do roboty, Uchiha. Polewaj.
Odkręcił
korek i zaczął oblewać otoczenie w koło siebie, uważając przy tym na świeczki,
a później, gdy zbliżył się do Mamoru zadziałał być może głupio, ale nic innego
nie przyszło mu do głowy. Oblał Starego benzyną, ten krzyknął, i odskakując w
tył na moment stracił Itachiego z zasięgu wzroku.
- Stój! – zagroził mu naładowanym
pistoletem.
Itachi
dzierżył w dłoni zapaloną zapalniczkę naftową, a Stary trzymał go na muszce.
- I co zrobisz? Podpalisz nas?
- Nie - pokręcił głową. Sięgnął po podpisany
dokument, przysunął go nad ogień.
- Co robisz, idioto?! – szarpnął
Sakurę za włosy, odciągnął głowę w tył, a lufę wbił w jej policzek.
- Strzel, a stracisz kartę
przetargową i spłoniesz. – Dokument zajął się ogniem. – Strzel do mnie, a
opuszczę zapalniczkę i też spłoniesz. Nic cię nie uratuje.
- Ty skurwielu!
- To by było na tyle – ugasił
płomień na papierze, kawałki popiołu zamoczyły się w benzynie. – Co teraz? –
wzruszył ramionami.
Stary
nie wiedział. Zaciskał zęby, próbując wymyśleć plan awaryjny.
###
Kakashi, dzięki systemowi
namierzania znalazł Itachiego. Nie wchodził jednak do starego domu Uchihy.
Wziął ze sobą karabinek snajperski, przerzucił go przez ramię, latarkę i
lornetkę z funkcją noktowizora. Ucieszyło go, że ta dzielnica była
zamieszkiwana w większości przez emerytów. Nieopodal jedynego okna, w którym
paliło się światło, znalazł stare drzewo z wysoko rozpościerającymi się
gałęziami. Wspięcie na górę zajęło mu kilka sekund, usadowił się na najlepszym
miejscu. Na szczęście nie potrzebował noktowizora. Złapał do ręki snajperkę i
zaczął ich obserwować przez celownik snajperski. Nie interweniował, spokojnie
czekał. Oddanie teraz strzału byłoby zbyt ryzykowne, gdyż mógłby niechcący
trafić Sakurę, albo Itachiego.
Poczuł
w kieszeni wibrację telefonu. Zignorował to.
###
- I co teraz zamierzasz? – powtórzył
pytanie Itachi.
Sakura
przestała płakać, smród benzyny drażnił ją w nozdrza. Coraz ciężej łapała oddech.
Jęknęła, zwróciła na siebie uwagę Itachiego. Zamrugała kilkakrotnie, ale nie
miała pojęcia, w jaki sposób mu przekazać, że zaczyna się powoli dusić. Ten
smród był nie do wytrzymania.
Uchiha
dostrzegł zza oknem błyśnięcie światła. Zaczął się cofać w kierunku wyjścia.
- Nie ruszaj się!
- Bo co? Strzelisz? – zaśmiał się.
- Nie ciebie, a ją!
Sakurę
rozbolała głowa. Zaczynała powoli tracić przytomność. Ostatnimi czasy zbyt
dobrze znała to uczucie.
- Powodzenia.
Itachi
opuścił zapalniczkę, w tym samym czasie Stary krzyknął i w niego wycelował.
Zapalniczka odbiła się od podłogi, zainfekowała benzynę, płomienie ruszyły
pędem po wyznaczonej ścieżce. Mamoru znowu odskoczył. Z nienawiścią zacisnął
palec mocniej na spuście. Padł strzał. Stary poczuł przeszywający ból w klatce
piersiowej, szybko padł na kolana. Uchiha podbiegł do Sakury, jak najszybciej
odsunął ją od gorącego zagrożenia. Wyjął z zegarka ostrze i przeciął węzły.
