SASORI
Stojąc
z boku bacznie obserwowałem próby TenTen, nie spodziewałem się wielkich
efektów, przynajmniej nie od razu. Niestety wszelkie starania pogrążały nas
coraz mocniej. Wiedziałem, że nie będzie łatwo, ale takiego utrudnienia się nie
spodziewałem. Odrzucał każdorazowe podejście, niestety przez to jedynie
traciliśmy prawdziwego Itachiego.
Z trudem położyłem rękę na
barku dziewczyny. Była zmęczona, oddychała ciężko, ubrania przemokły jej potem.
Zdecydowałem to przerwać, choć tak naprawdę tego nie chciałem. Sądziłem, że ona
i jej umiejętności wystarczą, aby pokonać barierę, jednak dałem się prowadzić
złudzeniu.
-
Odpocznij – stwierdziłem po chwili.
-
Może mi się w końcu uda.
Westchnąłem, gdy usłyszałem
jej wyjątkowo słaby głos.
-
Nie dasz rady.
-
To, jak nie ona, to kto? - Deidara wtrącił lekko podniesionym głosem,
wyczuwałem jego irytacje.
Odpowiedź była banalna i
oczywista - nikt nie wypowiadał jej imienia na głos, ale każdy myślał o tej
samej osobie. Wiedziałem o tym, bo na twarzach zebranych osób pojawił się
smutek. Ten smutek, który zapowiadał kolejne trudne dla nas zadania.
Wyrzekliśmy się wszelkich zasad, jakie uznawaliśmy wcześniej. Wraz z Deidarą
narażaliśmy życie, a mimo tego nie umieliśmy odpowiednio wykorzystać naszej przewagi.
Itachi, wykończony i pobity,
roześmiał się jak świr zamknięty w klatce. Nagle przypominał mi Hannibala z
Milczenia Owiec – samotny, pewny siebie, pogrążony wariat z kilkoma
wizerunkami. Czasem taktowny, a kiedy indziej brutalny i przerażający.
-
No i fajnie. – Deidara z niesmakiem potrząsnął głową. - Teraz pojebaniec się
przebudził.
Zastanawiałem się, czy
warto komentować cokolwiek i zdecydowałem przemilczeć tę porażkę. Skinąłem
głową w kierunku drzwi, dzięki czemu przekazałem swój punkt widzenia – wyjść i
porozmawiać z dala od niego. Od razu po opuszczeniu pokoju, nazywanego przez
nas po prostu klatką, skierowałem się do lodówki. Z radością sięgnąłem po piwo,
błyskawicznie pozbawiłem butelki kapsla i przyłożyłem otworem szyjki do ust.
Poczułem ulgę, gdy na języku rozległ się chmielowy smak i przyjemny chłód w
żołądku.
-
Będziesz stał i pił piwo?
TenTen zmęczona położyła
się na kanapie, zanim jej głowa dotknęła poduszki zasnęła. Była wykończona,
choć nie chciała się do tego przyznać. Cieszyłem się, że przerwałem próby, bo
każda kolejna mogła ją zabić, i choć zdawała sobie sprawę i tak ponosiła
ryzyko. Podziwiałem ją, bo nigdy nie sądziłem, że człowiek może naprawdę się
zmienić.
-
A co mam robić? - odpowiedziałem, po dłuższej chwili. - Wiesz, jak ją znaleźć?
- wziąłem następnych kilka łyków. - Jeśli wiesz to mi powiedz, a ja to zrobię.
Znajdę ją i przyprowadzę.
-
Taaaaa. - Nienawidziłem, gdy przeciągał słowa, bo robił to wyjątkowo sztucznie
i brzmiało to raczej, jak miauczenie kota, niż bezradność, jaką próbował
osiągnąć. - Zahartowała się dla nas – wlepiał spojrzenie w śpiącą dziewczynę.
-
Wyrzuty sumienia to bardzo potężna broń. - Odpowiednio skwitowałem zachowanie
wszystkich, bo i my ugrzęźliśmy w odkupieniu.
-
Potężna motywacja – uśmiechnął się. Ostatnio rzadko, kiedy widywałem ten
uśmiech na jego głupkowatej twarzy.
Bez dłuższego zastanowienia
ponownie sięgnąłem do lodówki, aby podać drugie piwo partnerowi. Od niechcenia
wziął butelkę, ale jej nie otworzył. Żonglował nią, jakby był w cyrku.
-
Jeśli zginiemy na marne, to przysięgam, że znajdę cię w piekle i uprzykrzę ci
życie. Będziesz srał w gacie na mój widok – roześmiałem się, choć on traktował
to bardzo poważnie. – Serio, stary. Odważyłem się stanąć przeciwko Kisame,
przejąłeś Samehade, ukryliśmy Itachiego i próbujemy złamać pieprzoną pieczęć.
Wiesz, że jesteśmy chodzącymi trupami, prawda?
-
Czego się nie robi dla pokoju? - westchnąłem i ponownie zatopiłem się w smaku
piwa.
Deidara stał w ciszy, wciąż
żonglował butelką i obserwował TenTen. Był spięty i zestresowany, pod jego
oczami pojawiły się bruzdy. Wcześniej nie zwracałem większej uwagi na jego
twarz, bo sam dobrze nie sypiałem. Zbyt długo przebywaliśmy w wiecznym ruchu,
aby spojrzeć w lustro i przejąć się wyglądem. Chyba nawet tego nie chcieliśmy.
Z każdym dłuższym postojem doganiała nas śmierć.
-
Prześpij się – wzruszył ramionami. - Deidara poważnie prześpij się.
Potrzebujemy snu, być może to nam pomoże się skoncentrować i znajdziemy jakiś
sposób.
-
Myślisz, że położę się do łóżka i zasnę? - pokręcił głową, w końcu otworzył
butelkę. - Jesteśmy w epicentrum najważniejszych wydarzeń na Ziemi, a od tego,
co zrobimy dalej zależą losy ludzkości. Myślisz, że w takim wypadku potrzebuję
snu? - Nerwowo przetarł ręką twarz, po czym rozmasowywał skroń. - Potrzebuję
Sakury, aby to gówno się zakończyło. Sakury. Sakury. Sakury! - krzyk przebudził
na moment TenTen, która jęknęła, zmieniła pozycję i ponownie zasnęła.
-
Deidara...
-
Dobrze wiesz, że jedynie ona ma taką ilość wspomnień i dziwną magiczną moc, aby
go stamtąd wyciągnąć. A ty stoisz i pijesz piwo.
-
To się nazywa miłość.
-
Czyli coś czego nie znamy – odstawił otwarte piwo, po czym odszedł,
pozostawiając w moim sercu czarną dziurę.
Miał rację, bo
potrzebowaliśmy Sakury. Musieliśmy ich połączyć, ale nie wiedziałem, gdzie jej
szukać. Mogła być wszędzie, dosłownie wszędzie i nie chciałem tracić czasu na
szukanie jej po omacku.
W jednym tylko Deidara się
pomylił. Mam uczucia. Kochałem. Nadal kocham.
SAKURA
- To nieprawda – stałam z
zaciśniętymi pięściami i opuszczoną nisko głową.
Szukałam logicznego
wyjaśnienia. Mimo, że pokazał śmierć mojego ojca, wciąż nie mogłam w to
uwierzyć. W Itachim było coś dziwnego, obcego, tak jakby to nie on go zabijał.
Zbyt mocno ich kochałam, aby teraz dopuścić do siebie myśl o utracie dwóch
najbliższych mi osób. Miałam cichą nadzieję, że to jakaś gra, chora
manipulacja, aby zmotywować mnie do wyjazdu. Nie płakałam, o dziwo nie uroniłam
ani jednej łzy. Po prostu zabrakło mi sił, aby ponownie paść na kolana i
płakać.
-
Nie chciałem ci tego pokazywać. Właśnie, dlatego próbowałem cię odwieźć od
spotkania z Itachim. Go już nie ma.