- Już dobrze – zdjął jej knebel z
ust, Sakura wzięła większy wdech ustami, ale niewiele to pomogło. – Dasz radę
iść? – kątem oka obserwował płomienie. Zdołały już dopaść martwe ciało starca.
###
- Cholerny głupek – syknął Kakashi,
odwieszając broń na plecy.
Zaczął
schodzić z drzewa. W międzyczasie wydawało mu się, że ciemna postać mignęła mu
przed oczami i wbiegła do domu. Zmarszczył czoło. Krocząc w kierunku domu,
znowu poczuł wibrację, tym razem odebrał.
- Uciekła! – Krzyk Troja tłumaczył
wszystko.
Pobiegł
pędem do domu.
###
Złapała Itachiego za rękę i pokuśtykała
za nim. Przeszli przez próg i wtedy Itachi nieoczekiwanie się zatrzymał. Puścił
jej dłoń, a następnie bardzo powoli opadł na kolana. Ujrzała postać czającą się
w ciemnościach. Celowała w Sakurę srebrnym ostrzem, które jeszcze nie dawno
przedarło się przez wnętrzności Uchihy. Kapała z niego krew. Konan zrobiła
krok. Sakura nie mogła się cofnąć, gdyż płomienie i tak były już zbyt blisko
niej. Niebieskowłosa przygotowała się do pchnięcia.
- Żegnaj księżniczko.
Kakashi
wbiegł po schodach, w ostatnim momencie rzucił się na uciekinierkę.
- Zabierz go stąd!
Sakura
posłuchała, przykucnęła przy Itachim. Krwawił, ale był jeszcze przytomny.
Pomogła mu się podnieść, czując jak wszystko w jej wnętrzu się kurczy z bólu.
Zacisnęła mocno zęby i oparła jego ramię o swoje. Ogień wydostał się na
korytarz, buchnął rozwścieczony i zajął się pochłanianiem starego dywanu.
Odciął drogę ucieczki Kakashiemu.
Konan
mimo drobnej i niepozornej postury była zwinna i silna. Szybko uwolniła się
spod silnego uścisku Kakashiego, rozcinając ostrzem skórę na nadgarstkach,
wbiła się głęboko w żyły. Od razu próbowała uciec, lecz powstrzymał ją
szarpnięciem za włosy. Plecami uderzyła o ścianę i błyskawicznie, jakby był to
odruch bezwarunkowy, pchnęła kilka razy nożem przed siebie. Końcówka ostrza nie
weszła głęboko, ale zdołała zranić siwowłosego.
- Przestań, Konan – zacisnął dłoń na
ranie, krew wyciekała pomiędzy palcami. – To koniec, nie musisz tego robić.
Opanuj się. Mamoru nie żyje, a Hidan trafił do więzienia. Odpuść.
Kakashi
nie spodziewał się, że tak szybko poczuje się ospały. Tracił zbyt dużo krwi.
Płomienie zaatakowały drugie pomieszczenie, również schody.
- Właśnie o to chodzi, Kakashi –
powiedziała ze stoickim spokojem. Była wyluzowana i nadzwyczaj opanowana. – Ja
już nie mam nic do stracenia.
Wpadła
na Kakashiego, zdołał zablokować rękę władającą ostrzem, ale nie pokonał ciężaru
ciała Konan. Oboje wlecieli w płomienie.
###
DWA
TYGODNIE PÓŹNIEJ
- Jesteś pewny, że tego chcesz? –
Sakura przystanęła przy Itachim, przytuliła się do niego. Objął ją swoim
ramieniem.
- Tak – pocałował ją w czoło,
odchyliła głowę do tyłu, ponowił pocałunek, lecz tym razem w usta.