W słowach Kakashiego
naprawdę wyczułam współczucie. Pierwszy raz przemawiał takim delikatnym i
spokojnym tonem, jakby poważnie nie miał zamiaru mnie ranić. On nigdy nie
przestanie mnie zaskakiwać. Zawsze, gdy odbieram go za czarny charakter od razu
znajdzie coś, co zmieni moje zdanie. Jest dla mnie intrygującą postacią.
-
Pozwól mi się z nim zobaczyć.
-
Po tym wszystkim nadal chcesz się z nim spotkać?
-
Tak – przytaknęłam głową. - Proszę pozwól mi się z nim zobaczyć, a wtedy uwierz
mi pojadę do Tokio. Muszę się z nim tylko zobaczyć. Po prostu muszę.
Zabił mojego ojca, ja
zabiłam jego matkę. Nie wiedziałam, o co chodziło w tych wszystkich
morderstwach, ale czułam, że jesteśmy marionetkami, które muszą zostać
powstrzymane. W pewnym momencie doznałam wizji, pewnej silnej ochoty na zabicie
jego i siebie. Uwierzyłam, że jedynie tym rozwiązaniem będziemy mogli być razem.
Po śmierci ludzie zasługują na spokój. Jednak w następnej minionej sekundzie
wybiłam sobie to z głowy. Ktoś musiał powstrzymać Akatsuki przed zrealizowaniem
chorych planów i nie ważne ile przyjdzie mi jeszcze poświęcić, będę próbować.
Po ujrzeniu śmierci własnego
ojca stałam się wrakiem człowieka. Poczułam się nagle pusta, jak studnia
porzucona gdzieś w środku pustyni. Nie widziałam nadziei dla siebie, tak nagle
wszystko we mnie umarło. Czułam, że przy nim odnajdę światło, nawet jeśli
będzie próbował mnie zabić. Dzięki niemu pierwszy raz postawiłam się mamie,
planowałam przyszłość z dala od jej zaborczości i twardej ręki. Dzięki niemu
naprawdę zaczęłam żyć.
-
Ja was ludzi nigdy nie zrozumiem – odrzekł z rezygnacją. - Nie mogę zrozumieć,
jak można chcieć zobaczyć człowieka, który zabił ci ojca.
Największy problem, jaki
miażdżył moje serce tkwił w faktach. Itachi po przyjęciu do Akatsuki został
zapieczętowany, doskonale o tym wiedziałam. Akatsuki to organizacja, do której
nie da się dostać tak po prostu, nie ma testów, szkółki, ani innych dziwnych
warsztatów i szkoleń. Akatsuki jest dla wybrańców, ludzi naznaczonych w dniu
narodzin. Nie można od nich uciec, ani się przed nimi obronić. Itachiemu jednak
się udało, dzięki temu, że należał do starożytnego rodu. Samo nazwisko i geny
go chroniły. Musiał wyrazić zgodę, aby do nich dołączyć – niestety to za mało,
aby okazać lojalność. Pieczęć była zabezpieczeniem. Każdego dnia odbierała mu
duszę, robiła z niego bezlitosnego mordercę i potulnego pieska. Im dłużej był
zapieczętowany, tym mniejsze szanse do odwrotu. Być może nie zdawał sobie z
tego sprawy, ale w momencie zabicia mojego ojca nie był sobą. Właśnie w tym
tkwił mój problem, bo ja nie mogę się tym zasłonić. Zabijając Mikoto doskonale
wiedziałam, co robię. Czy mogę liczyć na przebaczenie?
-
Chcę spróbować go uwolnić – zajrzałam w jego mroczną duszę. - Da się?
-
Teoretycznie masz szansę – zamrugał dwukrotnie i uciekł spojrzeniem gdzieś w
dal. - Powiem szczerze, że Itachi mógłby się przydać. Jednak czy na pewno dasz
radę się z nim spotkać? Przeszłaś dużo i choć nie powinienem, to powiem
szczerze, że jestem pod wrażeniem twojej postawy. Nie powinnaś się już
rozsypać?
Znowu działał mi na nerwy,
sprawiał, że miałam ochotę rozerwać mu gardło własnymi pazurami.
SASORI
Uratuj mnie, proszę pomóż mi.
Obudziłem się na fotelu z
pustą butelką po piwie w ręku. Rozejrzałem się niepewnie, bo nie pamiętałem,
jak się tutaj znalazłem. Teoretycznie w mojej głowie zapanowała pustka.
Puściłem butelkę na podłogę i przetarłem rękoma oczy.
- Stary, co ty robisz?! Próbuję spać – zaspany Deidara mruknął
pod nosem.
To spadło na nas, jak grom
z jasnego nieba. Oboje spaliśmy, byliśmy zneutralizowani na nieokreśloną ilość
czasu i w tej samej chwili zrozumieliśmy, w jakiej pozycji się znajdujemy.
- O cholera!
Ruszyłem pierwszy,
zobaczyłem kątem oka, jak Deidara zrzuca poduszkę i zataczając się podąża za
mną. Był tak samo zdezorientowany, lekko oszołomiony, jak ja. Dobiegłem do
otwartych drzwi klatki i oparłem się o futrynę. Przetarłem jeszcze raz oczy.
- Jak to się, kurwa, stało?! – złapałem Deidarę za bluzę i
pchnąłem nim o ścianę. Wyładowałem pierwszy napływ wściekłości na nim, bo był
pod ręką.- Jak to się, kurwa, mogło stać?!
- Nie wiem! Nie pamiętam!
Pomieszczenie było puste,
co gorsza nie wiedzieliśmy, w jaki sposób udało mu się pozbyć łańcuchów, i
kiedy zbiegł. Puściłem Deidarę i kopnąłem otwartą obrożę, która jeszcze nie
dawno, więziła Itachiego.
- Co tu się, do kurwy nędzy, stało?! – powtórzyłem pytanie,
łapiąc się za włosy. Miałem ochotę wyrwać je wszystkie i w ten sposób ukarać
się, za tak wielką porażkę. Nie wierzyłem własnym oczom. – Jakim cudem
zasnąłeś?!
- Ja?! Sam też spałeś! – Deidara próbował się bronić, wyglądał
na przerażonego i szczerze dostrzegłem w nim teraz odzwierciedlenie biednego
dzieciaka przyłapanego na kradzieży chleba.
- To było bardzo łatwe – odwróciłem się, podążając za głosem.
TenTen wzruszyła ramionami. – Przyniosłam ci piwo, w którym utopiłam kilka
tabletek nasennych, a Deidara był na tyle głupi, że sam wyrwał mi szklankę, gdy
powiedziałam, że to lemoniada.
- Czy ty wiesz, co zrobiłaś?! – zbliżyłem się do niej, nasze
twarze znajdowały się w odległości kilku centymetrów. – Czy ty zdajesz sobie
sprawę, jak mocno nas pogrążyłaś?!
- Z tego, co wiem po tamtych próbach nikt nie miał planu.
Chcieliście znaleźć Sakurę, ale pomyślałam, że on sam ją odnajdzie, przez co
zaoszczędzimy czas. Nie mówiłam wam o tym, bo znałam twoją odpowiedź – skupiła uwagę
na mnie. - Nie zgodziłbyś się.
- I masz rację!
Z trudem powstrzymywałem się
przed zrobieniem jej krzywdy. Przez tak długi czas polowaliśmy na Itachiego, a
gdy w końcu nam się udało ona go wypuściła – dobrowolnie. Pozbawiła nas jedynej
szansy na przeżycie i jeszcze teraz nie rozumiała swojego błędu. Od razu
skierowałem się do lodówki, sięgnąłem po kolejne piwo i wypiłem je jednym
haustem. Musiałem zebrać myśli, znaleźć sposób na odwrócenie błędu tej
lekkomyślnej kretynki. Przyszło mi na myśl kolejne zdemolowanie pokoju, ale po
ostatnim napadzie szału nie wiele zostało do zdewastowania. Tak naprawdę
pozostawiłem przy życiu najbardziej niezbędne przedmioty.