Obok
nich z piskiem przebiegła rozbawiona Kaori, niemal przewróciła się o własne
nogi, ale cudem utrzymała pion. Za nią truchtał Sasuke, wzruszył do nich
ramionami i pobiegł dalej. Kaori znowu poplątały się nogi, tym razem nie udało
jej się odzyskać równowagi, leciała na ziemię. Tuż przed samym upadkiem Sasuke
złapał ją, opatulając rękoma za brzuch i podrzucił w górę. W locie odwróciła się
do niego twarzą. Śmiała się.
Itachi
zerknął na zegarek. Za chwilę powinna pojawić się ekipa z meblami. Zwrócił
uwagę na dom ze swojego dzieciństwa. Z zewnątrz wyglądał tak samo, tylko w
środku odświeżył go remont. Poczuł, że musi tutaj wrócić i będzie to
najodpowiedniejsze miejsce na nowy start. Nawet, jeśli w tym domu zginęli
ludzie.
Usłyszeli
trąbienie, ze strony pasażera wybiegł Troj, obszedł samochód i kucnął przy
kole. Palcem przejechał po jasnej rysie na czarnym lakierze.
- Zarysowałeś go, idioto! – krzyknął
wściekły. – Mówiłem ci, że nie masz się pchać, ale ty musiałeś!
Siwa
czupryna wychyliła się ze środka. Kakashi oparł rękę na drzwiach, które
chroniły go przed Trojem.
- Nie panikuj. To tylko małe
zadrapanie – machnął do Itachiego i Sakury. – Ahoj, żeglarze.
- Urwę ci jaja! – Troj zrobił krok w
jego stronę.
- Poczekaj, poczekaj. – Kakashi szedł
tyłem w kierunku furtki, przeszedł przez nią i zamknął za sobą. – Nie
przejdziesz – uniósł do góry ręce, przybierając szelmowski uśmiech.
- Zapomniałeś, że brama jest
otwarta? – Troj się nie spieszył, idąc w kierunku bramy nie odrywał wzroku od
Kakashiego.
- Nie zachowujmy się, jak dzieci,
dobra? – podrapał się po głowie. – Jesteś głupi, jeśli myślisz, że będę przed
tobą uciekać.
- Uciekaj – zatrzymał się kilka
metrów od siwowłosego.
- Jesteś… - Troj tupnął, Kakashi
podskoczył gotowy do ucieczki. – To
tylko samochód.
- Uciekaj – powtórzył donośniej.
- To… Kurde!
Kakashi
zerwał się sprintem do ucieczki. Sakura i Itachi zaśmiali się wesoło, po czym
Sakura wtuliła się mocniej w ukochanego. Itachi, widząc radość na twarzach
bliskich odczuł niesamowicie wielki przypływ pozytywnych emocji.
- Sakura wiem, że to może nie
najlepszy moment…
- Hm? – odsunęła od niego głowę,
pocałowała go, a potem wlepiła w niego swoje zielone oczy. Bez siniaków i opuchlizny
znowu wyglądała przepięknie.
- Może powinienem rozegrać to
inaczej, ale… - zawahał się, czuł, jak trema gniecie go od środka. – Wyjdziesz
za mnie? – powiedział niepewnie, ale Sakura zdawała się tego nie zauważyć.
- Za ciebie? – wydymała usta i
zmrużyła oczy. – A co jeśli uciekniesz mi sprzed ołtarza?
Itachi
otworzył usta, chciał już się wybronić, gdy ona przyłożyła mu palec do warg.
- Jasne, że za ciebie wyjdę
głuptasie – poczęstowała go najnamiętniejszym pocałunkiem, jaki kiedykolwiek od
niej otrzymał.
Ciężarówka
podjechała pod bramę. Czas rozpakować wspólne meble.
_______
Zamierzałam
zrobić z tego dramat, ale ostatnio spotyka mnie zbyt wiele dobrego, więc się
nie dało ;p. I’m really sorry :D.
To jedno z najlepszych opowiadań jakie czytałam ,naprawdę masz talent :) Wszystko w nim było idealne :3 Czekam z niecierpliwością już na następne :*
OdpowiedzUsuń