- Wiesz myślę, że ona może mieć rację. – Deidara niepewnym
głosem poparł jej wyczyn.
- To weź lepiej nie myśl! – odpowiedziałem w złości. Teraz każde
słowa, nawet te najmądrzejsze, zostaną przeze mnie odrzucone. – Pierdole wasze
zdanie, a ty – skierowałem butelkę w stronę TenTen – zginiesz, jak tylko ich
odnajdę. Zajebię cię, jak psa i już nikt nie uratuje ci skóry – rzuciłem
butelką o ścianę, która z hukiem rozbiła się na małe kawałki. – Właśnie
wystawiłaś na siebie wyrok śmierci.
Ruszyłem ku drzwiom
wyjściowym, a wychodząc zadbałem o to, aby ich trzask, długo pozostał w tych
pustych głowach. Musiałem znaleźć Itachiego i go powstrzymać, bo w momencie,
gdy trafi na Sakurę, wpadnie w niekontrolowany szał. Nie wiedziałem, czy
dziewczyna będzie na tyle odważna, aby zabić go pierwszego.
ITACHI
Nie
sądziłem, że TenTen kiedykolwiek może tak zaryzykować i mnie wypuścić. Po tym
wszystkim, czego się dzisiaj dowiedziałem sam sobie nie ufałem, a jednak ona
twierdziła, że wypuszczając mnie robi przysługę światu.
Kuśtykałem przez las około
trzech godzin, choć szczerze mogłem błądzić znacznie dłużej. TenTen wskazała mi
drogę, obiecała, że kupi mi wystarczająco czasu, abym doszedł do celu. Wziąłem
pod uwagę porażkę, jednak mimo tego pierwszy raz od dawna żyłem nadzieją.
Żywiłem się nią, jak sępy zgniłym mięsem. Polegałem na intuicji, próbowałem
podążyć tam, gdzie wszystko się zaczęło. Wierzyłem, że ją odnajdę.
W trakcie wędrówki robiłem
przerwy. Połamane żebra utrudniały oddychanie. Z każdym pokonanym przeze mnie
krokiem otwierałem na nowo rany, krew pogłębiła czerń moich ubrań. Starałem się
utrzymać równowagę, liczyłem, że napędza mnie miłość. Chciałem wierzyć, że jest
jeszcze, co ratować, bo to była moja ostatnia nadzieja. Chłopaki pokazali mi
moje mroczne oblicze, wytłumaczyli, że jest we mnie coś, czego może nigdy się
nie pozbędę. Akatsuki mocno namieszało w mojej głowie, a ta pieczęć karmiła
moją mroczną stronę. Każdy ją ma. Westchnąłem i oparłem się o drzewo, aby
odetchnąć. Musiałem złapać oddech, spróbować nie zwymiotować i nie zemdleć.
Byłem niedaleko celu, jeszcze trochę i będę na miejscu.
Niestety ścieżka ciągnęła
się w nieskończoność. Sasori nie szczędził na sile, gdy zadawał ciosy. Naprawdę
mocno mnie pokiereszował i przyznam, że po uwolnieniu myślałem o tym, aby go
zabić. Jednak w końcu z trudem powstrzymałem tę żądzę. Musiałem udowodnić, że
jestem panem swojego losu i mimo tych wszystkich śpiewek dotyczących pieczęci, mogę
zapanować nad sobą.
Ruszyłem dalej w drogę.
Nawet obawa przed skrzywdzeniem Sakury mnie nie powstrzymała. Wierzyłem w
siebie.
SAKURA
Opierałam
się o barierkę, znudzony wzrok wlepiałam w wzburzone fale. Wszędzie panowała
głucha ciemność, nawet stwory z centrum Shoji nie zapuszczały się tak daleko.
Tkwiły tam, gdzie przebywała największa liczba osób. Czas grał na moją
niekorzyść, nie ukrywałam, że jeśli mnie zauważą mogą mnie zabić. Ryzykowałam
dla niego życiem. Być może nie dla niego, a dla swojego przeczucia. Pojawi się
tutaj. Przyjdzie.
Zachowywałam pełną
czujność. Od czasu do czasu wnikliwie obserwowałam otoczenie, w strachu przed
spotkaniem. Miałam tremę, pożerała mnie od środka. Kakashi ostrzegał mnie przed
konsekwencjami tego spotkania, najprawdopodobniej Itachi od razu rzuci mi się
do gardła. Mimo tego nie mogłam uwierzyć, że to zakończy w ten sposób, po
prostu nie brałam tego pod uwagę. Kochałam go, dzięki niemu poznałam, czym
naprawdę jest miłość i wiedziałam, że on odnalazł we mnie to samo.
- Masz jeszcze czas, aby się wycofać – wstrzymałam oddech, po
czym opróżniłam błyskawicznie płuca, gdy zobaczyłam, że to Kakashi.
- Obiecałeś, że pozwolisz mi to zrobić i bez względu na to, jak
rozwinie się akcja nie zainterweniujesz.
- Ale skąd wiesz, że przyjdzie? – próbował zasiać we mnie ziarno
zwątpienia.
- Po prostu wiem. Idź już proszę, bo chcę być sama, jak tutaj
przyjdzie.
Nie sądziłam, że to
zadziałała, ale jednak Hatake zniknął. Wrócił skąd przyszedł i pozwolił mi na
spokojne zrealizowanie planu. Ten potwór czasem denerwował mnie swoją
nadopiekuńczością, bo właśnie tak to teraz odbierałam.
Rozproszona przybyciem
Kakashiego całkowicie zapomniałam, po co tutaj przyszłam. Pochłonęły mnie jego
dziwne wybryki. Z prób rozgryzienia roli Kakashiego w tym przedstawieniu,
wyciągnęło mnie głośne sapanie i cichy chichot. Pierwotnie pomyślałam, że to
jakieś dzikie zwierzę zabłądziło, ale później, gdy odwróciłam głowę zdałam
sobie sprawę ze swojego błędnego osądu. Odsunęłam się od barierki, niepewnym
krokiem ruszyłam w jego stronę. Próbowałam się uśmiechnąć, jednak coś w nim mi
na to nie pozwalało. Patrzył na mnie rozwścieczonym wzrokiem. Oczami, w których
nie odnajdywałam miłości. Był pochłonięty wściekłością i wtedy zrozumiałam, że
Kakashi miał rację. Byłam detonatorem dla bomby schowanej w jego sercu.
- Itachi, poczekaj! – krzyknęłam, machając nerwowo rękami.
Z pochylonej pozycji i
grymasu na twarzy nagle przemienił się w skamieniałego myśliwego. Ruszył w moją
stronę z wielką prędkością, napierał napędzany nienawiścią - pieczęcią. Czułam,
że jest gotów zginąć, aby tylko osiągnąć cel.
Przywarłam do barierki. W
pewnej chwili wpadłam na pomysł, który mógł pomóc nam obu. Itachi rzucił się na
mnie z pięściami, instynktownie zrobiłam sprawny unik i łapiąc go od tyłu, oplotłam
ręce wokół jego klatki piersiowej. Błyskawicznie przerzuciłam nas przez
barierkę. Nie wiedziałam, dlaczego zareagowałam w ten sposób – postawiłam wszystko
na jedną kartę. Marzyłam, że to głupstwo przyczyni się do powrotu do początku.
Tego początku, w którym nikt nie myślał o śmierci.
Nasze ciała wpadły do wody.
Niska temperatura sparaliżowała moje kończyny, odebrała dech w piersiach.
Miałam wrażenie, że woda miażdży moją klatkę piersiową. Tonęłam.
Jestem co najmniej przerażona samą postawą Itachi'ego gdy zobaczył Sakurę . Co do pieczęci od razu wyjaśniają się jego dziwne zachowania.Czekam na dalszy ciąg historii .
OdpowiedzUsuń